Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

A Hat in Time

O szatanie, dziękuje Ci za ten wspaniały dar w tym pozbawionym trójwymiarowych platformerów smutnym jak piz.da świecie pełnym szaroburego gó.wna.

Ależ to była gierka :banderas: Widać, że robiona amatorsko, przez malutki zespół, ale tyle serca w nią włożono, że nie da się w to grać bez nieustającego banana na mordzie.
Gra jest króciutka, ma tylko 4 światy, ale każdy z nich oferuje coś ciekawego. Nie będę spoilerował, bo wiele tego nie ma i szkoda zdradzać szczegóły, ale każdy z nich jest wyjątkowy nie tylko pod względem graficznym, ale też fabularnym i strukturalnym. Ogólnie widać, że ekipa wraz z rozwojem projektu mocno podrasowała swojego skilla, bo praktycznie każdy następny świat jest lepszy, niż poprzedni, a ostatni to jest taki banderas że o jenysiu. Sie zesrałem w gacie z wrażenia, taki śliczny i tryskający kolorami.

Sam gameplay bardzo milusi, czasami sterowanie lub kamera wejdą w drogę, ale rzadko i nie przeszkadza to w ogóle. Platformówkowanie jest raczej proste i przyjemne, rzadko trafiają się jakieś bardziej skomplikowane sekwencje. Mamy zestaw power upów, która otwierają przed nami nowe ścieżki i rozwijają gameplay, ale nic specjalnie ciekawego. Raz biegamy po otwartych levelach, raz po zamkniętych, ogólnie jest całkiem różnorodnie, poziomy są fajniutkie i klimatyczne. Nie da się nudzić.

Podobały mi się walki z bossami, bo zamiast tradycyjnych trzech faz i trzech hitów potrzebnych do pokonania bossa, tutaj trzeba zdzielić typa ze 20 razy i po każdym boss staje się coraz trudniejszy. Dzięki temu walki nie kończą się w 30 sekund(jak np w mario galaxy), ale przy tym też nie są nudne. Strzała sprzedajemy praktycznie co 10 sekund, więc jest bardzo intensywnie od startu, a boss po każdym hicie tylko coraz bardziej się rozkręca. Nie ma miejsca na monotonie podczas walk, mimo że potrafią trochę trwać.

No ogólnie jestem bardzo zadowolony, świetnie spędzone 10 godzin. Solidny gameplay, ciekawe poziomy, dobry ost, kolorki, dobre walki z bossami,  a to wszystko podane w niesamowicie uroczy i zabawny sposób. Co prawda czuć, że brakuje ostatnich szlifów i spójności w kwestii game desingu, ale co gierce brakuje w tych aspektach, nadrabia w innych. 8+/10 + odznaka najbardziej uroczej gry ostatnich lat.

 

 

Edytowane przez Dahaka
  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

                         Deus Ex: Mankind Divided

 

Deus, deus kosmateus...

Cóż, Adam Jensen kosmaty jest tylko na twarzy. Resztę pokrywa stal i plastik. MD jest kontynuacją Deus Ex: Human Revolution toteż wątki nawiązują do wydarzeń z poprzedniej odsłony niemniej nie jest to przeszkodą w czerpaniu satysfakcji z gry, a trzeba zaznaczyć roztomili, że gra się nad wyraz przyjemnie. Tym razem pan Adam "patrz mnie w twarz, ta twarz wyraża setki emocji" Jensen ląduje u naszych południowych sąsiadów. Niestety zamiast miłego "Ahoj" na ulicach witają go zbrojne oddziały milicji na każdym kroku pałujące, tfu, dbające o bezpieczeństwo wszystkich, a zwłaszcza "ulepszonych". No prawie jak w naszym stanie wojennym.  

 

C8Qwxbo.jpg

Co by zrobił Snake?

 

Piękno Deus Ex tkwi w rozgrywce. Jak zwykle to gracz może zdecydować jakich środków użyje Adam by osiągnąć cel. Kulturalnie i po cichu czy przy pomocy ołowiu i ostrzy w żebrach? Gra sama zachęca do raczej cichego eksplorowania terenów. Nie tylko z powodu trudności podczas walki. Ta jest wymagająca jak już zdecydujemy się na otwartą walkę. Nawet na najniższym poziomie można szybko pozbyć się HP jak otoczy nas zgraja przeciwników. Tutaj chodzi raczej o możliwości jakie dostarcza nam otoczenie. Ilość dróg jakie są dostępne do ukończenia poziomów przytłacza. Nic nie stoi na przeszkodzie by przejść niezauważenie przez całe sekcje. Warto rozglądać się w poszukiwaniu bocznych dróg, szybów wentylacyjnych wyższych kondygnacji czy nawet podziemnych kanałów. Tak jak w powiedzeniu, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak każda obrana ścieżka prędzej czy później doprowadzi nas do celu.

