Skocz do zawartości

Indywidualne podsumowanie roku w grach.


Kmiot

Rekomendowane odpowiedzi

Kurde, to chyba nie był temat, tylko w Konsolowej Tęczy się wrzucało. Wiem, bo sam dwa lata z rzędu wrzucałem. Wiem, bo inni też wrzucali. Więc zakładam prawilne temaciwo i niech służy w tym roku, a - miejmy nadzieję - również w kolejnych. 

 

Chodzi oczywiście o podsumowanie i pochwalenie się osobistymi dokonaniami w temacie gier. W dowolnej formie - może być w detalach, można w formie refleksji, a można się skupić wyłącznie na najjaśniejszych akcentach (np. najwięcej czasu spędzonego, albo prywatne odkrycia perełek), choć wiem, że są tutaj ludzie pozytywnie zakręceni jak słoiki na zimę i jednocześnie ułożeni jak ubrania przez mamę w szafie, którzy prowadzą nawet tabelki rodem z excela na temat tego, jakie gry i w jakim stopniu udało im się ukończyć/ograć w mijającym roku. To będzie odpowiednie miejsce na podzielenie się nimi ze światem.

Oczywiście indywidualna natura tematu pozwala na pełną dowolność i ukazanie różnorodności z jaką każdy z nas podchodzi do tego hobby - jedni ogrywają tylko nowości; inni pół roku spędzili w jednej grze MMO, albo multiplayerze strzelanki; ktoś nadrabiał gry retro oraz uszczuplał kupkę zaległości; ktoś inny zaczął 30 gier w Gamepassie, ale żadnej nie ukończył; ktoś grał w gry, a ktoś o nich tylko teoretyzował na forum.

Opowiedzcie swoją historię, załóżcie swoją kartotekę - niech ten temat będzie IPNem Forum. Obnażmy autorytety!

 

Wypada, abym przyświecił dobrym przykładem, więc moja lista, schowana w spoiler, bo może nie każdego interesuje i oszczędzę mu przewijania.

To jak zwykle zbiór trochę wyrwanych z kontekstu refleksji i wrażeń. Spisywane w formie notatek często na gorąco w trakcie grania, więc całości może brakować spójności.

 

Gry, które przeszedłem w 2020 (chronologicznie):


 

Spoiler

 

Devil May Cry HD [PS4] - nostalgia. Jedna z tych gier, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie w erze PS2. Te początkowe momenty gameplayu, zamek w tle, kamera podążająca za postacią, pusty hol z niepokojącym podkładem muzycznym (w drugiej połowie gry nutki przywołują w mojej pamięci Soul Reavera), pierwsze starcia z marionetkami i ta towarzysząca im kiczowata, rockowa muzyka (która jednocześnie niesamowicie podkręcała adrenalinę). No rewelacja, wspaniała gra i dla mnie nowe doznania. Wtedy. Teraz to wiadomo - potrzeba dużo wyrozumiałości i jakiegoś knebla w ustach do zaciskania żuchwy przy okazji ogólnie żenujących, suchych i drewnianych scenek. A kamera potrafi być ogromnym utrudnieniem przy co poważniejszych walkach, podobnie jak przeciwnicy-duchy, którzy wnikają w ściany i trzeba łaskawie poczekać, aż wyjdą, żeby spuścić im łomot. Ale zawsze chciałem wrócić do pierwszego Devila. Wtedy dotarłem ledwie do bossa Pająka i chyba odpuściłem (okres ostrego piracenia, więc próbowało się wielu gier, a kończyło niewiele z nich). Cóż, nadal nie było mi łatwo, bo ogólnie w slasherach to zasysam po całości, ale trochę zaparcia i jakoś poszło. Już przy pierwszym posiedzeniu doszedłem dwukrotnie dalej niż wtedy i bawiłem się przy okazji świetnie oraz wspominkowo. Ostatecznie się udało, ale nie było to szczególnie przyjemne gameplayowo doświadczenie.

 

Yooka-Laylee and the Impossible Lair [PS4] - gra nie tak skillowa jak Donkey Kong Country i pozbawiona tego charakterystycznego flow, ale też znacznie bardziej przystępna (bo stawia mniejsze wymagania platformowe). Jednak jeśli chcemy w każdym poziomie znaleźć wszystkie monety (bo niektóre są schowane całkiem zmyślnie), to palce musimy mieć zręczne, a oczy i uszy otwarte. Czego nie lubię w tego rodzaju grach, to ten moment, gdy nie możemy wrócić do ominiętej monety, bo często jesteśmy na różne sposoby "odcinani" od zaliczonej sekcji i nie zliczę ile razy byłem zmuszony rozpoczynać poziom od początku, przechodzić go ponownie całego, by po drodze zgarnąć brakującą monetkę. A zniszcz przy okazji o jedną skrzynkę za dużo (miała służyć za podest) i możesz rozpoczynać level od nowa. Więc gra chwilami potrafi nieco sfrustrować i to wcale nie z powodu wymagających sekcji platformowych. Choć ostatni, tytułowy level potrafi w sumie dać w kość, bo skok poziomu trudności w stosunku do reszty gry jest wyraźny. Dzieciaki wymiękną (obecnie już to załatano i można wybrać łatwiejszą opcję z checkpointami co jakiś czas). Podoba mi się Hub i pomysł na niego, bo jest całkiem ładnie pokombinowany i bieganie po nim daje sporo satysfakcji. Grafika w sumie śliczniusia, a muzyka prześwietna. W sumie gra bardzo, bardzo udana. 20 godzin, platyna.

 

Hellblade: Senua's Sacrafice [PS4] - początek pachnie walking symulatorem, ale na szczęście jest w tej grze odrobina więcej gameplayu (choć wolne tempo chwilami doskwiera). Walka nieprzesadnie skomplikowana, ale całkiem chyża (choć - ponownie - chwilami jej nagromadzenie zaczyna nużyć). Głosy w słuchawkach (koniecznie słuchawkach) nieco niepokojące, ale jednocześnie bardzo klimatyczne. Jest ładnie, chociaż otoczenie jest mocno ograniczone. Fragmenty mitów w ramach znajdziek całkiem ciekawe, w ogóle przyjęta tematyka (mitologia) jest w moich oczach ogromną zaletą, a wątek zejścia do zaświatów w imię miłości tak bardzo mitologiczny, jak bardzo się da. Ogólnie gra męczy nastrojem i tematyką, co było oczywiście zamierzone, bo tytuł bardziej chce zwrócić uwagę na problemy psychiczne bohaterki, niż zaproponować zajmującą rozgrywkę i zapewnić relaks po pracy, więc tym lepiej, że zaliczenie jej nie zajmuje dużo czasu. Jest optymalnie. Platynka wpadła, ale ostatecznie tak trochę "meh".

 

Devil May Cry 2 HD [PS4] - ponoć ta gra to dno i wodorosty. Pierwszych kilka pozbawionych klimatu i charakteru misji jest jeszcze znośnych, nawet mimo stale respawnujących się przeciwników i kamery odpierdalającej ciągle jakiś syf, ale w momencie wejścia do miasta zaczyna się festiwal chujni nie z tej ziemi. Te industrialne klimaty i wnętrza, czołgi i helikoptery jako przeciwnicy, bossowie totalnie z kapelusza i z dwoma atakami na krzyż (tego na dachu zajebałem stojąc na drugim końcu areny i strzelając do niego), podobnie jak finałowego xd Ani jednego momentu WOW, wszystko jakieś senne, ospałe, bez bigla. Słabo, ale na szczęście gra jest krótka, więc boli tylko przez kilka godzin. Ech...

 

SteamWorld Quest [Switch] - artstyle nadal uroczy, system walki oparty na kartach miły w użytku, ale trochę za bardzo prostolinijna ta gra, bo dużo "fabularnych" wstawek (sporo przewijania rozmów o niczym, choć czasem sucho-śmiesznych) i nikła swoboda eksploracyjna. Więcej przyjemnego kombinowania jest z selekcją preferowanej talii kart, ale tutaj z kolei jeśli już znajdziemy ten optymalny deck, to trochę spada motywacja do eksperymentów. Ostatni 2-3 godziny (swoisty boss rush) były już odrobinę męczące. Gra jest bardzo solidna, ale niestety nie oferuje nic ponad normę, nawet nie próbując gracza zaskoczyć.

 

Resident Evil 2 Remake [PS4] - początkowo byłem nastawiony ciut sceptycznie, bo gdzieś z tyłu głowy siedziała mi świadomość, że mimo wszystko to tylko remake gierki z dość naiwną fabułką, która bez nostalgicznego (dla starszych graczy) tła mogłaby dzisiaj zostać pod tym względem wyśmiana. Ale w Capcomie usiadł do wykonania zadania ktoś z głową na karku i wyszła z tego kapitalna gra. Ładna, świetnie się ruszająca, z odpowiednio przypudrowaną naiwną fabułą (jest krwawo, wulgarnie, chwilami spektakularnie i przez większą część strasznawo). Pewna urocza toporność w sterowaniu zupełnie nie przeszkadza z racji raczej powolnej rozgrywki. Z przyjemnością zaliczyłem oba scenariusze (które mimo ogólnego podobieństwa różnią się od siebie w wystarczająco wielu kwestiach), a ja nawet nie lubię horrorów. No i oczywiście nostalgłem mocno.

 

Tools Up! [PS4] - wariacja koncepcji z Overcooked, tym razem będziemy robić remonty mieszkań: malować ściany, kłaść płytki, wykładziny, tapety, szpachlować, a nawet burzyć i stawiać nowe ściany, jednocześnie próbując przy tym zbytnio nie nabałaganić. Mam wrażenie, że gra jest początkowo odrobinę mniej intuicyjna od Overcooked. Jak odpaliliśmy grę z kolegami po kilku piwach, to był taki chaos, że nikt nie wiedział co właściwie robi. To zniechęcało. Bo o ile klawiszologia jest prosta, to wymaga stopniowego zapoznania i dozy skupienia. Dopiero kiedy poznamy podstawy, to można sensownie zacząć się bawić. Warto więc mieć kogoś ogarniętego w temacie, zanim w większym gronie rzucimy się w wir pracy przy 30 poziomach. Kampanię w grze w wolnej chwili przeszedłem solo (w takim przypadku limity czasowe są odpowiednio rozciągnięte, więc rzecz w zupełności wykonalna) i było to w sumie relaksujące doznanie, choć oczywiście podstawą jest multiplayer (w chwili gdy ogrywałem, to tylko lokalny!) i Tools Up jest bardzo dobrym wyborem na kanapową posiadówę w gronie rodziny/znajomych. Bo ile można siedzieć w tej kuchni?

 

Blood & Truth [PSVR] - no, spektakularności tu nie brakuje, aż się micha cieszy. Fabularny blockbuster dla VR (zaskakująco dojrzały i pozbawiony ugrzecznień), nowoczesny spadkobierca dziedzictwa "celowniczków na szynach", pełny wybuchów, strzelania podczas skoków nad przepaściami, strzelania w trakcie pościgów, strzelania zza osłon, strzelania w slo-mo, strzelania, strzelania, strzelania. Co ważne, podstawowa mechanika jest przyjemna i zaprojektowana bez zarzutu, więc wielokrotnie przymykałem w goglach jedno oko, by przymierzyć w łeb przeciwnika. No fajnie się w to to strzela, przeładowuje bronie, tylko rzucanie granatami nieco problematyczne xd. Aha, są też drobne minigierki, by móc odetchnąć od strzelania i całkiem klawo rozwiązana wszelaka wspinaczka, podczas której również przyjdzie nam strzelać, a jak. Rewelacja. Jeśli VR umrze, to za tego typu doznaniami mocno zatęsknię. A jeśli nie, to już zacieram łapy na kontynuację. Trochę kapryśna i zdarza się jej wysypać do menu konsoli. Platynka.

