Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Czy ten tryb polega na tym że nie ma przeciwników w ogóle?

Nie no, to wtedy tak trochę słabo. Było parę momentów że zrobiono to całkiem fajnie. Poza tym w większości momentów wystarczy po prostu uciec, bo nawet po złapaniu nie ma game-over tylko zaczynasz lekko pobity w tym samym miejscu, w sumie nie wiem dlaczego w niektórych miejscach była plansza koniec gry a później był respawn.

 

Tak czy tak zdecydowanie warto, ale na pewno do tej gry powrotu nie ma :D

Odnośnik do komentarza

Star Trek Resurgence (PS5)

 

Skończyłem grę przed momentem po raz drugi. To przygodówka w stylu produkcji Telltale Games, w której podejmowane wybory mają mniejsze, lub większe znaczenie na przebieg fabuły. Dlatego też chciałem sprawdzić alternatywne wydarzenia przed napisaniem czegoś więcej.

 

Co muszę zaznaczyć z pełnym przekonaniem już na wstępie, to że Resurgence to must-play dla fanów Star Trek. Dla fanów klasycznych serii i filmów ST, z The Next Generation na czele. Chyba żadna inna gra tak wiernie nie oddała ducha serii, jak Resurgence. Całość ogląda/przeżywa się jak kolejne odcinki nowego serialu tworzonego przez fanów, dla fanów. Do tego stopnia, że osoby, które za Star Trek nie przepadają mogą się do gry zrazić.

 

Są ciekawe, rozbudowane, różnorodne postacie - jak na ST przystało, to zdecydowanie mocna strona tytułu. Ogólna stylistyka jest żywcem wzięta z ery TNG/DS9. Wszystko jest wierne kanonowi, a wiele motywów i wątków fabularnych wręcz bazuje na konkretnych odcinkach serialu. Sama fabuła jest bardzo "Trekowa", pełna trudnych decyzji do podjęcia, dyskusji nt. moralności. Muzyka jest wyraźnie inspirowana produkcjami filmowymi. Całość świetnie wyreżyserowana, trzymająca w napięciu nawet, kiedy nie mamy żadnych wyborów, ani akcji do podjęcia. Raz jeszcze, jako miłośnik Star Trek jestem zachwycony wiernością materiałowi źródłowemu.

 

Zarazem jest to produkcja raczej niskobudżetowa. Jestem pełen podziwu, co twórcy stworzyli, ale nie obyło się zarazem bez baboli, niekiedy drętwych animacji, czy artefaktów graficznych. Gra nawet nie miała specjalnej reklamy. Sam, jako zainteresowany, musiałem guglać datę premiery wydania pudełkowego...

 

Gameplay to typowa produkcja w stylu The Walking Dead i wszelkich innych tworów od Telltale. Głównie oglądamy kolejne wydarzenia i wybieramy jedną z kilku opcji dialogowych, czasem biegamy gdzieś postacią, klikamy jakieś QTE, rozwiązujemy dość proste łamigłówki, a w paru sekcjach również strzelamy z broni. Generalnie nie ma tu nic szałowego. Ktoś albo lubi ten styl prezentacji przygody, albo nie. W przypadku Star Treka uważam, że sprawdza się on nadzwyczaj dobrze. Z pewnością świetnym urozmaiceniem, zarówno dla gry, jak i fabuły, była prezentacja wydarzeń z punktu widzenia dwóch postaci, między którymi przeskakujemy w kolejnych rozdziałach, a niekiedy i dynamicznie w obrębie jednej sceny, czy akcji. Jeśli bym się do czegoś miał przyczepić, to brak opcji przewinięcia scen, czy dialogów (nawet przy powtórnym przejściu) oraz czasem totalnie zbędne interakcje (pokroju kliknięcia na rękę postaci, żeby wziąć od niej jakiś przedmiot).

