Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 12 530 Opublikowano 8 Października 2022 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Udostępnij Opublikowano 8 Października 2022 Mówią, że granie w gry z dawnych lat nie sprawi jeszcze, że poczujemy się jak my z dawnych lat. Otóż nie tym razem. Bo cofnąłem się przeszło dwadzieścia lat. Znów byłem tam, byłem nastolatkiem zafascynowanym głupim kawałkiem kodu wypalonym na pięknym w swoim minimalizmie Verbatimie. I znów było wspaniale. Nieco inaczej, ale wciąż wyjątkowo. Chyba nie ma sensu w tym gronie tłumaczyć pewnych prawidłowości. W życiu mamy tylko kilka okazji doświadczyć czegoś, co w jakimś sensie wpłynie na nasz kształt. Dotyczy to wszelkich dzieł kultury, poczynając od filmów (a jeszcze wcześniej animacji), przez pierwsze płyty muzyczne, być może książki i komiksy, na grach oczywiście kończąc. To są te jedyne momenty “wtedy i tam” gdy dochodziło do iskrzenia. Chwile nie do odtworzenia, nie do powtórzenia i trudne do opisania komuś, kto osobiście ich nie doświadczył. Każdy z nas ma własne, odmienne i pielęgnuje je w pamięci, prawdopodobnie mocno je przy tym idealizując. Nostalgia na to mówią, tęsknota za czymś, co minęło i nie ma szans się zdarzyć ponownie. Bo musiałyby się powtórzyć tamte okoliczności, a to niemożliwe, wszak świat pognał do przodu, my już jesteśmy inni, odmienieni, znacznie bardziej zgorzkniali branżą i nie tak podatni na bodźce, jak wtedy, gdy mieliśmy po kilkanaście lat. Chrono Cross był dla mnie takim momentem w życiu. Momentem beztroskim, gdy mogłem mu poświęcić całą swoją uwagę. Bo jakie inne mogłem mieć zmartwienia? Odrobić lekcje z biologii? Rozegrać mecz w piłkę z kolegami? Zjeść kanapki z tornistra? Dzisiaj, przy natłoku obowiązków, rozrywek i zajęć trudno wykroić z codzienności odpowiednio duży odcinek czasu, by móc się ponownie zapomnieć i oddać czemuś w całości. Chrono Cross był dla tamtego mnie czymś więcej i mój odbiór tej gry został w pełni ukształtowany właśnie wtedy. To była prawdopodobnie jedna z moich pierwszych styczności z koncepcją równoległych światów i po głowie zaczęły mi krążyć różne myśli, idee, warianty własnej rzeczywistości. Jakby to było, gdyby. Chyba nie bez powodu stale połykam każde dzieło kultury, które te wątki porusza. Dzisiaj brzmi to trochę infantylnie, ale wtedy uderzyło mi do głowy. Początek gry uruchomił istną galopadę myśli, a odwiedziny nad pewnym nagrobkiem były szalenie zaskakujące, niepokojące i… smutne. Chodziłem od NPCa do NPCa i uważnie czytałem, co mają mi do powiedzenia. Próbowałem zrozumieć co się wydarzyło, bo nie byłem na to przygotowany - nie czytałem wcześniej żadnej recenzji gry, więc jak obuchem w łeb dostałem. I nie był to jedyny taki moment, bo gra dostarcza ich więcej. Wybaczcie pewną enigmatyczność, ale czuję wewnętrzne zahamowania, gdy mam opisywać fabułę Chrono Crossa i jej meandry. Niby da się ją skrócić w dwóch zdaniach, ale i tak nie chcę. Nawet nie jestem pewien czy pisząc o alternatywnych światach nie zgrzeszyłem zanadto. Zdaję sobie sprawę i powtórzę, że ten impakt, który wtedy na mnie wywarł Chrono Cross jest dzisiaj już nie do powtórzenia. Na nikim. A na pewno nie w takim stopniu. To był tamten moment w czasie i przestrzeni, gdy należało w nim być, teraz już przepadło, nie ma powrotu. Dla doświadczonych życiem graczy będzie to dzisiaj tylko kolejny retro tytuł, który może się spodobać, ale nie zmieni już niczyjego życia. natomiast obecni nastolatkowie wciąż podatni na wpływy? Oni nie interesują się takimi antykami, na tej samej zasadzie, co ja w 2000 roku nie interesowałem się grami z 1980 roku. Świadomy tych nieustępliwych prawideł nawet nie będę próbował nikogo tutaj przekonywać, że warto do Chrono Crossa mimo wszystko usiąść. Nie jestem obiektywny, nie potrafię na grę spojrzeć sceptycznie i nie zamierzam jej krzywdzić przykrym słowem. Będę wciąż pełen zachwytu, a tych kilku graczy, którzy w stosunku do Chrono Crossa czują podobną miętę leniwie zakręcą dobrym alkoholem w szklaneczce i mrukną z zadowoleniem. Byliśmy tam. Wtedy. Było wspaniale. Bo było. Cudowny klimat archipelagu El Nido wręcz uderza oceaniczną bryzą w oczy. Gdy tylko