Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
-
Silnik forum 3.0
Czy da się coś zrobić z ukrywaniem spoilerów na telefonie? Zaraz od klikania w nieprzeczytana zawartość przeczytam całą fabułę Clair..., bo na telefonie widać spoilery.
-
Zakupy growe!
Jeden run to jakieś 40-60 minut, sprawy do rozwiązania i inne parametry się losują, spełnienie kolejnych warunków odblokowuje kolejne sprawy i elementy (dajmy na to jeżeli 5 razy przejdzie się grę i 5 razy nie uda się jej przejść, to odblokowują się z racji każdego z przejść i "nieprzejść" elementy do kolejnych runów). Niektóre rzeczy wpadają same i dosyć łatwo (w scenariuszu X zabij bossa), inne wymagają nieco kombinacji. Fajna gierka - a przynajmniej tak było ponad rok temu jak grałem - ale z czasem odblokowuje się mało nowego contentu i runy są zbyt podobne, może od tego czasu autor pododawał nowe sprawy itp., bo coś takiego zapowiadał.
-
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
Unoficiall Path poprawiajacy masę baboli w oryginalnym Oblivionie dostał też wersję pod remaster: https://www.nexusmods.com/oblivionremastered/mods/477
-
własnie ukonczyłem...
Jeżeli ktoś powiedziałby mi z 15 lat temu, że będzie takie Final Fantasy z głównej serii, gdzie walki wygrywa się mashując kwadrat, a po prawej stronie ekranu wyskakuje coś na kształt punktów za styl, to powiedziałbym mu, żeby przestał jarać to gówno. Świat jednak poszedł do przodu, a Final Fantasy XVI jest w gruncie rzeczy pod kątem systemu slasherem. Nie żebym miał problem z samym tym faktem. Problemy mam z innymi, ale po kolei. Na poziomie historii rzecz mocno wali na początku (może inne numerowane Finale też się już "uzachadniały", nie wiem, ostatnia numerowana część w którą grałem to dziesiątka) fantasy spod znaku Gry o Tron. Nawet mamy wilkora, przerośniętego gościa opóźnionego w rozwoju (tylko mówi trochę więcej, niż "Hodor") i bardzo brutalne zawiązanie akcji z tożsamością prowodyra wydarzeń w trakcie prologu-retrospekcji, który przywodzi właśnie na myśl sagę Martina. Gramy sobie Clive'm, który zaczyna jako kukła bez charakteru, by z czasem się nim wypełnić, aby pokonać złego boga i zakończyć nierówności społeczne - znaczy się do końca pozostaje prostolinijnym dobrym chłopem, ale ciągle to lepsze od grania zjebem pokroju Tidusa. Ogólnie na poziomie fabuły jest okej, ale wady widać gołym okiem. Przede wszystkim gra ma problemy z kreowaniem antagonistów - z tych ludzkich dopiero Spoiler Barnabas wypada przekonująco i pierwsze bezpośrednie spotkanie z nim powinno odbyć się tak góra w dziesiątej godzinie zabawy, a nie, gdy historia zmierza już ku zamknięciu. Reszta ludzkich adwersarzy to zmarnowany potencjał, a najwięcej czasu z nich wszystkich dostaje w ogóle typ, którego od seby z siłowni różni tylko posiadanie zaklętego w sobie Eikona. O tych ostatnich za chwilę. Do pewnego momentu zadania poboczne też są bardzo słabe i komicznie wręcz eksploatują Clive'a jako "przynieś-podaj-pozamiataj". Zanim następują pewne wydarzenia, które zmieniają