Skocz do zawartości

kotlet_schabowy

Użytkownicy
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kotlet_schabowy

  1. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Przesadzasz, nie jest to mocniej odczuwalne, niż w dwójce.
  2. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    No wreszcie głosowanie praktycznie bez większych dylematów, może z jakimś jednym wyjątkiem. Dobrze, że Ratchet 2 pójdzie w pizdu, szkoda, że The Getaway przegrywa, bo ludzie głosują na MARKĘ i dziesiątą iterację przygód zielonego kubraka, w którą pewnie i tak nie grali.
  3. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Dziś trochę retro, choć w wersjach HD na PS3: Jak II Powtórka po ponad 15 latach, motywowana bardziej ochotą na przypomnienie sobie fabuły i świata, zanim siadłem do zaległej trójki. No i trochę bolesna to była powtórka. Za pierwszym razem gierka bardzo mi siadła (na co miały też na pewno wpływ czynniki zewnętrzne, wiek, okoliczności etc.), choć zawsze byłem "team Ratchet". Ba, dałem jej nawet ocenę 9/10 na swojej liście ogranych pozycji. Po latach zdanie mocno zweryfikowałem, aż chciałoby się tu wrzucić znanego screena "look how they massacred my boy". Oczywiście w kontekście zmian, jakie zaszły w stosunku do J&D. Co jest o tyle zabawne, że grałem najpierw w dwójkę xD. No ale do rzeczy. Prawie wszystkie fundamentalne zmiany i nowości gameplay'owo-settingowe (że tak to ujmę) oceniam na dzień dzisiejszy jako nieudane. Raz, że zwyczajnie jestem zwolennikiem raczej klasycznej podejścia do platformówkowych światów i zdecydowanie lepiej mi wchodzą typowo "bajkowe" levele, postacie itd., znane właśnie choćby z pierwszych przygód (wtedy) niemowy. Jak pamiętacie (albo i nie), wczesne lata 2000 w grach to właśnie takie trochę pozerskie stawianie na bycie cool, edgy, "dorosłość" i powagę. Inną ofiarą tego trendu był sequel PoP: Sands of Time. Mnie już wtedy to drażniło, mimo, że demograficznie patrząc byłem targetem tych zmian. No ale to, że w jeden dzień rozjeżdżam ludzi w Vice City nie znaczy, że muszę to robić też w luźnej platformówce xD. Tak czy siak: wyszło to nienajlepiej, tyle dobrze, że jest Daxter, który regularnie rozładowuje napięcie. Po drugie, zawodzi realizacja nowych patentów. No bo gra stałą się w dużej mierze strzelanką, a strzelanie jest skiepszczone (brak tu chociażby efektywnej metody celowania czy osłony przed strzałami). Co chwilę musimy poruszać się pojazdami, a sterowanie i ich fizyka są tragiczne i prowadzą tylko do ciągłej frustracji (jazda czy ściganie się to w praktyce ciągłe obijanie się od ścian, co w połączeniu ze śmiesznie małą wytrzymałością pojazdów, skutkuje notorycznym ich rozwalaniem). W ogóle pójście za trendem wyznaczonym przez GTAIII (o czym twórcy mówili wprost) i wepchnięcie do platformówki "otwartego" świata, szczególnie w takiej formie to całkowity niewypał, który nie zapewnił grze żadnej wartości dodanej. Nie ma tam nic do roboty, miasto to tło i po prostu poruszamy się po nim z miejsca w miejsce, a wycieczki te są straszliwie rozciągnięte, bo przemieszczamy się w istocie przez ciasne labirynty, bez skrótów, bez jakiegoś sensownego systemu nawigacji (trzeba dosłownie co zakręt włączać pauzę i podglądać mapę). Dostajemy też cool, modny patent z deskolotką, no ale śmiganie na niej i wszelkie interakcja z otoczeniem są mordęgą. Dark Jak: prawie bezużyteczny, a fabularnie niemal zignorowany. Ogólnie ND zrobiło z tej gry potężny misz masz, nie mogąc się chyba do końca zdecydować, czym ona ma być. Kiedy w końcu staje się prawie-że klasyczną platformówką, to robi się fajnie, choć trudno. No ale tych momentów jest dosyć mało, a poza tym mamy mocarny backtracking. Tu słówko o wspomnianym poziomie trudności: jest kurewsko niesprawiedliwie i frustrująco. Checkpointy są rozstawione bardzo rzadko i w sposób nieprzemyślany, regularnie znajdujemy się w sytuacji, w której powtarzamy level od samego początku. Życie tracimy szybko, a apteczki czasami nie znajdziemy bardzo długo. Analogicznie z amunicją. Żeby było śmieszniej, są momenty, kiedy- jeśli powtarzając dany fragment kilka razy wystrzelamy wszystko- nie mamy amunicji w ogóle i nie ma jej skąd wziąć. W efekcie każda powtórka jest coraz trudniejsza. Wszystko w tej grze wydaje się być złośliwie stworzoną, maksymalnie uprzykrzającą nam życie przeszkodą. Pełno tu zagrywek typu "za pierwszym razem nie masz prawa wiedzieć, że coś tu jest, więc giniesz". Czasówki wyglądają tak, że jeśli masz na coś np. 2 minuty i nie zrobisz po drodze błędów, lecąc jak burza, to i tak zostanie ci max 10 sekund zapasu. No ogólnie to nie była motywująca trudność, która wynagradza trudy satysfakcją. To było znęcanie się nad graczem. Sam feeling poruszania się jest oczywiście dobry, ot kontynuacja tego, co wyszło dobrze już w prequelu. Inną zaletą niewątpliwie jest prezencja, technicznie to topka PS2, wizualnie w sumie też, choć z racji na szarobury, nudny design miasta i wielu lokacji, gra traci w stosunku do