Opublikowano poniedziałek o 08:235 dni Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Na przestrzeni jednego dnia skończyłem Felvidek - z jakiegoś powodu myślałem, że ta gra jest ciut dłuższa. Nie zmienia to faktu, że jestem bardzo z tego tytułu zadowolony i warto dać mu szansę. Może jednak wpierw słowo wstępu o tym względnie popularnym indyku. To tytuł, który działa przede wszystkim ze względu na specyficzny styl i klimat, choć gameplay też jest jak najbardziej funkcjonalny i nie mam mu niczego do zarzucenia.W fantastycznej wariacji na temat XV-wiecznej Słowacji wcielamy się w rycerza Pavola. Swój chłop, cały czas jest w alkoholowym cugu, odkąd porzuciła go żona. Niestety z tej przyjemnej aktywności wyrywa go pożar pobliskiego opuszczonego zamczyska - po zamienieniu kilku słów ze swoim feudałem rusza w celu zbadania sprawy. Tak się jednak składa, że to dopiero przyczynek do imprezy, w ramach której będziemy anihilować nie tylko husytów, ale przede wszystkim okultystów i potwory z piekła rodem, a towarzyszyć nam będzie głównie (acz nie tylko) ksiądz Matej - w praktyce kapłan-komandos niczym pewna postać z Trailsów.Opowieść ma nie tylko ciekawy setting - choć gra porusza też poważniejsze wątki, to jednak jest bardzo humorystyczna i specyficzna. Brązowoszary styl graficzny, cutscenki wyglądające jakby Vagrant Story wyszło w 1995 roku, battle theme brzmiący jak funkujący kraut rock i stylizowane dialogi - widać, że koś się bardzo napracował, żeby stworzyć grę prezentującą się jak żadna inna. I ja to w pełni kupuję, zwłaszcza, że gameplayowo jest w porządku.W ramach naszej krótkiej przygody (grę można pyknąć w 3-4 godziny) zwiedzamy kilka lokacji, wykonujemy questy (niektóre mają alternatywne rozwiązania i konsekwencje), zbieramy coraz lepszy sprzęt (nie mamy levelowania, to nowy ekwipunek poprawia nasze statystyki i dodaje kolejne ataki specjalne), no i walczymy, gdzie gra najbardziej pokazuje swój RPG Makerowy rodowód - co nie znaczy, że i walka ma standardową prezencję. O nie, sporo czasu w jej ramach spędzimy oglądając animacje picia alkoholu czy jedzenia owsianki, aby odnowić punkty życia lub "many".W kategorii krótkich tytułów, które mają na siebie pomysł, Felvidek wypada bardzo dobrze. Ma niepowtarzalną stylówę, charakterystyczną narrację i questy, do tego po prostu działa jako gra. Nie jest to rzecz, bez ogrania której Wasze życie będzie niepełne, ale jeśli chcecie czegoś ciut odmiennego to na pewno czasu nie stracicie. Ja bawiłem się ponadprzeciętnie.
Opublikowano poniedziałek o 13:125 dni Pierwsza część z zestawu Lunar Remastered Collection czyli Lunar Silver Star Story. Wszedłem w to w ciemno, słyszałem jedynie jakieś wspominki o serii na youtubie gdzie gra była chwalona, ale nikt nie przygotował mnie na tak dobrą przygodę. Jedno z najmilszych zaskoczeń w karierze graczyka. Premise jest dosyć typowy - w ogromnym skrócie, główny bohater marzy o przejęciu pałeczki po legendarnym Dragonmasterze (taki kozak co przeszedł próby smoków i zdobył od nich propsy) i wyrusza z przyjaciółmi w przygodę. Historia prosta, ale pacing jest tak dobrze zrobiony że czułem się jakbym oglądał jakieś super anime przygodowe. Postacie są wyraziste i każdy ma swoją unikalną i wiarygodną osobowość, nawet jeśli niektóre z nich są napisane według ukartowanych schematów, to nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu. Bohaterowie są charyzmatyczni, ich relacje są świetnie przedstawione i chyba pierwszy raz w jrpg'u miałem sytuację, że żaden z członków drużyny mnie nie wkurzał swoją obecnością. Na moje szczęście, gdyż w Lunarze party się nie wybiera i jest ono z góry ustalone (z mniejszymi lub większymi zmianami w rosterze od czasu do czasu).Combat nie jest jakiś wyjątkowo wymagający