Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Wczoraj skończyłem Marvel's Avengers.

 

Zacznę od plusów bo tych jest mnie. Gra opowiada banalną, patetyczną, prostą historyjkę o tym że każdy może zostać bohaterem trzeba tylko uwierzyć w siebie itd. ale co zaskakujące mimo swojej banalności i przewidywalności jest ona całkiem strawna. Głównie dlatego, bo kreacje i relacje bohaterów są naprawdę fajnie zarysowane i zdecydowanie są największym motorem napędowym gry, oczywiście podobnie jak filmy Marvela nie jest to żadne wybitne dzieło, a raczej typowa blockbusterowa, popcornowa produkcja, ale ze względu na sympatyczne postaci można śledzić ten tytuł bez zgrzytania zębami.

Cała reszta fabuły jest idiotyczna, główny złol jest tak przerysowany jak tylko się da, ale rozumiem że miał być tylko pretekstem by kolejny raz opowiedzieć tę samą historię o dobrych bohaterach którzy mimo trudności i osobistych animozji znowu wspólnie łączą siły i ratują świat więc wybaczam.

 

Nie mogę jednak wybaczyć rozgrywki, bo jeszcze nigdy nie grałem w tak denną grę. Cała gra podzielona jest na krótkie misje i 90% z nich wygląda tak samo, lądujemy na pustej mapie, z losowo porozrzucnami tu i tam powtarzalnymi assetami, pełniącymi rolę zajęć pobocznych, tam gdzieś rzucą mocniejszego przeciwnika, tam sejf zamknięty na zagadkę logiczną uwłaczającą inteligencji gracza, a tu osobę którą trzeba uwolnić. Myślicie pewnie że to tylko zajęcia poboczna i na pewno główne zadania są ciekawsze, otóż nie, bo są równie albo i bardziej schematyczne. Poważnie, lokacje nie mają w sobie żadnego level designu, wszystkie wyglądają tak samo i są tak samo beznadziejne. Wynika to prawdopodobnie z tego że  musiały być dostosowane do różnych postaci, przez co musiały być jak najbardziej uniwersalne a przez to nijakie.

Sama gra polega na tym że biegamy sobie po tych mapach i zabijamy niekończące się fale przeciwników, nic ciekawego, ale walka jest zrealizowana jest nawet w porządku, wiec pod tym względem mimo naturalnej monotonni związanej z obijaniem setek mord, to nie jest tak źle.

 

Także to tyle jest graficzka, jest marvelowa fabuła, no i beznadziejna struktura rozgrywki polegająca na wykonywaniu dziesiątek podobnych misji.  Gdyby przerobić to natypową grę singlową, z fajnymi misjami to mam wrażenie że mogłaby wyjść z tego naprawdę spoko gra, a tak niestety jest  to tytuł za którym nikt nie będzie płakał.

Odnośnik do komentarza
10 minut temu, ASX napisał:

Gra opowiada banalną, patetyczną, prostą historyjkę o tym że każdy może zostać bohaterem trzeba tylko uwierzyć w siebie itd.

 

4 minuty temu, XM. napisał:

Jestem pełen podziwu dla osób które ukończyły te gre

Czyli wystarczy ukończyć tę grę, by zostać bohaterem. Przynajmniej w oczach XM.

Nie trzeba nawet w siebie wierzyć.

Odnośnik do komentarza

Nie no, beta była gównem, pełniak przez kilka pierwszych miesięcy też ale teraz jak się gra tylko kampanię to jest naprawdę przyjemny popcorniak. Świetnie wygląda, Kamala jest rewelacyjna, ładne i różnorodne lokacje, są widowiskowe momenty, walka jest tylko OK, reszta postaci mi potem przypadła do gustu. No byłem bardzo pozytywnie zaskoczony samą kampanią i nie żałuję że skończyłem, wręcz przeciwnie. 

Odnośnik do komentarza

Halo Reach - długo się zabierałem do tego, teraz fajnie to chodzi w kolekcji Master Szefa na XSX. 

W sumie co tu napisać, bardzo fajna część. Naprawdę miło mi się grało, misje ciekawe, widoczki są całkiem zacne. 

Tak przy okazji pomyślałem o tej serii, że jest w niej coś co potrafi przyciągnąć. Nawet pomimo tego że w międzyczasie Fpsy się zmienily (szczególnie po CoD4MW), Halo pozostało Halo. Z krasnalami, laserkami, tą całą epickoscia (niektóre widoki naprawdę robią robotę) i monumentalną muzyką. 

 

Przy okazji premiery Infinite, mam nadzieję na singla który zapewni rozgrywkę tak jak robi to np Reach które każdemu polecam! 

Odnośnik do komentarza

Chernobylite (XSX)
 

68c4537d-5a15-45d3-b59c-c952d81b5982.thumb.png.39db32d3ec9a07fa3d104dc8eba612ea.png

Moja dziewiętnasta w tym roku ukończona gierka to całkiem udana produkcja naszego Farm51, rozgrywająca się w klimatach radzieckiego post-apo (tutaj z Czarnobylem w tle), w stylu S.T.A.L.K.E.R. i serii METRO.
Podobnie jak tam, mamy tu do czynienia z grą FPP, choć dużo bardziej nastawioną na opowiadanie historii i zarządzanie bazą, niż akcję i rozpierduchę.
Strzelanie oczywiście również jest (zarówno do ludzi, jak i nie-ludzi), ale pierwsze skrzypce gra tu eksploracja, zbieranie surowców na crafting i powolne odkrywanie co, skąd i dlaczego.
Rozbudowa bazy i rekrutacja napotkanych stalkerów jest raczej prosta i niech nie zraża się ten, któremu się wydaje, że będzie musiał zbierać jakieś SIMSy i je niańczyć.

