Opublikowano 18 sierpnia18 sie Life is Strange: Double Exposure - jakoś w sumie zapomniałem o tej grze i trzeba było to naprawić, więc skończyłem całość jednym ciągiem z drobnymi przerwami. Do pierwszej części mam spory sentyment, bo trafiają do mnie takie teen dramy z nutą jakiejś tam większej tajemnicy w tle, więc powrót starej znajomej w roli głównej bohaterki zrobił cieplutko na serduszku i można było poczuć w tym trochę takiego klimatu "spotkania po latach". Tym razem Max jest już bardziej dojrzała, spełnia się zawodowo jako wykładowca na lokalnym uniwersytecie i stara się jakoś ruszyć do przodu po wydarzeniach z jedynki, ale nie uchroniło jej to przed władowaniem się w kolejną tajemniczą śmierć przyjaciółki, którą oczywiście stara się rozwikłać bo przecież chwdp i nie można zostawić tego jakiejś tam hatfu policji do wyjaśnienia. Znowu więc przychodzi graczowi węszyć gdzie się da, wciskać nos w nie swoje sprawy i przy okazji odkryć/rozwikłać parę pomniejszych personalnych dramatów ludzi wokół. Tym razem jednak zamiast cofania czasu nasza heroina może przenosić się pomiędzy dwiema liniami czasowym, z czego w jednej ta wspomniana przyjaciółka jednak żyje, ma się dobrze i hasa sobie jak gdyby nigdy nic. Historia do pewnego momentu naprawdę mnie wciągnęła i byłem ciekaw tego, dokąd to wszystko zmierza - powiedzmy, że tak do końcówki czwartego z pięciu rozdziałów byłem w stanie łyknąć wszystko jak młody pelikan. Niestety końcówka trochę siada, rzucając w nas nostalgia baitami, kilkoma wątkami które prowadziły do nikąd, zaprzeczając trochę samej sobie i idąc w ambitne motywy których chyba sami scenarzyści nie do końca byli pewni. Nie jest źle, ale mam przynajmniej dwa pomysły, jak można by to rozwiązać lepiej, a jeśli ja potrafię coś takiego wymyślić to tym bardziej powinni suto opłacani profesjonaliści w swoim fachu. Technicznie rzecz jest nierówna, bo stylizowana grafika potrafi być ładna, emocje można odczytać z twarzy postaci i gdzieniegdzie trafi się fajny widoczek czy zabawa światłem, ale niestabilny klatkaż i skalowana chyba z 480p rozdzielczość woła o pomstę do nieba wybijając z wczuwki co parę kroków. Tym bardziej, że gra toczy się w małych lokacjach, które powinny wyciągać nie 60fps, a przynajmniej dwa razy tyle przy wyższej rozdziałce. Panowie ze Square, naprawdę nie trzeba było pchać tej gry na UE5 skoro nie potrafiliście opanować tego silnika i trzeba było zostać na czwórce, obie części FF7 pokazały, że na nim akurat umiecie coś rzeźbić (tak, wiem, osobne teamy developerskie, no ale kaman). Tyle dobrego, że warstwa muzyczna jest bardzo spoko i znów można posłuchać delikatnych plumkań jakichś indie kapelek, o których słyszały trzy osoby na świecie, a na żywo widziało je jeszcze mniej ludzi - tutaj gra nie zawodzi i ten pseudoartystyczny klimacik cały czas wisi w powietrzu. Gameplay to standard dla tej serii, łazimy po lokacjach, gadamy z innymi postaciami, przyglądamy się milionom pierdół w każdym pomieszczeniu i słuchamy wewnętrznego głosu Max komentującego wszystko począwszy od kwiatków w hallu i skończywszy na dekoracjach w biurze rektora uczelni, pomiędzy rozwiązując proste (czy nawet prostackie) "zagadki" by ruszyć fabułę do przodu. Jeśli graliście w dowolną część LiS to już wiecie, z czym to się je. Po skończeniu całości mam trochę ćwieka z wystawieniem jej oceny, bo z jednje strony to było całkiem przyjemnie 12h grania okraszonego dozą nostalgii do starej znajomej z jedynki. Z drugiej strony wady techniczne, wywalająca się na plecy końcówka i baitowanie na nostalgii zostawią mocną skazę na tym, jak zapamiętam ten tytuł. Chyba poszedłbym w solidne 7/10 - nie jest to gra, która odmieniła moje życie zagrajmera, ale nie żałuję poświęconego na nią czasu. Fanom serii polecam zapoznać się gdy będzie na solidnej promocji, tak za 5-6 dych będzie ok. Cała reszta może przejść obok i spróbować ewentualnie dopiero po zapoznaniu się przynajmniej z jedynką, po niej będziecie wiedzieć, czy w ogóle trafia do Was ta seria.