nieco zakres obowiązków Clive'a (żeby nie spoilerować), to tylko dwa zadania poboczne się do czegoś nadawały ("Zabaweczka" i to z tresowanym wilkiem). Nie kupowałem również konstrukcji świata, gdzie ludzie obdarzeni magicznymi mocami są najniższym sortem i ani razu w grze nie pada nawet zdanie o tym, że jakiś dręczony Janusz w końcu podpalił fireballami swojego pana. W jednym z subquestów niby zdobywamy książkę o zniewoleniu "nosicieli", ale nie poznajemy niestety zawartych w niej tez. Szczęśliwie jednak od pewnego zwrotu akcji jakoś w jednej trzeciej gry historia nabiera rumieńców - nie to, że robi się jakaś specjalna, bo to zaskakująco bezpieczne generyczne fantasy, ale jednak robi się po prostu ciekawiej. Na pewno pomagają fajnie napisani kumple głównego bohatera i kilka motywów związanych za antagonistą (ten natomiast pod kątem designu i tego jak gada jest aż za bardzo jRPGowy), choć brakowało mi tu jakiejś większej bomby. Nieco bawiły wrzuty o wolnej woli, miałem wrażenie, jakby ktoś ze scenarzystów zaczął czytać opowiadania Thomasa Ligottiego i bardzo przestraszył się tego, co tam znalazł. Przynajmniej subquesty robią się znacznie ciekawsze, a gra pozwala sobie odpiąć wrotki w najbardziej charakterystycznym dla siebie motywie. Chodzi o wspomniane Eikony - tak się składa, że w tym FF summony są "zaklęte" w niektórych ludzi od urodzenia, a jak już się uwalniają to... dostajemy bitki gigantycznych bestii ze scenami-cytatami zarówno z filmów o Godzilli, jak i Dragon Balla. Zajebiste To jak z gameplayem? Fundamenty systemu są solidne - gra ma dobrą "fizykę" i pomyślane elementy związane z unikaniem/stunowaniem/dobijaniem. Tyle, że poza siekaniem przez te kilkadziesiąt godzin nie robimy absolutnie niczego innego. Żadnego zarządzania drużyną, żadnego dobierania czarów, po prostu Clive napierdala z mieczem do przodu i masakruje wszystko i wszystkich kombinacją kwadrat-kwadrat-kwadrat-kwadrat albo ewentualnie kwadrat-kwadrat-kwadrat-trójkąt-kwadrat. Repertuar standardowych ruchów jest dosyć ubogi, a my przez całą grę mamy jedną broń o takim samym movesecie i bez żadnych praktycznie combosów. Już dwadzieścia lat przed premierą FF XVI twórcy slasherów wiedzieli, że w znacznie krótszych przecież grach, aby uniknąć uczucia znudzenia, należy dać bohaterowi różne kombinacje (już mniejsza czy mieszanie lekkiego i ciężkiego ataku czy może oparcie o timingu jak w DMC) i bronie. Tutaj tego nie ma. Ten sam combos z początku gry będzie z Wami także po 40 godzinach. W teorii znużeniu powinny zapobiegać Eikony-summony, które z czasem zyskujemy i zmieniają dostępne ataki specjalne oraz ruch przypisany do kółka na padzie. Tyle tylko, że te ataki specjalne w sumie nie różnią się w praktyce jakoś bardzo, więc po prostu dobieramy sobie je na zasadzie obrażenia/stun/zasięg. Żadnych synergii i słabości przeciwników lub rzeczy w tym rodzaju. Eikonów na raz możemy mieć maksymalnie trzy, a w grze łącznie dostajemy sześć możliwych skillów pod kółkiem - te trzy, które mamy wyposażone