Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Ja zacząłem z serią Oni właśnie od 3 i ją uwielbiam (chociaż przyznam, że też miałem dziwne wtf widząc Jean Reno i współczesny Paryż). Do tego był to koszmarny port pc ale pamiętam, że go skończyłem. Oni 2 coś pograłem lecz pamiętam, że chyba nie potrafiłem się wciągnąć (tak to jest jak się gra w serię w kolejności od dupy strony). Może kiedyś dam szansę. Nie czaję po co Capcom zrobił remaster jedynki, a kolejne już olał. Chyba im się słupki sprzedażowe nie spodobały. To tym bardziej dziwne w jakim poważaniu mają np Dino Crisis o które ubiegają się fani w ankietach.

Odnośnik do komentarza

spacer.png

Kamidori Alchemy Meister

Ponad 200 godzin na liczniku. Kiedyś gdzieś usłyszałem o tej grze, więc pomyślałem, że skoro gra doczekała się fanowskiego tłumaczenia to musi być dobra, prawda? Miałem sobie już takiej krzywdy nie robić i grać w maks dwudziestogodzinne gry bo z moim tempem grania(najpierw dzieci trzeba położyć spać i zaspokoić żonę, by potem pod kołderką sobie pograć) grałem w nią jakieś pół roku. Do tego odpalenie tej gry na Steam Decku było bolesne. Polecam „The Definitive Steam Deck Visual Novel Guide” na Youtube do tego.

 

Zaczynamy jako początkujący alchemik - Will, oczywiście sierota. Naszym zadaniem jest osiągnąć najwyższy poziom czyli tytułowy Meister realizując przy tym męskie fantazje takie jak płacenie rachunków na czas, chodzenie z przyjaciółmi na piwo czy bycie szanowanym i produktywnym członkiem społeczeństwa. Gra na pierwszy rzut oka przypomina trochę serie Atelier: Przyjmujemy questy, zbieramy materiały, walczymy z potworkami, robimy różne przydane przedmioty(nawet można meble do pracowni zbudować które dają określone bonusy), wspinamy się coraz wyżej w hierarchii i tworzymy harem. Ok, ostatniego punktu chyba nie ma w serii Atelier. Gra zaczyna się jak wcześniej napisałem dosyć standardowo gdy nagle w 3 rozdziale dostajemy rozpędzonym hentajcem po twarzy. Od tego momentu gra udowadnia, ze każdy konflikt można rozwiązać za pomocą dobrych chęci i seksu, obojętnie czy jest to diabeł, anioł, mana wody, mana ziemi, kapłanka, duch drzewa, sukub, lisi demon, mroczny żniwiarz, wróżka, demon.

-Will ratuj, anioł chce wydać osąd czy ludzie są warci by żyć.

-Spoko już go wyciągam.

-Will, Mroczny Żniwiarz oszalał.

- <rozpina rozporek> Niech possie moją życiową energię.

No dobrze, trochę wyolbrzymiam, ale po wywaleniu tych wszystkich „umilajek” zostaje nam wciąż bardzo dobry RPG z wciągającą fabułą i insertującymi postaciami(poza tym, że każda samica w grze pragnie penisa Willa to zachowują się dosyć racjonalnie). Przesłanie gry jest zacne: Z każdym można się dogadać i dojść do porozumienia czy to z demonem, aniołem, smokiem, mrocznym żniwiarzem.

 Sam system walki tez jest przemyślany, mamy różne żywioły przeciwko którym każda postać jest silna lub słaba(nie ma na szczęście systemu dla upośledzonych dzieci w stylu lanca pokonuje miecz, miecz topór, topór lancę – patrz jakim jestem strategię tato) oraz około 450 zdolności(np. undress - bohaterka po otrzymaniu obrażeń traci ubranie, ale rośnie jej obrona i siła ataku), które można uzyskać od broni/zbroi/akcesoriów czy levelując postać. Żeby nie było za łatwo to do 50lvl postacie mają ograniczenia we wzroście. Mapa danego dungeon’a podzielona jest na obszary, które trzeba najpierw zająć – tj. na obszarze zajętym przez przeciwnika można poruszać się tylko o jedno pole aż do czasu zabicia wszystkich przeciwników i zajęcia ich baz z których wychodzą nowe mobki. Przeciwnicy mają te same ograniczenia co my. Więc trzeba trochę pogłówkować a nie lecieć na pałę.

