Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na selene odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Pewnie linki będą latać choćby po wykopie. Ja raczej kolejny rok odpuszczam, choć może, jak nie padnę, odpalę sobie choćby początek do snu. Zestaw nominowanych trochę lepszy, niż rok czy dwa lata temu i nawet sporo z nich obejrzałem bez zmuszania się (a że mało co ostatecznie zrobiło na mnie wrażenie, to inna sprawa). Abstrahując od chorej dla Europejczyków pory emisji, czasu trwania i formy gali, to jak widzę, kto ma ją w tym roku prowadzić, to tym bardziej skłaniam się do decyzji o spasowaniu xD Psie Pazury za najlepszy film i/lub reżyserię, Diuna techniczne, ale może jednak coś z głównej puli, Licorice Pizza jako największy pominięty (słusznie), może "niespodzianka" z nagrodą za scenariusz dla Nie Patrz w Górę. Aktorsko czuję, że wyróżnią Willa Smitha. Tak to widzę.
  2. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na MBeniek odpowiedź w temacie w Mass Effect
    Oj tak, Lair of the Shadow Broker to kozak. Do wymienionych zalet warto dopisać jeszcze świetny, nowy kawałek w OST. No i ta atmosfera: najpierw wizyta na jednej z bardziej klimatycznych planet/miast w serii, a później oryginalny i interesujący patent ze statkiem poruszającym się w atmosferze na granicy dnia i nocy. Kreatywnie i ciekawie. Jedno DLC i jedna nowa rasa, ciekawsza, niż cała menażeria z Andromedy (a tam ile tych nowych ras było w całej grze, dwie, trzy xD?).
  3. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Walking Dead: Sezon 3 (A New Frontier) i sezon 4 Powrót do świata WD po kilku latach przerwy. 1 i 2 sezon (plus DLC) ogrywałem na kompie, przenosząc dalej save'y, ale trójki już mój blaszak nie pociągnął, więc utknąłem trochę w próżni, bo sięgać po konsolowy port i robić jakieś cuda z importem save'a mi się nie uśmiechały. Koniec końców, kiedy już odpaliłem trzeci sezon na nowym sprzęcie, okazało się, że "fizycznie" importować zapisu już się po prostu nie da, a jedyna opcja to instalacja S2, eksport do chmury i import w trójce, oczywiście wszystko to z używaniem konta Telltale, które swego czasu już w ogóle nie obsługiwało tych gier xD. No ogólnie jebać takie motywy, musiałem sobie symulować swoje wybory na początku S3, co w sumie i tak opierało się bardziej na instynkcie, bo wielu rzeczy już po prostu nie pamiętałem Ogólnie to mniej więcej nadal te same gry, co zawsze, tyle, że tym razem chyba jeszcze bardziej ograniczające nam kontrolę nad postaciami (a jakakolwiek "zabawa" ekwipunkiem praktycznie zaniknęła). To chyba najmniej interaktywne sezony z całej serii. Nie, żebym jakoś mocno potrzebował łażenia postacią i rozwiązywania zagadek akurat w serii Walking Dead, która przecież zawsze opierała się na budowaniu relacji z postaciami, fabule i trudnych decyzjach, no ale tutaj już naprawdę czuć, że to samograj bardziej do oglądania, niż grania. Historia i postacie w przypadku Nowej Granicy to odbicie w bok od przygody Clementine (która pełni tu rolę drugoplanowego NPC) i jak można się było spodziewać, taka decyzja to niewypał. Jakby chociaż nowa ekipa bohaterów była interesująca i charakterna, to nie byłoby to aż takim problemem. Sęk w tym, że są to postacie w większości bezjajeczne i nieciekawe, nie mówiąc o tym, że funkcjonują w oderwaniu od reszty serii i ani nie mamy tu powrotu znajomych z poprzednich sezonów, ani bohaterowie ANF nie wracają w finałowych odcinkach. Czyli ogólnie mówiąc dygresja, z której największe znaczenie dla całej serii ma wątek Alvina Juniora. Tu przejdę do tej lepszej z opisywanych części. W czwartym sezonie twórcy (swoją drogą proces produkcyjny to był niezły bajzel, w praktyce pół gry zrobiła jedna ekipa, a pół druga) naprawili swój błąd i oddali nam kontrolę nad znaną i lubianą Clem. Historyjka jest całkiem zgrabnie poprowadzona i zabieg pachnący Władcą Much, czyli mała społeczność ocalałych dzieciaków ze swoimi rządami i zwyczajami, całkiem mi przypasował. Mamy powroty, mamy dylematy, mamy wzruszenia (wywołane dosyć tanią i oczywistą metodą, ale spełniającą swoje zadanie) no i przede wszystkim w miarę ciekawych bohaterów i swego rodzaju pętlę, bo tym razem to Clem jest opiekunem i nauczycielem młodego podopiecznego. Całość była wciągającą przygodą, nawet dla osoby nie mającej dosłownie nic wspólnego z szeroko pojętym światem Walking Dead. To też najlepszy (przynajmniej z tych, w które grałem) samograj od Telltale.