 

Darksiders III [PS4] - lubię ten cykl. Nie jest idealny, ale podobają mi się jego założenia (każda część dotyczy innego jeźdźca apokalipsy), stylistyka i wyczuwalne zeldowe natchnienie, które kierowało autorami. A tutaj każdy z łatwością dostrzeże również inspiracje cyklem Dark Souls. Dusze przeciwników jako waluta, utrata ich w przypadku zgonu (i odzyskanie w przypadku udanego powrotu na miejsce skuchy), a nawet... mechanika walki. To ostatnie kompletnie mi nie pasuje do dotychczasowego wizerunku serii nastawionego bardziej na slaszerowy styl, niż metodyczne kąsanie przeciwników. Nie tego oczekiwałem. Na szczęście autorzy pozwalają wybrać system walki, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by przerzucić się na ten klasyczny, odrobinę bardziej beztroski (co polecam, bo od razu przyjemniej się pyka). Gra ma też wydajnościowe problemy, loadingi trwają długo i zbyt często zdarzają się spadki klatek, a nawet chwilowe zwisy całkowite podczas doczytywania lokacji, po której żwawo śmigamy (przy spokojniejszym i metodycznym poruszaniu aż tak tego nie odczujemy). Ogólnie stan techniczny bywa karygodny. Boli zanik dungeonów a'la Zelda, teraz to bardziej otwarty świat jedynie poprzetykany zagadkami środowiskowymi i otwieraniem skrótów. Fajny, chwilami rewelacyjny design bossów. No i klasyka - im dłużej się gra (i odblokowuje kolejne zdolności) tym bardziej może się to podobać. Szperanie po tym świecie za poukrywanymi sekretami dostarczyło mi więcej przyjemności, niż chciałbym przyznać. 20 godzin.

 

Resident Evil 7 [PS4] - próbowałem na VR, ale zaczęło mi się robić gorąco jeszcze zanim doszedłem do domu i jednak zrezygnowałem na rzecz tradycyjnej gry na TV, nim zdążyły mnie dopaść mdłości xd Gra bardzo udana pod względem klimatu - ten dom, "stary dom" (!) i okolice. Początkowo nie wyczuwałem tego residentowego vibe, ale im głębiej w domostwa, tym wyraźniej się on odznacza. Całe te bieganie z fikuśnymi kluczami, niepewność co znajdziemy za rogiem, przeuroczy i kochany Jack Baker (xd), do tego całkiem mięsiste strzelanie (shotgun ma odpowiedni wygar). I wszystko byłoby kapitalne, gdyby nie ostatnia 1/3 część gry, bo IMO odstaje ona pod kilkoma względami i nie była dla mnie już taką przyjemnością. Mimo to jestem skory RE7 wysoko ocenić jak również docenić odwagę twórców w zmianie podejścia do projektu, bo eksperyment nad wyraz się powiódł. Zaliczyłem też darmowy dodatek "Not a Hero" ze starym znajomym w roli głównej i również było klawo - spodziewałem się nastawienia na więcej strzelania i to dostałem. Ogólnie świetnie ten świeży RE wypadł, brawo.

 

Assassins Creed Origins [PS4] - początek nie przekonuje i mam wrażenie, że nad gameplayem unosi się lekki zapach drewna. Parkour kompletnie niewymagający (trzymanie gałki + przycisku, a Bayek wspina się nawet na najwyższą pionowa ścianę), odświeżenie systemu walki na plus, ale ja go nie czuję. Po dziesięciu godzinach nadal myliły mi się przyciski (szczególnie unik), a siły ciosów kompletnie nie czuć (przeciwnicy praktycznie na szlagi nie reagują). Skradanie i elementy stealth w zasadzie bez zmian - proste to i mało satysfakcjonujące, a przeciwnicy to kapuściane głowy (ale dzięki temu kolejne sekcje czyści się ekspresowo, płynnie i bez przestojów, więc w sumie zbawienne te ułomne AI). Tony szmalcu w postaci oręża i tarcz, z czego 95% kompletnie nieprzydatne, nadające się jedynie do sprzedaży, albo rozebrania na części). Po 30-40 godzinach widzieliśmy już wszystko, ale jeśli chcemy z gry wyciągnąć max, to czeka nas jeszcze drugie tyle gry. Fabuła nie porywa, a Bayek zabija bez zastanowienia i skrupułów, wystarczy, że zleceniodawca mu powie "idź i zabij tę kwiaciareczkę. Nie daj się zwieść pozorom, ona jest nikczemna i zła, zasługuje na śmierć z przestworzy", a nasz asasyn mówi "ok", zachodzi ofiarę od tyłu, dźga sztyletem i ucieka. Żadnej refleksji z gatunku "a może ona jest niewinna i zleceniodawca mnie wrabia, by pozbyć się konkurencji?". No trochę matoł z niego, ale z ilości trupów, które za sobą pozostawiłem mógłbym usypać kolejną piramidę w Gizie. Za dużo sidequestów (kurwa nie wiem, ale podchodzi pod setkę chyba), w dodatku są mało wyszukane. Czyszczenie mapy ze znaków zapytania też na pewnym etapie staje się uciążliwe (ostatnio podobnie znużony czułem się na Skellige w Wiedźminie 3). Grę wyciąga za uszy stworzony świat i jego eksploracja, choć przebieg tejże często sprowadza się do prostego "wyczyść obóz z bandytów", "zabij przywódcę bandytów", "odnajdź skarb ukryty pośród czterech pomieszczeń na krzyż". No, ale szalenie urokliwy starożytny Egipt jest tutaj OGROMNYM plusem - jak tylko może osładza tę gameplayową pętlę i tylko dzięki niemu jakoś to się trzyma w całości, a rozgrywka potrafi w sumie odprężyć po ciężkim dniu. Widoki zmuszają do zatrzymania się, a muzyka pojawia się sporadycznie (zależy też od ustawień w opcjach), ale przyciąga uwagę. Narzekam mocno, ale ponieważ lubię w grach eksplorację, to nie skończyłem, póki nie wpadła platyna.

 

Doom Eternal [PS4] - boże, jakie to szybkie. Jakie agresywne. Jakie wymagające. Jakie satysfakcjonujące! Szczególnie jak opanować dość skomplikowaną klawiszologię i instynktownie korzystać z danych nam narzędzi. Szalona gra, istna dyskoteka z krwią i flakami demonów zamiast parkietu. Poprzedni Doom (2016) to przy Eternalu symulator chodzenia. No i bardzo wygodnie się szuka sekretów dzięki fast travel aktywowanemu przed opuszczeniem misji - można na spokojnie wrócić w dowolny punkt mapy i pomyszkować za znajdźkami i nie trzeba powtarzać całego levelu. Gra niezwykle soczysta, zmuszająca do poruszania się nawet siedząc w fotelu (normalnie gimnastyka zapewniona), ale grając na normalu ostatniego starcia nie dałem rady przebrnąć bez wspomożenia się zbroją (proponowaną przez grę, gdy zginiemy w jednym etapie zbyt wiele razy). Napierdolone tam tych demonów respawnujących się bez końca, że straciłem do tej walki serce. Cztery Pain Elementale i trzech Hell Knightów i Baron jednocześnie? WTF?! A jeszcze trzeba w tym gąszczu ładować w bossa amunicję. Nie na moje umiejętności i palce takie wyzwania. Może gdybym dysponował dodatkowymi łopatkami w padzie, ale w sumie to jebać. Poza tym gra ARCYKAPITALNA i Top tego roku.

 

Shadow of the Colossus Remake [PS4] - gra zaliczona na PS2, PS3, a teraz z równą przyjemnością po raz kolejny z bólem serca wykończyłem wszystkich Kolosów. Obrazy ich upadków spowodowanych przez taką pchłę jak nasza postać wywołują żal. Gra mami atmosferą i spektakularnymi walkami przy akompaniamencie wspaniałej muzyki. Ale polowanie na te jaszczurki to jakiś ponury żart (szczęśliwie można to sobie po prostu darować). W ogóle gameplayowo długimi momentami nie udało się ukryć pochodzenia, bo czuć smrodek PS2 mocno. Zasadniczo gra wspaniała, ale elementami (poruszanie) potrafi wywołać dzisiaj zgrzyt zębów. Ale i tak kocham. 

 

Ape Out [Switch] - mocno intrygująca artystycznie i dźwiękowo. Natychmiastowa i satysfakcjonująca rozgrywka, sterowanie sztywniutkie (nasza małpa jest lekko, ale miło bezwładna) szkoda jedynie, że gra w żaden sposób nie premiuje dociekliwości i szperania po poziomach. Przez to wystarczy wciąż gnać mniej więcej w prawo (czasem w lewo, dla odmiany), byle na przebicie. Koniec końców to też się okazuje najskuteczniejszą metodą, bo po późniejszych poziomach kręcą się chmary przeciwników, obok których często łatwiej przebiec, niż ich likwidować. Gra na dwie godziny, ale po godzinie można już odczuć znużenie, bo kolejne levele urozmaicane są jedynie większą ilością przeciwników i zmienioną kolorystyką, a w ramach utrudnienia odległości od checkpointów są coraz większe. Dodatkowo trzeba mieć trochę szczęścia, bo losowo generowane poziomy potrafią w niektórych fragmentach zrzucić nam na głowę nieprzyzwoitą ilość wrogów jednocześnie. Innym razem przebiegniemy pół piętra i nie zauważymy żadnego. Szkoda, bo ostatecznie Ape Out to w moich oczach małe rozczarowanie, bo potencjał szybko się wyczerpał.

 

Guacamelee 2 [PS4] - niezwykle przyjemna ta gra. Momentami dość wymagająca w warstwie platformowej (gdy chcemy zdobyć wszystkie znajdźki), ale rozwiązana w ten sposób, że ewentualne niepowodzenia zupełnie nie frustrują. Świetny system walki, jak na ten typ gry. Combosy, rzuty, wrogowie podatni wyłącznie na dany typ ciosów, juggle, kurczak. Progres przebiega płynnie, z minimalną ilością przerw, jest dość zabawnie (mnóstwo easter eggów i odniesień do branży). Ciut ciut rozczarowująca ostatnia świątynia, ale poza tym gra jest przepyszna.

