Opublikowano niedziela o 17:304 dni Clair Obscur: Expedition 33 Coś pięknegoNikt się chyba po zapowiedzi nie spodziewał że to wleci taki bangierHistoria świetna, intrygująca, wciąga jak bagnoBohaterowie znakomici, z przyjemnością śledzi się ich losyMUZYKA to jest kurła sztosGameplay fantastyczny, angażującyMógłbym się rozpisać o cudnej grafice i że bagiety to mistrzowie kodu bo gra śmiga płynnie na komsolce na tym nieszczęsnym UE5 (a wielkie korpo pizdolce nie potrafią ogarnąć gier na tym silniku) Ale zamiast tego powiem że to jedna z lepszych gier jakie w życiu miałem przyjemność ograć i wracam słuchać motywu przewodniego z LumiereArcysztosBagiety rządzą !
Opublikowano niedziela o 18:474 dni Godzinę temu, badzejo napisał(a):Clair Obscur: Expedition 33Coś pięknegoNikt się chyba po zapowiedzi nie spodziewał że to wleci taki bangierHistoria świetna, intrygująca, wciąga jak bagnoBohaterowie znakomici, z przyjemnością śledzi się ich losyMUZYKA to jest kurła sztosGameplay fantastyczny, angażującyMógłbym się rozpisać o cudnej grafice i że bagiety to mistrzowie kodu bo gra śmiga płynnie na komsolce na tym nieszczęsnym UE5 (a wielkie korpo pizdolce nie potrafią ogarnąć gier na tym silniku)Ale zamiast tego powiem że to jedna z lepszych gier jakie w życiu miałem przyjemność ograć i wracam słuchać motywu przewodniego z LumiereArcysztosBagiety rządzą !
Opublikowano niedziela o 22:334 dni Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kingdom Come: Deliverance (PS4)Przykład na to, że gierkom warto dawać drugą, a czasami nawet trzecią szansę. Tym bardziej, jeśli instynktownie czujemy, że ów gra powinna nam siąść, tylko coś początkowo nie do końca, no właśnie, gra. A w przypadku Kingdom Come początek jest naprawdę ciężki i trzeba tej "miłości" dać czas i możliwość rozkwitnięcia. Zakupiłem KD:C ponad rok temu (edycja kompletna ze wszystkimi dodatkami za jakąś śmieszną kwotę, chyba w okolicach 20 albo 30 złotych). Odpaliłem, obejrzałem intro, poruszałem się trochę po obejściu Henryka i po jakichś 30 minutach...odłożyłem na kilkanaście miesięcy, bo po prostu mi to nie siadło. Dostałem cały zestaw zniechęcających świeżaka elementów: długie loadingi, dziwne sterowanie i drewniane ruchy, przerastający z początku interfejs, a do tego mało porywająca prezencja. Bodajże w styczniu 2025, z racji hajpu wokół nadchodzącej premiery sequela, podjąłem kolejną próbę. I znowu nie mogłem skończyć nawet pierwszej misji. Ale wiedziałem, że coś tam "pod spodem" jest, że istnieją wszelkie przesłanki, żebym wsiąkł w ten świat na długie godziny, ale potrzebuję odpowiednich okoliczności przyrody i SETTINGU. I w końcu w lutym, w związku z rozpoczynającym się długim wolnym od pracy, nastąpiło podejście trzecie. No i przepadłem na dziesiątki godzin i przez praktycznie 2 miesiące żadna inna duża gra dla mnie nie istniała. Swoją drogą ciekaw byłem, czy wyrobię się z wpisem w temacie przed postami dotyczącymi drugiej części Henryczka.Kingdom Come skończyłem ze trzy tygodnie temu, ale jakoś nie miałem weny i czasu na grubsze posty. Niestety uleciało mi przez to parę myśli i uwag na temat tego zacnego tytułu, ale postaram się jakoś zebrać do kupy swoje wrażenia.A te były generalnie bardzo pozytywne, choć cała, w moim przypadku ponad 150 godzinna przygoda (wątek główny, wszystkie duże zadania poboczne, jakie mi się udało zrobić, plus DLC, zostawiłem tylko rozbudowę Przybysławic- może kiedyś jeszcze do tego sięgnę, ale na ten moment trochę mnie ta wizja organizowania spraw odrzuciła) była naprawdę mocno i regularnie, do samego końca, zakłócana rozmaitymi problemami technicznymi, błędami czy w końcu (a może przede wszystkim) "dyskusyjnymi" decyzjami designerskimi twórców. Może lepiej mieć to od razu z głowy, także po kolei.Technicznie na PS4 jest kiszka. Co więcej, wersja na PS5 nie dostała patcha, więc tam też zapewne szału nie ma. Mam ostatnimi laty uczulenie na granie na blaszaku, zresztą mój sprzęt i tak niekoniecznie zaoferowałby zadowalający performance (bo z tego co wiem KC:D jest słabo zoptymalizowane), więc przemęczyłem się na mojej Slimce, ale każdemu, kto dopiero ma przed sobą tę przygodę, odradzić mogę doświadczania jej na konsolach.Zawodzi przede wszystkim framerate (docelowo 30 klatek, w praktyce właściwie cały czas wahania i regularne spadki do okolic 20-25 klatek, plus całkowita czkawka przy walkach z paroma przeciwnikami, nie mówiąc o scenach batalistycznych, gdzie podziwiałem wręcz slide show). O ile jestem w tym temacie dosyć tolerancyjny, tak tutaj po prostu przeszkadzało to w komfortowej rozgrywce.Drugi poważny problem to czas i częstotliwość loadingów. W sumie to chyba nawet gorsze, niż ten klatkaż. Kurwa no ikonka ładowania wyskakuje dosłownie CIĄGLE. Ba, dostajemy wręcz serie loadingów, gdzie loading ma swój loading xD. Naprawdę dawno (jeśli w ogóle kiedykolwiek) nie spotkałem aż tak zjebanej w tej kwestii gry. Ładowanie na otwarciu to na PS4 kilka dobrych minut, ale