Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

7 minut temu, Pupcio napisał:

A taka fajna ta bitka była, muzyczka, sceneria no wszystko tam zagrało 

No wlasnie ta sceneria to nie bardzo xD Samurajski pojedynek przy poboczu A66 na pustyni wsrod kaktusow :reggie: Ale rozumiem czemu tobie siadlo :cool: Mi sie z kolei podobala ta miejscowka z ogrodem japonskim w biurowcu (xD). Tenchu mocno.

Odnośnik do komentarza

Wlasnie chcialbym. Nie patrzylem ale free dodatki na ps3 to glownie w stanach :wujaszek:

 

Aha, mi muzyka nie siadla. Wprawdzie nie jestem takim melomanem i koneserem sztuki alternatywno niszowej jak koval gardzacy OST z Automaty, ale tutaj zaden temat nie zapadl mi w pamieci a jpop przy walkach z bossami draznil.

Odnośnik do komentarza
13 godzin temu, Mejm napisał:

Wlasnie chcialbym. Nie patrzylem ale free dodatki na ps3 to glownie w stanach :wujaszek:

 

Aha, mi muzyka nie siadla. Wprawdzie nie jestem takim melomanem i koneserem sztuki alternatywno niszowej jak koval gardzacy OST z Automaty, ale tutaj zaden temat nie zapadl mi w pamieci a jpop przy walkach z bossami draznil.

 

jaki jpop?

 

 

 

walka z wolfem świetnie jest tutaj muzycznie zrobiona, gdy zbliża się ostatnia faza walki to wjeżdża wokal do tego (w sumie w każdej walce tak jest tutaj). 

 

DLC mozna skipnąć jak nie idziesz na 100%, bo nie wnoszą zbyt wiele do fabułki, a pamiętam że walka Jetstreamem była skopana (coś tam było nie tak z ciosami - miał jakoąś animacje której nie mozna było zcancelować)

 

 

Odnośnik do komentarza
W dniu 27.04.2020 o 09:23, oFi napisał:

 

jaki jpop?

 

 

No jpop to bylo przekornie napisane. Ta muzyka z walki z Wolfem wyzej to jakis mocny powermetalowy generyk. Zwykla kakofoniczna napier.dalanka. Rozumiem, ze moze pasowac do akcji i ktos lubi sobie sluchac tego w aucie ale jest to utwor wybitne do zapomnienia.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Zaliczyłem MGR z 6 lat temu i jedyne, co z tego soundtracku pamiętam, to że mi się nie podobał. A i że Figaro jakoś emocjonalnie reagował na jego krytykę xd. 

  

W dniu 26.04.2020 o 16:12, Mejm napisał:

Ogolnie jak ktos lubi MGS to razczej pozycja obowiazkowa.

 

A ja, bez złośliwości, bo Rising to fajna giereczka, powiem, że z "prawdziwym" klimatem MGSa ma tyle wspólnego, co nowe Terminatory z klasykami Camerona. Wiadomo, Raiden, Sunny, MG Ray, jakiś tam lekki zapaszek uniwersum w tle, ale w praktyce nie jest to żaden sensowny rozwój świata, który poznaliśmy u Kojimy, ot fetyszyzacja Raidena-cyborga, mechów i innych super-duper motywów. 

Odnośnik do komentarza

The Last Guardian

 

Zacząć grać w grę jednego dnia, pograć chwilę, rzucić w kąt chuy wie czemu i wrócić po kilku miesiącach - to u mnie standardowa procedura. Tak było i w przypadku tej gry, ale pod koniec tamtego tygodnia wziąłem się za nią jednak na poważnie. Wrażenia? Podobało mi się, a w pewnym momencie zacząłem nawet myśleć, że to moja gra generacji. Niestety, chyba jednak nie. 

 

Zacznijmy jednak od tego, co mi się podobało. Oprawa tej gry to jest coś pięknego. Jasne, nie jest to ani Uncharted 4, ani God of War z technicznego punktu widzenia, ale to właśnie z The Last Guardian zrobiłem najwięcej screenów. Ten design świata jest po prostu nie do podrobienia. Nie wiem jak to określić, ale od razu widać podobieństwa w oprawie i do Ico, i do SotC, a ja to kupuję z miejsca. Świetne są również animacje czy to Trico, czy to głównego bohatera. Wielokrotnie klikalem byle które przyciski (choć najczęściej było to R1+O - chłopiec zaczynał wtedy klaskać) lub po prostu obserwowałem Trico, tylko po to, by po chwili uśmiechać się pod nosem. W ogóle ta gra ma pełno momentów, które wzbudzają u człowieka uśmiech. Wiadomo - jest to historia o przyjaźni i ta gra fajnie to pokazuje. 