je otwieramy i podnosimy zasłony w swoim oknie jesteśmy zauroczeni. Rozglądamy się po pokoju pełnym gratów, klamotów, kolorów i detali. Rozkosznie, ciepło, przytulnie. Wychodzimy z domu i biegamy po rodzimej wiosce. Wszyscy nas znają, chętnie pogadają, nie szczędzą uszczypliwości. Muzyczka przygrywa. Wchodzimy do innych pomieszczeń i podziwiamy piękne tła, niczym malowane. Promienie światła przeciskające się przez szczeliny w deskach, drobne dzwoneczki lekko falujące na wietrze, leniwie kręcące się wiatraczki, snujące się po kątach kotki, zawsze coś się porusza, migoce. Soczysty, kolorowy raj nad wściekle błękitną, błyszczącą wodą. A to tylko pierwsza lokacja. Wiele z nich wywoływało we mnie tęsknotę, a odwiedziny w Dead Sea poruszyły bardziej, niż skory jestem przyznać. Mapa świata jest piękna. Skondensowana, charakterystyczna, przeurocza. Z czasem otwiera pełnię swoich możliwości, ale nigdy nie przytłacza. Czasem subtelnie wynagradza dociekliwość, ale nie oczekuje w zamian atencji i czasu. Koncepcja alternatywnych światów pozwala na ciekawe eksperymenty w rodzaju: co stanie się, gdy postać z jednego świata zabiorę na spotkanie z tą samą postacią drugiego świata? A wybierać jest w czym, bo do naszej drużyny możemy zrekrutować kilkadziesiąt bohaterów. Niektórzy przyłączają się w trakcie przygody sami, innych trzeba jakoś zmotywować. Możemy wykonać też kilka side questów, zapolować na summony, czy też pogrzebać w poszukiwaniu najbardziej dopasionych technik bojowych dla każdej postaci. Chcący wejść głębiej w grze raczej narzekać nie będą, bo jest tutaj co robić. Inni mogą to ominąć, świadomie bądź nie. I zapewne ominą całe mnóstwo możliwości, jeśli postanowią grać bez poradnika. Nic szczególnie istotnego dla odbioru całości, ale jednak. Ale przez to dostajemy jeden z najbardziej motywujących New Game+, gdzie kombinowanie wkracza na zupełnie inny poziom, bo ze zdobytą wiedzą jesteśmy panami swojego losu. Jak na dzisiejsze standardy gra jest dość krótka. Kiedyś JRPGi uchodziły za te “długie gry”. Obecnie byle gierka akcji je zjada. 30-40 godzin mi zajęło, ale gdyby się skupić na wątku głównym, to myślę, że w jedną dobę można grę ukończyć. Bo trochę krążyłem, trochę drążyłem, nie zawsze osiągając cel, ale ciekawość zaspokoić musiałem. Chrono Cross ze względu na swój nieco uproszczony i sztywny sposób rozwoju postaci unika grindu. Bohaterowie znacząco potężnieją tylko w przypadku postępów fabularnych, a losowe walki podnoszą nam statystyki w marginalnym stopniu i tylko do pewnego momentu. Potem czy tego chcemy, czy nie, powinniśmy kontynuować historię. Rozwiązanie to ma swoich zwolenników i przeciwników, ale ja je lubię. Dzięki temu gra wydaje się lepiej zbalansowana i w żadnym momencie nie wywiera presji grindu. Nie oferuje szerokich możliwości bitewnych czy rozwojowych, ale pozwala się skupić na historii. To ona jest siłą gry. Nawet jeśli ostatecznie można ją opisać dość klasycznie dla gatunku: przy pomocy fikuśnych artefaktów ratujemy świat, możliwe, że więcej niż jeden. Ale niuanse, postacie, wątki nadrabiają i spychają ten banał na dalszy plan. O muzyce napisano już chyba wszystko i wielokrotnie. Majstersztyk i arcydzieło. Intro, którego wrażliwość nie pozwala mi przewinąć i zawsze oglądam całe. Zawsze. Każdorazowo gdy wychodzę na mapę świata Another World to moje serce się powoli roztapia. Shadow Forest niepokoi bardziej, niż powinien. Peril pompuje na przemian adrenalinę i obawy. Magical Dreamers sprawia, że nóżka chodzi. The Girl Who Stole the Stars uruchamia wieczną tęsknotę za tamtymi momentami. Dreams of the Ages sprawia, że czuję się epicko. Dragon God powoduje, że mocniej zaciskam dłonie na padzie. A narastające Life - A Distant Promise przynosi ulgę oraz żal jednocześnie, bo to już koniec. O porcie na Switcha również napisano już wiele, choć niekoniecznie miłego. Bo jest leniwy. Owszem, postacie doczekały się liftingu, podobnie jak ich portrety. Podobają mi się i nie czuć, by grę tym sprofanowano. Wprowadzono również drobne usprawnienia. Losowe walki da się ominąć (ponoć, nie stosowałem). Rozgrywkę jednym przyciskiem przyspieszyć, bądź spowolnić. To pierwsze bywa szczególnie