i skomplikowany, ot klasyczna turówka z tą różnicą w stosunku do innych gier z gatunku że umiejscowienie postaci na planszy ma znaczenie i odpowiednia strategia może wpłynąć na przebieg walki (można sobie wariacików ustawiać jak się chce w menuskach). Grałem oczywiścię w wersję remastered (w głównym menu można sobie wybrać wersję remastered albo classic obydwu części), w której można każdej z postaci ustawić zachowanie w trakcie walki i lecieć na auto-battle'u (większość normalnych bitew tak stoczyłem) i przyspieszyć walkę, co na pewno jest na plus bo oryginalny speed jednak trochę mozolny. Fajnie też, że nie ma random encounterów i przeciwnicy są widoczni na mapie aczkolwiek uniknięcie ich czasami jest dosyć tricki i nie takie łatwe. Co może niektórych odrzucić, to czasami przesadnie długie dungeony ale w moim przypadku nie było to jakieś problematyczne.Oprawa audio/wideo jest czarująca i imo nie zestarzała się ani trochę, chibi postacie i kolorowe lokacje a w tle zajebista muzyczka giereczkowa z lat 90tych, no kurwa miodzio. Anime wstawki tylko dodają do efektu, no i kurde jest też okazjonalny in-game voice acting co mnie pozytywnie zaskoczyło. Można ustawić sobie VA na Angielski i Japoński, ja oczywiście wybrałem drugą opcję i było super, tak jak wspominałem wyżej - mocny animu vibik. Dla koneserów jest również kolekcjonowanie obrazków z bohaterkami w sytuacjach codziennych typu czilerka w sypialni lub opalanko na plaży Ogólnie ode mnie mocne 8/10, to była piękna 13-godzinna przygoda i nie mogę się doczekać aż wjadę w dwójeczkę.
Opublikowano wtorek o 21:573 dni Silent hill 3 (PS3 edition / niedofinansowana mgła)No nikt mi nie powie, że gry od tych wariatów z Team Silent to nie targały przyrodzeniem każdego, kto miał z nimi do czynienia. Co prawda dwójeczka legendarna, ale uważam, że trójce niewiele brakuje do bycia również tytułem, który spokojnie można ograć po historii z Jamesem i nie zgrzytać zębami.Jesteśmy Heather. Gra zaczyna się dość niepokojąco, bo trafiamy do centrum handlowego i od razu robi się nieciekawie - wyłażą jakieś stwory zewsząd, tropi nas jakiś chłop detektyw i do końca nie wiadomo co się dzieje.Fabuła z każdą lokacją się rozpędza w swojej narracji oraz mnogość korytarzy powoduje częste odpalanie mapy. Pierwszy raz ukończyłem grę bez solucji i czasem gubiłem się w pewnym lokacjach. Z tym aspektem Team Silent wydaje mi się tutaj trochę przegiął, bo jak mieliśmy nawet komplet przedmiotów to miałem niezłe rozkminy co z nimi zrobić i gdzie je włożyć (później skapnąłem się, że gra na mapie sugeruje ważne punkty fabularne).Autorzy wodzą nas wiele razy za nos w cutscenkach. Spotkania z postaciami pobocznymi są bardzo niejednoznaczne. W odróżnieniu od Jamesa, który był dość zagubiony w tym świecie Heather jest nadzwyczaj świadoma co się wokół niej dzieje (a przynajmniej w drugiej połowie gry sprawia takie wrażenie). Plusy są z tego takiego, że dowiadujemy się od niej dość sporo informacji co się wydarzyło i do czego to wszystko prowadzi.Gameplay czyli walenie rurą w brzydali. Jest nieźle z tego względu, że potworów nie ma aż tyle by nas przytłoczyć, a jak kończy się amunicja to dajemy po prostu dyla. Nie ma co się kopać z koniem, który ma masę HP a Ty jesteś na wyczerpaniu magazynków. Atak bronią białą w późniejszym etapie gry kończy się bardzo źle z szybszymi przeciwnikami - nie ma jak tutaj robić uników. Do tego przeciwnicy jak machną akurat swój specjalny cios to mogą mocną zadrapać naszą protagonistkę. A jak wiecie w takich grach wszystko trzeba mieć wykalkulowane z apteczkami.Klimat Klimat Klimat. Nie wiem jak w wersji PS2, ale tutaj wszystko wygląda zjawiskowo. Żadna nowoczesna gra nie ma takiego art designu lokacji. Gdy wchodzimy coraz głębiej w