Mimo że nasz główny bohater nie zna słowa „wierność” to mam trzy opcje romansowania do wyboru: Yuela (best girl) – wojowniczka która momentami zachowuje się jakby miała lekki autyzm(nie ma w zwyczaju podawać ręki na powitanie bo tam skąd pochodzi tak nie robią), prosi o naprawienie miecza i szuka siostry. Następnie jest Servalwi – 1000-letnia elfka, oczywiście dziewica, która chce by elfy i ludzie żyli w harmonii i przyjaźni. Ostatnia jest Emelita bo oczywiście te zj**ane Japońce muszą dodać loli do każdej gry. Szuka swojej ścieżki w życiu bo jest zbyt tępa na alchemiczkę więc uczy się magii.

Gra ma do tego chyba najlepsze New Game+ w jakie grałem. Dostajemy masę nowych questów, 11(!) nowych postaci oraz 5 nowych opcjonalnych dungeon’ów. Większość czasowych questów nie da się zrobić za pierwszym razem(tj. można ale wymaga dużo save scummingu), a przy drugim podejściu nie sprawiają takiego problemu(są np. rożne akcesoria które zwiększają liczbę zdobywanych przedmiotów)

Wady? Oczywiści że są. Przydałaby się opcja wyszukiwania w spisie materiałów oraz możliwość wklepania ile materiałów chcemy kupić a nie przez dwie minuty klikać plusik( w new game+ można kupować niektóre mikstury u znajomej kapłanki i sprzedawać je u siebie z 300% przebitką). Jeśli chcemy przejść grę więcej niż jeden raz to potężny grind jest wymagany. Największa wada to to, że przy trzeciej rozgrywce nie ma już co za bardzo robić. Niby dostaje się nowe trzy nowe postacie, ale  po co komu one skoro największe wyzwania można spokojnie zrobić podczas przechodzeni gry po raz drugi. Więc robi się tylko wymagane questy by zobaczyć zakończenie.

9/10

 

Slay the Princess

Nie wiem czemu jeszcze próbuję od czasu do czasu jakichś zachodnich gier. Zawsze kończą się rozczarowaniem. Ostatnia dobra zachodnia gra w którą grałem to Undertale a stuknie jej niedługo 10 lat. W tej grze jest to czego najbardziej nienawidzę czyli jest jedna postać(Narrator) która wie więcej od innych ale nie chce nic powiedzieć „bo nie”. Potem wszystko jest wyjaśnione w mało przekonujący sposób + masa pseudofilozoficznego bełkotu. Niby mamy wolność wyboru(teoretycznie można zabić albo nie zabić Księżniczkę) ale momentami gra wymusza określone ścieżki. Cała "zabawa" polega na wybieraniu innych decyzji które wpływają, po naszej śmierci, na postać tytułowej bohaterki. Za drugim razem może być np duchem albo demonem. Potem reset i od początku. 4h, dwa zakończenia i miałem dość. Średniak 5/10 - nie rozumiem zachwytów nad ta grą.

Pogram w kilka szybkich gierek(Shotgun King: The Final Checkmate?) i chyba wezmę się za serię „Rance” bo słyszałem że dobra.

 

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Mari4n napisał:

Onimusha 2 to peak Onimusha. Jedyny zgrzyt dla mnie to automatyczne odpalanie trybu demona po zebraniu maksa dusz, i zwykle jeden slot sobie zostawiałem żeby przy bossie móc odpalić. Do czwórki od dłuższego czasu się przymierzam, ale jakoś nie mogę zabrać.

