Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
Kraków
W sezonie w weekend/święto to nawet jadąc rowerem można się tam zdziwić, szczególnie w tym charakterystycznym miejscu-rondzie, gdzie wszyscy dookoła parkują i ruch jest jak pod marketem. Ogólnie to miejsce jest baaardzo popularne i oczywiście przyciąga typ "turysty", który wszędzie musi dojechać autem, bo po co sobie zrobić spacer? Januszerka totalna, szczególnie w okolicach Bramy Krakowskiej, no i oczywiście Maczugi Herkulesa i Zamku. Ale jak ktoś sobie zaplanuje w tygodniu, to pewnie jest bajka. Zresztą sam dojazd rowerami z Krakowa to świetna wycieczka, szczególnie od Prądnika, dolinka, rzeczka, coś pięknego.
-
własnie ukonczyłem...
Tony Hawk's Pro Skater 1+2 Powiedzmy, że ukończyłem, bo zaliczyłem wszystkie zadania w obu częściach, na co potrzebowałem, wg licznika, ok. 5 godzin. Pomyśleć, że za małolata męczyłem te gierki dosłownie tygodniami. Inna sprawa, że wtedy chciało mi się bawić w przechodzenie całej gry każdym skejterem xD. Wiem, że remake ma pełno różnych dodatkowych "zadań" do odhaczenia, przede wszystkim w kontekście platyny, ale rzuciłem okiem na ich listę i wytyczne i są one często wręcz absurdalne, a ja nie jestem trophy hunterem. Challenge są często trochę z dupy, natomiast na akcje typu zaliczenie wszystkich gapów jestem już "za stary". Jasne, mógłbym odpalić na jednym ekranie tutorial z YT, na drugim gierkę, i lecieć po kolei, ale w sumie w imię czego? Może bym się zmotywował do tego, gdyby nie obecność trofeów z multiplayera, które z automatu u mnie odpadają, więc elo. Co do samej gry: co tu dużo gadać, świetny, udany remake. Fan THPSów czuje się jak w domu i wchodzi w grę jak w masełko, odwalając grube kombosy dzięki pamięci mięśniowej. Na dodatek mamy dorzucone kilka elementów z późniejszych części (z revertem na czele), co nieco ułatwia zabawę, ale dla purystów jest opcja ustawienia trybów klasycznych. Ja mimo wszystko grałem w sposób nowoczesny, ba, łapałem się momentami na tym, że odruchowo klikałem L1+L2, co w THUGach odpowiadało za schodzenie z deski. Trzony gry jest przeniesiony niemal 1:1 (przynajmniej na tyle, na ile pamiętam, bo w stare części grałem ostatnio ze dwa lata temu). Mamy zestaw poziomów z Tony'ego 1 i 2, na każdym 10 zadań do zrobienia, 2 minutowe sesje i jazda. Oczywiście podniesiono to wszystko do dzisiejszych standardów, jest wygodniej, przystępniej (chociażby lista zadań w menu pauzy, podgląd tricków etc.) i oczywiście ładniej. Oprawa graficzna zasługuje na dużą pochwałę. Grałem na PS4 i oprócz tego, że jest płynniutko (co przy mocno ślamazarnych i tnących częściach z PSXa wydaje się wręcz nienaturalne), to czysto wizualnie jest cymesik. Co prawda w ferworze zabawy nie da się na wszystko zwrócić uwagi, ale kiedy odpaliłem sobie free skate i na spokojnie podziwiałem szczegóły otoczenia, wysoką jakość tekstur i ogromne przywiązanie do detali (chociażby na przykładzie witryn w sklepach), to byłem pod dużym wrażeniem. Świetnie prezentuje się też oświetlenie. Levele pod względem architektonicznym odwzorowane są wiernie, ale otoczenie przemodelowano bardzo mocno. OST natomiast jest dosyć pocięty (wiadomo, licencje), w zamian dostajemy jednak sporo nowych kawałków, większość dobrze wpasowanych w klimat. Grę traktuję jako nostalgiczną przygodę, ale spodziewałem się, że mocniej mnie "tknie". Lata minęły, zajawka na deskę minęła, może braki w soundtracku też się do tego przyczyniły (bądź co bądź, to muzyka najbardziej oddziałuje na wspomnienia). Koniec końców, to nadal "Tony Hawk", więc wręcz z definicji kapitalna gra i czysta frajda ze śmigania po planszach. Bawiłem się dobrze, choć dosyć krótko.
