Opublikowano piątek o 12:132 dni Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Silent Hill (PS1)Moja styczność z tym uniwersum kończyła się do tej pory na odświeżonej wersji drugiej odsłony od Bloober Team. Poza tym mam jedynie jakieś mgliste wspomnienia z dzieciństwa, w których przyglądałem się, jak wujek łupie w pierwszą odsłonę (etap w szkole) i to, że oblewał mnie zimny pot na widok tego, co się dzieje na ekranie. Gdybym wtedy dostał pada do ręki, to długo bym nie wytrzymał. Dziś może ten tytuł nie straszy tak jak wtedy, ale nadal potrafi wzbudzać niepokój poprzez pewne zabiegi narracyjne, które sprawiają, że sam w którymś momencie zacząłem się zastanawiać, co jest realne, a co jest tylko wytworem umysłu Harry’ego. To, co jest piękne w grach z tej serii, to to, że po skończonej sesji pojawiają się w głowie różne interpretacje i kolejne pytania dotyczące wydarzeń, których właśnie byliśmy świadkami. Zdecydowanie jest to horror, który ma własną tożsamość, opartą na tajemniczej symbolice, okultystycznych motywach oraz unikatowej naturze samego miasteczka, które zdaje się być czymś w rodzaju szklanego odbicia tego, co dzieje się w umysłach ludzi, którzy tam trafili. Może same aspekty czysto gameplayowe mają sporo braków w porównaniu do serii Resident Evil, ale zostało to w jakiś sposób zrekompensowane przez samą historię, która z kolei nigdy nie była mocną stroną RE.Sama gra zaczyna się od wypadku samochodowego, w którym biorą udział Harry Mason i jego przybrana córka Cheryl. Do kraksy dochodzi przez postać, która znienacka wychodzi na jezdnię. Co ciekawe, po ukończeniu gry jeszcze raz obejrzałem tę scenę i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że nie była to przypadkowa osoba. Dalej wydarzenia toczą się tak, że Harry musi tak samo jak James wejść w zamglone uliczki miasteczka Silent Hill w poszukiwaniu bliskiej mu osoby. Sam fakt, że najpierw ograłem drugą część, sprawił, że od początku porównywałem Harry’ego do Jamesa i szukałem podobieństw między nimi. Jednak im dalej w las, tym coraz bardziej uświadamiałem sobie, że te historie wcale nie bazują na oklepanych motywach, w których bohaterami kierują podobne motywacje. Nawet postacie, które spotykamy na swojej drodze, nieco przełamują schemat znany z drugiej odsłony. Cybil Bennett zdaje mi się ich zupełnym przeciwieństwem, a jednak i ona znalazła się w tym ponurym miejscu.Eksploracja sprowadza się do przeczesywania kolejnych pomieszczeń z pomocą odnalezionej mapy, w celu zdobycia niezbędnych do przetrwania zasobów oraz kluczowych przedmiotów, które pozwolą nam dostać się do wcześniej niedostępnych obszarów. Czasem trzeba rozwiązać jakieś zagadki, których może nie ma za wiele, ale potrafią sprawić, że przez dłuższą chwilę trzeba pogłówkować nad rozwiązaniem. Tak jak w przypadku łamigłówki z pianinem, przy której spędziłem ponad godzinę i gdy w końcu uświadomiłem sobie rozwiązanie, klepnąłem się z otwartej w czoło tak mocno, że mało nie przebiłem się przez czaszkę na wylot.Sama walka to już mocno archaiczny element, który nie ma startu do ogrywanego przeze mnie po raz pierwszy rok temu klasycznego RE3, mającego przecież premierę w tym samym roku co Silent Hill. Muszę jednak przyznać, że spodziewałem się znacznie gorszego sterowania, które będzie mocno upierdliwie na przestrzeni całej gry, a tymczasem okazało się naprawdę znośne i wszystko szło jakoś bez większych problemów. Jest parę broni do walki wręcz, trzy