DoD sporo się różni od pozostałych Oni. Przede wszystkim postawiono jeszcze większy nacisk na walkę i elementy erpegowe, dla niektórych może to być minus, ale przy czwartej części (i to wypuszczonej w tak krótkim czasie) jakieś zmiany były potrzebne. Na pewno grę wypada pochwalić za ogrom, bo wszystkiego tu jest dużo: kompanów do wspólnej walki, broni do zdobycia (każdą walczy się trochę inaczej), puzzlowych skrzynek do otwarcia to jest chyba z milion, a Phantom Realm nie ma już 10 ani 20 pięter tylko 100... do zaliczenia każdą z 5 postaci co daje w sumie 500 poziomów do pokonania. Sheeeeeeeit :shieeet: Zróżnicowanie lokacji też jest spoko, no i jest w nich mnóstwo do roboty (lekki vibe metroidvanii, bo można do nich wracać z nowymi skillami, aby zdobyć niedostępne wcześniej itemki), chociaż jest kilka wkurzających etapów przez swoją labiryntową strukturę i ogólne ich rozwleczenie np. laboratorium Mitsunariego z tymi windami, gdzie dosłownie kilka chapterów wcześniej mieliśmy identyko lokację, w której robiliśmy to samo. 

 

Gra jest po prostu dobra, nawet bardzo, w dniu swojej premiery niewiele było tak dopakowanych i tak wyglądających hask'n'slashy. Co nie zmienia faktu, że jakby mieli jednak robić kolejną odsłonę to wolałbym coś w stylu Onimushy 1 / 2: mniejsza skala, spokojniejszy gameplay, więcej eksploracji, mroczniejszy klimat i bohater, który nie wygląda jak gwiazda muzyki k-pop.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

spacer.png

 

MGS Bliźniakowęże. W remake nie grałem nigdy, w oryginał jakieś 20 lat temu, więc zbyt dużo nie pamiętałem z tej gry, a na pewno nie to, że całość jest do pyknięcia w 5 godzin, a cała gra to bardziej boss rush niż faktycznie skradanka :dynia: Kamerę idzie przeżyć, ale sterowanie to już dzisiaj dramat, zresztą podejrzewam że nawet podczas premiery TTS poruszanie się Snejkiem było niewygodne i mocno przeterminowane, a przecież w 2004 spokojnie już można było to poprawić. Ogólnie gra poza dodaniem widoku FPP wydaje mi się, że bardzo niewiele dodała nowości, to na pewno nie jest to remake kalibru RE2 albo Tomb Raidera Anniversary, które zmieniły rozgrywkę od podstaw: wszystkie lokacje, bronie, repertuar możliwości Snake'a (za wyjątkiem przeskakiwania przez barierki) to jest dokładnie to samo co w klasyku. I tak grało się nieźle, takie motywy jak zmiana portu od pada podczas starcia z Psycho Mantisem, żeby nie mógł nam czytać w myślach albo wysmarowanie się zapachem Sniper Wolf, żeby wilki nas nie atakowały to nawet dzisiaj by robiły wrażenie, a co dopiero tyle lat wstecz. Graficzka wiadomo, że mocno poprawiona, taki poziom MGS2, miło było w końcu zobaczyć jakieś ekspresje na twarzach bohaterów zamiast rozpaćkanej pikselozy skadającej się na nieruchome oczy i usta. Tylko na boga, po co te Matrixowe wstawki podczas cut-scenek? Akrobacje Snake'a to jakaś parodia momentami.

 

Anyway, jako aperitif przed daniem głównym pierwszy MGS sprawdza się nieźle. A teraz czas na Snake Eatera :fsg:

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

I Gray Fox który zapomniał, że to nie jest PES i napierdala wszystkich z woleja. Tak jak jedynka w całym swoim dziwactwie była w miarę przyziemna tak TTS odpięło wrotki, puściło poręcz rzeczywistości i stwierdziło, że wyleci na rakiecie w kosmos prawie jak Snejk. Dobra gra, ale sposób podania tej historii to kabareton.