 

Gameplay polega głównie na skakaniu, przełączaniu dźwigni, niszczeniu luster czy szukaniu beczek, które stanowią pożywienie dla Trico. I wiecie to? To absolutnie wystarcza. Nie wiem, ile konkretnie zajęło mi przejście gry (myślę, że grałem ponad 10h, ale na pewno mniej niż 15), ale ta prosta rozgrywka w ogóle nie nudzi. Gra wciąga jak bagno i co jak co, ale mimo wszystko akurat po tej grze nie spodziewałem się pięciogodzinnej sesji, a wczoraj takową zaliczyłem. 

 

Niestety, końcówka bardzo mnie wymęczyla. Nie wiem, może to moja wina, ale strasznie mnie ta gra dziś sfrustrowala. Doszło do tego, że tak się zdenerwowałem, że historia przestała mnie już interesować i chciałem po prostu jak najszybciej ją przejść. Pewnie, to niejedyna rysa na diamencie (ale tak jak już wspominałem - mam wrażenie, że to też trochę przez moje podejście) - Trico zdarzało się przez dłuższą chwilę nie robić czegoś, co chciałem, żeby zrobił, sterowanie nie zawsze było precyzyjne, sekcje z przeciwnikami były często irytujące, tak jak i rzucanie beczka. Przez znaczną część gry bawiłem się jednak doskonale (a i filmiki z samego końca sprawiły, że złość uleciala). 

 

No ogólnie to zły jestem na siebie i wolałbym cofnąć się do momentu przed rozegraniem tej końcówki i tym razem zagrać bardziej na spokojnie, a to chyba oznacza, że bardzo lubię tę grę, bo nawet próbuje ją wytłumaczyć, hehe

Edytowane przez Ludwes
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Mutant Seeds of Evil

Nie będę ukrywał, że bardzo liczyłem na ten dodatek, niestety jest zrobiony na siłę, bez pomysłu i uwypukla największe minusy podstawki. Większość potyczek jest do bólu schematyczna i pod koniec doslownie zmuszałem się żeby iść dalej. Pamiętam jak rok temu nie mogłem się, a teraz taki zawód. Szkoda. 

5/10 

Edytowane przez chris85
Odnośnik do komentarza

Sekiro: Shadows Die Twice

 

W sumie nie "właśnie", bo już ponad tydzień temu, i nie do końca "ukończyłem", bo gram nadal i chcę zaliczyć inny ending. Trochę wrażeń i wylewanych na bieżąco żalów wrzucałem w temacie dedykowanym, więc tu postaram się dosyć ogólnie. Przede wszystkim to pierwsze gierka od From, którą zaliczyłem, w przypadku Soulsów i BB rezygnowałem jakoś po godzinie. Tutaj przyciągnął mnie przede wszystkim klimat, dobiegające z niektórych stron opinie, że gierka ma w sobie ducha Tenchu, którą to serię za czasów PSX i PS2 uwielbiałem, no i zmiany w stosunku do poprzednich gier FS w samym gameplay'u. Mało brakowało, a i tę grę bym rzucił w kąt bez ukończenia, bo miałem dosyć mocny kryzys po paru godzinach i zrobiłem typowego rage quita. Trzon gry był jednak na tyle dobry, a starcia tak mocno wjeżdżające na ambicję, że wróciłem. I choć jeszcze wieeele razy miałem gry dość i sporo ku.rew poleciało  (generalnie źle znoszę porażki i frustrujące momenty w grach), to całościowo nie żałuję, bo Sekiro to świetna gra, zdecydowanie wyróżniająca się na plus w tłumie typowych AAA ostatnich lat. Nie jest jednak bez wad, i to naprawdę znaczących. Dziś sobie pozwolę pojechać punktami, zaczynając od plusów: 

 