to jeszcze pół biedy. Każdy save/spanie, przyspieszenie czasu (potrzebne tak naprawdę co chwilę, ale o tym jeszcze później), "szybka podróż" (do której też jeszcze wrócę xD), otwarcie mapy czy odpalenie cutscenki, wiąże się z niekrótkim oczekiwaniem. Co więcej, niekiedy ikonka ładowania pojawia się wręcz losowo, np. przy interakcji z garnkiem gulaszu czasem loading jest, a czasem go nie ma. Jeśli zegar w grze zliczał te wszystkie przerwy, to bez dużego przesadyzmu mogę stwierdzić, że kilka z tych 150 godzin zeszło mi na wpatrywaniu się bezczynnie w ekrany ładowania tudzież przemieszczającą się po mapce figurkę. Jest to o tyle upierdliwe, że Kingdom Come w swojej specyfice naprawdę często wymaga różnych aktywności, które się z ów loadingiem łączą. Bo przecież inaczej by się to odbierało, gdyby nie potrzeba stosunkowo częstego odsypiania, przeskakiwania z lokacji do lokacji czy w końcu przyspieszania czasu.W grze przytrafia się też niestety pełno błędów i bugów, łącznie z kilkoma w moim przypadku crashami do dashboarda (zważywszy na specyficzny system save'owania, czasami podwójnie bolesnymi). Cześć z nich to dosyć typowe dla "drewnianych" open world RPGów sytuacje, które czasami mogą nawet bardziej śmieszyć, niż wkurzać, ale wszelkiego rodzaju problemy z detekcją kolizji czy fizyką najczęściej po prostu przeszkadzają w zabawie. No i słynne betonowe krzaki, przez które nie da się przebiec (czy nawet ich przeskoczyć), ale to już decyzja designerska, za którą należy się devom kop w tyłek (zresztą podobno zreflektowali się i w dwójce tego już nie ma). Tu muszę wspomnieć o jeździe konnej, jednej z najgorszych w historii gier xD. Serio, jest źle. Drewno, problemy ze sterowaniem, z kamerą (a właściwie widokiem z oczu, niezależnym od sterowania wierzchowcem), dziwne zachowania samego konia, no cały zestaw spierdolenia.Wizualnie też jest średnio. Niska rozdzielczość i wielkie ząbki na krawędziach obiektów to jedno, rozmazane momentami tekstury to drugie, powtarzalne gęby NPCów to trzecie. Ale tutaj nadrabiają inne aspekty. Po pierwsze, oświetlenie. Świetne są wszelkie światłocienie: naprawdę przekonujące i realistyczne (szczególnie jak na grę z 2018 i konsolę z 2013). Taki klasyczny już gejmingowy motyw, jak padające przez gęste zarośla promienie słońca, tutaj wypada naprawdę ślicznie. Z drugiej strony brak światła sprawia, że ciemność jest naprawdę ciemna i sugestywna, a w lesie bez pochodni można by się zwyczajnie zgubić. Robotę robi też owa roślinność, bo o ile same modele flory są raczej proste, tak ich zagęszczenie robi wrażenie, szczególnie w słynnych już lasach. Wnętrza i tereny miejskie szału nie robią, ale spacery po wsiach czy wspomnianych lasach oferują naprawdę przyjemne doznania, kojarzące się z jakże przecież bliskimi polskim graczom widoczkami z prawdziwego świata. Na plus też mimika i twarze ważniejszych bohaterów. Za to deszcz to padaka, a żeby było śmieszniej, w nocy czasami pada z czyściutkiego, rozgwieżdżonego nieba xD.Co do wad, które wynikają już stricte z decyzji twórców, to mogę tylko polecieć ze znanym już zainteresowanym graczom zestawem:- system save: napisano już o nim chyba wszystko. Upierdliwy, generujący problemy, a w kontekście występujących w grze problemów technicznych, po prostu sadystyczny xD. W skrócie: brak tu opcji quicksave, brak standardowego zapisywania w pasujących nam okolicznościach, zapis występuje albo automatycznie (z góry wybrane przez devów momenty, zazwyczaj fabularne, ale jak na skalę gry i rozmiar misji, są dosyć rzadkie i ustawione tak, żeby- nadpisując się- uniemożliwić ewentualny powrót przed decydujące momenty), albo w wyniku przespania się (nie zawsze i przede wszystkim nie wszędzie dostępne), albo w teoretycznie dowolnym momencie, po użyciu konkretnego itemu, mianowicie Zbawiennego Sznapsa, i to ostatnie jest najbardziej kontrowersyjne, bo ów napitek jest dosyć drogi i przez pierwsze godziny (decydujące o być albo nie być naszej dalszej przygody z grą) po prostu trudno dostępny. A no i jest jeszcze dodana w patchu opcja zapisu przy wyjściu z gry (ale stan znika po jego załadowaniu).Można oczywiście gadać coś o immersji, o REALIZMIE, o odejściu od samograjowych trendów itd., ale w ogóle to do mnie nie trafia, tym bardziej, że na pewnym etapie gry przestaje to już być większym problemem, bo mamy dość kasy/skilli/obycia ze światem gry, żeby zdobyć multum sznapsów i sejwować w zasadzie kiedy chcemy. Czyli utrudnia się życie przede wszystkim świeżemu graczowi, w sam raz, żeby go zniechęcić do zabawy. Jasne, typowy quicksave jak choćby w Falloutach kusi do grania w taki "pececiarski" sposób i zepsucie sobie rozgrywki powtarzaniem w kółko każdej nieudanej sekwencji, no ale przecież można by się spotkać z tymi systemami gdzieś po drodze. I powtórzę się: mówimy o grze, gdzie nie z własnej winy można stracić pół godziny-godzinę postępu, bo zaliczymy crasha. Albo podróżując między wioskami, zbierając loot czy