Treść opublikowana przez kotlet_schabowy
-
PSX Extreme 304
Wpadłem tylko napisać, że jestem już zniesmaczony tymi wszystkimi opóźnieniami i innymi dziwnymi akcjami. Nie dość, że pismo z mojej czysto subiektywnej perspektywy zalicza od jakiegoś czasu regres, wygląda źle, a kosztuje coraz więcej (tak wiem, koszty, inflacja), to jeszcze teraz (a w sumie od dawna, jeśli chodzi o prenumeratę) dochodzą jakieś hece logistyczne. No właśnie jako szary czytelnik jestem ciekaw tego powodu, bez złośliwości, po prostu dlaczego nie działa mityczny wolny rynek i PE w odpowiedzi na tak nieprofesjonalne podejście drukarni (o ile to faktycznie jest główny powód i wina leży po jednej stronie) nie podziękuje za współpracę.
-
House of the Dragon
Strasznie to nierówne było. Są odcinki bardzo dobre i trzymające w napięciu, a są usypiające. Są ciekawi, charyzmatyczni, niejednoznaczni bohaterowie, którzy zdecydowanie pasują do wysokich norm jakościowych ustalonych przez Grę o Tron, i są postacie nijakie, bezjajeczne i nie zapadające w pamięć (osobiście niektórzy mi się po prostu ze sobą mieszali, szczególnie cała ta murzyńska rodzinka z białymi mopami na głowie), część zwyczajnie irytuje (i nie, nie chodzi o zamierzoną irytację w stylu znienawidzonego Joffrey'a, tylko drażniących bohaterów, którym "powinniśmy" kibicować). Całość oczywiście odczuwalnie polana sosem "woke'izmu", z braku lepszych określeń (women stronk itd.). Zagrywka z przeskokiem czasowym i podmianką niektórych aktorów może i sam w sobie nie byłby problemem, gdyby nie tak duża niekonsekwencja w odpowiednim "postarzeniu" (a właściwie jego całkowitym braku) niektórych postaci. Wiele z nich wypada po prostu nieprzekonująco (30 letnie kobiety udające matrony rodu z kilkorgiem nastoletnich dzieci, tak, wiem, realia Westeros to szybsze dojrzewanie, no ale wizualnie to po prostu nie gra). Sama intryga ma potencjał, ale naprawdę ciekawie robi się dopiero w ostatnich 3 odcinkach serii. No i jeśli tak jak ja, nie ogląda się tego "binge'ując", to można się trochę pogubić (co nie zdarzało mi się w przypadku GoT, która niby słynęła z zamotanych układów i wątków). W połowie sezonu uznałem, że raczej będę miał wywalone na dalszy ciąg serii, ale po finale w sumie jestem lekko zaintrygowany. Tak czy siak, nie powiem na pewno, że to jakieś objawienie po niesmacznym zakończeniu oryginalnej sagi. Ot, niezły, niezobowiązujący serial, co jak na dzisiejsze standardy wielkich produkcji tego typu i tak jest chyba sukcesem. Audio-wizualnie jest tip-top.
-
własnie ukonczyłem...
