Skocz do zawartości

Josh

Użytkownicy
  • Postów

    2 297
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    13

Treść opublikowana przez Josh

  1. Wow, 9 czap faktycznie dostarcza W końcu jakaś fajna lokacja, przerwa z minigierkami, a fabularnie lecą takie bomby, że czapki z głów. I jeszcze ta reżyseria cutscenek, nie wiem kto tam w Square odpowiada za pracę kamery, ale powinien dostać jakąś podwyżkę.
  2. Gdyby Rebirth takie było, to miałbym o nim jeszcze gorsze zdanie, bo ta korytarzowość Part I była nawet bardziej męcząca niż ciągłe minigry. Kluczem do dobrej zabawy jest dla mnie balans między jednym, a drugim i to przez pierwsze 30h gry Rebirth udawało się doskonale. Dopiero od Costa coś zaczęło się psuć. No, ale pykam dalej i liczę, że gierka jeszcze wróci na właściwe tory.
  3. Nieprawda. Aby ruszyć story do przodu trzeba wykonać kilka minigier w Costa del Sol. Aby pójść dalej z fabułą trzeba zrobić to samo w Gold Saucer. A później jeszcze obowiązkowa misja z kaktusem i wyścig chokobo. Widocznie gramy w dwie różne gry, bo u mnie to nie było opcjonalne. W klasyku po pierwsze: było tego mniej, a po drugie scenariusz nie był aż tak rozwleczony i nie było tak dużo zbędnych, niewiele wnoszących cut-scenek (te w nawiedzonym domu skipowałem, bo to już było przegięcie). Mam wrażenie, że im dalej w grę tym bardziej początkowy balans między ostrą młóćką, a bonusowymi aktywnościami i dueperelami w filmikach zostaje zaburzony. Teraz jestem na czyli dalej lecimy z minigrami, zamiast normalnie walczyć. Zastanawiam się czy to na pewno jeszcze jest RPG czy już raczej Super Mario Party. Co prawda nie jestem aż tak negatywnie nastawiony jak Schranz i dalej w miarę dobrze mi się pyka, ale jednak z każdą kolejną godziną hype zaczyna pryskać ustępując uczuciu lekkiego znużenia. Może faktycznie przyspieszę z fabułą bez bawienia się w questy, to wyjdzie mi to na dobre.
  4. Josh

    Alone in the Dark

    Recki podejrzewam, że będą oscylować w granicach 60-70%, raczej nie ma się co czarować, nie będze to hit kalibru RE. Wyjdzie prędzej survival horrorek dla koneserów gatunku i głównie tacy gracze ją docenią. Dla mnie walka może być nawet taka jak w Sinking City, byle klimat, puzzle i eksploracja dostarczyły.
  5. Kurde, tak chwaliłem tę grę, ale od momentu zawitania do Costa del Sol pacing padł na ryj okrutnie, a gra zamieniła się w jakiś głupkowato fabularny oraz minigierkowy rush. W Costa jeszcze było ok, Gold Saucer też rozumiałem bo ta miejscówka była też taka w oryginale (chociaż mała ilość walk, przesyt cut scenek i kolejny nawał mini gier już powoli zaczynały mnie męczyć), teraz wyszedłem z parku rozrywki i... każą mi gonić kaktusa i jeździć na czokobosie. Lekkie przegięcie skoro od jakichś 10 godzin story w ogóle nie ruszyło do przodu, a gra zamiast się rozkręcić to atakuje kolejnymi bzdetami, które już nawet nie są opcjonalne. Mam nadzieję, że po 8 chapterze będzie lepiej.
  6. Josh

    The Sinking City 2

    Niby się cieszę, jednak niepokoi mnie zmiana formuły. Jedynka była taka dobra właśnie dlatego, że była unikatowa, fajnie łączyła cechy survival horroru i open worlda z grą detektywistyczną, szukanie poszlak i dochodzenie do pewnych rzeczy na własną rękę mocno wciągało. Jeżeli zrobią z tego RE-wannabe, to też ok, na pewno się zagra, ale chyba jednak liczyłem na rozwinięcie starej formuły...
  7. Resident Evil killer nadchodzi
  8. Jak to szło? "Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz"? Anyway, urlopik na jutro załatwiony, dziewczynie wciśnięty kit, że jestem chory, więc będzie w końcu trochę czasu, żeby mocniej pocisnąć gierkę. Po robocie jadę do Żabki po energole i lecimy z tematem już na serio
  9. Ja polecam wyłączać asystę celowania w każdej grze.
  10. Josh