  • Plusik 1
  • This 1
Odnośnik do komentarza
59 minut temu, Bzduras napisał:

I Gray Fox który zapomniał, że to nie jest PES i napierdala wszystkich z woleja. Tak jak jedynka w całym swoim dziwactwie była w miarę przyziemna tak TTS odpięło wrotki, puściło poręcz rzeczywistości i stwierdziło, że wyleci na rakiecie w kosmos prawie jak Snejk. Dobra gra, ale sposób podania tej historii to kabareton.

 

To jest idealna wersja tej abominacji która stała się memem:

Spoiler

image.png.ce87679b4acca8687b71675d099c9953.png

 

 

image.png.87d9b014508a70c58c9fb6816c458766.png

 

 

image.png.9578e3b0b882bf5d8d98fcfcee045a9e.png

 

image.png.6d0c9e7e8eac89950891997f6dee7b13.png

 

A tu całość, komentarz drk podczas przechodzenia tego bezcenny xd :

 

 

Odnośnik do komentarza

The Last of Us PtII - znow na Grounded, lecz tym razem z opcja Permadeath. Wybralem najlzesze rozwiazanie, czyli Per Chapter. Pochlastałbym sie gdybym musial powtarzac pol lub cala gre przez chwile slabosci. Doswiadczenie jednak w duzej mierze bardzo pozytywne. Nie postrzelalem sobie zbytnio, jako ze skradanie stanowilo z 90% calego przejscia. To i uniki byly najistotniejsze przy bardziej intensywnych zwarciach jak te zaraz po zapoznaniu sie z Yara i Levem, chwile pozniej kiedy jestesmy od nich odcieci czy przy spotkaniu z RatKingiem. 

Dobrze bylo wrocic do tej gry. Pomijajac glupotki scenariuszowe, bratanie sie ze Scarsami, ciezarne alpinistki czy te nieprzyjemnie wielkie lapska Abby gra miala rowniez bardzo mocno nakreslone emocjami momenty. Retrospekcje Ellie i jej relacje z Joel’em byly rzecz jasna ich glownym elementem, ale rowniez zalamanie Owen’a i jego zmeczenie walka mialy niezly odczyt emocjonalny. Ostatnia wspominka o Joelu gdzie Ellie wyraza chec przebaczenia mu klamstw potrafi zakrecic lezke w oku. 
Swietna gierka. Dywagowalismy juz nie raz co mogloby byc i jak bysmy odbierali TLoU II gdyby historia poszla w nieco innym kierunku. Caly czas uwazam, ze marnotrawstwo fabularne napedzilo tej grze niepotrzebnej krytyki. Bylo wiele ścieżek. Szkoda, ze obrano ta najmniej ciekawa. 

Edytowane przez Yap
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Godzilla Generations maximum impact

 

Nie samymi sztosami człowiek żyje, trzeba czasem odpalić jakieś badziewie. Czy jest tak zła jak o niej mówią? Meh, grałem w gorszy syf. Jest to rail shooter przypominający trochę Panzer Dragoon, tylko bardziej drętwy i toporny. Wszystkie czynności jakie wykonuje Godzilla mają dość długie animacje startowe, przez co można oberwać w ich trakcie. Samo poruszanie się jest dość ograniczone, bo postać sama idzie do przodu jak po sznurku, a zejść z tej linii można tylko w minimalnym stopniu. Ruch i celowanie jest pod analogiem, rozwiązanie jak we wcześniej wspomnianym Panzer Dragoon. Nie jest to problemem, za to rodzaj ataku już tak: Laser zamiast pocisków jak w innych grach z tego gatunku. Po namierzeniu kilku obiektów jaszczur będzie je kasował wa takiej kolejności, w jakiej zostały namierzone. Ma to znaczenie, jako że strumień wydobywa się z paszczy, a głowa Godzilli nie obraca się zbyt szybko, a i z samą celnością też bywa różnie. Można również strzelać bez namierzania, i kierować laserem, co jest przydatne do niszczenia elementów otoczenia, a zwłaszcza na jednej mapce w której zadają one obrażenia. Atak jest ładowany, i po puszczeniu przycisku dodatkowo dookoła postaci robi się mała eksplozja. W arsenale zagrań jest też unik, a w zasadzie to chwilowe kucnięcie, i okrzyk który poza wystawieniem się na obrażenia nie robi nic. Wszystkie te czynności wykonywane są powoli, przez co łatwo zebrać cęgi. Sami przeciwnicy są widoczni na radarze w rogu ekranu, ale często można ich zobaczyć wcześniej w oddali, a przynajmniej tych latających. Ci na ziemi potrafią napsuć krwi przez chowanie się za budynkami i strzelanie zza nich.