Mafia: Definitive Edition Do oryginału specjalnego sentymentu nie mam, zaliczyłem go parę dobrych lat po premierze i jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to pamiętam z tej przygody głównie uciążliwe pościgi i wlekące się podróże między dzielnicami. A no i lecący co chwilę, wwiercający się w mózg motyw Central Island, który z jakichś przyczyn cieszy się kultem xD. Z fabuły kojarzyłem głównie zakończenie, więc reasumując powyższy wstęp, do remake'u podchodziłem w dużym stopniu jak do nowej gry. Dlatego też w poście tym nie będę zbytnio odnosił się do zmian między tymi wersjami, które dla fanów mogły mieć duże znaczenie (choć z tego co czytałem, to DE została przyjęta raczej pozytywnie). No w każdym razie bawiłem się dobrze. Mechaniki to z grubsza typowa "przygodowa strzelanina w otwartym świecie" A.D. 2020, czyli strzelanie zza zasłony, kółko wyboru broni, trzymanie przycisku, żeby otworzyć drzwi etc. Tu od razu pierwszy minus, czyli właśnie strzelanie. Pomijając już generyczność, część broni, niestety na czele z legendarnym Tommy Gunem, zupełnie nie ma mocy. Słabe jest zarówno to, ile naboi trzeba władować w gangusa, żeby padł, jak i czysto wizualny efekt szatkowania kogoś (w skrócie: niemal go nie ma, strzelasz w typa ogniem ciągłym, a ten sobie przeskakuje między osłonami). Obniża to frajdę ze strzelanin, których jest tu całkiem sporo. Na plus natomiast na pewno model jazdy i "czucie" samochodów (oczywiście mowa o trybie symulacyjnym), ale też brak udziwniania i rozszerzania na siłę świata i aktywności. Przygoda jest liniowa, głównie jedziemy z punktu A do B, często scenariusz nawet rzuca nas w dane miejsce bez naszego udziału, wszystko jest skondensowane i ta formuła mi się podoba. Misja, scenka, misja, jedziemy dalej. Co ważne, ciągle dzieje się coś ciekawego, nawet jeśli nie dostajemy jakiejś niesamowitej różnorodności gameplay'owej (ot czasem trzeba się poskradać, czasem pościgać samochodem), to otoczka i pomysł na daną misję z reguły są w jakiś sposób wyróżniające dany epizod. Zwyczajnie nie ma nudy. Do tego poziom trudności jest, zgodnie z panującymi trendami, odpowiednio obniżony, ale to akurat dobrze, bo oszczędzono nam irytacji. Dla fanów oldschoolu: są apteczki, ammo leci dosyć szybko, a bez wspomagania nie jest wcale tak łatwo trafić wrogów. Poza tym największym plusem Mafii była kiedyś i jest nadal historia. Jasne, można powiedzieć, że to zestaw klisz kina gangsterskiego, ale to po prostu działa (a w 2002 musiało dopiero robić robotę). Postacie są charyzmatyczne, dialogi naturalne, rozwój historii interesuje. Brak tu dłużyzn, jest dynamicznie, może jak na niektóre gusta wszystko leci nawet zbyt prędko, ale mi się podobało. No może trochę zbyt naiwne było tempo, w jakim Tommy został przyjęty do "rodziny". Wiem, że bohaterowie przeszli całkowity lifting w temacie głosów i wizerunków, no ale jako osobie "z boku", ciężko ocenić mi zmiany. Paulie wydaje mi się troszkę przesadzony, natomiast Sam, szczególnie w początkowych godzinach gry, bezjajeczny. Generalnie jednak: jako fan gatunku w wersji filmowej, byłem w pełni kontent. Wizualnie jest cacy, co prawda grałem na PC, który, jak już pewnie z 10 razy tutaj wspominałem, nie grzeszy mocą, więc muszę iść na kompromisy, ale powiedzmy, że na średnich ustawieniach gra prezentuje się świetnie, szczególnie oświetlenie i efekty pogodowe. Natomiast w odniesieniu do oryginału, to po prostu przepaść i tu nie ma się nad czym specjalnie rozwodzić, bo to oczywiste. No także jestem bardzo zadowolony, dostałem to, czego oczekiwałem, czyli konkretną, niezbyt długą (obstawiam jakieś 12h), wciągającą przygodę w klimatach "złotej ery" gangsterki w USA. To wszystko stanowi wartość tym bardziej, że w ostatnich latach w mainstreamie raczej brak zarówno "samochodowych open worldów", jak i w ogóle gier osadzonych w tych realiach.