- Control
-
Control
Atmosfera była faktycznie mocno specyficzna, chyba jedna z najbardziej charakterystycznych na tamtej generacji. Osobliwe poczucie osamotnienia, mimo obecnych gdzieś tam współpracowników, z którymi mamy kontakt, wszystko duszne i klaustrofobiczne. Do tego mocno minimalistyczny OST. Jest "dziwnie".
-
The Best of Ósma Generacja, runda 2.
Prowo może i słabe, ale jak widać na forumowiczów z równie słabą psychą wystarczy Ale wiadomo, "to tylko forumowe głosowanie i dobra zabawa, to tak zupełnie dla żartu i z dystansem bawimy się w śledzenie, kto na co głosował, robienie screenów i tworzenie teorii spiskowych "
-
Konsolowa Tęcza
No ja sobie odświeżam ostatnio całą serię MGS i cieszę się na myśl o sesji z konsolą bardziej, niż pykając w coś nowego. A "coś nowego", co ostatnio kupiłem, to remake THPS 1+2 xD
-
Konsolowa Tęcza
Od kilku generacji ta "degradacja" w ilości i jakości kozackich AAA postępuje (i to nie tylko w pierwszych latach życia konsol, ale z perspektywy całej generacji). Wystarczy cofnąć się dalej i porównać, co było do ogrania na PS360 dwa lata po ich premierach. Jedźmy dalej i wspomnijmy lata 2001-2002 na PS2. Tak to wygląda i będzie tylko gorzej. Zmieniła się ogólna filozofia wydawnicza, zmieniły się koszty, zmienił masowy odbiorca. Pewnie przyjdzie kiedyś taki czas, że wielu z nas odpuści gierkowanie nie przez zmianę życiowych priorytetów, tylko spierdolenie branży do końca i zostaniemy takimi Ścierami, którzy wracają tylko do oldschoolowych tytułów i mają wyjebane na nowinki. Osobiście poza czysto technicznymi aspektami nie widzę żadnej zachęty do kupna next gena przez najbliższy rok-dwa, a jak już go kupię, to w backlogu będę miał góra 10 gier, no to można tylko prychnąć. Doczekać GTA VI, może czwartego Wieśka i elo.
-
własnie ukonczyłem...
Unpacking Jakoś mnie natchnęło czytając reckę i inne wzmianki o tym tytule w jednym z ostatnich numerów PE. Pomysł wyjściowy wydawał się zaskakująco prosty (wypakowujemy z pudeł przedmioty po przeprowadzce do nowego/starego lokum, i tak parę razy). No i faktycznie, nie ma tu jakiegoś drugiego dna, no może poza tym, że możemy sobie "dopowiedzieć" życiowe zmiany i perypetie, jakie przechodzi nasza niewidzialna bohaterka. Gra zajęła mi dwie niezbyt długie sesje (łącznie jakieś 3-4h) i nie ukrywam, że po koniec robi się już nudnawo, bo patent cały czas jest jeden i ten sam. Otwieramy pudła, wyciągamy graty i szukamy dla nich miejsca. Wbrew pozorom nasza swoboda jest dosyć ograniczona i jeśli nie wpasujemy się ze wszystkimi przedmiotami w pewne przewidziane przez twórców ramy, to nie zostaniemy "puszczeni" dalej. Ot chociażby papier toaletowy nie może leżeć na środku łazienki, a środki chemiczne powinny znajdować się pod zlewem, a nie na stole. Z grubsza rządzi tym wszystkim logika, ale czasami można na dłuższą chwilę utknąć, bo nie zawsze miejsce przewidziane przez twórców musi pokrywać się z naszym zdrowym rozsądkiem. No i pixelartowa oprawa powoduje, że czasami po prostu nie wiadomo, czym jest dany przedmiot xD. Tak czy siak, ciekawe, typowo relaksujące doświadczenie, które porównałbym do zabawy w meblowanie w The Sims. Przyjemna muzyczka sobie gra, nam nic nie przeszkadza i nie goni nas czas i sobie ustawiamy figurki na parapecie i gierki na półce.