polując sobie i nabijając skille, zastanie nas wieczór i wyskoczy na nas z krzaków gang OP wrogów, przed którymi ani nie uciekniemy, ani tym bardziej których nie usieczemy.Parę takich drażniących patentów wynikających ze specyfiki świata gry, to np.:- wytrych na początku gry: o ile nie ustawi się w opcjach alternatywnego, łatwiejszego włamywania się, to nauczenie się obsługi owego urządzenia wydaje się prawie nierealne. No bo dostajemy na początku kilka wytrychów, a każdy łamie się przy nieudanej próbie włamania, a potem szukaj wiatru w polu (item generalnie jest dosyć rzadki, kupcy go nie mają albo mają niewiele, no i jest drogi). I znowu: na późniejszym etapie gry, kiedy już podexpimy tego skilla, wytrychy praktycznie nie będą się nam łamać, a i okazji do ich zdobycia będzie więcej- w rezultacie pod koniec miałem ich kilkadziesiąt. No to fajnie, że pokazuje to mój rozwój jako bohatera gry RPG, ale, ponownie, jest zniechęcające dla nowego gracza, a pozbawiające wyzwania tego, który gra dłużej (z grubsza, bo niektóre zamki się nie do ruszenia, póki nie będziemy mieli wyższego levelu). Logiczne? Może i tak. Sensowne z punktu widzenia wciągnięcia gracza w ten świat? Nie bardzo.- pory dnia. Wiadomo, muszą być, czas mija, świat żyje. Ale w imię "realizmu" zapadnięcie zmroku sprawia, że pół dnia w zasadzie nie da się zrobić postępu fabularnego czy nawet ogarniać "codziennych spraw", bo NPCe śpią albo siedzą zamknięci w domach (jak na to, co się mówi o średniowieczu, to skurwiele są strasznymi bumelantami, rzadko gdzie można coś załatwić przed 9:00 xD). Dochodziło czasami do dosyć kuriozalnych sytuacji, kiedy to np. w celu zakończenia misji musiałem porozmawiać dajmy na to z kowalem, który o 21:01 schował się w domu i zamknął drzwi na wszystkie spusty. No to zamiast czekać do rana (loading...) wolałem włamać się do domu i zanim zrobi się z tego powodu larum, odpalić dialog xD. Nie zawsze działało, ale tak czy siak jest to dosyć znamienna dla tej gry akcja.Podróżowanie staje się też wtedy bardziej utrudnione, bo wieczorem bandy częściej atakują. Mijający czas sprawia też chociażby, że jedzenie się psuje (w absurdalnie szybkim tempie), oczywiście są na to sposoby, no ale koniec końców nieraz dochodziło do sytuacji, że zdobyłem przy pasującej mi sposobności (np. mijając miejsce do polowania) wymaganą do jakiejś misji ilość sarniny, ale zanim dotarłem do NPCa który mi to zlecił, to mięso się zepsuło xD. Ogólnie po paru takich zadaniach zlałem ten typ aktywności.No i jeden z większych WTF, czyli brak możliwości...zmiany zbroi w czasie walki czy, co jeszcze dziwniejsze, używania w jej trakcie przedmiotów leczniczych. Jeśli wiemy, że szykuje się jakieś starcie, to spoko, ale trafiając na jakąś ekipę losowo (lub, w przypadku potionów, po prostu chcąc podleczyć rany), możemy skończyć marnie, będąc ubranymi w lekkie i modne ciuszki xD.- szybka podróż: choć wypadałoby napisać "szybka", bo w praktyce przemieszczanie się między co odleglejszymi punktami na mapie może trwać nawet parę minut. Ot nasz "chłopek" na stylizowanej na średniowieczną sztukę mapie (to akurat wypadło świetnie) porusza się dosyć wolno, po drodze napotykając upierdliwe "random encountery", gdzie przy braku odpowiednio rozwiniętej postaci raczej nie ma mowy o ich uniknięciu. W rezultacie fast travel wiąże się z dużym ryzykiem, którego łatwiej uniknąć podróżując "zwyczajnie". O tym, że punktów szybkiej podróży nie ma zbyt wiele, chyba nie muszę mówić?Jest tego więcej, ale powiedzmy, że reszta to już mniej znaczące utrudnienia. A gadka o symulatorze średniowiecza (również pojawiająca się w odpowiedzi na inne zarzuty) jest o tyle śmieszna, że mówimy o grze wideo: przekroczenie pewnej granicy sprawia, że kończy się zabawa, a zaczyna "praca" i devowie też dobrze o tym wiedzą, bo jakoś nie dostaliśmy wymogu walenia dwójki i sikania co parę godzin, a nawet obecny system jedzenia jest mocno liberalny. Koń też teleportuje się wszędzie po naszym zagwizdaniu, no to ja się pytam, co to za realizm?! Skoro twórcy oszczędzili nam choćby przywiązywania szkapy przed budynkami, do których wchodzimy, to znaczy, że jednak jest pewien poziom, którego nie chcieli osiągać, bo gra stałaby się zbyt męcząca.No dobra, dosyć już znęcania się, przejdę do tej pozytywnej części wpisu. Bo jakkolwiek to zabrzmi po tej litanii narzekania, Kingdom Come okazało się dla mnie wspaniałą grą. Ba, jedną z lepszych na ubiegłej generacji. Idźmy dalej: bawiłem się lepiej i wsiąknąłem w ten świat mocniej, niż w przypadku równolatka o poniekąd podobnej strukturze, czyli potężnego RDR2. Tak, mimo, że dzieło Rockstar to technicznie i wizualnie drugi biegun, arcydzieło i szczytowe osiągnięcie developingu, tak zmęczyło mnie bardziej, niż KC:D z tymi wszystkimi swoimi wadami.Po pierwsze, szeroko pojęty KLIMAT. Co tu dużo gadać, Kingdom Come jest maksymalnie swojskie i dla Polaka/Słowianina ma +10 pkt. do oceny. Co prawda z oczywistych przyczyn