 

Deus Ex: Mankind Divided [PS4] - szalenie odpowiada mi stylistyka tej gry i podziwiam przywiązanie do detali. Plakaty, reklamy, neony, wiadomości, maile, te wszystkie małe smaczki, loga fikcyjnych producentów, cała masa świetnej, kreatywnej pracy po stronie twórców. Umiejscowienie akcji w Pradze dość ryzykowne i choć doceniam koncepcję, to jednak chyba wolałem Detroit z Human Revolution. Gameplay? Nadal w sumie świetny, o ile idziemy w stealth (w zasadzie jest to wskazane - jako strzelanka DE:MD nie porywa), bo ilość możliwych ścieżek dotarcia do celu za każdym razem miło zaskakuje, a myszkowanie po mapach przynosi realne korzyści. Hakowanie niezwykle istotne i dość przyjemne, ale według mnie jest go za dużo. Drzwi, komputery, sejfy, praktycznie co krok napotykamy na coś, co wymaga hacka i jeśli szybko rozwiniemy zdolności w tym kierunku, to będzie nam znacznie łatwiej. Fajne misje pobocznie - mocno rozwinięte i zagmatwaniem nie ustępujące misjom fabularnym, pozwalają dodatkowo poznać uniwersum i dostarczają paru mniejszych moralnych zagwozdek. Mapa niewielka, bliżej jej do huba, niż otwartego świata, ale to akurat zaliczam do grona zalet - wszystko jest skondensowane i każdy kąt napchany jest miłymi szczególikami, a bieganie od celu do celu skrócone do minimum. Ostatnie misje świetne, ale zakończenie rozczarowuje ze względów oczywistych - najwyraźniej nikomu się nie spieszy do tworzenia kontynuacji, więc niedosyt pozostaje.

 

Forager [Switch] - okropnie uzależniające gówno. Początek dość niemrawy, ale gameplay szybko przeobraża się w kontrolowany chaos, pochłaniając gracza, która ma zawsze coś do zrobienia i ani chwili się nie nudzi. Farmienie materiałów, by móc wycraftować przedmioty, które posłużą do wyfarmienia innych materiałów niezbędnych do wycraftowania kolejnych przedmiotów. Aż do pełnego zautomatyzowania produkcji. Jest coś satysfakcjonującego w obserwowaniu jak kolejne liczniki na naszym ekranie rosną i się zapełniają w coraz szybszym tempie. Świat gry sprawia wrażenie generowanego losowo, ale to mylące, bo jest on w pełni ustalony od początku, a my tylko dokupujemy kolejne tereny rozszerzając swój zakres działań. Różne biomy (klasyka: pustynia, śnieg itp.), questy do wykonania (dostarczanie materiałów), muzeum do wypełnienia, iście RPGowy rozwój bohatera (nowe skille, upgrade narzędzi), stale dochodzące nowe struktury do postawienia, parę zagadek logicznych, a nawet coś w rodzaju dungeonów jawnie inspirowanych Zeldami. Tylko walka kompletnie nie stanowi wyzwania, bo przez blisko 23 godziny gry nie zginąłem ani razu. Doprawdy - jak na tak niewielką grę jest ona wypchana zawartością po same brzegi. Co tam chwilami potrafi się dziać na ekranie, to aż trochę imponujące (tylko w jednym dungeonie z laserami gra niemożebnie zwalnia klatkowo, gdy jest odpalonych kilka laserów jednocześnie, więc najlepiej je wyłączyć gdy już spełnią swoje zadanie). Forager ma w sobie ten uzależniający mechanizm znany z idle-clickerów, nie będąc przy tym idle-clickerem. Switch w wersji handheld jest wręcz dla tej gry stworzony. 

 

The Last of Us: Part II [PS4] - Parę głupot i bzdurek fabularnych (m.in. ciężarna z brzuchem na akcji bojowej? WTF? Gapisz mi się na bebech?). System rozwoju uciążliwy, ale to nie (action)RPG, więc rzecz jest do przetrawienia. Walka i starcia rządzą, aż żal się rozprawiać z przeciwnikami w trybie stealth, skoro strzelanie i urywanie kończyn szotganem jest takie soczyste (plus spora swoboda w improwizowanym podejściu do walki). Technologiczny majstersztyk, począwszy od jakości scenek (gra, mimika, voice acting, realizm), przez efekty i wręcz obsesyjne przywiązanie do detali. Muzyka znów stawia na subtelność i sprawdza się to wybornie. Imponująca długość przygody, odpowiednio urozmaiconej i przez większość czasu oferującej dobre tempo. Eksploracja i tych kilkanaście poukrywanych pomieszczeń dają satysfakcję. Atmosfera i niektóre miejscówki powalają klimatem (no i pół-otwarte Seatle odrobinę mnie zaskoczyło <3). Ogólnie poza wątpliwymi akcentami fabuły trudno tutaj do czegokolwiek się przyczepić. Dostrzegam je, ale absolutnie mi nie przeszkadzały w zaangażowaniu przy gameplayu. Platynka, wiadomo.

 

Ghost of Tsushima [PS4] - [Przekopiuję swój komentarz z tematu o grze]:

Dobra, teraz tak.
Gra kompletnie urzeka i onieśmiela scenografią, światłem oraz kolorystyką. To artystyczna ślicznotka, za którą chwilami niestety nie nadąża techniczne wykonanie i częściowo wykłada się na takich sprawach jak jakość tekstur. Dla jednych to będzie istotna sprawa, dla innych mniej, ale zauważy to nawet laik. Pozostali skupią się na inhalacji tym niesamowitym, lekko baśniowym i mitycznym klimatem, przemierzając konno i pieszo oniryczną mapę pełną subtelności, gdzie nawet interfejs stara się nie narzucać graczowi. Koncepcja wiatru czy ptaka wiodącego nas do celu jest znacznie ambitniejsza, niż wykropkowana na podłożu ścieżka, więc choćby z tego powodu zasługuje na pochwałę i naśladowanie. A oprócz tego, że wiatr jest praktyczny, to jest też ważnym elementem estetycznym, bo sprawia, że świat wydaje się żywszy, ruchomy i znacznie bardziej przykuwa wzrok. Zresztą tworzony na potrzeby gry świat jest jedną z największych zalet i doprawdy trudno mu cokolwiek zarzucić. Już pierwszy, w zasadzie otwierający grę  galop przez trawę pampasową wywołuje ciche "wow". A potem chce się robić dziesiątki screenshotów. Inną niezaprzeczalną zaletą jest walka. System premiujący cierpliwość, metodyczność i zimną krew, stale dostarczający graczowi satysfakcji z każdego udanego parowania, perfekcyjnego uniku i soczyście siadającego kombosa. Prezencja też mocarna, bo aż przyjemnie popatrzeć jak Jin rozprawia się z Mongołami. Zróżnicowanie przeciwników też jest wystarczające, bo choć bazowo mogą prezentować się podobnie, to niektóre detale wymuszają zmianę taktyki i wbrew pozorom z początkowymi halabardzistami walczy się inaczej, niż z tymi z końca gry (ich większa agresja, dynamika, czasem nowe ciosy). No i wisienka na torcie, czyli duele, często toczone w pięknej scenerii pojedynki 1 vs 1, dziko satysfakcjonujące i absolutnie nastrojowe. Kolejna zaleta, to questy i side-questy. Nie wszystkie rzecz jasna, ale wystarczająco dużo z nich to świetne, klimatyczne zadania i trzeba to docenić. Chyba wszystkie Mistyczne Opowieści potrafią się skutecznie wyróżnić konstrukcyjnie, z kolei np. nitka questów dla Masako jest całkiem przyjemna fabularnie. Być może ogólnie sidequestów jest odrobinę zbyt wiele, bo nie wszystkie są interesujące, ale nie jest to na tyle przytłaczająca ilość, by ich nadmiar uznać za wadę.  A główna ścieżka? Fabularnie jest zaskakująco mocna i ma kilka scen oraz fragmentów, których nie powstydziłby się dobry, liniowy i skryptowany akcyjniak. Do tego chwilami dorzucimy bardzo udaną muzykę, a lekkie gniecenie w czaszce i  ciareczki gwarantowane. Czuło się, że Jin stale rośnie w siłę i staje się maszyną do zabijania. No i zakończenie przygody bardzo na plus. Co nie zagrało? System stealth jest zaledwie poprawny i widziałem go już w dziesiątkach gier. Schematy, niezbyt lotni wrogowie, nikła satysfakcja. Jestem typem gracza zwykle preferującego skradankowy styl, ale tutaj najczęściej nie chciało mi się w niego bawić i szybko traciłem cierpliwość oraz przechodziłem do frontalnego ataku, zapraszając typów na solówę. Początkowo mapa wydawała mi się odpowiednio wyważona i z wyczuciem zagospodarowana gatunkowymi "?", ale ostatecznie uznaję, że jest tych śmieci za dużo. Za świetne mogę uznać kapliczki, które wymagają odrobiny platformowania i bujania na lince (btw. całkiem przyjemnej w użyciu). Za dużo z pewnością było Lisich Nor, które gdzieś tak w połowie przestały też przynosić odczuwalne korzyści. W ogóle trudno zrozumieć decyzję o rozrzuceniu ich w liczbie 50 sztuk po mapie, skoro wszystkich innych rodzajów znajdziek jest optymalnie po ok. 20 sztuk. Tradycyjne "czyszczenie baz wroga" też ledwo przełknąłem, ale tylko dzięki kapitalnemu modelowi walki, który w dużym stopniu to uprzyjemnił, bo gdybym miał się z tym je'bać w trybie stealth, to idź pan w chuj. Albo te chorągwie sashimoto w ilości 80? Po co tego tyle? Ja wiem, że to wszystko nieobowiązkowe, ale pytanie "po co?" jest tym bardziej zasadne. Całe szczęście gra stara się być bardzo przyjazna i quick travel jest dostępny przez większość czasu, często nawet w ramach misji głównego wątku.No i mam wrażenie, że ostatni fragment mapy wyraźnie odstaje wizualnie. Scenografia dość monotonna, wyprana z kolorów, rzucające się w oczy słabe tekstury podłoża (te ścieżki, albo krzaki xd). Gdzieś ulatuje część nastroju. Wiem, że rozwój fabuły to nieco usprawiedliwia, ale efekt wypada mocno przeciętnie i tam gra już się nie wyróżnia na tle innych open worldów.
Ogólnie na pytanie "kto się spisał na medal?" trzeba podpowiedzieć: "wy, Sucker Punch", bo GoT okazał się lepszą grą, niż oczekiwałem, a dwa najważniejsze elementy (wykreowany świat i model walki) odwaliły prawie całą robotę. Jednak za dużo jest tutaj do poprawy czy dodania (system karmy?), by grę idealizować. Chociaż nikomu nie mogę tego zabronić.
 

MudRunner (+American Wilds DLC) [PS4] - Gra ma niezaprzeczalny urok, jest oszczędna i skupiona na tym, co wychodzi jej najlepiej, a przy tym potrafi rozluźnić, chociaż chwila nieuwagi i źle przemyślanej trasy, a można się zakopać koncertowo. Zaś trzeba gnać drugim autem na ratunek. Jeszcze nigdy tak powolna jazda nie dostarczała tak wiele przyjemności. Zaleca się grę na symulacyjnym poziomie trudności, bo zaliczenie misji zapewnia podwójną dawkę satysfakcji (no i trzeba samemu ładować drewno na pakę xd). Ech, Kojima powinien się dogadać z chłopakami, żeby zaprojektowali mu model jazdy do Death Stranding. Dużo w tej grze przyjemności z metodycznego pokonywania kolejnych małych przeszkód do celu (przebrnięcie rzeki, wjechanie ciężkim sprzętem na błotniste bajorko, ostrożne pokonanie zbocza łazikiem). Przeszedłem podstawkę i było mi wciąż mało, więc poleciałem też wszystkie DLC. Z ich poziomem jest różnie, ale niektóre są świetnie pokombinowane i zmyślnie utrudnione (losowo rozrzucone po mapie stojaki z drewnem, albo level bez dróg i z wyłącznie małymi przyczepkami do pozbierania pod osobowe pickupy, więc ciężki sprzęt się nie przyda). Ogólnie rewelacja, choć tu i ówdzie by się przydały mniejsze i większe szlify.