kolorowego świata z jedynki. Pochwalić trzeba potężny zasięg widzenia, praktycznie brak loadingów, modele postaci. Wersja HD śmiga w 720p z filtrami i w 60 fpsach, ale z tego co kojarzę, to pierwowzór też był płynny. Do konwersji się nie mogę doczepić, choć przy szczegółowych analizach pewnie wyszłyby jakieś babole. Nawkurwiałem się mocno, momentami wynudziłem/wymęczyłem (żmudne podróże tam i z powrotem). Jestem w stanie zrozumieć zachwyty w czasie premiery i sentyment w czasach współczesnych, ale zachowując trochę dystansu nie da się przejść obojętnie obok wielu wad. Ja jestem zniesmaczony i na ten moment powiedziałbym wręcz, że to najsłabsza gra Naughty Dog. Jak 3 (ciekawe notabene, skąd zmiana zapisu liczby w tytule) No, tu już było lepiej. Wygląda na to, że twórcy mieli jakiś feedback dotyczący problemów dwójki i coś z tym zrobili. Nie jest już tak trudno, Haven City jest mocno ograniczone i wygodniejsze w poruszaniu się, więcej tu też (chyba) zwykłego skakania, a mniej jetboarda. Wyrzucono wyścigi na stadionie, ale wrzucono inne "mini gierki", zazwyczaj na podobnym poziomie wykonania (czytaj: człowiek chce je mieć szybko za sobą). Flagową nowością są natomiast free-roamingowe sekcje poruszania się pojazdami po pustyni w klimatach niemalże madmaxowych. Co prawda ND znowu nie opracowało dobrej fizyki i feelingu pojazdów, przez co często odbijamy i turlikamy się swoim łazikiem jak niedojdy, ale jakieś tam minimum frajdy ze śmigania co lepszymi (i lepiej wyposażonymi w broń) pojazdami jest. No i nie przegięli z ilością takich misji. W ogóle byłem mocno zaskoczony (negatywnie), że ta głośna pustynia i życie na banicji to może 1/3 gry, a potem wracamy do obesranego miasta. Szkoda, bo jak zobaczyłem ekipę z dwójki z ich zajebistymi misjami typu "trzeba rozwalić zbliżające się maszyny", to mi się zrobiło niedobrze. No ale przeplatamy to powrotem do nowych miejscówek, a gra jest ogólnie krótsza niż prequel (ok. 10h), więc nie zmęczy tak bardzo. Nowe funkcje broni są całkiem całkiem. No nie rozpisując się za bardzo, grało mi się lepiej, niż w dwójkę. Szkoda tylko, że końcowy twist miałem (mniej więcej) zaspoilerowany, bo fabularnie poza tym to jest mało ciekawie, a główni źli to lekkie nieporozumienie. Serię podsumuję tak: 1>3>2, przy czym i tak wolę przygody lombaksa.
  4. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na MBeniek odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Parę zdań z perspektywy osoby, która książek nie czytała, a o uniwersum nie ma bladego pojęcia (poza tym, że jakieś dziwne/niedoszłe ekranizacje już były i że ponoć materiał wybitnie trudny). Notabene przeszło mi przez myśl, żeby jednak zacząć od lektury pierwowzoru, ale raz, że trochę tego dużo, dwa, że długie, a mam ostatnio co czytać, trzy, że w sumie nie pociągało mnie nigdy jakoś mocno to uniwersum i miałem po prostu ochotę na dobry, wysokobudżetowy film sci-fi. I tę rolę film Villeneuve wypełnił zadowalająco. Podobało mi się, choć od początku miałem uczucie niedosytu związane z tym, że oglądam w domu, a jednak nie zdecydowałem się na kino. Bo z tym twórcą jest trochę tak, że jak bierze się za rzeczy "epickie", to w sumie wychodzą mu dzieła będące ucztą dla zmysłów, ale niekoniecznie zachwycające na małym ekranie jako film per se. Ot chociażby Blade Runner 2049, który oglądałem w kinie i wyglądał/brzmiał naprawdę świetnie, ale na drugi seans w ogóle nie mam ochoty i jestem przekonany, że jakbym obejrzał go na TV, to odczucia byłyby mocno słabsze. To taka trochę dygresja, bo ogólnie twórczość DV, z którego mam wrażenie robi się ostatnimi laty mistrza kinematografii, jest taka trochę Nolanowska. Piękne, epickie, ale też nadęte, poważne do przesady, czasami rozciągnięte kino. I taka też była Diuna. Największy zarzut (abstrahując już- z oczywistego powodu- od wierności książkom) mam wobec tego, że nie widzę tutaj zbytnio prawdziwych ludzi, emocji, odrobiny luzu (Duncan i Guerney to jedyni, którzy trochę się z tego wyłamują). Wszystko jest tak absolutnie wielkie, dostojne ważne, że aż staje się mniej angażujące. Oczywiście ma to swoją wartość, bo nie wszystkie filmy muszą po marvelowsku wpychać co chwilę heheszki, ale trochę więcej życia by tu nie zaszkodziło. Może zabrakło więcej czasu na zarysowanie nam bohaterów, z którymi ciężko się zżyć czy utożsamić (a czasami nawet nie zdążymy). Sporo tu też dłużyzn, co w świetle tego, że materiał źródłowy jest przepotężny, a film trwa aż 2,5h, wydaje się lekkim marnotrawieniem czasu. Poza tym łyknąłem ten świat, te układy i intrygi. Zaciekawiły mnie postacie i rozwój fabuły, choć jak usłyszałem przeruchane w popkulturze do granic "The One" i oglądałem kolejne wizje przyszłości, to trochę mnie zmierziło. Ale ogólnie, mimo trochę krytycznego tonu posta, uważam Diunę za film dobry, gatunkowo coś, czego trochę mi brakuje w ostatnich latach. Na kolejną część już na pewno wybiorę się do kina i liczę, że pociągną to wszystko w jakąś sensowną, większą sagę.