Sama rozgrywka podzielona jest na dni, a każdy dzień to możliwość wykonania jednej misji.
Do głównych zadań to wiadomo, a do pobocznych można posłać swoich towarzyszy.
Nasz Igor ma nawet eRPeGowe drzewko rozwoju i każdy z naszych nowych znajomych może go czegoś przydatnego nauczyć w zamian za zebrane punkty doświadczenia.
Wspominałem o strzelaniu - te jest dość czułe i raczej odradzam bezpośrednie wymiany ognia z kilkoma przeciwnikami na raz - da się, ale o wiele lepiej stosować walkę podjazdową i ciche eliminacje.
Plus fajny patent ze stopniową utratą zmysłów po każdym brutalnym akcie, na co lekarstwem jest (a jakżeby inaczej!) alkohol.

Nasze wypady rozkładają sie na kilka leveli odwiedzanych wielokrotnie (ale spokojnie, zmieniają się - czasem jest większy pył, czy skażenie radioaktywne, czasem słońce, czasem deszcz lub wieczór) i mimo, że nie jest to otwarty świat, to jest gdzie łazić i co zwiedzać.

4e5c45e9-a273-4561-bcf3-6a68fe2b6fda.thumb.png.b8dcfae42371a0f29a800865360868f5.png

Miejscówki te są również zaprojektowane z wieloma opcjonalnymi pomieszczeniami, niedostępnymi za pierwszym razem - trzeba zdobyć odpowiedni gadżet, by niektóre zamknięte przejścia otworzyć.
Po zaliczeniu misji możemy dalej biegać sobie po terenie, jeśli uznaliśmy, że mamy tu coś jeszcze do zrobienia (tylko nie za długo, bo robi się ciemniej, wzmaga się wiatr i zaczynają bić pioruny, zwiastujące nadejście...), a jak uznamy, że już wszystko zaliczone to w dowolnym momencie wyciągamy teleport gun i otwieramy portal do naszej bazy.

Klimat gry jest świetny, ale ja uwielbiam post-apo wszelkiego rodzaju, więc jestem trochę mało obiektywny.
W każdym razie zdecydowanie pomaga tu bardzo sugestywna grafika, wykonana przy użyciu fotogrametrii, czyli skanowania 3D prawdziwych okolic Czarnobyla.
Jasne, zbliżając się do tekstur na odległość wyciągnięcia ręki widać, że jest to sprawa dość umowna, ale podczas normalnej gry niejednokrotnie można zachwycić sie wręcz fotorealistycznymi widokami.

c0030de9-0381-4c73-ade8-63b22325ee47.thumb.png.366b3b1d61d0efc1c5710811eabf5937.png

Dźwiękowo też jest klimatycznie, myzyczka w tle to melancholijnie brzdękanie akustycznej gitarki z okazjonalnym mocniejszym pyerdolnięciem dla podkreślenia dramaturgii wydarzeń.
Dubbing (grałem z rosyjskim) raczej średnich lotów, wszyscy brzmią w sposób przerysowany i gdyby angielski był tak dobry jak w METRO to bez wahania bym przełączył, jednak z tym jest jeszcze gorzej i całkowicie psułby klimat.
Za to należy pochwalić nasze napisy - są bardzo kwieciste i każdy mizernie dostarczony dialog potrafią odpowiednio ubarwić 

Przy dialogach będąc... Szkoda, że rozmowy z eNPeCami odbywają się w znany i oklepany, skyrimowo/falloutowy, kukiełkowy sposób, bo przez to nie robią konkretnego wrażenia.
A szkoda, bo sama historia i nawet niezły twist pod koniec to zdecydowanie jedne z mocniejszych punktów gierki, ale brak fajnie odegranych cut-scenek (wiem, budżet, to wciąż gra niezależna) sprawił, że nie było takiego WOW, jakie mogłoby być, gdyby wiele z tych rozmów zostało zrealizowanych z konkretnym rozmachem i w sposób bardziej filmowy.
W każdym razie fabularnie jest ciekawie i naprawdę niegłupio, choć chyba ciut za długo, bo pod koniec miałem wrażenie zbytniego rozwleczenia i spokojnie kilka z tych misji głównych mogłoby pójść pod nóż bez straty dla całości.

Nawet wbiłem 100% achievementów, bo do tego praktycznie trzeba tylko przejść grę :D

Screenshot_20211019-171456_Xbox.jpg.bce2acdfeb17f176846f872d207698f9.jpg

Podsumowując... Chernobylite to naprawdę kawał fajnej gry niezależnej, z której na zmianę przebija raz ambicja zespołu Farm51, a za chwilę ograniczenia budżetu.
Fanów tych klimatów i tak namawiać nie muszę, a niezdecydowanym radzę spróbować, bo to naprawdę udana produkcja.

Ocena 7/10

  • Plusik 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Halo 2 (360) - w stosunku do jedynki jest lepiej. Cytujac klasyka "niewiele, ale lepiej". Zaczynajac od pozytywow to muzyka na pierwszym miejscu. Szkoda, ze tylko w sumie na poczatku jakos przygrywa, w koncowce jakby jej mniej. No i nie jest z nami caly czas, po prostu nagle sie wlacza co jednoczesnie powoduje, ze nie mozemy jej z czym spasowac. Fajne utwory ale oderwane od tego co dzieje sie na ekranie. Fabula tez sie troche rozwinela, mamy wiecej info o drugiej stronie ale scenariusz czasem tak pedzi, ze ciezko skumac co sie dzieje. Nie wiem, moze cos przeoczylem ale nagle typ z mackami okazuje sie zlym bo Cortana sprzedala nam w to w dwoch zdaniach zaraz na poczatku misji a w scianie widzimy wbity statek i nie wiemy jak sie tam znalazl.