Mapy dzielą się na dwa rodzaje: Field Stage i Boss Stage. Pierwszy to parcie do przodu i eliminacja nacierającej drobnicy, a drugi to jak sama nazwa wskazuje walka z zakapiorem. Mapki z bossami są otwarte lub zamknięte, w zależności od przeciwnika, i można na nich używać triggerów do poruszania się na boki. Dowiedziałem się o tym przypadkowo w finałowej walce, bo w klawiszologii nie było o tym żadnej wzmianki. Nieładnie. Same walki z bossami to też mieszanka studencka: pierwsze trzy są całkiem ciekawe, ale kolejne wyglądają jak pojedynki drewnianego kloca z czołgiem na odrzutowych wrotkach. Potrafią kręcić kółka dookoła Godzilli tak szybko, że nie da się ich namierzyć, a co dopiero trafić. Przynajmniej ich modele, tak samo jak i ten postaci, wyglądają nienajgorzej. Tego samego nie mogę napisać o mapach niestety. Elementy środowiska są wykonane z brył o bardzo prostej geometrii i małej ilości detali. Zasięg widoczności też nie powala, nawet biorąc pod uwagę że jest to jedna z premierowych gier na Dreamcasta. Muzyka? Raczej na plus, nie drażni, ale i nie porywa, poza utworem przygrywającym podczas napisów końcowych. Ta aranżacja została wykonana z dźwięków wydawanych przez Godzillę. Nie wiem kto na coś takiego wpadł, ale powinien odstawić sake. Na plus za to długość: 14 map, grę można skończyć w około godzinę, czyli mniej niż zeszło mi na napisanie tych wypocin.

Gra była wydana tylko na rynek japoński, ale jedyny tekst w ich języku jaki widziałem, to była informacja o zapisie na karcie pamięci. Cała reszta w języku Szekspira.

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Monkey Island 2 Special Edition na PS3

 

Grałem na PS3 bo trofełka. Myślę, że MI2 (nie speszjal ediszyn) przeszedłem ze dwa razy na przestrzeni lat, nie pamiętałem wszystkiego i trochę musiałem pokombinować.

 

Ogólnie super, bardziej rozbudowana i lepiej skonstruowana niż MI1, ale klimat gorszy. Mniej na serio, za dużo łamie czwartą ścianę i dwie przedostatnie miejscówki krótkie i potraktowane mocno po macoszemu. Za to ostatnia sekwencja, razem z zakończeniem, jak dla mnie bardzo dobra.

 

Sterowanie na padzie jest niezłe jak się człowiek przyzwyczai, ale gra ma trochę niedociągnięć tutaj i lubi np. po wejściu do lokacji od razu zawrócić do poprzedniej jak się gałkę pada przytrzyma trochę za długo, albo zablokować się w scenerii i kręcić Guybrushem w kółko. Nic wielkiego, ale granie z kursorem i klikanie gdzie G ma iść sprawniejsze.

 

Po przejściu zostało mi jedno trofeum za skończenie gry poniżej 3h. Czas nie jest mocno wyśrubowany, na luzie zrobiłem to w niecałe 2 godzinki, pomimo, że w paru miejscach musiałem dłużej pokombinować (okazało się, że zagadkę z pluciem przeszedłem trochę fartem nie rozumiejąc co się dzieje i dopiero teraz czaję co i jak).