- wspomniany klimat, setting, całe założenie, że kierujemy shinobi, a dużo gameplay'u to działanie w ukryciu. Żaden ze mnie weaboo, ale jednak katany, shurikeny, muzyka, japoński dubbing uruchomiły we mnie trochę tego nerda sprzed -nastu lat. Na dodatek graficznie jest naprawdę ładnie, a momentami pięknie (niekoniecznie czysto techniczne, bo chociażby framerat moocno kuleje, ale od strony artystycznej i designerskiej jest tip top);

 

- system walki. No to jest rewelacja. Jak to ktoś gdzieś ładnie określił, prawdziwa szermierka. Kiedy opanujemy (albo przynajmniej nie będziemy już całkowitymi noobami) kilka kluczowych technik i mechanik, to tak naprawdę reszta gadżetów staje się tłem, a walka sprawia dużą przyjemność. Ten dźwięk klingi, efekty towarzyszące, mięsiste cięcia, bajka. Najlepiej siadły starcia typowo 1 vs 1, bez zbędnego pie.rdolenia ze strony przeciwnika w postaci jakiejś magii czy dziwnych sztuczek. Dwóch kozaków z bronią białą, blok, kontra, unik;

 

- design leveli, system progresji i ogólne wędrowanie i odkrywanie świata. Mamy sporo wolności (w zasadzie mając dany punkt fabuły do odhaczenia w pewnym momencie możemy sobie wybrać dowolną z trzech ścieżek/lokacji i bawić się po swojemu). Nie przytłacza nas jednak przesadna wielkość czy otwartość świata, jest odpowiednio skondensowany, i dobrze;

 

- replayability: grę od razu po skończeniu miałem ochotę odpalić od razu. Co prawda patent z kilkoma zakończeniami (a właściwie sposobami, dzięki którym można je uzyskać) jest trochę tanio rozwiązany i bierze nas z zaskoczenia (gdybym przy pierwszym przejściu wybrał w pewnym momencie fabuły nie tą odpowiedź, co "trzeba" i w rezultacie stracił 1/3 gry, to bym się troszkę wku.rwił), ale sam motyw sprawdzenia się ze swoją obecną wiedzą i skillem z wrogami, którzy za pierwszym razem mocno napsuli nam krwi, jest zachęcający do zabawy. 

 

Co mi nie zagrało: 

 

- gra jest frustrująco trudna. Pisząc "frustrująco" mam na myśli szereg zagrywek, które są zwyczajnie złośliwym psuciem graczowi życia. Nie chcę się powtarzać, ale wspomnę tylko o utracie części expa i kasy, przebieganie czasem sporych kawałków lokacji, żeby powtórzyć walkę, loadingi, cutscenki, ale przede wszystkim fundamentalne założenie walki - musisz zginąć, żeby się nauczyć. Ja wiem, że to jest właśnie idea gier FS, ale nie do końca to kupuję. Tym bardziej, że nie mamy tu znanej chociażby z Cupheada czy Hotline Miami, natychmiastowości powtórki, która rekompensowałaby złość z porażki, ale też zapewniała pozostanie "w transie", nie wytrącała z flow. Generalnie wiele razy miałem zwyczajnie uczucie marnowania własnego czasu, a nie jestem już gimbem, który podchodzi do tego bezrefleksyjnie. Gra wg różnych źródeł zajmuje jakieś 30-40 h. Cóż, powiem tylko tyle, że zdarzało się spędzić 2-3 h na powtarzaniu jednej i tej samej walki, czyli de facto stojąc w miejscu. Ostatni boss to były trzy podejścia po ok 2h xd. Ja wiem, że FS jest darzone kultem i dla ich wyznawców takie gorzkie żale nowego w temacie mogą się wydawać śmieszne, ale to nadal gra wideo. We mnie wyzwalała na tyle dużo negatywnych emocji, że nieraz kwestionowałem sens takiej "zabawy". Oczywiście nagrodą za wytrwałość była ta słynna satysfakcja (dawno nie spotykana w takim natężeniu w innych grach), ale trzeba tu sobie zrobić rachunek zysków i strat. Jak na moje to NG+ reprezentuje poziom trudności, który byłby w sam raz za pierwszym razem. Brak tu też solidnego tutoriala i wprowadzenia w poszczególne zasady tego świata. O pewnych mechanikach diametralnie zmieniających zabawę dowiadywałem się po X godzinach gry (np. z planszy na ekranie ładowania xd);