  4. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Średniaczek z naprawdę głupimi zagrywkami fabularnymi, z pomysłem wyjściowym na czele. Wiadomo, że fajnie było oglądać różnych bohaterów z innych uniwersów, ale w dużej mierze to był tylko fan service bez jakiejkolwiek głębi ich charakterów. Wychodzi na to, że pierwszy Spider z Hollandem (którego swoją drogą lubię i pasuje mi jego interpretacja pająka, no ale jak scenariusz niedomaga, to aktor wiele nie wskóra) udał się chyba przez przypadek. Typowe MCU, co w sumie nie jest zaletą, ale oznacza też, że poniżej pewnego poziomu zjadliwości nie spada, ot luźne, plastikowo-kolorowe kino, obejrzeć i zapomnieć. Pomyśleć, że w okolicach premiery korciło mnie, żeby iść do kina. No i tak zmarnować potencjał sceny z wejściem Doc Ocka, nie używając jego motywu muzycznego z S2, no słabo słabo.
  5. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kalel odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    W Multikinie nadal są, przynajmniej poniedziałek-piątek, co prawda z wyłączeniem kilku rzędów, no ale i tak spoko.
  6. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kalel odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    O widzisz, jakoś mi umknęła wzmianka o tych 20 latach, to by miało sens, w sumie to nie nowina, że aktorzy grają często dużo młodszych bohaterów. Co nie zmienia faktu, że to już nie młokos.
  7. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kalel odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Wczoraj byłem, no i wrażenia po seansie mógłbym podsumować memem "jakieś to wszystko takie nie wiem". Najpierw wtrącę jeszcze parę uwag o czynnikach "zewnętrznych", mianowicie jakość obrazu w Multikinie była po prostu tragiczna, na granicy wyjścia z sali z niesmakiem. Nie wiem, czy to jednorazowa wpadka techniczna, kwestia trafienia na gorszy rzutnik, wina operatora czy ki chuj (pierwszy raz czegoś takiego doświadczyłem), no w każdym razie pomijając rozmazanie przywołujące skojarzenie z niską rozdzielczością obrazu, wszystko było niewyraźne, mdłe, bez czerni, za to ze znanym z niektórych gierek "mlekiem". Tyle dobrze, że nie przepłaciliśmy, ale niesmak duży. Co do samego filmu: dawno nie miałem takiego hajpu, podkręcanego zarówno przez świetne trailery, teasowaną ścieżkę dźwiękową, obsadę no i o oczywiście spływające od premiery opinie. Niestety, zawiodłem się na efekcie końcowym, choć to nadal dobry film. Pierwsza rzecz: zdecydowanie zadziałała zasada, że czasem mniej=więcej. Film jest rozwleczony i po ~2,5h byłem zwyczajnie znużony niekończącą się "końcówką". A nie jestem widzem, który traci uwagę oglądając cokolwiek powyżej dwóch godzin, wręcz przeciwnie, raczej lubię długie seanse. Sporo scen można by skrócić/wywalić bez żadnego negatywnego wpływu na całość. Nie pomaga powolne tempo, którego nie uznaję za wadę, ot taki trochę inny, bardziej "detektywistyczny" Batman, co do zasady nie mam nic przeciwko. Ale momentami odczuwałem pewien chaos w narracji i wrzuconych wątkach czy bohaterach. Nie mówiąc już o pomniejszych głupotkach scenariusza, których punktowanie pewnie już w temacie miało miejsce. I nie panowie, to nie jest tak, że wszystko można sprowadzić do hasła "przecież to film o gościu przebierającym się za nietoperza, a wy oczekujecie logiki beka z was xD", bo jest coś takiego, jak konwencja, a tutaj jest ona prawie naturalistyczna, chyba nawet