 

Kawał fajnej nostalgii i teraz też się broni bardzo dobrze.

 

8/10

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Mi jest trochę smutno, że Kojima zamiast dostarczyć to co zawsze wychodziło mu najlepiej czyli kolejne szpiegowskie arcydzieło z grubasami na wrotkach, gejowymi wampirami i ninjasami biegającymi po ścianach babra się w tym nudnym Ded Strendingowym łajnie...mistrzu wróć i daj nam duchowego spadkobiercę Snake'a :( 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Jak napisal klasyk: MGS3 to nie tytul w ktory sie gra, to tytul, ktory sie przezywa.

 

Rok czekalem na wersje Subsistence ale niewiele brakowalo zeby po 20min plyta z gra wyfrunela przez okno. Dobrze, ze sie ogarnalem.

 

14 minut temu, Josh napisał:

w samym prologu jest więcej stealth niż przez całą pierwszą część, nie ma tak że po prostu na pałę biegniemy od bossa do bossa po drodze mijając jedno czy dwa malutkie pomieszczenia z trzema wartownikami

No pierwszy mgs to de facto Pac-man, patrzysz na radar i mijasz przeciwnikow.

Odnośnik do komentarza

Dlatego propsy dla Kokodżambo, że w Snake Eater nie ma tego radaru. Niby tutaj też jak się człowiek uprze, to może przebiegać szybko przez lokacje przewracając wrogów fikołkami, ale to się sprawdza głównie na niskich poziomach trudności, gdzie ziomeczki są bardziej zmulone. Duży plusik również za to, że w tej grze praktycznie nie ma apteczek, więc biegnąc na pałę i zgarniając trochę ołowiu na klatę (nieuniknione w przypadku wykrycia), może dojść do sytuacji, że w trakcie walki z bossem będziemy dosłownie "na strzała", a HP nie regeneruje się po zgonie, więc ryzykujemy w ten sposób soft lock. Ogólnie gra jest dużo lepiej przemyślana i dużo lepiej zbalansowana niż jedynka. 

Odnośnik do komentarza
53 minuty temu, Josh napisał:

Mi jest trochę smutno, że Kojima zamiast dostarczyć to co zawsze wychodziło mu najlepiej czyli kolejne szpiegowskie arcydzieło z grubasami na wrotkach, gejowymi wampirami i ninjasami biegającymi po ścianach babra się w tym nudnym Ded Strendingowym łajnie...mistrzu wróć i daj nam duchowego spadkobiercę Snake'a  


Snake eater na szczęscie sam Kojima nie robił, bo odleciał by ze swoimi głupotami jak pokazał w death stranding. 

 

image.thumb.png.c37f726fdb97533ca167d075f668bdc3.png

 

Złote trio, które stworzyło to wiekopomne dzieło. 

 

https://www.mobygames.com/game/15735/metal-gear-solid-3-snake-eater/credits/ps2/

Odnośnik do komentarza

Scenki mają już porobione z pachinko, więc pewnie niewiele w tym temacie się zmieni. Wystarczy przerenderować całą resztę z tymi modelami co mają. 

 

Co do gameplayu to wygląda w chu dziwnie. Snake się rusza jakby nasrał w gacie :leo:

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Josh napisał:

Mi jest trochę smutno, że Kojima zamiast dostarczyć to co zawsze wychodziło mu najlepiej czyli kolejne szpiegowskie arcydzieło z grubasami na wrotkach, gejowymi wampirami i ninjasami biegającymi po ścianach babra się w tym nudnym Ded Strendingowym łajnie...mistrzu wróć i daj nam duchowego spadkobiercę Snake'a :( 

przecież robi, Physint, czy jakoś tak. Będzie za około 15 lat premiera, może dożyjemy, ale czy Kojimbo dożyje, to już gorzej :D. 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   1 użytkownik

×
×
  • Dodaj nową pozycję...