nie mogłem odpalić czeskiego dubbingu, ale wersja angielska wypada świetnie, a i jest w sumie tą podstawową (aktorzy, którzy użyczyli wizerunku postaciom, to też Angole). Doznałem tu nieczęsto spotykanego uczucia relaksu i błogości, spacerując lub jadąc konno po pięknych terenach i słuchając tych wspaniałych kompozycji (choć z racji na rozmiar gry, w pewnym momencie już odczuwalnie powtarzalnych, ale tak dobrych, że nigdy się nie nudziły, wręcz przeciwnie, po prostu nie dało się nie pogwizdywać przy co niektórych melodiach). Co krok napotykałem widoczki i elementy krajobrazu, które przypominały mi o miejscach, w których bywam/byłem IRL, czy to w najbliższych okolicach zamieszkania (łącznie z samym grodem Kraka przecież), czy na jakichś wypadach krajoznawczych w Bieszczady albo na Podlasie. Może to brzmieć śmiesznie, ale udziela się to graczowi i tyle. Poranne pielenie ogródka ze śpiewem charakterystycznych dla tej pory dnia ptaszków w tle i jeszcze dosyć nisko wiszącym słońcem, przechadzka po lesie, z tamtejszymi gatunkami ptactwa i niemal odczuwalnym zapachem drzew i roślinności, czy spacer po którejś z mniejszych wiosek i obserwacja leniwego życia NPCów przy zbliżającym się końcu dnia, to momenty, które zapamiętam nie gorzej, niż najciekawsze wydarzenia fabularne.Co jeszcze robi robotę? Struktura misji, zarówno głównych, jak i pobocznych, ale też zupełnie pomniejszych aktywności drugo czy trzecio planowych. No gierka po prostu mega wciąga, jak najwięksi w tej branży, choćby Wiedźmin 3. Ten ostatni pojawia się nie bez powodu w kontekście porównań z czeską produkcją, bo właśnie słynne zadania poboczne są tutaj bardzo podobne, w tym sensie, że mają niezłą podbudowę fabularną, mocno się rozgałęziają i z pozoru niewinne zlecenie potrafi przerodzić się w niezwykle ciekawy quest, który równie dobrze mógłby być elementem głównego wątku, a odpuszczenie go wiązałoby się z dużą stratą dla gracza. Ba, sporo misji ma tyle elementów, które można pominąć, że niektórzy mogą zaliczyć grę i nie przeżyć fajnych przygód, które inni gracze będą wspominać jako najfajniejsze epizody w ich przygodzie Choćby to, co można wyprawiać w klasztorze (cały epizod to jak gra w grze, momentami męczący i frustrujący, ale motywujący do odkrycia wszystkich wątków i przez swoje ograniczenia i zamknięcie w niewielkiej przestrzeni, jakże odmienny od reszty KD), albo opcjonalne opicie się z pewnym księdzem.To wszystko sprawia, że poza czysto gierkowym wciągnięciem się (jeszcze jedna misja/jeszcze jedno polowanie/jeszcze sprzedam towary i pogadam z kowalem, a przy okazji naostrzę miecz), z tym światem i bohaterami można się po prostu zżyć. I nawet wątek główny, który czasami w takich open worldach bywa mniej interesujący, oferuje ciekawą i obfitującą w różne emocje, przygodę. Niby "od zera do bohatera" i typowa historia zemsty, ale podana we frapujący sposób, choć ludzi nie do końca wkręconych w wątki historyczne pewne elementy mogą trochę znudzić. No nawet typowo RPGowa "mini gra do karczmy", w tym przypadku gra w kości, przypasowała mi i z przyjemnością odbyłem parę sesyjek, co raczej mi się nie zdarza w innych tytułach (nawet mityczny Gwint do mnie nie trafił). Ale limit 4000 pkt wymaganych do wygranej jest trochę za duży i niepotrzebnie wydłuża rozgrywkę. Do samego gameplay'u, który to w dosyć powszechnej opinii jest raczej drewniany, nie mam większych zarzutów. Jasne, są momenty toporności i chaosu, ale np. słynny już system walki bronią białą ogólnie mi się podobał, choć, co oczywiste, musiałem parę razy dostać po łbie, zanim dobrze wyczułem parry i podexpiłem postać (tudzież ogarnąłem lepszy ekwipunek, notabene staty sprzętu są dosyć dziwne, bo już na początku przygody można stosunkowo łatwo wejść w posiadanie choćby miecza, którym w zasadzie można grać do końca, bo nic dużo lepszego się nie trafia, nawet w sklepach czy jako nagrody za questy). No fajnie się macha mieczykiem czy buławą, szczególnie, kiedy ciosy zaczynają nam już ładnie siadać i robią faktyczną krzywdę przeciwnikom, a nie urywają mu po milimetrze energii (a tak bywa przy walkach z dużo mocniejszymi przeciwnikami). No dobra, system combosów czy też ataków specjalnych, to niewypał i chyba ani razu nie zastosowałem żadnej z wykupionych kombinacji. Gorzej oceniam zabawę z łukiem: o ile sam "feeling" jest jak najbardziej ok, tak celowanie, którego w zasadzie całą grę nie da się tak naprawdę ogarnąć, to już kwestia niemal losowa.Pochwalić muszę system progresu postaci, czyli po prostu zastosowaną tu formę expienia i nabywania nowych umiejętności/perków. Otóż, co dosyć logiczne, a jednak nie tak często występujące w grach, im więcej razy coś robimy, tym większe nabywamy w tym doświadczenie. Jeździmy konno: rośnie skill w prowadzeniu kobyły. Walczymy na miecze: jesteśmy coraz lepsi w szermierce. Robimy mikstury: analogicznie. I tak dalej i tak dalej. Oczywiście ma to też swoje gorsze strony, no bo twórcy trochę przegięli