bardziej, niż u Nolana. Sam gacek ze względu na sympatię do Pattinsona ma u mnie taryfę ulgową, choć casting wcale nie jest taki oczywisty i w ogóle nie zdziwią mnie głosy, że nietrafiony. W masce i zbroi prezentuje się świetnie i jako Rycerz Mroku robi robotę: metodyczny, skuteczny, zimny, a kiedy trzeba, to nakręcony i agresywny. Ale jako Bruce Wayne...no nie, nie siadło. W ogóle ciężko mi po tym filmie powiedzieć, "jaki" był ten Batman. Na pewno cichy i smutny xD. Mógłbym tu użyć wyświechtanego "emo", bo w sumie tak jest. Co byłoby bardziej na miejscu, gdybyśmy faktycznie oglądali pierwsze jego kroki w stroju nietoperza, ewentualnie dostali jakąś 20 letnią wariację tego bohatera, ale nie bardzo pasuje do doświadczonego już kolesia przed czterdziestką (tak, opieram się na wieku aktora, bo w filmie nigdzie nie ma mowy o wieku, no ale z kontekstu można wywnioskować, że to nie młody "panicz Wayne", który dopiero co przejął majątek rodziny). Momentami wypadł też naiwnie, choćby ten wątek Na plus na pewno Pingwin, cała postać w punkt, a od Farrella czuć, że dobrze się bawił w tej roli. Poza tym oczywiście Dano, rozmowa choć momentami moocno szarżował i to w takim dosyć oczywistym dla "geniusza-świra-złoczyńcy" stylu. W ogóle film był mniej subtelny i oryginalny, niż bym się spodziewał, czego przykładem jest też No ale może teraz się już czepiam. Props dla Kobiety Kot, choć jej zachowania momentami niepoważne (szczególnie "skuteczność" kamuflażu xD). Reszta trzymała poziom. Na plus OST (ale main theme mi się trochę osłuchał przed premierą, potwierdzenie, że nie warto tak robić), udźwiękowienie mocarne (po raz pierwszy od daawna poczułem świetnie zrobione efekty przestrzenne, w pewnym momencie zastanawiając się, czy to na sali komuś dzwoni telefon), wizualnie cacko, no ale ten aspekt miałem zepsuty. Sceny akcji w większości świetne i emocjonujące. Na minus końcówka w Garden. Hollywood jakoś nie radzi sobie z sensownym zamykaniem filmów, a często w ogóle z klasycznym III aktem opowieści. Pasowałoby sobie powtórzyć seans w domowym zaciszu, żeby docenić estetykę, no tyle, że nie bardzo mam na to ochotę xD. Potencjalnej kontynuacji nie wyczekuję, ale może będzie jak z trylogią wspomnianego już Nolana i druga część rozwali system po poprawnej jedynce? Zobaczymy. Wizyty w kinie (abstrahując od wspominanych problemów) nie żałuję i każdy, kto choć trochę lubi Batka i DC i tak ma obowiązkowy seans, ale to nie było to. Albo ja już nie jestem w stanie się emocjonować superbohaterami tak, jak powiedzmy w tym 2008. Proste rozwiązanie: chodzić na seanse tak z 2 tygodnie po premierze i omijać weekendy. Generalnie od -nastu lat tak oglądam filmy w kinie i naprawdę na palcach jednej ręki policzyłbym sytuacje, kiedy ktoś mnie drażnił swoim zachowaniem (najczęściej szeleszczenie papierkami, ale w skali całego filmu to jest kilka minut, nie żebym to tłumaczył, bo oczywiście mnie wkurwia, ale da się przeżyć). Jest jeszcze wersja dla twardzieli: seanse w porach typu 12:00-15:00 (o ile są), ale to już trochę masochizm, aczkolwiek raczej skuteczny (no chyba, że trafi się na wycieczkę szkolną xD). No nie wiem, tutaj przecież z miastem jest dokładnie ten sam motyw: misz masz typowych metropolii USA (nie znam ich na tyle, żeby rozkminić, czy to jest sklejone z istniejących budowli, czy zaprojektowane od zera), no ale stylu to zbytnio nie ma, pomijając styl wizualny filmu jako całości.