 

Crash Team Racing: Nitro Fueled [PS4] - gra kapitalnie się rusza, driftowanie szybko wchodzi w nawyk (pierwowzór maksowałem na PSXie, więc niewiele mi trzeba było, by sobie pewne odruchy przypomnieć), wyzwanie może się pojawić już na średnim stopniu trudności, szczególnie gdy zależy nam na zdobyciu wszystkich świecidełek. Oczywiście z czasem będziemy coraz lepsi, więc kwestia wprawy. Szalenie cenię, że istnieje tutaj coś w rodzaju story mode/kampanii z różnego rodzaju zadaniami, bo twórcom Mario Kart do tej pory wybaczyć nie mogę, że w w tej kwestii się nie przyłożyli. Ale to już nieważne, bo CTR o klasę lepiej dba o samotnego gracza, a gameplayowo Mariuszowi nie ustępuje ani na grubość bieżnika. Multum tras (przeszedłem zaledwie Adventure Mode na 100%, ale byłem w szoku widząc, ile jest jeszcze tras, których ten tryb nie obejmuje), postaci, trybów, dynamika jazdy, ten feeling i coraz wyższe umiejętności, które naturalnie wchodzą w nawyk tylko dzięki treningowi. Rewelacja, jebać Mario Kart.

Nie no, żartowałem, Mario Kart też rewelacja.

 

Gorogoa [PS4] - ładna, ciekawa łamigłówka na dwie godziny. Początek trochę konfundujący, bo jeszcze nie wiemy czego gra od nas oczekuje (manipulacja kadrami i elementami wystroju) i odrobinę idziemy "na żywioł", klikając wszystko w oczekiwaniu na odpowiednią reakcję, ale przy ok. trzecim rozdziale już nadajemy z grą na tych samych falach. Wtedy zaczyna być zmyślnie i satysfakcjonująco, gdy już uda nam się rozkminić zagadkę i popchnąć "fabułę" do przodu. A naprawdę klawe te zagadki. Problem w tym, że niedługo potem gra się kończy i satysfakcję zastępuje poczucie niedosytu. Istotna to wada. Zagrać warto, ale najlepiej na smartfonie, albo Switchu (handheld). Na padzie to od biedy, w końcu to zaledwie dwie godzinki. Ale łatwa platynka jest nie do przecenienia ;]

 

Titanfall 2 [PS4] - kurde, fajne to. A im dłużej się gra, tym wydaje się lepsze. Strzelanie mięsiste (czuć, że kule siadają), movement rześki, pomysły gameplayowe niegłupie i nie są wałkowane przez całą grę, a raczej urozmaicają nam kolejne etapy, by potem ideę porzucić i już do niej nie wrócić. Są też elementy platformowe, ale bardzo tolerancyjne dla gracza, więc ewentualne niepowodzenia praktycznie nie frustrują. Nasz Tytan - BT7274 - to klawy kolo, jednak fragmenty młócki z jego udziałem akurat były najmniej porywające (ciut za dużo chaosu się wkrada). Boli również odrobinę na małe urozmaicenie wrogów. Rzecz jasna Titanfall 2 nie może w tym roku konkurować u mnie z nowym Doomem, ale i tak jestem miło zaskoczony jak dobrze się z Cooperem i BT bawiłem. Dynamiczne, spektakularne, skondensowane.

 

Animal Crossing: New Horizons [Switch] - archaiczne w wielu aspektach. 
Dlaczego istnieje możliwość zakupu tylko jednego, albo pięciu przedmiotów (chcąc kupić 8, trzeba to zrobić systemem 5+1+1+1)? 
Dlaczego rozgrywka online to gówno obesrane, o którym nie da się powiedzieć ani jednego pozytywnego słowa? 
Dlaczego możliwość interakcji z wszystkimi tymi klamotami jest taka uboga? 
Dlaczego nie mogę jednorazowo wycrafcić 10 przynęt na ryby i muszę to robić pojedynczo?
Dlaczego nie mając możliwości zagrania online jestem skazany na tylko połowę owoców, bo pozostałe da się uzyskać wyłącznie od innych graczy?
Dlaczego ekonomia w tej grze jest tak zjebana (szczególnie ceny rzepy)?
Ale do stu piorunów, jakie to słodkie i potrafi zając na wiele krótkich sesji. W zasadzie do takich ta gra jest stworzona - częstych, ale krótkich, choć parę razy zdarzało mi się zasiedzieć. Zmieniałem tepetę w domku, a potem robiłem przemeblowanie. Zmieniłem fryzurę i skarpetki. Zapolowałem na motyle i wykopałem kilka skamielin. Wziąłem kredyt na dom. Srałem na wyspach cyber przyjaciół. Sterowaniu brakuje precyzji, bo nie zliczę ile razy wykopałem dół nie tam, gdzie chciałem. Ale gra zmotywowała mnie do wykupienia abonamentu online, by po wyspach pośmigać z ziomkami z forumka (choć możliwości interakcji dość ubogie). Początek może trochę zrazić i zniechęcić, bo wachlarz możliwości jest niezwykle wąski, ale z dnia na dzień rozpościera się coraz bardziej i przez długie godziny gameplayu dostarcza nowe narzędzi do zabawy. Pierwsza gra, która zachęciła mnie do zabrania Switcha do pracy, by w dobrej cenie sprzedać rzepę, ale wstyd xd
Przede wszystkim bogata w warstwie dekoracyjnej - setki mebelków, tapet, ubranek, akcesoriów. Zadziwiająco staranna graficznie. Faktura materiałów, detale w wyposażeniu i dekoracjach. Muzeum <3 Sztuka <3
Toporny fenomen, który tylko w tym roku (od kwietnia) pożarł mi 550 godzin.

 

Marvel Spiderman [PS4] - warto dla samego bujania się na pajęczej sieci i niesamowitego poruszania po mieście. System walki też niezgorszy i wystarczająco bogaty, by móc kreatywnie pokombinować. Oba elementy (bujanie i walka) nie nudziły mnie ani przez moment (trofeum za 5 szybkich podróży wpadł u mnie jako ostatni, bo przez całą grę skorzystałem z fast travel tylko dwa razy). Śmiganie na pajęczynie to absolutny majstersztyk i nie odmawiałem sobie żadnej okazji, by polatać nad ulicami i między budynkami. Natomiast walka dzięki fajnym gadżetom pozwala na dużą kreatywność, a wiedzący co robić gracz potrafi skończyć starcie w kilka sekund. No i umiejętności slaszerowych trochę trzeba, bo zdecydowanie nie jest to w tym aspekcie samograj. Fabuła bardzo udana, mimo że niczego nie urwała, to miała kilka klawych momentów. Z minusów muszę wspomnieć o zbyt dużej ilości wszelakich "crimes" do odhaczenia na mapie świata (pozostałe aktywności i znajdźki w optymalnej liczbie) i kilka ociężałych fragmentów gameplayu "chodzonego" (ale nie wszystkich). Cóż można tutaj więcej dodać? Spiderman doczekał się rewelacyjnej, szalenie dopracowanej gry, prawie doskonałej. Tak. Nie wiem, co można było tutaj zrobić lepiej pod względem rozgrywki jako Człowiek Pająk. Platynka była przyjemnością.
Siłą impetu zaliczyłem również wszystkie DLC, które niekiedy fajnie kombinują z gameplayem, by chwilami zmulić gracza tymi nieszczęsnymi "district crime" i czyszczeniem baz.

 

Tony Hawk's Pro Skater 1+2 [PS4] - poczułem się 20 lat młodszy. Gra się w to kapitalnie, co tylko pokazuje, jak wyśmienitym gameplayem te gry zachwycały w roku 1999-2000, skoro wystarczyło tylko wymienić tekstury i trochę podszlifować mechanikę (dodając m.in. 60fps), by rozgrywka znowu bawiła jak dawniej. Remake totalny - jest tutaj wszystko, co powinno i wiele więcej. System czelendżów mocno uzależnia, ale również dodaje grze żywotności oraz niemałego wyzwania. Pomijając już absurdy w rodzaju 100k lip tricków xd Do tego kapitalne Get There, czyli zaawansowane combosy do wykonania na każdej mapce. Ogólnie gra perfekcyjna i bezbłędna, a jedynym zarzutem na jaki mogę się wysilić, to fakt, że "to wszystko już było" w kategorii poziomów. Teraz czekam na THPS 3+4, a potem nową, autorską część i świeże mapy. Przed platyną powstrzymał mnie jedynie nieprzyzwoity grind do 100 levelu skatera. Uznałem, że jebać to.

 

Devil May Cry 3 [PS4] - [przekopiuję mój post z tematu "właśnie ukończyłem"]:

Jakoś na początku roku postanowiłem nadrobić serię DMC, ale ze styczności z "dwójką" nie wyszedłem bez szwanku, bo chyba nikt nie wyszedł. Zraniła mnie ta gra wtedy i do tej pory coś mnie kłuje w boku na jej wspomnienie. Okropne poziomy, tragiczni przeciwnicy, a bossowie? Czułem się, jakby ktoś mi nasrał na talerz.
Z powodu tej małej traumy długo zbierałem się z kontynuowaniem serii, bo rana się goiła, aż w końcu dojrzałem do tego, by wrócić. 
I och, zostałem ukojony w bólu, a niemiłe doświadczenia z "dwójką" są już daleko za mną i od tej chwili będą jedynie zabawną anegdotką.
Początek DMC3 nie zapowiadał jeszcze rychłego odkupienia, ale z każdym poziomem, każdym zaszlachtowanym przeciwnikiem, każdym bossem mój entuzjazm pęczniał. Miejscówki w większości przypadków (i poza paroma wyjątkami) bardzo mnie połechtały i klimatu nie potrafię im odmówić. Dużo gotyckich akcentów, przepastnych komnat i długaśnych korytarzy, to lubię w tej serii. Plus te wszystkie bzdurne artefakty, które musimy umieścić w przedziwnych mechanizmach, by odblokować przejście dalej. Jakieś medaliony, kamienie szlachetne, magiczne wihajstry, bo tak. Eksploracja jest wreszcie przyjemna, nawet pomimo często wyraźnie upośledzonej kamery, która rzadko kiedy ułatwia nam zadanie, a już elementy platformowe potrafiły solidnie przetestować moją cierpliwość. Ale pal licho, zazwyczaj to i tak zaledwie dodatek dla chętnych. Troszkę też za dużo backtrackingu i powrotów do tych samych lokacji (+ boss rush).
Ale mięso to warstwa szlaszerowa. Żaden ze mnie lew parkietu w tym gatunku, ale jeśli czuję soczyście siadające ciosy, to już zaczyna mi się podobać. System walki nie jest przesadnie skomplikowany, ale wystarczająco przyjemny w użyciu, by się nie nudził przez wiele godzin. No i udany patent z rożnymi stylami walki (Trickster i Swordmaster <3), szkoda jedynie, że nie ma możliwości zmieniać ich w locie, bo wtedy system walki rozwinąłby skrzydła parokrotnie. Gdzieś mi się obiło o uszy, że wersja na Switcha daje taką opcję, ale mniejsza z tym. Ogólnie w sferze walki DMC3 potrafi być bardzo satysfakcjonujący. No i bossowie. W przeważającej liczbie niezwykle udani, a walki z nimi to uczciwe, czytelne wymiany ciosów 1 vs 1. Jak sobie przypomnę żmudne krojenie przy pomocy jednego combosa/strzelania za długich pasków energii bossów z "dwójki" to aż mi się chce porzucić granie w gry. "Trójka" pod tym względem jest kilka klas wyżej, a przy odpowiednich umiejętnościach HP fazowców potrafi się kurczyć w ekspresowym tempie, więc o monotonii nie może być mowy. Szkoda jedynie, że ostatni boss (no dobra, prawie ostatni) to klasyczna klucha bez pomysłu. 
Nie do końca pasuje mi design Dante w tej części (wolałem wersje z DMC i DMC2 - tej abominacji), z kolei Vergil jest świetny i podoba mi się... jego głos :wub:
No i fabuła + wstawki "filmowe".
XDDDDD
Absurd goni absurd, a mnie przechodzą dreszcze zażenowania. To znaczy: wstawki są tak głupie, że aż pachną zajebistością. Te wszystkie przeciągające się strzelaniny, równie spektakularne co nieskuteczne, efektowne, ale nieefektywne. Jeżdżenie na rakiecie z bazooki jak na deskorolce, gitara jako broń, walka przy pomocy motocykla, cyrkowe pajace, no kreatywności twórcom nie brakowało. Prychałem co chwilę, ale ogólnie łykam tę formę i doceniam, że komuś się chciało to projektować.
DMC3 dało mi więcej przyjemności, niż mógłbym oczekiwać. Nie wiedzieć kiedy i po co zaliczyłem ją trzykrotnie. Dante x2 i raz Vergil, którego kampania jest niestety zrobiona po linii najmniejszego oporu. Liczyłem chociaż, że będziemy walczyć z Dante, a walczymy tylko ze sobą w czerwonej skórce. Trochę lipa. 
Ale pomijając to (i parę innych kwestii), było klawo jak cholera.
DMC3>DMC>>>>>>>>>>>>>>>oglądanie streama Frostiego>>>>>>>>>DMC2
 