 

- pełno niepotrzebnych/nieefektywnych w walce gadżetów. Cała idea protezy (pomijając świetną, choć często działającą dosyć losowo i zwyczajnie źle, linkę) to sztuka dla sztuki, przez całą grę regularnie używałem dosłownie jednego "rozszerzenia" (zresztą to samo tyczy się cukierków-potionów). Gra stawia na skuteczne, konkretne działania w celu zwycięstwa, wszelkie dodatki są formą rozproszenia, na dodatek mocno ryzykowną w użyciu;

 

- kamera. Gra słynie z dotkliwego karania gracza za błędy, jednakże notorycznie byłem karany za nie swoje przewinienia. W ciaśniejszych pomieszczeniach (a niekiedy takie areny są wymuszone) nie da się normalnie walczyć. Lockowanie wroga często głupieje;

 

- drobniejsze glitche. O ile normalnie można na to przymknąć oko, tak w takiej grze jakaś zagrywka nie fair ze strony systemu, szczególnie w trakcie walki na skraju naszej wytrzymałości, może zadecydować o losie pada. 

 

Podsumowując: gierka świetna, ale chyba nie powtórzyłbym z pełną świadomością takiego doświadczenia. Trzon gameplay'u wyszedł wybornie i tym bardziej szkoda by go było ominąć. Tak czy siak gra na pewno jest warta sprawdzenia nawet przez ludzi, których raczej nie ciągnie do gier From, albo tak jak ja, odbili się od nich. Jest na tyle od nich inna, ale zachowuje (tak mi się wydaje) pewne podstawy ich game designu. Tutaj sobie piszemy na FPE, gdzie sami hardkorowcy (xd), ale mam sporo znajomych, którzy nie są żadnymi casualami, ale nie mógłbym im z czystym sumieniem gierki polecić, bo wiem, że zwyczajnie by ją odłożyli szybko na półkę. Choć oceny i nagrody dla Sekiro w branżowym światku są raczej zasłużone, tak trochę mnie dziwią. Dużo można stracić odpuszczając, ale powtórzę coś, co pisałem gdzie indziej: jak dla mnie idealny poziom trudności walk z bossami i sub-bossami (bo to oni są tu największym kłopotem, a starcia te stanowią w sumie trzon rozgrywki) byłby tak 20-30 % niższy, niż dostaliśmy. 

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

dla mnie najbardziej przystępną grą od FS pozostaję Demon Souls. Nie było tam aż tyle głupiego umierania przy bossach i flow grania najbardziej tam miałem. BB miał pare chamskich zagrywyek jak oneshotowanie od niektórych mobków (no ta głupie baby co za łeb łapały :/ ).

 

Sekiro niedlugo i u mnie w napędzie to ciekaw jestem czy się nie odbije :shieeet:

Edytowane przez oFi
Odnośnik do komentarza

Silent Hill: Downpour - gra swoje przeleżała po kupieniu zanim ją odpaliłem. Bałem się w szczególności tego drewnianego systemu walki który nawet na filmikach wyglądał odpychająco. No ale przyszedł ten dzień, odpaliłem nawet na hardzie bo co mi tam, najwyżej po godzinie wyłączę. Okazało się że i owszem walczy się beznadziejnie ale przeciwnicy dużo zdrowia nie zabierają, można zawsze zwiać, a takich których trzeba pokonać nie jest strasznie dużo. Ba w pewnym momencie miałem nawet 13 apteczek w inwentarzu. Fabularnie jeśli chodzi o główny wątek jest poprawnie. Jest klimat niepewności w wielu momentach choć sam bestiariusz nie powala i nie wzbudza jakiejś odrazy (do tego z SH2 brakuje). Jest kilka zagadek które zajmą dłuższą chwile czasu. Najlepsze są jednak zadania poboczne i ogólne smaczki z obcowania w tym chorym mieście.

Spoiler

Quest z lustrem czy też z gramofonem gdzie odtwarzamy zbrodnie. Do tego smaczki pokroju czytania jakiegoś listu z tragicznym finałem, a po skończeniu słyszymy dźwięk i widzimy cień wisielca. Z wątku głównego na pewno zapamiętam odgrywanie na scenie historii o Jasiu i Małgosi czy też spotkania z manekinami.