  8. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Rayman: Legends Może nie do końca na miejscu jest odhaczanie tej gry jako "ukończonej", skoro nie zaliczyłem jeszcze wszystkich etapów Origins i w ogóle mam jakoś z 400/700 lumów, ale creditsy już były więc niech będzie. Tu od razu pytanie do znających temat: warto sięgać po Origins w postaci osobnej gry, czy nic nie stracę, zaliczając te poziomy zawarte w Legends? Może to brzmieć śmiesznie, ale pytam głównie w kontekście poznawania "fabuły" xD. Co do samego Legends, to gra jest fantastyczna, no nie da się nie ulec urokowi tej oprawy, animacji, wesołych odgłosów i ogólnie bajkowego klimatu. Ostatni Rayman, w jakiego grałem, to dwójka, miło go wspominam, ale ta seria chyba faktycznie lepiej się "czuje" w 2D. Responsywność i sterowanie są świetne, levele mają odpowiednią długość, checkpointy są (w większości przypadków) tam, gdzie należy. Dostajemy różnorodność pod względem estetycznym (różne tematyczne światy-obrazy) i pod względem patentów (tu latamy, tu uciekamy, tu korzystamy z pomocy kompana), proporcje są odpowiednie i w rezultacie nie ma nudy. Poziom trudności jest dobrze wyważony, choć były momenty frustracji, no i dużo zależy od tego, czy chcemy grę maksować (mi do pewnego czasu się chciało), bo trzeba być uważnym i zręcznym, żeby znaleźć wszystkie znajdźki na każdej planszy. Tu niestety mam zarzut do devów, bo system jest stworzony tak, że powtórki poziomów mogą nam pogorszyć rezultaty. Powiedzmy, że na danym poziomie znaleźliśmy 8/10 Małaków i ponad 600 lumów (tyle trzeba, żeby dostać złoty puchar). Odpalamy go ponownie. Znaleźliśmy brakujących kurdupli, ale jeśli tym razem nie chciało nam się łapać wszystkich świetlików, to na koniec dostaniemy np. brązowy puchar i w rezultacie nadal level nie jest wymaksowany xD. Koniec końców, ile byśmy nie zrobili za pierwszym razem, przy powtórce i tak musimy zrobić wszystko od nowa. Niezbyt sensowne. No także trochę żałuję, że tyle lat zwlekałem (demko było jedną z pierwszych gier odpalonych przeze mnie na PS3 w 2013), ale gra się dosłownie nic a nic nie zestarzała, nawet śmiga w FHD na PS3, więc zgrzytu brak. Syte, cieszące oko, zabawne, platformówkowe doświadczenie.
  9. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    Dynamiczne gry dla DOJRZAŁYCH graczy, z przełomowymi patentami, ciekawą narracją i potężną oprawą vs. jakieś nerdowskie fantazje i klikanie mieczykiem w smoki? Wybór jest oczywisty. Aż dziwne, że bożek polskich pececiarzy, czyli Gothiczek, tak wcześnie odpadł, jednak minimum rigczu jest na forum.
  10. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Ori and the Blind Forest W związku z upgradem PC zaczynam duże nadrabianie pozycji, których z takich czy innych względów nie zaliczyłem na poprzedniej generacji. Wyżej wymieniona jest jedną z nich. Wchodziłem w sumie w ciemno, wiedząc jedynie, że "artyzm" i czytając zachwyty w necie. No i faktycznie to bardzo dobry tytuł. Na wspomniany artyzm, szczególnie w takim baśniowym, natchnionym stylu, nie jestem zbyt wrażliwy, więc nie przeczytacie o jakichś wzruszeniach itd. Oczywiście oprawa jest fantastyczna, muzyka ładna (co prawda nie będę do niej wracał, ale ma swoje momenty), na czele z animacją. Niestety są z nią pewne problemy gameplay'owe, bo tła i przeszkody czasem się zlewają (szczególnie, kiedy skupiamy się na jakimś szybkim, wymagającym fragmencie planszy), nie mówiąc o sytuacjach, kiedy coś jest wręcz zasłonięte. Czasem z czytelnością jest problem, a nie jest to przecież powolny samograj, w którym podziwiamy widoczki, tylko dosyć wymagająca, momentami wręcz skillowa, platformówka. Ale to w sumie szczegół. Gra się natomiast dobrze, choć żeby "pyknęło" musiała minąć ta godzina-dwie, kiedy już zacząłem trochę rozwijać bohatera i dostałem do dyspozycji nowe ruchy. Ori to metroidvania i mimo, że przy każdej kolejnej grze tego typu początkowo jestem sceptyczny i cały ten trend trochę mnie męczy, to nie da się ukryć, że schemat po prostu działa i potężnie wciąga. Generalnie nie dostajemy tu nic specjalnie odkrywczego w tej materii, choć pojawiają się ciekawe patenty typu zabawa z grawitacją. Mimo, że nie byłem jakoś mocno do tego motywowany, to i tak starałem się zwiedzać wszystkie zakamarki i odkryć jak najwięcej obszarów mapy. Szkoda, że są momenty, kiedy nieodwracalnie tracimy dostęp do niektórych z nich, a NG+ ani powrotu na mapę po skończeniu fabuły już nie ma. Przez to też nie mogę sprawdzić, ile ostatecznie razy zginąłem, bo i taki licznik jest w menu (przed ostatnią sekcją było to coś ponad 300 deadów). A ginie się często, oj często. Ori jest wymagającą i momentami po prostu trudną gierką. Wjeżdżającą na ambicję, satysfakcjonująca, ale czasami też niezbyt sprawiedliwą. Niestety byłem zmuszony grać na klawie i myszce (dash w tym układzie to niemal akrobacja), co nie było tutaj bez znaczenia. W ogóle za sekcje "uciekane", na czele z końcówką, karny kutas dla designerów, bo to jedna z tych zagrywek, kiedy nagle dostajemy plaskacza i poziom trudności skacze na chwilę kilka poziomów w górę, a cała "zabawa" opiera się na wielokrotnym powtarzaniu levelu i uczeniu się go na pamięć. Nie lubię takich akcji. Nie pomaga system save/continue, szczególnie, póki nie wyrobimy sobie nawyku (albo nie starcza nam "many", jak to bywa na początku przygody) częstego tworzenia punktu zapisu. No parę razy zakląłem, ale ogólnie nie było tragedii. Całość pękła w 9h i nie nudziłem się ani trochę. Ogólnie świetna, piękna gierka, ale z tych, po których nie nosi mnie, żeby brać się jak najszybciej za sequel.
