
Treść opublikowana przez Wredny
-
Avatar: Frontiers of Pandora
Właśnie chciałem o tym napisać, bo to ewidentnie jest jakoś zwalone. Domyślnie mamy Quality i wyłączony HDR. Tego drugiego nie ruszam, bo nie chce mi się bawić suwaczkami, ale chciałem performance, bo 30fps najbardziej boli w grach z pierwszej osoby. Przy okazji chciałem wyłaczyć motion blur i jeszcze jakiś "Dither Fade", co niestety powoduje automatyczny powrót do trybu Quality. I tak parę razy bawiłem się w przełączanie, ale szczerze powiedziawszy cały czas czuję, jakbym miał te 30fps i chuj wie, w jakim trybie gram aktualnie. No i SSR na tafli wody daje strasznie chujowy efekt migotania wszystkiego. @Crazy Horse (zmień na Boomcio, bo do tego nie mogę się przyzwyczaić) są stopy jak coś, więc plusik:
- The Day Before
-
Red Dead Redemption 2
-
Avatar: Frontiers of Pandora
Obejrzałem reckę ACG i zamówiłem. Far Cry w świecie Avatara, tak jak sie każdy spodziewał, ale przynajmniej bez wściekle respiących się przeciwników, non stop uprzykrzających nam życie, co pozostawia sporo czasu na eksplorację i spokojne podziwianie świata. Będzie grane w weekend.
-
GTA VI
-
GTA VI
Ale zajebało januszerią z tej wyliczanki
- Kingdom Come: Deliverance
-
GTA VI
Niby czemu - dobre porównanie. Ja wiem, że to gierka, ale kuźwa bez przesady, żeby każdemu na chatę wbijać.
-
Właśnie zacząłem...
A jak jedynka się nie podobała, bo była szaro-bura, powtarzalna i w sumie składała się z gówno-questów? Bo mi się właśnie dlatego nie podobała, ale o dwójeczce słyszałem, że lepsza.
-
GTA VI
Gdańskie Przymorze latem - 15 minut z buta na plażę, no trochę tak Chodzi mi o to, że oklepane amerykańskie metropolie w grach (i w serii GTA) to mało oryginalny setting i zdecydowanie wolałbym coś bardziej interesującego, bo to nie czasy PS2, żeby to na kimś wrażenie robiło. Wolałbym jakąś Kubę czy Indie np, albo chociaż pipidówę w klimatach z Far Cry 5.
-
GTA VI
No super mocny leak - GTA w amerykańskim mieście - kto by się spodziewał Wiadomo, że będzie jak żyćko i w ogóle, ale naprawdę wolałbym jakiś powrót do przeszłości i epokę z fajnym klimatem, albo zmianę lokacji na coś bardziej egzotycznego - współczesne miasto to ja mam za oknem i średnio mnie jara kolejna część w tak oklepanym settingu.
-
Mission Impossible: Cinematic Universe
-
Ostatnio widziałem/widziałam...
Jestem mocno zawiedziony, także tymi opiniami z ostatniej strony tematu o Mission: Impossible w dziale filmowym, bo zastanawiam się, czy oglądaliśmy ten sam film. Ta część to jakieś CGI popłuczyny z mocną domieszką nijakości i "szybkowścieklizmu", a nie godna kontynuacja dwóch poprzednich, szczytowych osiągnięć serii (jeszcze M:I3 uważam za świetne, reszta średnio). Już po pierwszym trailerze, w którym wyczułem jakąś taką "netflixową" sterylność i sztuczność, miałem pewne wątpliwości, a jak wjechał dopisek "Part One" to owe mocno się nasiliły. Do samego jednak końca wierzyłem, że Tom Cruise mnie nie zawiedzie, bo on wie, czego widzowie oczekują i jednoosobowo ratuje wysokobudżetowe kino akcji przed popadnięciem w miałkość i nijakość. No niestety Tom mnie zawiódł... Po świetnych Rogue Nation i Fallout, które były tak cudownie intensywne poprzez swoją prawdziwość (w sensie scen) tutaj dostajemy wiele akcji mocno wspomaganych CGI i różnego rodzaju filtrami upiększającymi, które zupełnie nie robią na mnie wrażenia. Tak, nawet ten signature stunt ze skokiem na pociąg - no skoczył sobie, pewnie z adrenalinopędnego punktu widzenia było to imponujące, ale fabularnie nie miało to żadnego sensu, ani uzasadnienia (bo umówmy się - ta śmieszna wymówka, że nie zdążył na pociąg to niezłe zamiast gonić go po ziemi to musiał szukać najwyższego szczytu a Austrii, tia...). Zdecydowany przerost formy nad treścią dotknął tu praktycznie każdego aspektu - od wrogów i głównego zagrożenia, poprzez ilość postaci, a na przedawkowaniu nudnego pierdolenia skończywszy. Poprzednie części miały sensowny plot, jasno określony, przyziemny cel, ozdobiony szpetną buźką Seana Harrisa i dookoła tego zbudowano