Opublikowano 18 sierpnia18 sie Do pierwszego LiS mam absolutnie przeogromny sentyment, bo to nietuzinkowa i świetnie napisana historia była. Niektóre sceny mam przed oczami pomimo tego, że skończyłem ją lata, ale to lata temu.Niestety, tego samego poruszenia próżno szukać mi w innych produkcjach z tej serii - Before the Storm nie zrobiło na mnie wrażenia pomimo tego, że było tak bliskie jedynce. Dwójki nie spróbowałem, Double Exposure nie porwało mnie w ogóle po pierwszym odcinku, ale True Colors wspominam już bardzo dobrze (nie tylko dzięki słodkiej pierdziawie Alex) i jest to część którą poleciłbym każdemu który ma niedosyt takich gierek.
Opublikowano 18 sierpnia18 sie Chyba zrobię sobie przejazd po serii, akurat czekając na MGS takie krótkie epizodyczne gierki na >15h wjeżdżają elegancko.
Opublikowano poniedziałek o 21:085 dni Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Black (PS2)Black to dla mnie jedno z ciekawszych tegorocznych odkryć. Ciężko mi go jakoś porównać do największych mocarzy tego gatunku, bo chociaż lubię FPS-y, to raczej nie należą one do najczęściej ogrywanych przeze mnie gier i mam spore zaległości w tym temacie. Jednak muszę uczciwie przyznać, że sam się nie spodziewałem, że ten 20-letni staruszek dostarczy mi tyle frajdy podczas kilkugodzinnej rozgrywki.Głównym bohaterem jest Jack Keller, żołnierz elitarnej jednostki Black, której zadanie polega na odnalezieniu i zlikwidowaniu członków organizacji terrorystycznej, znanej jako Seventh Wave. Misje, które wykonujemy, odbywają się w czasie przeszłym, bo pomiędzy nimi oglądamy cutscenki, podczas których Jack jest przesłuchiwany przez jakiegoś ważnego agenta, którego interesują ukryte polityczno-szpiegowskie cele realizowane przez jednostkę, do której należał Jack. Nie ma co się rozgadywać za bardzo na temat fabuły, bo, po pierwsze, zakończenie pozostaje otwarte i widać, że twórcy mieli plany na kontynuację, a po drugie, jest tylko tłem dla efektownej rozpierduchy.Grafika na tle innych produkcji z ery PS2 wyróżnia się na plus. Z tego, co zdążyłem wyczytać po skończeniu gry, to ukazała się ona pod koniec generacji i wyciskała ze sprzętu ostatnie soki, więc nie ma co się dziwić, że ten aspekt został dopracowany jak należy. Co do samych lokacji, to na ogół są liniowe, ale parę z nich daje nam większe mapy do eksploracji, na których musimy wykonać konkretne cele w postaci zniszczenia baz albo jakichś innych, ważnych strategicznych obiektów. Nieraz jest to zgruzowane miasto, innym razem jakiś las, podziurawiony most albo ponure cmentarzysko.Gunplay do dziś cieszy, co prawda wybór broni nie jest jakiś oszałamiający (w każdej misji mam tylko dwa sloty na broń, na szczęście można ją wymieniać, korzystając z pukawek martwych oponentów), ale ogólnie jest to, co powinno być w arsenale każdego szanującego się żołnierza elitarnej jednostki. Znajdą się w nim uzi, karabiny, pistolety (na karabiny i pistolety można nałożyć dodatkowo tłumik), są strzelby, snajperka i bazooka. Z tych dwóch ostatnich broni wrogowie lubią korzystać na dalszy dystans, więc trzeba mieć się na baczności, bo nie dość, że na bliskim dystansie jesteśmy ostrzeliwani, to jeszcze gdzieś w tle pojawia się syczący dźwięk, znamionujący nadchodzącą rakietę, więc często działa strategia: cofka za osłonę, oczyścić nieco teren, a następnie wypatrzyć i zdjąć tego skurwiela, który atakuje z ukrytej pozycji.Warto też pochwalić twórców za cieszące oko wybuchy. Często możemy obserwować efektowne kaskady, gdzie