pukawki w postaci pistoletu, strzelby i karabinu. Ogólnie starałem się przy większej ilości przeciwników kasować ich na dystans z broni palnej, a potem ewentualnie dobijać kopniakiem. Z broni do walki wręcz rzadko korzystałem, bo amunicji nie brakowało dzięki temu, że starałem się unikać starć wtedy, kiedy nie były one konieczne w celu oczyszczenia pomieszczenia do spokojnej eksploracji.Design przeciwników i bossów bardziej podobał mi się w SH2. Tam miałem wrażenie, że obcuję z jakimiś kompletnie pokracznymi i dziwacznymi formami, rzadko spotykanymi w innych grach. Tutaj też nie jest źle pod tym względem i na pewno jest potencjał na remake, w którym można trochę podrasować modele potworów, trochę przyśpieszyć ich ruch, by wywierali na graczu większą presje, ale finalnie po prostu widać, że twórcy w SH2 podeszli do całej sprawy bardziej kreatywnie. To, co mnie bardzo zdziwiło za pierwszym razem, to radio ostrzegające mnie przed zagrożeniem w pewnym nietypowym momencie. Ustawiam się w rogu pomieszczenia, strzelam z dystansu, a tu dalej słychać te piski wydawane przez czające się gdzieś na dalszym planie monstra. Pomyślałem, że może gdzieś się zaklinowały, podbiegam bliżej, a tu okazuje się, że to jakieś nieszkodliwe zjawy, które po prostu sobie krążą między półkami. Strasznie mnie rozbawił ten patent, bo wyobraziłem sobie tych wszystkich ludzi grających w to w tamtych latach z zszarganymi nerwami, którzy już szykują się do walki, a tu taka zmyłka. Sam się na to nabrałem 26 lat póżniej.Jak ktoś jeszcze nie grał, to polecam ten tytuł pomimo wszystkich archaizmów. Kolejne przejścia dają możliwość odblokowania nowych zakończeń, które pozwalają lepiej zrozumieć tę historię, gdzieniegdzie można też dokonać innego wyboru. Jest tu na pewno większy nacisk położony na wszystkie okultystyczne motywy i wierzenia, które mają duży wpływ na to, czym to miejsce się stało. Aż sobie ogram ponownie SH 2, to może teraz, bogatszy o doświadczenia z jedynki, zauważę coś, czego nie dostrzegłem za pierwszym razem. Edytowane piątek o 12:192 dni przez Czokosz
Opublikowano piątek o 17:302 dni Dragon Quest XI S: Echoes of an Elusive Age Definitive Edition (PS5) - nie miałem zbyt dużych oczekiwań mimo wysokich ocen (DQ VIII uważam za średniaka) a tu miłe zaskoczenie. Fabuła zaczyna się sztampowo, główny bohater wybrańcem który ma powstrzymać zło, oczywiste zdrady i sojusze, dialogi niezbyt wysokich lotów. Najbardziej typowe jRPGowe fantasy jakie można sobie wyobrazić. Jakoś w połowie gry jest trochę ciekawszych motywów ale nadal to jest poziom co najwyżej FF IV. Spotykane postacie są archetypowe ale nie irytują. Wszystko jest w sosie prostej bajeczki/anime, raczej mało co zapamiętam z tego co się działo. Gra też nie zachwyca wykonaniem. Jest strasznie niechlujnie. Przeciwnicy i ich animacje zasługują na wyróżnienie ale reszta to średniawa. Część otoczenia ma sznyt stylizowany/anime, obok są tekstury bardziej realistyczne, jedne krzaki szturchamy przebiegając obok nich, inne kompletnie nie reagują na bohatera, postacie wyglądają ok ale już niektóre stroje mają niski polycount i mocno widać kanciastość, nawet wszelkie orby/sfery nie są okrągłe tylko kanciaste, jeden zamek ma ładne odbicia inny jest ich pozbawiony itd.. Oświetlenie też jest słabe a przecież nie mamy do czynienia z wielkim otwartym światem tylko mniejszymi sektorami oddzielonymi loadingami. Takie Ni No Kuni 1 prezentuje się o wiele lepiej i