fajną intrygę, którą w napięciu obserwowaliśmy i kibicowaliśmy naszej już zgranej ekipie. Tutaj natomiast mamy jakiś Skynet, który jakimś cudem bruździ z dna oceanu (swoją drogą niezła beka, że "nie wiemy, gdzie to jest", ale chwilę wcześniej mowa o zamarzniętych, utopionych marynarzach - nikt nie wpadł na to, by szukać ciut niżej, w kierunku dna?), a jego przydupasem i uosobieniem jest jakiś szpakowaty goguś z dowolnej reklamy Paco Rabane, który ma zero charyzmy, charakteru i zerową dawkę złowieszczości. Na jego usługach jest jakaś chińska Harley Quinn, która ciągle milczy i przez to pewnie ma być tajemnicza, a wypada jak jakaś karykatura ze starych Bondów. Do tego agent Stasiak i jego piętaszek, ścigający Hunta, powrót Kittridge'a, żeby było mrugnięcie oczkiem do wieloletnich fanów serii, biała wdowa z braciszkiem, koleś który grał w parodii Top Gun (Hot Shots) i jakaś no-name laska, która ma fajny tyłek i nosi fajne kamizelki, ale ani ona nie błyszczy jakimś aktorstwem, ani kaskaderką, ma zero fajnych akcji i jeszcze mniej wyrazu, ale jest super złodziejką, bo tak mi napisało na ekranie, kiedy Ethan profilował ją przez swoje super okulary. Nasza ekipa też jakoś nie błyszczała chemią, motywacje Ethana i to przedstawianie go jako troskliwego misia, co dla ziomków zrobi wszystko były zwyczajnie słabe, a w tym wszystkim żal tylko zmarnowanego potencjału pięknej pani Ferguson - I ta teatralna otoczka tego pojedynku z gogusiem - choreografia jak ze spektaklu, zamiast autentycznej walki, mosty, mgiełka, pustki na ulicach - w Wenecji jest jakaś godzina policyjna, że nocą nie ma nikogo w tak malowniczych miejscach? Kurde, nawet fajnych akcji było tu jak na lekarstwo. To rozbijanie skuterów za pomocą BMW, a później ten żółty Fiacik - słabiutkie, skok ze skały też mnie nie ruszył (i jeszcze to idealne wpadnięcie przez okno), walka na dachu pędzącego pociągu to coś, co w filmach było robione setki razy, a wybuch mostu i spadające wagoniki to dość rzucające się w oczy CGI. Jedynie ten "Uncharted 2" chwilę później był spoko, ale tak poza tym to ja pamiętam ten film (przed chwilą skończyłem seans) głównie z nudnego gadania o przejęciu władzy nad światem (buhahaha) i skoków kamery na mordy kolejnych postaci, które chuja mnie obchodzą W słabą to stronę poszło i już wiem, że nic lepszego od Rogue Nation oraz Fallout nie zobaczę, przez co trochę smutłem, ale wszystko kiedyś musi się skończyć i Tom Cruise wiecznie nie może być respiratorem filmowej branży. Ode mnie 6/10 -film bez ciekawej historii i akcji, które by się oglądało z wypiekami na twarzy, ale za to z masą nieinteresujących postaci, które mamy w dupie - coś jak ostatnie 4 części Szybkich i Wściekłych, choć jeszcze nie ten poziom debilizmu całe szczęście.
-
Zakupy growe!
U mnie też, choć nie ukrywam, że mam pewne obawy, jak taki emulatorek NESów, SNESów, Genesisów i Amigi poradzi sobie z potężnym PSX (a żadnych materiałów nie widziałem na YT). Tak czy siak w pakiecie dorzuciłem jeszcze trzy carty (Delphine, Bitmap, Gremlin, bo Team17 i CodeMasters wpadło wcześniej) ze względu na gierki, które z sentymentem wspominam z Amigi właśnie (Another World, Speedball, Chaos Engine, Zool, Utopia) i obiecuję, że w styczniu wreszcie kupię samą konsolkę
-
Alan Wake II
Przecież napisałem, że to przeszedłem już jakiś czas temu, co nie zmienia faktu, że było to irytujące doświadczenie, spowodowane upośledzoną warstwą gameplayową.
-
GTA VI
Nie ma co się łudzić, że te wszystkie rzeczy z postu QuantumFluxa w GTAVI dostaniemy. Tak, świat się zmienił, Rockstar zmiękł, gry tworzone są dla nowego pokolenia, w nowym świecie, a sam skład teamu developerskiego to też w dużym procencie pewnie jakieś fioletowowłose niebinaria i inne programiszcza, więc mimo, że chciałbym dostać w ich grze taką trafną satyrę, to na pewno na to nie liczę. Chciałbym za to jakąś naprawdę ciekawą do śledzenia fabułę i wysyp niezapomnianych kreacji różnych ciekawych, napotkanych postaci, oraz oczywiście, żeby bohaterowie byli fajniejsi niż średnie trio z GTAV.