 

Co mnie w sumie zaskoczylo to pojawienie sie drugiej grywalnej postaci. Myslalem, ze ten zabieg wyplynal dopiero w okolicach 5ki. No ale niestety jest to tylko hud w innym kolorze i moc znikania, ktora dziala tak se. Bo jak zwykle bronie dobieramy sobie na zasadzie "co jest" a nie "z czego lubie strzelac". Wiec 3/4 gry przeszedlem z tymi alienowymi odpowiednikami pistoletow maszynowych. Byly w dwoch kolorach, do teraz nie wiem czym sie roznily oprocz infa o rasie, ktora ich uzywa. W ogole zmiana broni troche kek. Mamy dwie w lapie ale zeby przelaczyc na alternatywna to trzeba wcisnac Y tyle ze dwa razy. Bo za pierwszym nasza postac wyrzuca jedna i dopiero ponowne wcisniecie wybiera druga bron. Tyle, ze potem trzeba te wczesniej wyrzucona podniesc jesli chcemy duala xD Strasznie upierdliwe. A przez wieloletnie przyzwyczajnie do X "na dole", zamiast zmieniac bron to skakalem. Reload po tym guzikiem to tez paraolimpiada bo wystarczy ze bedziemy przeladowywali w momencie przechodzenia nad inna klamka i nam podmieni. Samo strzelanie tez takie se szczerze mowiac. I jeszcze widocznosc ograniczona przez sama bron, ktora zajmuje z dobre 1/3 ekranu.

 

Jak jedynka byla rozwleczona i powtarzalna tak dwojka wydawala mi sie znacznie krotsza. Moze dlatego, ze w zasadzie malo jest tam powtarzalnych killroomow. Doslownie 2-3 i lecimy dalej. Ale tez w zasadzie nic wartego lokacyjnie zapamietania nie ma. Moze to miasto na Ziemi bo nagle czujemy jakbysmy grali w zupelnie inny tytul. Ogolnie na plus.

 

Z rzeczy spier.dolonych ponad wszelka miare to tym razem pojazdy. Nie wiem, nie zapamietalem ich tak z jedynki, ale kazda misja z ich udzialem to bylo ku.rwienie na potege. Bardzo latwo sie wykoleic na "autkach", byle pierdola i juz kozioly ida i trzeba je stawiac na nogi (oczywiscie Xem wiec duzo sie naskakalem). Mam wrazenie, ze ta wywrotowosc byla dodana po tym jak jakis mondry zaimplementowal to podnoszenie pojazdow wiec zeby w ogole ktos tego uzyl to spier.dolili fizyke doszczetnie. Jedynie czolgiem ludzi jezdzilo sie fajnie, reszta do zaorania i zalania wapnem. Kolejna spier.dolina to (jak rowniez w jedynce) pikujacy dzidą do gory poziom trudnosci. Gra rzuca juz wszystko co ma a najczesciej sa to typy z granatnikami sztuk 5 vs ty. Albo te huntery. I byloby ok tyle, ze ewidentnie widac jak nas gra robi w ch.uja zwiekszajac wytrzymalosc wrogow. Straszna niespojnosc, cos co ginelo od 2 strzalow z granatnika teraz przyjmuje ich 7. Jeden etap przed finalowym bossem przeskipowalem bo bylo 6 ciezkich typow a mnie gra zostawila z tym co mialem z poprzedniej misji czyli 30 "nabojami" do obcego pistoletu maszynowego. Mimo, ze czasami przed lzejszymi pojedynkami potrafila wystawic wiele skrzyn z amunicja. Ewidennie koncowka byla napieta i terminy gonily. Przeciwnicy to tez ten sam zestaw co w czesci pierwszej. 

 

Takze bedac w polowie myslalem, ze bedzie siodemka bo gralo sie nawet przyjemnie, ale koncowka z pojazdami i przepakowanymi przeciwnikami przelala czare goryczy. 6/10.

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
  • Haha 1
  • WTF 1
Odnośnik do komentarza

wiem że piszę to trochę za późno, bo masz już za sobą CE i dwójkę, ale ogrywanie tych tytułów na 360-tce nie jest optymalne. Ponieważ PAL-owska wersja Halo:CE chodziła w 50Hz i 25 fpsach, co skutecznie odbierało satysfakcję z gry. Natomiast dwójka, odpalona we wstecznej na 360-tce, cierpi na dziwne wypalenia geometrii na ekranie, co z początku może bardzo nie przeszkadza, ale pod koniec gry już mocno irytuje.

Odnośnik do komentarza

Jedynke ogrywalem na PC. Dwojka na blaszaku byla niegrywalna przez klatki mimo, ze spelnialem wymagania (w sumie moglem sprawdzic czy wyszly jakies pacze, no trudno). Padlo wiec na 360 bo mialem gre i tez chcialem zobaczyc jak w to sie gra na padzie (nawet niezgorzej ale przez caly czas pier.dolily mi sie butony).  Faktycznie jest to wypalenie, o ktorym piszesz, nie wspominalem o nim bo domyslalem sie, ze to nie jest wina gry tylko emulacji. Nie wystepuje na szczescie zawsze i jakos to przelknalem ale byly momenty gdzie irytowalo. Za to wina emulacji z pewnoscia nie byly checkpointy, ktore albo byly geste albo sie w ogole nie aktywowaly tylko robily to dopiero za ktoryms razem.

Odnośnik do komentarza

Metroid Prime 3 Corruption

 

Odpocząłem trochę od Metroida, bo od ukończenia dwójki minęło ponad pół roku, a że w ostatnich dniach premierę miała nowa dwuwymiarowa odsłona, to pomyślałem, że czas wziąć się za ostatniego Prime'a. 

 

No i co? No i jest to najsłabsza część serii. Pewnie, nadal jest to bardzo wciągająca gra, ale jest też zdecydowanie najłatwiejszą i najbardziej liniową w serii. Nadal formuła z poprzednich części sprawia sporą frajdę i nadal najzwyklejsze w świecie poruszanie się postacią ma świetny feeling. Niestety, Retro wrzuciło tutaj dużo więcej pobocznych postaci, a spotykamy nawet innych Bounty Hunterów, którzy są przyjaciółmi Samus. Więcej tutaj również dialogów, a dwie (a w sumie to nawet trzy) spośród pięciu lokacji, jakie odwiedzamy, wyglądają jak bazy wojskowe, które można zobaczyć w co drugim fpsie. Pozostałe, choć bardzo w porządku (a takie SkyTown rewelacyjne), nie podobały mi się tak jak te z poprzednich części, a i soundtrack nie był aż tak dobry jak w jedynce czy dwójce. 