 

W osiągnięciu tego celu pomagają nam ulepszenia bo musicie wiedzieć, że Jensen to nie pierwszy lepszy student tylko chodzący czołg z wbudowanym MacGyverem w ciało. Co potrafi Adam? Zapytajcie czego nie potrafi. Pewnie i pizzę ładniejszą by zrobił jakby chciał. Adam może aktywować kamuflaż predatora, włączyć cichobiegi, strzelać z łapy prądem, nożami, falą uderzeniową, włączyć osłonę i jeszcze sporo tego ma w rękawie. Jego umysł jest taki piękny, że z łatwością włamie się do twojego laptopa, a gdy już się włamie to nie sprawdzi twojej historii przeglądania bo nie może. Może tylko maile przeglądać. Chyba, że robisz w ochronie to jeszcze kamerę wyłączy jak aktualizacje zassie z neta. 

 

siF5xQ8.jpg

Hmmm... Pomidorowa czy może buraczkowa?

 

O ile rozgrywka to sam miód tak fabuła jest raczej średnia. Mało interesujące postacie i raczej średnie misje. Misje poboczne sporo ciekawsze moim zdaniem choć nie są pozbawione śmiesznych niekiedy błędów czy raczej udziwnień. Dziwnie ogląda się postacie podczas rozmów. Nie wiem kto odpowiada za mimikę i gestykulację. Czasem takie kwiaty wychodzą, że odbierają człowiekowi chęć do życia na tej planecie. Strzelanie też to najprzyjemniejszych rzeczy nie należy. Jednak jak mocno będzie irytowało zależy tylko i wyłącznie od naszego sposobu gry. 

 

Świat przedstawiony to nie jest cyberpunk jaki oglądacie w Blade Runnerze czy gdzieś tam. Bliżej mu do takich nowszych tworów jak seriale Almost Human czy Continuum. Przyszłość tak ale nie odległa. Osobiście nie lubię "sterylnego" designu w stylu sufit w pełni oświetlony, lustrzana wręcz posadzka i szkło wokół. Choć sama Praga przejawia raczej brud ulic to raczej nie jest najciekawszą piaskownicą w jakich dane mi było się bawić w karierze gracza. Muzyka też jest gdzieś tak pośrodku. W sumie tylko jeden kawałek zapadł mi w pamięć. 

 

Rozłam Ludzkości jest solidnym i ciekawym tytułem jeśli chodzi o rozgrywkę. Ilość możliwości zachęca do eksperymentowania i nawet pomimo drobnych błędów czy niezbyt ciekawej fabuły gra się przyjemnie, a o to chyba chodzi. Nie jest to cyberpunkowa wizja przyszłości o jakie marzyłem ale jest akceptowalna. 

 

aSqtEB4.jpg

Jedno mieszkanie za daleko... Yano tu był!

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

Bioshock 2 - w sumie to nie wiem co o tej gierce myśleć.  Niby niweluje toporności gameplayu poprzednika: hakowanie, żonglerkę plasmidami i broniami czy research mobków, niby fabula dopowiada wątki upadłej podwodnej utopii, które w pierwowzorze gdzieś tam zamajaczyły przelotnie, niby Rapture wydaje się bardziej organiczne w związku z upływem czasu oraz okolicznościami przyrody wytrwale pracującymi ku ruinie tego miejsca, ale czegoś w tej grze brakuje.

Nie wiem. może to wina:

- trochę dziwnych zabiegów fabularnych, które skutkują ambiwalentnymi odczuciami,

- początkowych etapów, które odbiegają jakością od tego, co można uświadczyć w prequelu,

- większego nastawienia na akcję niż na suspens, jest więcej momentów odpierania ataków grupek mobków, do tego częściej się spawnują podczas backtrackingu,

- słabego balansu zasobów: na początku jest na styk, w późniejszych etapach jest takie zatrzęsienie, że nie trzeba kupować ammo czy medykamentów, do tego kasy sypie się tyle, że limity w portfelu szybko zostają osiągnięte.

Tak cisnę po tej gierce, ale żeby było jasne - to wciąż kawał dobrego szpila, który kilka rzeczy robi lepiej jako sequel np. ma lepszy arsenał czy to, co wymieniłem wyżej. Zwyczajnie nie ma świeżości przygód Jacka Ryana. 8+/10.