przełączamy na L2. I nie rozumiem tego za cholerę - ta gra naprawdę nie ma takiego skomplikowanego sterowania, żeby nie upchać wszystkich zyskiwanych skillów (z tych przypisanych do kółka, nie ataków specjalnych pod R2) jako aktywnych, zamiast wymuszać dostęp jedynie do trzech i to przełączanych. Przykładowo magiczną łapę można podrzucić pod i tak bezużyteczny przycisk lockowania na przeciwniku, pioruny Ramuha pod R3, tarczę aktywować po dłuższym przytrzymaniu uniku itp. Ale nie, te nie tak duże w sumie elementy różnicujące gameplay i tak będą ograniczone do maksymalnie trzech naraz. Ale nie musicie przejmować się tym, które trzy zestawy wyposażyć. Gra jest po prostu cholernie łatwa i praktycznie nie da się tutaj zginąć. Nieważne czy robicie totalnie korytarzowe misje główne, włóczycie się po nudnawych otwartych połaciach w ramach celów pobocznych czy może walczycie z ostatnim bossem, rzadko nawet musicie patrzeć na ekran. I to w trybie akcji, nie chcę nawet myśleć o tym fabularnym. Całość prezentuje się natomiast bardzo ładnie, efektownie wypada w cutscenkach (i QTE - coś mówiłem o tym, że nie uwierzyłbym w takie Final Fantasy 15 lat temu?) i solidnie brzmi. Co ciekawe, najbardziej podobał mi się kawałek pasujący do reszty soundtracku jak pięść do nosa. Podczas walki z Spoiler ostatnią formą Tytana nagle wlatują gitary, skrecze i przetworzone wokale. Brzmi to jak z Yakuzy. I brzmi elegancko. Dużo tutaj narzekałem, bo i na tym tytule nieco się zawiodłem - cieszę się, że dostałem go jako prezent na święta, bo byłoby mi ciut smutno, gdybym zabulił za niego pełną cenę jak przez chwilę planowałem. Ostatecznie jednak bawiłem się nieźle, z rzadka czułem magię Finali i jako tako nie mam problemu z innym podejściem do walki czy mocno przesiąkniętym zachodnim podejściem światem i fabułą. To jest dobra - i tylko dobra - gra. A mogłaby być czymś znacznie więcej, gdyby ktoś nie bał się podkręcić fabuły i przede wszystkim porządnie przemyślał system.
-
GOG.COM - Preservation Program
Wyszła już dawno temu.
-
Predator Cinematic Universe
Wygląda jak film, który był napisany w oderwaniu od uniwersum i na końcu ktoś wpadł na pomysł, żeby to jakoś spiąć z Predatorem.
-
The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered
Tak, TES VI.
- Clair Obscur: Expedition 33
-
Xbox Series - komentarze i inne rozmowy
Do Morrowinda wracałem z 2-3 lata temu i to gra, która wymagałaby większego przebudowania, niż Oblivion. Niemniej bym się jarał, bo uwielbiam wyjątkowy klimat tej gry. Gameplay obecnie już niekoniecznie.
-
PSX not dead!
Fajna gierka, szkoda, że podobno kontynuacja na PS2 była znacznie słabsza.
-
Star Wars Zero Company
Dalej mało co wiadomo - może poza faktem, że raczej będą postacie z jakimiś charakterami, a nie wymienialne co misję pionki - ale ja tam czuję lekkie zainteresowanie.
-
Blades of Fire
Ale prima aprilis już było.
-
Właśnie zacząłem...
Też mam na ten rok zaplanowane ponowne przejście DMC V i Ninja Gaiden 2. Nie ma miękkiej gry.
-
własnie ukonczyłem...