Blasphemous [PS4] - mmm, metroidvania. Ale nieprzesadnie rozbudowana i całe szczęście uniknęła mody na bycie przesadnie trudną, więc rozgrywka przebiega dość przyjemnie i płynnie, co nie oznacza, że brak tu wyzwania. No i ta stylistyka to coś przeuroczego. Krwawa łaźnia połączona z klimatami sakralnymi - grzechy, pokutnicy, męczennicy, wina i kara, wzniosłość niebios i bluźnierstwa piekła. Rewelacyjny design postaci, wrogów, bossów (przyjemnie pokombinowane walki) i wyśmienite lokacje. Klimacik wylewa się z ekranu jak jelita z rozpruwanego wielkim mieczem wroga. Grafika, animacja, muzyka, wszystko tip top w zakresie przyjętej konwencji. Większych braków w responsywności nie odnotowałem. Jedyne co mi się nie podoba, to czasem zbyt skomplikowane questy, w których sporo trzeba się domyślać, a aura tajemnicy, która je otacza bywa odrobinę myląca. No i czasem zdarza się, że popychając zbytnio do przodu jeden quest, zamykamy sobie drogę w innym. Więc chcąc wykręcić 100% pozostaje metoda prób i błędów, albo poradnik w sieci. Mimo to bardzo polecam pierwsze przejście zrobić samodzielnie, a kombinowanie z questami zostawić na ewentualne kolejne podejścia. 20 godzin, 99,82% (byłoby 100%, ale źle pokierowałem quest) oraz klasycznie w gatunku - złe i dobre zakończenia zaliczone. Jest darmowe DLC, ale trzeba do tego zaczynać grę na new game+, a już mi się nie chciało. Fani gatunku powinni koniecznie sprawdzić.

 

Ghost Giant [PSVR] - [przekopiuję mój post z tematu o VR]:

Opowieść ciepła jak kapcie zimą. Głównym bohaterem jest pocieszny zwierzaczek (chyba kotek) imieniem Louie, który w obliczu niedyspozycji mamy postanawia jej pomóc w obowiązkach domowych. A ponieważ jest mały i słabowity, to na pomoc ruszamy my - trójpalczasty Duch Gigant. Gra jest silnie nastawiona na narrację, bo stara się nam opowiedzieć historię z morałem, co prawda nieco ukrytym, ale bez przesady. Będzie więc trochę dialogów i scenek rodzajowych, ale szczęśliwie nie trwają one na tyle długo, byśmy w tym czasie zdążyli się w goglach znudzić. Gameplay to trochę point 'n click połączony z manipulacją przedmiotami. No wiecie - tam coś popchniemy, przesuniemy, otworzymy, obrócimy korbką, ściągamy mieszkańcom dachy z domów, by zajrzeć do środka (a ci nic sobie z tego faktu nie robią) i takie tam. Scenek jest 13, ale niektóre z nich są albo krótkie, albo niewiele w nich interakcji i realnie oceniając będzie ich 7, może 8. Ale są przeurocze i wbrew pozorom trzeba troszkę pogłówkować, by akcję popchnąć do przodu. Dla ułatwienia przedmioty niezbędne do postępu mają złote elementy, więc trudniej je przegapić. Do tego każda (no, prawie) scenka posiada garść znajdziek dla ambitnych. Całość to zajęcie na ok. 4 godzinki (moja najszybsza platyna w karierze), więc trochę niedosyt, ale jak to mówią: lepiej niedosyt, niż przesyt. Gra byłaby idealna dla dzieciaków, ale tutaj duży problem może stanowić brak polskiej wersji. Poza tym zaszczepia ona w dzieciach złe wzorce, bo Louie jeździ samochodem, mimo że nie jest pełnoletni i nie ma prawa jazdy. A my jesteśmy zmuszeni mu w tym procederze pomagać (organizujemy sztuczny zarost i usuwamy przeszkody z drogi).
A dorosły gracz? No, zrelaksuje się i czasami wytęży umysł, ale bez przesady. Z poradników na Youtube korzystać nie będzie okazji. Typowa gra na spokojny, miły wieczór w goglach.
 

Children of Morta [PS4] - takie rogaliki preferuję. Nawet jeśli zaliczę kilka nieudanych runów, to nie czuję, że straciłem czas, bo permanentne upgrade'y pozwalają odczuć postęp. Pewnie, że to bywa sporym ułatwieniem dla mniej zdolnych graczy, ale odpowiada mi taka koncepcja. Progres jest odczuwalny na tyle, że należałoby się zastanowić czy grę nadal można nazywać rogalikiem, bo z tego gatunku zostały tutaj raptem proceduralnie generowane lochy i niewiele więcej. Ale pomijając już tego rodzaju dylematy, to gra ma naprawdę żwawy i satysfakcjonujący gameplay. Długimi chwilami bawiłem się przy tym lepiej, niż swego czasu przy Diablo 3 i z pewnością milej będę tę grę wspominał, nic nie poradzę. Pixelartowe animacje są przyjemne dla oka, muzyka ma swoje momenty chwały (ale - niestety - tylko momenty) gdy wchodzi jakiś udany motyw, fabułka wystarczająco zajmująca, a rodzinka Bergsonów sympatyczna. Wady? Niektóre postacie wyraźnie kuleją i gra się nimi trudniej (a jedna czy dwie są w zasadzie zupełnie zbędne) no i rzadko na to zwracam uwagę, ale loadingi potrafią się dłużyć, a animacja czasem leci na łeb i szyję (gdy jest większa rozróba na ekranie). Fachowo mówi się na to chyba brak optymalizacji. Niemniej gra jest prześwietna i wyjątkowo mnie zaangażowała. Koniecznie należy dać jej szansę. Platynka.

 

River City Girls [PS4] - bardzo przyjemna, satysfakcjonująca i soczysta klepanka. Oczywiście poziom frajdy trochę zależy od naszego sentymentu do Kunia i pegasusowej klasyki, ale i bez tego jest niewąsko. "Otwarty świat", dziesiątki/setki mord do oklepania, kilka fajnych bossów (i jeden-dwóch kiepskich), trochę ciosów/przedmiotów do wykupienia, znajdziek do odszukania (w tym secret boss/ending), odrobina dialogów (niekiedy naprawdę zabawnych) do posłuchania, co-op do obczajenia (wtedy poziom frajdy rośnie dwukrotnie). Jednak chciałoby się więcej interaktywności na arenach, jakieś pasy transmisyjne, elementy pod napięciem, płomienie, kolce. Tego rodzaju urozmaicenia pojawiają się zbyt rzadko. No i rodzajów przeciwników nie jest znowu tak wiele, choć zgodnie z tradycją i dla niepoznaki pokolorowano ich na inne barwy. Fanów beat'em upów nie muszę chyba zachęcać do spróbowania.

 

Pistol Whip [PSVR] - [skopiuję moje wrażenia z odpowiedniego tematu]:

O co chodzi? Mix rail shootera z grą rytmiczną. Każdy level to kilkuminutowa ścieżka (ok. 3-5 minut), którą podążamy automatycznie, a na przeszkodzie nam wyskakują liczni wrogowie, których - no, zgadliście - musimy likwidować. Możemy to robić w stylu i tempie wedle uznania, ale aby uzyskiwać najlepsze wyniki punktowe powinniśmy strzelać do rytmu pulsującej nam w słuchawkach muzyki. Układ celów jest tak skonfigurowany choreograficznie, by to umożliwić i ułatwić. To nie miejsce na techniczne zawiłości samej rozgrywki, więc na zachętę dodam jedynie, że to taki SUPERHOT na dopalaczu i w neonowej, dyskotekowej oprawie graficznej i klimatem mocno zainspirowany Johnem Wickiem, czego autorzy w ogóle nie ukrywają, bo wiele tam odniesień do Keanu i Baby Yagi. Początkowo gra miała tylko 10 poziomów/utworów, ale obecnie zaliczyła już kilka darmowych update'ów i kawałków muzycznych jest 18. Gatunkowo to najczęściej takie łupanki z wyraźnym pulsującym beatem, choć ostatnia aktualizacja dostarczyła trzy łagodniejsze kawałki o dyskotekowym zabarwieniu i z obowiązkowym kobiecym wokalem, ale według mnie nie spisują się one najlepiej w tego rodzaju grze. 

Bardzo wysoka jakość wykonania tej gry i widać, że to nie jest tytuł napisany na kolanie. Technicznie bez zarzutu, stylówa przemyślana, gra praktycznie dla każdego, bo łaskawy aim assist nie wymusza precyzyjnego celowania i pozwala zachować płynność rozgrywki (aczkolwiek można go wyłączyć i wtedy wyzwanie znacząco rośnie). To może być świetne party game, tylko uwaga na otoczenie, by nikt sobie krzywdy nie zrobił przy unikaniu kul.