Odnośnik do komentarza

Yooka-Laylee

It's been 84 years... Tyle właśnie czekałem na powrót trójwymiarowych platformówek do glorii i chwały znanej z czasów piątej generacji konsol. Kickstarter z YL był niczym zbawienie, twórcy jednych z najlepszych platformówek ever zbierają hajs i tworzą twór, który właściwie miał być trzecią częścią Banjo, tylko w nowych szatach.
Co mogło pójść nie tak? Znana formuła + weterani gatunku to przecież gwarancja tego, że nawet jak nie będzie rewolucji, ani nawet ewolucji, to dostaniemy po prostu coś na poziomie Banjo, prawda? W końcu Banjo to gierka, której wystawiłem 9+ mimo, że ogrywałem ją pierwszy raz w życiu ze 3 lata temu, więc sytuacja win-win. PRAWDA?

OTÓŻ NIE.

Yooka-Śmieć okazał się fałszywym mesjaszem. Nie ma rewolucji. Nie ma ewolucji. A co najgorsze, nie ma nawet poziomu Banjo. Jest za to wyprany z ciekawych pomysłów, nudny, niepozbawiony frustracji zestaw gatunkowych klisz upchnięty w zdecydowanie zbyt wielki świat. YL to gra, które przejęła wszystkie wady Banjo, a kreatywność i dobry level desing z przygód miśka wyrzuciła na śmietnik. Ta gra jest KOMPLETNIE pozbawiona oryginalnych pomysłów. Wszystko jest tu tak oczywiste, tak proste, tak przewidywalne, tak banalne, że jedyną rzeczą, która stanowi deskę ratunku dla tej produkcji jest... nostalgia i nikła konkurencja. Gdyby nie one, nikt by już o tej grze nie pamiętał.

Cytując siebie samego:
Co mi się nie podoba? 
- nieprecyzyjne sterowanie
- chaotyczny level desing bez ładu i składu(nie chodzi o to, że nikt mnie za rączke nie prowadzi, Tooie też miało ogromne levele, ale tamte były ciekawie zaprojektowane i z głową, często się w nich gubiłem, ale nigdy mnie to nie irytowało, no bo level desing był po prostu dobry. Tutaj mam wrażenie, że po prostu ładowali rzeczy na mapę byle gdzie i byle jak)
- nudne zadania i walki z bossami - poziomem wahające się od prostackich do poprawnych, rzadko dobrych.
- desing światów kompletnie bez wyrazu, w ogóle nie czuć różnicy między tymi lokacjami, jakby jedyne co się zmieniało to assety i kolorystyka, straszny random jak już wcześniej wspomniałem
- frustrujące "przerywniki" takie jak konieczność przeklikania dialogu po każdej śmierci w minigierce kartosa, zamiast możliwości instant restartu(do szału doprowadza) niepomijalne, powolne najazdy kamery na różne rzeczy, prędkość pojawiania się tekstu i okienek z tekstem na ekranie podczas dialogów (i nawet patche nie były w stanie tych upierdliwości wyeliminować)


HUB world w tej grze to jedna z najpaskudniejszych rzeczy jakie widziałem ostatnimi czasy w grach. Tragicznie zaprojektowany i wyglądający jak gó.wno.

Mimo wszystko, jako fan gatunku, kiedy pogodziłem się już z poziomem prezentowanym przez tę grę, to bawiłem się całkiem OK. Gierka nie jest zła, jest po prostu średnia. Nie oferuje nic nowego, a w tym co oferuje nie wybija się ponad przeciętność. Do tego dochodzi niedopracowana kamera i sterowanie. Daje 6+/10, fani gatunku mogą podbić do 7. 

TL:DR


a38.png

Odnośnik do komentarza

Horizon Zero Dawn

 

Rzemieślnicza robota. Chyba najlepsze podsumowanie tego tytułu. Miks kilku znanych gierek. Świat gry i mapa wzorowane na Far Cry'a, poruszanie się to Assasyn, strzelanie  jak w Uncharted,  walka z ludźmi przypomina tę z inFamous, a walka z robotami... no właśnie tutaj to jest już coś oryginalnego.  Walki dają mocno radę, szczególnie z większymi bydlakami. Dobra rozgrzewka przed remakiem SoTC'a? Oby. Ale wracając do podobieństw. Rozmowa z NPC'ami, szczególnie ustawienie kamery to ostatni Wiedźmin jak choooj. Z naszej rodzimej produkcji próbowano także zaczerpnąć pomysł na zadania poboczne, ale tutaj zdecydowanie nie pykło. Historia każdego z NPC'a zupełnie mnie nie obchodziła, nudne to wszystko jak flaki z olejem. O konstrukcji samych zadań pobocznych nawet nie ma co wspominać, tak beznadziejne side questy widziałem ostatnio w Dragon Age'u Inkwizycji. Przyjdź, zabij i wróć. Czasami urozmaicane, albo w sumie nie, głównie urozmaicane śledzeniem śladów przez fokus. Holendrzy przesadzili z korzystaniem tego gówienka, który znajdujemy na początku gry. Gry, która zaczęła mnie nużyć swoim gameplayem, ale wciąż trzymała mnie mocno przy sobie dzięki... historii.  A raczej tym co się stało z "przedwiecznymi". Kto by pomyślał, ale Guerilla Games w końcu zrobiła tytuł, który przyciąga fabułą. Przynajmniej mnie. Także, żeby się nie przemęczać za bardzo, zmniejszyłem sobie poziom trudności i chłonąłem historię oraz audio logi zostawione przez "nas" dla przyszłego pokolenia. Bawiłem się dzięki temu świetnie i jakąś godzinkę temu skończyłem tę produkcję, będąc bardzo usatysfakcjonowanym zakończeniem i symboliką zawartą w pewnych scenach. To się twórcom KZ udało. O grafie nawet nie wspominam, nie jedna gra mając liniową strukturę chciałaby tak wyglądać, a tutaj grafa wypala gałki oczne będąc open worldem, a grałem tylko na amatorze. Klasa światowa. Jako całość mocno dobra gra.

