Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Black Mesa (Steam Deck) - o ile Half Life 2 to dla mnie życiowa topka, o tyle w pierwszą część nie grałem nigdy. I po nabyciu SD, z racji tego że wiele dobrego o Black Mesa było pisane, spróbowałem sam.

Powiem tak, gdyby nie aspekt nostalgiczny, Gravity Gun i kilka rzeczy to obie gry ustawiłbym w jednym rzędzie. W trakcie napisów końcowych powiedziałem do siebie "ja pierdole, ale gierka".

Aż śmieszne jest, że w momencie gdy na forumku spieramy się o to czy ta czy tamta gra lepsza, ten fanowski chyba z początku Remake zamiata większość dzisiejszych gier. Oczywiście nie grafiką, choć ta ma swoje momenty.

Zamiata klimatem, mamy tu etapy spokojne gdzie przemierzamy laboratoria itp często w ciszy bez muzyki. Mamy etapy gdzie jest typowa wymiana ognia oraz nawet sekcje platformowe. A to wszystko skąpane w zagadkach środowiskowych i logicznych. Gra nie traktuje nas jak idiotów, nie prowadzi za rączkę. Sami musimy niejednokrotnie odkryć jakiś przesmyk, jakiś przełącznik.

A ile to daje radochy ;) i te momenty gdy załącza się jakaś muzyczka, no poezja.

 

Oczywiście, tak jak pisałem grafika to poziom Half Life 2, ale no niektóre etapy są prześliczne (Xen<3). One przede wszystkim stoją klimatem.

Strzelanie też może dziś odrzucić, albo się to zaakceptuje albo nie. Ale arsenał jest pokaźny.

 

Ponad 20h zajęła mi ta podróż, nieraz nawet myślałem że niektóre sekwencje ciągną się zbyt długo, czasem życia miałem mało i frustrowałem się czy dam radę dalej. A potem udawało się przetrwać, znaleźć przejście i satysfakcja była ogromna ;)

Kurde no genialna jest to gra, nieskażona dzisiejszym guwnem (współczesny FPS bez rozwijania postaci/broni?)

Polecam mocnoo 9+/10

Edytowane przez drozdu7
  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Wredny napisał:

Zmianę w WW tłumaczono postępem czasów i sukcesem God of War.
Pamiętam, że też średnio mi się to podobało i miałem żal do twórców o tę mroczną zmianę - zdecydowanie wolałem baśniowe Piaski Czasu.

God of War wyszedł po WW ;) Wtedy była moda na bardziej mroczne/edge'y klimaty, Jak II czy Tony Hawki też poszły w tą stronę.

Mi też WW najbardziej przypasował i jak ogrywałem ponownie przy kolekcję na PS3 to z miłą chęcią kończyłem, SoT też ale Two Thrones odpuściłem po 20 minutach.

Odnośnik do komentarza
22 minuty temu, drozdu7 napisał:

Black Mesa (Steam Deck) - o ile Half Life 2 to dla mnie życiowa topka, o tyle w pierwszą część nie grałem nigdy. I po nabyciu SD, z racji tego że wiele dobrego o Black Mesa było pisane, spróbowałem sam.

Powiem tak, gdyby nie aspekt nostalgiczny, Gravity Gun i kilka rzeczy to obie gry ustawiłbym w jednym rzędzie. W trakcie napisów końcowych powiedziałem do siebie "ja pierdole, ale gierka".

Aż śmieszne jest, że w momencie gdy na forumku spieramy się o to czy ta czy tamta gra lepsza, ten fanowski chyba z początku Remake zamiata większość dzisiejszych gier. Oczywiście nie grafiką, choć ta ma swoje momenty.

Zamiata klimatem, mamy tu etapy spokojne gdzie przemierzamy laboratoria itp często w ciszy bez muzyki. Mamy etapy gdzie jest typowa wymiana ognia oraz nawet sekcje platformowe. A to wszystko skąpane w zagadkach środowiskowych i logicznych. Gra nie traktuje nas jak idiotów, nie prowadzi za rączkę. Sami musimy niejednokrotnie odkryć jakiś przesmyk, jakiś przełącznik.

A ile to daje radochy ;) i te momenty gdy załącza się jakaś muzyczka, no poezja.

 

Oczywiście, tak jak pisałem grafika to poziom Half Life 2, ale no niektóre etapy są prześliczne (Xen<3). One przede wszystkim stoją klimatem.

Strzelanie też może dziś odrzucić, albo się to zaakceptuje albo nie. Ale arsenał jest pokaźny.