spójnie (a DQ VIII lepiej się zestarzeje pod względem grafiki). Mniej zastrzeżeń mam do oprawy dźwiękowej bo i głosy i muzyka są dobre. Jedynie kawałków mogło by być więcej bo nawet niektóre miasta dzielą te same motywy muzyczne. Na szczęście rozgrywka się broni. To co było słabe i upierdliwe w DQ VIII zostało naprawione. Wyzwanie jest w sam raz, tylko pod koniec musiałem trochę podpakować postacie bo byłem na strzała. Rozwój jest czytelny, odblokowujemy kolejne umiejętności na heksagonalnej siatce. Walki sprawiają satysfakcję bo oprócz czarów i speciali jest masa technik łączonych z różnymi właściwościami (a nie tylko robienie coraz większego kuku). Wytwarzanie ekwipunku też zostało poprawione względem DQ VIII, mamy prostą minigierkę gdzie uderzając w segmenty młotkiem musimy zatrzymać się na odpowiednim polu. Samo poruszanie się jest też ekspresowe a że przeciwnicy są widoczni (random encountery tylko na mapie świata) to wszystkie subquesty, mimo że w swojej konstrukcji prostackie robi się jeden za drugim, odpuściłem tylko te w świecie 2D gdzie gramy w stylu starych DQ. Jeśli chodzi o rozgrywkę to największy zarzut mam do długości, jakieś 90h potrzebne na ukończenie to za długo szczególnie jeśli duża część to powtarzanie tego samego w tych samych miejscach tylko z innym kolorem potworka do ubicia. W skrócie spoko, klasyczny aż do bólu jRPG ale nie tak siermiężny jak DQ VIII. Całkiem dobrze się bawiłem, jak by był bardziej skondensowany to może bym ukończył jeszcze raz a tak mam dość. Dobra gra taka 7/10a oceny na MC podsumuję tym mememSpoiler
Opublikowano piątek o 19:262 dni Nigdy nie ogarnę fenomenu Dragon Questa. W sensie to są naprawdę fajne gry, teraz szarpię w DQ3 HD remake i bawię się co najmniej dobrze i wiem że skończę. Ale żeby się jakoś super jarać takim generykiem? No nie.
Opublikowano sobota o 14:201 dzień The Last of Us Part 2 (Steam Deck)No cóż, czwarte przejście gry, pierwszy raz na Decku. Moją opinię na temat gry znacie: uważam ją za arcydzieło pod każdym względem: narracji, fabuły, oprawy i gameplayu. Zwłaszcza tym ostatnim podczas każdego przejścia bawię się coraz bardziej przechodząc sekwencje walk na różne sposoby. Do tego za każdym razem corazlepiej poznaję ten świat odkrywając wszystkie te małe rzeczy wrzucone przez twórców. Poziom dopracowania detali jest niesamowity. To na czym chciałbym się skupić to dwie rzeczy: porównanie do serialu i samego grania na Steam Decku.Gra na sprzęcie od Valve wygląda oszałamiająco. To chyba najlepiej wyglądający tytuł jaki widziałem na ekranie konsoli przenośnej. Ustawienia podał kiedyś Daffy w temacie i je zastosowałem. Gra chodzi w betonowych 30 klatkach, co dla tego tytułu w formie przenośnej właśnie jest wystarczające. Bardzo, bardzo polecam ten tytuł, chociażby po to żeby zobaczyć jak niesamowicie wygląda. Nawet jak ktoś ma odpalić na 2h i oddać. To powinien być benchmark dla Steam Decka i pokazówka jak mogą na nim wyglądać gryNo i druga sprawa. Oglądając serial i jednocześnie grając w grę idealnie dostrzegam jak spierdolony jest scenariusz serialu. Jak fatalnie napisana jest Ellie. Jak całkowicie bez sensu pomieszane są sekwencje i jak fatalnym pomysłem było podzielenie serialu tak jak podzielona jest gra. Serio, jakąkolwiek przyjemność z oglądania mogą mieć tylko osoby, które kompletnie nie znają gry. Nic dziwnego, że oglądalność tak mocno siadła.Nic to, gra to nadal 10/10, a część Abby jest i gameplayowo i narracyjnie ciekawsza niż część Ellie