 

Subnautica [PS4] - Ładniutkie, barwne, bajecznie udźwiękowione i z imponującymi wstawkami muzycznymi. Survival w roli nurka na obcej planecie. Są wszystkie elementy gatunku, czyli zbieranie materiałów, crafting, ulepszanie wyposażenia, jest również budowanie własnej samowystarczalnej bazy (całkiem wciągające!), a nawet niezła fabuła napędzająca progres i kolejne odkrycia. Trochę ucierpiało sterowanie, bo miewałem problemy z trafianiem w małe i ruchome cele (pływające rybki). Fragmenty "chodzone" również dość ociężałe i z obecną wiedzą gdybym miał zaczynać od nowa, to wybrałbym jednak opcję bez głodu i pragnienia, bo to monotonny zapychacz czasu i ekwipunku. Gierka ogólnie chillowa póki pływamy blisko powierzchni, bo gdy czasami trzeba się zapuścić kilkaset metrów wgłąb oceanu, pobuszować w systemie jaskiń i trafi się na jakiegoś potwora z głębin (lewiatany!), to kombinezon pełny. No, klimacik jest i samodzielne poznawanie tego obcego świata ma niezaprzeczalny urok. No i ta MUZYKA - w oszczędnej ilości, ale oszałamiającej jakości. Gra kompletnie mnie wciągnęła, codziennie niezwykle chętnie wracałem do niej na kilka godzin (w sumie wyszło 40) i nawet wyraźne ułomności techniczne (kłopoty z ręcznym zapisem gry, szarpiąca animacja, doczytujące się tekstury, popup obiektów; ale z tego co się orientuję te dwa ostatnie felery to przypadłość praktycznie każdej wersji konsola/PC) z racji raczej wolnego tempa rozgrywki jakoś mnie nie raziły. Bez wątpienia wspaniała to była przygoda i aż trochę żal, że już ją skończyłem (platyna to nie tylko obowiązek, ale i przyjemność). Niby można dalej urządzać freeplay, ale bez fabularnej motywacji to już jakoś nie to samo. Niemniej Subnautica to perełka i polecam obadać.

 

Monster Boy and the Cursed Kingdom [PS4] - śliczniusia ta gierka i ma PRZEŚWIETNĄ muzykę. Gameplay początkowo jest gładki, dość wciągający, ale nie wywołuje efektu wow i niczym się nie wyróżnia. Dopiero z czasem i kolejnymi zdobywanymi umiejętnościami sprawy zaczynają się komplikować, bo movement znacznie się rozszerza. Gra kreuje się na metroidvanię, ale w warstwie platformowej też jej nic nie można zarzucić, bo pełno tutaj fajnych pomysłów i patentów, które z każdego ekranu czynią małą zagadkę logiczno-zręcznościową.  Fabularnej swobody wielkiej nam nie dano i rozgrywka przebiega z grubsza liniowo, kierując nas do kolejnych obligatoryjnych miejscówek, więc raczej trudno się tutaj na dłużej zgubić. Dla niektórych to będzie zapewne zaletą. Ogólnie gra sprawia wrażenie mało rozbudowanej, ale dużo zyskuje w okolicach połowy i zaczyna nawet nieco imponować łebskimi ideami (każdy świat oferuje nowe, urozmaicone mechanizmy). Bywa też dość trudno, szczególnie pod koniec, ale sprawę ratują częste checkpointy, więc w sumie no stress. Platyna.

 

Dishonored 2 [PS4] - podoba mi się ten lekko komiksowy artstyle, który skutecznie nadaje serii charakteru. Ogólnie preferuję w tego typu grach podejście stealth, a tutaj autorzy dają mi ogrom możliwości i sposobów na dotarcie do mety. Gameplay bardzo elastyczny i umożliwia dowolne wachlowanie stylami, choć nasze decyzje pozostawiają po sobie ślad w świecie. Twórcy się bardzo przyłożyli w przygotowaniu dziesiątek stron LORE do lektury, tylko czy komukolwiek będzie się chciało to wszystko czytać? Pewnie mało komu. Pyszniutkie poziomy, ich architektura i design. Są dość małe, ale pełne przesmyków, ukrytych kątów i swoistych zagadek środowiskowych z gatunku "jak tam się dostać?". A takie levele jak Clockwork Mansion, albo zawieszona w czasie posiadłość Stiltona powinny zostać w pamięci na dłużej. Co ważne - przeciwnicy nie są skończonymi debilami. Mają świetny wzrok, reagują prawie natychmiast, panowie z pistoletami zmyślnie trzymają się na dystans chowając się za tymi z mieczami, a gdy na boju zostaje ostatni panopek to śmiesznie zaczyna w panice uciekać potykając się o własne nogi i spadając ze schodów. No i jak najbardziej polecam drugie przejście w stylu Rambo (bo pierwsze rzecz jasna Stealth) - granaty pięknie urywają przeciwnikom nogi, ścinane głowy fruwają z imponującymi parabolami, a finishery mieczem wchodzą z każdorazową satysfakcją. Można przeciąć nieszczęśnika w pasie, a potem wziąć jego nogi i rzucić dla hecy przeciwnikom. Przerysowana i komiksowa ta brutalność, ale przy tym szalenie urocza. Platyna.

 

Super Mario 64 [Switch] - tak, dopiero teraz przyszło mi na poważnie zagrać w tę legendę. Irytuje każdorazowe wyrzucanie z poziomu gdy spadniemy w przepaść czy inne ruchome piaski. Irytuje niemożność kontynuowania poziomu po zdobyciu jednej z gwiazdek. Irytują fragmenty bezczynności jak latanie na dywanie czy innych platformach na szynach (gdy musimy to robić po raz enty). Oczywiście irytuje często upośledzona kamera. Ale movemencik Marianem już sztywniutki i niezwykle przyjemny (mimo charakterystycznej bezwładności) nawet obecnie, a jakie musiał robić wrażenie wtedy? Ogromne. W sumie trochę mało tych poziomów. Niby napchane po brzegi, ale tak z pięć dodatkowcyh leveli byłoby optymalne. Chwilami byłem zauroczony, a chwilami zniesmaczony dziwnymi pomysłami czy topornościami, ale cieszę się, że w końcu udało mi się ten tytuł solidnie ograć. Oczywiście 120 gwiazdek było moim obowiązkiem jako gracza.

 

Monster Hunter World [PS4] - już kiedyś się od tej serii odbiłem i tutaj również nie byłem z początku przekonany, ale z czasem wsiąkałem coraz bardziej. Stworzyłem własną postać, a potem przez całą grę nie mogłem patrzeć na ryj tego durnia xd Najlepiej w tych wszystkich scenkach fabularnych, gdy bohaterowie w towarzystwie beznadziejnego lipsyncu rozmawiają, a ten głąb zapytany o zdanie tylko kiwa głową i gestykuluje, jak po ostrym wylewie xd No nie mogłem z typa. W ogóle scenki fabularne to chwilami niezły cringe. Do tego jakieś waleczne koty w roli pomocników, przebieranie świnek, miecze większe od prowadzonej postaci i inne japońskie wymysły. 
Ale potworki cymesik. Gra skutecznie mnie odwodziła od wątku głównego, bo mam tendencję do zaliczania wszystkich sidequestów, a te potrafiły się rozmnażać w nieskończoność. Ukończyłem jeden, doszły trzy nowe. W większości tego typu gier preferuję uzbrojenie małe, szybkie i zwinne, ale tutaj bardzo polubiłem się z długim mieczem (kataną), bo nie ma lepszego uczucia, jak przypierdolić smokowi takim jednym, a porządnym cepem w głupi ryj. Ogólnie gra zyskiwała z każdą (z blisko 80) godziną.
W tym roku udało mi się zaliczyć podstawkę (misje główne + wszystkie poboczne), ale do gry stale wracam (dochodzą misje specjalne), no i cały dodatek Iceborne wciąż przede mną. Tymczasem trochę przerwy.

 

New Super Lucky Tale [PS4] - jak szukasz łatwej platformówki dla dzieciaka, to zapraszam. Trochę brakuje jej wyrazu i charakteru, niczym też nie zaskoczy i niestety nie postawi żadnego wyzwania nawet średnio zdolnemu manualnie graczowi (jedynie walcząc o 100% można się w 2-3 miejscach lekko spocić), ale trochę przyjemności potrafi dostarczyć. Nie można też twórcom odmówić, że próbowali urozmaicić gameplay - są levele 3D, 2,5D, runy, jakieś średnio udane minigierki, logiczne zagadki (lecące na jednym patencie i nudzące się zdecydowanie zbyt szybko), proste walki z bossami. Kilka świetnych poziomów, większość dość przeciętna. Niezbyt długa, w sam raz na przegryzkę między poważniejszymi grami. Wrażenie całości psują częste (choć krótkie) loadingi oraz zbyt gadatliwe NPC (wybija z rytmu i trzeba przeklikiwać dialogi).
Ale gra ma ten uchwytny vibe platformówek z generacji PSX/PS2, więc jeśli ktoś tęskni, to śmiało. Platynka.

 

 

 

 


Gry z których na jakimś etapie zrezygnowałem, o dziwo wszystkie na Switchu, bo lubię tam eksperymentować:

 

Spoiler

 

Valfaris [Switch] - Nie wiem, nie czuję tej gry. Tytuł wypada znacznie lepiej od Slain (poprzednia gra twórców), jest żwawsza i daje więcej możliwości, ale wciąż jakaś nieuchwytna drętwota nie pozwoliła mi w nią wejść i czerpać przyjemność ze strzelania. Metaluszkowe klimaty muzyczne też do mnie nie przemawiają. Pograłem z trzy godziny i nie było trzech minut, bym poczuł motylki w brzuszku.

 

Wargroove [Switch] - Advance Wars była moją pierwszą (i długo jedyną) grą na GameBoya Advance, więc spędziłem z nią wiele czasu. Wargroove stara się ożywić tamte wspomnienia i robi to całkiem skutecznie. Przejrzyste zasady. Ładne animacje. Ale zapału i entuzjazmu wystarczyło mi na raptem kilka misji. Zaskakująco szybko te wszystkie bitwy zaczęły mi się dłużyć i irytować żmudnością, animacje razić powtarzalnością, rozmówki fabularne przynudzać. Jedyną rozsądną opcją było wyłączenie przerywników, a misje zaliczać w trybie fast forward, ale wtedy gdzieś ulatuje satysfakcja z gromienia rywala. No i całość nie wciąga tak bardzo, jakbym tego pragnął. Nie jestem też przekonany czy wrzucenie na pole walki dowódców uznawać za zaletę. Pewnie, są silniejsi niż pozostałe jednostki (chociaż ich specjalne umiejętności "wargroove" to najchętniej mało przydatne szroty), ale wymuszają ostrożniejszą grę, bo chwila nieuwagi i lekkomyślności, a kilkadziesiąt minut misji oraz budowania przewagi ekonomicznej idzie się kochać. No i najczęściej najłatwiejsza droga do zwycięstwa to zniszczenie dowódcy wroga. Chyba lepiej byłoby, gdyby strata dowódcy nie kończyła misji (z obu stron). Poza tym stylistyka Advance Wars lepiej do mnie przemawiała.
Pograłem kilkanaście godzin, odpuściłem na jakiś czas... i nie mam już serca do tej gry wracać. 