 

Ponad 20h zajęła mi ta podróż, nieraz nawet myślałem że niektóre sekwencje ciągną się zbyt długo, czasem życia miałem mało i frustrowałem się czy dam radę dalej. A potem udawało się przetrwać, znaleźć przejście i satysfakcja była ogromna ;)

Kurde no genialna jest to gra, nieskażona dzisiejszym guwnem (współczesny FPS bez rozwijania postaci/broni?)

Polecam mocnoo 9+/10

No ja bez nostalgii do hl zdecydowanie stawiam jedynke/black mese nad dwójke. Tajna baza na środku pustyni z ufolami> jakieś lasy i jazda samochodzikiem

  • This 2
Odnośnik do komentarza

WW lubię najbardziej z trylogii, do tego fajnie wpleciona w grę struktura metroidvanii z odblokowywaniem kolejnych mieczy/mocy i skokami w czasie, żeby odkryć kolejne miejsca w zamku. Najlepiej się też dla mnie z całej trylogii zestarzała. Wersja z 2008 mi w ogóle nie podeszła, Forgotten Sands ciągle nie nadrobiłem.

Odnośnik do komentarza

Nie no, jak na budżet i oczekiwania, to na pewno Warrior Within było uważane za rozczarowanie przez większość.

 

Sporo tego co ludzie lubili w Sands of Time stracono. Wyrafinowane (stosunkowo...) zagadki i platformowanie. Gra zamiast dobudować i naprawić, to trochę dodała, trochę zabrała, i nadal nie była wystarczająco dopracowana (kurde, nawet ta wasza grafika i brak glitchy i te wszystkie technikalia wypadały w większości słabiej, niż w poprzedniku). 

 

Nastawienie na walkę było średnio przyjęte, ja osobiście też to rozumiem bo te walki w Sandsach były niewyobrażalnie nudne (i wiele osób tak uważało już wtedy), a w WW jest nie tak wiele lepiej, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, za to jest ich WIĘCEJ, a mniej tego co było najciekawsze i najbardziej się wyróżniało w Sandsach. 

 

"Dobre oceny" to względna sprawa. Ósemki to jak na skalę oczekiwań nic tak dobrego. Wiadomo jak działają recenzje, nikt nie chce się wychylać, każda oczekiwana gra ma ogromne fory. Jak np. z Last of Us 2, wiele recenzji było takich, że autor pisze cały czas jak to "nie ma już magii" i "rozczarowanie", a potem na koniec tekstu ocena: 9/10 lol.

Odnośnik do komentarza

Warrior within robił dla mnie robotę również muzyką. Byl metal od godsmacka ale też fajnie stonowana gitara przy walkach i charakterystyczne plumkanie w klimatach Persii jak byly elementy platformowe.

 

Peany dla mnie uzasadnione i karny kutach sla ubi, że pociągnęło tematu.

Odnośnik do komentarza

Ostatnio padło 9 Years of Shadows - kawał rzetelnie zrealizowanej metroidvanii, którą da się spokojnie przejść poniżej 10 godzin. Uważam to za zaletę, bo nie jest sztucznie rozwleczona, a jednocześnie nie kończy się, zanim się dobrze zacznie - dla mnie to optymalny czas na grę tego typu (z chlubnymi wyjątkami). Zarys przedstawia się następująco - na skutek potężnej klątwy kolor zniknął ze świata i ogólnie zaczęło się źle dziać. Bohaterka wyrusza do zamku, gdzie rzucono wspomniane zaklęcie, aby je odkręcić. Tak się jednak składa, że już na początku wyjaśnia ją potężny demon, a przed śmiercią ratuje ożywiony... pluszowy miś. Apino, bo tak mu na imię, skrywa w sobie moc, na którą chrapkę ma sporo indywiduów, a dla bohaterki stanowi jedyną szansę na przetrwanie.

 

Miś bowiem generuje energię, która robi za tarczę dla głównej bohaterki. Po jej zbiciu pada od pojedynczych ciosów, a więc w gestii gracza jest utrzymywać ją na właściwym poziomie. Sęk jednak w tym, że przy części walk musimy używać pocisków (zwłaszcza z bossami), które czerpią z tej samej puli energii - tym samym trzeba poświęcać pasek ochrony, aby ranić niektórych przeciwników lub otworzyć sobie drogę do zadawania obrażeń. Możemy jednak łatwo regenerować tę energię, a dosyć szybko dostajemy moc, która działa trochę jak aktywne przeładowanie w Gearsach - tuż po zużyciu paska wciskając trigger w odpowiednim momencie odzyskujemy sporą jego część. To chyba jedyne oryginalne rozwiązanie w omawianej grze.