  11. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker odpowiedź w temacie w Rockstar☆ Games
    Był checkpoint, jakoś przed pościgiem za wozem strażackim, o ile się nie mylę, to pierwszy taki przypadek w serii. edit: nie widziałem, że następna strona z odpowiedziami już jest.
  12. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na ProstyHeker odpowiedź w temacie w Rockstar☆ Games
    Ja sobie dziś odpaliłem "remaster" na PC, parę minut GTAIII na próbę (sterowanie na klawie nie działało xD no ale i tak miałem grać na padzie), a następnie VC, też "na "chwilę", ale wciągnąłem się i zaczęło się robienie misji, zajęć pobocznych i zwyczajne jeżdżenie ze znaną i lubianą muzyczką w tle. Ze wszystkimi wadami i problemami tej edycji, jedno jest niezmienne: jej trzon to nadal świetne gry i mimo wszystko odświeżenie pomaga w dosyć bezbolesnym wskoczeniu do rozgrywki w 2022 roku. Wizualnie są fajne momenty, przede wszystkim dobre wrażenie robi oświetlenie (uprzedzam, że nigdy nie bawiłem się w jakieś mody do starych odsłon, nie moja bajka). Oczywiście, że powinno być to zrobione lepiej, porządniej i taniej, ale co ja poradzę, że jak zobaczyłem ukochane Vice City w nowej odsłonie i śmigałem sobie słuchając klasycznego OST, to zwyczajnie mi się gęba uśmiechała? No ale więcej, niż 50 zł bym za to nie dał xD.
  13. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    No właśnie, spędziłeś ten czas za granicą, a wypowiadasz się o tym, jak było w Polsce. A realia były takie, że w czasach, o których mówisz, kiedy X360 faktycznie dominował ofertą grową i innymi aspektami, to prawie cała brać konsolowa (i część przerzutów- blaszakowców, którzy do dziś stanowią mocny element zielonej armii) łyknęła konsolę MS bez popity, również dzięki dobrej cenie, "elastyczności" technologicznej (tańsza wersja bez HDD i wyjście VGA, żeby podpiąć pod monitor, zamiast odkładać na jakąś plazmę HD Ready) i oczywiście piratom. Jak komuś zależało na Live, to kombinował i się łączył (co w żadnym stopniu nie umniejsza patologii, jaką było zlewanie naszego rynku przez zielonych). Nigdzie nikt nie czcił HS ani U1, PS3 do ~2008 było rzadkim towarem, raz, że drogie, dwa, że słaba oferta exów, trzy, że sporo multiplatform miało problemy na chlebaku i to nie były głosy hipsterów, a byłem wtedy tu na forum i czytałem ówczesną prasę, więc wiem jak było. A to, że obecnie oceniamy całą generację i koniec końców za lata 2010 i w górę większość tu obecnych ma pewnie lepsze wspomnienia ze sprzętem Japończyków (a same gry też się obroniły), to chyba naturalne. To konkurs popularności i osobistych wrażeń, a nie klepanie po plecach rzekomo niedocenionego Xa. Zaakceptuj po prostu to, że X nie "przegrywa" przez jakieś mityczne czynniki subiektywne (trochę na pewno też), ale również w oczach graczy, którzy mieli do niego dostęp. Bo mam wrażenie, że tworzy się jakiś mit zapyziałej Polski zakochanej ślepo w marce Sony, z premedytacją ignorując to, że po prostu "zadecydował rynek" i czynniki obiektywne. Tak, jak w latach 90 wybrano PSX, zamiast N64 (ukochanego przecież za czasów pegaza Nintendo), po premierze PS2 dużo graczy postawiło na DC (zabitego przez Segę, a nie złych, nie wiedzących, co dobre, klapów), a w poprzedniej generacji PS4.