Oczywiście fajnych motywów jest więcej.

Co mi się nie podobało oprócz drewnianej mechaniki to na pewno sekwencje w otherworld które są po prostu bez wyrazu. W ostatniej lokacji mocno przesadzono z ilością przeciwników, no i grafika jest brzydka, ale nie ona jest tu najważniejsza.

Gdzieś rok temu o tej porze ogrywałem SH: Homecoming i nie byłem w stanie skończyć, za to Downpour wszedł bez problemu. Trzeba tylko przeboleć drewnianą walkę i brzydotę graficzną, a jest to Silent Hill wart sprawdzenia.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

@kotlet_schabowy Ze wszystkim się zgadzam, oprócz kwestii protez. No nie. To nie zapychacze, a ważny elementy rozrywki dzięki któremu w wielu przypadkach uniknąłem tej wspominanej przez ciebie frustracji (choć oczywiście całościowo było jej i tak dość dużo). Wiele z możliwości protezy pięknie ułatwia i klaruje walki z szefami (tak, nawet z tym finalnym skur.wi.xem). Po drugie primo IMO poziom trudności jest w sam raz co pokazuje NG+. Gdybym tak chociaż od 40% ukończenia gry przestawił się na bardziej agresywną, nastawioną na udane parry walkę (bez tych (pipi)anych uników do tyłu, które prawie zawsze kończyły się fiaskiem) moje pierwsze przejście byłoby znacznie lżejsze. Naprawdę po tej metamorfozie i walce z last bossem nie boję się teraz już niczego i wbijam wszędzie na pełnej katanie. 

Odnośnik do komentarza

cdvMEHcRTpIciiYaVgOlTU8zXoXNKy_lgKJkHXOp

Kolejna gra którą po x latach w końcu miałem przyjemność pierwszy raz skończyć. Strasznie dużo mnie ominęło za czasów PS2 (pomijając demówki) SOTC, DQ8 i Okami pluje sobie teraz w gębę, że dopiero teraz się nad tymi gierkami spuszczam ale z drugiej strony to chyba dla nich komplement, że po tylu latach dalej się bronią.

 

Jak nienawidzę grania odpiętymi joyconami tak nie wyobrażam sobie grania w Wilka inaczej. Możliwość ustawienia lewego, bądź prawego joycona jako piórko do rysowania sprawdza się na ekranie fenomenalnie. Zdarzały się co prawda przypadki, gdzie gra nie potrafiła poprawnie zarejestrować moich manewrów (głównie przy rysowaniu kół na drzewach, koniczynach, wrogach) ale z czasem złapałem trochę więcej wprawy i wyczułem gnoja. Pomimo chwilowych frustracji ze sterowaniem cholernie dobrze się przy tym bawiłem i był to jeden z elementów który przykuł mnie na ponad 55 godz lizania każdej skały i źdźbła trawy tego arcydzieła.

 

Oprawa audiowizualna to czysty azjatycki sex bez korony ale widać też gołym okiem, że technicznie pomimo bycia re-remasterem silnik tej gierki ma już dobre lata za sobą. Zasięg dorysowywania obiektów to jest momentami dramat. Nie da się (pipi)nąć screenów, gdzie widać coś więcej bo wszystko schowane już nawet pomijam większe obiekty. Zdarzyło się, że nawet dzbanki do niszczenia potrafiły się z bliska dorysowywać a nic w lokacji nie ruszałem. Tekstury momentami to też poziom Borderlands 2 (tego na PS Vitę) ale nie od dziś wiadomo, że Capcom jeśli chodzi o remastery to leniwe łajzy i najlepiej mają fani na pc, gdzie jeszcze można takie rzeczy samemu poprawić.

 

Fabularnie i level designersko trzymało mnie za mordę. Jak na grę często porównywaną do serii z zielonym skrzatem sporo tu się dzieje a jeszcze więcej jest tekstu lecz sądzę, że o tym dawno wszyscy wiedzą. Momentami był co prawda lekki cringe (w spojlerze na dole) ale o dziwo całość naprawdę zjadliwa. Postacie pomimo, że ze względu na design w większości mogą nie zostać przeze mnie zapamiętane nadrabiają osobowością, każda ma jakąś ciekawą historię która przetacza się przez grę. Sama postać towarzyszącego nam Issuna robi wahadło takiemu Navi'emu czy innym przydupasom z innych gierek, z jednej strony zarozumiały gnojek ale potrafiłem przez niego chrumknąć przed ekranem a przy końcówce nawet chwycił mnie za serduszko.