wymaganiami do osiągnięcia maksimum danej umiejętności i większość z nich nawet po ponad 100 h nie zbliżała się u mnie do maksa, a mówię tu o skillach, których używałem dosyć często. Ot np. wymaksowanie wytrycha wymaga otwierania literalnie każdego zamka, jaki gdziekolwiek spotkasz. Chodzisz po domach i otwierasz niepotrzebne do niczego szafki i skrytki, bo tylko tak można polepszyć swoją umiejętność w tej dziedzinie.Nie byłoby takich zachwytów nad atmosferą Kingdom Come, gdyby nie świetna muzyka. Co prawda, jak już pisałem, staje się ona na pewnym etapie (jeśli zostaje się w tym świecie na dłużej) powtarzalna, ale nigdy nie męczy i nie nudzi. Ludowe melodie, fleciki i inne instrumenty, których w sumie nie umiem nawet nazwać. No jest rustykalnie. Czasem trafia się nawet jakaś ludowa przyśpiewka (po czesku, mimo wybranej opcji językowej), szczególnie dobrze wchodząca przy questach wiążących się z zalewaniem mordy i biesiadowaniem do rana. Muzyka zmienia się dynamicznie, kawałki są dopasowane do okoliczności (walka, podróż, noc, sen) i wiele z nich wbija się w głowę i nie chce jej szybko opuścić. Rewelacja. O voice actingu już wspominałem, pierwsza klasa, choć do specyficznej, "soczystej" wymowy Henryka trzeba się chwilę przyzwyczajać. Dialogi są świetnie napisane i często pojawia się tu mniej lub bardziej subtelny humor, ironia i rzucanie mięsem. Znowu nasuwa się porównanie z Wieśkiem. No i główny bohater, którego po prostu można polubić, a to ostatnio wcale nie takie oczywiste.Dobra, bo piszę tego posta na raty i wypadałoby już jakoś zakończyć ten strumień myśli, w którym i tak pewnie pominąłem sporo ważnych (dla mnie) tematów. Generalnie: bawiłem się świetnie, immersja była potężna (notabene, dostajemy też fajnie zrobioną wewnętrzną encyklopedię, sporo ciekawostek dotyczących średniowiecza), a contentu jest tu ogrom. I co najważniejsze, nie czułem się tym ani zmęczony, ani przytłoczony (no, może momentami, głównie na początku). Piętnastowieczne Czechy mnie pochłonęły i urzekły i aż żal mi było grę kończyć (co zresztą odkładałem jak mogłem: kiedy wyczuwałem już zbliżający się koniec fabuły, wziąłem się za DLC i zaległe zadania dodatkowe). Jak zazwyczaj mam mdłości na myśl o tytułach, która zabierają z życia ponad 30 godzin, tak tutaj rozmiar przygody był zaletą. I zwyczajnie cieszę się, że czeka na mnie bardziej dopracowany sequel i powrót do tego świata, tym bardziej biorąc pod uwagę zakończenie jedynki. Kingdom Come ma to coś: duszę, sercę, pieprz, jak zwał tak zwał, i mimo swoich problemów, zasługuje na bycie wymienianą obok "wielkich" tej branży. Znać trzeba.Screeny z PS4 wrażenia może wielkiego nie robią, ale i tak mam problem z selekcją, bo tak dużo fajnych widoczków było. Cóż, ostrzegam, że będzie tego trochę.Spoiler Edytowane niedziela o 22:424 dni przez kotlet_schabowy
Opublikowano poniedziałek o 08:203 dni Indiana Jones and the Great Circle Steam DeckWszyscy wiemy, gra jest świetna, koniec tematu (prawie). No to trochę się popastwię, co mi tam.Dialogi są durne. Te w przerywnikach filmowych spoko, ale w trakcie rozgrywki bez sensu. Pierwszy raz, gdy na to zwróciłem uwagę, był przy okazji rozmowy o kąpielach Indiany. Normalnie WTF? Potem było tylko gorzej, również dlatego, że pod koniec zaczynają się powtarzać bez końca. Ten, że Indiana potrafi sterować łódką a Gina mu nie wierzy, mogę recytować z pamięci. Wiem, że chodziło o wywołanie klimatu one-linerów z filmów i miało być śmiesznie, ale wyszło słabo.Miejscówki są zaprojektowane super, przez co jak jest jakaś wtopa razi tym bardziej. Pamiętam dwa momenty: schodzimy do pewnych podziemi, Gina mówi: to wygląda jak zaprojektowane dla gigantów. Rozglądam się naokoło, no ani trochę. Sufit jest na jakichś 15 metrach, ma być bombastycznie i jest, poza tym w grach nawet chata chłopa musi mieć 5 metrów wysokości, bo inaczej wygląda dziwnie. Ale schodki tycie, balustradki malutkie, no nijak nie widać, że to dla wysokich ludzi. Trzeba graczowi powiedzieć, to przyjmie bez mrugnięcia okiem. Drugi przypadek trochę później, wrzucę w spoiler:SpoilerNa okręcie, w miejscu, gdzie trzeba przerwać łańcuch kotwicy. Wiadomo, że trzeba to zrobić, bo tak jest poziom zaprojektowany i bohaterowie mówią, że tam trzeba iść, ale z tego co widać w ogóle to nie wynika. Bohaterowie ani gracz nie mają żadnej możliwości, żeby stwierdzić "tak, jak wywalimy ten łańcuch i przejdziemy przez tę dziurę będziemy mogli iść dalej". Wręcz przeciwnie, można oczekiwać, że jak się wyjdzie przez dziurę w burcie to tam będzie pionowa ściana i koniec wycieczki.Zirytowało mnie to tym bardziej, że ogólnie mapy są bardzo dobre.Bugi. Co chwila coś się wali. Wspomniane dialogi: pływam sobie pod wodą, szukam przejścia, Indiana na luzie prowadzi rozmowę o pierdołach. Ikony z mapy nie znikają, ile ja czasu zmarnowałem na szukanie co mam jeszcze zrobić.Niedoróbki w sterowaniu. Czasem jak Indiana zwisa z krawędzi można przyczepić bicz i się po