Co prawda Switcha mam dla innych gier, ale uznałem, że pyknę sobie w Super Mario Odyssey. Ostatni Marian 3D, w którego grałem, to był Super Mario 64 na emulatorze w czasach podstawówkowo-gimnazjalnych, więc podchodziłem do Odysei bez żadnych obrazków w głowie - zwłaszcza, że w czyste platformery gram stosunkowo mało. No i wyszło na to, że bawiłem się nieźle, rozumiem czemu ludzie tak ten tytuł komplementowali i jednocześnie kolejne Mario 3D też nie będzie dla mnie jakimś szczególnym motywatorem do zakupu Switcha 2. Ogra się je tam przy okazji, jak już kupię ten system dla ciekawszych dla mnie exów. No ale skupmy się na przygodach hydraulika, tym razem wspomaganego magiczną czapką dającą mu niepokojącą lekko jak na tytuł w tej stylistyce umiejętnością do opętania innych istot. Marian goniąc za Bowserem i księżniczką będzie musiał zwiedzić szereg krain, a jego statek pozwalający mu się między nimi przemieszczać zasilają księżyce. Księżyce te leżą sobie w poszczególnych krainach i różnią się stopniem dostępności - niektóre wymagają dosłownie jednego skoku czy zbicia jakiegoś pudła, inne poukrywane są za większymi wyzwaniami czy minigierkami. Ogólnie zabawa zarzuca haczyk na gracza w postaci ciągłej niemalże gratyfikacji - momenty, kiedy księżyc nie wpada co 2 minuty, za co zostajemy nagrodzeni niepomijalną niestety animacją, należą do rzadkości. Nie kryje się za tym zazwyczaj jakakolwiek trudność - łazimy, skaczemy, rzucamy czapką i zbieramy nagrody. Na swój sposób fajno. Ogólnie tytuł należy do - niespodzianka - dosyć prostych, co samo w sobie nie jest zarzutem. Dzięki temu relaksuje i dobrze siada na krótkie posiedzenia. Przynajmniej ja najlepiej bawiłem się odpalając Odyseję na dwie posiadówy po pół godziny w ciągu dnia. Gra też bardzo sprawnie urozmaica swoją formułę - poza zwiedzaniem świata w standardowy sposób mamy też sekcje w 2D, czasówki, minigierki, sekwencje, kiedy poruszamy się opętanym stworkiem i w związku z tym zmienia się sposób interakcji ze światem (a więc np. sekcje platformowe dostają nowego twistu) czy toczymy sympatyczne walki z bossami. Naprawdę, to tytuł zaprojektowany z dużą dozą kreatywności i dający przez to radość z grania. Tylko to po prostu nie mój typ gry - bawiłem się całkiem całkiem, doceniam wiele rzeczy, ale w ogóle nie mam weny na zbieranie kolejnych księżyców i odblokowywanie post game. Jeżeli chociaż wszystkie byłyby dostępne do zebrania od razu, to może spędzałbym na kolejnych mapach więcej czasu. Tak się jednak nie dzieje i dopiero po przejściu "normalnej" gry odblokowują się kolejne księżyce do zebrania na poprzednich mapach, więc trzeba na nie wracać. W tym momencie stwierdziłem, że wystarczy, po prostu nie chce mi się poświęcać temu tytułowi więcej czasu. To dobra gra, którą mogę śmiało polecić - a już szczególnie, jeżeli szukacie przy okazji uroczej i stosunkowo łatwej gierki dla domownika dopiero wchodzącego do gier. Na pewno osoby lubiące platformówki, a szczególnie związane z wyczilowanym zbieractwem, będą bawić się tutaj doskonale. Gdyby ten tytuł trafił do mnie w czasach, kiedy jako mały szczyl byłem zakochany w Spyro, to pewnie zostałbym fanem hydraulika. Tyle, że trafił do mnie w czasie, kiedy mój giereczkowy gust ukształtował się już w totalnie inną stronę.
-
Indyki & ukryte perełki, które warto znać
NEKOMIMI DESTRUCTION na SteamNEKOMIMI DESTRUCTION na SteamThe main character is an extraordinary transfer student! A 3D action game in which a martial arts schoolgirl goes on a rampage at school! Anyway, beat them all up!Odważne to Sifu 2
-
eShop - małe gry, VC, ciekawe promocje itd.
Tails mnie przynudzało i skończyłem trochę na siłę, Prodeus jest spoko gierką, ale niczym wybitnym (cierpi przez zbyt niski poziom trudności),Tunic kiedyś nie skończyłem przez tzw. sprawy losowe, ale doszedłem jakoś do połowy i gierka fajna, aczkolwiek jeżeli Death's Door był dla Ciebie zbyt monotonny pod kątem formuły, to tu będzie prawdopodobnie tak samo.
-
CRONOS: The New Dawn
To mi się podoba, o to chodzi. No i już na trailerze widać, że broń ma moc jak trzeba.