 

Po dwóch przejściach mogę powiedzieć, że 3/4 wyborów w grze nie ma większego znaczenia dla fabuły i stanowi wyłącznie "kosmetykę". Po prostu postacie raz czy drugi coś wspomną, albo nam wypomną. Te naprawdę znaczące decyzje potrafią co nieco namieszać, aczkolwiek wiele ich nie ma. Sprowadzają się one głównie do tego, kto/co przeżyje/przetrwa, kto się z nami sprzymierzy, a kto przeciwstawi, czasem wpłyną na wygląd postaci lub lokacji itp. Myślę, że gra warta jest z tego powodu dwóch przejść, aczkolwiek sugerowałbym zrobić między nimi przerwę.

 

Raz jeszcze - każdy fan klasycznych/starych Star Treków powinien po Resurgence śmiało sięgnąć. Pozostali? Tylko fani tego typu przygodówek, aczkolwiek nie wiem, czy bez znajomości ST nie będą miejscami zagubieni. Tak czy inaczej, to dobry tytuł. Po prostu dla specyficznej grupy odbiorców.

 

StarTrek_Resurgence_20231027205151.thumb.jpg.5cfebfcecd7722dd77cc6236bc7207f2.jpg

 

StarTrek_Resurgence_20231105220325_1.thumb.jpg.6ed006a88edbb00496590554c482a9d4.jpg

 

StarTrek_Resurgence_20231226191345.thumb.jpg.8220caa419d9c803af1d51f306da19bb.jpg

 

StarTrek_Resurgence_20231226190701.thumb.jpg.d6c26f6b35c2ff97c0775064ab59ee6c.jpg

 

StarTrek_Resurgence_20231111183445.thumb.jpg.261950846f7e171db5f53ad4073ad40c.jpg

 

StarTrek_Resurgence_20231226193939.thumb.jpg.a075e070f6be6e9a14ad777fb76917ff.jpg

 

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Rtooj napisał:

Czy ten tryb polega na tym że nie ma przeciwników w ogóle?

Nie no, to wtedy tak trochę słabo. Było parę momentów że zrobiono to całkiem fajnie. Poza tym w większości momentów wystarczy po prostu uciec, bo nawet po złapaniu nie ma game-over tylko zaczynasz lekko pobity w tym samym miejscu, w sumie nie wiem dlaczego w niektórych miejscach była plansza koniec gry a później był respawn.

 

Tak czy tak zdecydowanie warto, ale na pewno do tej gry powrotu nie ma :D

 

Są przeciwnicy ale Cie specjalnie nie gonią i nie da się umrzeć (znaczy mdlejesz i respi Cie troche dalej i możesz sobie przejść na spokojnie obok. 

Ja mialem ten tryb włączony i mimo ze wiedzialem że te maszkary za specjalnie krzywdy mi zrobić nie mogą to i tak mialem miękkie nogi, bo jednak pare razy trzeba bylo ogarnąć ucieczkę w miarę dobrym kierunku by nie zablokować się z przeciwnikiem. Do tego nie mamy broni, ukryć się za specjalnie nie ma gdzie wiec znajomość tych nowych lokacji była wymagana.

 

Zakończenie dla mnie mocne i bardzo prawdziwe. 

Edytowane przez oFi
Odnośnik do komentarza

Soma na pewno mocno zapadła mi w pamięć. Pierwszy moment gdy się kapujesz, jaka jest sytuacja, zwłaszcza. To po prostu tak przygnębiające. Kolejne rzeczy, które się dowiadujesz, postaci, które spotykasz, zazwyczaj są jak kolejny cios typu "wow, ja pierdolę że aż tak", aż do zakończenia.