 

8-/10

Edytowane przez MYSZa7
  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Wolfenstein : The New Order

 

Pierwszy Wolf, w jakiego grałem, co w sumie dziwne, bo zawsze mnie ten setting interesował, ale mniejsza o to. W każdym razie, świetny tytuł. Idealnie wyważone proporcje składników, czyli przede wszystkim strzelania, pobocznych przerywników i fabuły. Co więcej, odpowiednio długi, bez wciśniętego na siłę multi. 

 

Mięso, czyli strzelanie, sprawia satysfakcję (choć nie wszystkie bronie mają odpowiednie pier.dolnięcie i nie zawsze czuć odpowiednią "ciężkość"), wreszcie tytuł, w którym mam oldschoolowe (chyba można już tak powiedzieć) noszenie więcej, niż dwóch broni i noża, nie wspominając o dual-wieldingu (spoko, ale raczej na krótszy dystans). Jednak TNO to wcale nie taki staroszkolny tytuł, jak to niektórzy propagują. Mamy trochę skryptowanych akcji, narrację w typowym dla poprzedniej generacji stylu, mapki, znajdźki itd. Normalny poziom trudności jest przystępny i zostawia gracza wręcz z nadmiarem lootu (zobaczymy, co pokaże uber). Mnie to akurat cieszy, bo "czyste" shootery nigdy mnie nie jarały i wydawały się puste i monotonne (taki Doom 2016 nie przypadł mi do gustu). Tutaj nie ma kiedy się nudzić, tempo jest szybkie, co chwilę zmieniamy miejscówki i jesteśmy ciekawi, co dalej, znajdujemy nowe bronie i gadżety, no miodzio. Do tego interesujący świat przedstawiony (props za wątki polskie) i znośna, choć prosta, historyjka (Blazko niby typowy zabijaka, ale jakąś głębię spróbowali mu nadać). No wciągnął mnie ten świat i mam ochotę na więcej, ale na razie chyba daruję sobie sequel/prequel, żeby się nie przejeść. 

 

Aha, technikalia : płynniutkie 60 fpsów zawsze spoko, natomiast grafika to poprzednia generacja i nie ma co tu dużo się czarować (szczególnie słabo wypadają tekstury, modele postaci są znośne), ale artystycznie jest ok. W końcu gierka ma prawie 4 lata i wyszła też na past geny. Muzyka ma swoje momenty, ale jest jej trochę za mało (albo raczej pojawia się za rzadko). Także ogólnie 8/10 i jak ktoś jeszcze nie grał, to teraz jest idealna okazja, bo na PSN kosztuje 21 zł. 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Shadow Warrior 2

 

Kontynuując moje postanowienie kończenia rozpoczętych gierek padła kolejna produkcja zaczęta przeze mnie jeszcze w 2017. Bardzo dobry, dynamiczny FPS. Napier,dalasz na prawo i lewo ze wszystkiego co tylko znajduje się w bardzo pojemnym arsenale, a walka jest zaje,biście dynamiczna i leje się tyle krwi i tyle wybucha, że ciężko to ogarnąć bez dostawania padaczki po dłuższej sesji. Świetna sprawa, ile można biegać od osłony do osłony. Dodajcie do tego jakiś system umiejętności, ulepszanie broni wypadającymi kryształami czy co to było, dość luźną i humorystyczną fabułę, świetną grafikę i jest gierka spokojnie 9/10. Na PC w 60-100fps z g-synciem wjeżdżało jak złoto. Jedynie stawało się trochę nudne już pod koniec, bo jakby miodne to strzelanie nie było to 12h które zajmuje przejście gierki (no, zostały mi jakieś misje poboczne, ale nie chce mi się 100% wyciskać) robi się właściwie ciągle to samo i wystarczy. Może ciut więcej lokacji by się przydało też, ale to pierdoła. Polecam serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Celeste