  5. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    Tenchu 3 vs. GoW i Burnout 3 vs. PoP: SoT, ała. Tyle dobrze, że The Getaway dzięki wylosowanej parze ma (chyba xD) zapewniony awans
  6. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Masorz odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Niezły chochoł albo wybiórcze czytanie dwóch postów z 18 stronicowego topicu, ja jakoś widzę z 5-6 stron (od premiery) bardziej lub mniej rozbudowanych opinii o filmie i dosłownie kilka rzuconych mimochodem żartów odnośnie twórców.
  7. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Forumkowa Bitwa Gierek
    Age of Empires 2 Black and White Carmageddon 2 Hokus Pokus Różowa Pantera Counter Strike (może być 1.6, może być osobno Source) Project IGI Hitman: Codename 47 Ace Ventura Half Life 1 Half Life 2 (Epizody osobno?) Deus Ex Max Payne The Sims Aliens vs Predator 2 Rune Duke Nukem 3D Faraon Zeus Theme Park World Hopkins FBI Bardziej retro, z których część pewnie już była w edycji Amigowej (sorry, ale nie moja bajka, więc nie śledziłem): Lotus 3 Lamborghini American Challange Stunts Alien Breed
  8. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Spider-Man: Miles Morales (PS4) Nie zawsze zaznaczam od razu, na czym grałem, ale w tym przypadku warto to podkreślić na początku, bo co by nie mówić o nowej generacji i tytułach wydanych na jej start, to nowy pająk był chyba najbardziej reprezentatywny jeśli chodzi o te słynne NOWE DOZNANIA, czy to przez (tu piszę na podstawie opinii, bo sam nie miałem styczności z tą wersją) dobry RT, błyskawiczne loadingi, czy rozdziałkę, framerate i ogólny przepych. Nawet przeszło m przez głowę, żeby go sobie zostawić na kiedyś, ale w sumie jebać, PS5 nieprędko kupię, a miałem ochotę na coś w typowo świątecznych klimatach (jak niektórzy może zauważyli, przygody Moralesa brylują we wszelki rankingach "top 10 gier do ogrania w gwiazdkę", nie bez powodu). No i zadanie wykonane, gra spełniła oczekiwania w niemal każdym calu. Bo oczekiwałem z grubsza tego, co dała mi "podstawka", czyli przyzwoitego open worlda, w którym bez przymusu i bólu odhaczam kolejne zadania z mapki, z przyjemnym gameplay'em, oblanego sosem wspomnianych świątecznych klimatów. Szczególnie to ostatnie siadło mi idealnie, bo zabawę zacząłem jakoś 3-4 dni przed Wigilią i kontynuowałem (z przerwami) praktycznie do Nowego Roku. Tak, trochę to rozwlekłem, ale mimo wszystko gra nie jest tak krótka, jak się przyjęło, przynajmniej gdy chcemy wbić 100% każdej dzielnicy (o platynie nie mówię, bo wymaga NG+, a to już nie moja bajka). Obstawiam, że 15-20h nabiłem spokojnie. W każdym razie te wszystkie obecne w Nowym Jorku lampki, świecidełka, choinki czy w końcu śnieg i warunki pogodowe robią robotę i podkręcają mocno atmosferę. Gra ogólnie to stary, dobry Spider-Man z 2018, z pewnymi kosmetycznymi zmianami. To, co zagrało wtedy, gra nadal, na czele oczywiście ze słynnym lataniem wśród wieżowców. Po mieście śmiga się rewelacyjnie, obijanie mord wrogom też daje frajdę (dostaliśmy trochę nowości w temacie systemu walki i rozwoju bohatera w tym kontekście, ale nic, co by jakoś niesamowicie wywracało doświadczenie do góry nogami, a nowe umiejętności praktycznie się nie przydają), wszystko wygląda i rusza się cudownie (wiadomo, na past genie tylko 30 klatek, mniej efektów i niższa rozdziałka, ale i tak można się jeszcze zachwycić, photo mode odpalany był ze skrótu co chwilę), choć muzyka, choćby z racji na postawienie na czarne "nowoczesne" klimaty, mocno straciła. Tu przejdę płynnie do największej wady MM, czyli bohaterów i fabuły. Abstrahuję już od unoszącego się w powietrzu klimatu inkluzywności i innych amerykańskich odlotów "społecznych (bo w większości są dosyć subtelne, może poza jednym, wprost wjebanym nam na cały ekran "BLM" xD). Bohaterowie (i antybohaterowie) są po prostu słabi. Nieciekawi, niecharyzmatyczni, nie do polubienia. Kolekcja kolorowych (i nie chodzi tu o kolor skóry), cool i edgy postaci na miarę dzisiejszych blockbusterów i filmów Netflixa. W tym wszystkim całe szczęście jakąś sympatię budzi chociaż tytułowy bohater, niestety jego głos jest absolutnie irytujący i zwyczajnie źle się go słucha. A słucha się sporo, bo, jak to w dzisiejszych AAA, postaci non stop coś pierdolą. A jak nie pierdolą, to włącza się audycja radiowa xD. Samouczki, porady, telefony- ciągły zalew informacjami staje się momentami nieznośny. Sama historia i antagoniści to totalne meh, nie wiem, jak tam wygląda sprawa materiału źródłowego, ale z pozycji laika nie siedzącego w komiksach to cała ta zbieranina wygląda mi na stworzoną specjalnie na potrzeby gry. "Godni" następy Mr. Negative ze Spider-Mana, tyle, że tam oprócz niego była cała ekipa znanych i lubianych złoczyńców. No ale można to przełknąć, bo liczy się sama gra, a ta jest na dobrym poziomie i poza powtarzającymi się parę razy akcjami "w bazach", opierającymi się na eliminowaniu (czy to po cichu, czy w bezpośrednim starciu) tłumów przeciwników, raczej nie ma tu mocniejszego spadku poziomu. Całokształt siłą rzeczy stawiam niżej, niż oryginał z 2018 roku, co nie zmienia faktu, że bawiłem się dobrze, w czym niemały udział ma specyficzna atmosfera.