 

Gra do grania, jaką wokół tego zrobiono, jest imo średnia co najwyżej. W sumie żadna ich gra mnie jakoś nie zachęciła do całego łażenia dokoła. 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

The Talos Principle 2 [PS5]

 

TheTalosPrinciple2_20231205195427.thumb.jpg.b1b36bf5985f9e460103a1dbc50d1ef3.jpg

 

Pssst, kolego. Masz ochotę trochę się pogłowić nad zagadkami logicznymi? Zagadek filozoficznych i poszukiwania odpowiedzi na nie też nie zabraknie. Zainteresowany?

 

Jedynka była świetna. Ależ ona potrafiła zmusić do skupienia i poważnego zastanowienia. Odłożenia pada, odświeżenia umysłu, gdy był już przemęczony. Dodatkowo była ładna i brzmiała imponująco, zwłaszcza w sferze oprawy muzycznej. Zupełnie nie jak gra logiczna, bo te zwykle mają skromne budżety. Dość szeroko doceniana i szanowana, a teraz po wielu latach doczekała się kontynuacji. Rozwinięcia. Fabularnego dalszego ciągu.

 

Już jedynka miała ambicję nie ograniczać się jedynie do sekwencji zagadek, tylko zaoferować coś więcej, jakiś przekaz, jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi. Tam zabrakło rozmachu, więc opowieść stanowiąca otoczkę dla kolejnych łamigłówek miała ograniczone pole manewru. Trzeba było trochę poczytać tekstu (ok, więcej niż trochę), trochę posłuchać monologów i audiologów. The Talos Principle 2 wchodzi na wyższy poziom jakości i intensywności.

 

Poznajcie 1k. To tysięczny “android”, który zszedł z taśmy produkcyjnej. I możliwe, że ostatni. Ludzkość, którą znamy wyginęła. Nasza cywilizacja jest już odległą przeszłością. Teraz “androidy” są nową ludzkością. Tak się sami określają: ludzkością właśnie, cywilizacją, społeczeństwem. Zamieszkują Nowe Jeruzalem i wedle wytycznych Założycielki nie mają prawa przekroczyć populacji tysiąca osobników. Taki był Cel - tysiąc mieszkańców i ani człowieka więcej. Bo właśnie brak umiaru i rozpasanie doprowadziło do wyginięcia poprzedniej (naszej) cywilizacji, więc nikt nie zamierza powielać tych samych błędów. Tyle że Założycielka odeszła, nie ma jej w Nowym Jeruzalem, a w społeczeństwie zaczynają pojawiać się wątpliwości co do słuszności jej przekonań. Dlaczego odpuszczać? Czy porzucanie dalszego rozwoju to jedyna słuszna droga? Czy koniecznie jesteśmy skazani na popełnianie tych samych błędów, co ludzie przeszłości? 

 

Nowe Jeruzalem to scena, na której zaczynają się ścierać różne przekonania na temat tego, w jakim kierunku społeczeństwo powinno podążać. A my, jako nowonarodzony 1k dopiero musimy wyrobić sobie własną opinię. I to jest doskonała sytuacja, by wdrożyć gracza. 

 

Początek jest dość markotny i niespieszny. Napisałbym nawet, że rozczarowujący i zniechęcający. Kilka zagadek nawiązujących do jedynki, na rozruch, potem pobudka w Nowym Jeruzalem i niby od razu możemy pognać w kierunku “mięsa” (czytaj: kolejnych łamigłówek), ale gra jednocześnie zachęca, by się pokręcić wcześniej po mieście. No to ruszamy w teren, który jest imponujący wizualnie, ale ubogi w atrakcje gameplayowe. Jego niezaprzeczalną wartością jest to, że zaznajamia nas z LORE gry, przedstawia jej tło i nadaje kontekstu. Możemy pogadać z kilkoma mieszkańcami, co bywa pouczające, ale też zabawne. Wystarczy wspomnieć androida z wgraną biblioteką głosową “zioma”. Do tego odwiedzamy wystawę starożytnych artefaktów w rodzaju szczoteczki elektrycznej czy toalety, gdzie możemy poczytać zabawne interpretacje tego, do czego służyły dawnej cywilizacji. A co powiecie na swoiste cmentarzysko dla… kotów, gdzie zamieszczono fotki i krótkie notki na temat najwyraźniej rzeczywistych kuweciarzy, co bywa dość rozczulające. Na deser odwiedzimy Muzeum Pierwszej Części Gry. To wszystko ma na celu wprowadzić nas w świat, zanim ruszymy na ekspedycję. No właśnie, ekspedycja.

