
Treść opublikowana przez Wredny
-
Banishers: Ghosts of New Eden
Przecież zaczynali od gry z gameplayem (Remember Me), później przyszło LiS, ale w międzyczasie był też Vampyr. Mnie zainteresowali - taki trochę Wiedźmin z duchami. Ciekawe, czy korytarzyk, czy open world.
-
Forspoken
Wiadomo, że będą spoko lokacje i ciekawi przeciwnicy, ale core gry będzie dokładnie ten sam - jeśli np fabuła nie dowiezie, a jej wydarzenia nie będą nas interesować to zostaniemy z pustym open-worldem rodem z Boysband Fantasy XV (zresztą na tym samym silniku) i wk#rwiającą bohaterką, sklejoną na dzisiejszą modłę strong-female protagonist, która za wszelką cenę musi być bezczelna i niesympatyczna. Ja przeszedłem całość, włącznie z dodatkowym bossem, obiegłem mapę od palisady aż do niewidzialnej granicy, wytłukłem masę wrogów, otworzyłem sporo skrzynek, w tym chyba cztery te z puzzlami i mam jakiś pogląd na gierkę. Nie mówię, że wszystko jest tu złe, ale na pewno przed reckami nie kupię, a często tak robię. Kuźwa, ta woda - przecież to wygląda jak Dragon's Dogma z PS3 Jak w czasach RDR2, Days Gone, Horizonów, Death Stranding i Ghost of Tsushima można wydać takiego paszteta?
-
The Callisto Protocol
Nie czułem braku jakichś przedmiotów, bo pomieszczenia i tak są gęsto zagracone, a nie porównuję ze starymi wersjami, bo po co mi to Bardziej mnie martwi różnica w jakości oświetlenia pomiędzy Quality a Performance, dlatego pierwszy raz od dawna wybrałem to pierwsze kosztem płynności.
-
Forspoken
Demko uratowało moją kasę, bo na premierę to nie ma nawet co się zastanawiać - za max 50zł może kiedys do kolekcji przytulę. Brzydkie to strasznie, obojętnie w jakim trybie, a tylko w jednym grywalne (60fps). Pusty open world w stylu tego z FFXV, co zresztą przewidywałem już dawno temu. Irytująca główna bohaterka i te jej pseudo-cool-yo-yo-teksty, jaka to ona zajebista nie jest - wymiany zdań z panem bransoletkiem mega żenujące i nie wiem, pod kogo to robione? Walka nawet spoko, tyle że chaotyczna, ale efekty ładne, a i możliwości jakieś są, jak się pokombinuje, ale komu by się chciało, jak ognisty miecz wszystko kosi
-
The Callisto Protocol
Na wstępie od razu zaznaczę, że jest to tytuł, z którym bawiłem się chyba najlepiej z tegorocznych premier (no, może na równi z A Plague Tale: Requiem), co absolutnie nie jest jednoznaczne z "najlepsza gra roku" - taki paradoks. W każdym razie podczas gry ciężko było mi się od pada oderwać i z bólem serca szedłem spać, a gdy wstawałem to myślałem tylko o tym, kiedy wreszcie będę mógł wrócić na księżyc Jowisza. Bo właśnie tam rozgrywa się akcja, a my wcielamy się w Jacoba Lee (któremu twarzy i głosu użyczył hollywoodzki aktor, Josh Duhamel), kosmicznego przemytnika, aktualnie na usługach dużej korporacji, rządzącej tą częścią układu słonecznego. Wskutek różnych wydarzeń, które przedstawione są w baaaardzo filmowym prologu, nasz bohater trafia do zakładu karnego na Callisto i tu zaczyna się właściwa gra. Od razu miejmy z głowy akapit odnośnie spraw technicznych - według mnie najlepszą opcją graficzną jest tryb jakości, gdyż tempo gry jest i tak dość powolne, a w tym trybie mamy dużo dodatkowych bajerów, jak ray tracing w odbiciach, cieniach, czy ogólnie więcej efektów cząsteczkowych, gęstszą mgłę, czy dużo lepsze, punktowe oświetlenie. W trybie performance dostajemy te 60 klatek, ale momentami gra wygląda zbyt sterylnie (choć nadal pięknie), a że jak wspomniałem - tempo tego tytułu i tak jest powolne (niejako wynikające z natury gatunku - w grach tego typu raczej nie biega się na pałę, tylko powoli chodzi, nasłuchując i obserwując) to uważam, że akurat tutaj warto poświęcić trochę dodatkowej płynności na dużo lepsze doznania wizualne. A