
Treść opublikowana przez Wredny
-
Days Gone
Faktem jest, że te randomowe momenty, gdy Deek się odpala ze swoimi rantami są czasami z dupy i wywołują tylko solidne "WTF". Ogólnie Sam Witwer zrobił świetną robotę, a to zwaliłbym na jakiś skrypt, który chyba nie do końca ogarnia kiedy i jak odpalić przygotowaną wcześniej kwestię. Ale jeśli chodzi o cut-scenki, dialogi w nich czy kreację postaci to Days Gone jest jedną z lepszych gier typu open world pod tym względem - Deacon, Boozer, Rikki, Iron Mike, ta k#rwa Skizzo, babcia Tucker, O'Brian - te postacie pamięta się nawet po tylu latach.
-
własnie ukonczyłem...
No faktycznie - 4 lata... To trzeba mieć alzheimera, żeby uznać to za dłuższą rozłąkę Ja w oryginalne RE2 nie grałem pewnie coś koło 30 lat, więc to byłoby bardziej na miejscu, ale 4 lata to świeże doświadczenie. Oj tam, oj tam... Napocząłem kiedyś REmake, ale dość szybko odstawiłem, a ostatnio stwierdziłem, że najpierw chcę zaliczyć oryginał zwłaszcza, że jest w katalogu klasyków na PS5), bo kiedyś doszedłem gdzieś do połowy i nie dokończyłem spraw. Krzysiek Czerwonopolski nadal budzi respekt swoją kwadratową posturą
-
Właśnie zacząłem...
Po zawodzie, wywołanym ukończeniem mocno średniego, nowego Alone in the Dark, zapragnąłem podobnych klimatów, tyle że zrobionych dobrze i przypomniałem sobie, że gdzieś tam w czeluściach mojej szafy ukrywa się The Sinking City (PS4). Ledwo skończyłem pierwsze śledztwo i jestem zachwycony - klimat, voice-acting, główny bohater, świat, gameplay, oprawa - wszystko tu mi pasuje póki co. Uwielbiam odkrywać takie perełki, po tym, jak podchodzę do nich bez większych oczekiwań.
-
Zakupy growe!
Szkoda, że nie dałeś fotek PRZED - byłby jeszcze lepszy efekt.
-
Alone in the Dark
Uwielbiam survival horrory. Jeśli miałbym wybrać moje idealne doświadczenie gierkowe to pewnie właśnie ten gatunek postawiłbym na pierwszym miejscu. Powolne przemierzanie ciemnych korytarzy posiadłości/podziemi/laboratorium, wsłuchiwanie się w niepokojące odgłosy, przetrząsanie szuflad/szafek w celu uzupełnienia zapasów apteczek/amunicji, przeglądanie notatek, by uzupełnić intrygujące lore i wyłapać wskazówki, pomocne w rozwiązaniu napotykanych zagadek, a później powrót z nowo znalezionym kluczem do wcześniej miniętych, zamkniętych drzwi, prowadzących do dalszego ciągu opowieści. Jest dla mnie coś dziwnie relaksującego w tym schemacie, do tego stopnia, że w grach tego typu zawsze na start wybieram najwyższy dostępny poziom trudności, żeby mieć doświadczenie jak najbardziej zbliżone do zamierzonego przez twórców. W ostatnich latach mój ulubiony gatunek przeżywa prawdziwy renesans, w grach tego typu można przebierać - od potężnych AAA, jak remake'i Dead Space i Residentów po mniejsze projekty, stworzone z tęsknoty do minionych czasów, jak ciepło przyjęte, chilijskie Tormented Souls. Na fali tego boomu wypłynęła również zapowiedź nowej odsłony protoplasty wszystkich "residentów" - Alone in the Dark, tworzona przez niewielkie Pieces Interactive. Jako że w oryginał nigdy nie grałem, a moja styczność z serią to bardzo fajne "A New Nightmare" z PSX oraz strasznie ch#jowe "Inferno" z siódmej generacji, z chęcią kupiłem ten "re-imagine" oryginału, ale niezbyt pochlebne opinie skutecznie ostudziły mój zapał w zdzieraniu folii z pudełka i tak sobie leżał w szafie, aż do teraz. Po ukończeniu mogę przyznać, że faktycznie szału nie ma i moje życie wcale nie byłoby gorsze, gdybym zostawił ten tytuł w folii i trzymał jako kolekcjonerski rarytas (być może, w przyszłości). Od pierwszych zapowiedzi biło z materiałów video topornością i ogólnym drewnem, a własnoręczne doświadczenie tylko potwierdziło