  9. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Don't Look Up W internecie się jarajo, to jakoś tak odruchowo włączył mi się lekki sceptycyzm, no i w końcu to Netflix. Cóż, tym razem (z grubsza) pochwały są zasłużone, bo to dobry film. Oczywiście jeśli dosyć wysoko zawiesimy swoją niewiarę i przyjmiemy pewne głupoty z przymrożeniem oka. Bo generalnie mamy do czynienia z satyrą, ale momentami scenarzyści odlecieli trochę za mocno, jednocześnie próbując nam co krok mówić "patrzcie, to właśnie my, głupi ludzie, tacy jesteśmy!", z czym momentami, ze względu właśnie na mocny absurd, ciężko się zgodzić. Mimo wszystko ogląda się to dobrze, seans mimo dosyć długiego czasu trwania zlatuje szybko i bez nudy, cała ekipa aktorska, na czele z DiCaprio, spisuje się naprawdę dobrze (abstrahuję od tego, że za Lawrence nie przepadam, a jeszcze w obecnej tu stylizacji wypada podwójnie drażniąco), można czasem prychnąć, a reżyser wrzuca co jakiś czas (co staje się już jego sztandarową zagrywką) jakieś ciekawe zabiegi formalne. No spoko film i tyle, można oglądać śmiało nawet będąc zgryźliwym boomerem.
  10. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na aux odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Nie powiedziałbym, że tutaj winny jest wiek filmu. BR po prostu taki jest i zawsze był, nie bez powodu nie stał się po premierze hitem, a z upływem lat uzyskał miało kultowca, ale w pewnej niszy. Ja widziałem go pierwszy raz jakoś w 2005 będąc nastolatkiem, drugi z 10 lat później, i za każdym razem oceniłbym go tak na 7. No ale choćby przez warstwę wizualną i ten mityczny klimat, należy mu się wyróżnienie. Sequel był filmem pięknym i pochłaniającym uwagę widza światem przedstawionym, ale całokształt wypada podobnie: to specyficzne, powolne kino, które musi dobrze człowiekowi siąść. Ale zachowując dystans, nie dziwi mnie ich odbiór wśród mas. Widziałem ostatnio: Matrix: Zmartwychwstania: napisałem co nieco w temacie dedykowanym. No słabo, ale nie był to totalny crap. Ot taki fanfik w znanym uniwersum. Brak tu ikry, emocji, czy jakiejś sceny choćby wizualnie robiącej wrażenie. Naciągany powrót do latach, gdzie cała ekipa robi wrażenie, jakby im się nie chciało. Uncut Gems: film, który jest znany chyba głównie z tego, że to jedna z "tych dobrych" ról Adama Sandlera (a że w opinii krytyków jest ich raczej niewiele, to łatwiej skojarzyć). Chyba trochę przypadkiem wyszło tak, że momentami napięcie i ogólna nerwówka przypomina Punch, Drunk, Love, również znany z tego powodu. Ogólnie: dobrze się ogląda, choć momentami czułem się wręcz fizycznie zmęczony (hałas, atmosfera przypału, krzyki, wszystko oczywiście zamierzone). Sandler się spisał, momentami trochę zalatując młodszym Alem Pacino (akcent). Sonic the Hedgehog: no całkiem sympatyczny filmik. Największy zarzut mam do, niestety dosyć ważnej kwestii, czyli doboru aktora głosowego dla tytułowego bohatera. No drażnił mnie cały seans i sprawiał, że niektóre potencjalnie spoko teksty wypadały niekiedy krindżowo. Poza tym: spoko Carrey. Niezobowiązująca "bajka" na niedzielę. On wrócił: czyli film, z którego wziął się mem "are you crying, my fuhrer?". W sumie nie wiedziałem do końca, na co się szykować, trochę zakładałem, że będzie to głupawa komedia oparta na prostym patencie "Hitler wrócił i mamy śmieszne gagi związane z jego spotkaniem z teraźniejszością", a dostałem całkiem mądry film z paroma niezłymi diagnozami "społecznymi". Oczywiście żarty, mniej lub bardziej ambitne, występują tu co chwilę i przyznam, że jest momentami całkiem śmiesznie, a także dosyć, jak na dzisiejsze standardy, odważnie. Polecam.
  11. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Bigby odpowiedź w temacie w Ogólne
    Może w przypadku Andromedy można się pokusić o takie porównania (jetpack, ogólna płynność ruchu). Ale pisanie, że GotG jest dwie klasy niżej od drewna w trylogii to już mocne słowa, z którymi ciężko się zgodzić, no ja w każdym razie na pewno się nie zgadzam. No chyba, że podchodzimy do tego tak, że sama większa ilość opcji z automatu stawia ME wyżej niż Strażników. A porównania wzięły się z prostego powodu: aktywna pauza i wydawanie poleceń kompanom, których "specjale" się co jakiś czas regenerują. Tylko tyle i aż tyle. Wśród gier AAA to raczej naturalne skojarzenie. Mi tam gameplay pasował i trochę mnie zaskakują te zarzuty. W dzisiejszych czasach raczej nie robię sobie maratonów z żadną grą, więc takie sesje 2-3h (zazwyczaj jeden lub dwa chaptery) zlatywały mi bez poczucia monotonii, może z wyjątkiem końcowych rozdziałów, bo tam już faktycznie przesadzili z killroomami. Przeplatanie się poszczególnych rodzajów zabawy sprawia, że raczej ciężko się nudzić. Jasne, to nadal typowa gra "na raz", ale bez przesady, że to drugi Hellblade.