jest czego doznawać, bo Callisto to jedna z najlepiej wyglądających gier na rynku (oczywiście piszę o wersjach na współczesne sprzęty), momentami ocierająca się o fotorealizm. Design i wykonanie miejscówek, wszelkiego rodzaju tuneli, szczegółowość wnętrz pomieszczeń, zagospodarowanie tego detalami, przedmiotami codziennego użytku - to wszystko jest tu na najwyższym poziomie i tryb foto co chwila jest w użyciu. Podobnie z oprawą dźwiękową - naturalnie odegrane scenki i dialogi (jak już się jakieś trafią, bo gra fabularnie nie należy do rozbudowanych, a szkoda bo aktorzy fajni i był potencjał), dźwięk otwieranych, metalowych grodzi (musiałem o tym wspomnieć, bo jest tak cudownie basowy, że parę razy przełaziłem przez te drzwi, żeby tylko jeszcze raz to usłyszeć), wszelkiego rodzaju niepokojące odgłosy, czy motywy muzyczne, wrzucające ciarki na plecy (w tym jeden jakby żywcem wyjęty z filmu "Sicario"). OK, czyli technicznie gierka jest super (grałem w najlepszą w dniu premiery wersję PS5), choć nie do końca, ale o tym później. A jak się w to gra? Jest to trzecioosobowy survival horror, wyraźnie inspirowany Dead Space, choć w przeciwieństwie do swojego protoplasty, nastawiony na walkę w zwarciu i walenie "pałą". Twórcy zaimplementowali dość ciekawy system, w którym musimy unikać wrogich szlagów i wyprowadzać własne. Sporo osób nadal nie rozumie, jak to wykonywać, więc napiszę tylko, że lewą gałkę należy TRZYMAĆ wychyloną w lewo/prawo na długo przed ciosem - nie musi być to robione w ostatniej chwili, choć oczywiście jak ktoś ma takie wyczucie to zostanie nagrodzony efektownym slo-motion. Później szybko w drugą stronę, bo przeciwnicy przeważnie mają combo składające się z dwóch ciosów (przynajmniej dopóki mają dwie ręce, hłe hłe ), a wtedy mamy okienko na swój własny atak. Później otrzymujemy giwerę, ale jest to coś na zasadzie broni palnej w Bloodborne - wspomagacz do broni białej, w żadnym wypadku broń główna - ot, strzał będzie pełnił tu rolę dodatkowego "ciosu" w naszym combo, ewentualnie finishera, jak uda nam się wycelować w słaby punkt. Ostatnim bajerem, zasilającym nasz arsenał będzie GRP, czyli odpowiednik telekinezy z Dead Space, dzięki któremu będziemy mogli ciskać przeciwnikami po ścianach, a najlepiej w kolce na nich, albo wielkie wiatraki, które aż się proszą o taki prezent. Naszymi przeciwnikami są zainfekowani w mniejszym lub większym stopniu ludzie, co przekłada się na w sumie małą różnorodność wrogich maszkaronów - około 10 typów, plus wariacje, z czasem dochodzą mutacje (którym możemy zapobiec, jeśli odpowiednio szybko zareagujemy), ale nie jest źle, bo spełniają swoje zadania i nie jest to FPS, żebym potrzebował większego bestiariusza. Na minus na pewno walki z bossami - bez większego na siebie pomysłu, a jeszcze czasem z wkurzającymi przeszkadzajkami, które dodatkowo utrudniaja starcia, w których jesteśmy na hita. Wliczam tu także ostatnią walkę, w której, dla odmiany od reszty gry, musimy dużo strzelać, więc bez wypasionej ARki i pełnego inventory amunicji do niej nawet tam nie wchodźcie (inne bronie możecie olać). Wspomniałem wcześniej o oprawie i oświetleniu (a także cieniach i odbiciach), a to wszystko przekłada się na naprawdę satysfakcjonującą eksplorację, bo to sama przyjemność przemierzać tak pięknie wykonane miejscówki. Gra jest liniowa (czasem aż nazbyt), ale często oferuje mniej lub bardziej ukryte opcjonalne ścieżki, prowadzące do dodatkowych obszarów lub sekretnych pomieszczeń, w których możemy znaleźć fajne fanty lub chociaż audiologa ze skrawkiem tej historii. Jak pisałem na początku - ciężko mi się było oderwać i gra zupełnie mnie nie męczyła (grałem od razu na poziomie trudności Maximum Security), w