    Konsolowa Tęcza

    Also, Rooster Teeth spadło z tęczowego rowerka. Ale tak to jest jak zamiast dociskać pedały stopami, to sobie te pedały próbujesz wsadzić w dupę (i swoim widzom też). https://variety.com/2024/digital/news/rooster-teeth-shutting-down-warner-bros-discovery-1235931953/
  11. Josh

    Konsolowa Tęcza

    https://thatparkplace.com/sweet-baby-inc-runs-to-kotaku-after-their-cancel-campaign-got-destroyed-and-their-companys-vile-agenda-was-exposed/
  12. Bardzo fajnie to wygląda, na pewno się kupi i pogra, tylko najpierw muszę się wygrzebać z innych gierek. Z podobnych klimatów jakiś czas temu kończyłem Chernobylite i bawiłem się genialnie, również mocno polecam.
  13. Josh

    Growe Szambo

    Nie rozumiem za bardzo czego się spodziewali i na co liczyli, przecież to było oczywiste że taki pomysł nie wypali. Gracze, którzy tłuką w Fortnite zostaliby przy Fortnite, fani Time Splitters nawet na to gówno by nie splunęli, nie mówiąc o marnowaniu swojego czasu i pieniędzy na coś takiego. To musiało się tak skończyć. Suavek dobrze pisze, wystarczy że wydaliby remasterek Future Perfect (albo nawet TS2) i byłaby gitówa. Strasznie by się nie napracowali, a jest szansa że swoje by na tym zarobili. Jeszcze jakby dorzucili multika online to o mój boże, łupałbym w to jak szalony i pewnie nie tylko ja (tryb Virus ).
  14. Josh

    Dragon's Dogma 2

    Ależ będzie gierkowanie. Ten rok pod względem gier w ogóle jest chory: nowy PoP, Yakuza, remaster Tomb Raiderów, FFVII Rebirth, zaraz Dogma i Alone in the Dark, wkrótce pewnie Metaphor Refantazio OMG W pierwsze DD nie grałem, więc dla mnie sequel będzie czymś świeżym, liczę przynajmniej na 100h ostrego młócenia. A później Itsuno niech się bierze za DMC6.
  15. Od 4 lv. karty zaczynają się robić ciekawe. Bardzo fajnie, że w Costa del Sol pojawia się spinoff tej minigierki, w którym można przećwiczyć pewne taktyki i nauczyć się nowych sztuczek, bo do tego momentu nawet nie zdawałem sobie sprawy jak głęboka jest ta zabawa. Na przykłąd karta Tonberry'ego, której wartość rośnie za każdym razem kiedy przeciwnik unicestwia inne nasze karty... albo nawet my sami możemy je zniszczyć, żeby Tonberry stał się silniejszy i w ten sposób przewyższyć wartość wszystich kart przeciwnika w danym rzędzie Im dalej w las, tym ciekawsze papierki odblokowujemy, a niektóre unikaty w decku mogą drastycznie zmienić przebieg starć.
  16. Josh