  12. Popatrzyłem na swoją listę no i niestety nie pękła okrągła 30, a było blisko. Zaliczyłem 27 gierek po raz pierwszy (nie liczę osobno dwóch potężnych DLC do Wiedźmina) i bodajże dwie powtórki (San Andreas, które męczyłem już długo, oraz Uncharted, co prawda kiedyś na PS3 a teraz w wersji zremasterowanej, ale liczę jako powtórkę). Listy nie wrzucam, pisałem o każdej parę zdań we właśnie ukończyłem. Ogólnie mówiąc był to najwyższy wynik liczbowy od wielu lat, jeśli nie w ogóle odkąd w miarę konkretnie to odnotowuję. Złożyły się na niego w większości gry z PS4, ale też całkiem sporo retro z PSX, PS2 i PS3. Co więcej, na molocha, jakim był Wiedźmin, przeznaczyłem ok. 2 miesiące (mimo, że godzin czystego grania nie nabiłem aż tak dużo, ale pykam raczej nie więcej, niż 2-3 godziny i to nie codziennie), więc mniejszych gierek wcisnąłbym w tym czasie pewnie ze 4. No ale nie o to się w tym rozchodzi, tym bardziej, że nigdzie mi się nie spieszy, prawie wszystkie większe zaległości miałem już zaliczone, więc "presji" nie czułem i mogłem sobie smakować przygody Geralta na spokojnie. Zaliczyłem dosłownie dwie gry z 2021 (GotG i Nier: Replicant), co jak dla mnie jest najlepszym podsumowaniem ubiegłego roku. W sumie nic mi nie urwało jaj, najlepszy był zdecydowanie Wiesiek 3, chociaż ponad pół roku po zakończeniu go (i dodatków) szczerze mówiąc nie wracam jakoś mocno myślami do tego świata. Cóż, może to już kwestia wieku i stopniowego "wypalenia" i po prostu gry (ale też filmy) nie wywierają na mnie takiego wrażenia, nie "przeżywam" ich tak mocno, jak kiedyś. Wśród pozostałych pozycji dominowały raczej takie na 6-7/10, w porywach do 8, więc "jakościowo" było tak sobie. Z innych spraw: kupiłem sobie fajny telewizor CRT, pobawiłem softem w starych konsolach i z jednej z nich zrobiłem potencjalnie fajny kombajn do retro, pod koniec roku przystopowałem z bieżącym czytaniem PE. Przeczytałem natomiast pierwszą w życiu książkę "o grach", mianowicie "Nie tylko Wiedźmin" znanego nam wszystkim Koso. Podsumowując: było dobrze.
  13. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na okens odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Idąc drogą przedmówców, pozwolę sobie zacytować samego siebie sprzed ~roku. Wszystko powyższe oprócz Observera zaliczone. Generalnie backlog tytułów AAA/świeżych mam praktycznie zamknięty. Cóż, ciężko wyjść na zero, kiedy jedna pozycja z backloga wylatuje, a druga wskakuje. Na filmwebie nadal mam ok. 30 pozycji, ale większość to już raczej retro, co do którego mam trochę luźniejsze podejście (bo to, czy zaliczę jakąś gierkę z PSXa w 2020, czy w 2030, już na dłuższą metę nie ma znaczenia). Ewentualnie jakieś indyki albo tytuły raczej skazane na gnicie w backlogu. No nie wyszło, i to w chuj xD. Nie dość, że straciłem już dużo na przegapieniu okienka przedpandemicznego, to z każdym kolejnym miechem ociągania się traciłem coraz bardziej. Niniejszym postanowienie przeskakuje na nowy rok, ale teraz już na serio: mam plus minus listę komponentów, w styczniu na nie poluję. O dziwo, Wiesiek spełnił oczekiwania i okazał się jedną z najlepszych gier tamtej generacji, świetna przygoda. Co na 2022? Poza wspomnianym kompem, sukcesywne ogrywanie giereczek z listy i to chyba tyle. Fajnie by było upolować te dosłownie 2-3 tytuły z PSXa, które chciałbym mieć w oryginale w kolekcji, ale to bardzo luźny plan. W ogóle nie nastawiam się na next-gena, patrząc realistycznie i logicznie na sytuację, to zestaw PS5+nowy TV to połowa-końcówka 2023. No.
  14. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Forumkowa Bitwa Gierek
    Ja stanę w obronie THUGa, bo to największa ewolucja, o ile nie powiedzieć rewolucja, po czterech częściach serii, o ile w ogóle nie w całej jej historii. I zwyczajnie dobra gra. Trójkę i czwórkę kocham, choć ogrywałem w wersjach na PSX, które w pewnym sensie były innymi grami, niż na next-genach, ale są na tyle do siebie podobne, że mój głos idzie na zwolnienie miejsca dla Underground. A wybierając między 3 i 4 mimo wszystko stawiam na czwórkę, bo też wprowadziła więcej nowości, niż trójka (na czele z systemem włączania zadań na mapie, zamiast odpalania 2 minutowej sesji z listą do odhaczenia). Jeśli chodzi o Residenty, to jestem za zostawieniem czterech. Jak którego wyjebywać, to CV. W przypadku Burnoutów stawiam na Revenge, bo w dwójkę po prostu nie grałem. Inna sprawa, że od B:R i tak wolę DOMINATORA, ale z tego co widzę, to już wyleciał z równania.
  15. Przymierzałem się do emu wersji z SNESa, ale przypomniałem sobie, że przecież wyszedł fajny, wzbogacony o dodatkowe cutscenki port na PSXa, i chyba w tym kierunku uderzę. Notabene to za sprawą jego recki w PE i ocenie 10/10 sięgnąłem po CT.
  16. Pamiętam, że to był jeden z bodajże 4-5 tytułów, które można było sobie wybrać jako gratis do rocznej prenumeraty OPSM. Wszystkie to były albo starocie, albo crapy xD Ja do listy dopisuję Spyro: Enter The Dragonfly. Parę zdań napisałem we "właśnie ukończyłem", więc nie będę się produkował, w każdym razie gra jest totalnie nieodkrywcza, jest technicznym koszmarkiem i ogólnie ciężko się w nią gra, ale i tak ma ten specyficzny klimat, świetną muzykę i zwyczajnie dobrze się było zanurzyć w ten świat. Bo kiedy nie wkurwiała mnie jakimiś niedoróbkami, to świetnie się przy niej relaksowałem. W przeciwieństwie chociażby do takiego Jaka 2, którego mniej więcej jednocześnie ogrywałem.