przeciwieństwie do np God of War Ragnarok, który trochę przytłaczał mnie swoim ogromem i co chwila otwierającym się wielkim obszarem do eksploracji. Dzisiejsze gry są zdecydowanie za długie/duże (co też ma swoje plusy, ale i minusy) i czasem fajnie jest zagrać w coś tak skondensowanego i liniowego, co nie ciągnie się miesiącami. Napomknąłem, że fabularnie nie jest to tytuł zbyt rozbudowany - historyjka jest, nawet ciekawa (choć klisza), a postacie mają potencjał (szkoda zwłaszcza Sama Witwera, który miał zadatki na fajnego złego), ale całość sprowadza się do "przeżyj, ucieknij w cholerę". Dopiero 3 ostatnie chaptery pod tym względem podnoszą jakość produkcji (pod innymi względami też - to najlepsze chaptery w grze), a zakończenie jest naprawdę spoko, mimo jednego tandetnego jump-scare'a, który jest tak przeruchany, że bardziej śmieszył, niż straszył. OK, to co tu nie zagrało do końca? Grając w ten tytuł co jakiś czas dostawałem w twarz jakimś rozwiązaniem, które mnie wkurzało/irytowało i nie mogłem zrozumieć, dlaczego teraz, w czasach, gdy tyle gier ma to zrobione dobrze, tutaj jest inaczej, gorzej... System walki jest na pewno jednym z punktów zapalnych, bo o ile walka jeden na jeden jest super, tak więcej przeciwników to już problem (przynajmniej dopóki nie mamy naszej rękawicy), więc polecam w miarę możliwości przyjmować petentów osobno, niczym w serii Souls. Eksploracja, mimo że fajna, jest ograniczona przez fabularne postępy - nie mamy tu, niczym w wielokrotnie wspominanym Dead Space, swobody w obrębie danego chaptera i czasem, gdy przekroczymy jakiś próg/drzwi/przeszkodę terenową, gra nie pozwoli nam się cofnąć. Nie byłby to problem sam w sobie, ale z racji tego, że przez długi czas mamy bardzo mały ekwipunek, a sklepiki rozsiane są dość rzadko, człowiek ciułajacy "na czarną godzinę" chciałby pewne fanty np sprzedać, żeby mieć na upgrade broni i w tym celu chciałby wrócić do ostatniego odwiedzonego kiosku, a tu dupa - okazuje się, że stalowa belka, przez którą przed chwilą bez problemu przeskoczyłeś, teraz stanowi przeszkodę nie do pokonania, bo gra tak postanowiła - masz iść przed siebie i już, nie ma sprzedawania, nie ma miejsca, więc jak znów coś znajdziesz to i tak nie podniesiesz (chyba, że wyrzucisz coś innego). Dziwnie umiejscowione Checkpointy to też taki mały zgrzyt, bo czasem kończyłem sesję np na początku nowego Chaptera, a po ponownym odpaleniu gry okazywało się, że muszę jeszcze dokończyć ostatnią sekwencję w poprzednim i obejrzeć scenkę wprowadzającą, którą już wczoraj widziałem (a tych nie można skipować). Kolejny zarzut mam o przewidywalność, przez co mało straszna gra staje się jeszcze mniej straszna. Jasne, można obwiniać tu moje doświadczenie i znajomość schematów, które twórcy stosują w swoich produkcjach, ale tu wydało mi się to jakoś bardziej oczywiste. Kiedy widzimy większe pomieszczenie, w którym znajdujemy pełno ammo i trzy "apteczki" to wiadomo, że po odpaleniu skryptu będziemy odpierać jakieś hordy. Kiedy dostajemy towarzysza, który z nami spaceruje to wiadomo, że nie będzie walki, bo gra nie jest przystosowana do obsługi wspomagającego AI i dopiero jak nasz partner "zakotwiczy", bo musi koniecznie coś hakować, a Ty masz iść się w tym czasie napyerdalać, wtedy wiadomo, że znów wracamy do akcji. Poza tym dużo tanich jump-scare'ów, na które już od dawna się nie nabieram, ba - widzę i przewiduję z daleka. Idę korytarzem i widzę zakrwawione zwłoki, wiszące przy suficie? Wiem, że gdy podejdę bliżej, coś je wciągnie do środka. Czołgam się kanałem wentylacyjnym i zza rogu wystają czyjeś nogi? Wiem, że jak się zbliżę, coś je gwałtownie zabierze tuż sprzed mojego nosa itp... itd... Takie tanie straszaki, ale nic naprawdę