Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Doom Eternal

 

Myślałem, że dam radę ukończyć przed końcem ubiegłego roku, ale raz, że gra okazała się dłuższa, niż się spodziewałem, a dwa, że zrobiłem sobie dwutygodniową przerwę od gier i napisy końcowe zobaczyłem dopiero dzisiaj. Wrażenia? Jak najbardziej pozytywne, ale ostatecznie nie aż tak bardzo jak po kilku pierwszych misjach, kiedy to bliski byłem opinii, że ta gra to prawdziwy mesjasz gier komputerowych. 

 

Oczywiście Doom Eternal to nadal bardzo dobry tytuł. Fantastyczne w tej grze jest to, że, w przeciwieństwie do innych fpsów, tutaj naprawdę należy regularnie zmieniać jedną broń na drugą, żeby w łatwiejszy sposób radzić sobie z konkretnymi przeciwnikami. Akcja jest bardzo szybka, wymaga nieustannego ruchu i myślenia, którego to przeciwnika pośród hordy, którą rzucili na nas twórcy, spróbować zabić jako pierwszego. Cały czas używamy tutaj wszystkich narzędzi i to jest w tej grze zajebiste. 

 

Mniej zajebiste są sekcje platformowe, które, choć są fajnym przerywnikiem, to zadziwiająco często mnie irytowały - niekiedy nawet częściej niż co trudniejsze starcia z przeciwnikami. Nie wiem, co było tego przyczyną (pewnie moja nieumiejętność grania w gry, bo jestem casul), ale przez całą grę nie umiałem się do nich do końca przekonać. Wielokrotnie ginąłem również, ponieważ przeciwnicy mnie blokowali i nie mogłem się ruszyć. Nie wiem w sumie, czy powinienem to traktować jako wadę, czy nie, bo równie dobrze możecie pomyśleć, że przeciwnicy wzięli mnie w kleszcze i tyle, ale miałem wrażenie, że niekiedy detekcja kolizji (jeśli można to tak nazwać w tym przypadku) nie działała tak, jak powinna. Przeszkadzały mi też animacje podnoszenia wszelkich znajdziek czy wkładania baterii, by odblokować drzwi, bo o ile w przypadku glory kills taka krótka chwila wytchnienia podczas walki mi nie przeszkadzała, tak w innych przypadkach już tak. Starcia z bossami również mnie nie zachwyciły i w sumie to mogłoby ich nawet nie być (e: nie no, nie, nie były złe, a i gra byłaby bez nich gorsza, więc wycofuje).

 

Wszystko to, oczywiście, mniejsze lub większe zarzuty, w niektórych przypadkach powiedziałbym nawet, że drobnostki, ale największą wadą tej gry jest to, że jest po prostu za długa. Każdy, kto grał w Eternala, albo go choćby przez chwilę oglądał, wie, że jest to gra bardzo, bardzo intensywna. Przejście gry zajęło mi według xboksowej aplikacji trochę ponad 17h i choć niemal do końca twórcy nagradzają nas nową bronią czy wprowadzają kolejny rodzaj przeciwnika, to jak na mój gust ciągnęło się to to zbyt długo i końcówkę przechodziłem już z dużo, dużo mniejszą ekscytacją.

 

Nie zmienia to wszystko jednak faktu, że Doom Eternal to kawał porządnej gry i w mojej opinii najlepsza gra w swoim gatunku na poprzedniej generacji konsol.

  • Plusik 2
  • WTF 1
Odnośnik do komentarza

Dziś trochę retro, choć w wersjach HD na PS3:

 

Jak II 

 

Powtórka po ponad 15 latach, motywowana bardziej ochotą na przypomnienie sobie fabuły i świata, zanim siadłem do zaległej trójki. No i trochę bolesna to była powtórka. Za pierwszym razem gierka bardzo mi siadła (na co miały też na pewno wpływ czynniki zewnętrzne, wiek, okoliczności etc.), choć zawsze byłem "team Ratchet". Ba, dałem jej nawet ocenę 9/10 na swojej liście ogranych pozycji. Po latach zdanie mocno zweryfikowałem, aż chciałoby się tu wrzucić znanego screena "look how they massacred my boy". Oczywiście w kontekście zmian, jakie zaszły w stosunku do J&D. Co jest o tyle zabawne, że grałem najpierw w dwójkę xD. No ale do rzeczy. 

 

Prawie wszystkie fundamentalne zmiany i nowości gameplay'owo-settingowe (że tak to ujmę) oceniam na dzień dzisiejszy jako nieudane. Raz, że zwyczajnie jestem zwolennikiem raczej klasycznej podejścia do platformówkowych światów i zdecydowanie lepiej mi wchodzą typowo "bajkowe" levele, postacie itd., znane właśnie choćby z pierwszych przygód (wtedy) niemowy. Jak pamiętacie (albo i nie), wczesne lata 2000 w grach to właśnie takie trochę pozerskie stawianie na bycie cool, edgy, "dorosłość" i powagę. Inną ofiarą tego trendu był sequel PoP: Sands of Time. Mnie już wtedy to drażniło, mimo, że demograficznie patrząc byłem targetem tych zmian. No ale to, że w jeden dzień rozjeżdżam ludzi w Vice City nie znaczy, że muszę to robić też w luźnej platformówce xD. Tak czy siak: wyszło to nienajlepiej, tyle dobrze, że jest Daxter, który regularnie rozładowuje napięcie.