Opublikowano sobota o 20:431 dzień killer7 (ps2) - lata temu zaintryglowal mnie styl graficzny. Mocno kojarzyl mi sie Interstate 76. Nie pamietam tylko czy wtedy wiedzialem juz kto to Suda51, strzelalbym ze nie. No wiec grajac obecenie, gdybym nie wiedzial czyja to gra, to na bank bym odgadl, ze od Goichiego.Najprosciej byloby wyciagnac taki wniosek idac banalnym "nigdy nie gralem w taka gre". Ale wlasciwie jest to zgodne z prawda. Osobicie nie znam, ani nie doswiadczylem takich mechanik jakie sa w k7. Zaczac nalezy by od sterowania postacia, ktore tutaj de facto sprowadza sie do jednego przycisku. Naciskamy X postac idzie. Koniec klawiszologii. Chcemy zawrocic? Naciskamy trojkat zeby postac sie odwrocila i znow X zeby ruszyla. Przypomina to cos? No MK Mythologie Sub Zero gdzie tez konieczne bylo wcisniecie dodatkowego klawisza do obrocenia postaci. W 2D kuriozalne, ale killer7 nie jest 2D tylko 3D i jest to jeszcze bardziej kuriozalne bo doslownie jedziemy jak po szynach. Nie ma swobody poruszania, zapomnijcie. Tylko przod tyl. Oczywiscie to nie tak ze gra to jeden prosty tunel, sa rowniez odnogi. Dziala to w ten sposob, ze zblizajac sie do skrzyzowania wyswietla sie "strzalka" informujaca gdzie mozemy isc (a raczej gdzie gra nas chce puscic) i tylko wybieramy opcje. Rozwiaznie jako calosc jest dyskusyjne ale na dluzsza mete w tej grze sprawdza sie idealnie.Oprocz chodzenia musi byc tez przeciez strzelanie. W koncu to gra o zabijakach. To rowniez ma malego twista. Przeciwnicy sa prawie niewidoczni. O ich obecnosci informuje smiech (ma to zwiazek z fabula). Musimy wtedy sie zatrzymac, przelaczyc na tryb fpp, zeskanowac obszar i zabic potwora najlepiej celujac w swiecacy punkt vitalny. A musimy zabijac czesto bo raz ze przeciwnicy sie respawnuja, a dodatkowo sa dostarczycielami krwi, ktora tutaj jest zrodlem i apteczek i xp, za ktore rozwijamy nasze postacie, a raczej persony. Samych typow potworow jest kilkanasie wiec trzeba na kazdego miec opracowany sposob, ale nie sa wiekszym wyzwaniem, przynajmniej na normalu.Person jest, no nie zganiecie, siedem. Kazda posiada przynajmniej jedna unikatowa umiejetnosc, no i oczywiscie kazda jest inna klasa. Mamy wiec typow dobrych we wszystkim, babe snajera, tanka itd. Tyle ze to nie tak, ze kazdy gra tu pierwsze skrzypce. Dla wiekszosc z tych postaci uzyjecie jedynie ich specjalnej umiejetnosci do dalszego progresu. Jest to spowodowane tym, ze wiecej sie tu walczy niz rozwiazuje zagadek stad z persona o dobrym pif paf przyjdzie obcowac czesciej, a co za tym idzie ja rozwijac bardziej. Jedynie na poczatku jest problem bo raz ze gra inna od wszystkich wiec pamiec miesniowa z innych gierek nie dziala, a dwa nie do konca wiadomo kim sobie grac. Szybko to jednak przychodzi wraz z progresem. Levelowanie za wspomniana krew jest dosc ograniczone, w tym sensie ze nie da sie zrobic wszystkich na maksa. Gra ma nawet wbudowna (anty)mechanike przed farma osocza. Dobrze wiec jedna postac zrobic na maksa dla ostatniego skilla (te odblokowuja sie wraz z levelami) a reszte postaci miec rozbudowane w miare rowno, chociaz to i tak niezbyt konieczne.Wspomniane zagadki w wiekszosci sa banalne. Na normalu na mapie sa nawet zaznaczone ikonki person ktorych trzeba uzyc. Nad paroma da sie na chwile podumac. Ale to co mi sie najbardziej w nich podobalo to to, ze wymagaly skupienia przy tym co mowia postacie (daja podpowiedzi) a takze