nim zsunąć, zwykle nie, trzeba wracać na górę, odejść kilka kroków, przyczepić i zeskoczyć. Jak się ma maks chlebków/owocków, pokazuje tylko komunikat, że nie można wziąć więcej, ale nie wiadomo czego - przedmiot się nie podświetla, a jak jest ciemno, to nie widać co to jest i trzeba na ślepo zjadać, licząc, że się trafi.Wszystko to drobiazgi, ale w produkcji tego kalibru irytuje.Teraz po skończeniu gry próbuję pozgarniać wszystkie znajdźki i niestety okazało się, że w jednym miejscu mam za mało kasy, żeby kupić ostatnią książkę. Chodzę więc po kolei wszędzie gdzie już byłem i przeszukuję zakamarki. Znalazłem może 30 pieniążków, brakuje mi kilka stówek, trwa to już ładnych kilka godzin i muszę powiedzieć, że nie bawię się za dobrze.9/10Na Steam Decku działa. Potrafi wyglądać świetnie, w szczególności w filmikach, choć wtedy spada ilość klatek i potrafi się lekko rozsynchronizować dźwięk. Kilka miesięcy wyczekiwany FSR ma irytujące błędy w wyświetlaniu, XeSS wygląda lepiej, choć też są problemy (opalizujące tekstury - to widziałem już w Robocopie, mruganie na brzegach ekranu). Zwykle nieźle trzyma prawie 30 klatek, niestety pod koniec jest kilka miejsc, w których jest wyraźnie gorzej. Mimo to nigdy nie miałem problemu z walką, naziści padają jak muchy.
Opublikowano poniedziałek o 19:593 dni Onimusha Warlords (PS4)Jakiś czas temu Capcom zapowiedział odświeżoną wersję drugiej części Onimushy + zapowiedż nowej odsłony, która ukaże się w przyszłym roku i właśnie wtedy postanowiłem, że muszę sprawdzić o co chodzi z tą serią, która po wielu latach wraca do żywych. Nigdy wcześniej nie miałem z nią styczności poza obejrzeniem krótkiego fragmentu rozgrywki jakiś czas temu, który nawet mi się spodobał, ale w tamtym czasie miałem przesyt gier w tych klimatach i odłożyłem ogranie tego tytułu na póżniej. Wspomniana zapowiedż kontynuacji przekonała mnie do nadrobienia zaległości, do tego ostatnio Capcom dodał polskie napisy (nie jest to dla mnie warunek konieczny, ale doceniam ten gest wykonany w stronę polskich graczy) a i gwiazdy ułożyły się tak, że akurat była promka na ps store za 4 dyszki.Sama rozgrywka jest oparta na tych samych fundamentach co seria Resident Evil. Trzeba przemierzać kolejne pomieszczenia w celu odnalezienia potrzebnych przedmiotów do odblokowania kolejnych ścieżek, pokonywać napotkanych wrogów, rozwiązywać zagadki, zbierać notatki. Oczywiście tu nie musimy odpowiednio zarządzać zasobami, bo poza bronią miotaną mamy do dyspozycji dwa miecze i włócznię, jedynie przedmioty lecznicze występują w ograniczonej ilości, ale pewnym uproszczeniem jest to, że z pokonanych wrogów możemy wysysać demoniczną esencję, która nie tylko pozwala nam na ulepszanie broni, ale również na ładowanie paska odpowiedzialnego za ataki specjalne oraz odzyskiwanie zdrowia. Sama walka jest prosta jak budowa cepa, w której nie ma miejsca na żadne wymyślne kombinacje. Jeden przycisk na padzie jest odpowiedzialny za podstawowe ataki wykonywane w krótkich seriach, a drugi za atak specjalny, który różni się w zależności od używanej przez nas broni i przy okazji zadaje większe obrażenia.Zagadki nie należą do zbyt skomplikowanych i są podzielone na te środowiskowe, te wymagające eksploracji i zebrania notatek, które pomogą nam odpowiedzieć na zadane pytanie oraz te sprowadzające się do prostych łamigłówek liczbowych, w których cyfry od 1-8 muszą trafić na swoje miejsce przy ograniczonej liczbie prób. Jest jedna taka sekwencja, w której przełączamy się między dwoma grywalnymi postaciami (w tej części jest to samuraj Samanosuke i żeńska postać ninja o imieniu Kaede) gdzie ostatnia z nich jako jedyna w tej grze wymaga od nas działania pod presją czasu. Na szczęście jest łatwa do ogarnięcia, ale za pierwszym razem za bardzo się guzdrałem, bo jakimś cudem nie zauważyłem klepsydry odmierzającej czas i musiałem cały etap powtarzać od nowa.Historia jest raczej z tych prostych, w których cel jest jasny od samego początku. Musimy uratować księżniczkę Yuki oraz jej adoptowanego brata Yumemaru przed demonicznym ceremoniałem. Stawką jest nie tylko życie dwojga wspomnianych bohaterów, ale również niezliczone ludzkie istnienia, które mogą paść ofiarą demonicznych istot w przypadku niepowodzenia naszej misji. Poziom fabuły i dialogów nie jest jakiś górnolotny, ale raczej nie tego wymagamy od tego typu gier. Najważniejszy jest odpowiedni klimat, design lokacji, przeciwników, bossów, Pod tym względem Capcom dowiózł jak zwykle, ale przy tym wszystkim trzeba pamiętać o tym, że jest to tytuł sprzed ponad 20 lat, więc pewne archaizmy występują. Dla przykładu pojedynki z bossami nie są specjalnie skomplikowane i bogate w jakieś różnorodne sekwencje ataków. Jedynie ten ostatni coś tam próbuje podziałać więcej pod tym względem, ale i tak szału nie ma. Mimo to bawiłem się dobrze podczas tych starć i na pewno nie mogę ich zaliczyć do minusów tej gry. Akurat nie miałem ochoty na kolejny dynamiczny