 

Slay the Spire [Switch] - gra uznawana ogólnie za jedną z najlepszych karcianek (w wydaniu rogalikowym) i może być w tym dużo prawdy. Problem w tym, że ja nie przepadam ani za karciankami, ani rogalami. Więc po co gram? A bo małym kosztem oraz zerowym ryzykiem mogłem sobie na chwilę wyjść poza swoją strefę komfortu i dać grze szansę. Potrafię zrozumieć, że niektórych Slay the Spire wręcz uzależniło, bo rozgrywka jest przyjemnie urozmaicona, gameplay dynamiczny (jak na gatunek), a każda partia niepowtarzalna, więc żywotność zapewne ogromna. Pograłem kilka godzin, odblokowałem kilka postaci (gra każdą różni się diametralnie), ale w sumie już mi się odechciało nad tym ślęczeć. Kierunek artystyczny mnie nie urzekł, choć nie mogę nazwać go brzydkim. Rzecz w sumie byłaby idealna do poklikania od niechcenia na telefonie, gdybym tylko miał na to czas.

Zaczynam się przekonywać do tego, że karcianki mi po prostu nie leżą.

 

La-Mulana 2 [Switch] - bezlitosna, ale też oferująca sporą swobodę w eksploracji. A tej jest tutaj istny ogrom, bo komnaty ruin oferują mnóstwo zagadek i pułapek. Niezwykle łatwo się tutaj zgubić. Wielokrotnie drapałem się w głowę z zapytaniem, co ja właściwie mam teraz zrobić i gdzie podążyć? To może być wadą, bo gra niezbyt umiejętnie wyjaśnia nam kolejne cele podróży i zazwyczaj jest to polecenie w stylu "idź se poeksploruj, a jak coś ciekawego znajdziesz, to daj mi znać". 
Gra nieprzyjazna graczowi: na każdym kroku coś próbuje nas zabić - masa chamskich zapadni, kruszących się pod stopami podłóg (słabo oznaczonych wizualnie), głazów chcących nas zmiażdżyć (używasz przycisku jak dzisiątek innych wcześniej, a tu bach, sufit spada na głowę, bo tak), trucizn, lawy, trującej lawy, dodatkowo wraz z postępami fabularnymi na ekranie przybywa przeciwników, nawet na już zaliczonych poziomach. Dodaj do tego toporne sterowanie - sztywne skoki, odrzut naszej postaci po kontakcie z wrogiem, brak autosave, w zasadzie brak leczenia w trakcie gry (apteczek brak). Absurdalne pomysły i zagadki, na które praktycznie nie sposób wpaść samemu. Należy uważnie czytać dziesiątki tablic z podpowiedziami, ale te nigdy nie są dosłowne, więc dużo trzeba się domyślać, albo próbować wszystkiego na wszystkim i zagadywać do każdego NPC, bo ci również są czasami niezbędni do pchnięcia fabuły. Niektóre poziomy to czysta frustracja nafaszerowana latającymi w tę i nazad przeciwnikami, gdzie jeden nierozważny krok skutkuje natychmiastową śmiercią (albo spadkiem trzy ekrany w dół i mozolnym wspinaniem się z powrotem na górę), a na metodyczne i cierpliwe podejście nie ma z różnych powodów czasu. Gra dla masochistów i z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że NIEMOŻLIWA do przejścia bez pomocy Internetu (albo możliwa, ale po dziesiątkach godzin irytujących prób i błędów), bo niektóre oczekiwania i wymagania twórców są absurdalnie zagmatwane. Albo ja jestem za głupi.
Fajne, imponujące wizualnie niektóre walki z bossami. Świetna muzyka.
Jedynka (którą uwielbiam) też była wymagająca i pogmatwana, też łatwo było się zaciąć, ale tutaj już w mojej opinii mocno przesadzono i zrobiło się nieprzyjemnie gameplayowo. A naprawdę bardzo chciałem "dwójkę" polubić. Bardzo. Tymczasem uznałem, że po 40 (!) godzinach odpuszczam, bo zbyt często nie wiedziałem co ja właściwie robię i biegałem po poziomach bez ładu czy składu, natomiast granie z solucją na kolanach mija się z celem i moim pojęciem funu.
Dziwne ułomności techniczne na Switchu (cykliczny freeze ekranu na ułamek sekundy, crashe i resety gry - które przestały się ujawniać, gdy zrezygnowałem z usypiania konsoli przy uruchomionej grze).

Czułem ogromny żal, ale dłużej się męczyć nie zamierzałem. Niemniej mam do tego cyklu ogromny sentyment za jej bezkompromisowość.

 

Mad Age & This Guy [Switch] - spotkałem się z pozytywnymi opiniami, więc wziąłem za grosze na próbę. Mieszanka Sokoban (ociupinę) z Bombermanem (dużo). Niewielkie poziomy w ujęciu "z góry" i zadanie odnalezienia wyjścia. Po drodze wypadałoby odnaleźć wszystkie części maszyny i pozbyć się wszystkich przeciwników, ale nie jest to wymagane, jedynie dodatkowo wynagradzane... niczym. Przynajmniej ja nie dostrzegłem żadnych profitów. Poza własną satysfakcją, dość wątpliwą zresztą. Więc człapiemy po tych levelach, rozkładamy bomby tworząc wybuchowe reakcje łańcuchowe, które czyszczą nam przejście i niszczą wrogie roboty. Wiele elementów mnie w tej grze rozczarowało. Chwilami mało czytelna grafika (według mnie winny jest trochę niefortunny kąt kamery), Tylko trzy światy, ale w każdym aż 18 poziomów, które w okolicy dziesiątego zaczynają się wizualnie nudzić (więcej światów po mniej poziomów w każdym i efekt byłby lepszy). Mało tutaj gry logicznej i planowania z przesuwaniem skrzyń, to bardziej zręcznościówka. Mało ciekawych pomysłów na urozmaicenie poziomów - doszedłem do połowy gry i mnie zmuliło od powtarzalnego schematu przebijania się przy pomocy bomb przez skrzynie i beczki (tylko w niektórych momentach trzeba było od święta przesunąć skrzynię na przycisk, by otworzyć przejście, nie jest to szczyt innowacji). Mało rodzajów przeciwników, bo aż trzech (+lasery). Muzyczka fajna, ale zapętlona na tyle, że po dziesiątym poziomie już ją wyłączyłem. Gra krótka, na dosłownie 4-5 godzin (jeśli się chce wymaksować 100%), ja po dwóch się znudziłem i bez żalu porzuciłem, bo szkoda czasu. Dziwią mnie wysokie oceny, bo to w sumie taka popierdółka na telefon. No, ale ma PIXELARTOWĄ GRAFĘ, więc ocena o trzy oczka w górę, najwyraźniej. Meh.

 

 

W tym roku zdążyłem jeszcze zacząć grać w Dying Light [PS4] (wreszcie, ale dopiero początek) oraz Ori 1 [Switch] (jestem w okolicach połowy). Poza tym jakieś drobne epizody na smartfonie (Monument Valley, Potion Punch, Williams Pinball). No grało się. 

 

Dawać, co tam macie.

 

Edytowane przez Kmiot
  • Plusik 5
  • Lubię! 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Ja w tym roku nie skończyłem wiele gier, ale z każdej byłem bardzo zadowolony.

 

a) Wiedzmin 3 - prawdę mówiąc zabierałem się do tej gry, jak pies do jeża i bynajmniej nie z powodu jakości, bo tej byłem pewien. Zwlekałem, bo wiedziałem że jest mega długa i że pochłonie mi znaczne ilości czasu. Finalnie udało się w końcu do niej usiąść i ukończyć.

 

b) Assasins Creed: Origins - Dokładnie ta sama sytuacja, co z Wiedzminem. Do tego był to prezent po choinkę w zeszłym roku od narzeczonej, więc tym bardziej miałem potrzebę, żeby tą grę ukończyć. 

 

c) Gears of War 5 - Uwielbiam tą serię, ale z jakiegoś powodu nie grałem w nią w zeszłym roku, dopiero w tym się udało ukończyć. Cóż mogę powiedzieć? Dla mnie chyba najlepsze Gearsy: fabuła, grafika, akcja, postacie... Wszystko mi podpasowało i z wypiekami na twarzy czekam na ostatnią częśc drugiej trylogii.

 

d) Deliver us the Moon - przykład gierki, która przeszła bez echa, a jest fantastyczna. Zainteresowała mnie, bo lubię kosmiczne klimaty i nie zawiodłem się, kilka godzin wyśmienitej zabawy.

 

e) Ori and the will of the Wisps - Chyba najlepsze doświadczenie growe, jakie mnie w życiu spotkało. Tytuł wybitny, cudowny... Tak bym się mógł rozpływać jeszcze długo. 

 

f) Ryse: Son of Rome - kilka godzin fajnej zabawy. Nie jest to gra wybitna, ale przyjemnie się eliminowało zastępy wrogów.

 

g) Shadow of Mordor - Oj, ale mi się w to dobrze grało. Rozwijanie postaci i eliminowanie całych grup Orków sprawiało mega fun!

 

h) Ace Combat 6 - Ostatnia część, w jaką grałem, to było AC2 na PSX, więc minęło mnóstwo czasu. Przyjemna gra, fajnie było wrócić i polatać, ale miała momenty, w których bardzo irytowała...

 

Do tego sporo gier zaczętych, szczególnie ubolewam nad Resident Evil 2: Remake, bo gra świetna, ale niestety na poziomie normal doszedłem do pewnego punktu, w którym moja postać jest słaba i bez amunicji i jestem bez wyjścia i cały czas zastanawiam się, czy nie zagrać na easy :/. Na ukończenie czeka również Forza Horizon 4.

 

Moim największym rozczarowanie jest Dark Souls 1. Kupiłem grę, bo byłem ciekaw wszystkich ochów i achów nad tą serią, ale prawdę mówiąc pograłem 2 godziny i kompletnie nie mój klimat: niestety nie mam cierpliwości, żeby w to grać. Gry mają mi sprawiać przyjemność, a Dark Souls tego nie robiło niestety :(.

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza
47 minut temu, devilbot napisał:

W skrócie: wymiękł na La Mulanie 2 a taki miłośnik serii był i HC gracz w la mulana 1. WSTYD.

No, tego mi najbardziej żal w mijającym roku. Nie wykluczam, że kiedyś w przypływie chęci na samookaleczenie do gry wrócę, ale raczej się nie zapowiada. To taka gra na bezludną wyspę - można błądzić długimi godzinami, więc wystarczyłaby na cały pobyt, aż do śmierci z wycieńczenia.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

U mnie trochę gier udało się skończyć w tym roku (lub przejść ponownie)

 

https://www.giantbomb.com/profile/danteveli/lists/2020-completed/369767/

 

Najlepiej będę wspominał Yakuzę: Like a Dragon i mniejsze tytuły jak Part Time UFO, Monster Train czy Forager.

 

Ogólnie wnioskiem u mnie jest to, że Game Pass sprawdza się mega jako okazja do przetestowania mniejszych tytułów  i sprawdzenia jakichś niszowych gierek bo jest "za friko"

 

Później podrzucę coś konkretniejszego na temat tytułów

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Ja wymienię w liście:

 

1. Age of Empires 1 DE

2. MGS Rising Revengance

3. Resident Evil 0

4. DMCV

5. CoD WWII

6. Resident Evil 1

7. Company of Heroes 2

8. Resident Evil 6 (tylko jedną postacią, za słaba gierka żeby się męczyć)

9.  Crash Bandicoot 1 w ramach trylogii 

10. Black Mesa

11. Z 70h w Dota2

12. Age of Empires 2 DE (kilka kampanii- cała Europa, 50h gry)

13. Gears Tactics

14. Max Payne 3

15. Broforce

16. Metro Exodus

17. Divinity Orginal sin 2

18. Halo Reach (ponowne przejście)

19. Gears 5

20. Cyberpunk 2077 

21. Doom Eternal 

22. Hellblade

 

Plus masa gierek która mnie odrzuciła albo retro tytuły których nie warto wymieniać bo przejście to 1h. 