 

Bo poza Nowym Jeruzalem pojawia się intrygująca anomalia, więc w kierunku jej źródła rusza misja badawcza. My jesteśmy zaproszeniu do udziału. Możemy odmówić, co skutkuje… napisami końcowymi. Jasny znak, że raczej nie powinniśmy z niej rezygnować. Zgadzamy się, wsiadamy wraz z kilkoma towarzyszami do “urządzenia latającego” i ruszamy w kierunku przygody.

 

TheTalosPrinciple2_20231201190107.thumb.jpg.9a6ff26f4e128e0007865ea5c292e54a.jpg

 

I w tym momencie The Talos Principle 2 zaczyna wchodzić na odpowiednie obroty.

Lądujemy w okolicach Magastruktury w kształcie Piramidy (swoisty hub) i ruszamy w okolicę w celach eksploracyjnych. Wizualnie zaczynamy dostrzegać w otoczeniu ślady dawnej cywilizacji, jakieś resztki i pozostałości, dla nas znajome i powszechne, ale dla bohaterów tajemnicze, bo oni nas traktują tak, jak my moglibyśmy cywilizację Azteków czy ludzi prehistorycznych. W nasze małżowiny uszne zaczynają wypełzać absolutnie zachwycające utwory muzyczne, których w żadnym stopniu nie da się zignorować. I tak będzie już do końca gry. Kawałki instrumentalne będą się zmieniać, ale charakteru nigdy im nie zabraknie. Często będą bardziej imponujące od otoczenia, choć temu zwykle również niczego nie brakuje. Chciałbym jasno i wyraźnie wyróżnić w tym miejscu muzykę The Talos Principle 2, bo jest godna naszej miłości. Ale kiedy już przystaniemy i nasłuchamy się tych aranżacji możemy postanowić udać się w kierunku zagadek. Pora poćwiczyć umysł.

 

Pod tym względem gra błyszczy, nie mogło być inaczej. Świat podzielony jest na dwanaście dość rozległych terenów, pomiędzy którymi poruszamy się kolejką szynową. Każda lokacja ma swój unikatowy motyw krajobrazowy i klimatyczny. Leśne ostępy, górskie szczyty, pustynna oaza, błękitna laguna. Jedne imponują bardziej, inne mniej, ale znudzić się nimi nie sposób. A i tak najlepsze przygotowano praktycznie na koniec, bo Antropiczne Wzgórza zostaną w mojej pamięci na długo. Na każdym z dwunastu poziomów naszym głównym zadaniem jest uzyskać dostęp do Wieży, a ta stanie przed nami otworem dopiero gdy rozwiążemy garść zagadek. Każdorazowo jest ich dziesięć (osiem ponumerowanych głównych i dwie Zagubione), ale nam do progresu potrzebne jest tylko osiem dowolnych. Do tego każda lokacja skrywa Zapomniane Laboratorium, służące głównie celom fabularnym, oraz dwa Monumenty. O ile główne zagadki zawsze mają miejsce w ograniczonej przez ściany przestrzeni, tak Monumenty zmuszają do spojrzenia na lokację szerzej i kombinowania globalnego. A gdyby komukolwiek było jeszcze mało, to na koniec gry możemy uzyskać dostęp do Złotych Zagadek (po jednej na poziom), które potrafią ostro dać czadu i naprawdę zabić ćwieka.