  17. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Masorz odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    A ja napiszę, że jednak nie było AŻ TAK źle. Nastawienie się na totalny paździerz miało swoje plusy. Czasem prychnąłem pod nosem w momentach, które niekoniecznie miały być śmieszne, ale nie waliłem facepalmów co chwilę, a tego się spodziewałem. W skrócie: to wybitnie nijaki i wybitnie niepotrzebny sequel, bez sensownego pomysłu na siebie. Sceny akcji są po prostu nudne i nakręcone bez polotu (co boli tym bardziej, gdy porówna się je do genialnych choreografii i widowiskowości w trylogii), nowi bohaterowie są słabi, a starym brak ikry, wizualnie nie ma tu dosłownie nic ciekawego, w ogóle film wygląda tanio i dziwnie (jakaś taka nienaturalna płynność w niektórych scenach akcji). Keanu chyba faktycznie, jak to ktoś ładnie napisał, "zapomniał, jak się gra", no chyba, że to było zamierzone, ale śmiem wątpić xD. Najgorsze jest jednak to, że wątki najbardziej mnie (i zakładam, że większość widzów) interesujące, zostały w sumie tylko liźnięte (cała historia po Rewolucjach, obecny status quo, generalnie prawdziwy świat), a trzon fabuły (kiedy już kończy się 1 akt) jest wręcz prostacki. Dużo tu tego słynnego już "meta", dużo easter-eggów (mniej lub bardziej subtelnych). Film generalnie ma dużo lżejszy wydźwięk, niż prequele (nie mówiąc o braku jakiegokolwiek poczucia poważnego konfliktu), choć końcówka niby robi się poważna. Tak czy siak, przy oryginalnej trylogii nowy Matrix nawet nie stał, ale tą naciąganą piątkę w dziesięciostopniowej skali mógłbym mu dać, ot takie tam kino sensacyjne z "przesłaniem", osadzone w lubianym uniwersum i jadące na koniku nostalgii boomerów. Choć na sali było sporo "młodzieży" i w ogóle frekwencja całkiem duża, mimo dosyć późnej godziny seansu. W sumie to niesamowite, jak z rangi epickiego wydarzenia, popkulturowego fenomenu, jakim były premiery sequeli, zjechano do tak totalnego "meh" (względnie: obrzucania błotem). Poza głupotami scenariusza, ogólnie pojętą taniością i zmarnowaniem potencjału, za największy grzech uważam częste momenty nudy (a film jest długaśny, a przynajmniej taki się wydawał w kinie).
  18. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Masorz odpowiedź w temacie w Region Filmowy
    Chyba pierwszy raz idę do kina z tak niskimi oczekiwaniami i tak mocnym poczuciem, że nie powinienem. Chodziło się na jakieś średniaczki, wiadomo, ale tutaj to jest inny kaliber. No i w przeszłości rzadko się zdarzało, żeby na premierę kinową w sieci latała wersja w dobrej jakości. Ale chuj, to tylko 15 zł, w kinie byłem ostatnio ponad rok temu, niech tradycji stanie się zadość i zobaczę kolejnego Matrixa na dużym ekranie. Najwyżej będę z ziomkami miał bekę z odwalającej się żeżuncji, zawsze to jakaś rozrywka.
  19. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Spyro: Enter the Dragonfly (czyli "Spyro 4") No to mam świeżego kandydata do wpisania w temacie "Szambonurek..." xD. Bo jest to gra obiektywnie (i w sumie subiektywnie też) nieudana, nieodkrywcza, niedorobiona, ale mimo to przyciągnęła mnie i wytrwałem do końca, w pewnym sensie dobrze się bawiąc (a może lepiej by było napisać "miło spędzając czas"). Generalnie jest to maksymalnie leniwa kontynuacja trylogii z PSXa wydana na PS2 (i GC), można by rzec typowy sequel na nowe konsole, tyle, że nic nie jest tutaj ani "bigger", ani "better" xD. Trzon jest z grubsza identyczny jak w starszych częściach: styl poruszania się, mechanika, ruchy smoka, nawet modele postaci, choć wzbogacone o dodatkowe polygony, wyglądają mocno znajomo. Gra wyszła w 2002 a developing był ponoć krótki i trudny, co widać. Nie wprowadzono tu prawie nic naprawdę nowego (poza kilkoma "smoczymi oddechami" do wyboru: Spyro zieje lodem, prądem, bąbelkami itd.), a sporo rzeczy z prequeli poszło wręcz pod nóż. Przygoda jest w ogóle niesamowicie krótka, mamy tylko jeden świat-hub i chyba z 10 leveli, co prawda dużych (momentami wręcz za dużych), ale i tak robi się na nich prawie zawsze to samo, czyli klasycznie: zbieraj diamenty i ważki za wykonanie "zadań" i kończenie mini gier (odpowiednik orbów i smoczych jaj z poprzedników), czasem jeszcze wpada jakiś speedway. Tylko tym razem nie dostajemy nawet krótkiego wstępu "fabularnego" na każdym z leveli, znanego choćby z dwójki. W ogóle przez całą grę mamy chyba tylko ze dwie cutscenki: na początek i na koniec xD. Ale może to i lepiej, bo ich jakość (mimiką postaci spokojnie można by straszyć dzieci) woła o pomstę do nieba. A no i wpadłem zedytować post, bo po prostu muszę dodać, jak żałosna pod każdym względem była walka z finałowym bossem i zakończenie, które wygląda tak, jakby no właściwie nie było zakończenia xD. Cięcie i lecą creditsy. Nice. Same założenia zabawy można by przełknąć bez grymasu, ot leniwy sequel, ale jako tytuł na rozluźnienie/dla dzieciaków swoją rolę spełnia. Tyle, że gra jest potężnie zepsuta na poziomie