te wrażenia. Praktycznie wszystko tu jest "grubo ciosane" - od słabego voice-actingu i zupełnie nieinteresującej, niepotrzebnie pogmatwanej historyjki, poprzez animację bohaterów, przejścia pomiędzy ujęciami, a na strasznie topornej walce skończywszy. Miejsce akcji to Luizjana roku 1930, więc idealne klimaty pod mroczną opowieść z voodoo w tle. Wcielamy się w jedną z dwóch postaci - Emily Hartwood, szukającą swojego niestabilnego emocjonalnie wuja, albo Edwarda Carnby'ego, prywatnego detektywa, wynajętego przez Emily w tym samym celu. Dwójce protagonistów twarzy i głosów użyczyli hollywoodzcy aktorzy - David Harbour i piękna Jodie Comer. O ile jeszcze Jodie wypada po japońsku, czyli "jako tako", tak poziom zaangażowania Pana Harboura w czytane kwestie jest sprawą dość wątpliwą i jego wypowiedzi przypominają klasyki gatunku - pierwsze części Resident Evil i Silent Hill. Śmiem twierdzić, że pieniądze zmarnowane na zatrudnienie znanych ryjców mogły być spożytkowane zdecydowanie lepiej, a gra tylko by na tym zyskała. Na początek to co zagrało - klimacik jest naprawdę fajny, połowę roboty robią świetnie zaprojektowane i wyglądające miejscówki (oprócz fragmentu ze śniegiem - to wyglądało, jak z PS2), a drugą połowę dobre udźwiękowienie i muzyczka, wprowadzająca nas w klimaty noir. Przy miejscówkach chwilkę jeszcze pozostanę, bo to zdecydowanie najjaśniejszy (w przenośni) element gry - bardzo ładne, szczegółowe, pieczołowicie wykonane - czuć, że grafic designers znają się na swojej robocie. Natrzaskałem sporo screenshotów, bo zwyczajnie było co podziwiać. I to by było w sumie na tyle, bo rzeczy, które nie zagrały jest dużo więcej... Przede wszystkim wspomniana wcześniej toporność - poruszanie się postaci, niewidzialne ściany w otwartych lokacjach, przejścia pomiędzy cut-scenkami a gameplayem, czy zmiany rzeczywistości po przejściu przez drzwi (chcecie zobaczyć, jak należy robic to dobrze, zagrajcie w Alan Wake II). No i walka. Zarówno bronią palną, jak i "białą" (rurka, toporek, wiosło, a nawet świecznik)... Starcia są toporne głównie przez praktycznie nieistniejącą detekcję kolizji i ciężko stwierdzić, jaką krzywdę wyrządzamy przeciwnikom (trzy rodzaje na krzyż przez całą grę), dopóki nie padną martwi na glebę, bo gra zwyczajnie słabo komunikuje nam wartość zadawanych obrażeń i ciężko cokolwiek wyczytać z reakcji dziurawionych ołowiem, czy szarpanych toporkiem ciał wrogich kreatur. Na arenach naszych starć często porozrzucane są pomocnicze przedmioty w postaci cegieł, czy nawet koktaili Mołotowa, którymi można cisnąć w przeciwnika, ale można to zrobić tylko "tu i teraz" i szkoda, że nie dano możliwości podniesienia choćby jednego z takich przedniotów "na zaś - dziwna decyzja. Wisienką na torcie była finałowa walka z ogromnym przeciwnikiem w ciasnym pomieszczeniu, gdzie kamera zupełnie nie zdawała egzaminu i całość z racji ciemności i nieczytelności była mocno nieciekawym doświadczeniem. Cała reszta gry, czyli charakterystyczna dla gatunku eksploracja, odbijanie się od zamkniętych drzwi, znajdowanie wskazówek i backtracking też są tu jakoś wyprane z emocji, głównie dlatego, że w samej posiadłości raczej nie występuje żadne zagrożenie i nic nas nie zaatakuje, Rozgrywka przypomina więc jakiś symulator chodzenia, tudzież stare point & clicki i traci ten survival-horrorowy sznyt. Boli także brak jakiegokolwiek upgrade'u posiadanej broni (owszem, znajdujemy nowe, ale nie ulepszamy ich) czy rozwoju naszej postaci - przez całą rozgrywkę jesteśmy tacy sami, przez co zupełnie nie czuć żadnego progresu. No i te nieszczęsne notatki - z jednej strony fajnie, że są również czytane, ale później