-
Mass Effect: Legendary Edition
Też zamierzam kupić i też na razie biorę na przeczekanie, bo i tak gra poleci na półkę i będzie czekać, aż mnie weźmie na powtórkę (pewnie najwcześniej za rok), więc nie chcę przepłacać jak kolekcjonujący nowości "na zaś". Byle się nie przejechać z tą cebulą, bo pewnie mniej niż 59 zł to już nie będzie.
-
Sekiro: Shadows Die Twice
A ja sobie odpaliłem jakiś czas temu Sekiro na PC, żeby w końcu zobaczyć, jak się gra w 60 klatkach, no i po dwuletniej przerwie powrót był dosyć bolesny. Pomijam to, że pamięć mięśniowa trochę zaczęła zawodzić, tym bardziej, że od wymęczenia Sekiro zaliczyłem szereg gier (choć niektóre nawyki czasem się ujawniają nawet w innych tytułach, grając niedawno w taką Kenę, w momentach podwyższonego zagrożenia łapałem się na tym, że próbowałem parować L1). Mimo wszystko nie chciało mi się znowu przyzwyczajać do sterowania i męczyć i w rezultacie odpuściłem dosyć szybko. Swoje już wycierpiałem xD
- 3 919 odpowiedzi
-
-
- 1
-
-
- sekiro
- shadows die twice
- fromsoftware
- ps4
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Temat ogólny.
Ratchet 2016 to zupełnie inna gra od pierwszej części z PS2 i chyba najbardziej odmienny od oryginału remake z tej listy "do wywalenia", oprócz RE2/RE3. Tam nawet fabuła i postacie są inne xD. Abstrahując od tego, że to dużo słabsza gra i nie zasługuje na wyjście z pierwszej, może drugiej rundy. Nier Replicant to mocarnie podrasowany Nier, no i dochodzi do tego całe to zamieszanie związane z dwiema wersjami tej gry na różne rynki, bo oficjalnie Europejczycy nie mieli dostępu do "prawilnej" wersji aż do tego remastera. Większość elementów to 1:1 w lepszej oprawie, z lepszym systemem walki i bodajże ekwipunku, ale ze względu na powyższe i tak bym ją zostawił.
-
własnie ukonczyłem...
Kena: Bridge of Spirits Sympatyczna, śliczna gierka ze świetnym szeroko pojętym "feelingiem" sterowania postacią, skakania i (trochę mniej) walki. Szkoda tylko, że na normalu ze dwa razy w ciągu niecały 20 godzin, jakie jej poświęciłem (swoją drogą ze względu na recki, choćby w PE, nastawiałem się na krótką przygodę, nie wiem, jak oni tam grali, że zamykali się w 10h) twórcy odpalili tryb From Software i poziom trudności szybuje kilka poziomów w górę. Nie chodzi już nawet o samą trudność, bo po paru/nastu powtórkach i w akompaniamencie rzucania mięsem w końcu sobie zawsze radziłem. Problem mam z brakiem konsekwencji przy projektowaniu gry, no bo skoro 10 godzin jest sielankowych, z okazyjną śmiercią przy jakiejś większej grupie przeciwników, gdzie można poradzić sobie w sumie nawet bez parry, a nagle dostaję walkę, w której wróg mną pomiata i w której przydają się praktycznie wszystkie mechaniki walki i nie obejdzie się bez kilku powtórek, to coś tu jest nie tak. Tym bardziej, że potem znowu mamy parę godzin "luzu" i jednego kozaka na zakończenie. Tu wspomnę jeszcze o jednej męczącej zagrywce, mianowicie rozbudowanej walce końcowej bez checkpointów, gdzie ostatnia "faza" bossa zaskakuje nas czymś nowym i jeśli się nie uda, to powtarzamy żmudną całość od samego początku. Ogólnie to parry jest jakieś niedojebane (inb4 "po prostu nie umiesz") i praktycznie do końca mi nie wchodziło. Całe szczęście proporcje walka-eksploracja-skakanie-zagadki są niemal idealnie wyważone i żaden z poszczególnych elementów nie męczy (ze wspomnianymi wyjątkami) i nie nudzi. Gra się po prostu dobrze. Nie poszedłbym aż tak daleko, żeby mówić o "czasach PS2", bo