Po ostatniej szmirze (Covenant) nie miałem zbyt wielkich oczekiwań, ale trailery Romulusa rozbudziły nadzieje, że może nie będzie lipy, a reżyser, znany z horrorów, może wiedzieć, czego ta franczyza potrzebuje.
Wybrałem się więc premierowo do kina i...
Nie jest źle... Nie jest to może poziom dwóch pierwszych odsłon, ale też nie ma ch#jni z Covenant.
Jeśli chodzi o sferę czysto techniczną i wizualno-dźwiękową to byłoby 10/10, gdyby nie jeden dość drażniący motyw z pewną mordą wykonaną w CGI.
Serio, wizualnie film ociera się o majstersztyk w swojej klasie - wszystkie ujęcia są klimatyczne w chooy, lokacje są zajebiście dopieszczone, odpowiednio oświetlone, a reżyser wie, gdzie ustawić kamerę, żeby zaprezentować nam to z jak najkorzystniejszego kąta.
Podobnie nasze ulubione, obce formy życia - dużo tu klasycznej animatroniki, dzięki czemu wszystko jest naturalne i wręcz namacalne.
Tym bardziej dziwi to pójście w CGI z tym jednym konkretnym przypadkiem, bo mając w pamięci podobną scenę w Alien 3, wiem że jeśli wtedy dało się to zrobić dobrze, to ponad trzy dekady później też raczej nie powinno być z tym problemu.
Urządzenia, wnętrza statków/baz, ogólnie technologia utrzymana jest w tej oldschoolowej formie retro-futuryzmu znanego z pierwszej części, czy chociażby z gry Alien Isolation, więc kolejny plusik za trzymanie się tej klasycznej stylistyki.
Ekipa nie drażni, ani też jakoś pozytywnie nie zapada w pamięci, za wyjątkiem Andy'ego - on akurat jest mocnym punktem filmu (szczególnie w środkowej fazie).
Główna bohaterka jest ładną, naturalną dziewczyną i oczy nie bolą od patrzenia, ale nie ma w sobie za grosz charyzmy, co powoduje, że wszelkie próby zrobienia z niej nowej Ripley kwitowałem wywracaniem oczyma (aczkolwiek to nie jej wina - od dawna próbują to robić z każdą babką w tej franczyzie).
Z jednej strony cieszyłem się, że dano nam zupełnie nieznanych aktorów, bo dzięki temu obserwujemy postacie, a nie nazwiska, ale z drugiej - to nadal banda no-name'ów do ubijania, tylko ciut skromniejsza liczbowo i bez debili rodem z ostatnich dwóch odsłon (Prometeusz i Covenant).
Plus na pewno taki, że główna dziewucha nie jest wk#rwiającą boss-girl, jak to dzisiaj jest w modzie i ma swoje przebłyski, ale nie jest to postać, na której barkach można oprzeć ciężar takiej marki.
Fabularnie akcję umiejscowiono pomiędzy pierwszymi dwiema częściami cyklu i nie najgorzej, aczkolwiek mocno po łebkach, nawiązano do pierwszego ALIENa, jako punktu wyjścia do wydarzeń w omawianym Romulusie.
Trochę to wszystko było naciągane, bo np skąd się wzięły facehuggery w ilościach hurtowych (i w ogóle skąd się wziął choćby jeden) nikt nie raczył mi wyjaśnić, a próba spięcia ALIENa z Prometeuszem (na szybko sklecona za pomocą prezentacji 3D) była raczej mocno wątpliwej wiarygodności, ale doceniam, że Alvarez próbował, bo sam Scott poległ na swoim pomyśle.
Oprócz wizualiów, klimatu i wierności oryginalnemu obrazowi, pochwalę również kilka nowych rzeczy, ciekawych pomysłów na zarówno zachowanie obcych, jak i na radzenie sobie z nimi - nie chcę się wdawać w szczegóły, bo byłby to spoiler, ale doceniam, że ktoś starał się wymyślić coś świeżego w obrębie serii (bo niekoniecznie ogólnie - jeden motyw znałem np z The Walking Dead).
Widziałem kilka opinii, że film trzyma w napięciu, ale tak serio to ja tego nie czułem - może to wina tego, że oglądałem w kinie, gdzie dobiegają nas odgłosy osób trzecich, ale nie było tu dla mnie momentu, żebym bał się o bohaterów, czy coś (inna sprawa, że mogłem zwyczajnie mieć ich gdzieś, gdyż jak wspomniałem - nie byli jakoś szczególnie dobrze zarysowani i ciężko byłoby przejmować się ich losami).
Oczywiście to nie jest tak, że nie ma tu klimatu czy coś - wszystko jest na miejscu, odgłosy, muza, świetne ujęcia, zajebiste oświetlenie...
Ja chyba tak już mam, że w filmach mnie takie akcje nie ruszają i dopiero gdy zagram w grę to obawiam się o postać, którą steruję - w filmie jest mi to raczej obojętne i jestem tylko bezstronnym obserwatorem (chyba, że postać wyjątkowo mnie wk#rwia, wtedy kibicuję potworom).
Dla kontrastu wspomnę teraz o tym, co zbyt oryginalne nie było.
Masa... MASA nawiązań, mrugnięć oczkiem czy wręcz bezczelnie powtórzonych ujęć, motywów czy tekstów z poprzednich części - z zakończeniem włącznie (choć samo to akurat było fajne i dawało vibe takiego "nowego otwarcia").
Trochę za dużo tu fan-service'u i po tych wszystkich "swoich", nowych pomysłach, te stare wtręty trochę ciągnęły całość w dół, jakby przypominając, że jednak na dłuższą metę ciężko o coś oryginalnego i świeżego w obrębie tej marki i gatunku.
Końcówka też trochę zbyt... odjechana (i mocno czerpiąca z Resurrection). Trochę niepotrzebnie te wszystkie rzeczy naraz wrzucono już teraz, w części pierwszej - tak, jakby reżyser nie wierzył, że dostanie szansę na kontynuację i chciał to koniecznie zaprezentować jeszcze w tej odsłonie.
Wyszło, że trochę marudzę, ale ogólnie jestem naprawdę miło zaskoczony i z chęcią zobaczyłbym, w którą stronę marka pójdzie po tym nowym otwarciu (o ile w ogóle dokądś pójdzie), choć obawiam się powielania wytartych klisz.
Nadal jednak to lepsze niż te ostatnie dziwne eksperymenty Ridleya Scotta, więc mam nadzieję, że Fede Alvarez dostanie szansę na zrobienie sequela.
Romulus jest dla marki obcego tym, czym jakiś czas temu było PREY dla Predatora - światełkiem w tunelu i nadzieją na lepsze jutro.
Co prawda przygoda walecznej Pocahontas miała swoje za uszami, ale w porównaniu do ostatniego wysrywu o kosmicznym rastamanie to i tak była perełka.
ALIEN Romulus jest filmem dużo lepszym niż wyżej wymieniony, więc i nadzieje są większe.
Dla mnie mocne 7/10 i na pewno kupię wersję fizyczną do kolekcji