slasher po ostatnio ogrywanych DMC 5 I Ninja Gaiden 2 Black, w którym bossowie nie dają przerwy na oddech. Tu walka jest wolniejsza, więc łatwo możemy uniknąć atak albo za pomocą parowania, albo odbiegając na właściwy dystans.Cieszę się, że ograłem ten tytuł, bo to było naprawdę przyjemne siedem godzin rozgrywki. Nie było żadnych ochów i achów w tej krótkiej recenzji, ale to jest zupełnie zrozumiałe, bo pewne tytuły oceniane z dzisiejszej perspektywy są na nieco gorszej pozycji niż podczas czasów, w których ujrzały światło dzienne. Każdy element jest wykonane dobrze i wszystkie razem zebrane do kupy tworzą przyjemny, lekkostrawny całokształt, ale też żaden nie wyrywa z kapci poza klimatem, który kupił mnie od samego początku i który sprawił, że nie mogę się doczekać ogrania nachodzącego remastera drugiej odsłony i przyszłorocznej kontynuacji. Edytowane poniedziałek o 21:323 dni przez Czokosz
Opublikowano wtorek o 01:152 dni (Zanim przeczytasz, odpal filmik na dole, aby leciał w tle)Super Mario RPG (Switch) - No i pękła trzecia gra w tym roku. Dobrze mi z tym, że staram się złączyć z moim duchem gracza. Cóż mogę powiedzieć o Marianowym RPGu. Dialogi są na dobrym poziomie, ale inne gry Ninny są napisane jeszcze lepiej. Gra jest zabawna, ale nie aż tak, jak się spodziewałem. System walki? Prosty. Ale satysfakcjonujący. Można trochę pokombinować z taktyką i umiejscowieniem swoich pamperków. Trochę jak w tym popularnym Claire 33. Trzeba pochwalić fajną muzykę od kompozytorki Kingdom Hearts. Trzeba pochwalić fajną graficzkę. Tylko czemu w cutscenkach nie słychać chociażby odgłosów postaci? Psuje to trochę IMMERSJĘ.Tak czy inaczej, dobrze się bawiłem. W takim razie teraz czas zakupić Metroid Dread i mu poświęcić najbliższe miesiące. Chyba że macie lepsze propozycje. Na koniec zostawiam was z fajną nutkę z Mario RPG.7-/10
Opublikowano wtorek o 16:132 dni Horizon Zero Dawn Remastered (PS5) - drugie podejście (kiedyś pograne z 10h na PS4 Pro) załapało. Odpaliłem na hard i to była dobra decyzja, o ile skradanko i walki z ludźmi jakoś nie porywają (gwizdaniem można wywabić w jedno miejsce przeciwników którzy nawet nie pomyślą że w trawie gdzie leży 10 trupów coś może się czaić) tak walki z większymi robobestiami dostarczają masę satysfakcji. Parę razy musiałem brać nogi za pas jak polazłem nie tam gdzie trzeba bez odpowiedniego levela i ekwipunku, czy kombinować aby zatłuc jedną grupę zanim druga przyjdzie z odsieczą. Szczególnie na początku jak jeszcze nie zna się ruchów i słabych stron przeciwników potyczki stają się pozytywnie chaotyczne, tym bardziej że 2-3 ataki oznaczają zgon. Do tego trzeba dodać różnorodne bronie gdzie właściwie każda jest przydatna, dobry rozwój postaci, tuning broni, zbierania zasobów i nie nachalny tryb batmana (o wiele lepiej rozwiązany niż w serii Arkham bo widać co jest na ekranie). Między walkami są spokojniejsze misje, zwiedzamy ruiny, bawimy się w detektywa, oglądamy cutscenki i poznajemy świat. Jest to tylko dodatek więc nie ma ani trudnych zagadek ani wymagających sekcji platformowych. Sam świat i główny wątek są ciekawe tylko postacie to w większości wydmuszki, no i ilość spotykanych 'girl bossów' śmieszy, jest z 10 identycznie napisanych postaci. Grafika jest świetna, momentami widoczki są malownicze bardziej niż w Ghost of Tsushima szkoda tylko że nie ustrzegła się paru baboli/pozostałości po oryginale. Najbardziej rzuca się w oczy mała interaktywność z otoczeniem, średnio to wygląda gdy robot jest w stanie skosić drzewa czy skały ale trawa potraktowana ogniem nawet się nie przyjara, system ognia/interakcji podobny do tego z Far Cry 2 pasował by jak ulał. Druga kwestia to oświetlenie między światem otwartym a lokacjami zamkniętymi, przejście między jednym a drugim wygląda słabo (bo gra sama nie wie jak ma wyglądać) i chyba wolał bym animację otwierania drzwi czy przeciskania przez szczelinę aby ominąć tego babola. Audio na wysokim poziomie, dobrze informuje o przeprowadzanych atakach a w bonusie głośniczek z pada fajnie momentami gra. Głosy są ok ale wraz z animacjami nie mają startu do takiego RDR2. Zrobienie na 100% (minus new game+) zajęło mi ~65h a dzięki potyczkom i możliwościom kombinowania podczas nich nie poczułem znużenia. Poziom trudności jest dobrze zbalansowany bo wyzwanie (na hardzie) jest praktycznie do końca gry ale też powracając do wcześniejszych lokacji czuć rozwój postaci. Dzięki dużej różnorodności przeciwników nie ma sytuacji jak np. w GoT gdzie rzucenie paru gadżetów rozwiązywało sprawę. Gdyby tylko AI przeciwników podczas skradania było by lepsze (niby jest na ultra hard ale to powinno być w standardzie) i postacie zostały lepiej napisane to był by dla mnie hicior a tak 9=/10Spoiler
Opublikowano wtorek o 19:092 dni W HZD najlepiej odpalić UH i ewentualnie dostosować indywidualnie obrażenia, bo UH zwiększa agresywność maszyn. Tylko przed zakupami dobrze jest zmienić na niższy, bo ceny są dużo wyższe.