-
PSX Extreme 303
Numer powoli kończę i poza wydarzeniami związanymi z jego premierą, to opisałbym go tak, że jest chyba najmocniej "nie gejmingowym" numerem od dawna, ze względy na artykuły, no właśnie, poza growe. Nie powiem, czytało się je ze względu na pióro autorów i raczej ciekawą tematykę całkiem dobrze, ale całościowo jest to dosyć osobliwe. Nad oprawą nie będę się już pastwił, tym bardziej, że powstał w tym celu nawet osobny temat na forum xD. Wyróżnię natomiast tekst o Grze Extreme, spoko napisany (pomijając boomerskie, wycięte momentami wrzutki xD) i przede wszystkim interesujący ze względu na tło przedsięwzięcia, o którym sporo swego czasu się czytało, również na FPE, a które w rezultacie nie wypaliło i jak dobrze pamiętam, wówczas nie było to jakoś mocniej wyjaśniane. Udzielił mi się klimat czasów, kiedy człowiek potrafił się w coś wkręcić na maksa z czystej pasji, poświęcając swój czas "po godzinach", gdzie jedyną zapłatą była satysfakcja. Fajnie czytało się też kontynuację "wątku" Powrotu Do Przyszłości, raz, że uwielbiam trylogię, dwa, że tekst nie skupiał się stricte na automatach i pinballach. Małe wyróżnienie za art o Zodiaku, uzmysłowił mi, że mimo seansu filmu Finchera parę lat wstecz, w zasadzie nic nie pamiętałem na temat tych wydarzeń i zachęcił do powtórki. Nagroda "odklejenia miesiąca" przypada Marcellusowi, ale z góry mówię, że tak jak w przypadku Zooltara, wolę czytać nawet najbardziej kuriozalne poglądy, niż pozbawiać kogoś rubryki, bo drażni nimi ludzi, no także niech to sobie trwa, zawsze to jakiś koloryt. Oczywiście niech to działa w "obie" strony. Jasne, że spoiler spoilerowi nierówny, bo zdradzenie zakończenia, kilku plot twistów czy informacja o pojawieniu się bohaterów, których obecność miała być niespodzianką (pozdro HIV) to co innego, niż nakreślenie punktu wyjścia historii, która będzie trwać kilkadziesiąt godzin. Dlatego też post ten piszę bardziej dla "sportu", nie jako wielce poszkodowany, który już ze względu na zepsucie prologu, nie sięgnie po Ragnarok xD. Generalnie cały motyw spoilerów to w dużej mierze kwestia osobistej "wrażliwości", dla mnie choćby info o tym, że to już lekki bo lekki, ale jednak spoiler, abstrahuję od opisania zakończenia jedynki, bo "na chłopski rozum" jak ktoś nie grał w GoW 2018, to raczej nie powinien sięgać po reckę dwójki (z drugiej strony, czy w istocie tak powinno być? dla mnie recka to zawsze była bardziej opinia o danym tytule, niż opisanie jej elementów, stąd też nieraz wynikają kwasy w różnych tematach na forach czy grupach dyskusyjnych, no bo jeden gra od premiery i rzuca opisami kolejnych miejscówek, a drugi chce po prostu poczytać, czy gra spełniła oczekiwania, jak wygląda, ile trwa etc.) I z tego co obserwuję, jest sporo osób, które nawet nie oglądają trailerów najbardziej oczekiwanych tytułów. Wiadomo, można sobie na ten temat dyskutować czy nawet kpić, że to przesada i robienie z giereczek "serious business" (są obszary w necie, gdzie spoilery rzuca się bez mrugnięcia okiem, a oburzenie wyśmiewa), ale koniec końców jestem zdania, że złotym środkiem jest po prostu rzucić to wyświechtane hasło "wrażliwi na spoilery mogą ominąć ten akapit" i elo.
-
Czy Romek musi zajmować się grafiką ?
Moim skromnym zdaniem lepiej by wyglądało (i przyjemniej się czytało) w układzie, w którym tekst byłby w miarę proporcjonalnie przeplatany grafikami na całej jego długości, niż w takim, jaki tu opisałeś.
-
Czy Romek musi zajmować się grafiką ?
No jednak jest różnica między stroną z samym, zazwyczaj niezbyt atrakcyjnym artem, a stroną z treścią (gdzie można dyskutować, jak wielu czytelników dany dział interesuje, ja np. lubię Region Filmowy, na recki komiksów też zerknę z zaciekawieniem, mimo, że ich nie czytam, i akurat dla mnie te "niegrowe" działy stoją dużo wyżej w hierarchii, niż kilka recek na 1/3 strony) Z autorem tematu pozostaje mi się tylko zgodzić. Żeby było śmieszniej, uważam, że Romek zaczął słabo, później się mocno poprawiło, żeby od parunastu miesięcy znowu było momentami naprawdę źle. Nie mógłbym nie wspomnieć też o mojej ulubionej "wpadce" ostatnich lat, czyli wpychaniu do artykułów/recek grafik ni z gruchy ni z pietruchy, nie związanych stricte z tematem/opisywaną grą, albo związanych bardzo luźno. Grafiki na całą stronę, szczególnie te w niskiej rozdziałce, to też już klasyka. I nie chodzi mi teraz o jakąś rewolucję, gonienie trendów w projektowaniu strony wizualnej czy nawet zatrudnianie kogoś innego. Czasem wystarczy po prostu odpuścić i darować sobie coś, co wygląda źle.