mrożącego krew w żyłach. Do tego brak jakiejś dodatkowej zawartości, żadnego NG+ po przejściu, żadnej planszy z wynikiem czasowym, może rangą, ilością zabić czy śmierci i brak wyboru rozdziałów, żeby sobie powtórzyć ulubiony fragment, czy na luzie dozbierać pominięte znajdźki. Sporo rzeczy sprawia tu wrażenie, jakby developerzy robili ten tytuł pod presją czasu i byli poganiani przez wydawcę, przez co o wielu sprawach z zakresu szeroko pojętego "Quality of Life" zwyczajnie zapomnieli, mimo że gry, na których się wzorowali, miały to wszystko. Pod wieloma względami The Callisto Protocol przypomina mi pierwsze The Evil Within. Jedno i drugie słabo straszy, operując w zamian obrzydliwościami. Obydwie produkcje to także powroty ludzi, którzy chcieli przywrócić blask gatunkowi, który pomogli swego czasu zrewolucjonizować (Mikami w RE4, Schofield w Dead Space) w czasach, gdy ten gatunek podupadł (wtedy ch#jowe RE6, dziś zero kosmicznych horrorów). Jeden i drugi zaliczył w swoim nowym dziele dużo wtop, a mimo wszystko jeden i drugi tytuł bardzo lubię i będę dobrze po latach wspominał. Zarówno TEW, tak i Callisto to dobre gry, jednak mają swoje za uszami i zabrakło kilku szlifów, by mogły być jednym tchem wymieniane obok największych - co najwyżej w kontekście hołdu oddanego klasykom gatunku. Czy więc polecam The Callisto Protocol? Ciężko mi na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, bo wiem, że każdy jest inny i z innych pobudek podejmuje decyzje. Ja postanowiłem kupić na premierę i mimo tego, że gra "pękła" w weekend - nie żałuję. Ba! Właśnie dlatego, że nie mogłem się oderwać, "pękła" tak szybko, a to tylko świadczy o tym, że z mojej perspektywy było warto. Kupiłem także dlatego, bo wierzę, że Schofield jest pasjonatem, który naprawdę chciał dobrze, ale musiał zmierzyć się z bezlitosną biurokracją dzisiejszej gierkowej rzeczywistości i to koreańskiego wydawcę obwiniam o ostateczny kształt tej produkcji. Może niektórzy nie wiedzą, ale KRAFTON chciał zrobić singlową opowiastkę w uniwersum PUBG, ale Schofield zdołał przekonać ich do swojego pomysłu (choć podpisując pakt z diabłem musiał liczyć się z tym, że ten będzie go trzymał krótko). Postanowiłem kupić, żeby wysłać sygnał, że gracze wciąż chcą takich czysto singlowych, wysokobudżetowych produkcji, a może, gdy sprzedaż będzie satysfakcjonująca, ekipa Striking Distance dostanie zielone światło i więcej swobody na zrobienie sequela. Używając kulinarnej przenośni - to naprawdę smaczne danie i choć zabrakło kilku przypraw, a miejscami jest niedogotowane to czuć tu przebłyski talentu kucharza i ma zadatki na Master Chefa, gdyby tylko ten cholerny Gordon Ramsay nie darł na niego ryja. Ocena gry 7,5/10
-
Platinum Club
The Callisto Protocol Platyna #141. Prosty zestaw, do zdobycia w trakcie jednego przejścia gry. Większoć fabularnych, kilka za banalne czynności, które najprawdopodobniej bezwiednie wykonacie w trakcie przechodzenia, a jedyne, które można przegapić to te za znalezienie wszystkich audiologów (zarówno rozsianych luzem, jak i wydłubywanych ze zwłok). Ja poradnika nie potrzebowałem, bo starałem się "lizać ściany" i jak na koniec się okazało - skutecznie, bo nic nie pominąłem. Jest też trofeum za przejście gry na najwyższym poziomie trudności - Maximum Security, który dostępny jest od samego początku, więc to na nim polecam od razu grać (tylko wtedy jest odpowiednie napięcie). Według save, przejście gry zajęło mi 12h30minut. Po przejściu gry dowiedziałem się także o exploicie związanym z tym trofeum, ale dla mnie granie w survival horrory na niższym niż maksymalnie dostępny mija się z celem, więc nawet nie wnikam w szczegóły. Trudność w zdobyciu platyny 3/10
-
Zakupy growe!