 

Lokacje są świetnie zrobione aż się chciało biegać i szczekać po Shinsu Field czy Ryoshima Coast szkoda tylko, że dużo pochowanych miejscówek to kopiuj-wkleje. Nie ma ich specjalnie dużo dlatego dziwie się, że nie ogarnęli inaczej wyglądających plansz z pochowanymi znajdźkami. Może w grach retro 2D tak by to nie uderzało lecz tutaj czułem po prostu syndrom Dragon Age 2. Do tego dochodzi recykling z pierwszym bossem, gdzie zafundowali mu tylko reskin to już serio mogli dać po prostu mocniejszych standardowych przeciwników i byłby cymesik.

 

Jak już przy przeciwnikach i bossach jesteśmy gra jest przerażająco łatwa. Serio od lat nie grałem w coś takiego, czułem się jakbym jechał na czitach berion odpowiadał za tą grę? W zasadzie poza końcowym bossem i paroma minigierkami (minigierka z kopaniem ty szmato) nie odczułem jakiegokolwiek wyzwania. Jeżeli komuś zależy na rozkminie idealnego sposobu na szybkie wykończenie każdego stwora plus zebranie specjalnych pazurów to tak, będzie miał co w grze robić ale tak, żeby ją po prostu ukończyć no nie wiem, jaki musiałbym być upośledzony żeby chociaż raz polec. Z tego co czytałem ludzie robią sobie specjalne czelendże typu 3 żyćka i fiolki z atramentem przez całą grę no cóż ... Może wtedy faktycznie zaczyna być ciekawiej ale ja pierwszy raz w to gram, skąd miałem to wiedzieć. Poza tym nie wyobrażam sobie nie przemyszkować każdych zakamarków za to uwielbiam wszelkie Zeldy i Metroidvanie.

 

Ostatnie co mnie irytowało to momentami kamera ale to po prostu podciągnięty port z PS2 nie ma co oczekiwać cudów więc przymykam oko na takie archaizmy.

 

Pomimo swoich niedoskonałości kompletnie rozumiem niektórych ludzi dla których to jedna z gier życia, ograłem 20 Zeld i absolutnie nie zgadzam się, że jedyne czym Okami stoi to oprawa wizualna. Przyssało mnie na wiele godzin i nawet niski poziom trudności mnie nie zniechęcił a to już prawdziwa sztuka. Daje uczciwe 5/6 szkoda studia Clover chętnie zobaczyłbym prawowity sequel na miarę dzisiejszych czasów, chyba dam szansę kiedyś Okamiden a tymczasem さよなら :D

 

Spoiler

chuy w pupę Capcom za usunięcie tego kawałka z creditsów w remasterach.

Spoiler

*UFO, Sci-Fi wmieszany w klimaty feudalnej Japonii co do qrwy.

 

  • Plusik 1
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Dr.Czekolada napisał:

Jak już przy przeciwnikach i bossach jesteśmy gra jest przerażająco łatwa. Serio od lat nie grałem w coś takiego, czułem się jakbym jechał na czitach berion odpowiadał za tą grę? W zasadzie poza końcowym bossem i paroma minigierkami (minigierka z kopaniem ty szmato) nie odczułem jakiegokolwiek wyzwania. Jeżeli komuś zależy na rozkminie idealnego sposobu na szybkie wykończenie każdego stwora plus zebranie specjalnych pazurów to tak, będzie miał co w grze robić ale tak, żeby ją po prostu ukończyć no nie wiem, jaki musiałbym być upośledzony żeby chociaż raz polec. Z tego co czytałem ludzie robią sobie specjalne czelendże typu 3 żyćka i fiolki z atramentem przez całą grę no cóż ... Może wtedy faktycznie zaczyna być ciekawiej ale ja pierwszy raz w to gram, skąd miałem to wiedzieć. Poza tym nie wyobrażam sobie nie przemyszkować każdych zakamarków za to uwielbiam wszelkie Zeldy i Metroidvanie.