 

Na czym polegają łamigłówki w The Talos Principle 2? W “jedynce” były to głównie zabawy z kolorowymi wiązkami laserowymi, które za pomocą pryzmatów, zakłócaczy (wyłączają bariery i wrogie przeszkadzajki), sześcianów i wiatraków musieliśmy przekierować do celu. I “dwójka” w dużym stopniu hołduje tej tradycji, bo lasery musiały pozostać, ale wraz z postępami robi znacznie więcej i rozbudowuje nasze możliwości. Praktycznie co poziom udostępnia nam nowe zabawki i patenty. Fikuśne łączniki dwóch kolorów lasera (z czego powstaje nowa barwa). Alternatory kolorów. Autonomiczne źródła, które wcześniej trzeba naładować odpowiednią barwą lasera. Wiertła, robiące tymczasowe portale w ścianach. Klony naszej postaci, między którymi możemy się dowolnie przełączać. Przenośne teleportery, generatory grawitacji, drony, aktywatory. Każdy lub prawie każdy poziom wnosi własny patent i stopniowo nas zaznajamia z zasadami działania danego narzędzia i jego potencjałem. Ostatecznym egzaminem zazwyczaj będą wspomniane Złote Zagadki, więc uważajcie na lekcjach. Co ciekawe, twórcy wyrzucili z gry przeszkadzajki o agresywnej naturze (miny, wieżyczki), za którymi raczej nikt tęsknić nie powinien.

 

Może to już pewna wprawa, którą wyniosłem z części pierwszej, ale The Talos Principle 2 wydaje mi się bardziej przystępnym tytułem. Nie napiszę, że łatwiejszym, bo to kwestia względna. Zdarzało mi się utknąć zawstydzająco długo nad dość oczywistymi zagadkami, bo zmęczenie, albo najzwyklejsze zaćmienie umysłu. Z drugiej strony chwilami zaskakiwałem sam siebie, wpadając na nie-tak-oczywiste rozwiązanie praktycznie z marszu, bo gdzieś tam w głowie akurat miałem dźwignie logiki ustawione w odpowiedniej pozycji. W razie czego polecam zwracać uwagę na tytuły zagadek, bo to miękkie sugestie. No i nasi towarzysze na ekspedycji potrafią być bardzo motywujący.

 

Bo my tutaj rozwiązujemy kolejne łamigłówki, a w międzyczasie zawiązuje się fabuła. Jej przebieg możemy na bieżąco przedyskutować z członkami ekspedycji, którzy kręcą się po tej samej okolicy. Byron to dowódca żądny wiedzy i zwolennik progresu, dalszego rozwoju. Wieczny optymista, wręcz naiwniak. Alcatraz to jego przeciwieństwo: głos rozsądku, miłośnik balansu, spokoju i stabilizacji. Jakut to pilot, trochę marzyciel, bywa melancholijny. A Melville to marudna inżynier, pani “ludzie mnie drażnią, ale bez nich byłoby nudno”. Zdarza jej się cyknąć nieoczekiwane zdjęcie i przypadkowo wrzucić na portal społecznościowy. 

Zaraz, co?

No tak, bo Nowa Ludzkość, znacznie bardziej rozwinięta technologicznie od naszej nie może mieć własnego Internetu? Tak naprawdę każdy z członków ekspedycji streamuje na żywo swoje postępy, a społeczeństwo Nowego Jeruzalem komentuje wydarzenia w Sieci. I tam również możemy się wypowiedzieć w niektórych dyskusjach, wyrazić własną opinię lub zgodzić się z czyjąś. Te pozornie nieistotne okruchy tworzą nasz światopogląd i ostatecznie przechylą szalę na korzyść jednego z kandydatów w nadchodzących wyborach burmistrza miasta.