 

Na domiar złego bossowie są mocno przeciętni, a jak człowiek wybierze normal, to każdego szefa przejdzie za pierwszym razem, bo odpowiednikiem 'normala' z poprzednich Prime'ów jest tutaj 'veteran', o czym niestety nie wiedziałem. Strasznie irytują loadingi, które w tej części są naprawdę długie - niektóre drzwi otwierają się dopiero po 10-15 sekundach! Wyobraź sobie sytuację, w której przechodzisz któryś kolejny raz tymi samymi lokacjami, by natrafić na odrodzonych przeciwników i zamiast walczyć z nimi kolejny raz, postanawiasz ich ominąć tylko po to, by stać jak głupek kilkanaście sekund przed drzwiami.

 

W poprzednich częściach miałeś też w pewnym momencie do wyboru kilka broni w jednym momencie i niektóre działały lepiej na pewnych przeciwników. A w trójce? W trójce wystarczy wejść w specjalny tryb 'kosztujący' jeden kwadracik w życia, by zajebać wszystkich zwykłych przeciwników trzema czy czteroma strzałami. 

 

W Echoes fajnie również został wykorzystany morphball, i to nawet w walkach z bossami, natomiast tutaj nic takiego nie ma miejsca. Sama gra jest również krótsza, bo według licznika przejście zajęło mi trochę ponad 15h w przeciwieństwie do poprzedniczek, gdzie potrzebowałem trochę ponad 20-stu.

 

Jasne, nadal przez kilka dni napierdalalem w to jak głupi, ale muszę też przyznać, że końcówka na tyle mnie zmęczyła, że musiałem sobie zrobić dzień przerwy. Oczywiście to nadal dobra gra, ale niestety nie ma startu ani do jedynki, ani tym bardziej do dwójki. Jest po prostu zbyt prosta i nie tak wymagająca jak odsłony z Gamecube'a. 

 

Aha, może jeszcze kiedyś przejdę kolejny raz jedynkę, żeby mieć stuprocentową pewność, ale na ten moment ranking serii wygląda u mnie następująco: 2>1>3

Edytowane przez Ludwes
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

The Evil Within 2 (XSX)

 

Jedynkę pokochałem i swego czasu traktowałem ją jako prawdziwego spadkobiercę Resident Evil mając porównanie z RE5 czy RE6. Nie wiem dlaczego z zagraniem w dwójkę czekałem tyle lat? Pewnie brak czasu i chęci do grania, albo jedno i drugie. Mamy październik, więc czas, w którym gram i oglądam w większości horrory, to odpaliłem w końcu dwójkę w najlepszej dostępnej jakości. Pierwsze wrażenie, jak to wygląda! Skok jakościowy jest olbrzymi, kilka tygodni wcześniej chciałem odświeżyć sobie część pierwszą, ale po kilku godzinach odstawiłem, więc różnice w oprawie są jeszcze bardziej widoczne w bezpośrednim porównaniu (mam na uwadze, że poprzednik był tytułem międzygeneracyjnym).

 

Formuła quasi-otwartego świata i mało strasznie wyglądające lokacje w materiałach, które oglądałem w okolicach premiery nastawiały mnie do dwójki sceptycznie. Myliłem się. Po liniowym wstępie trafiamy do miasteczka Union, gdzie zaczynamy już właściwą rozgrywkę i eksploracja miasta pochłonęła mnie na tyle, że ukończenie etapu zajęło mi kilka dobrych godzin. Miasto jest swego rodzaju hubem, z którego docieramy do poszczególnych etapów, wypełniając przy okazji misje poboczne zlecane przez napotkane w mieście postaci.

 

Inspiracje The Last of Us są tutaj wyraźne. Wzbogacenie mechaniki skradania o bardziej rozbudowane zabójstwa z ukrycia, eksploracja w poszukiwaniu materiałów, które służą nam do wytworzenia amunicji oraz przedmiotów leczących, a także ulepszenia arsenału, który jest ogromny.

 

Co nie do końca zagrało? The Evil Within 2 jest bardziej przystępne i zamerykanizowane od swojej poprzedniczki, a Shinji Mikami nie jest już jej reżyserem co da się zauważyć. Klimat nie jest tak niepokojący jak był w jedynce, ale momenty, w których można się wzdrygnąć nadal istnieją.

 

Warto zagrać, tytuł pokazuje, że w tym gatunku nadal jest potencjał i mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej możliwości wcielenia w Sebastiana i wyruszenia w głąb koszmaru.

 

12 Minutes (XSX)

 

Zachęcony dobrymi opiniami oraz obsadą odpaliliśmy ją z narzeczoną. Koncepcja i historia początkowo wciągnęła nas na dwa wieczory. Kombinowaliśmy jak ruszyć dalej i każdy odkryty dialog sprawiał satysfakcję, jednak później wkradło się trochę irytacji przez głupie rozwiązania i nieprzystosowany do pada UI. W trzeci wieczór dobrnęliśmy do końca i to, w jakim kierunku poszła fabuła sprawiło lekki uśmiech zażenowania. Zakończeń jest kilka, być może kiedyś do niej wrócę, ale na tą chwilę są inne gry do ogrania.

Jeśli ktoś lubi gry indie i przygodówki to śmiało może sprawdzić, szczególnie, że gra jest krótka i dostępna w gamepassie, ale oceny rzędu 8/10 uważam za naciągane.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Suikoden V - widać że to miał być mniejszy projekt i zabrakło $$$. Gra wydana w 2006 roku a gdyby nie wygląd postaci to można by było pomylić z tytułem na PS1. Grafika oprócz tego że jest  brzydka to straszy swoim monotonnym designem. Miejscówki są puste (ukazane w rzucie izometrycznym), często składają się z żałośnie niskiej ilości assetów, miasta gdzie dosłownie powtarza się ten sam budynek albo dungeony złożone z jednej kopiowanej ściany to norma. Jeden z najgorszych level designów jaki widziałem. Nie pomaga też soundtrack gdzie duża część kawałków ma długość 40 sekund i po 10 zapętleniu ma się dość. Jakby tego było mało gra marnuje czas bo nie można łatwo przerzucić ekwipunku między postaciami (ograniczony plecak i trzeba latać nonstop do schowka... który też jest ograniczony), było parę sytuacji gdzie pół ekipy było bez ekwipunku bo gra narzucała konkretne postacie, albo wprost przeciwnie, dostałem 2 postacie na misję, uzbroiłem po zęby tylko po to żeby jedną cutscenkę dalej odłączyły się od drużyny.