Jest jak piszesz. Gra jest latwa jesli idzie sie glownym nurtem. Dodam tylko, ze jesli chcemy zebrac wszystkie koralki do rozanca to juz tak latwo nie jest bo czeka nas pare trudnych aren. Poza tym jedyna trudnosc jaka pamietam to (tez opcjonalny) blok kamienia z laczeniem kropek. Musialem nagrac sekwencje na kamere bo nie szlo spamietac (random). Co dziwne, nie pamietam o co chodzilo w minigierce z kopaniem. A z tymi zyciami to jest tez tak, ze za skonczenie gry z max 2 zgonami dostajesz jakis tam skin (chyba ktorego z tych psow. za ich perfekcyjne poknanie tez jest jakis bonus a latwi nie sa). Dowiedzialem sie tego po napisach koncowych i mialem dokladnie dwa zgony :reggie: tym samym niechcacy robiac "calaka" na ps2. Jedna z gier zycia.

Odnośnik do komentarza

Zgadza się odnosiłem się do zwyczajnego przejścia gry. Większość starć wygrywałem szybko spamem bomb/power slashy i konkretnych żywiołów. Chyba w żadnej grze nie dostałem takie eleganckie staty na koniec i to bez starania xd Absolutnie nie odmawiam gry jej głębi, tak jak pisałem jeśli ktoś chce robić 100 % wszystko będzie miał trochę pracy.

W kopaniu chodziło o niszczenie segmentów, raz wystarczyło cięcie/kopanie innym razem bomby a było to szczególnie upierdliwe kiedy jeszcze latał za nami typek i właził na kolce i czas spadał albo zawracał się w drugą stronę i manewruj nim/niszcz te segmenty kiedy już się tusz kończy xd Teraz jak nad tym pomyślę to chyba dostałbym ku.rwicy na robieniu tylko z 3 butelkami. Samo sterowanie Ammy w tym trybie też jest trochę upierdliwe, bo nie było robione z myślą o takiej kamerze i jej responsywność pozostawia trochę do życzenia dlatego zależało mi na jak najszybszym kończeniu tych etapów bez czyszczenia ich na full.

Odnośnik do komentarza

Jak II Renegade

 

Jeszcze tydzień temu nie sądziłem, że będę mógł dziś o niej napisać w tym temacie. Po prostu pewnego dnia, przeglądając YouTube'a, trafiłem na filmik z tej gry. Obejrzałem chwilę i pomyślałem, że muszę do niej wrócić, bo pierwszy raz zagrałem w nią w 2014 roku. Szybko wtedy, bo po jakichś dwóch godzinach, dałem sobie z nią spokój, bo raz, że nie była typowa kontynuacją jedynki, którą uwielbiam, a dwa, że była po prostu frustrująca. No ale dobrze - wróciłem więc do niej w tamtym tygodniu, zacząłem od nowa i po jakichś niecałych dwóch godzinach wyłączyłem wku.rwiony, po czym wszedłem na YouTube'a i zacząłem lajkować wszystkie filmiki, które krytykują tę grę, lmao

 