znajdujemy tyle nieinteresującej makulatury (bo i historia niezbyt porywa) i to po kilka stron czytania, że potykając się o kolejny papier, mimowolnie wywracałem oczyma. Nie padło jeszcze chyba najważniejsze z perspektywy omawianego gatunku pytanie - czy gra straszy? Nie, ani trochę, absolutnie NICZYM. Nie ma tu nawet jakiegoś wybitnie ciężkiego klimatu - ot jest lekko twin peaksowo tajemniczo i tyle. Szkoda, że zmartwychwstanie tej znanej marki wyszło tak słabo i że znów pewnie zostanie pogrzebana na dekadę, albo i lepiej, zwłaszcza że studio za ten powrót odpowiedzialne, zostało zamknięte, co zresztą zupełnie mnie nie dziwi. Doceniam chęci, ale nie mogę zbyt pozytywnie ocenić gry, która bardziej mnie męczy niż bawi, co w tym gatunku jest nie lada wyczynem, bo jak wspomniałem na początku - lubię ten charakterystyczny dla gier tego typu schemat. W tym roku przeszedłem 9 gier, z czego parę dwukrotnie, a osiem z nich wymaksowałem, wbijając wszystkie trofea/achievementy - Alone in the Dark 2024 to pierwszy z tegorocznych tytułów, którego po prostu przeszedłem, nie mam ochoty na więcej i nawet te smutne 49% na liście trofeów nie boli mnie na tyle, by do tej gry wrócić. Nowe Alone in the Dark to podręcznikowy średniak - suma jego wad nie przechyla skali w kierunku crapa, tak jak suma jego zalet niezbyt przekonuje mnie do wystawienia pozytywnej oceny, więc takie 5/10 będzie idealną miarą tego, jak postrzegam tę produkcję.
- Flintlock: The Siege of Dawn
-
Flintlock: The Siege of Dawn
Ja już przestałem być pobłażliwy, jeśli gra jest w czymś chujowa i całościowo bardziej męczy aniżeli bawi - AitD ma u mnie plus za fantastyczne projekty miejscówek, które podziwia się z przyjemnością, ale ogólnie to słaby tytuł pod bardzo wieloma względami. Tego Flintlocka to nawet mi się sprawdzać nie chce, bo od początku był to dla mnie tytuł "może kiedyś, za 50zł", ale po tych miażdżących opiniach i newsach o Sweet Baby to nawet z takiego koszyka wyleciał.
-
Star Wars Jedi Survivor
Tylko fajnnie by było, jakby ewentualne trójka była dla odmiany dopracowana technicznie, bo póki co mają bilans 0:2.
-
Flintlock: The Siege of Dawn
Ale skala pozostaje niezmienna, a tu są ludzie, którzy wiedzą jak jej używać, więc nie ma się co sugerować tym, że oceny zdewaluowały w pismach, portalach czy innym YouTubie. Ja właśnie skończyłem nowego Alone in the Dark - 6/10, czyli zwyżkujący średniak, ale jednak... Crap zaczyna się od czwórki w dół.
-
Assassin's Creed: Shadows
Ocipiałeś? Póki co 33h na liczniku, ale chyba od roku w ogóle tego nie odpaliłem. Kiedyś obejrzę jakąś Troję albo 300 to może znów mnie najdzie i zaliczę parę znaczników na mapie. Origins maxowałem przez 4 lata to tutaj pewnie będzie z 5, a na Valhallę rezerwuję sobie dekadę
- Flintlock: The Siege of Dawn
-
Assassin's Creed: Shadows
Co tu dyskutować? Przecież to chińsko-koreańsko-japoński (bo taki miks tam zaobserwowano) reskin Origins/Odyssey/Valhalla, więc wielgachna mapa, obozy bandytów kopiuj/wklej, słaba fabuła i żenujące postacie. UBI spóźniło się o 5 lat z tym tytułem. Jakby wypuścili to przed Ghost of Tsushima to pewnie nawet wielki czarnuch z maczugą nie był takim problemem i ludzie wygłodniali samurajskich klimatów by to łyknęli, ale po grze Sucker Punch to ten nowy Assassin będzie takim upośledzonym kuzynem, gorszym w każdym aspekcie.
-
Assassin's Creed: Shadows
Jest jeszcze opcja z niedźwiedziem Wojtkiem w roli głównej, ale też pewnie zrobiliby z niego brunatnego Też mnie to wk#rwiało. I jeszcze te "najemniczki" w obozach koedukacyjnych. Bo Niggasuke będzie trzeba grać niestety - w niektórych misjach fabularnych będzie narzucone kim sterujemy.