  14. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    Większość wyborów łatwa, ale BioShock vs. Mass Effect 2 Mass Effect 3 vs. Deus Ex: Human Revolution Mass Effect vs. Batman: Arkham Asylum no nie powiem, ciężar. ME jakoś tak trafiło na samych kozaków. Odruchowo dałbym głos we wszystkich przypadkach na przygody Sheparda, ale chyba po raz pierwszy zagłosuję w sposób "wyrachowany". Najlepszym ME jest dwójka i to ona będzie walczyć pewnie przynajmniej do ćwierćfinałów, a DE i Batman są rewelacyjnymi grami (przy czym pierwszy ME zestarzał się w temacie gameplay'u zdecydowanie gorzej, niż AA) i wolę przyłożyć rękę do ich awansu.
  15. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    DSJ w końcu trafił na godnego przeciwnika.
  16. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    @Bzduras Dzięki za wyjaśnienie.
  17. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Tradycyjnie sprawdzając Oscarowe produkcje: King Richard: czyli standardowy film "pod nagrody". Biograficzny, z lekkim komentarzem społecznym, wzloty i upadki, ale generalnie feel-good movie. Jeśli kogoś interesuje tenis, a już szczególnie historia sióstr Williams, to pewnie pozycja obowiązkowa, ja podchodząc jako totalny laik, mający wyjebane na ten sport, ale chcąc obejrzeć po prostu typowy hollywoodzki film "o karierze sportowców" byłem w sumie kontent. O "Królu" i tak będzie się mówić głównie (jeśli nie "tylko") w kontekście roli Willa Smitha, który, owszem, ciągnie cały film, ale nie powiedziałbym, żeby rola była jakaś niesamowita czy wyjątkowa. Licorice Pizza: czyli trochę akcja w stylu "nie wypada nie chwalić', ale jakby się zastanowić to w sumie nie wiem, co w tym filmie takiego wspaniałego. No ale ja jestem prostym widzem. Albo po prostu rzekomy geniusz P.T. Andersona na mnie nie działa, bo w sumie z jego całej filmografii najbardziej pamiętam i cenię Magnolię, później TWBB a resztę jego tworów podsumowałbym jako przerost formy nad treścią i lekki pretensjonalizm. Tak jest i tu. Na pewno warto zobaczyć syna P.S. Hoffmana w jednej z głównych ról (i będącego, obok występów epizodycznych paru gwiazd, najjaśniejszym punktem filmu). Nightmare Alley: no całkiem niezły film z doborową obsadą (choć Coopera nie lubię i raczej nigdy mnie nie przekona) i ciekawą intrygą. Rozkręca się powoli, ale wbrew powtarzającym się głosom, że początek to nudy, dla mnie pierwsza połowa była najlepsza, a odkąd pojawił się wątek pani terapeutki, to zrobiło się jakoś tak miałko. Na koniec trochę za dużo "twistów" i szokerów. Na plus strona wizualna.
  18. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Jak napiszę w "pytaniach..." to pewnie nikt mi nie odpisze, więc wolę spróbować tutaj, wybaczcie: może mi ktoś w skrócie przedstawić, jak wygląda Game Pass na PC z Windows 10? W sensie: normalnie mogę sobie na kompie w ramach tej usługi grać w te wszystkie gierki z oferty? Istnieje jakaś opcja pozwalająca "wspomagać" się mityczną mocą chmury, jeśli mój sprzęt jest niezbyt mocny, za to net mam dobry (albo po prostu granie w pełni z chmury)? Pad pod PS4 (obecnie używany na PC w ramach DS4windows) będzie śmigał? Z góry dzięki.
  19. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Frantik odpowiedź w temacie w Ogólne
    Ja tak samo, nie żebym robił się na kozaka, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że skupianie się na elementach innych, niż czysta walka (przerywana piciem z tykwy) wybijało mnie z rytmu i w rezultacie utrudniało grę. No rzuciłem czasem shurikenem, ale ze względu na system "amunicji" przy większej ilości powtórek i tak zostawałem pusty. Zdaję sobie sprawę, że wychodząc ze "strefy komfortu" pewnie bym sobie mocno ułatwił życie, ale ja ogólnie mam takie podejście do niektórych gierek, że za dużo "atrakcji" mnie w pewnym momencie drażni.
  20. Nie nagonka, po prostu, jak niemal każdy "luźny" remake z dużą dozą inwencji twórczej ekipy rimejkującej, jest to gra na tyle inna od pierwowzoru, że funkcjonuje jako osobny twór i trudno polecić ją komuś jako alternatywę dla oryginału. Ciekawostka dla fanów, a ktoś mający świeży kontakt z serią powinien grać "po Bożemu". Ogólnie mówiąc to gra innej ekipy, ze stosunkowo niewielkim udziałem Kojimy, mocno dyskusyjnym podejściem do reżyserii scenek, nagranym na nowo voice actingiem i, co dla mnie chyba najbardziej obdzierało TTS z magii i spójności z MGS1, zmienionym OST.