jednak całokształt jest raczej nowoczesny w swojej formie. Zwiedzamy kolejne obszary, zdobywamy nowe umiejętności, nabijamy expa i walutę (zupełnie nieużyteczną, swoją drogą, a szkoda, bo o ile lubię szperać po planszy w poszukiwaniu poukrywanych skrzyń i znajdziek, tak "nagroda" w postaci kryształów, za które mogę kupić skiny dla Rotów, niezbyt mnie satysfakcjonowała). Wspomniane słodziaki to jeden z wyróżniających Kenę na plus aspektów, przede wszystkim pod względem atmosfery, ale też gameplay'owo (pełnią rolę upgrade'u broni, ale też służa do interakcji z niektórymi elementami otoczenia). System walki opiera się na kilku raczej prostych (niekoniecznie w realizacji) mechanikach i ogólnie zdaje egzamin, wymusza myślenie taktyczne (odnawiające się zasoby, "stamina"), choć jest raczej chaotyczny. Dużą robotę robi design świata, plastyczność i ogólnie strona a/v. O ile sama muzyka jest przez większość przygody dosyć mdła, tak wizualnie jest cymesik. Szczególnie urzekająca jest wszechobecna zieleń i roślinność (fajnie reagująca na nasze ruchy) i wszelkiego rodzaju efekty świetlne. Zarzut mam tylko do wyglądu postaci ludzkich, maksymalnie generyczny styl ala nowoczesny Disney, czyli wielkie oczy i ogólna prezencja porcelanowych lalek. Nie wciągnęła mnie też historyjka, postaciom brakuje wyrazu i charyzmy, przerywniki są raczej nudne. No także było fajnie, choć pod koniec mój entuzjazm już zaczął spadać i gra nie straciłaby wiele, gdyby ją trochę skrócić. Fajnie, że tego typu tytuły nadal mają rację bytu w mainstreamie, bo zdecydowanie bardziej trafiają do mnie w takiej dopieszczonej, rozbudowanej, "wysokobudżetowej" formie, niż jak miałby to być kolejny indyk na 5h. Grę polecam, ale bez nastawiania się na cuda. Porządna robota.
-
UNCHARTED
Już w sklepach. Moje wrażenia: poza kilkoma wepchanymi tu z większym lub mniejszym sensem motywami z różnych (głównie z czwórki) części serii, z Uncharted ma to niewiele wspólnego. Jako przygodowy akcyjniak bez ambicji (i to BARDZO bez ambicji) spełnia swoją rolę, można sobie odpalić i się zrelaksować. Nie ma tu nic oryginalnego, klisza goni kliszę, skaczemy po lokacjach, oglądamy jakąś scenę akcji i słuchamy czerstwych żartów. Notabene, wspomniane akcje są momentami mocno niedorzeczne, ze sceną spadania z samolotu (to nie spoiler, bo to otwarcie filmu) na czele. Przesadzili, nawet jak na tego typu konwencję. Sęk w tym, że to nie jest Drake, Sully, Sam i Chloe xD. Ani wyglądem, ani zachowaniem nie przypominają pierwowzorów. Holland gra typowego Hollanda, a Wahlberg typowego Wahlberga, i samo w sobie by się to nawet sprawdziło, bo relacja typu "cwaniakowaty boomer-dupek i młodszy, naiwny jeszcze, ale też cwany adept" nawet działa (abstrahując od wspomnianych już, przeruchanych motywów typu "egoizm, zdrada, odkupienie"), no i osobiście po prostu lubię tych aktorów. Ale film ma tytuł Uncharted i jest oficjalną adaptacją gier Naughty Dog, więc jest pewna granica niespójności z materiałem źródłowym, której przekroczenie to już wada. Moment, kiedy przeskakujemy z retrospekcji pokazującej młodego Drake'a do czasów współczesnych, okraszony podpisem "15 lat później" może wywołać lekkie parsknięcie, bo Holland wygląda góra na kilka lat starszego. Cóż, takie fizys, ale to tylko przykład na to, jak nietrafiony to casting. Nie jest to crap, można obejrzeć "do rosołu", ale całość jest naprawdę leniwym, płytkim produktem marketingowym. I dziwi mnie stosunkowo duży sukces w kinach.