zwracania uwagi na szczegoly otoczenia (na ktore gra nas tylko nakieruje). Tego typu puzzli jest jedynie garstka ale wybijaja sie na typowym zbierz x przedmiotow czy uzyj itemu gdzies tam.Fabula na pierwszy rzut oka jest banalna ale mocno oblana political fiction. Jest sobie zla orgranizacja terrorystyczna wiec trzeba wykonac pare zabojst. Ale mimo to, pod spodem, sa poruszane dosyc powazne tematy. Z trzech gier Sudy w jakie gralem (pomponiara i SotD) to k7 ma najwiecej glebi i nieglupich wnioskow. Oprocz watku politycznego, gdzies przewija sie jeszcze ten odnosnie naszych person, ale tutaj juz nie bede nic pisal wiecej. Niestety nie wszystko udalo sie upchnac w grze i wiekszosc lore dopowiedziane jest w osobnej publikacji ksiazkowej. No coz.Jako ze to gra Sudy to oczywiscie walki z bossami sa specyficzne. Raz bedzie strzelanie, a raz czekanie. Nie idzie sie nudzic. To samo jesli chodzi o lewele. Kazdy jest inny, czasem otwarta przestrzen, czasem wnetrza budynkow, ogolnie roznorodno. Swietny tez jest design menusow. Niestety mocno odczuwa sie loadingi, zwlaszcza przy zmianie persony. Albo kiedy zginiemy i w ciele typa z walizka musimy dojsc do miejsca gdzie padlismy, ozywic persone, przelaczyc na nia i wrocic do gry. Mocno to irytuje przy pojedynkach z subbosami bo jeszcze dochodzi do przelecenia pustych lokacji (bedziecie wiedziec jak zagracie). Z wad jeszcze niesamowity drop klatek przy kilku przeciwnikach. Wiecej nie pamietam. OST jest bardzo przyjemny z kilkoma wybijajacymi sie utworami, zwlaszcza tym z creditsow (nie radze teraz go sluchac, spoilery).Jedna z tych gier, ktore byly do nadrobienia. Troche zeszlo ale bylo warto. Mimo ze pomponiare postawilbym jednak wyzej, to k7 jest gra wybitna i jak pisalem na poczatku, na pewno taka w ktora jeszcze nie gralem. 8/10.ps. w trakcie gry odeszla bateria cmosu w mojej ps2, ktora kupilem jakies 20 lat temu. z sentymentu nie mam zamiaru jej rozbebeszac bo mam kilka w zapasie. spij slodko fat satin silver [*].
Opublikowano wczoraj o 09:56 1 dzień DEAD ISLAND 2 (PC)Wiele razy przymierzałem się do kupna na PS5, aż w końcu wpadła za darmo na epiku.Pod względem rozgrywki to powtórka z poprzedniczek. Zombiaki fajnie się masakruje, a sprzyja temu widowiskowy system ran na ich ciele. Widać cięcia na ubraniach i skórze, kończyny i głowy efektownie odpadają, a posoka leje się często i gęsto. W zasadzie to cały czas.Broń można modyfikować i np. katana razi prądem, a strzelba dodatkowo podpala przeciwników.No i czasem musimy poprzestawiać dobrze zawory/dźwignie aby utorować sobie dalszą drogę. Minimalne wysilenie szarej komórki w przerwie od rzezi.Samo LA też jest świetnie zrobione, choć mamy tyko kilka osobnych dzielnic, więc o hasaniu w centrum, pośród wieżowców można zapomnieć. Niemniej plaża Venice, czy wille w Hollywood/Beverly Hills mają swój urok.Obowiązkowo też zaliczamy wycieczkę do kanałów i przebieżkę przez metro. Fabuła jest tylko pretekstem do masakry maszkar i nie sili się na powagę. Grałem Jacobem, który rzucał tekstami jak z marnych filmideł klasy B, ale tutaj pasuje to jak ulał. Podobnie jest z npcami którzy zlecają nam zadania, choć brak w nich bikiniar z dużym cycem, które były w jedynce. Jacob pewnie rzuciłby wtedy jakimś odpowiednim tekstem.Gratis to uczciwa cena, więc nie mogę narzekać na czas spędzony przy tym tytule. Niestety przy zbyt dużym dawkowaniu tytuł może jednak trochę zmęczyć. W mnieszych dawkach jest idealny.