Opublikowano wtorek o 19:172 dni Już na hardzie niektóre maszyny nie dadzą odetchnąć, szczególnie te z dodatku. Nie wiem czy dobrze bym się bawił robiąc pierwsze podejście na UH i widząc przez 90% walki taką animację
Opublikowano wczoraj o 06:43 1 dzień Ostatnio w ramach nadrabiania staroci przeszedłem sobie Arc the Lad, w które szpilałem za gnoja, ale jakoś wtedy nie skończyłem. A skończyć toto można szybko, w raptem 10h - ostatecznie twórcy się nie wyrobili i rozbili rzecz na dwie gry, gdzie jedynka (z serii liczącej trzy gry na PSX i 2 na PS2) robi za prolog do podobno znacznie lepszej i bardziej rozbudowanej dwójki. No ale po kolei. Arc the Lad było jednym z pierwszych jRPG (tu w taktycznym wydaniu) na PSX - wyszło w 1995 roku. Pierwsze gry z serii sprzedały się znakomicie i spowodowały, że zaczęto rozwijać markę komiksami, gadżetami i podobno całkiem niezłym anime luźno adaptującym fabułę drugiej gry z serii. Tyle, że w Japonii. Na Zachód trylogię z PSX w ramach jednego wydania sprowadziło Working Designs przed premierą debiutanckiej części na PS2, bodajże w 2002 roku.Fabuła jest dosyć kiepska - ot, źli ludzie wyzyskują naturę, gdzieś tam są jakieś demony, tytułowy Arc jest wybrańcem, który zbiera grupę innych prawych i sprawiedliwych, no i krąży po świecie za magicznymi kamieniami i strażnikami żywiołów. Wszystko to nadęte, dialogi aż bolą (ciekaw jestem czy japońska wersja też ma takiego kija w dupie), postacie albo są obojętne, albo irytujące. Na końcu jest cliffhanger i w sumie dosyć głupi motyw fabularny. Dwójka niby znacznie lepiej prowadzi fabułę. No ale nie mówimy o dwójce.A jak w to się gra? Fajnie i niefajnie. Fajnie, bo gra jest stosunkowo prostym taktykiem - w naszych turach przemierzamy pole bitwy, wybieramy rozkazy, no i tyle. Każda postać ma dosyć zróżnicowane umiejętności i różne role w drużynie - nie ma dwóch zbytnio zbliżonych postaci, chociaż wiadomo, że są postacie, które bardziej działają jako support i takie, które bardziej służą fizycznym obrażeniom, tudzież magicznym. Trzeba pilnować pozycjonowania - większe szanse na skontrowanie są, kiedy stoi się frontem do wroga. Do tego jakieś tam używanie przedmiotów (można rzucać kamieniami we wrogów), otwieranie skrzynek czy statusy. Proste, ale dzięki szybkim bitwom dosyć przyjemne.Niefajnie, bo gra pomimo swojej krótkości wymaga grindu. Tak się składa, że jeśli trafimy na lokację - a dzieje się to w fabule często - kiedy jesteśmy niedolevelowani, to giniemy szybko, za to nie zadajemy praktycznie obrażeń. A postacie rozwijają się osobno i exp dostaje się za ich konkretne działania. To znaczy, że jeśli mamy w drużynie np. 2 koksów na 30 levelu i resztę na niższych, to ci na niższych szybko zaczną odstawać, bo nie biorą bezpośredniego udziału w walce. Exp dostaje się niby za większość akcji - pojedynczy atak na przeciwnika, rzucenie buffów, otwarcie skrzynki na mapie, ale dochodzi często do sytuacji, kiedy w dodatkowych expowiskach pomija się celowo tury lepszych postaci, aby ci na niższych levelach wymieniali się cios za cios z jakimiś słabawymi mobami, żeby ich level w końcu podskoczył. Upierdliwe.Muzyki jest mało i raczej nic, co zapadłoby mi w pamięci. Grafika to bardzo ładne i nieśmiertelne 2D - sprajty są szczegółowe i nieźle zanimowane, zwłaszcza cieszą różne animacje ataków w wykonaniu tych samych postaci. Jakichś sklepów i eksploracji map tutaj nie ma - z rzadka można pogadać w jakiejś lokacji z NPC, ale tak to po prostu lecimy przez pola bitwy wybierane na mapie. Wspaniałomyślnie niektóre obszary są nieobowiązkowe, ale służą expieniu - jest też opcjonalny dungeon na 50 pięter, którego w całości nie chciało mi się robić, ale przydał się w krytycznym momencie do doexpienia moich frajerów, a przy okazji miał w sobie sporo akcesoriów ładnie podnoszących statystyki postaci.Trudno mi jednoznacznie ocenić Arc the Lad. Mam sentyment do tej gry, ale wkurzał mnie grind. Bawiłem się nawet nieźle, ale widziałem sporo słabostek. Całość skończyłem dosyć szybko, ale traktuję tę grę pozytywnie ciut na kredyt - jako wstęp do bardzo dobrej podobno dwójki. I z tego punktu nie mogę powiedzieć, abym tytuł polecał, jeżeli nie macie sentymentu do starych jRPG oraz odporności na grind. Ja akurat jestem takim graczem, dla którego te wady były do strawienia.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.