 

Nie jest to jednak wada - to naprawdę dobrze zrobiona i przemyślana gra, która wie, czego chce. Rzecz prezentuje się dobrze (audio nawet bardzo dobrze), poruszanie się i walka są płynne, a eksploracja przemyślana. Nie jest to gra w jakiejś dziedzinie wybitna, ale sprawnie realizuje schematy metroidvanii i wciąga, a to najważniejsze. Mogę z czystym sumieniem polecić, jeśli macie ochotę popykać w coś z tego gatunku. Grałem na PC.

 

 

 

  • Plusik 4
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Super Mario Bros. 3 (GBA/Switch)

 

Tym razem zamiast oryginału skusiłem się na podkręcony port na GBA. Jednym z powodów jest to, że dawno temu bardzo chciałem kupić tę wersję i ograć ją prawilnie na Gejmboju, ale przegapiłem "okienko" cenowe, a później ceny oryginałów wystrzeliły w kosmos, a dostępność spadła. No to mówi się trudno i gra na Switchu.

 

Trzeci SMB, uważany przez wielu za szczytowe osiągnięcie serii, a już na pewno jeśli chodzi o trylogię z NESa (później ukazała się wersja na SNESa, a na koniec wyżej wymieniona), mnie osobiście trochę zawiódł. Mimo, że mówimy tu o gierce sprzed ponad 30 lat, to "hype" miałem całkiem spory, właśnie z racji na wszechobecne peany pochwalne. Po dwójce, która, jak już tu kiedyś pisałem, nie była tym prawdziwym Mario, tym bardziej cieszyłem się na myśl o powrocie do tradycyjnej, choć stuningowanej formuły. Okazało się jednak, że trójka trochę mnie zmęczyła. Przede wszystkim byłem mocno zaskoczony tym, jak długa to przygoda (licząc oczywiście powtórki, spędziłem z nią prawie 10h!). Niestety, późniejsze poziomy mają sporo przegiętych motywów i bez quicksave'a raczej bym odpuścił (swoją drogą, wersja na GBA ma też opcję save, nie wiem, jak na NESie). Absurdalnym patentem jest dla mnie to, że zgon całkiem wywala nas z levelu, i nie dość, że musimy go rozpoczynać od samego początku (nawet w prequelach były checkpointy), to jeszcze w niektórych przypadkach jesteśmy przesuwani na mapie świata w jakieś inne miejsce, co poza złośliwością twórców nie ma żadnego sensownego uzasadnienia (ot musimy po prostu od nowa przejść do interesującego nas miejsca). Także tutaj regres.

Gdzie natomiast są postępy? Przede wszystkim w oprawie, która już na NESie wypadła całkiem spoko, natomiast w remake'u jest jeszcze parę poziomów wyżej, głównie za sprawą użytej palety kolorów. No i Marian mówi! Co prawda ma dosyć wąski zestaw tekstów, które rzucane co chwilę (przy znajdźkach chociażby) mogą w pewnym momencie nudzić/drażnić, ale to i tak fajny patent.

 

Na plus zaliczam też mimo wszystko rozbudowanie i dużą jak na serię różnorodność gameplay'ową. Levele są ciekawie zaprojektowane, choć raczej dosyć krótkie (stąd zapewne wywindowany poziom trudności). Co jakiś czas mamy do czynienia z jakimś nowym patentem na rozgrywkę, więc nudy raczej nie ma. Ciekawie jest też w temacie power-upów: jest ich sporo (na czele z debiutującym w serii, a obecnie kultowym w pewnych kręgach strojem szopa) i obdarzają Mariana ciekawymi umiejętnościami, choć w praktyce i tak największą ich zaletą jest zwiększenie jego odporności.

Gra jest trudna w sensie typowo platformówkowym, ale potrafi też "zagiąć" przez swój zamotany level design i momentami po prostu nie wiedziałem, co mam robić, by iść dalej. Ot np. w pewnym momencie musimy unieść się wysoko ponad widoczną planszę, co wymaga posiadania odpowiedniego power upu i maksymalnego rozpędzenia się (co zapewnia możliwość latania, a nie tylko powolnego opadania). Ale na górze okazuje się, że potrzebujemy jeszcze skorupy żółwia, żeby móc przejść dalej. No w każdym razie łatwo nie jest.