    Octopath Traveler II

    Gram sobie powoli, jakieś 10 godzin na liczniku, cały team skompletowany. Fabuła mnie raczej średnio interesuje, wolałbym jedną, ciekawą historię niż kilka fillerowych opowiastek, które w innych grach robiłyby za nieco bardziej rozbudowane questy. Niby fajnie, że jest taka swoboda w doborze protagonisty, że można w dowolnej kolejności odkrywać kolejne rodziały, szkoda tylko że w ogólnym rozrachunku cierpi na tym scenariusz, a zwłaszcza relacje między poszczególnymi bohaterami, bo tych w zasadzie... nie ma. Praktycznie żadnej interakcji, żadnych rozmów, żadnych wspólnych scenek, tak jakby wcale razem nie podróżowali i nie uczestniczyli we wspólnych przygodach. Dla mnie rzecz niedopuszczalna w erpegach, bo nawet kiepską fabułę mogą uratować ciekawie napisani bohaterzy, którzy się ze sobą integrują. Rozumiem, że z racji obranego kierunku ciężko byłoby coś takiego zrobić, no ale jednak... Za to gameplay jest BARDZO dobry. Rozbudowany system walki z całą masą rożnych skillów, czarów, buffów, dosyć wysoki poziom trudności, świetni bossowie, no i fajny patent ze zbijaniem gardy przeciwnikowi, żeby dopiero wtedy dało się go porządnie sklepać. Można nieźle kombinować z dostępnym rosterem postaci, a nawet powiedziałbym, że trzeba. Otwarty świat, gdzie w zasadzie od początku można iść w dowolnym kierunku to też cudowna sprawa, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że większość jRPGów nie daje takich możliwości. Gierkę odpaliłem świeżo po Sea of Stars i od razu doceniłem jej otwartość, bo w SoS wręcz czułem się przytłoczony liniowymi lokacjami. Problem z backtrackingiem nie istnieje z uwagi na to, że można błyskawicznie teleportować się między miastami. Jeszcze pochwalę questy, których wykonywanie w dużej mierze polega na korzystaniu z unikatowych zdolności naszych ziomków, a nawet na manipulowaniu porą doby (niektóre można wypełnić tylko za dnia, inne z kolei da się wykonać wyłącznie pod osłoną nocy), jest w tym wszystkim trochę kreatywności. Tak w skrócie po tych 10 godzinach można śmiało stwierdzić, że koneserzy dobrego story raczej nie mają tu czego szukać. Za to gracze doceniający świetną rozgrywkę (całkiem unikatową na na japońskiego erpega) z wymagającymi starciami, to już jak najbardziej powinni się OT2 zainteresować. Zobaczymy jak będzie dalej, ale na ten moment jestem zadowolony.
  17. Są, zajebiste minigierki, które są tak dobre i rozbudowane, że równie dobrze mogłyby być osobnymi grami. Przy samym Queen's Blood i Fort Condor można spędzić długie godziny, a przecież jest tego więcej (skaczące żaby, piłeczka, pianino itp). Co obszar, to nowe aktywności. Same lokacje są tak ładne i tak dobrze zbalansowane pod względem wielkości, że samo bieganie po nich i szukanie skrzyneczek ze skarbami sprawia frajdę: nigdy nie ma się wrażenia, że są zbyt duże i nie robi się bóg wie ile km, żeby znaleźć cokolwiek ciekawego do roboty. Kilka razy zbyt mocno zboczyłem ze ścieżki i zabrnąłem w wydawałoby się ślepy zaułek, gdzie byłem pewny, że nic ciekawego nie znajdę, a tam ukryta materia. Miło. Questy też są w porządku. Wiadomo, że nie jest to jakaś rewolucja (chyba, że na skalę serii), ale dzięki temu, że większość z nich jest obudowana ładnie wyreżyserowanymi cutscenkami i fajnymi dialogami które rozbudowują relacje między bohaterami to robi się je z bananem na twarzy. To nie Assassyn, gdzie pozbawiony mimiki NPC mówi ci, że masz zebrać 3 grzyby w lesie za co dziękuje ci kolejną pojedynczą linijką dialogową. Ja tam doceniam, że deweloperom chciało się włożyć chociaż tyle wysiłku. A że na ogół te zadania polegają na dostaniu się w określone miejsce, sklepaniu kilku wrogów albo zebraniu jakichś przedmiotów? Ot klasyka, tak samo jest w każdym erpegu. No i przecież mamy jeszcze arenę Chadleya, na której możemy zmierzyć się z silniejszymi przeciwnikami jeżeli komuś zbyt mało wrażeń. Mnie z kolei najbardziej męczą te korytarzowe sekwencje fabularne, gdzie zamiast hasać po pagórkach i podziwiać majestatyczne widoki muszę biegać od z punktu "a", do punktu "b" w nudnych dungeonach i klepać te same sekwencje przeciwników, a na końcu rozwalić bossa, który jest prostszy niż niektóre opcjonalne stwory, które wcześniej spotkałem buszując po mapce. Kryształowa jaskinia i ślamazarne przedzieranie się przez nią Barretem Ja tego niestety nie mogę tego pominąć, za to Ty cały opcjonalny kontent jak najbardziej możesz, więc skoro tak Cię on męczy to po prostu ustaw sobie grę na easy i leć ze story olewając wszystko co poboczne. To chyba lepsza opcja niż męczenie się i narzekanie na forum, że się nudzisz, przecież nikt Cię nie zmusza do robienia tych questów.
  18. Josh

    Growe Szambo

    To jest chyba jakiś żart. A jeżeli nie no to... dobrze, że to skasowali. Time Splitters [*]
  19. Josh

    Energy Drinki

    Szukałem jakiejś ciekawej alternatywy, bo energole o smaku mango czy arbuza już mi strasznie zbrzydły. Po otwarciu od razu czuć banana, w smaku jest już nieco mniej wyczuwalny, ale coś tam się przebija i w sumie jest to dosyć smaczne. Cena około 2.50zł, nie widziałem nigdzie poza Carrefourem.
  20. Crisis Core jest supcio
  21. Josh