 

Gołym okiem widać i słychać, że warstwa fabularna jest kolejną, którą znacznie rozbudowano względem pierwszej części. Jest intensywniejsza, ciekawiej i z większym rozmachem podana. Nadal trzyma się zgodnych z kanonem serii tematów czysto filozoficznych, etycznych i naukowych. Przyjemnie miesza to z mitami, a nagromadzoną powagę potrafi zręcznie rozładować sporadycznym humorem. To także ocena naszej cywilizacji już długo po tym, jak zdążyliśmy wyginąć. Nowa Ludzkość próbuje zrozumieć dawną, tak jak my możemy jedynie próbować zrozumieć Majów i zapewne pomylić się przy tym w wielu kwestiach.

 

The Talos Principle 2 rozwija praktycznie każdy element poprzednika. Niektórych może zniechęcić większy nacisk na opowieść i sam początkowo byłem zdezorientowany, ale 80% z tego można po prostu pominąć, olać i cieszyć się zagadkami. Te jako kwintesencja gry nie zawodzą pod żadnym względem. Są urozmaicone, wymuszają kreatywność i przynoszą czystą satysfakcję. Poza tym gra jest piękna (tryby wydajnościowe i jakościowe included), chwilami zachwyca artystycznie, a o muzyce już pisałem - dźwiękowe piękno. W grze zrobiłem wszystko, co możliwe - dobrnąłem do Dobrego Zakończenia, co zajęło mi ponad 40 godzin, ale zdarzało mi się w kilku przypadkach utkwić na zagadce przez pół godziny, albo nawet dłużej. Robiłem sobie również przerwy, dużo się szlajałem czy to po mieście, czy poziomach, więc realny czas gry powinien być dużo niższy, a mój wynik nie uznałbym za miarodajny. Niemniej zawartości grze nie brakuje.

 

TheTalosPrinciple2_20231205180219.thumb.jpg.5aef86034d0de131a39a0a68d1e13d50.jpg

  • Plusik 8
Odnośnik do komentarza

DuckTales remastered - dość przeciętny remaster klasycznej platformówki, nie jest to jakaś tuza gatunku ale grało się przyjemnie, fajne boss fighty, proste w konstrukcji levele i patologiczny czas potrzebny na ukończenie (trochę ponad 2h), dzięki @Rayos

 

pobrane-2023-12-28T102936_267.thumb.jpeg.3e7ad0270da7c37cc4a8d023f7d21cfa.jpegpobrane-2023-12-28T102948_198.thumb.jpeg.6fcefc873f000b15c0e1f7ead4fd9c96.jpeg

 

Tinykin - ależ to była chillowa przygoda, założenia pikmina przełożone na platformówkę, a raczej hmm grę w zbieranie. Łatwa strasznie, brakuje przeciwników i z dwóch pokoi więcej przez co całość bez maskowania pęka w niecałe 5h ale gra się tak przyjemnie że do relaksu świątecznego ciężko polecić coś innego. Dzięki @MichAelis

 

pobrane-2023-12-28T102911_202.thumb.jpeg.a704dc5c590debd8d362201d892fe2b8.jpegpobrane-2023-12-28T102924_752.thumb.jpeg.ea879e1f954bfb75ef3078d12c34f4a5.jpeg

 

 

 

Edytowane przez Daffy
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, Szermac napisał:

Castlevania: LoS, gra generacji x360/ps3, pozdrawiam.

Klimat i sposób opowiadania historii TOP :banderas:

W sumie mam PS3 to chyba kupię żeby zagrać jeszcze raz. Pamiętam, że na X360 były dwie płytki i żonglowanie.

 

Edit

Szybko przejrzałem OLX i jak na starą gierkę trzyma cenę:notbad:

Edytowane przez BRY@N
Odnośnik do komentarza

Ace Combat X: Skies of Deception (PSP)

 

Faza na Ace Combat trwa u mnie w najlepsze. W połączeniu z odkurzeniem PSP udało mi się nadrobić "pod kołderką" Ace Combat X. Zachwytów nie było, choć grę jak najbardziej można uznać za pełnoprawną odsłonę serii. Pomimo "upośledzonego" sterowania ACX oferuje niemalże to samo, co inne odsłony serii na PS2 z tamtego okresu.