Opublikowano 22 godziny temu22 godz. Nie miałem ochoty nic pisać przez dłuższy czas, to trochę podsumuję pierdoły ukończone w ostatnich miesiącach.Clair Obscur: Expedition 33 (PS5)Nie wiem, czy jest sens się specjalnie rozpisywać. Każdy o grze słyszał, zdecydowana większość już grała. Osobiście kompletnie nie spodziewałem się, że będzie to taki hit. Grę miałem na oku przed premierą, ale dopiero po pierwszych zachwytach i obejrzeniu premierowego zwiastuna po grę sięgnąłem na premierę.No i co tu dużo mówić? GOTY jak nic. Szczególnie biorąc pod uwagę, że jest to dzieło niewielkiego studia. Tym bardziej można pewne drobne niedociągnięcia wybaczyć, bądź przymknąć na nie oko. Cała reszta moim zdaniem rewelacja. Fabuła i świat wciągają od początku. Bohaterowie są ciekawi i konkretnie rozwijani. System rozgrywki świetnie łączy rozmaite rozwiązania różnych tytułów jRPG i daje szerokie pole do popisu, jeśli chodzi o buildy i strategie do obrania. Grafika jest ładna, widoczki jeszcze lepsze, a muzyka to majstersztyk, który na pewno będę chciał mieć w swoim zbiorze w wydaniu fizycznym. No i Esquie... Grę skończyłem na PS5, zapewne ogram ją niedługo ponownie na NG+, a w przyszłości kolejne przejście jeszcze na PC. To nie tytuł, którym teraz się pozachwyca i zapomni za parę miesięcy. Myślę, że zostanie on w głowie już na zawsze. Dla takich tytułów warto być graczem.Persona 5 Royal (PC)Persona 5 w pigułce:Uwielbiam całą serię SMT/Persona, ale P5 to nie jest to moja ulubiona odsłona, zdecydowanie. Oryginał zacząłem na premierę, a skończyłem dopiero po latach. Royala zacząłem dłuższy czas temu, po czym znowu musiałem zrobić przerwę, a do skończenia zmuszać.Ogólnie o tej grze tyle już marudziłem na forum, że tylko odeślę o swoich dwóch największych wypocin, odpowiednio Oryginał i Royal. Tu tylko powiem, że tak, jak np. Persony 3 czy 4 przeszedłem kilkukrotnie, tak P5 nigdy więcej już nie tknę. Ta gra jest fundamentalnie zepsuta. Przerost formy nad treścią. Ogromna ilość straconego czasu na powtarzalnych i monotonnych czynnościach, które w poprzednikach były zrealizowane dużo lepiej, bądź konkretniej. P5 miała fajne pomysły i jedną z lepszych otoczek w serii, ale kiedy zmuszasz się do gry nawet w "usprawnioną" wersję, to jednak coś musi być nie tak. Prawdę mówiąc już w Persona 5 Strikers grało mi się lepiej, czy Persona Q2.Nie wiem nadal co myśleć o nadchodzącym Phantom X. Nie dość, że copy-paste formuły piątki, to jeszcze F2P. A jednak mimo tego ciekawość bierze górę, przez co pewnie grę przynajmniej sprawdzę.Rogue Flight (PC)Grę przeszedłem po raz drugi. Pierwszy raz rok temu na PS5, o czym już pisałem w tym temacie, więc rozpisywać się nie będę, gdyż zostaję przy swojej opinii. Bardzo przyjemny, konkretny liniowy shooter z fajną stylistyką anime sci-fi lat 90-tych. Komplet osiągnięć w mniej niż 5 godzin, ale i tak miło się do gry wraca. Zapewne kupię grę po raz kolejny jeszcze na Switcha w przyszłości.Subverse (PC)Miałem się pierwotnie nie przyznawać, że grałem w Subverse, ale z drugiej strony co mi szkodzi? Zawczasu zawołam @oFi, bo tytuł może trafić w jego gust.W sumie nie wiem, jak określić Subverse. Parodia erotyczna? Bo po prostu "gra porno" to trochę krzywdzące, czy tam ujmujące