Co poza tym? Muzyczka, niestety tradycyjnie dla starych części serii, jest bardzo powtarzalna, główne motywy są chyba ze trzy, co jest aż śmieszne przy takiej liczbie światów i poziomów. Obecność mini gierek w sumie szybko robi się obojętna. Idea mapy świata pewnie zrobiła kiedyś wrażenie, ale tak na dobrą sprawę nie wprowadza w praktyce prawie nic ważnego, bo i tak w większości przypadków musimy zaliczać poziomy w liniowej kolejności.

 

SMB3 oczywiście należy znać, a jej "zasług" nie sposób podważać, natomiast nie byłem nią specjalnie zachwycony, a momentami chciałem, żeby się już kończyła. Cóż, tak to bywa z retro. Koniec końców, to nadal klasyczny Mario: przyjemna, klimatyczna platformówka bez przesadnych udziwnień i rozmywania fundamentów gatunku. Skakanie (choć z nieodłącznym poślizgiem i rozpędem) po prostu cieszy.

 

1.jpg.87c54cdf48e88d6ae5b04af1e0fbe873.jpg

 

2.jpg.4639f61672c23c84e586411ca571056b.jpg

 

3.jpg.fc3a4f332e6e949238333f42b5883aeb.jpg

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 7
Odnośnik do komentarza

Wczoraj padł krótki indyk zrobiony przez jednego ziomka, to jest Axiom of Maria. Jest to prolog do większej całości, który od razu miałem na oku - wyglądało na solidnego slashera, a, że rzecz była tania (kupiłem za jakieś 3 dychy w dniu premiery), to uznałem, że trzeba wspierać koreański gamedev w bliskich mi gatunkach. Czy było warto? Cóż...

 

Sam setting to fajnie zrobiony cyberpunk - fabuła co prawda zasypuje milionem nazw i odniesień do wydarzeń, które na początku (a czasem i po zakończeniu) mało mówią, ale sama lokacja eksplorowana w grze to kawał dobrego (wizualnie, o gameplayu później) game designu dobrze korzystająca ze sztafażu dawanego przez setting (chociażby otoczenie produkowane przez oszalałe AI, które za pomocą drukarek 3D przekształca opustoszały budynek w... coś ciekawego). W ramach gry kierujemy wyposażoną w ninjowatą nanozbroję Kay, której towarzyszy sprzężony z jej świadomością haker Jeong. Jej celem jest zdobycie dokumentów, które umożliwią jej zlokalizowanie zaginionego męża.

 

Sfera audiowideo wypada naprawdę dobrze - rzecz wygląda ładnie, ma sporo zróżnicowanej muzyki (szkoda tylko, że w trakcie walk przygrywa głównie drażniący kobiecy rap), autor ma sympatyczne pomysły (jak sobie oświetlić ciemne pomieszczenia? po to masz cybermiecz, z którego lecą iskry, żeby walić nim po ścianach). Sama walka, choć dosyć prosta, ma na siebie niezły patent. Mianowicie opiera się na dashu, który zostawia za sobą powidok - jeszcze przez krótką chwilę przeciwnicy szyją w niego pociskami (bo głównie walczymy z rozmaitymi strzelcami), a my zaczynamy ich ciachać. Atakując lekkim atakiem "napędzamy" miecz, dzięki czemu po tym jak zmieni mu się kolor (pomyślcie o przerzutkach w mieczu Nero z DMC, ale nie trzeba ich manualnie zmieniać) możemy przywalić podkręconą wersją silnego ataku. Poza tym co jakiś czas dostajemy umiejętności (tu - programy), które pozwalają np. spowolnić czas, wejść w odpowiednik god mode czy np. zadać w krótkim czasie wielokrotnie więcej cięć.

 

Brzmi grywalnie? Bo momentami faktycznie tak jest. Szkoda jedynie, że tylko momentami. Walki bowiem tak dużo nie ma - za to sporo czasu się eksploruje. O ile ekspozycja fabuły dzięki ciekawym widoczkom i lore nie nudzi, a proste zagadki stanowią urozmaicenie, to pojawia się jednak nieco bardzo słabego platformingu. Czasem nie wiadomo, gdzie iść i nie wynika to z konstrukcji mapy. Po prostu magicznym sposobem do danego miejsca można dobiec używając tylko jednej ściany, a nie przeciwległej, chociaż półka, na którą mamy się dostać nie zmienia przecież magicznie wysokości. Albo od ścian odbijać można się tylko w określonych miejscach (wtedy odpala się animacja żywcem wzięta z Ninja Gaiden), choć inne aż się o to proszą. O, a w jednym miejscu gra wymaga odbijania się od ścian, ale raz, że nie pojawia się komunikat, że jest to możliwe, a dwa, że ściany są od siebie znacznie dalej, niż w innych miejscach, gdzie mamy taką możliwość. Takich kretyńskich rozwiązań designerskich jest całkiem sporo jak na gierkę do przejścia w 2-3 godziny. A ostatnie kilkanaście minut gry to fatalna sekwencja na motorze.