technicznym, Bugi, zła detekcja kolizji, zwiechy (częste i losowo występujące), koszmarny framerate (wahania między 50 fps w ciasnych pomieszczeniach do, ja wiem, z 15-20 na otwartych terenach, a jak wiadomo, seria Spyro raczej słynie z dużych przestrzeni), no przynajmniej raz w ciągu godzinnej sesji coś dziwnego się odwalało. Dramat, gdyby nie swego rodzaju upartość (i zapobiegawcze walenie save'a co chwilę), to rzuciłbym to szybko w pierony. Graficznie jest znośnie. Na plus fajne kolory i ogólna plastyczność świata. Faktem jest jednak, że w 2002 mieliśmy na rynku chociażby pierwsze części Jaka i Ratcheta, i w takim porównaniu Spyro 4 wypada jak ubogi kuzyn z prowincji. Ot podrasowany PSX (a momentami może i nawet nie podrasowany). Sytuację ratuje (i w moim odczuciu jest jednym z aspektów, przez który w ogóle chce się grać) soundtrack, bo jakimś cudem, mimo, że nad grą pracowali zupełnie nowi ludzie (licencja Universal wyleciała z rąk Insomniac/Sony po Spyro 3), to kompozytora muzyki, czyli Stewarta Copelanda, udało się zwerbować, no i jak zawsze dostarczył. Muzyka jest świetna, momentami mocno zalatuje poprzednimi przygodami smoka, momentami jest mocno odmienna i wręcz "dziwna", ale w pozytywnym znaczeniu. W sumie to przez ten OST, na który trafiłem kiedyś na YT, sięgnąłem w ogóle po latach po ten tytuł, bo zarówno po recenzjach na premierę, jak i opiniach "po latach", skreślałem ją raczej z listy. Mimo wszystko nie żałuję, bo jako fan Spyro w pewnym sensie czułem się jak w domu. Jak na okres przedświąteczny gra wpasowała się idealnie, oferując mi namiastkę dawnej magii, kiedy to jako dzieciak znalazłem pod choinką Spyro 2 i wsiąknąłem w ten świat na całego, aż do wymaksowania jej na 100% (oczywiście z opisem z N+). Tutaj 100% jest chyba nawet nieosiągalne przez bugi xD, no ale gierkę zaliczyłem i wspominać będę kiedyś z uśmiechem.
  20. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Archiwum
    Cytując pana Snake'a: "Wolf dogs. Half-wolf, half-husky". A czy to ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, to już nie wiem xD. CTR i MGS to ciekawe starcie, bo to mocarne tytuły z całkowicie przeciwległych biegunów gamingu, przy czym MGS jest w zasadzie pionierem (a na pewno jednym z najpotężniejszych reprezentantów rodzącego się rodzaju) cinematic experience w klasycznym stylu, mocnego postawienia na narrację, filmowość, rozbuchany voice-acting na profesjonalnym poziomie, absolutnie wyjątkowe przywiązanie do detali i tak dalej i tak dalej. DOŚWIADCZENIE totalne. Z drugiej strony CTR jako jeden z największych kozaków w kategorii "klasyczna gierka". Czysty fun, miód, responsywność sterowania, uzależniający gameplay, potencjalnie dziesiątki, jak nie setki godzin zabawy, multi. Wszystko dopracowane technicznie, w ukochanym przez wielu świecie Crasha. Ale to nadal "tylko wyścigi kartów". Pomijając już wszystkie subiektywne odczucia, CTR raczej w żadnym aspekcie nie jest przełomowe czy nawet mocno odkrywcze. Owszem, można polemizować, że MGS to w pewnym sensie powtórka z MG2:SS, ale, po pierwsze, "kto w to grał?", po drugie, przeskok generacyjny i wszystko co za nim poszło sprawia, że mówimy tak naprawdę o dwóch światach. No także mój głos teraz i w każdej kolejnej rundzie idzie na przygody Węża, bo to jedna z tych słynnych gier życia, w zasadzie osobiste TOP1. W pozostałych starciach raczej łatwe wybory. SOTN i LoK na pewno dla wielu będzie ciężkie, u mnie zadecydowała prosta rzecz: wstyd się przyznać, ale w LoK po prostu grałem z godzinę i grę porzuciłem ze względów powiedzmy "technicznych" (szarak miał problemy). GT2 i TR2 było dla mnie lekkim dylematem, bo obu nie ukończyłem, w obie grałem trochę, bawiłem się nieźle, ale tylko tyle. Głos poszedł na samochodziki, trochę za ogólny rozmach. FF9 i Tenchu też zapowiada się niezły pojedynek, choć u mnie wybór był prosty: w dziewiątkę nie grałem, a Tenchu uwielbiam. Interesująco może być w przypadku Alien vs Gex, obie gry to nie są typowe giganty z pierwszej ligi (jestem w ogóle zaskoczony, że w plebiscycie nie ma Deep Cover Gecko) i tu zadecyduje raczej typowy sentyment. Dla mnie Alien to gra dobra, choć cholernie trudna (szczególnie dla dzieciaka), już nawet abstrahując od słynnego sterowania, które akurat na cyfrowym padzie było znośne i nie odstające zbytnio od FPSowego standardu na szaraku. Na plus samo uniwersum, w którym mocno wtedy siedziałem, choć adaptacja była bardzo luźna. Technicznie to, mimo pozornej brzydoty, całkiem niezłe osiągnięcie i ciekawy wizualnie przypadek. No i klimat był naprawdę gęsty.
  21. Głos na Chrono, choć ogólnie ta generacja to "nie moja bajka". SMW to Marian, do którego jakoś wyjątkowo nie mam sentymentu, nie pamiętam nawet, czy w ogóle w niego grałem. CT to w zasadzie pierwszy jrpg w moim życiu, gra o wielu obiektywnych i subiektywnych zaletach, którą niestety porzuciłem na pewnym etapie i od ~20 lat jakoś wrócić nie mogę. Ale może ten plebiscyt mnie do tego zmotywuje.