 

To nie jest gra o skakaniu. To jest gra o współczesnym człowieku, o wewnętrznej walce z sobą, o demonach, które nas prześladują. Jak w zwierciadle pokazuje nas samych, uśmiechniętych na zewnątrz, ledwo posklejanych w środku. Mimo grafiki, a może właśnie dzięki takim uproszczonym środkom wyrazu gra sprzedaje mocną lepę na ryj i zmusza do introspekcji ,dzięki której lepiej zaczynamy rozumieć samych siebie. Brzmi absurdalnie? Niesamowicie mnie ta gra poruszyła, nie spodziewałem się, że z platformówki, której esencją jest ginięcie co 13 sekund (to moje statystki, grę przeszedłem w 10 godzin z małym hakiem, w międzyczasie ginąc 2706 razy), można jeszcze wycisnąć tyle emocji dzięki niby prostej fabule.

 

A sam gameplay? Wyborny. Madeline, główna bohaterka, mając do dyspozycji skok, chwytanie się ścian i dodatkowy odrzut w powietrzu przemierza kolejne plansze naszpikowane przepaściami, kolcami lub innymi "niedotykalnymi" elementami. Czasami też musi uciekać przed goniącymi ją... sami zobaczycie. Żeby zmusić gracza do wysiłku, na planszach umieszczono truskawki do zbierania, niekiedy chytrze ukryte. Rozgrywka jest natychmiastowa, jakby stworzona pod Switcha (z tą wersją się bawiłem) - włączacie konsolę, trenujecie przez kilka minut jedną planszę poprawiając co chwila kolejny jej fragment, aż w końcu z gracją i płynnością w kilkanaście sekund przedostajecie się na jej drugi koniec. I tak w kółko. Każdy rozdział oferuje nieco inne wrażenia, plansze urozmaicone są na różne sposoby (a to wiatr, który spycha nas w którąś stronę, a to "galaretka", przez którą można dashem przedostać się dalej odzyskując możliwość kolejnego skoku, a to ruchome platformy, które wyrzucają Madeline w jakimś kierunku). Nawet przez chwilę nie można poczuć znużenia.

 

Nie oszukujmy się, grafika na zdjęciach wygląda słabo, ale w ruchu spełnia swoje zadanie i koniec końców jest miła dla oka. Dźwięk to z kolei bardzo silna strona Celeste - utwory są nastrojowe, doskonale dopasowane do klimatu panującego w danym rozdziale. Czasami też zdarzają się plansze, gdzie rytm wyznaczany przez muzykę odgrywa kluczową rolę - szkoda, że jest  ich tak mało.

 

Gra jest też z pewnością gratką dla osób kochających wyzwania. Oprócz wspomnianych truskawek, na planszach ukryto niebieskie serca oraz kasety odblokowujące alternatywną wersję rozdziału (czyste platformowe wyzwania, zdecydowanie trudniejsze niż w fabule). Z Celeste można spędzić wielokrotnie więcej godzin, niż potrzeba do ujrzenia napisów końcowych.

 

Oczarowała mnie ta gra, przez kilka dni nie mogłem myślałem o niczym innym. Skończyło się też kilkoma zarwanymi nocami, czego skutki czuję do dzisiaj - syndrom  "jeszcze tylko jedna plansza i już wyłączam" jak najbardziej obecny. Fenomenalna pozycja, kwintesencja tego, co najlepsze w grach. Na Switchu lepszego indyka raczej nie ma. 10/10.

Edytowane przez Gromit
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Shadow Tactics - Blades of the Shogun

 

Ukończyłem dzisiaj jedną z najlepszych gierek tej generacji. Tytuł na modłę Commnandos czy Desperados, gdzie mając grupkę bohaterów o różnych zdolnościach, musisz po kryjomu wykonywać misje w rzucie izometrycznym. 

 

Pykło wszystko. Feudalny klimacik, atmosferyczna muzyczka, graficzka, ale co najbardziej podeszło, to ten przepyszny, wymagający użycia szarych komórek gameplay, dający mnóstwo możliwości na wykonanie zadania. 

 

I po raz pierwszy od dawna czuję takie "graczowate" spełnienie po ukończeniu gry, jakbym właśnie pojął równania różniczkowe albo zrobił bardzo dużą kupę. Dla takich gierek nie wyrzuciłem jeszcze konsoli i nie zacząłem w zamian robić coś pożytecznego. 

 

duże 9/10

Edytowane przez Pierce
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Nier: Automata

 

 

Tak, tak rzadko tu piszę no ale tym razem muszę. Wczoraj wpadła platyna:cebula:

 

O tej grze powiedziane było już chyba wszystko + ciężko pisać peany bez spoilerów. Tak więc w 3 zdanaich.