     Tradycyjne walki turowe są całkiem dobre, są różne formacje dla 6 osobowej drużyny, dzięki runom (które działają trochę jak materie z FF7) można pokombinować, całkowicie zepsuć poziom trudności i do tego szybko leveluje się słabsze postacie. W pewnych momentach są też walki RTS no i to kolejny niedopracowany ściek. Na papierze jest ok, są 3 typy jednostek w systemie papier-kamień-nożyce wraz z umiejętnościami specjalnymi (pasywne i aktywne) a przy starciu kamera ukazuje jednostki w przybliżeniu, odpala się scenka, przegrana strona obraca się o 180 stopni i ucieka parę metrów. Jest z tym systemem jeden problem, nie ma aktywnej pauzy więc przy starciach w różnych miejscach nie ma praktycznie możliwości wydania komend bo odpalane są cutscenki jedna za drugą.

     Mimo tego wszystkiego ukończyłem ten tytuł (ponad 50h) bo historia jest całkiem ciekawa, intrygi dworskie, nadużywanie władzy, trochę magii. Polecam tylko dla osób którym mega podobał się Suikoden 2 i brakuje im zbierania 108 postaci. 5+/10

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza

days-gone1_bzyt.jpg

 

Days Gone [PS4, ogrywane na PS5]

 

Przede wszystkim zaznaczam, że oceniam to, w jakim stanie grywalnościowym jest ta gra obecnie ma PS5, bo o ile się orientuję, to różnica jest diametralna, szczególnie w porównaniu z premierówką. 

 

Trochę mi zajęło, by zainteresować się tą grą, bo mam ograniczoną tolerancję na open worldy i staram sobie je dawkować rozsądnie, a że wychodzą z prędkością większą, niż jestem w stanie je ogrywać, to opóźnienia są nieuniknione. Kwestia ta działa wyraźnie na moją korzyść, bo dzięki temu mogę w te gry grać już w fazie, gdy są "naprawione" i "ulepszone". Zdaję sobie sprawę, że Days Gone mocno na tym zyskało. Gra obecnie na PS5 hula wyjątkowo gładko i żwawo, na blisko 50 godzin raz mi się "zawiesiła", raz miała problem z doczytaniem tekstur (i "agro" świrusów, więc mogłem ich tłuc bez obawy o rewanż), parę razy wyraźnie spadła na klatkach (co ciekawe - w jednym i tym samym miejscu), ale ogólnie technicznie śmiga ona obecnie bez większych zarzutów i można śmiało brać oraz cieszyć się rozgrywką (tytuł jest za darmo w ramach PS Collection). 

 

Dla lubiących tematykę zombie-post-apo to pozycja wręcz obowiązkowa. Dostajemy do dyspozycji wystarczająco obfity, choć dawkowany stopniowo teren do eksploracji (gra działa cyklami i co jakiś czas zamyka/otwiera nam dostęp do stref mapy). Muszę przyznać, że ten Oregon jest jednocześnie mało wyróżniający się wizualnie, a jednak chwilami potrafi wyraźnie zauroczyć. Takie piękno w przeciętności otoczenia, które widujemy na co dzień. Parokrotnie chwytałem się na tym, że niezwykle podobał mi się widok, który aktualnie zastałem, choć często był związany z aktualnie wykonywaną misją, której twórcy zazwyczaj narzucają porę dnia, a co za tym idzie - oświetlenie oraz otoczenie. Niemniej gra potrafi być wściekle ładna jak na open-world, nie uciekając się przy tym w nierealność.

 

A zwiedzanie tego świata to czysta przyjemność. Naprawdę. Ten motor jednak robi robotę, a nieprzesadny rozmiar mapy zachęca, by wszędzie dojechać samodzielnie.  Model jazdy jest na tyle przyjemny, że uznaję go za jeden z najlepszych w open worldach. Czuć wyraźny ciężar motocyklu, ale nie jest on też na tyle ociężały, by utrudniać użytkowanie. Jeździłem nim z dużą przyjemnością, czułem każde ulepszenie, był moją ostoją oraz wyjściem awaryjnym. Biorąc pd uwagę kłopoty z obsługą jednośladów przez Unreal Engine i kombinacji, do których byli zmuszeni twórcy to taki efekt jest niewątpliwym sukcesem.

 

Całość chwilami kojarzyła mi się mocno z Mad Maxem oraz... RDR/RDR2. Oczywiście to nie ten poziom post-apo co u Mad Maxa i nie ten poziom duszy, co w RDR2, ale podobieństwa odnotowałem. Był nawet moment przejażdżki przy akompaniamencie wokalnego utworu. Nie ten poziom i rozmach, ale całkiem przyjemne to doświadczenie. Wiem, że wielu prychnie na takie porównania, ale nic nie poradzę, że mi się nasunęły. W ogóle muzycznie jest dość subtelnie, ale mi się podobało.

 

 

Fabularnie jest nieźle, ale z nierównym tempem. Może to banalne, ale podoba mi się częsty prosty przekaz (zwykłe "what the fuck" wyraża więcej niż tysiąc słów) i raczej nieugrzeczniona treść, choć tak jak mówię - gra zbytnio zwalnia w wielu momentach i zmusza nas do żmudnych zadań, które powoli posuwają fabułę do przodu. Śmiało dało się skrócić całość o 1/3. Poza tym to tradycyjne problemy i dylematy społeczności post-apo, więc finezji w tych zadaniach bym się nie spodziewał (dej jeść, przywieź prąd, ktoś poszedł na szaber i zaginął więc go odnajdź). Sam Deacon również da się lubić, bo gość kiedy trzeba to działa bez zawahania. Z bohaterami drugiego planu różnie bywa, wiadomo. Generalnie fabuła nie jest to żadnym arcydziełem, ale krindżową popeliną też nie. 