szyby lecą z okien wraz z naszymi oponentami, innym razem mamy pole minowe, gdzie ulokowane są dodatkowe, łatwopalne materiały (na zewnątrz cysterny albo generatory w pomieszczeniach), więc jeden wybuch uruchamia efekt domina. Uwielbiam takie zagrywki w tego typu produkcjach, bo sprawiają, że czuje się, jakbym poszedł do kina na film akcji, w którym pewne efekty są celowo odzierane z realizmu, żeby zyskać na efektowności. Może dla niektórych takie patenty są kiczowate, ale we mnie budzą jakąś dziecięcą naiwność i miłość do tych wszystkich sztuczek cyrkowych, które twórcy stosują, żeby huknęło dwa razy mocniej niż w realnym życiu.Nie tylko eksplozje robią robotę, ale też to, że możemy niszczyć osłony przeciwników, przez co w otoczeniu unoszą się tumany kurzu i pyłu, ograniczające widoczność. Była sytuacja, że chłop usadowił się na końcu korytarza i ostrzeliwał mnie z karabinu maszynowego, więc przebiegłem pomieszczeniem obok, wysadziłem ze dwie ściany i wyeliminowałem go z bliskiej odległości. Można też w ten sposób nieco uszczuplić filary albo inne elementy otoczenia za którymi chowają się przeciwnicy. Także efekty cząsteczkowe, fizyka, odrzut broni i wykorzystanie środowiska do ułatwienia sobie niełatwej pracy, jaką jest służba w jednostce specjalnej, zostały przez twórców należycie dopieszczone.Oczywiście, są też wady w postaci AI przeciwników, którzy często pakują się prosto pod lufę. Tak samo dziwi mnie to, że nasi oponenci nie korzystają z granatów (jedynie wspominany ostrzał z bazooki powoduje, że trzeba opuścić bezpieczną pozycję), bo przed rakietą można się schronić za większą ścianą, a granat jest w stanie dotrzeć w najmniejszą szczelinę i sprawiłby, że byłaby większa presja na pozostawanie w ciągłym ruchu. Powtarzalność misji też można postrzegać jako wadę, ale to dosyć krótka gra, więc raczej nie zdąży znużyć robieniem tego samego. Zresztą taki był pewnie zamysł twórców, by gracz poczuł się jak Rambo (nieraz można zdejmować gości po cichu, ale w większym skupisku trudno o bycie niewykrytym przez dłuższy czas), który wpada, dziesiątkuje wrogów, wysadza w powietrze to, co mu każą, po czym słyszy komunikat, że misja wykonana i szykuje się na następną. Nie ma tu żadnych misji z efektownymi pościgami albo takich, gdzie musimy działać po cichu.Podsumowując, bawiłem się świetnie i potrzebowałem takiej krótkiej, intensywnej produkcji. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zagrać, a chciałby trochę postrzelać, wysadzić parę budynków, oczyścić świat z terrorystycznego pomiotu i przy okazji lubi retro klimaty, to serdecznie polecam.Jeszcze szybka edycja, bo zapomniałem wspomnieć o sterowaniu na padzie, a jest to rzecz, która niekiedy potrafi odebrać fun z grania w retro FPS-y. Te współczesne raczej nie mają tego problemu, i gra się dosyć płynnie, ale z tymi starszymi tytułami bywa różnie. W przypadku Black gra się naprawdę super, postać nie porusza się ociężale, praca kamery i celowanie działają bez zarzutu. Edytowane poniedziałek o 22:165 dni przez Czokosz
Opublikowano wtorek o 14:574 dni Na wyższym poziomie nie używają nagminnie granatów? Nie wiem czy dobrze pamiętam.Oprócz rozwałki to jeszcze muzyka robiła mocno.Czasy świetności Criterion to było coś.
Opublikowano wtorek o 21:484 dni Jezu, ale bym rzucał 3 stówki za remastery wszystkich Burnoutów + Black.Black to była gra która była czymś na miarę Omega Boosta na psxa. Nieprawdopodobnie udana gra od twórców wyscigów, z szybka akcją, świeżym podejściem i muzyką.