przydatne w trakcie walk, gdzie animacje ataków potrafią się niekiedy dłużyć, jeśli oglądane dziesiątki razy. Ale gra cierpi wciąż na pewne techniczne dolegliwości, jak dławienie się animacji i mało responsywne menu wyboru ataków w trakcie walk. Dziwnie zlagowane bywa. Gra oferuje raczej powolne tempo, więc pewne aspekty da się przełknąć, tym bardziej, że warstwa eksploracyjna raczej unika problemów i większość przykrości spotyka nas w trakcie walk. Ale nie wypada mi tego przemilczeć. To nie jest zarzut w kierunku gry, bo o tej obiecałem nie napisać złego słowa. Tylko tytuł zasługuje na staranniejszy port. Chuje. Aha, jedną z najistotniejszych zalet portu jest fakt, że dołączono do niego Radical Dreamers. Gierkę - czytankę, dotychczas raczej trudno dostępną oficjalnymi kanałami. Ograłem i jak bym ją określił? Fabularnie chyba można ją potraktować jak jeden z wariantów alternatywnego świata. Pojawiają się skądinąd znajome nazwy postaci, ale niekoniecznie reprezentują one te, które znamy. Naszym zadaniem jest włamać się trzyosobową drużyną do posiadłości Lynxa i ukraść z niej Frozen Flame. Rozgrywka w całości opiera się na tekście, więc dostajemy tylko krótki, literacki opis zdarzeń, naszą aktualną pozycję oraz sytuację, po czym często musimy zdecydować o kolejnym ruchu. Pójść w lewo? W prawo? Schodami w dół? Wejść do pokoju? Obejrzeć książkę czy biurko? W trakcie włamu trafią się nam nawet walki, gdzie pod presją czasu musimy podejmować kolejne decyzje. Zaatakować? Zrobić unik? Zachować się niekonwencjonalnie i schować za kolegą? Co ciekawe, jeśli popełnimy kilka złych decyzji, to możemy nawet zginąć (co mnie za pierwszym razem w sumie zaskoczyło). Walki dzielimy na te fabularne (nie do uniknięcia) oraz najwyraźniej te losowe, bo podchodziłem do gry trzy razy i zawsze trafiały się w innych miejscach. Ich wynik również bywał często losowy i trudny do przewidzenia. Na chłopski rozum: jeśli atakuje cię goblin ciężkim morgensternem, to raczej nie próbujesz blokować takiego ciosu nożem, więc robisz unik. Błąd, czapa. Rozgrywka przebiega więc metodą prób i błędów, dlatego polecam często robić sejwy (o czym też przy pierwszym podejściu nie pomyślałem i po 1,5 godziny zaczynałem grę od nowa). Aha, narysujcie sobie mapę posiadłości, bo trochę po niej będziecie błądzić. Czy warto? Fani mogą spróbować, choć o ile wiem, Radical Dreamers nie stanowi kanonicznej wartości dla uniwersum, więc strata w przypadku rezygnacji nie jest znacząca. Około 5 godzin rozgrywki, jeśli wiedzieć co robić (gdzie iść i w jakiej kolejności) to można ją skrócić do dwóch godzin. Graficznie to kpina, bo grze towarzyszy kilka teł, które w żaden sposób nie zostały odświeżone i z grubsza prezentują się jak kupa. Nie ma kompletnie na czym oka zawiesić. Ale czyta się całkiem przyjemnie, bez dłużyzn. Muzyka to kilka znajomych kawałków w swoich starszych aranżacjach i wypadają one chwilami atrakcyjnie, bo można się poczuć jak pod ulubionym, ciepłym kocykiem. Ogólnie ciekawostka dla największych fanów. 5 5 Cytuj Odnośnik do komentarza
GearsUp 98 Opublikowano 20 Lutego 2023 Udostępnij Opublikowano 20 Lutego 2023 Improved framerate i inne. Cytuj Odnośnik do komentarza
pawelgr5 1 244 Opublikowano 20 Lutego 2023 Udostępnij Opublikowano 20 Lutego 2023 Wspaniała wiadomosc, kupione day 1 ale przez te problemy nie grałem. Bedzie pykane na SD pod kołderką. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza
Bzduras 10 914 Opublikowano 20 Lutego 2023 Udostępnij Opublikowano 20 Lutego 2023 "This month", czyli w przeciągu tygodnia paczyk wleci. Fajnie, bardzo chętnie pyknę New Game+ albo zacznę od nowa na deczku Cytuj Odnośnik do komentarza
Bzduras 10 914 Opublikowano 22 Lutego 2023 Udostępnij Opublikowano 22 Lutego 2023 Paczyk wjechał już na wszystkie platformy. 30FPS w trakcie eksploracji, 60FPS w trakcie walki, i tak to powinno wyglądać od początku Jeśli jeszcze uchował się ktoś, kto wstrzymał się z zakupem z powodu działania tej gierki to może śmiało wskakiwać na wagonik, bo w końcu Cross dostał należytą mu porcję szacunku. Rok po premierze, ale chyba lepiej później niż wcale. 4 1 Cytuj Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.