 

Gra roku 2017 - Check

Gra VIII generacji - Check

Top3 życia - Check

 

 

  • Plusik 4
  • Lubię! 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Condemned: Criminal Origins - nadrobione w ramach BC na Xone. Po pierwsze gra bardzo dobrze zestarzała się graficznie (Nie licząc modeli postaci, ale to jednak 2005 rok). Byłem zaskoczony jak wiele gier w późniejszym okresie ściągało patenty czy nawet całe sceny z tej produkcji (Batman, Get Even, Dead Space 2 czy Bioshock). Klimat gęsty, ale nie obyło się bez jednego humorystycznego elementu A dotyczącego osiągnięć z odłączaniem konsol X360. Bardzo satysfakcjonująca i zaskakująco dopracowana walka wręcz - przeciwnicy blokują, robią uniki czy nawet potrafią się "odwinąć" po ciosie. Sporo obiektów otoczenia ma własną fizykę, ale też nie obyło się bez betonowych rozwiązań (musisz szukać drogi naokoło pomimo tego, że siatka przed Tobą jest na wysokości oczu itp.). Fabularnie jest natomiast pewien zgrzyt. O ile bowiem wątek morderstw jest fajnie rozpisany, to prawdziwe motywy nie są już wyjaśnione za dobrze. Mieszanie historii kryminalnej z wątkami paranormalnymi wyszło po prostu nie do końca spójnie.

 

Pomimo pewnych wad fabularnych, warta ogrania chociażby z uwagi na klimat i fakt, że pod względami mechaniki potrafiłaby zawstydzić wiele młodszych produkcji.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Resident Evil 0

 

Ależ ja kocham takie klasyczne podejście. <3 Ostatni pełnoprawny, "stary resident", nim serię spotkała rewolucja, w postaci RE4, więc z góry sorry za spusty i sentymentalne pjerdololo, bez namaszczenia jednak się nie obędzie. :pope:

 

Na wstępie, t.j. REmake, to nie jest kolejny shooter tpp, mniej, lub bardziej skutecznie udający survival horror. Podział na akcję, eksplorację i zagadki z miejsca wyklucza go z tego grona całkowicie. Dzięki temu całość kampanii obywa się bez poczucia typu "O jezu, kolejny killroom", "Pierwsze godziny były dużo lepsze" i liczbą przeciwników oscylującą po 12h w okolicach 7 setek. Sporo w tym sentymentu, bo statyczne, filmowe kadry mogą dziś nieco odrzucać, mimo wszystko tworzona dzięki nim atmosfera z miejsca dodają +10 punktów do klimatu zaszczucia.

 

re0-3.jpg

 

Podobnie jakość i ilość puzzli, oraz kombinowanie, gdzie co i kiedy użyć. Tego kurewsko mi brakuje w dzisiejszych grach tego typu, nastawionych głównie na akcje. Eksploracja i puzzle w tamtych grach, niezależnie od ich wymagań, służyły nie tyle wysilaniu szarych komórek, co odpowiedniemu wyważaniu klimatu zaszczucia, a co za tym idzie unikaniu przesytu akcją i spowszechnieniu przeciwników, którzy zamiast zaszczuwać zaczynali zwyczajnie irytować (nawet najlepiej wykreowana kreatura przestaje straszyć, jeśli gra podruca ją na hurtem co kilka chwil).

 

Niezależnie od poziomu fabuły (typowy klimat klasy B) rdzeń rozgrywki jest naprawdę inteligentny i nastawiony na stałe i rozsądne zarządzanie inventory. W 0 nareszcie z możliwością swobodnego upuszczania i podnoszenia itemów, dzięki czemu pożegnany został debilizm w postaci braku możliwości uzupełnienia ammo do broni, jeśli akurat mamy zapełniony cały ekwipunek.

 

Resident-Evil-Origins-Collection-RE-0-In

 

....za to ze skandalicznie małą ilością miejsca i brakiem skrzyń, nastawcie się zatem na spory backtracking. :yao: No ale nie można mieć wszystkiego.]

 

Tl;dr: Ogólnie bawiłem się bardzo spoko, ale nie bez wad. Jeśli rzygacie obecnymi kopiami kopii, tytuł jest dziś w sam raz do ogrania za grosze, w przyzwoitej jakości.

 

8+/10

  • Plusik 8
Odnośnik do komentarza

Ratchet and Clank (PS4) - I tym sposobem ukończyłem wszystkie możliwe Ratchety (nie licząc Super Agent Clanka, ale on się nie liczy. Brrr). A mimo tego, dalej nie mam dość. Dalej chcę więcej. Dla mnie ta seria może trwać i do PS7.