-
Assassin's Creed: Shadows
Ja bym miał gdzieś to, że typ jest czarny, byle na każdym kroku rodowici Japończycy dawali mu to odczuć, albo chociaż komentowali pod nosem, a nie, że mu się w pas kłaniają. No i to, że jest yebanym czołgiem - jakby był normalnym człowiekiem, a nie Hulkiem z super siłą to zupełnie miałbym wyjebane, że jest jedną z grywalnych postaci.
- Flintlock
-
Konsolowa Tęcza
Niesamowite jest to, że wśród tak "oświeconych" umysłów nikt nie zauważa, że to całe DEI to rasizm w najczystszej postaci. Skoro jednemu kolorowi skóry utrudniamy/uniemożliwiamy zatrudnienie, a inne traktujemy preferencyjnie to jak to nazwać? Taki szalony pomysł - może by zatrudniać ludzi ze względu na ich kwalifikacje?
-
Vampyr
No według tej listy to zrobiłem sporo nieodpowiednich rzeczy, ale nie powinny mieć one wpływu na trofeum, bo jego opis brzmi "Finish the game without killing any citizens". Jedynie zabiłem Dorothy Crane, ale po tym, jak jej namieszałem w głowie i stała się mobkiem/bossem - podobno tak można, byle nie hipnotyzować i nie pić. Dawsona też nie zmieniłem w wampira, bo raz, że ten stary ch#j już i tak nie miał duszy jako człowiek, więc jako wampir byłby tylko większym gnojem, a po drugie to żal mi było 2000XP na takie akcje (podobnie ze Swansea). No nic, kiedyś przejdę jeszcze raz, tym razem używając glitcha na XP i yebnę speedrun.
- Vampyr
-
Konsolowa Tęcza
Operacja Panda to pewnie Coati, bo on ma to w sygnaturze
-
Zakupy growe!
To da się jeszcze mniej cicho?
-
Vampyr
No i ch#j bombki strzelił, platyny nie będzie, bo gra nie zaliczyła mi przejścia bez zabijania. Nikogo z mieszkańców nie wyssałem, byłem więcznie niedolevelowany (30lv - to prawdopodobnie max, co można mieć na koniec, jak się nie wysysa), ale z jakiegoś powodu trofeum "Not Even Once" nie wpadło i ciężko stwierdzić dlaczego. Jedną z przyczyn może być zatopienie kłów w księdzu, podczas walki z bossem na cmentarzu, ale widziałem w poradniku, że w tym przypadku na dwoje babka wróżyła, bo sporo osób, które robiło dokładnie to samo, trofeum dostało. Tak czy siak zakończenie miałem zdecydowanie dobre, happy end i wielka miłość.
-
Cinema news
Czy Ty właśnie odpowiedziałeś na post tego wadliwego AI? Oprócz dziwacznej formy jego wpisy charakteryzują się również zupełnym brakiem sensu, więc równie bezsensowne jest odnoszenie się do tych wysrywów. Co do Gladiatora 2 to wszystko zostało już napisane - wygląda jak tandetna podróba pierwszej części - taka na zasadzie ósmego sequela znanej marki, byle tylko jechać na populrności tytułu. Tak ostatnio naszła mnie smutna rozkmina, że kino powoli umiera i ciężko już się jarać czymś nadchodzącym, ale później człowiek trafia na taki trailer i jednak jest na co czekać:
- Atomic Heart
-
Atomic Heart
Poligony warto robić dla upgrade'ów broni, które dostajemy na końcu - to są takie same "laboratoria", jak te początkowe, więc coś, co Ci się podoba (jak wynika z Twojego posta). Oczywiście każdy ma trochę inny twist, niektóre są dłuższe, niektóre krótsze, ale niezmiennie warto do nich zaglądać i je przejść. Można nawet przejechać, bo mamy czerwony samochód, ale te sekcje nie są takie złe. Na początku też byłem przytłoczony tymi respiącymi się wiecznie robotami, ale przede wszystkim musisz nauczyć się omijać kamery (porażenie prądem, bo ich niszczenie nie ma większego sensu). Do tego później dostaniesz opcję hakowania, która na jakiś czas unieruchomi wszystkie roboty i kamery na danym obszarze i dopóki nie będziesz tych unieruchomionych robotów zaczepiać to się nie obudzą i będziesz mógł zwiedzać i lootować w spokoju (ale wąsaczy polecam ubijać, bo oni akurat się nie respią, więc później będzie spokój).
-
S.T.A.L.K.E.R. 2
Czemu? To nie DayZ. Splatynowałem jedynkę, pograłem paręnaście godzin w Clear Sky i nie widzę tu żadnego problemu z zarządzaniem ekwipunkiem