Opublikowano 6 godzin temu6 godz. Na przestrzeni jednego dnia skończyłem Felvidek - z jakiegoś powodu myślałem, że ta gra jest ciut dłuższa. Nie zmienia to faktu, że jestem bardzo z tego tytułu zadowolony i warto dać mu szansę. Może jednak wpierw słowo wstępu o tym względnie popularnym indyku. To tytuł, który działa przede wszystkim ze względu na specyficzny styl i klimat, choć gameplay też jest jak najbardziej funkcjonalny i nie mam mu niczego do zarzucenia.W fantastycznej wariacji na temat XV-wiecznej Słowacji wcielamy się w rycerza Pavola. Swój chłop, cały czas jest w alkoholowym cugu, odkąd porzuciła go żona. Niestety z tej przyjemnej aktywności wyrywa go pożar pobliskiego opuszczonego zamczyska - po zamienieniu kilku słów ze swoim feudałem rusza w celu zbadania sprawy. Tak się jednak składa, że to dopiero przyczynek do imprezy, w ramach której będziemy anihilować nie tylko husytów, ale przede wszystkim okultystów i potwory z piekła rodem, a towarzyszyć nam będzie głównie (acz nie tylko) ksiądz Matej - w praktyce kapłan-komandos niczym pewna postać z Trailsów.Opowieść ma nie tylko ciekawy setting - choć gra porusza też poważniejsze wątki, to jednak jest bardzo humorystyczna i specyficzna. Brązowoszary styl graficzny, cutscenki wyglądające jakby Vagrant Story wyszło w 1995 roku, battle theme brzmiący jak funkujący kraut rock i stylizowane dialogi - widać, że koś się bardzo napracował, żeby stworzyć grę prezentującą się jak żadna inna. I ja to w pełni kupuję, zwłaszcza, że gameplayowo jest w porządku.W ramach naszej krótkiej przygody (grę można pyknąć w 3-4 godziny) zwiedzamy kilka lokacji, wykonujemy questy (niektóre mają alternatywne rozwiązania i konsekwencje), zbieramy coraz lepszy sprzęt (nie mamy levelowania, to nowy ekwipunek poprawia nasze statystyki i dodaje kolejne ataki specjalne), no i walczymy, gdzie gra najbardziej pokazuje swój RPG Makerowy rodowód - co nie znaczy, że i walka ma standardową prezencję. O nie, sporo czasu w jej ramach spędzimy oglądając animacje picia alkoholu czy jedzenia owsianki, aby odnowić punkty życia lub "many".W kategorii krótkich tytułów, które mają na siebie pomysł, Felvidek wypada bardzo dobrze. Ma niepowtarzalną stylówę, charakterystyczną narrację i questy, do tego po prostu działa jako gra. Nie jest to rzecz, bez ogrania której Wasze życie będzie niepełne, ale jeśli chcecie czegoś ciut odmiennego to na pewno czasu nie stracicie. Ja bawiłem się ponadprzeciętnie.
Opublikowano 2 godziny temu2 godz. Pierwsza część z zestawu Lunar Remastered Collection czyli Lunar Silver Star Story. Wszedłem w to w ciemno, słyszałem jedynie jakieś wspominki o serii na youtubie gdzie gra była chwalona, ale nikt nie przygotował mnie na tak dobrą przygodę. Jedno z najmilszych zaskoczeń w karierze graczyka. Premise jest dosyć typowy - w ogromnym skrócie, główny bohater marzy o przejęciu pałeczki po legendarnym Dragonmasterze (taki kozak co przeszedł próby smoków i zdobył od nich propsy) i wyrusza z przyjaciółmi w przygodę. Historia prosta, ale pacing jest tak dobrze zrobiony że czułem się jakbym oglądał jakieś super anime przygodowe. Postacie są wyraziste i każdy ma swoją unikalną i wiarygodną osobowość, nawet jeśli niektóre z nich są napisane według ukartowanych schematów, to nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu. Bohaterowie są charyzmatyczni, ich relacje są świetnie przedstawione i chyba pierwszy raz w jrpg'u miałem sytuację, że żaden z członków drużyny mnie nie wkurzał swoją obecnością. Na moje szczęście, gdyż w Lunarze party się nie wybiera i jest ono z góry ustalone (z mniejszymi lub większymi zmianami w rosterze od czasu do czasu).Combat nie jest jakiś wyjątkowo wymagający i skomplikowany, ot klasyczna turówka z tą różnicą w stosunku do innych gier z gatunku że umiejscowienie postaci na planszy ma znaczenie i odpowiednia strategia może wpłynąć na przebieg walki (można sobie wariacików ustawiać jak się chce w menuskach). Grałem oczywiścię w wersję remastered (w głównym menu można sobie wybrać wersję remastered albo classic obydwu części), w której można każdej z postaci ustawić zachowanie w trakcie walki i lecieć na auto-battle'u (większość normalnych bitew tak stoczyłem) i przyspieszyć walkę, co na pewno jest na plus bo oryginalny speed jednak trochę mozolny. Fajnie też, że nie ma random encounterów i przeciwnicy są widoczni na mapie aczkolwiek uniknięcie ich czasami jest dosyć tricki i nie takie łatwe. Co może niektórych odrzucić, to czasami przesadnie długie dungeony ale w moim przypadku nie było to jakieś problematyczne.Oprawa audio/wideo jest czarująca i imo nie zestarzała się ani trochę, chibi postacie i kolorowe lokacje a w tle zajebista muzyczka giereczkowa z lat 90tych, no kurwa miodzio. Anime wstawki tylko dodają do efektu, no i kurde jest też okazjonalny in-game voice acting co mnie pozytywnie zaskoczyło. Można ustawić sobie VA na Angielski i Japoński, ja oczywiście wybrałem drugą opcję i było super, tak jak wspominałem wyżej - mocny animu vibik. Dla koneserów jest również kolekcjonowanie obrazków z bohaterkami w sytuacjach codziennych typu czilerka w sypialni lub opalanko na plaży Ogólnie ode mnie mocne 8/10, to była piękna 13-godzinna przygoda i nie mogę się doczekać aż wjadę w dwójeczkę.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.