 

Co tam jeszcze. Strzelanie jest przyjemne i wystarczająco soczyste (jak na open world), choć ludzcy przeciwnicy to skończeni debile i rywale porównywalni z kaczkami w Duck Hunt. Jedynym problemem mogą być opancerzone gnojki, choć ci zazwyczaj stoją na środku pola i czekają na kulę (albo pięć), jakby byli nieśmiertelni. Nie są. Okrasą są tutaj osławione walki z hordami i te rzeczywiście potrafią dostarczyć emocji oraz spocić gracza. Setki mięsa armatniego nacierającego na ciebie  musi dostarczyć adrenaliny. Nerwowe rzucanie mołotowami, granatami, rozstawianie min, strzelanie, przeładowywanie, znów strzelanie.  No sama frajda. Każdy szanujący się gracz powinien wykończyć wszystkie hordy na mapach. Polecam. Choć na początku polecam spierdalać i nie oglądać się za siebie xd

 

Nie no, jestem w stanie sobie wyobrazić powody, przez które Days Gone było w okresie premiery oceniane dość przeciętnie, choć dzisiaj, po wszystkich poprawkach i na PS5 nie widzę powodów, by dać tej grze mniej niż 8/10, jeśli w ogóle jest sens trzymać się ocen numerowych.

 

Lepiej napisać: dajcie tej grze szansę, bo obecnie warto (jeśli masz ochotę na open world).  

 

No i main theme mi się bardzo podoba. Tak jak mówię: subtelny, ale wymowny.

 

  • Plusik 5
  • Lubię! 3
Odnośnik do komentarza

1832689429_Sable(7).thumb.png.7323cac18b76f53b9eabbf28e2278a99.png

Wczoraj skończyłem Sable, małą uroczą gierkę w której wcielamy się, w dziewczynkę u progu dorosłości która wsiada w na swój szybowiec i przemierzając wydmy szuka swojego miejsca na ziemi, przy okazji odkrywając ukryte pod piaskiem sekrety, pomagając mieszkańcom i po prostu odkrywając świat. 

 

Eksploracja tym jednym słowem opisałbym Sable, po ukończeniu pierwszych kilku krótkich zadań, gra się przed nami otwiera i mamy absolutną swobodę w zwiedzaniu świata. Nie ma tu głównego wątku, znaczników które sugerują gdzie powinniśmy udać i w jakiej kolejności, jesteśmy po prostu my i nasz pojazd i to od nas zależy gdzie nas pustynny wiatr zawieje. Na szczęście pustynia, chociaż z pozoru nie wygląda, usłana jest mnóstwem interesujących miejsc, więc gdy widzimy jakaś nietypową sylwetkę i zdecydujemy się tam wybrać to możemy być pewni że czeka nas tam coś interesującego. Świat gry prezentuje się przepięknie, jest zupełnie obcy, niepodobny do niczego w co grałem wcześniej, a przez to świeży i intrygujący bo aż chcę się go spróbować zrozumieć.

 

Sama rozgrywka w Sable, oprócz jeżdżenia na szybowcu, opiera się wspinaniu w różne miejsca (które zostało zaczerpnięte z Breath o the Wild) elementach platformowych, rozwiązywaniu prostych zagadek logicznych i rozmowach z postaciami, zadania które przyjdzie nam wykonać nie są nigdy specjalnie skomplikowane, ale mają na siebie fajny pomysł, przyjdzie nam na przykład wcielić się detektywa czy w nietypowy sposób zebrać kupy żuków. Nie ma tu walki czy jakichkolwiek przeciwników, co jeszcze bardziej wysuwa na pierwszy plan eksplorację.  

 

Na osobny akapit zasługuję oprawa audiowizualna, bo zarówno styl graficzny jak i muzyka to coś co w bardzo dużej mierze buduję niesamowity klimat tej gry i coś co na pewno wyróżnia ją na tle wszystkich innych gier na rynku.

 

Po tych pochwałach czas niestety na kilka łyżek dziegciu, gra niestety wciąż boryka się z problemami technicznymi, pomimo kilku patchy które miały to naprawić wciąż są w grze lokacje w których framerate leci na pysk, co niestety mocno odbiera przyjemność z obcowania z tym tytułem. 

 

 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Nier: Replicant

 

Ło panie, ile tu jest czysto gamingowego zła. Jeżeli tak wygląda mocno usprawniony "semi remake", nie tak drewniany i upierdliwy jak oryginał, to aż mi szkoda ludzi, którzy to zaliczyli na PS3 (sam nie grałem i porównania nie mam). Bo niestety Replicant nawet w lepszej wersji to nadal naprawdę mocno archaiczna (choć nie wiem, czy to dobre słowo, bo przecież gry w 2010 były bardzo różne i wiele z nich dobrze się zestarzało), męcząca swoimi mechanikami i zwyczajnie niezbyt dopracowana gra. No ale może dla odmiany zacznę od tych lepszych stron.

 

Po pierwsze, dzięki uprzejmości Kmiota i jego giwełeja, przygodę skończyłem za darmoszkę xD. Może trochę głupio będzie krytykować bądź co bądź prezent, no ale jesteśmy dorosłymi konsolomaniakami, liczy się prawda. Tak czy siak: Nier na pewno ma "to coś" co sprawa, że mimo przynudzania, irytowania czy czasem żenowania, intryguje i wciąga w świat przedstawiony Jest tu przede wszystkim ten specyficzny klimat, potęgowany przez, a jakże, muzykę. Momentami naprawdę piękną, momentami trochę pretensjonalną i jakby krzyczącą "jestem dziełem sztuki, zachwycaj się mną, patrz, są chórki, jest pompatyczna melodia!" (casus Automaty), co jest dosyć zabawne, kiedy przykładowo spacerujemy po miejscówce, gdzie nie dzieje się kompletnie nic ciekawego i epickiego xD. No i nie da się nie zauważyć, że owszem, wpada w ucho i czasem łapałem się na tym, że nawet sobie ją nuciłem w życiu codziennym, ale to bardziej efekt powtarzania się i zapętlenia dosyć krótkich motywów, z którymi mamy co chwila do czynienia. Trochę jak z piosenkami w radiu w pracy. Przy okazji mogę pochwalić voice acting, ze zdecydowanym numerem jeden, którym jest głos Weissa, zresztą cała "postać" jest jednym z największych plusów Niera. W przypadku reszty jest raz lepiej, raz gorzej, ale generalnie zjadliwie lub dobrze.