  22. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot odpowiedź w temacie w Forumkowa Bitwa Gierek
    Nadrobiłem temat, więc parę uwag odnośnie wcześniejszych rozkminek, z jedną ogólną do @Kmiot: moim zdaniem priorytet przy różnego rodzaju dylematach powinna mieć mimo wszystko ankieta, a nie rekomendacje. Z banalnego powodu: większej liczbie userów chce się kliknąć, niż coś napisać (wiem po sobie) i mamy później niekiedy dosyć zaskakujące dysproporcje. Oczywiście zrobisz jak uważasz, ale nie sądzisz, że takie podejście trochę mija się z faktycznym "głosem ludu" w, mimo wszystko, plebiscycie opierającym się co do zasady na udziale w ankiecie, a nie pisaniu postów? Tak czy siak, moje 3 grosze: Half Life: początkowo sam zgłosiłem do obecnej bitwy, ale jak tak poczytałem przemyślenia innych i sam się nad tym zastanowiłem, to chyba faktycznie najsensowniej będzie zostawić ją na bitwę pecetową. Port na PS2 wyszedł 3 lata po premierze PC, a na DC o ile pamiętam istnieje tylko nieoficjalna wersja. Większy problem będzie z dwójką, bo port na Xa wyszedł rok później i był z tego co wiem pełnoprawną konwersją. Natomiast wielu graczy poznało ją dopiero w kolekcji na siódmą generację. Prince of Persia: mój głos idzie oczywiście na jedynkę (śmiem twierdzić, że tu nie ma czego uzasadniać). Natomiast wybierając między pozostałymi częściami, to zdecydowanie TTT>>>WW. Chyba się już powtarzam, ale dwójka i cały ten fenomen CIĘŻKIEGO klimatu to ofiary mody połowy lat 2000, kiedy to giereczki musiały być dojrzałe i edgy, na czym cierpiała stylistyka i ogólny fun. Inną ofiarą tego trendu jest Jak II. GTA: no raczej, że wszystkie trzy części. Każda to pewnego rodzaju fenomen, przy czym trójka to rewolucja w skali gamingu, VC to absolutne klasyka i złoty środek jeśli chodzi o zawartość, a SA to potęga wyciskająca ostatnie soki z PS2. Stories mogą śmiało wskakiwać na PSP. Ratchety: jedynka obowiązkowo jako początek świetnego IP, najbardziej platformowy gameplay i najlepszy klimat przygody. Dwójki nie lubię, a trójka mimo swoich wad najlepiej nawiązuje do korzeni, choćby przez mini gierki z Qwarkiem, powrót do starej galaktyki i obecność starych znajomych. No i ma lepszego antagonistę i humor.
  23. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na raven_raven odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    Samo to, że stary w 1995 miał fazę na sprzęt i kolekcjonowanie nie mniejszą, niż dzisiejsi boomerzy-jutuberzy. Tyle, że kupował na bieżąco, a nie przepłacał po dekadach xD. W ogóle, 1995, w Polsce dzieciaki marzyły o pegazie i jego podróbkach (podróbkowa incepcja), mając właściwie dwie generacje opóźnienia w stosunku do cywilizowanego świata, mało kto znał coś innego, niż amiga, pegaz i KOMPUTER IBM, a w zgniłej Ameryce dobrobyt, kolekcje gier Segi, Nintendo, nowy szarak na stoliku. Ale chyba nawet jak na Ameryczkę to byli jacyś bananowcy, patrząc chociażby po rozmiarze tego TV i osprzęcie wokół.
  24. kotlet_schabowy odpowiedział(a) na odpowiedź w temacie w Graczpospolita
    W tym roku kupiłem zadbanego LG Flatron 21 cali za potężne 15 zł i polecam taki ruch, bo granie w giereczki retro na takim sprzęcie to jest zupełnie inna zabawa, niż z tymi rozmazanymi pikselami na LCD. A kto wie, czy w przyszłości retroświrom nie odwali tak jak z wieloma gadżetami do tej pory i ceny kineskopowców nie wystrzelą w kosmos. Zresztą już teraz na olx jest w tym temacie niezła loteria, raz trafi się janusz, co chce zarobić na elektrośmieciach i wystawia takie "skarby" za 100-200 zł,kiedy indziej trafisz na kogoś, komu zależy tylko na pozbyciu się grata z mieszkania i wystarczy, że dostanie na symboliczną "flaszkę".
  25. W Enter the Matrix grałem tylko u kumpla i bardzo się jarałem, raz, że licencja, dwa, te wszystkie akcje, bullet time, akrobacje, chuje muje, no mokry sen fana filmów. Ale gierka była oceniana całkiem przyzwoicie, więc ciężko tu mówić o gniocie. Nie mam za bardzo czego tu wpisać, pomijając czasy prehistoryczne, kiedy podobało mi się wszystko, w co się da grać (ot chociażby takie Mortal Kombat 3 albo Król Lew na Game Boy'u i inne tego typu wynalazki, które, patrząc dzisiaj obiektywnie, są praktycznie niegrywalnymi portami), albo miałem farta, albo dobrze selekcjonowałem giereczki i raczej w crapy po prostu nie grałem. A jak grałem, to mi się raczej nie podobały xD. Mogę tu na siłę podciągnąć np. Lost: Zagubieni na licencji serialu, ale to raczej przeciętniak bez ambicji, niż gniot (gra wyszła w okolicach mojej maksymalnej zajawki na serial, więc sama "wejście" w ten świat i interakcja z bohaterami wystarczyło, żeby się cieszyć). Podobnie z Wolverine: Geneza (film słaby a gra średnia, ale system walki był całkiem spoko) . Mafia 3 jest przez wielu jebana, ale patrząc na oceny, to o crapie nie można mówić. Ale niech będzie w tym temacie. Grało mi się dobrze, może poza jakimiś rozwleczonymi zadaniami pobocznymi (wyścigi). Świetny klimat, muzyka, niezła prezencja (to było moje pierwsze półrocze z PS4, więc tym bardziej niewiele mi trzeba było do podjarki). No i koniec końców to jeden z niewielu miejskich open worldów na tamtej generacji.