Otherworld to robi się coraz bardziej "krwawo" na ścianach. Obraz dostaje niepokojącego blura i filtry, które nie jestem w stanie do końca opisać. Ten niesamowity efekt trzyma przy ekranie do SAMEGO KOŃCA nawet dziś. Jedynie mgła w tytułowym mieście. Przemilczę ten problem, bo można było się bardziej postarać.Co tutaj nie zagrało? Walki z bossami to jest jakiś funky mode. Jedynie ostatni boss przysporzył mi większych kłopotów, bo zwyczajnie miał wiecej HP. Ale cała reszta? Beka wnusiu. Nie wiem, może tak miało być? Kolejna rzecz - optymalizacja. Gra lubi się wywalić gdy za długo stoimy w jednym miejscu. Wygląda na to, że buffor konsoli przy dłuższych postojach (najczęściej na otwartych terenach, gdzie konsola potrzebuje wiecej pamięci podręcznej) nie nadąża z opróżnianiem się i konsola się crashuje. Widać, że ten port by robiony pod graficzkę - ale nie pod płynną rozgrywkę. Gra czasami ma takie dropy jak GTAIV podczas zadymy w mieście -a tutaj mamy czasem JEDNO puste pomieszczenie do wyrenderowania z dwoma ludzikami xd.Czy polecam? Dla fanów dobrych survival horrorów to pozycja obowiązkowa. Historia Heather finalnie nie uderza w potylicę jak historia Jamesa, ale dobrze kontynuuje historie z części pierwszej.
Opublikowano czwartek o 23:251 dzień No More Heroes III (PS5) - kupując gierkę myślałem że wiem czego się spodziewać, mignęły mi poprzednie części, ukończyłem Lollipop Chainsaw, pograłem w Killer is Dead. Nie spodziewałem się takiego balasu...Z pozytywów. Otoczka zapożyczająca elementy czasami z ery 8 bitów, innym razem anime wraz z przebijaniem czwartej ściany jest ok. Są nawet momenty kiedy się pośmiałem. Tylko że takie motywy są ciekawe za pierwszym czy drugim razem, później już żadnego wrażenia nie robią. Fabuła jest zakręcona, w skrócie musimy ubić kosmitów którzy chcą podbić Ziemię. Oczywiście wszystko okraszone litrami krwi, przerysowanymi, tarantinowskimi dialogami, gadkami o niczym i przyjemnie przygłupimi cutscenkami. Jest wymieszanie masy motywów z popkultury ale dzięki temu że nic nie jest na poważnie to wszystko do siebie pasuje.Walki przywodzą na myśl mocno niedorobioną i uproszczoną Bayonettę. Klika się słaby atak (bo mocny jest za wolny), poprawny unik daje slow-mo, odpala się specjale, wykończenia, czasami wylosuje się w ruletce dopałka i tyle. Żadnej większej filozofii czy rozbudowanych combosów nie ma. Najgorsze jest to że gra się w to gorzej niż w Lollipop Chainsaw. Jest też parę momentów gdzie wskakujemy w mecha i strzelamy do większego potworka, takie bieda Omega Boost.Żeby nie było zbyt ciekawie pojedynki odbywają się na prostackich arenach, żadnej eksploracji tylko teleport z otwartego świata do zamkniętego pomieszczenia.Oprócz walk są też misje poboczne: zbieranie śmieci, praca w kopalni, strzelanie do aligatorów, koszenie trawnika, przepychanie kibli itd. Wszystkie są tragiczne i wiem że to dla beki ale mogli się bardziej postarać.Eksploracja otwartego świata to katorga. Beznadziejne kolizje, pustka na ulicach, tragiczny level design, właściwie jeden kawałek muzyczny. Nie ma szans że będę ganiał za znajdźkami tym bardziej że gra lubi się wysypać a że nie ma autosave'a to lepiej nie marnować czasu.Progres w grze polega na wspięciu się na drabince najlepszych zabójców we wszechświecie. Przed walką z bossem trzeba stoczyć 3 mniejsze walki z regularnymi przeciwnikami i uzbierać odpowiednią ilość kasy (przez potyczki lub minigierki/subquesty). W paru momentach gra robi sobie jaja i zamiast regularnego pojedynku jest zmiana gatunku, od gry rytmicznej po RPG. Same walki są w miarę ok, każdy boss ma inne zachowanie ale taktyka jest zawsze podobna. Rozwój postaci: standardowo pakujemy staty, odblokowujemy lichą ilość nowych ruchów i wkładamy w 3 dostępne sloty