-
Video shows o grach
Jego działalność internetową znam gdzieś od roku-dwóch, czasem obejrzę streama i ostatnie, co bym na podstawie tej twórczości powiedział, to że ma jakieś skrajne jazdy xD. Jak widać trzeba do tego prowadzić twitterowe "śledztwo". Cóż, 90% tamtejszego towarzystwa ma odchylenie w drugą stronę, więc w sumie spoko odmiana i dodatkowa zaleta tego użytkownika. Bo przecież koleś odwołujący się bezpośrednio do komunizmu będący regularnie w topce wyświetleń twitcha to już normalna i godna pochwały postać.
-
Konsolowa Tęcza
Już ostatnie dwie generacje to 7 (a w przypadku łoniaka 8) lat czekania, więc zważywszy na coraz to nowe, dziwne okoliczności, zero zaskoczenia tudzież nic nowego.
-
własnie ukonczyłem...
Nawiązując do wcześniejszych postów: odnośnie TEW 2 to zobaczę, generalnie po serię w ogóle bym pewnie nie sięgnął, gdyby nie mocno pozytywne opinie dotyczące dwójki, zaintrygował mnie art design itd, ale teraz to ja mam dość współpracy z panem Castellanosem (jeszcze w formule półotwartego świata, bleh). Dla detoksu sięgnąłem po interaktywny film na 2 godzinki pod tytułem Erica. I w tym przypadku rzeczywiście przypisanie do tego gatunku jest w pełni uzasadnione, bo to dosłownie film z występującymi co jakiś czas momentami "gameplay'u" typu "otwórz drzwi ruszając myszką w prawo" (całkiem fajnie wizualnie wplecione w realne sceny). Fabuła postępuje nieliniowo i nasze decyzje mają wpływ na jej rozwój, ale żeby w pełni to dostrzec, wypadałoby zaliczyć "grę" ze dwa razy (do czego zresztą w zakończeniu zachęcają twórcy), na co niestety nie mam za bardzo ochoty, chociażby z racji tego, że w żaden sposób nie możemy przyspieszyć akcji (co w sumie zrozumiałe), więc kolejne playthrough będzie trwało przynajmniej tyle samo, przy czym część scen na pewno się powtarza. Sama historia to mieszanka thrillera (tajemnicze morderstwa), horroru (okultyzm i te sprawy) i klimatów paranormalno-schizofrenicznych (nie do końca wiaodomo, co jest autentyczne, a co urojone). Nie porwała mnie jakoś specjalnie, ot w pewnym momencie poszło to nie do końca w moje klimaty, ale wciąga. Aktorsko jest nieźle, nie czuć tu, że to jakaś trzecia liga dorabiająca w "mniej poważnym" medium (choć twarzy i nazwisk nie kojarzę). W sumie polecam jeśli ktoś ma ochotę na taką zabawę.
-
Jaki masz backlog?
Backlog to dla mnie przede wszystkim forma odnotowania interesujących mnie tytułów, w które niemal na pewno prędzej czy później zagram, a to, kiedy to będzie, zależy od różnych czynników, w tym nastroju, dostępnego czasu etc. Nie wiem, po co dorabiać do tego głębszą teorię czy implikować, że to jakieś gonienie króliczka, nie dające miejsca na faktyczną radość z grania. Nie gram tylko w nowości (wręcz przeciwnie), nie kupuję ich też "na zapas" więc siłą rzeczy czytając recki/oglądając jakieś materiały retro jeśli coś mnie zainteresuje, to sobie zwyczajnie wpisuję na listę, bo nie da się wszystkiego zapamiętać. Co więcej, jak kończę gierkę i sięgam po następną, to taka lista fajnie podpowiada, po co sięgnąć. Ot, zaliczyłem jakieś duże AAA, mam ochotę na coś krótszego i lżejszego, poskakałbym se jakimś futrzakiem po platformach, więc robię szybki rzut oka na listę i cyk, w sumie to może odpalę sobie zaległego Sly'a? To oczywiście przykład, bo równie dobrze mogę sięgnąć po coś spontanicznie, zobaczyłem gdzieś gameplay i za chwilę gierka się ściąga. Oczywiście tworzenie listy idącej w setki pozycji, której fizycznie nie da się wyczyścić, bo po prostu życia nie starczy (a przecież wskakiwać będą kolejne tytuły), to już bezsens wynikający z braku umiejętności sensownej selekcji. Oczywiste, że nie zagram we wszystko, co wg jakiegoś mitycznego wyznacznika "warto sprawdzić", oczywiste też, że nie wszystko, co "warto" sprawdzić, akurat DLA MNIE warto, więc nie wrzucam do backlogu przykładowo jakichś nowych jrpgów, wyścigów, choćby do byli pretendencie do GOTG. Bo niektórzy to chyba mają taką tendencje, że dopisują coś, bo "na forumku polecają", nawet jeśli z gatunkiem im w ogóle nie po drodze.