-
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów
- HBO Max
No średni to film, ale i tak nie wyobrażam sobie być fanem serialu i nie obejrzeć choćby z ciekawości, jak przedstawili/sparodiowali znanych i lubianych bohaterów. A w sumie pierwszy plan daje radę i nawet nietrafieni wizualnie Johnny i Junior nadrabiają charyzmą aktorów wcielających się w nich. Motyw główny fabuły nijaki i nieodkrywczy, a easter eggów dla widzów serialu zaskakująco niewiele, ale nie był to crap odrzucający od ekranu.- The Next Mass Effect
To się w żaden sposób nie gryzie z tym, co napisałem. Oczywiście gdybam, ale to gdybanie opieram na przeszłości i doniesieniach z teraźniejszości. Zresztą Bioware nie ma jednego oddziału, który sobie klepie jedną grę naraz, gdy tworzyli Androbiedę, w produkcji też był DA:I, tyle, że DA wyszło pod koniec 2014, a Andromeda w obecnej formie zaczęła kształtować się praktycznie pod koniec 2015. Mam nadzieję, że się mylę i dostanę tym razem dobrego Mass Effecta, no ale po prostu w przeciwieństwie do większości graczy, jestem sceptyczny i pamiętliwy, jeśli chodzi o problemy i wpadki twórców. Przecież przy okazji każdej kolejnej gry Bioware co chwilę ktoś decyzyjny odchodzi, tytuły utykają w produkcji latami. Przymiarki do DA4 ruszyły w 2015, a gra nie ma jeszcze daty premiery xD. Historia się powtarza, no ale jak ktoś chce, to niech wierzy w PRowe frazesy.- The Next Mass Effect
Powtórka z Andromedy się szykuje jeśli chodzi o oczekiwanie na jakieś info, premierę itd. Oni chyba mają niezły burdel w tej firmie i nadal nie potrafią tego ogarnąć, co zresztą wyszło po premierze właśnie ostatniego ME. Od rozpoczęcia prac i pierwszych zajawek do premiery minęło z 5 lat, po czym okazało się, że grę w ostatecznej formie klecili praktycznie od 2016 roku, porzucając niemal całe założenia i mechaniki, jakie opracowali do tego momentu. Trójka też miała chyba niezłe obsuwy.- PSX Extreme 296
Podłączam się i (nie pierwszy raz zresztą) muszę wyrazić krytykę wobec szaty graficznej w piśmie, bo z jakichś przyczyn od paru-parunastu numerów jest po prostu nieładnie. Dziwne zestawienia kolorów, momentami chaos w układzie strony, brzydkie/rozmyte grafiki i screeny (szczególnie dotyczące retro), ogólnie wspomniany pierdolnik i brak estetyki.- HBO Max
Bo w 2001 homoseksualizm Davida był elementem jego tożsamości, a wyjście "z szafy" dużym i ważnym aspektem w budowaniu relacji w rodzinie i pewności siebie. Był po prostu dobrze napisaną postacią, która poza swoją orientacją, miała pełno innych cech, za które ją pamiętamy. Analogicznie z największym kozakiem w The Wire. A stereotypowe lgbt w Netflixie to prostackie spełnianie "quoty", wrzucenie geja/transa, bo tak należy.- HBO Max
Czy ja wiem, ja złapałem bakcyla przy pierwszej emisji w TVN, czyli mając jakieś 10-11 lat xD. Wiadomo, że wtedy nie ogarniałem wszystkich wątków i całej głębi (zresztą niektórych smaczków czy metafor bez poczytania w necie nadal bym pewnie sam nie wyłapał) ale jednak magnetyzm tej produkcji był niesamowity. Dla mnie absolutne TOP1 w osobistym rankingu. Kwestia podejścia. Jeśli czegoś nie widziałeś, to dla Ciebie w zasadzie to też nowość, nawet jak ma 20 lat xD. Wiadomo, można się przerazić skalą "przedsięwzięcia", kiedy serial ma w chuj sezonów (pamiętam, jak zbierałem się chociażby do Mad Men), ale z drugiej strony oglądanie nowości i sięganie za rok-dwa po jej kontynuację (jeśli się w ogóle pojawi) to dla mnie gorsza alternatywa od zaczynania czegoś, co już jest zakończone.- własnie ukonczyłem...