  21. No ominął ominął, no ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, każdy ma chyba w swoim CV jakieś zaległe klasyki czy nawet całe serie. Sięgam co jakiś czas po takie tytuły i wniosek mam taki, że ograć po latach, owszem, można, a nawet trzeba, ale rzadko kiedy taki staroć wywoła autentyczny zachwyt. Także próbuj (oczywiście dołączam do przedmówców w kwestii wyboru między oryginałem a remakem, tym bardziej, że TTS wcale nie jest jakoś dużo mniej drewniane), ale nie nastawiaj się na cuda. Jedno jest pewne: muzyka się nie zestarzała.
  22. Finał mocny, ale głos oddałem raczej bez większego dylematu na MGS3. Ostatnia naprawdę wielka gra Kojimy, a już na pewno ostatni tak dobry MGS. Co tu dużo gadać, gra-legenda, choć początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tej całej dżungli, roku 1964 i niektórych zmian. Najlepsze w serii proporcje gameplay-scenki, w miarę znośny poziom "kodżimizmów", oprawa na mistrzowskim poziomie, EMOCJE. Typowa "dyszka". Obiektywnie patrząc gra na pewno się zestarzała (szczególnie wersja bez swobodnej kamery) i pewnie odpalając teraz komuś pierwszy raz GoW 2 i MGS3, w tym pierwszym przypadku wejście w gameplay byłoby zdecydowanie płynniejsze i łatwiejsze, no ale nie o to tu teraz chodzi. Ja w MGS3 gram bez zgrzytu do dziś.
  23. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    @michalcóż, część z tych aspektów to kwestia czysto subiektywnej oceny, ale jeśli grałeś ~20 lat temu to na pewno inaczej na to patrzysz. Ja zaliczając SF pierwszy raz w 2022 siłą rzeczy podchodzą do gry z dystansem, ale mimo wszystko: a) są gry, w które do dziś lepiej się gra mimo podobnego wieku b) już w 1999 mając porównanie do w sumie niewielu gier, miałem wrażenie obcowania z swego rodzaju drugą ligą. Pozostając w klimatach retro (i chyba już kończąc szarakowy backlog, choć w sumie większość tych staroci nie miałem na żadnej liście, tylko sięgnąłem po nie spontanicznie) ostatnio ukończyłem: Legacy of Kain: Soul Reaver Gra bezdyskusyjnie klasyczna, duży hit 1999 roku (nawet sobie luknąłem na reckę w PE, abstrahując od jej dyskusyjnej wartości merytorycznej, ocena 9/10 i podjarka większości zgredów). Mnie jakimś dziwnym trafem ominęła, choć miałem ją na celowniku i pamiętam, że swego czasu nawet jechałem na giełdę z zamiarem jej kupienia. Ostatecznie wziąłem coś innego, widocznie nie byłem aż tak nakręcony. Po wielu latach miałem z nią króciutki epizod, ale z racji słabo działającej na szaraku płyty, odpuściłem na samym początku. Później jeszcze miałem zamiar kupić SR z PSN na jakiejś promocji za ~5zł, ale też w końcu się nie zdecydowałem. Ewidentnie było mi z tą grą nie po drodze. Ale cóż, co się odwlecze, to nie uciecze i po latach w końcu, na PS3, sprawdziłem, o co był ten cały szum. No i jedno jest pewne i widoczne od samego początku: gra wyciska ostatnie soki z Playstation i te 23 lata temu musiała robić ogromne wrażenie. Pomijając kwestie wizualne (podwyższona rozdzielczość, szczegółowe i różnorodne tekstury, skomplikowana architektura leveli, ładne efekty świetlne itd.), LoK jest niemałym osiągnięciem czysto technicznym. Brak loadingów (poza początkowym), szybka podróż, płynne przechodzenie między światem realnym a "zaświatami", no klasa. Warto obejrzeć materiał Digital Foundry poruszający te kwestie. Niestety, momentami gra mocno chrupie, a moja wersja (bo nie wiem, jak było w oryginale) zaliczała półsekundowe freezy przy każdym wczytaniu jakiegoś kawałka poziomu, co niestety w praktyce działo się co chwilę i wybijało z rytmu. Sama rozgrywka... cóż, niestety cierpi na prawie wszystkie typowe bolączki staroci, o których pisałem niedawno w konsolowej tęczy. Uciążliwy system save (który chyba już w momencie premiery był lekko kontrowersyjny), który polega na tym, że co prawda stan możemy zapisać w niemal dowolnym momencie, ale po jego załadowaniu zawsze zaczynamy w tym samym, początkowym punkcie świata gry. Musimy przejść kawałek do najbliższego teleportu i stamtąd przenieść się w miejsce najbliższe naszemu celowi. Tyle, że teleportów jest mimo wszystko