-
PSX Extreme 303
Ja to mam przede wszystkim taki zarzut, że trochę sporo w niej spoilerów (szczególnie z punktu widzenia kogoś, kto ogranicza do maksimum materiały dotyczące gier, w które zamierza zagrać), i to w sumie bez ostrzeżenia. Druga sprawa to niestety stające się już standardem w PE walnięcie do recki arta z innej gry (w tym przypadku GoW z 2018), weźcie ogarnijcie tam grafika bo to serio nie przystoi, pachnie klimatem pism typu Play czy Click we wczesnych latach 2000. A sama recka jak najbardziej na dobrym poziomie, ocena mnie nie rusza, ba, spodziewam się, że pewnie wystawię podobną, bo prequel też oceniłem na mocne 8. Słusznie, że w zalewie "dziesiątek" i tytułów GOTY, udziela się głosu komuś, kto podchodzi do tego z trochę większym dystansem. Nie widzę za bardzo powodu do "kontrowersji", na tym etapie życia PE chyba większość czytelników wczytuje się w treść recki, ba, kojarzy konkretnych autorów i ich podejście do gejmingu, a nie rzuca okiem na cyferkę (może się mylę?), więc dla mnie nie ma w ogóle problemu z tym, że jeden zgred ocenę zawyży (casus TLoU), drugi może oceni gierkę bardziej "surowo", niż by się tego spodziewał nahajpowany ogół graczy (GoW: R?). Zresztą tak po ludzku zazwyczaj bardziej ciekawią mnie te mniej standardowe głosy w dyskusji.
-
własnie ukonczyłem...
The Evil Within Oj nie pykło. Wymęczyła mnie ta gra strasznie, mentalnie i wręcz fizycznie. Abstrahuję tu od samego "horroru", bo to akurat na mnie nie działa, zresztą w tym przypadku opiera się głównie na typowym gore, którego zwyczajnie nie lubię. Licznik na koniec pokazał ok. 15h, a czułem się, jakbym grał ze 30 (inna sprawa, że powtórki chyba się nie wliczają do czasu). Zdecydowanie gra jest o parę godzin za długa. Nie jest to oczywiście crap, ale zbyt dużo rzeczy jest tu zjebanych, żebym mógł powiedzieć, że dobrze się bawiłem. Sterowanie z lagiem, mało intuicyjne. Poruszanie się ociężałe, drewniane i mało precyzyjne. Kamera skutecznie przeszkadza, na dodatek jest jakoś dziwnie, niewygodnie ustawiona, za blisko postaci. To wszystko nie miałoby aż tak dużego znaczenia w lajtowym samograju, ale TEW na domyślnym poziomie trudności jest naprawdę trudny i wymagający, więc frustracja, kiedy w ferworze walki nasz bohater nie zrobił tego, co chcieliśmy i kolejny raz giniemy, sięga momentami zenitu. Do tego słabiutka fabuła i totalnie nijakie postacie. Ok, taka konwencja, ale jakoś w innych przypadkach mimo konwencji całość potrafi mieć swój urok (Residenty chociażby), a tutaj zupełnie nie działa. Wspomniany wcześniej oziom trudności to niestety nie zaleta. Nie uległem i do końca go nie obniżyłem, mimo bycia naprawdę mocno wkurwionym w niektórych fragmentach, ale serio, wbrew trendom w gejmingu, tutejszy normal to jak hard w typowej grze AAA. Niestety, to jest trudność typu "jest ciemno jak w dupie, wszystko dookoła niewyraźne, idziesz spokojnie i wpierdalasz się prosto na wybuchową pułapkę" albo "masz tu bydlaka, który ma cię na jednego hita i ucz się go metodą prób i