Opublikowano środa o 06:144 dni Skończyłem sobie wczoraj Catherine Full Body. Lata temu ograłem oryginał, ale byłem wtedy młodym zagrajmerem i mimo że już wtedy gra bardzo mi się podobała, to teraz jako 30 letni senior ją bardziej doceniam. Nic sie nie postarzała. Gameplay dalej uzależnia, anime graficzka i przerywniki dalej piękne a muzyka jak to u atlusa top. Top gier z tamtej generacji, nawet nie wiem co tu dać za minusy oprócz tego że wersja na nintendo miała czasami jakiegoś dziwnego buga ze światłem w barze. Polecam dla forumowicza
Opublikowano środa o 06:414 dni Kończyłem parę lat temu na switchu1 i buga z światłem nie kojarzę, może jakiś błąd emulacji na dwójce
Opublikowano czwartek o 14:472 dni Resident Evil ZeroWreszcie udało się ograć. To stary dobry Resident z drewnianą mechaniką, 6 slotami na przedmioty i bez możliwości poruszania się podczas strzelania. Bardzo podobny do jedynki (lokacje które zwiedzamy, choć nie wszystkie). Dwójka bohaterów sprawiła że wyleciała skrzynia na przedmioty, więc trzeba rozdzielać co kto ma mieć ze sobą, choć i tak wracanie po przedmioty jest nieuniknione. Jest to irytujące aż do samego końca. No i główny zły przez swoją aparycję jakby wyjęty z Final Fantasy.
Opublikowano wczoraj o 09:21 1 dzień Metroid Dread - nadrabiania gier z pierwszego Switcha ciąg dalszy. Z serii znam tylko Remastered, super gra ale niezwykle specyficzna, dziś nawet można powiedzieć ciężkostrawna miejscami. Bez YT bym nie przeszedł, tylko jebnął w kąt po kolejnej godzinie błądzenia. Ale skończyłem i byłem bardzo zadowolony.Dobra, bez przeciągania i opisu każdej pierdoły. Dread jest świetny. Jest klimatyczny, wymagający i satysfakcjonujący. Movement i kolejne upgrade'y. Ucieczki przed EMMI, starcia z bossami. Podoba mi się atmosfera tajemnicy, mimo że kilka razy mocno się zaciałem (a przy ostatnim bossie to myślałem że porzucę, ale po prostu trzeba było na spokojnie usiąść xd) to jednak chciało się wracać.No bardzo dobrze się w to gra po prostu, czekam na Metroid Prime 4 , może jakiś nowy 2d albo port Samus Returns. Coś ta seria w sobie ma 9-/10
Opublikowano wczoraj o 09:30 1 dzień Wciąż upieram się przy twierdzeniu, że to absolutnie najlepsza gra na Switcha, a na OLED-owym ekranie prezentował się absolutnie obłędnie.U mnie krótkie podsumowanie ostatnich kilku gier:New Super Mario Bros 2 - 3DS - od dłuższego czasu mam mocny niedosyt platformówek i wpadłem tu jak kamień w wodę, 100% Mario w Mario, nawet jeśli bez ciekawego gimmicku. Zdarzyło się powtarzać poziomy w celu znalezienia tej cholernej monetki która zdawała się chować zawsze poza zasięgiem wzroku i nie żałuję niczego. Dla fanów klasycznego Mario pozycja obowiązkowa.Metroid: Samus Returns - 3DS - jw. tylko, że niedosyt metroidvanii - widać ewidentnie, że gra stanowi podwaliny pod Dread i gdybym to ją ograł w pierwszej kolejności ta druga mogłaby już nie zrobić takiego wrażenia. Gra wybitnie dopamingenna, bo powerup-ów jest mnóstwo, dostajemy je często, mapka przechodzi się poniekąd sama, bo teleporty i połączenia rozwiązano wręcz wzorowo. Drażnić może niedzisiejsza oprawa (głównie z powodu podłej jakości ekranu 2DSa), ale na emu to może być dla kogoś topka serii. Polecanko mocno, kupiłbym odświeżenie.Castlevania: Portrait of Ruin - 3DS - tytuł który trochę utwierdził mnie w przekonaniu, że w metroidvanii preferuję metroid- nad -vanię. Nic odkrywczego, absolutnie fatalne niewykorzystanie potencjału dwóch ekranów, a sam ekran dotykowy służy jedynie do wyświetlania obrazu. Gimmick z dwoma postaciami nadał za to ciekawego sznytu grze, fabularnie też jedna z lepszych w serii (chociaż nie spodziewajcie się cudów, kto grał ten wie). Po DS i PoR zostaje mi tylko Order of Ecclesia, ale jak na razie to trylogia z GBA jest zwyczajnie klasę wyżej niż to co oferuje trylogia z DSa. No i ogromny minus przyniesiony z Dawn of Sorrow - za design postaci nie odpowiada już pani Ayami Kojima, więc zamiast takich cudów:Mamy takie generyczne gówno.Przecież za to powinno być więzienie. DOOM: The Dark Ages - XSX - podsumuje postem z tematu, ale jako follow-up napiszę, że pomimo arcychujowego latania na smoku i nudnej fabuły to jest to mój ulubiony DOOM z nowej trylogii - największy jeśli chodzi o skalę rozpierduchy, designersko niesamowicie różnorodny (etap na żaglowu JA. JEBIĘ. ) i fantastycznie intensywny.Bogowie gatunku, nikt w branży nawet się nie zbliża.