pojęcie, które faktycznie skojarzy się głównie z niskobudżetowymi pierdołami do trzepania. Tutaj budżet zdecydowanie był większy, bo twórcy ewidentnie chcieli stworzyć jakiś świat, historię i rozbudowane postacie. Wszystko w klimatach pseudo-sci-fi, z gameplay'em łączącym elementy RPG, przygodówki, strategii turowej oraz shmupa. Ale wiadomo, że jak wrzucili wszystko do jednego wora, to nie rozbudowali niczego w znaczący sposób.Subverse czerpie garściami z popkultury wszelkiej maści. Główny bohater wygląda i zachowuje się jak Deadpool, co chwila przełamywana jest czwarta ściana, bohaterowie sami komentują (bez)sens niektórych działań, lokacji, wydarzeń itp. Czasem ma to swój urok, innym razem powoduje lekkie zażenowanie. Np. w jednej scenie postać otwarcie krytykuje oklepane schematy fabularne, po czym odpala się fabularna cut-scenka, która wspomniane schematy przedstawia w jak najbardziej poważny, czy dramatyczny sposób.Ogólnie gra jest niekonsekwentna, ale mimo tego ma swój urok. Voice-acting jest bardzo dobry, lektorzy nie gryzą się w język, całość scenariusza jest pełna wulgaryzmów, głupich żartów, nawiązań do popkultury, czy realnych postaci, no i oczywiście wiadomych scenek. Muzyka w kilku miejscach również potrafi wpaść w ucho. Np: https://youtu.be/NzIaJGLS1eQWierzyć mi nikt nie musi, ale w Subverse grało mi się dobrze. Niekoniecznie dla fabuły, która mimo wszystko była oklepana, ani scenek porno (większości nawet nie chciało mi się odblokowywać, bo za dużo fetyszów), ale dialogów między bohaterami oraz samego gameplay'u, jakkolwiek prostego. Była to fajna gierka do odpalenia na kwadrans do pół godzinmki, gdyż zarówno elementy strategiczne, jak i shmup były całkiem przyjemne i satysfakcjonujące, nawet jeśli średnio rozbudowane, czy głębokie. Ot przyjemny gameplay-loop z poczuciem progresji. Do tego kilka mniej lub bardziej zabawnych tekstów, nazw własnych i w sumie nie mogę powiedzieć, żebym się źle spędził czas. Inna sprawa, że z pewnością nie był to pożytecznie spędzony czas...SpoilerMobile Suit Gundam SEED Battle Destiny Remastered (PC)Najdziwniejsza premiera 2025 moim zdaniem. Remaster mocno, ale to naprawdę mocno niszowej gry na licencji Gundam z PS Vita, oryginalnie wydanej w 2012 roku. Nie żebym miał cokolwiek przeciwko wydawaniu starych gier na współczesne sprzęty, nawet w takiej formie, po linii najmniejszego oporu, ale spośród tylu Gundamów, jakie Bandai Namco ma w swojej bibliotece wyboru akurat tego tytułu nie bardzo rozumiem.Ot krótko: gra na licencji Gundam Seed, bazującej na wydarzeniach dwóch anime oraz rozmaitych historii pobocznych. Niemniej jednak gra nie przedstawia żadnej historii, a jedynie rzuca gracza w dziesiątki misji na bazie różnych wydarzeń serii. Prosta, trzecioosobowa gra akcji z Gundamami, zdecydowanie tylko i wyłącznie dla fanów. Remaster jest prosty, ale funkcjonalny. Gra sprowadza się właściwie tylko i wyłącznie do prostej rozwałki. Fajne do pogrania krótkimi partyjkami, szczególnie w formie przenośnej, ale dupy też nie urywa. Gra nawet nie tyle dla fanów Gundamów, co konkretnie serii Gundam SEED. A że takich na forum nie ma chyba za wielu, jeśli w ogóle, to nie polecam.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.