 

Kampania fabularna składa się z kilkunastu misji i ciekawej opcji wyboru zadań na mapie taktycznej. Przekłada się to na kilka alterantywnych wariantów kolejnych misji, gdyż nasze wybory i ich kolejność ma znaczenie na dalszy przebieg kampanii. Grywalnych samolotów jest stosunkowo dużo, a kilka z nich (nielicencjonowanych) można dodatkowo tuningować opcjonalnymi częściami. Zadania są dość zróżnicowane, podobnie jak lokacje. Do tego dostępny jest tryb Free Play, czy nawet jakiś Multiplayer, jeśli kogoś takie coś kręci. Tak "obiektywnie" patrząc, to ACX jak na swoje lata i platformę docelową był naprawdę konkretną pozycją. Nawet sterowanie bez L2/R2 można z czasem opanować. Ja zamieniłem Accelerate na trójkąt, Decelerate na kwadrat, pod L/R zostawiłem Yaw, a pod krzyżakiem znalazły się wszelkie zmiany broni, celu, mapy itp.

 

Ale oczywiście ja będę marudził. :) Nie żebym miał względem gier z PSP wygórowane oczekiwania, ale mimo pokaźnej zawartości gra niestety jest ewidentnie spinoffem o mniejszym budżecie. Mnie osobiście frajdę najbardziej zepsuł horrendalny voice-acting. Ale taki naprawdę żałosny, sztuczny, jakby do nagrania głosów Namco brało przypadkowych ludzi z łapanki, albo swoje rodziny, być może nawet niekoniecznie native-speakerów. I tak, jak w innych AC cały klimat budowany jest właśnie za sprawą rozmów przez radio i innych dialogów podczas misji, tak tutaj był to jeden wielki cringe. W grze pojawia się nawet postać z Ace Combat 5, o czym się dowiedziałem tylko z Wiki, bo po głosie i stylu mowy w życiu bym tego nie zgadł.

 

Misje również dupy nie urywają. Przede wszystkim jest na nich dość mało celów i w kilku przypadkach kończą się one zaskakująco szybko. Było kilka fajnych wyjątków, ale zabrakło tu jakiegoś epickiego finału w stylu innych odsłon. Prawdę mówiąc, to byłem zaskoczony, że "to już koniec?". Jak już wspomniałem, kilka ścieżek przebiegu kampanii niby zachęca do powtórki, ale ja jeszcze nie zdecydowałem, czy będzie mi się chciało do gry wracać. Tym bardziej, że było tu również kilka mocno frustrujących misji, które musiałem powtarzać kilkukrotnie.

 

Graficznie jest ładnie jak na PSP. Jest tu wszystko co widzieliśmy w odsłonach PS2, ale tekstury bardziej przypominają okres PSX. Co do muzyki, to mam mieszane uczucia, co pewnie Dr.Czekolada zaraz mi wypomni. ;) Podczas gry OST mnie nie porwał jakoś szczególnie i sprawiał wrażenie raczej typowych pobrzdękiwań, z kilkoma wyjątkami oczywiście. Ale jak teraz przed pisaniem odpaliłem sobie OST na YT, to brzmi on o wiele lepiej, niż w grze. Zapewne wina kompresji dźwięku. Sama muzyka to taki miks elektroniki i lekkiej orkiestry, który bardziej by pasował do Electrosphere. Przykład. Niektóre utworki się powtarzają na przestrzeni kolejnych misji, więc nie ma aż takiego zróżnicowania jak na PS2.