błędów". Ciągle brakuje ammo i apteczek, sprint wyczerpuje staminę, operowanie broniami jest ślamazarne, a trafić dokładnie też nie jest łatwo. Przeciwnicy, pozornie mało ruchliwe i tępe "zombie", potrafią mocno zaleźć za skórę, szczególnie w grupie, a ich wytrzymałość jest lekko przesadzona. Do tego wisienka na torcie, czyli rzadkie i niefortunnie porozstawiane checkpointy no i mamy komplet spierdolenia. Gunplay i ogólnie pomysł na zabawę ma mocno odczuwalny vibe RE4 (w końcu to Mikami), ale, no właśnie, wszystko jest tu gorsze i mniej przyjemne, jakby jakieś świeżaki próbowały nieudolnie skopiować lepszy tytuł lepszego developera, albo jakby to była jakaś niedopieszczona beta. Ale odkładając na bok negatywne emocje, przyznam, że rozwalanie "mutantów" zapewnia jakaś frajdę, czuć moc strzałów, jest "mięsiście". Miejscówki są zaprojektowane tak, żeby zapewnić nam możliwość kombinowania na różne sposoby, począwszy od skradania (rzucanie butelką w celu odwrócenia uwagi, stealth kille, ale wszystko jakieś takie niedorobione), przez korzystanie z elementów otoczenia (wysadzanie wybuchowej pułapki, łatwopalne beczki) czy w końcu otwarta wymiana ognia (generalnie i tak chyba najskuteczniejsza). Wybierając ostatnią opcję też lepiej nie lecieć na hurra, tylko wdrożyć minimum taktyki i np. strzelać w nogi, a leżącego bydlaka podpalić (zapałki trzeba odnajdywać po drodze), zamiast pakować w niego pół magazynku. Poza tym mamy eksplorację i zbieractwo, bieda crafting i poszerzanie umiejętności naszego bohatera (baaardzo powolnie to idzie, nie wiem, czy na koniec gry rozwinąłem choćby połowę dostępnych perków, ilość "expa", jaki trzeba włożyć choćby w przyspieszone o ćwierć sekundy przeładowanie jednej broni, jest ogromna). Technicznie The Evil Within to bubel, a i tak obecnie już popatchowany (tuż po premierze grało się z obowiązkowymi czarnymi pasami na górze i dole ekranu xD). Framerate woła o pomstę do nieba, co jest tym bardziej dziwne, że gra jest typowym cross-genem i nie przesadzę mówiąc, że wygląda jak wzięta prosto z PS3 (nawet rozdziałka to chyba nie pełne HD). Odradzano mi wersję na PS3, ale z ciekawości sobie ją odpaliłem (niestety gra ma ultra przeciągnięty, zamulasty prolog i nie chciało mi się dłużej ciągnąć tego eksperymentu) i w sumie na TV CRT wyglądało to znośnie, tyle, że (abstrahując od ekranu 4:3 xD) wersja na chlebak nie umożliwia wyłączenia letterboxa. No ale to taka dygresja . Swoją drogą, gra wywaliła mnie do dasha kilka razy przez te paręnaście godzin, z czego ostatni raz, na miłe pożegnanie, w trakcie podziwiania końcowych scenek po zajebaniu ostatniego bossa xD. Także no gra mnie zawiodła i po dwójkę raczej nie sięgnę. Poza w miarę satysfakcjonującym strzelaniem i momentami udzielającym się, ciężkim klimatem, ciężko mi wymienić jakieś jej zalety.
-
Zakupy growe!
Nie znam takowego, raczej szedłbym po prostu w kierunku googlowania hasła typu "is Evil Within PS3 port worth playing". Takie dyskusje lubią być na reddicie chociażby.
-
Zakupy growe!