Wolfenstein: The Old Blood Ze względu na setting (powrót do czasów wojennych, czyli 1946 roku) nie paliłem się do tego "dodatku" (cudzysłów, bo to w sumie osobna część serii, krótsza, ale nie aż tak bardzo). W Wolfach zawsze ceniłem właśnie ten retrofuturyzm, nazistów w USA, alternatywny rozwój wydarzeń po wojnie etc. Tutaj oczywiście też ten klimacik wisi w powietrzu, ale siłą rzeczy jest inaczej. Mimo wszystko byłem pozytywnie zaskoczony tym, że "zombiaki" pojawiają się dosyć późno w grze, bo tego motywu też nie lubię. Ogólnie: stary dobry Wolf, mięsiste strzelanie, kozackie bronie, jak ktoś lubi (jak ja) to można się trochę poskradać. Do tego czytanie notatek, jakieś tam gejmizmy typu wspinanie się po ścianach, czasem coś dla odmiany, w stylu kierowania mechem. Fabułę i rozwój bohaterów mocno stonowano (nawet Blazko coś mało komentuje wydarzenia), tak samo humor, więc całość jest trochę bardziej "nijaka", ale można to wybaczyć. No i ogólnie pierwsza połowa lepsza od drugiej. Trylogię Blazkowicza oceniam bardzo dobrze i szkoda, że nie dostaliśmy sensownego i pełnoprawnego sequela TNC. Może kiedyś. What Remains of Edith Finch Czyli dalsze nadrabianie zaległych blantmanów, dawkowane na przemian od "normalnych" gier. Z jednej strony nie jest to do końca mój świat (z reguły męczy mnie powolność eksploracji czy zamulanie specyficznymi zabiegami narracyjnymi), z drugiej lubię czasem się "odmóżdżyć". Przygoda Edith ma przede wszystkim jedną dużą zaletę: opowieść (poznawana poprzez zwiedzanie dużego, zahaczającego wręcz o labirynt, domu) składa się z grubsza z mini epizodów, kiedy to poznajemy losy poszczególnych członków rodziny Finchów, i prawie każdy taki epizod ma swój autonomiczny styl, zarówno wizualny, narracyjny, jak i gameplay'owy. Niektóre lepsze, niektóre gorsze, ale generalnie jest różnorodnie i przez to nie ma nudy. Zresztą trudno się znudzić przy czasie trwania całości wynoszącym jakieś 3-4h. Żadne cudo, a historyjka też mnie nie poruszyła, ale doświadczenie było interesujące.- HBO Max
Ależ tu jest pełno złota, szczególnie, jak ktoś ma zaległości z klasykami. Sopranos, Wire, Oz, wszystko przynajmniej w HD i na dwa kliknięcia. To pierwszy abonament, z którym mam do czynienia i jestem pod wrażeniem samej idei i działania, choć parę techniczno-logistycznych zarzutów mógłbym mieć. No i w przypadku kategorii Cartoon Network straszny niedosyt, mam na myśli oczywiście brak oldschoolowych kreskówek (obawiam się, że wsiąknąłbym w to bardziej, niż w poważne seriale xD).- Ostatnio widziałem/widziałam...