 

A po napisach końcowych od razu odpaliłem Challenge Mode. I mam wrażenie, że mam jeszcze więcej frajdy. Zdecydowanie polecam new game plus w tej grze. Jedna z przyjemniejszych rzeczy w życiu obok seksu (podobno) i jedzenia karpatki.

 

8/10

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

RIME - Przed chwilą ukończone. W sumie ciężko zacząć pisać o tej grze, tak samo jak na początku, grając w nią ciężko jest powiedzieć "o co tu w ogóle chodzi?". Dużym plusem jest częsta zmiana settingu, każdy z pięciu  aktów jest zauważalnie różny od pozostałych, zarówno w wyglądzie jak i w gameplayu. Mniej więcej przy 70% zaczyna się wszystko klarować, gdy już jesteśmy dość mocno zanurzeni w ten świat i zaznajomieni z jego mechanikami, odbiór staje się prostszy, także za sprawą odnajdywanych sekretów, które nie są tylko bezsensownymi znajdźkami, a delikatnie doopowiadają historię. Podobnie nazwy i opisy głównych achievementów. Ostatnie 30%, to już prawdziwy emocjonalny rollercoaster, kulminacją jest zakończenie, którego się całkowicie nie spodziewałem. Tak samo jak nie spodziewałem się aż tak poruszającego odbioru, podczas napisów końcowych niemalże płakałem. Gra jest delikatna obrazem i dźwiękiem, jednak między wierszami niesie duży ciężar fabularny, poruszając bardzo poważny i niestety poniekąd znany mi temat.

PEREŁKA/10

 

Jako spoiler wrzucam jeszcze filmik momentu, który wywarł na mnie, poza zakończeniem, największe wrażenie. Ta muzyka, ciarki na plecach :obama: 

Spoiler

 

 

Edytowane przez Hum
  • Plusik 5
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Resident Evil 3 - korzystajac z bycia rozloznym przez jelitowke i chcac zachowac pewna tradycje (jak jestem chory gram w gierki na szaraka) odpalilem ostatnia czesc starej trylogii RE. Przez cala gre nie opuszczalo mnie wrazenie "trzeci raz to samo". O ile jedynka byla jako tako oryginalna bo przez wiekszosc czasu dziala sie w posiadlosci to 3ka jest takim residentem 2.5. W wielu lokacjach po prostu wiemy, ze juz to widzielismy (i nie mam na mysli takich oczywistych jak posterunek). Strzelanie tez to samo ale cieszy fakt dodania uniku i szybkiego obrotu. Fabularnie no to beka wnusiu, o fabule nigdy w RE przeca nie chodzilo. Patent z Nemesisem pewnie w 99 roku robil ale ja odkad pamietam nie lubie gier uciekanych i te sekcje gdzie decydowalem sie nie walczyc mnie irytowaly, a przy tym cala mechanika goniacego nas co jakis czas potwora. Gre skonczylem zatem bez wiekszej refleksji. Nie chcialo mi sie nawet jej masterowac jak dwie poprzednie i odkrywac nowych broni bo chyba tutaj wystarczy je wygrindowac w Mercaneries, a za najwyzsza range na koncu dostaje jakies ciuchy. Chociaz teraz troche mnie ciagnie i moze jednak przejde jeszcze raz z innymi wyborami, ktora to mechanika pewnie tez w 99 musiala robic. 7+/10.

 

Nadal osobiscie dla mnie najlepszy jest RE1, ale ciesze sie, ze mam stara trylogie juz za soba i teraz szykuje sie na dosc dluga (z tego co slyszalem) Veronice.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Life is Strange: Before the Storm (PC)

 

Początkowo "Before the Storm" może sprawiać wrażenie typowej zapchajdziury - czegoś, co powstało, by tylko udobruchać czymś fanbase zniecierpliwiony oczekiwaniem na pełnoprawny sequel Life is Strange, który podobno ciągle powstaje, no i przy okazji oczywiście wyciągnąć z niego trochę grosza. Z biegiem czasu jednak odbiór gry w moim wypadku stawał się coraz bardziej pozytywny, ale po kolei:

Strona fabularna to nadal czysta teen drama, tutaj może nawet i jeszcze bardziej skondensowana niż w podstawce, z racji braku elementów nadprzyrodzonych. Jeśli ktoś niezbyt lubi takie klimaty, to niestety będzie się troszkę krzywił i tak też było w moim wypadku. Na szczęście im dalej, tym bardziej wczuwałem się w opowiadaną historię, a postacie, z Chloe na czele, coraz mniej irytowały swoim zachowaniem. Pod koniec zacząłem doceniać kunszt z jakim cała rzecz została napisana - dialogi to co najmniej klasa wyżej od chociażby taśmowych dzieł Telltale Games, a całokształt ma w sobie trudny do opisania magnetyzm. Od pewnego momentu zacząłem z coraz żywszym zainteresowaniem śledzić, co będzie dalej.