Grafika to łatwy cel do obsmarowania, no bo proste obiekty, puste przestrzenie, mdła kolorystyka. Ale ja powiem, że nie raziła mnie w oczy, może za sprawą 60 klatek, może za sprawą "gładkości" i ogólnej plastyczności obrazu, może dzięki designowi. Tak, czuć tu siódmą generację, ale nie miałem z tym problemu. W pewnym sensie Replicant wygląda nawet lepiej, niż Automata.

 

Pochwalę też system walki: nieskomplikowany, ale robi robotę i szczerze mówiąc chyba ciachało m się lepiej, niż w N:A (wiem, herezje, ale czasem mniej=więcej). Uproszczony jest system rozwoju i ekwipunku, co mnie akurat cieszy (samo polepszanie broni można spokojnie zlać i skupić się tylko na tym, żeby ustawić sobie zawsze najlepszą w danej kategorii). Handel, mini gierki czy inne zbieractwo z grubsza zlałem i polecam tak zrobić każdemu. Plusem jest również dosyć prosta struktura świata, nie jest to typowy open world, choć mamy kilka ścieżek w każdym hubie. Levele nie są przesadnie duże i skomplikowane i jasne jest (poza paroma momentami), gdzie iść i co robić. Sama eksploracja i inne elementy czystego gameplay'u ze względu na niezły feeling, responsywność i sterowanie są same w sobie całkiem przyjemne. No właśnie, same w sobie, bo z powodu całej otoczki i projektu rozgrywki, zabawa w pewnym momencie po trochę zaczyna przeradzać się w mękę. Tu płynnie przejdę do wad gry.

 

Po pierwsze, mamy tu śmiesznie mało lokacji, które za sprawą wymuszonych powrotów są absurdalnie wręcz przez nas "wymęczone". To chyba najgorszy backtracking, z jakim się spotkałem w grach. Serio, jest aż tak źle. Na przestrzeni jednego pełnego przejścia (a, jak wiadomo, wypada grę powtórzyć przynajmniej raz) odwiedzamy te same miejscówki (i robimy w nich dokładnie to samo pod kątem gameplay'u) obowiązkowo przynajmniej dwa razy. Inaczej mówiąc: to tak, jakbyśmy (pomijając różnicę w dialogach i przerywnikach) po prostu po dwa razy przechodzili ten sam level. A niektóre nawet więcej xD. Żeby to jeszcze było tak, że wpadamy, robimy swoje i się zawijami. O nie kolego, najpierw musisz się powolutku wspiąć po kilku drabinach, przebiec po rusztowaniu albo wspiąć na szczyt wieży, przechodząc przez wiele par drzwi, przesuwając skrzynki. Pomijam tu huby, które zresztą odwiedzamy notorycznie. Wisienką na torcie jest to, że podróżujemy niemal cały czas z buta. Na "wierzchowcu" możemy poruszać się tylko w obszarach przejściowych między osadami, a i to nie we wszystkich, więc marne to pocieszenie. W drugiej połowie gry pojawia się pseudo-szybka podróż, ale, po pierwsze, nie zabierze nas wszędzie, a po drugie, wysiadka i tak nie jest w miejscu docelowym, po prostu przebiec musimy nie dwa obszary, tylko jeden xD. W sumie prawdziwą wisienką na torcie jest to, że (niekrótkie) loadingi występują dosłownie co chwilę. Nawet przy wchodzeniu do jebanej biblioteki, która jest niemal pustym, prymitywnym prostopadłościanem z dwoma NPCami w środku. Kochani twórcy zaprojektowali "misje" w tak fantastyczny sposób, że w większości przypadków wymagają od nas biegania jak debil od Annasza do Kajfasza, czasami tylko po to, żeby u postaci A usłyszeć, że musimy dotrzeć do postaci B, która każe nam wrócić do A. Straszna słabizna, a dotyczy to również misji głównych. Osobną kwestią, która mnie wręcz zniesmaczyła, była obecność epizodów "tekstowych". Nie wiem, czy stał za tym jakiś głębszy przekaz, czy ograniczenia budżetu, ale sytuacja, w której czytamy dosłownie kilkanaście ekranów tekstu na czarnym tle, poznając w ten sposób backstory jednej z bohaterek, to dla mnie mocne kuriozum. Żeby było śmieszniej, na pewnym etapie gry jesteśmy zmuszeni do czytania, a twórcy "złośliwie" wrzucili nam na koniec historyjek "quiz" z losowo ułożonymi odpowiedziami, które wynikać mają z tekstu. W skrócie: robią nam sprawdzian z czytania xD. No ale SYNKRETYZM.

 

O side questach (poniekąd z racji na wyżej wymienione wady) powiem krótko: tragedia. Owszem, raczej wszyscy ostrzegali, że są marne i niezbyt warto je robić, ale nie byłbym sobą, gdybym choć trochę nie poczyścił listy zadań. Do czasu, aż coś we mnie pękło, bo widząc kolejny raz zadanie w stylu "dostarcz mi 10 tuńczyków, 2 tulipany i 5 kawałków żelaza", gdzie każdy ten element jest w innym miejscu mapy, albo trzeba go farmić, po prostu je zlałem. Albo znowu bieganie tam i z powrotem i komunikaty typu "księżniczka jest w innym zamku". Nagrody za ich wykonanie są zresztą marne: głównie kasa, za którą i tak nie ma za bardzo czego kupować.