-
Alan Wake II
Nie wiem co to "bazooka", chyba że piszesz o tych flarach, ale one mają śmiesznie słaby zasięg. No i nie pisałem, że to "trudne", tylko nieprzemyślane i irytujące w kontekście tego, jak gra jest skonstruowana gameplayowo (a skonstruowana jest na pewno nie pod walkę z taką ilością przeszkadzajek, bo mobilność postaci i jej możliwości są raczej ułomne). Ja wiem, że tu dozwolone są same spusty i bez strachu - przecież nie besztam tej skądinąd dobrej, a momentami bardzo dobrej produkcji. Tylko że ona ma również sporo wad - od technicznych, przez designerskie, aż po fabularne - to żaden ideał/mesjasz, ale widzę, że niektórym taka narracja wjechała już tak mocno, że każde wytknięcie niedociągnięć to atak na dzieciątko boże.
-
Alan Wake II
Bzdura. Przy takiej ilości przeciwników, często rzucających jakimś gównem, lub teleportujących się do nas, przy nikłej mobilności naszej bohaterki tylko fart przesądza o tym, czy zdążymy się zabandażować, czy nie, kiedy sytuacja tego wymaga (a wymagać będzie, bo zawsze skądś oberwiemy). Gra jest powolnym symulatorem chodzenia z okazjonalnym ustrzeleniem mobka lub trzech i wtedy jest OK, ale jak wchodzi na grunt, w którym sie nie sprawdza to wtedy dobitnie widać, jak bardzo jest niedopracowana. Późniejszy boss padł od ręki, bo był tylko jeden, więc cała "trudność" sekwencji wcześniej to zwyczajny chaos.
-
Alan Wake II
To nie jest gra nastawiona na walkę, więc nie wiem, po co dali tak zjebany fragment, rodem z RE4, gdzie możliwości Leona były w tej materii sporo większe. Enyłej, właśnie to zaliczyłem na Hard - po prostu trzeba mieć farta, bo ze skillem nie ma to zbyt wiele wspólnego.
-
Alan Wake II
Trochę się zgadzam z zarzutami, postawionymi tu przed chwilą - dla mnie to póki co też taki tytuł na max 8, czyli i tak punkcik więcej niż jedynka. Oczywiście doceniam, że Remedy stworzyło fajne uniwersum i zgrabnie to przeplata z Control np bo zawsze to coś świeżego, a nie kolejna zombie-apokalipsa, ale już np dialogi czy ogólne "delivery" od aktorów jest średnie i chyba tylko Alan wypada tu wiarygodnie (no i Rose jest spoko zagrana). Reszta to czasami drewno, Saga beznamiętna, Casey kreskówkowo przerysowany, aż irytujący i ogólnie plejada takich niezbyt interesujących dziwolągów na naszej drodze. Może to i nawiązanie do Lyncha, ale ja akurat jego twórczości nie lubię, więc w ten sposób u mnie nie zaplusują. No i teraz mam na plaży i się zastanawiam, czy nie zmienić z Hard na Easy, bo o ile jeszcze takie okazjonalne strzelanko jest spoko tak rzeźnia, którą nam tu serwują zupełnie nie pasuje do upośledzonej i drewnianej mechaniki starć/leczenia - zbyt dużo tu zagrożeń z wielu stron i ciężko nadążyć - bardzo irytujący fragment, powodujący chęć obniżenia oceny do poziomu poprzednika. Jak skończę to oczywiście wystawię wiążącą opinię, ale póki co z tegorocznych produkcji wolę remake'i Dead Space i RE4, jeśli chodzi o ten gatunek. Ba! Wolę również The Evil Within 2, do którego AWII porównywałem i z którego sequel dzieła Remedy dość mocno czerpie.
- SPINE
-
Borderlands 3
Właśnie. Orientuje się ktoś, czy pudełko to jakiś germański exclusive? Bo tylko w z tym ich paskudnym oznaczeniem widziałem.
-
RoboCop: Rogue City
Z tego, co czytam tu o RoboCopie to jest fhooy podobny, więc bierz i się nawet nie zastanawiaj. Co prawda to drewno w oprawie z wczesnego PS3, ale dusza i poszanowanko dla materiału źródłowego silne tu są, więc powinno się Panu spodobać
-
Batman: Arkham - seria
Albo źle rozszyfrowałem skrót, albo wydawcy Ci się pojebali Ale taki DMC w open world z synchronizacją mapy po wspinaczce to by wszedł jak złoto FPM jeśli już
-
własnie ukonczyłem...
Też czytaliście to sobie głosem Klocucha?