W oczekiwaniu na The Callisto Protocol (które już zdążyłem splatynować) wróciłem do Dead Space, tym razem na XBOXie. Co prawda jedynka nie dostała żadnych usprawnień, ale i tak jest ogromna frajda, że mogę graać w to na obecnej generacji, a na dodatek mogę pstrykać screenshoty, co zresztą czynię na potęgę Dwójka i trójka natomiast otrzymały boost do 60fps, więc stwierdziłem, że będę je sobie chciał powtórzyć z takim bajerem. Wczoraj z paczkomatu wyciągnąłem obydwie gierki, ale jest pewien problem, bo ludzie to straszne brudasy i niechluje. Obydwa pudełka w mniejszym lub większym stopniu są osmarkane, poniszczone, a że są to pudełka na wydania dwupłytowe (jedno z wkładką, drugie z dłuższym trzpieniem) to praktycznie nie mam możliwości znalezienia zastępstwa, bo nigdzie takowych nie ma Ech, ciężkie jest życie pedanta, ale jak wyciągnąłem moje starocie z PS3, żeby zrobić kolekcji DS "rodzinną fotkę" to one wciąż błyszczą nowością, mimo ogrywania na premierę, przemieszczania, używania...
-
PlayStation 5 - komentarze i inne rozmowy
Pojebało ich tam w tym Sony Czyli nie doczekam się kolejnej części z dorosłą Cassie
-
Days Gone
Nie "na 7", ale te 5 i 6/10 od gs i ign np to już było przegięcie pały, zwłaszcza jak się te teksty (które na miano recenzji nie zasługują) przeczytało.
-
Days Gone
Yup, ale kiedyś nie było tylu Julek, wysrywających swoje lewackie odchyły pod przykrywką recenzji w wielkich portalach, więc ma chłop rację i trzymam jego stronę. Zwłaszcza, że czytałem te paszkwile.
- Death Stranding
-
Resident Evil 3 Remake
I słusznie, bo nią nie była
-
Dead Space (Remake)
Wk#rwili mnie już samym początkiem - z Daniels zrobili pyskującą, strong-lesbian protagonist, a latynosa zastąpili czarną babą za sterami, ale oczywiście na akcję nie poszła i nie zginęła jak jej poprzednik na samym początku. Tylko Hammond mi pasuje, ale też nie wychodzi na takiego zimnego gnoja, bo mu dialogi zmienili i już nie beszta Kendry jak wcześniej, bo pewnie "mizoginia". No i na chuj ten Isaac się odzywa i wtrąca się do rozmowy dorosłych? W jedynce miało to fabularne uzasadnienie, dlaczego chłop nie gadał, przynajmniej pod koniec. Wygląda fajnie (choć faktycznie żadna rewelacja po Callisto) i jasne, że biorę na premierę, ale czuję, że fabularnie mi to zepsują.