Slim jest spoko, ale od pewnego modelu wywalili małe elementy "wykończenia" typu podświetlane przyciski power/eject, niby nic, a jednak całościowy efekt wizualny już gorszy. Co do wyboru platformy, to myślę, że temat nie byłby tak KONTROWERSYJNY gdyby nie to, jak marne technicznie były najczęściej porty na PS3. Rozdziałka to jedno (miłego podziwiania ~720p na dużym TV 4K), ale ten framerate.... Ja też co do zasady wolę konsolę, ten mityczny klimat i bądź co bądź większą wygodę, ale czasami wybór niedomagającego sprzętu mając alternatywę to już lekki masochizm. I sam bywam tego ofiarą, np. teraz gram w The Evil Within na PS4, z pełną premedytacją wybierając gorszy port, ale widząc, jak to działa, momentami żałuję swojej decyzji. A początkowo miałem grać właśnie na PS3 xD (co odradzano mi, i słusznie, nawet tutaj).
-
Właśnie porzuciłem...
Porzuciłem Incredible Crisis na PSX. W okolicach premiery mocno mnie ten tytuł zaciekawił, ale jakoś nigdy nie miałem okazji zagrać, to niedawno postanowiłem sobie go nadrobić. No i cóż, konstrukcja gameplay'u sprawia, że raczej nie podołam. O co konkretnie chodzi? Cała zabawa to następujące po sobie mini gierki na parę minut, opierające się głównie na mashowaniu przycisków lub innych zręcznościowo/refleksowych sprawach. No i sęk w tym, że save robimy co 2-3 etapy, a "żyć" mamy ograniczoną liczbę, więc jeśli trafimy na wyjątkowo irytujący poziom, wpadamy w pętlę powtarzania poprzednich leveli, żeby dojść do tego, na którym znowu możemy się wyłożyć. Co więcej, każda nowa mini gierka rzuca nas do "zabawy" z mocno lakoniczną instrukcją, co mamy właściwie robić, więc najczęściej pierwsza próba z automatu jest nieudana (a naszym wrogiem dodatkowo jest czas i spadające przy błędach "hp"). Za stary jestem na takie tracenie czasu. Cóż, IC to i tak mocno japońska, dziwaczna ciekawostka na ~2 godziny, więc nie jest to wielka strata, no ale trochę szkoda, że z takiego powodu.
-
PSX Extreme 303
Fajnie, jakby Łapusz w końcu pomyślał o ustanowieniu zastępstwa i udostępnienia jakiemuś wybrańcowi "dostępów" na wypadek kolejnych problemów zdrowotnych, bo to nie pierwszy raz i wypada to już trochę kuriozalnie.
-
Prenumerata i cena PSX Extreme
Rozumiem ludzi, którzy faktycznie mają daleko do kiosku/marketu (sam nie mam go pod nosem, ale wolę przejść się na długi spacer, niż czekać w nieskończoność na przesyłkę), ale wchodzenie w taki interes mając sensowną alternatywę, przy znanych od wielu miesiącach problemach, to już jakaś forma masochizmu. No ale ja kupuję pismo, bo faktycznie mam ochotę dosyć szybko i na świeżo sobie je przewertować, a przykładowo taka recka nowego GoWa byłaby pierwszą większą opinią na temat tej gry, jaką zamierzałem przeczytać i jakiej w ogóle jestem ciekaw, więc w tym miesiącu tym bardziej słabo.
-
God of War: Ragnarok
No mając Prosiaka to naprawdę jest się w komfortowej sytuacji, bo sporo gierek nie dość, że nadal wygląda rewelacyjnie, to jeszcze celuje w 60 klatek w performance mode, a to jak dla mnie jedyny naprawdę ważny aspekt oprawy, który oferują mocniejsze konsole. Ale i tak ogra się z przyjemnością na prawie 10 letnim sprzęcie A exy Sony zazwyczaj oferują stałe 30 klatek, więc nie jest źle, będzie FILMOWE doświadczenie.
-
własnie ukonczyłem...