dopałki które konstruujemy ze zbieranych przedmiotów.Na koniec zostawiłem oprawę. Jest to jedna z najbrzydszym gier jakie widziałem. Nic do siebie nie pasuje. Główne postacie i animacja są jak z pierwszego Xboxa, pokój Travisa ma detale i oświetlenie bliższe PS3, otwarty świat to kompletne szambo, Headhuntera z Dreamcasta ładniejszy. Nawet na PS5 jest niestabilny framerate lub ruch kamery, obiekty wiszą w powietrzu, design zwykłych przeciwników (i niektórych bossów) to zlepek nieoteksturowanych polygonów. Charakterystyczny cel shading poprzednich gier Sudy51 został wywalony do śmieci. Jakakolwiek stylówa ostała się tylko w efektach, reszta wygląda jak robiona przez studenciaków na pierwszym roku informatki. Pierwsza część z Wii o wiele bardziej mi się podoba bo przynajmniej wszystko miało swój charakter. Jedynie oprawa dźwiękowa trzyma poziom (muzyka, SFXy, voice acting).Mega zawód. Rozumiem że można być fanatykiem Sudy51 ale porównując do mniejszych tytułów czy nawet poprzednich gier tego samego developera mamy do czynienia z crapem i wszelkie oceny powyżej 5/10 powinny zostać spuszczone w kiblu. Ta gra startowała w cenie 50$ a prezentuje poziom gier z kosza. Nikomu nie polecam, praktycznie każdy slasher będzie lepszy a jak ktoś chce stylową siekę to niech ponownie ogra jakieś DMC, Bayonettę czy MG Rising Revengance. Ciekawostka, wg listy trofeów nawet 50% graczy nie ubiło pierwszego bossa czyli odpuściło po 40 minutach lub wcześniej, i dobrze zrobili bo te 10h potrzebne na ukończenie to kompletna strata czasu. 3+/10
Opublikowano wczoraj o 08:05 1 dzień Skończyłem kilka razy, splatynowałem i ogólnie bawiłem się nieźle. Nie ma na rynku równie pojebanych gier jak produkcje Sudy, grałem bo uwielbiam slashery, ale też grałem żeby zobaczyć jakie pokręcone gówno kolo jeszcze wymyśli: brutalność, cięty język, nawiązania do filmów i innych gier (parodia Final Fantasy mnie zniszczyła, gorące krzesła też zajebiste), wysoki poziom trudności, starcia z niektórymi bossami, ogólny styl i postać Travisa, dla mnie to wystarczyło żeby spędzić z gierką wiele godzin. Mimo to zgadzam się z wieloma rzeczami, które tu opisałeś i niestety czuć że NMH3 to pod pewnymi względami cholernie leniwy slop, samo to że nie chciało im się robić normalnych etapów tylko trzeba jeździć po mieście i startować w rozsianych to tu, to tam walkach, żeby móc zawalczyć z bossem i ruszyć story do przodu to totalna żenada, system walki niestety też mocno "taki se", co jest aż dziwne, bo przecież Suda ma doświadczenie w slasherach (Killer is Dead do dzisiaj świetnie się trzyma). Na pewno nie będę nikogo zachęcał do kupowania tej gry, ale w ramach jakiegoś abonamentu spokojnie można odpalić i trochę posiekać kosmitów.
Opublikowano wczoraj o 08:28 1 dzień Najgorsze w NMH3 jest to że nie ma ani jednego dobrego i ciekawego głównego elementu rozgrywki i nawet przy większym budżecie nie widzę tutaj solidnej gry. Kompletne przeciwieństwo God Hand gdzie ogólnie gra jest średnia ale walka dostarcza masę satysfakcji, jest oryginalna i czuć że po dopracowaniu był by hicior.
Opublikowano wczoraj o 09:20 1 dzień 9 godzin temu, łom napisał(a):Żeby nie było zbyt ciekawie pojedynki odbywają się na prostackich arenach, żadnej eksploracji tylko teleport z otwartego świata do zamkniętego pomieszczenia.też przeszedłem NMH3 ale to dla mnie był absurd. takie zagranie krzyczało "nie ma budżetu".
Opublikowano wczoraj o 09:21 1 dzień Wlasnie ukonczylem trylogie Tomb Raidera.1 najlepsza, 2 swietna (nigdy nie lubilem Wenecji), 3 mocno foliarska i "tylko" spoko, ale odstaje wg mnie ;)Teraz przerwa na OG Resident Evil 4 i cisne dalej z 4 i 5 Edytowane wczoraj o 09:22 1 dzień przez Pierre Deck
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.