-
The Callisto Protocol
- The Callisto Protocol
Dla mnie overall - jak najbardziej. Twórcy A Plague Tale nie nadymali się przed premierą, że to będzie "pierwsza gra AAAA", każdy spodziewał się podobnego poziomu, co spoczko jedynka, a gra bardzo miło zaskoczyła rozbudowaniem w wielu kwestiach, na koniec pozostawiając same miłe wspomnienia. Callisto to dobra gra, ale brak choćby takiego Chapter Select (który w Pladze jest), albo NG+ (które w Pladze jest), brak skipowania cut-scenek, że o masie innych niedociągnięć, braków, niedopatrzeń, dziwnych decyzji nie wspomnę, powoduje, że ogólnie na pewno oceniłbym tytuł Striking Distance niżej niż Requiem, a także umieściłbym niżej w moim rankingu gier 2022. Kiedyś będę miał więcej czasu to naskrobię reckę Callisto, żeby wyrzucić, co mi na wątrobie leży, ale widzę tu od cholery podobieństw do przypadku The Evil Within (też gierki w okolicach 7/10).- The Callisto Protocol
Jeszcze nie obejrzałem (i nie wiem, czy to uczynię), ale niekoniecznie zgadzam się z tytułem. Ile teraz ma Callisto (w wersj np PS5), 75? No to spoko średnia i mimo, że tytuł bardzo polubiłem i przeszedłem w weekend to mniej więcej właśnie na taką średnią zasłużył.- PlayStation 5 - komentarze i inne rozmowy
Nie no ale remake jedyneczki, taki wierny duchowi oryginału, to jak najbardziej. Wszystkie inne części są grywalne na w miarę współczesnych sprzętach, a jedynka wygląda jak sraka z tymi PSXowymi, pływającymi teksturami. Żeby chociaż remaster Twin Snakes był do ogrania na czymś innym niż Gamecube to nic bym nie mówił, ale w obecnej sytuacji taki remake to świetna wiadomość.- własnie ukonczyłem...
RECV to samo, podobnie jak Soul Calibur vs Soul Calibur 2 na PS2.- The Callisto Protocol
Ostatni boss padł, poziom Maximum Security, na liczniku save 12,5h, na konsoli nie wiem, gdzie sprawdzić Walka trochę frustrująca przez słabą mobilność Jacoba, ale z 15 prób i poszło. Zakończenie fajne, podobało mi się, choć motyw z mogli sobie darować, bo jest tak przeruchany, że śmieszy, zamiast straszyć. Potencjał na fajny sequel jest, na pewno grałbym. Platyna prostolinijna, wszystko do zrobienia w jednym przejściu, wystarczy zaglądać w każdy kąt (mi brakuje tylko trofeum za 5 perfekcyjnych uników, ale zaraz do roboty, więc po powrocie dobiję). Poradników do znajdziek nie potrzebowałem. Brakuje NG+, a już na pewno Chapter Select by się przydał, bo jakoś tak "łyso" jest po napisach końcowych. Brakowało mi też jakiegoś podsumowania, ekranu z rangą, liczbą zabitych stworków, naszych zgonów, poziomem trudności, czasem gry... No sprawia to wszystko wrażenie takiego kastrata trochę, jakby czasu nie starczyło na wiele rzeczy.- The Last of Us - HBO
Tia... Wszystko zajebiście, oprócz Ellie oczywiście, no i David się przewinął, ale jakiś krótko ścięty rudzielec, więc też chujowo.- The Callisto Protocol
Unik robi się TRZYMAJĄC gałkę na długo PRZED ciosem (czyli Jacob chodzi w bok), kiedy leci na Ciebie przeciwnik. Oczywiście można też wychylić ją na krótko w ostatniej chwili, robiąc tzw "perfect dodge" i cieszyć się efektownym slo-mo, ale rzadko kiedy wchodzi i za dużo z tym ryzyka, a korzyści praktycznie żadnych. Tak jak tutorial wyjaśnia - gałkę wychylamy w obydwu kierunkach naprzemiennie - jak zacząłeś od lewej to następny unik rób w prawo, bo inaczej zawalisz sekwencję (choć w Accessibilities można sobie ustawić tylko trzymanie w jedną stronę, a Jacob będzie gibał się w obydwie, ale to już zbytnie ułatwienie, bo nie jest to jakoś skomplikowane). Trzeba pamiętać, że przeciwnicy atakują kombinacjami - na początku są to dwa ciosy, po których mamy okienko na swój własny atak, później będą stworki uderzające 3-4 razy i dopiero wtedy możemy wyprowadzić swoje szlagi. Jak upierdolisz takiemu rączkę to już nie wali combosów i po jednym ciosie możesz wyjechać ze swoim (choć w ostatnim chapterze