Tego samego dnia jednak do niej wróciłem. Dlaczego? Bo po prostu ta gra ma to 'coś'. C'mon, mamy 2020 rok, mam sporo gier do ogrania na PS4, a ja napyerdalam w remaster gry z PS2, nawet pomimo tego, że zazwyczaj konsolę wyłączam wkur.wiony jak nie wiem co. Przechodzimy więc tym samym do bardzo istotnej kwestii - poziomu trudności. Pamiętam jak lata temu bodajże Figaro napisał coś w stylu, że ludzie, którzy nie lubią drugiego Jaka, to ludzie, którzy się od niego odbili. Mocno mi to utkwilo w pamięci, więc grając cały czas siedziałem ob.srany, bo spodziewałem się gry bardzo trudnej. Czy tak jest w istocie? Czasami. Są misje, które powtarza się wielokrotnie (jedna, mimo że dało się ją przejść w 5 minut, wyjela mi półtora godziny z zyciorysu), ale ogólnie idzie całkiem łatwo i przyjemnie (porównałbym to do wszystkich części GTA z PS2 - tam też było kilka misji, które zapamiętało się ze względu na ich poziom trudności). Mimo wszystko nie ukrywam, że momentami brakuje tu checkpointów jak skur.wysyn (choć, co ciekawe, gra wielokrotnie zaskakuje ich obecnością). To wada, bo wielokrotnie zdarza się, że dochodzisz do bardziej wymagającego momentu, giniesz, a gra cofa cię na sam początek misji, przez co znowu musisz przedrzeć się przez te, już wtedy, dość nudne, bo już znane, momenty. Gra cierpi również na bardzo często fatalną pracę kamery, strzelanie jest momentami uciążliwe, bo chuy wie w końcu, czy występuje w tej grze autonamierzanie, czy jednak nie, a poruszanie się po tym mieście, przynajmniej do momentu otrzymania deski, jest irytujące. Pojazdy bowiem to niezłe wozy z węglem, a weź wtedy yebnij przez przypadek 'policjanta', o co nietrudno, a frustracja dodatkowo jeszcze wzrasta. Broni też nie ma za dużo, bo są tylko cztery, a przez większość gry używa się tak naprawdę tylko jednej, która dostajemy po godzinie gry, a i specjalnej mocy Jaka użyłem może z 5 razy przez blisko 20h gry. 

 

Nie da się ukryć jednak, i to jest spory plus, że gra jest naprawdę mocno zróżnicowana. Mamy tu strzelanie, skakanie, jeżdżenie na desce (są misje, w których występują wszystkie te elementy jeden po drugim), wyścigi, różnego rodzaju minigierki, misje w których sterujemy mechem, jakieś ku.rwa czasówki (ogólnie ich nie lubię, ale te tu były spoko), no i oczywiście walki z bossami, które były naprawdę spoko, mimo że nieszczególnie rozbudowane.

 

Ogólnie rzecz ujmując - bawiłem się naprawdę elegancko, mimo że często myślałem sobie, że ta gra posiada wiele rzeczy, których w grach nie lubię, a i miałem wrażenie, że autorzy niekiedy po prostu znęcają się nad graczem, ale to nadal jest dobra gra, nawet pomimo blisko 17 lat na karku. Musiała robić spore wrażenie w 2003 roku. 

 

Swoją drogą myślałem, że walnę platynkę, ale przez całą grę zebrałem trochę ponad 50 z 286 jajek, a że większość z nich dostaje się za ukończenie jakichś wyzwań, to stwierdziłem, że to jednak nie dla mnie, bo jeszcze popsuje pada albo i konsolę, hehe 

 

Jeszcze Jak 3 przede mną, nice. Nie mogę się doczekać tych pustynnych klimatów, a i gra jest podobno dużo łatwiejsza, więc powinno być bardzo przyjemnie. 

Edytowane przez Ludwes
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Oj nahajpował swego czasu Hiv na Jaka II, wystawiając bodajże 10- (czym tam 9+ z odpowiednią adnotacją, bo PE wtedy "bało się" dawać dyszek). Rok 2003, co za wspaniały czas dla PS2.

 

Osobiście ominąłem wtedy Jaka, bo byłem team R&C, a powód (poza tym, że Ratchety to wspaniałe gierki) był dosyć prozaiczny: grałem na oryginałach, nie przelewało się, i strasznie zwracałem uwagę na podawany w reckach czas gry, a Jaki były raczej krótkimi gierkami. Z punktu widzenia czasu wiem, że to było w sumie głupie, ale cóż. Do serii wróciłem od du.py strony w 2005,  zaczynając właśnie od dwójeczki, której nie wspominam z jakimś mocnym rozrzewnieniem. Byłem raczej fanem bardziej cukierkowych klimatów w platformówkach, co zresztą się nie zmieniło, więc ten trochę na siłę cool i edgy klimat, będący ukłonem w stronę panujących trendów, nie do końca mnie przekonywał. Koniec końców, grało się super, a jakichś trudności szczerze mówiąc sobie nie przypominam. A moja historia z serią potoczyła się tak, że nadrobiłem rewelacyjną jedyneczkę, a trójka leży do dziś na kupce wstydu. I w jej przypadku też trochę odrzucająco zadziałały eksperymenty z settingiem, nacisk na pojazdy etc. ND trochę przekombinowało z tą serią jak dla mnie. 

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...