-
Seria Megami Tensei
Okej, to się nie zrozumieliśmy :) Miałem na myśli ponowne użycie systemu z jedynki, w dwójkę nie grałem i poczekam z nią pewnie aż też dostanie remake na modłę jedynki.
-
Seria Megami Tensei
Prawdę mówiąc, mimo mojej sympatii do oryginału, to wolę zaniżony poziom trudności, niż ponowne młócenie systemem podobnym do tego z wersji na PS2.
-
Indyki & ukryte perełki, które warto znać
Elegancko wygląda, mocny duch GBA.
-
- Indyki & ukryte perełki, które warto znać
Wchodzi do EA latem. Slasher skrzyżowany z roguelite, ślicznie to wygląda.- Commandos: Origins
Prequel, zupełnie nowe misje i fabuła przed "jedynką".- NETFLIX
Nie domęczyłem tego nawet do końca.- własnie ukonczyłem...
Przeszedłem sobie Animal Well. W tym sensie, że doszedłem do napisów końcowych - mógłbym co prawda zbierać dalej rozmaite artefakty w celu odkrycia true endingu i nie wykluczam, że w taki sposób sobie będę po drodze dziubał między kolejnymi grami, ale na ten moment się nasyciłem. Nie przesyciłem, nasyciłem, bo to doskonała gra jest. Nietypowa w wielu aspektach, a jednocześnie zaskakująco przystępna i przy tym wszystkim niezwykle satysfakcjonująca, gdy rozwiązuje się kolejne, w zasadzie dosyć proste, łamigłówki. Po prostu czuję, że już teraz grając dalej i dalej, mógłbym się aż za bardzo napchać zawartością. Trafiamy do tytułowej zwierzęcej studni jako... coś, a następnie przez nią wędrujemy, napotykając przeróżnie nastawionych do nas mieszkańców. Część nas zignoruje, kilkoma wspomożemy się przy eksploracji, a niektórzy bez większego żalu nas załatwią. Dziwaczny ekosystem studni, do tego podany w oryginalnej oprawie i przy minimalistycznym udźwiękowieniu, robi spore wrażenie i świetnie spina się z gameplayową formułą. Tę można opisać jako metroidvanię, tyle, że mającą z gatunkiem wspólny głównie nacisk na eksplorację, sporą mapę i zdobywanie kolejnych przedmiotów poszerzających nasze zdolności. Brak tu na przykład jakiejkolwiek walki - czasem co prawda rozwiążemy problem natrętów odstraszając ich petardami czy wciągając w pułapkę, ale nasz coś jest totalnie bezbronny. Również same wyzwania nie opierają się na naszej zręczności - a przynajmniej w stosunkowo małym stopniu, na palcach jednej ręki jestem w stanie wskazać miejsca, które mnie bardziej zaangażowały pod kątem szybkiego przebierania palcami - a na pomyśle na eksplorację. Pomieszczenia bowiem kryją nie tylko kolejne korytarze i platformy do przeskoczenia, ale przede wszystkim proste zagadki środowiskowe. Z tego tytułu nigdy się nie zatniemy, ale jednocześnie co chwilę jesteśmy nagradzani satysfakcją po wykminieniu jak się gdzieś dostać, w jakiej kolejności coś zrobić czy wymyśleniu jak użyć naszego ekwipunku. Tak się bowiem składa, że prawie każdy z odblokowywanych przedmiotów ma kilka zastosowań, a niektóre odkrywamy dopiero rozpracowując jakąś zagadkę. Animal Well doskonale gra motywem wrzucenia gracza bez tłumaczenia do obcego świata, a równocześnie jest niezmiernie miodne i po prostu oryginalne. Od oprawy, przez pomysł na rozgrywkę po specyficzną mieszaninę uroku i mroku w kolejnych pomieszczeniach. Gra wspaniała i zasługująca na wszystkie zbierane pochwały. - Indyki & ukryte perełki, które warto znać