gry zdarzył mi się wyjątek). Kasę inwestować w podstawowy Hand Cannon (oprócz ostatniego upgrade'u), a przede wszystkim w pałę (oprócz środkowej ścieżki, związanej z blokowaniem - jak najszybciej odblokować skilla z upierdalaniem ręki blokującemu przeciwnikowi, dzięki czemu możemy dalej kontynuować combo), Skunk Gun i Tactical Pistol olać, czekać cierpliwie na Riot Shotgun, który dostajemy fabularnie i też go upgrade'ować prawie do końca (ostatnie skille w tych drzewkach rozwoju olać), no i oczywiście Assault Rifle - też upgrade'ować prawie do końca, a przed ostatnią walką narobić sobie pełne inventory ammo do tej broni (ale najpierw przeszukać do końca korytarz, bo sporo fantów przed ostatnim bossem jeszcze jest do znalezienia, zanim otworzymy drzwi). Ogólnie to całą grę na Maximum Security mógłbym przejść tylko z pierwszym pistoletem i dopiero na ostatnią walkę użyłbym Assault Rifle, no ale jak się dostaje Riot Guna gratis to żal nie korzystać. W RE2 po podstawowym pistolecie też znajdujesz pistolet, a po strzelbie - inną strzelbę. Różnią się statystykami. Faktem jest, że warto ulepszać tylko pierwszy pistolet i tylko fabularnie otrzymanego Shotguna, no ale bronie to w tej grze tylko dodatek do pały, bo tak jest tu walka skonstruowana - coś jak w Bloodborne, gdzie pistolet służył do stunowania, tak tutaj jest po prostu przedłużeniem combosa, tudzież "ciosem" kończącym takowego, jak trafimy w macki przemieniającego się potworka (w późniejszym etapie gry). Tak sobie developer wymyślił starcia i albo akceptujesz, że chcieli wprowadzić coś nowego, albo dalej będziesz porównywał do innych gier, w których się strzela.- własnie ukonczyłem...
Redemption to popłuczyny, ale HEADHUNTER to dla mnie jedna z wizytówek tej konsoli (obok Soul Calibur, Sonic Adventures, RECV, MSR, Crazy Taxi i Jet Set Radio). Dla mnie to praktycznie EX, jak RECV, bo wersje na PS2 chodziły w niższej rozdzielczości i ogólnie DC było najlepszą platformą do grania w te tytuły. Mocno polecam, bo przygody Pana Wade'a to był mocny strzał w pysk dla młodego Wrednego, który dopiero przesiadł się z Szaraka. Wielkie miasto, wyglądające jak życie, strzelanie zajebistym twardzielem, motorek i te wiadomości rodem z RoboCopa - zajebista gierka- The Callisto Protocol
Tak teraz niestety wygląda ta yebana branża - testerów się chyba nie zatrudnia, bo skoro ludzie dają darmowy feedback na redditach itp to po co tracić dodatkową kasę W przypadku tego tytułu jest mi jednak bardzo szkoda zaistniałej sytuacji, bo im dalej tym lepiej i TOWER to yebaniutki majstersztyk jest - zarówno pod względem designu, jak i KLIMATU A jeszcze jak wjeżdża ten motyw muzyczny rodem z "Sicario" Trochę mi to przypomina Star Wars Jedi Fallen Order - tam też była super gierka, ale wyraźnie brakowało szlifów i czuć było poganianie Respawn przez EA - tutaj też na bank Krafton siedział im nad głowami z batem.- PlayStation 5 - komentarze i inne rozmowy
O kilku już pisałem - Sword and Fairy Together Forever czy Porject:The Perceiver, które zapowiada się na chińskie Sekiro. Od paru dni tak mam i dopiero jak screena ręcznie w wiadomości gdzieś prześlę to pojawia się na apce - problem raczej po stronie uploadu konsoli niż apki samej w sobie, bo wciąż te strzałki na zrzutach widnieją, że próbuje załadować.- The Callisto Protocol
Tiaaaa... Są jeszcze tacy, co chcą mieć platynę za wszelką cenę, więc na pewno skorzystają. Mam nadzieję, że to szybko spaczują, choć wersję pudełkową zawsze będzie można odpalić bez patcha W każdym razie Maximum Security nie jest jakoś specjalnie trudny - jasne, często się ginie, bo przeciwnicy zaskakują, ale jak już się wie, skąd wylezą to można sobie plan w głowie ułożyć i zrealizować go za następną próbą. Wyjątkiem są oczywiście sekcje z odpieraniem fal, bo to zawsze jest random i będzie kilka powtórzeń. - The Callisto Protocol