Stray Przyjemna, śliczna gra. Nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać, ot uległem lekkiemu hype'owi (choć z opóźnieniem) i nie żałuję, czasem warto sobie pozwolić na taki strzał w ciemno. Kociarzem nie jestem, więc pewnie z automatu przynajmniej jedno oczko w ocenie niżej, ale mimo wszystko ciężko nie pochwalić poziomu odwzorowania zachowań naszego futrzaka. Gra się lajtowo, można się odprężyć, choć momentami trzeba gdzieś poszperać, wrócić się, chwilę zastanowić, a i zdarzy się jakiś irytujący fragment bardziej zręcznościowy. Brak "czystego gatunkowo" skakania mi nie wadził, przy takiej budowie leveli mógłby niepotrzebnie wprowadzić zamieszanie. Podobał mi się mocno specyficzny klimat i tajemnica miasta, po którym łazimy. Design "postaci" i miejscówek całkiem niezły, no i wygląda to wszystko (z naciskiem na oświetlenie) naprawdę dobrze, co więcej, gierka jest dobrze zoptymalizowana i śmiga płynnie nawet na słabym kompie (bo na tym sprzęcie raczyłem się Stray'em). No także fajna, odpowiednio krótka przygoda, żadne wiekopomne dzieło skłaniające do refleksji, ale dla samego uroku świata przedstawionego no i bądź co bądź, nietypowego bohatera, którym kierujemy, warto sprawdzić.
-
patent, który psuje Wam całą grę...
Crafting to rak, mógłby zdechnąć i nie wracać i wyszłoby to tylko z korzyścią dla gamingu. Nie wnosi wartości dodanej, żadnej.
-
EXTREME PARTY 2022!
Prawdopodobnie 110.
-
Wiedźmin Remake
No ale drewno to drewno i nie ma sensu sięgać po argumentum ad skrajnościum, bo między "utartymi schematami" a drewnem jest dużo pomiędzy. Jak dla mnie chyba pierwszy naprawdę bardzo potrzebny remake z ostatnich paru głośniejszych tego typu zapowiedzi. Jebać blacharskie klikanie myszką w celu robienia młynków, nie mówiąc już o innych archaizmach typowo gamingowych (backtracking i męczące, powolne łażenie, swoją drogą jeszcze dwójka na to cierpiała). A dorabianie do tego jakiegoś niemalże elitaryzmu to już w ogóle beka. Jakoś w przypadku ME, który też wyszedł w 2007, nikt nie ma problemu ze stwierdzeniem, że to drewno, ale setting, fabuła i bohaterowie są pryma sort. No ale Wieśmak i klikanie miało DUSZĘ.
-
Silent Hill 2 Remake
Czy ci "fanboje oryginału" są teraz z nami w pomieszczeniu? Widzę, że teraz to trzeba być EXCITED i hypować z automatu wszystko, co oferują nam wspaniałomyślni developerzy (nawet, jeśli jeszcze daleko do premiery), bo jak nie to boomerstwo i stetryczałość xD Zresztą to taki trochę chochoł z tymi starymi fanami, bo więcej widzę pisania o tym, jacy to oni są źli, niż rzekomego marudzenia w ich wykonaniu.
-
God of War: Ragnarok
No z tą delikatną różnicą, że dwie generacje wstecz takie rzekomo podobne sequele pojawiały się co dwa lata i to w obrębie tej samej generacji, a w czasach prehistorycznych nawet co rok. A i tak często były mocno odmienne od prequela.
-
Assassin’s Creed: Origins
To nie jest kwestia "czucia", tylko obiektywnych czynników, gra na każdym kroku wyczerpuje "definicję" ubiraka i pozostaje kwestia subiektywnej tolerancji tego typu zabawy, plus tego specyficznego, Ubisoftowego braku duszy, który sprawia, że w teoretycznie podobne w założenia gry innych devów gra się zazwyczaj dużo lepiej. Poprawili walkę, setting i prezencja są super, odświeżono parę kwestii, ale schemat jest dokładnie ten sam od lat, misje poboczne są męczące i generyczne, fabuła pretekstowa, mapa przerosnięta i zapełniona absurdalną ilością gówno wartych znaczników, do tego wszelkiego rodzaju żmudne craftingi, loot i inne zdobycze gejmingu drugiej dekady XX wieku. Dla mnie to był powrót do serii po zmęczeniu się jej formułą w trylogii Ezio (może gdybym grał we wszystkie crapowate sequele po kolei, to bardziej bym "docenił" przygodę Baeka) i mimo, że grało się znośnie, to tylko utwierdziłem się w swoim zdaniu na temat serii i tym mocniej zniechęciłem do jakiegokolwiek kontaktu z nią w przyszłości.