niewiele, a odległości między nimi dosyć spore (i poprzecinane licznymi drzwiami czy innymi przeszkadzajkami spowalniającymi progres) no i w praktyce sporo trzeba się nabiegać. Najgorsza jest sytuacja, kiedy utkniemy w jakimś obszarze na dłużej i chcemy już wyłączyć konsolę, a tu ciągle ani widu ani słychu nowego teleportu. Druga sprawa to standard, czyli kamera. Wariuje, wymaga częstej regulacji, a domyślne ustawienie ogranicza nam pogląd na sytuację. Następna kwestia to ogólnie oldschoolowy poziom trudności, tym razem nie tyle w temacie czysto zręcznościowym (starcia są raczej łatwe, a i można ich w większości uniknąć, notabene system walki jest prościutki, a dopóki nie mamy broni, to mało efektywny), ale bardziej w kwestiach zagadek i ogólnego ogarnięcia "gdzie ja mam kurwa w ogóle iść". Porad praktycznie nie ma, o podpowiedziach w hudzie czy menu trzeba zapomnieć, a co gorsza brak tu jakiejkolwiek mapy. Z racji tego, że gra jest metroidvanią i wraz z progresem i poznaniem nowych umiejętności, trzeba się wracać w niedostępne wcześniej miejsca (a od naszego "przewodnika" usłyszymy jedynie "podążaj na północ"), to jest to spore utrudnienie. Teleporty niekoniecznie tu pomagają, bo zwyczajnie ciężko je od siebie odróżnić. W rezultacie zabawa polega często na mocnym backtrackingu i bieganiu na ślepo. Gra jest niestety niedokończona, co, poza oczywistościami takimi, jak nieobecność jednego z braci-bossów, czy chamski cliffhanger na końcu, przejawia się też w obecności rozbudowanych miejscówek (pozornie sprawiających wrażenie ważnych fabularnie obszarów), które kończą się ślepym zaułkiem, ewentualnie oferują nam na końcu wątpliwej jakości nagrodę (glify: nowe umiejętności ofensywne, które dosłownie do niczego się nie przydają). Szkoda. Pochwalę na koniec sterowanie, niezłą responsywność i ogólną przyjemność z kierowania Razielem, bo między innymi dzięki temu grało się po latach całkiem sympatycznie, mimo wad. Na plus również klimatyczna muzyka (dynamicznie dostosowująca się do sytuacji: znowu innowacja), na czele z motywem przewodnim. No i voice acting, choć dialogów nie ma tu zbyt dużo, jest na wysokim poziomie. Całokształt wyróżnia się właśnie specyficzną, mroczną i ponurą atmosferą, czuć, że obcujemy z dziwnym, nieprzyjaznym i w sumie pustym światem. Oczywiście należy też pochwalić ciekawe rozwiązania gameplay'owe wynikające z systemu "dwóch światów" (w jednym przesuniesz głaz, w drugim przenikniesz niczym duch przez kraty itp.), wymagające użycia wyobraźni i tego słynnego pomyślunku (choć czasem wymóg kombinacji z wymiarami jest trochę upierdliwą sztuką dla sztuki). Szkoda tez, że tak dużo zagadek oparto na patencie "przesuń kamienny kloc w odpowiednie miejsce", szczególnie, że odbywa się to straaasznie powoli i żmudnie. Cóż, cieszę się, że poznałem tego klasyka, na pewno nie było to złe doświadczenie, ale trzeba było go grać dawno temu, bo teraz to już bardziej ciekawostka.
  24. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    Cóż pozostaje mi tylko podbić Josha. Co do GTA, to z tą serią jest tak, że nawet jeśli sprowadzić fundament rozgrywki do "jedziesz z punktu A do B, strzelasz, oglądasz filmik, powtórz" (co samo w sobie jest nieprawdą, szczególnie w częściach wydanych po GTAIII, no może z wyjątkiem czwórki xd), to po prostu Rockstar robi to w tak dobry sposób, że poszczególne, pozornie nawet niezbyt odkrywcze elementy, tworzą zajebistą całość na poziomie nieosiągalnym dla tych stereotypowych już gier ubi. I jeśli sama podróż z tego punktu A do B i sprawia frajdę i nie używam za każdym razem quick travel, to już jest sukces.
  25. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    Mejm co tam się z Tobą dzieje, skąd ta niechęć do GTA? Co do quick save, to ciężko dyskutować z tym, że w kurwę ułatwia rozgrywkę. Robisz save za rogiem, wyskakujesz na przeciwników, nie wyszło-cyk, za sekundę powtórka. Ma to też złe strony, jak ktoś się zawiesi i nadpisze stan w złym momencie: tak skończyłem przygodę z TR: Revelations, robiąc quick save (o dziwo, na PSX) spadając w przepaść.