    Sea of Stars

    To się kiepsko zestarzało. W sensie SoS fajna giereczka, ale jeżeli chodzi o ilość mechanik, swobodę czy fabułę to Chained zjada ją bez popity. Obie gry skończyłem w podobnym czasie, no i po CE jakoś ciężko było się przestawić na tak prostackie walki czy przesadnie liniowe lokacje. Chociaż grafa i bajkowy klimat to na pewno mocne strony Sea of Stars.
  22. Im więcej czasu spędzam w Rebirth, tym bardziej uświadamiam sobie jak chętnie bym pograł w FFVIII odświeżone w takim stylu Tam jednak świat i story są bardziej ponure (jest potencjał na wielkie, ciekawe miejscówki), a postacie nigdy nie miały okazji aż tak się rozwinąć jak w Siódemce, bo nigdy nie było żadnej kontynuacji, żadnego prequela, żadnego spinoffa. Pogadanki Squalla z Zellem albo Irvinem mogłyby być sztosowe. Ten remake mógłby zrobić nawet większe wrażenie, bo nigdy nie widzieliśmy tej gry w innej formie niż w rozpikselowanej breji z pierwszego PSX'a. Zakładam jednak, że prędzej Square odświeży FFX i to w sumie też byłoby ok. Pobiegać po wielkim post-apo Zanakardzie albo po skąpanym w słońcu Besaid wykonując queściki i uczestnicząc w dziesiątkach minigierek? Ech, może kiedyś dadzo...
  23. Wczoraj wykonując quetsa dla dziadka w Junon też na to zwróciłem uwagę, niesamowite, że nawet takie bzdetne questy chciało im się wyreżyserować, to jest wręcz nowa jakość, przynajmniej w joterpegach. I jeszcze te częste pogadanki między bohaterami, również w trakcie wykonywania questów: normalnie by mnie to wkurzało bo wolę jak postacie siedzą cicho i dają mi w spokoju pograć, ale ten team jest tak zajebisty, że aż chce się słuchać ich rozmów, żartów, przekomarzanek. Barret ni stąd, ni zowąd podejmujący temat Marlene, mówiący o tym że nie chce być jak większość nadopiekuńczych rodziców, a następnie uświadamiający sobie, że przecież ten dzieciak kiedyś dorośnie i zacznie sobie układać życie po swojemu, po czym rozklejający się jak ostatnia pizda i pocieszający go Cloud to jeden z lepszych dialogów w tej grze. Bardzo naturalnie to wszystko wypada, słucha się świetnie i przede wszystkim pięknie rozwija niby tak dobrze już znane i oklepane postacie oraz relacje między nimi. Rebirth jest bez porównania głębsze niż oryginał, nie dość że wszystko jest większe, ładniejsze, lepiej rozpisane, to jeszcze czuć że deweloperzy włożyli sporo serducha w tę grę i z dużym szacunkiem potraktowali elementy, za które gracze pokochali klasyka.
  24. Kurde, te ludki co robiły FFXVI powinny się teraz spalić ze wstydu. Dopiero po zagraniu w Rebirth widać jaka chujnia tam była z tym całym opcjnalnym kontentem oraz, że świat to była zwykła dykta. Mam nadzieję, że od teraz ta nowa jakość to będzie standard w erpegach Square Enix.
  25. Wszystkie misje w Fort Condor zrobione. Baaaaardzo przyjemna minigierka i wcale nie taka trudna, to naprawdę spokojnie idzie zrobić metodą prób i błędów, stopniowo szlifując taktykę. Na końcu już dokładnie wiedziałem, gdzie w którym momencie jakiego pionka postawić i szło jak masełko, tylko ostatni boss z tym swoim zatrzymywaniem czasu to była straszna chamówa. Za wyjątkiem 3 misji odradzam korzystanie z katapult, to gówno praktycznie nie trafia przeciwników tak mi się to spodobało, że pewnie skuszę się na hardzika. Zabawa z fortepianem też super, wciąga masterowanie utworów, według mnie jest to nawet trudniejsza minigra niż karaoke w Yakuze, tutaj już nie wiem czy uda mi się to zrobić na 100% i chyba zadowolę się ocenami "A". Jeszcze karcianka, od 4 lv. pojwiają się już niezłe koksy i trzeba mocno kombinować Już sądziłem, że nowego Like a Dragon w temacie pobocznych gierek nic nie przebije, ale widzę że Fajnal wcale dużo nie odstaje.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...