 

Przyjęło się, że "może Nier niedomaga jako gra, ale nadrabia w innych aspektach". No cóż... Fabuła, podobnie jak w przypadku Automaty, za bardzo nie zachwyca. Po pierwsze, naprawdę ciekawe wydarzenia można by streścić w kilku zdaniach i w stosunku do rozbuchanej długości wątku głównego stanowią może 1/5 całości, a najwięcej interesujących rzeczy dowiadujemy się z końcówki. Żeby było "lepiej", to część z nich jest rzucona jakby mimochodem, część doczytamy w notatkach, a część (w sumie to chyba większość) najlepiej przeczytać na wikipedii, bo wiele informacji w grze po prostu się nie pojawia.

Postacie mają lepsze i gorsze strony, niby są interesujące, ale niektóre ich zachowania to taki trochę pachnący anime cringe (z Emilem i jego kwestiami na czele) czy usilnie przedstawiana nam GŁĘBIA i skomplikowanie (Kaine).

 

Po drugie, przyjęło się, że warto zaliczyć powtórkę, bo "pozwala nabrać innej perspektywy". No dobra, jest inna perspektywa, ale poza kilkoma dodanymi dialogami i scenkami

Spoiler

pokazującymi jak to nasi wrogowie mają swoje własne życia, są poniekąd ofiarami i biedny wilczek atakował, bo to źli ludzie w niego rzucali włóczniami

to robimy dokładnie to samo, co w pierwszym playthrough (tyle dobrze, że gramy od połowy fabuły) i oglądamy niemal te same sceny. Serio, drugi "scenariusz" to jest dokładnie ta sama gra, nie ma tu mowy o różnorodności ścieżek znanej z Automaty. Po drugim zakończeniu rzuciłem okiem, co trzeba zrobić, żeby zobaczyć ending C i D i dowiedziawszy się, że muszę ZNOWU przejść pół gry, nie mówiąc o zdobyciu wszystkich broni (więc zapewne trzeba by zacząć od początku, bo część może przepaść), to szybciutko odpaliłem YT i obejrzałem je sobie na spokojnie.

 

Także podsumowując: to nie jest tak, jak niektórzy piszą, że gra została "niedoceniona" na premierę czy "skrzywdzona przez recenzentów". Wręcz przeciwnie: Nier został doceniony dokładnie w takim stopniu, na jaki faktycznie zasłużył. To nie jest świetna gra i nie tylko o gameplay i technikalia chodzi. To gra słabo zaprojektowana, z dziwnymi, męczącymi gracza pomysłami, wydłużającymi monotonne czynności potrzebne do jej zakończenia, w zamian oferująca ten mityczny artyzm oprawy A/V, w miarę ciekawy świat przedstawiony i oryginalną, choć przedstawioną w dyskusyjny sposób, fabułę. I ja jestem w stanie to przełknąć (inaczej bym teraz nie pisał tego wysrywu), ale też nie będę udawał, że plusy przesłaniają minusy. Tym bardziej, że historia aż tak mnie nie porwała i styl jej przedstawienia przez Jojko Taro po prostu niezbyt do mnie przemawia. Oczywiście, Replicant ma "duszę", a sama walka jest naprawdę przyjemna i satysfakcjonująca, przeciwnicy dosyć różnorodni, no i co chwila dostajemy wielgachnego bossa. Można się bawić w kombinowanie orężem i magią (osobiście trzymałem się stałego zestawu "zaklęć" całą grę) i raczej nie dostajemy tu takich niekończących się, łykających "amunicję" i ciosy jak gąbki, fal przeciwników, jak to bywało w Automacie. Jest to też ciekawa podróż dla kogoś, kto poznał świat sequela, choć na ten moment nie wyłapałem aż tylu powiązań, inna sprawa, że musiałbym sobie chyba powtórzyć przygody pani robot, bo po prostu sporo mi już wyleciało z głowy. Koniec końców, nie żałuję czasu spędzonego z grą (ok. 28h na dwa, a właściwie 1,5 przejścia), no może poza paroma godzinami, które mi zeszły na zaliczenie ~20 zadań pobocznych (obstawiam, że to połowa całości). Ale nie mógłbym jej z czystym sumieniem polecić. A jak już, to na pewno z nastawieniem "lecę same misje główne".

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 3
  • Lubię! 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
W dniu 23.10.2021 o 23:12, Kmiot napisał:

Całość chwilami kojarzyła mi się mocno z Mad Maxem oraz... RDR/RDR2. Oczywiście to nie ten poziom post-apo co u Mad Maxa i nie ten poziom duszy, co w RDR2, ale podobieństwa odnotowałem. Był nawet moment przejażdżki przy akompaniamencie wokalnego utworu. Nie ten poziom i rozmach, ale całkiem przyjemne to doświadczenie. Wiem, że wielu prychnie na takie porównania, ale nic nie poradzę, że mi się nasunęły.


Ja nie prychnę, bo miałem dokładnie takie same odczucia - bardzo mocno kojarzyło mi się z RDRII, oczywiście zachowując odpowiednie proporcje jeśli chodzi o dopracowanie obydwu pozycji.
Podobnie jak w grze Rockstar, tak i tutaj, przemierzanie tego pięknego świata na naszym (stalowym) rumaku robi niesamowitą robotę, no i ma ten westernowy vibe.

Odnośnik do komentarza

Skyrim SE- sam juz nie wiem czy bardziej ukonczylem czy porzucilem bo rzeczy jest tam upchniete OD GROMA. Wiec glowny watek fabularny zrobilem, dawnguard doprowadzilem jakos do srodka( zdobylem juz chyba ten elfi luk), dziecko adoptowalen i niezliczona mase miniquestow. Nie bawilem sie przy tym w alchemie ani kowalstwo bo bym musial chyba rozwod wziasc w prawdziwym zyciu i tylko w to grac, tylko parlem jako nord wojownik przed siebie. Ale musialem przerwac bo konca nie wida a backlog...

No ale zajebista gra

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Ukończyłem sleeping dogs definitive Edition (chociaż dla mnie to bardziej semi remaster hehe)

No i co ja mogę powiedzieć, chyba lepiej dla tej gry gdybym jej nie ruszał ponownie i została w moim mózgu jako piękne wspomnienie ze spoko gameplayem i ciekawą opowieścią.

Ale po raz pierwszy ograłem dodatki, oba były okropne i ich jedną zaletą jest to że są giga krótkie

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...