Książę w Nowym Jorku 2: nie czekałem, zapomniałem nawet, że sequel powstaje, trafiłem na info o premierze, no to się skusiłem, bo jedynkę lubię. Oczywiście kontynuacja do tamtego poziomu się nawet nie zbliża. Abstrahując już od niepodrabialnego klimatu lat 80, film jest po prostu nijaki, a humor zwyczajnie nie działa. Duża w tym "zasługa" dwóch aspektów. Po pierwsze, większość akcji tym razem dzieje się w Zamundzie (ojczyzna Akeema). Jest to spowodowane pewnego rodzaju odwróceniem sytuacji: tym razem to rodzony nowojorczyk (bękart głównego bohatera) trafia w obcy sobie, afrykański świat. Po drugie, niestety, aktor wcielający się w tę rolę nie ma nawet ułamka charyzmy i komediowego wyczucia Eddiego Murphy'ego, a towarzyszący mu drugi plan bardziej żenuje, niż śmieszy. Mimo wszystko props za, jak na dzisiejsze standardy, dosyć niepoprawne i niegrzeczne (a po opiniach w necie i ocenach filmu wnioskuję, że dla wielu zwyczajnie niesmaczne) teksty i gagi. Ogólnie średniak, ale jak ktoś jest fanem jedynki, to można sprawdzić. CODA: typowo Oscarowy feel good movie, poza motywem głuchoniemej rodzinki opierający się na klasycznych kliszach typu "młody człowiek ma w życiu pod górkę i próbuje się wyrwać do lepszego świata, ale po drodze ma pełno przeszkód, do tego dorastanie, niemili rówieśnicy itd". Jednak wspomniana rodzina głównej bohaterki i przedstawienie problemów takich osób oraz ich słyszących dzieci, nie są jeszcze mocno przetrawione przez Hollywood (a mnie osobiście są mało znane), więc ogląda się to z zainteresowaniem. Ogólnie lubię czasem sobie odpalić takie kino, a zaletą Oscarów jest to, że w ogóle dowiaduje się o jego istnieniu. Jednak nagroda dla filmu roku naciągana, choć konkurencja szału nie robiła. Mimo wszystko polecam. Oczy Tammy Faye: sytuacja analogiczna do powyższej. Gdyby nie nagroda dla Jessici Chastain (pierwszoplanowa rola kobieca- baardzo typowa i wręcz "krzykliwa", no ale wierzę, że dobrze oddająca cechy pierwowzoru, bo film jest oparty na faktach), to pewnie bym się o nim prędko nie dowiedział. Do seansu zachęcił mnie też Andrew Garfield w głównej roli męskiej. W skrócie: historia małżeństwa teleewangelistów z USA, ich drogi na szczyt, sukcesu, a później, jak łatwo się domyślić, również upadku i problemów. Nic ponad typowe kino biograficzne, ale interesujące jest samo obserwowanie autentycznego, kuriozalnego z perspektywy naszej kultury (przynajmniej dla mnie, nawet jako osoby wierzącej) fenomenu i gigantycznych pieniędzy, jakie przeszły przez ręce tych ludzi. Nasuwa się oczywiste skojarzenie z "imperium" Rydzyka, ale to jednak zupełnie inna skala i styl. Jest kolorowo, plastikowo, momentami kiczowato, ale o to chodziło. Generalnie spoko.- The Best of Siódma Generacja, półfinały.
Mocne słowa jak na fana poganiaczy bydła Pożyjemy, zobaczymy, ale patrząc na siłę forumowego TLoU defence force możesz spać spokojnie, PRZEŁOMOWA opowieść (chuj, że powtarzająca klisze zebrane z kilku, jak nie kilkunastu innych tworów kultury xD) zwycięży.- The Best of Siódma Generacja, półfinały.
RDR jest spoko (no i jest to gra lepsza od sequela, który w następnej edycji pewnie też daleko zajdzie), ale odpadły w tej edycji zdecydowanie lepsze gry od R, więc elo. Natomiast DS jest po prostu grą lepszą od TLoU. Rozumiem, że wielu kupiła ta FABUŁA i narracja ("Obywatel Kane gamingu" xD) oraz relacje między parą bohaterów (imo lepiej i sugestywniej oddane w rok młodszym Walking Dead), no ale świeżości i czystej zabawy gameplay'em w sumie tam niewiele. Cóż, nie bez znaczenia jest też to, że ogólnie dla mnie dobre sci-fi > postapo, no ale jeden lubi kombojów, drugi kosmonautów. - HBO Max