Opublikowano wczoraj o 10:00 1 dzień 10 minutes ago, drozdu7 said:Metroid Dread - nadrabiania gier z pierwszego Switcha ciąg dalszy. Z serii znam tylko Remastered, super gra ale niezwykle specyficzna, dziś nawet można powiedzieć ciężkostrawna miejscami. Bez YT bym nie przeszedł, tylko jebnął w kąt po kolejnej godzinie błądzenia. Ale skończyłem i byłem bardzo zadowolony.Dobra, bez przeciągania i opisu każdej pierdoły. Dread jest świetny. Jest klimatyczny, wymagający i satysfakcjonujący. Movement i kolejne upgrade'y. Ucieczki przed EMMI, starcia z bossami. Podoba mi się atmosfera tajemnicy, mimo że kilka razy mocno się zaciałem (a przy ostatnim bossie to myślałem że porzucę, ale po prostu trzeba było na spokojnie usiąść xd) to jednak chciało się wracać.No bardzo dobrze się w to gra po prostu, czekam na Metroid Prime 4 , może jakiś nowy 2d albo port Samus Returns. Coś ta seria w sobie ma 9-/10Piękne w Dread jest to, że jak podchodzisz do bossa to wydaje się on niemal niepokonalny. Ale wystarczy przysiąść i okazuje się, że wycierasz nim podłogę bez straty energii wykonując epickie akcje, uniki i parowania. Mega satysfakcja27 minutes ago, Paolo de Vesir said:Wciąż upieram się przy twierdzeniu, że to absolutnie najlepsza gra na Switcha, a na OLED-owym ekranie prezentował się absolutnie obłędnie.Możesz mieć rację. Chociaż osobiście wyżej niż BotW czy Odyseję jednoznacznie bym nie postawił, to w top3 już tak
Opublikowano wczoraj o 11:15 1 dzień Donkey Kong BananzaObecnie jedyna ekskluzywna perełka switcha2. Absolutnie fantastyczny tytuł. Cieszę się że team od Odyssey mimo że widać wzorowanie się na koncepcji z poprzedniej gry czyli etapów-biomow-hubow zaszalal i dostarczył coś absolutnie świeżego. Fakt, ucierpiała na tym mocno warstwa platformowkowa, miejscami zastanawiam się czy dalej Bananze nazywać platformerem, bliżej wg mnie jej do hybrydy jaką jest np Ratchet. Czym jest ów świeżość? Oczywiście głównym założeniem na całą grę czyli destrukcją. Mi to pyklo w sam środek tarczy. Bawiłem się nią cały czas, nigdy się nie nudząc. Obłożenie sekretów, skrzyń, bananów, zadań jest tak ogromne że po prostu rylem gdzie się da jak rasowy górnik, co chwilę na coś trafiamy i to jest piękne. Oczywiście tej całej rozwałce bardzo blisko do wormsow niż do faktycznej destrukcji opartej o założenia fizyki.Technicznie tez świetnie, widać że to śmiga na mocniejszym hardware, przenośnie dropy miałem przy dwóch ostatnich boss fightach, na tv częściej leci klatkarz ale nic strasznego. Jedyne zastrzeżenia mam do kamery która często głupieje przy ryciu tuneli.Ładny, szalony, rozbudowany, odprężający, dający mega frajdę, taki to jest ten malpiszon. Każdy kto ma switcha2 powinien w niego zagrać.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.