 

Na YT większość materiałów to gra na emulatorze, zapewne też przy pomocy normalnego kontrolera. W sumie ciekaw jestem, czy zmienia to wrażenia z gry i może kiedyś wypróbuję. Na razie jednak chciałem zagrać jak przystało na PSP i mobilna forma zabawy też działa tu na korzyść. To jak najbardziej spoko gierka, nawet jeśli przeciętny Ace Combat. Poziomu AC4, 5 czy Zero nie ma co oczekiwać. Raczej coś pomiędzy erą PSX a PS2. Gdyby nie voice-acting, to oceniłbym ACX dużo, dużo lepiej. Bowiem naprawdę aż tak zniesmaczył mi on niektóre sekcje rozgrywki... Szczególnie, jak dosłownie co chwila słyszałem komiczne "Help me, he's right behind me!"

 

Przykładowy gameplay, podrasowany emulatorem, bo zgrywanego z PSP nie mogę znaleźć:

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Lies of P

 

Fantastyczny, przyjemny, nieprzesadnie wymagający, liniowy, piękny wizualnie, pięknie działający (144 stabilne klatki na PC) soulslike.

 

 Ostatecznie 9/10, przerosła moje oczekiwania. 

image.thumb.jpeg.5ccdb8d0e9fc887759abfcbbe61ae9c3.jpeg

 

Grę użyczył do przejścia gamepass za 4 złote na PC ;/, ale kiedyś się kupi :newell:

Edytowane przez KrYcHu_89
Odnośnik do komentarza

Resident Evil 5. Skończyłem to raz w coopie z 8 lat temu i nie byłem zachwycony, a jak widziałem że dla kogoś ta gra jest lepsza niż 4ka to łapałem się za głowę. Tym razem wszystko się zmieniło...

 

Tak naprawdę to nie bo biorę was pod skórkę. Trzeba mieć coś nie tak z głową żeby uważać że 5>4:szopenhauer:

Gra do rozwalenia jakiegoś randoma irvinga jest super i może konkurować z poprzednikiem. Mega klimatyczne miejscówki, stary dobry gameplay czwóreczki, hot murzynka obok nas i mnie hot murzyni chcący nas zamordować tworzą C0RE tej części a przy tym dalej graficznie daje to rade mimo tylu lat na karku ale potem nie jest już tak kolorowo. Zamiast śmierdzących afrykańkich wiosek dostajemy generyczne korytarze, tajne bazy i najgorsze ruiny murzynów w historii gier a przeciwnicy dostają bronie i od tej pory gramy w upośledzone gears of war, jest gorzej niż źle. Pomyślcie o tym jak o wyspie z re4 tylko o wiele gorszej i rozciągniętej na połowę gry. Z wad jeszcze wymienie muzyke, przez to że nadrabiałem w tym roku stare gry to widze jaki muzyczny downgorad ta seria zaliczyła właśnie od 5ki który trwa do dziś, smutna sprawa bo w tych starych grach soundtrack jest naprawdę piękny. Największą wadą jest bot. Yebany debil to największy przeciwnik a nie jakieś wesker. Na normalu sobie z nim dacie radę ale i tak to przez niego będziecie przegrywać a wołanie go żeby coś podniósł i wymiana przedmiotami to tortury.

 

Z plusików  oprócz wcześniej wspomnianego super klimatu pierwszej połowy muszę dać jak zwykle durne filmiki które zwyczajnie fajnie się ogląda i mega dużą ilość bitek z bossami i to zróżnicowane bitki. Nie każda jest fajna, kilka wlecze się niemiłosiernie ale jeśli w czymś 5ka wygrywa z re4 to właśnie w tej kwestii. No i jest jeszcze dlc lost in nightmares :banderas:coś pięknego i jeszcze dali klasyczną kamerę jako smaczek. Te 40min tego dodatku było najlepszą częścią tej przygody :pawel:

 

Ogólnie spoko gierka ale capgods proszę nie róbcie z głównych gier residenta strzelanek zabijanek a przy potencjalnym rimejku wyjebcie połowe tej gry do śmieci

 

 

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...