BoS jest produkcją wyraźnie mniejszą od swojego protoplasty, z podobnym klimatem, ale na pewno mniejszym ładunkiem emocjonalnym i uderzającą w generalnie nieco inne tony - mocniej skupia się na przyziemnych relacjach międzyludzkich. I sądzę, że w dużej mierze właśnie w tej "zwykłości" z czasem ujawnia się największa siła tej produkcji.

 

PS: Platyna\calak są w tej grze banalne, prostsze chyba nawet niż w podstawce :lapka:


7.5/10

Mocniej polecam generalnie tylko tym, którym dłuży się czekanie na LiS2. Reszta, którym pierwsza część choć trochę się podobała, też może spokojnie sprawdzić, ale radzę nie nastawiać się na nie wiadomo co, z wyciskaniem łez na czele - momenty "mocniejsze emocjonalnie" są tu raczej sporadyczne.

Edytowane przez Frantik
Odnośnik do komentarza

@Mejm Ciekawe spojrzenie na trylogię, z jedynką w zupełności się zgadzam najlepsza bezdyskusyjnie część, jednakże dla mnie dwójka jest słabsza od Nemesis właśnie przez postać samego bękarta Umbrelli - Nemesisa, daje to więcej survivalu i zaszczucia niż cała dwójka mogła dac przez całą grę, dlatego trzecia część trylogii zawsze będzie wyżej niż dwójka która mimo wszystko rozpoczęła erę strzelania jak rambo.

Odnośnik do komentarza

No nie do konca przygodowy. Argumentacja zawsze jest taka "RE1-3 to byly survivale a 4ka to zepsula". Otoz moim zdaniem nie. Popsula to dwojka, w ktorej nie dosc ze arsenal sie dosc znacznie powiekszyl to jeszcze nie bylo nic z survivalu. Amunicji nie brakowalo nigdy a pierwszym itemem jaki ladowal w skrzyni byl noz, i zostawal tam do konca gry. W jedynce grajac Chrisem jak sie chcialo miec lzejsze zycie to trzeba bylo kilka zombiakow nozykiem pociachac, a reszte omijac. Dla mnie to osobiscie to wyznaczylo granice survivalu.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Mario+Rabbids Kingdom Battle

 

No, nareszcie udało mi się siąść porządniej i skończyć zeszłorocznego sztosa kupionego na premierę. Pod tym strasznie głupio brzmiącym tytułem kryje się jedno z największych growych zaskoczeń 2017: Ubisoft razem z Nintendo wykreowali grę, która nie miała prawa specjalnie istnieć: XCOM Mario. Z domieszką irytujących Kórlików, z francuskiego  Lapins crétins. Cóż mogę powiedzieć? Fanem kórlików nie jestem, ani tym bardziej taktycznych RPG, ale przy pozycji francuzów bawiłem się doskonale. Idealny miks zwiedzania rozległych czterech krain i rozwiązywania prostych zagadek środowiskowych połączone z satysfakcjonującym systemem walki turowej a'la wspomniany XCOM z chowaniem się za osłonami. Mechanicznie gra jest bardzo prosta, strzały albo trafiają w stu procentach, albo 50% lub wcale, umiejętności specjalnych nie ma tu zbyt wiele, a samych statystyk czy tego typu rzeczy jest "w sam raz". Nie za dużo by laik się pogubił i nie za mało, żeby specjalnista nie zasnął z nudów. Kluczową mechaniką walk, poza strzelaniem i osłanianiem się jest tworzenie wykręconych combosów swoimi postaciami, bo pomimo tego, że możemy "jedynie" poruszać się i strzelać, w akcji ruchu możemy również wjechać wślizgiem we wroga, odbić się od swojego kompana, wylądować za grupką przeciwników i zastrzelić wszystkić potężnym ciosem z bazooki. Albo wjechać z wybuchowym wślizgiem w trzech wrogów, odbić się od towarzysza, wylądować między wrogami, użyć specjala i przywołać wszystkich dookoła i zniszczyć wszystkich jednym ciosem wampirzego młota. Albo użyć speciala Mario/Luigiego, którzy atakują poza swoją kolejką, jeśli tylko jakś wróg poruszy się w zasięgu broni i tak dalej. Kombinacji jest całe mnóstwo i to dzięki temu walka do samego końca zwyczajnie nie nudzi, bo takie akcje strasznie cieszą. Dodajmy do tego głupią Marianową fabułę, dość udany humor (w rolach głównych Kórliki) i całą masę rzeczy do zrobienia i jawi nam się tytuł może nie wybitny, ale naprawdę solidny i wart polecenia. Ja bawiłem się dobrze. 

 

8/10

 

PS Boss World 3 to yebane mistrzostwo świata 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...