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

witam serdecznie :lapka:

 

2leT8vA.png

 

U mnie jak widać rok dosyć obfity w gierki głównie dzięki pandemii. Co prawda większość to gry z poprzednich lat które gdzieś tam chciałem ograć ale trochę nowości z tego roku również się znalazło. Do tego dosyć sporo DLC w tym wymaksowane Lego DLC do Forzy Horizon 4 (planuję to samo z Fortune Island) oraz oba DLC do Control (calak wbity na Steam mimo calaka w podstawce na Xboksie). Cieszę się, że ograłem dosyć sporo indyczków w tym roku, szczególnie jestem zadowolony z Golf Story, The Touryst i Sayonara Wild Hearts. Do tego wbiłem jakieś 200h w R6: Siege, z 50h w Rocket League, ze 100h w multi MW, kilkanaście godzin w multi w różne F1 no i ze 100h spędzone w maksowaniu Forzy Horizon 4 i graniu różnych wyścigów w multi. 

 

Styczeń minie pewnie pod nadrabianiem małych zaległości w postaci Greedfalla, Tetris Effect (odpaliłem na chwilę i petarda), RE3, Call of the Sea, Spyro na Switchu, DLC do Metro: Exodus, Luigi's Mansion 3 i kilka innych. Pewnie jeszcze w międzyczasie coś wleci z Game Passa, a nie wykluczam drugich szans dla BotW czy Death Stranding (tym razem na PC). Planuję też zakup Oculus Questa 2 w pierwszej połowie roku, a w drugiej, prawdopodobnie pod koniec, wleci PlayStation 5. O ile oczywiście sytuacja na rynku się unormuje. No i tak jakoś się żyje na tej wsi. 

Odnośnik do komentarza

2020 to był mój najbardziej produktywny rok w mojej growej karierze (hehe). Przeszedłem 31 gier (daję w spoiler):

 

Spoiler

1. Metal Gear Rising

2. L.A. Noire

3. Prince of Persia Zapomniane Piaski

4. Dead Space

5. Jak II

6. Jak 3

7. Uncharted 1

8. Uncharted 2

9. Uncharted 3

10. Uncharted Zaginione Dziedzictwo

11. The Last Guardian

12. The Last of Us II

13. Horizon Zero Dawn

14. God of War 3

15. Bloodborne

16. Death Stranding

17. Red Dead Redemption 2

18. Ori and The Blind Forest

19. Ori and the Will of the Wisps

20. Batman Arkham Knight

21. GTA Vice City Stories

22. Metroid Prime

23. Resident Evil 7

24. Halo 2

25. Halo 3

26. Halo Reach

27. Super Mario Galaxy

28. Inside

29. Wiedźmin 2

30. Hades (no, powiedzmy, ale pierwsza udana ucieczka po 10h, więc trochę jakbym przeszedł :kaz:)

31. BioShock (zapomniałem, a to taka świetna gra)

32. Spider-Man - jednak dałem radę 

 

A w wiele innych pograłem kilka godzin (jak Hollow Knight, Sunset Overdrive, Tearaway czy Yakuza Zero, a takiego Spider-Mana to lada chwila ukończę, ale dzisiaj już raczej nie dam rady), więc :obama:

 

Niezły rok.

Edytowane przez Ludwes
  • Plusik 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Ja tam nie będę robić żadnych opisówek tylko listę. Gry, które kończę chociaż w pewnym stopniu mi się podobały (oprócz majonezu), gdy coś mi nie podchodzi to porzucam. Serduszko dla mojej topki w tym roku.

1. Diablo 3 Eternal Collection (ps4 pro)
2. My Name is Mayo (ps4 pro) :dynia::platinum:
3. Ori and the will of the wisp (xos) <3
4. Far Cry New Dawn (ps4 pro)
5. Doom Eternal (ps4 pro) <3
6. Call of Duty Modern Warfare (ps4 pro)
7. Beyond Two Souls (ps4 pro)
8. Detroid Become Human (ps4 pro) <3
9. Broforce (switch)
10. Sea Of Solitiude (ps4 pro)
11. The Last of Us Part 2 (ps4 pro) <3
12. Death Stranding (ps4 pro) <3
13. Ghost Of Tsushima (ps4 pro) <3
14. Call of Duty Black Ops Cold War (xsx)
15. Spiderman Miles Morales (ps5) <3:platinum:
16. Astor's Playroom (ps5):platinum:
17. A Plague Tale: Innocence (xsx) <3
18. Watch Dogs Legion (xsx)
19. Gears of War Hivebusters (xsx) <3

 

Prawie skończyłem też Resident Evil 2 remake (PS4 pro), ale grałem na hardzie i na ostatnim bossie zostało mi minimalny pasek życia, brak roślinek i byłem dosłownie na hita. Po dwóch wieczorach odpuściłem i szkoda mi, że nie skończyłem bo świetna gra. Tak samo trochę szkoda mi, że w połowie zostawiłem Final Fantasy 7 remake. Trochę mnie męczył długością no i byłem zbyt zaangażowany w wbijanie karnetu w Apex Legends. Apropo apexa, tyle samo czasu co z tymi wszystkimi grami albo i więcej spędziłem właśnie w tym tytule. Na szczęście od wyjścia nowych konsol prawie nie tknąłem i może to znak aby dać sobie spokój. Za dużo czasu człowiek poświęca na multi i omija mnie wiele dobrych gier bo nie ma czasu. Kilka gier rozgrzebałem (valhalla, dead cells, Man of Maden, hades) i w najbliższej przyszłości zamierzam w nich zobaczyć napisy końcowe. Grania w przyszłym roku mam opór, dyski na Xboxie i switchu pełne, na parę gier jak i patch do cybera czekam. Myślę, że w przyszłym roku więcej gier ogram (pod warunkiem, że ograniczę multi).

 

Edytowane przez creatinfreak
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

@Kmiot

Ogólnie lubię F1. Staram się oglądać każdy wyścig + kwalifikacje w sezonie choć nie zawsze wychodzi a pojeździć wirtualnie też lubię. Grałem w edycję 2010, 2011, 2012, 2015, 2018 i 2019. W 2020 i kolejne pewnie też zagram. 2012 jako ostatnia ma coopa mistrzostw online więc dlatego spędziłem w niej prawie 30h z kumplem. 

 

2 godziny temu, Pupcio napisał:

to ta słynna starość i tabelki z excela reda?:nosacz2:

No niestety, starość nie radość. :nosacz2:

@creatinfreak

To teraz bierz się za sequel. :kaz: 

Odnośnik do komentarza

Ja tez pojade lista bo moje recki i opisy sa choojowe jak chooj. Kolejnosc przypadkowa. 
 

1. Gears 5

2. Nier Automata 

3. A Plague Tale: Innocence

4. Darksiders Genesis

5. Hellblade: Senua’s Sacrifice

6. Ori ATBF

7. Ori ATWOTW

8. Burnout Paradise Remastered

9. Burnout Revenge

10. Far Cry 5

11. Far Cry New Dawn

12. InFamous Second Son

13. Marvel’s Spiderman :wub:

14. Days Gone

15. The Last Of Us II

16. Rise of the Kasai

17. Resident Evil 0 
18. Resident Evil I

19. Journey

20. Crash Bandicoot Trilogy

21. Shadow of the Tomb Raider

22. Spyro Trilogy

 

Teraz jak na to patrze to wynik zupelnie do mnie nie pasujacy. To wszystko wyzej ukonczylem rzecz jasna. Nie zaczynam gier, ktorych nie koncze.

 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Jeśli chodzi o ukończone gry w 2020 roku to nie było ich wiele... Trochę się działo prywatnie u mnie, więc nie zawsze miałem ochotę i czas do grania. Mimo wszystko i tak przeszedłem więcej tytułów, niż w 2019. Mam nadzieję, że nowy rok będzie zdecydowanie lepszy (pod każdym względem). 

 

1. Far Cry 4 - 7/10

2. Wolfenstein: The New Order - 7/10

3. Wolfenstein: The Old Blood - 6/10

4. Hitman - 7/10

5. This Is The Police - 7/10

6. Tom Clancy`s Ghost Recon: Wildlands - 7/10

7. Rise of the Tomb Raider - 7/10

8. Assassin`s Creed: Syndicate + DLC - wszystko 6/10

9. Dying Light - 6/10

10. Assassin`s Creed: Origins - 8/10 + DLC (obydwa 7/10)

11. The Walking Dead: Michonne - 7/10

12. Assassin`s Creed: Odyssey - 8/10 + DLC Dziedzictwo Pierwszego Ostrza (8/10)

13. Greedfall - 6/10

14. Mafia: Edycja Ostateczna - 8/10

 

Jak widać, nie ma tu żadnej gry z tego roku (nie licząc odnowionej Mafii), bo starałem się nadrobić backlog. Dominują głównie siódemki, ale to czysty przypadek :D Mam jeszcze rozgrzebanego Cyberpunka, w kolejce kolejne tytuły... Inna sprawa, że dominowały u mnie głównie sandboxy, przy samych Asasynach pewnie z 200h mi zleciało, Wildlands i Far Cry też sporo zajęły czasu. 

Edytowane przez lukas_k96
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

No o mnie jak co roku mocno różnorodnie zarówno pod względem gatunkowym jak i platformowym oraz trochę nowości/trochę staroci. Kolejność wg rozpoczęcia grania:

 

1) remake Spyro 3 (PS4)

2) Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści (PS4)

3) Until Dawn Blood Rush (PSVR)

4) Control (PS4)

5) remaster Uncharted 1 (PS4)

6) Luigi Mansion (Switch)

7) remaster God of War 3 (PS4)

8) Concrete Geni (PS4)

9) remaster Uncharted 2 (PS4)

10)Yoshi’s Crafted World (Switch)

11)The Touryst (Switch)

12)Call od Duty remaster (PS4)

13)Deponia (PS4)

14) Mutant Year Zero (PS4)

15)A Rise a Simple Story (PS4)

16) Super Mario Bross (NES)

17) The Last of US 2 (PS4)

18) NBA 2K20 (PS4)

19)Guacamalee 2 (PS4)

20)Paper Mario (Switch)

21) Horizon Frozen Wild (PS4)

22) Super Mario Sunshine (Switch)

23) remaster Uncharted 3 (PS4)

24)Assassins Creed  Valhalla (XSX)

25)Ori2 (XSX)

26) Gears 4 (XSX)

27) Man of Medan (XSX)
 

Co ważne to tylko ukończone gierki, bez takich co zacząłem i po 1-2 h odpuściłem, ponieważ nie zassało. Moja złota zasada - nigdy nie gram na siłę, musi się podobać od początku.

 

Rok growo mocno udany. Skończyłem więcej nawet niż zakładałem. Kupiłem next gena i zamówiłem drugiego. Czuje, że następny może być jeszcze lepszy (min nowy Ratchet, Kena, MFS <3).  

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...