 

Podsumowując - za dużo grzybów o nierównym smaku w tym barszczu. Mimo krótkiego czasu czułem się całością zmęczony - kiepskie platformowanie połączone z głupimi projektami niektórych pomieszczeń było raczej frustrujące. To ciekawa rzecz, autor ewidentnie ma talent i potencjał, ale nie polecam.

 

Autor słucha feedbacku i obiecał już przebudowę części elementów w kolejnych epizodach serii. Zobaczymy.

 

 

  • Plusik 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

22. Castlevania: Lords of Shadow - Ultimate Edition (SD), czas przejścia -> 24h razem z DLC

 

Ukończyłem w bólach, ale nie dlatego, że gra była słaba, po prostu finalny boss DLC doprowadził mnie do płaczu na poziomie trudności normal, więc musiałem go ubić na easy, bo już deck się rozładowywał :/. Ten kto zaprogramował tą walkę to niezły masochista. 

 

Sama gra naprawdę bardzo ciekawa, wymagająca, ale też po prostu udowadnia, że slasherów tego typu już na rynku nie ma i zapominamy, jak się w nie gra. 

 

Plusy:

- system walki głęboki, masa combosów, dużo możliwości, które odblokowują się podczas gry, piękna napierdalanka :D 

- fantastyczne zagadki, szachy, lasery, wszystko było, niektóre trudne, ale też zrobione przystępnie, bo jak nie rozkminiamy, to można za walutę w grze kupić jedną podpowiedź

- częste savepointy, bez tego to byłoby baardzo ciężko, w grze ginąłem często, QTE są niewybaczalne

- elementy zręcznościowe, traversal bardzo dobre, często trzeba wykorzystać moce otrzymane podczas gry, porozkminiać, jak poradzić sobie z danym terenem

- na SD masełko, dużo fpsów, full detale, jakość gwarantowana, zero problemów, bateryjka gorzej, 2-3h max jak wszystko bez ograniczeń, niemniej jednak do przenośnego grania gra się nadaje. 

- zakończenie gry, które przenosi nas 

Spoiler

daleko daleko w czasie :)

 

Minusy:

- Design leveli nie był jakiś dobry, bardzo dużo małych poziomów i eksploracji jakoś dużo tutaj nie uświadczymy na nich, są jakieś znajdźki itp. ale raczej jednolicie średni poziom, najbardziej podobała mi się lokacja zimowa (na screenie)

- Bossowie tylko ok, nierówni, nie jest to poziom God of Warów z PS2 czy PS3 pod tym względem, nie jest aż tak epicko, aczkolwiek szczególnie jeden boss mi podszedł wybitnie, skojarzenia z Shadow of The Collosus gwarantowane

- Bardzo dużo miejsc i walk, gdzie tak po prostu musimy się cofnąć, lub odpalić od nowa checkpoint, nie zrobimy QTE - cofka, spadniemy - cofka przed cutscenke i od nowa

- kamera też nie pomaga przy skakaniu po ścianach

- grafika, animacje mają swoje lata, chyba nawet w momencie premiery nie był to top

 

Wymieniłem trochę minusów, ale ogólnie to świetny pakiet, nie mam pojęcia, czy zagram w dwójkę i łącznik Mirrors of Fate, może kiedyś, słyszałem, że w dwójce nie ma najlepszego elementu jedynki, czyli zagadek, a zastąpili to pseudoskradaniem z Yakuz, więc bieda xD. 

 

8/10

 

 

 

 

image.thumb.png.d0f583e7d0813013e0eb93d13422e887.png

image.thumb.png.6cad93ad78ded09efd2d92caee49bdb6.png

image.thumb.png.dc13aebb657ac2d61d2ce449048a402f.png

 

 

 

 

 

  • Plusik 3
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Jak zacząłem tę grę po raz pierwszy to olałem jakoś po godzinie, kompletnie mnie nie chwyciła. Po roku wróciłem, bo mi się bardzo nudziło w weekend i tak się wciągnąłem, że cała przygoda pykła w jeden dzień :whatuh: W żadnym wypadku nie jest to najlepsza gra generacji, ba to nawet nie jest najlepszy slasher generacji (Killer is Dead albo MGR wciągają ją nosem), ale i tak bardzo solidna produkcja, z niesamowitym klimatem. 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...