 

Po drugie, zawodzi realizacja nowych patentów. No bo gra stałą się w dużej mierze strzelanką, a strzelanie jest skiepszczone (brak tu chociażby efektywnej metody celowania czy osłony przed strzałami). Co chwilę musimy poruszać się pojazdami, a sterowanie i ich fizyka są tragiczne i prowadzą tylko do ciągłej frustracji (jazda czy ściganie się to w praktyce ciągłe obijanie się od ścian, co w połączeniu ze śmiesznie małą wytrzymałością pojazdów, skutkuje notorycznym ich rozwalaniem). W ogóle pójście za trendem wyznaczonym przez GTAIII (o czym twórcy mówili wprost) i wepchnięcie do platformówki "otwartego" świata, szczególnie w takiej formie to całkowity niewypał, który nie zapewnił grze żadnej wartości dodanej. Nie ma tam nic do roboty, miasto to tło i po prostu poruszamy się po nim z miejsca w miejsce, a wycieczki te są straszliwie rozciągnięte, bo przemieszczamy się w istocie przez ciasne labirynty, bez skrótów, bez jakiegoś sensownego systemu nawigacji (trzeba dosłownie co zakręt włączać pauzę i podglądać mapę). Dostajemy też cool, modny patent z deskolotką, no ale śmiganie na niej i wszelkie interakcja z otoczeniem są mordęgą. Dark Jak: prawie bezużyteczny, a fabularnie niemal zignorowany. Ogólnie ND zrobiło z tej gry potężny misz masz, nie mogąc się chyba do końca zdecydować, czym ona ma być. Kiedy w końcu staje się prawie-że klasyczną platformówką, to robi się fajnie, choć trudno. No ale tych momentów jest dosyć mało, a poza tym mamy mocarny backtracking.

 

Tu słówko o wspomnianym poziomie trudności: jest kurewsko niesprawiedliwie i frustrująco. Checkpointy są rozstawione bardzo rzadko i w sposób nieprzemyślany, regularnie znajdujemy się w sytuacji, w której powtarzamy level od samego początku. Życie tracimy szybko, a apteczki czasami nie znajdziemy bardzo długo. Analogicznie z amunicją. Żeby było śmieszniej, są momenty, kiedy- jeśli powtarzając dany fragment kilka razy wystrzelamy wszystko- nie mamy amunicji w ogóle i nie ma jej skąd wziąć. W efekcie każda powtórka jest coraz trudniejsza. Wszystko w tej grze wydaje się być złośliwie stworzoną, maksymalnie uprzykrzającą nam życie przeszkodą. Pełno tu zagrywek typu "za pierwszym razem nie masz prawa wiedzieć, że coś tu jest, więc giniesz". Czasówki wyglądają tak, że jeśli masz na coś np. 2 minuty i nie zrobisz po drodze błędów, lecąc jak burza, to i tak zostanie ci max 10 sekund zapasu. No ogólnie to nie była motywująca trudność, która wynagradza trudy satysfakcją. To było znęcanie się nad graczem.

 

Sam feeling poruszania się jest oczywiście dobry, ot kontynuacja tego, co wyszło dobrze już w prequelu. Inną zaletą niewątpliwie jest prezencja, technicznie to topka PS2, wizualnie w sumie też, choć z racji na szarobury, nudny design miasta i wielu lokacji, gra traci w stosunku do kolorowego świata z jedynki. Pochwalić trzeba potężny zasięg widzenia, praktycznie brak loadingów, modele postaci. Wersja HD śmiga w 720p z filtrami i w 60 fpsach, ale z tego co kojarzę, to pierwowzór też był płynny. Do konwersji się nie mogę doczepić, choć przy szczegółowych analizach pewnie wyszłyby jakieś babole.

 

Nawkurwiałem się mocno, momentami wynudziłem/wymęczyłem (żmudne podróże tam i z powrotem). Jestem w stanie zrozumieć zachwyty w czasie premiery i sentyment w czasach współczesnych, ale zachowując trochę dystansu nie da się przejść obojętnie obok wielu wad. Ja jestem zniesmaczony i na ten moment powiedziałbym wręcz, że to najsłabsza gra Naughty Dog.

 

Jak 3 (ciekawe notabene, skąd zmiana zapisu liczby w tytule)

 

No, tu już było lepiej. Wygląda na to, że twórcy mieli jakiś feedback dotyczący problemów dwójki i coś z tym zrobili. Nie jest już tak trudno, Haven City jest mocno ograniczone i wygodniejsze w poruszaniu się, więcej tu też (chyba) zwykłego skakania, a mniej jetboarda. Wyrzucono wyścigi na stadionie, ale wrzucono inne "mini gierki", zazwyczaj na podobnym poziomie wykonania (czytaj: człowiek chce je mieć szybko za sobą). Flagową nowością są natomiast free-roamingowe sekcje poruszania się pojazdami po pustyni w klimatach niemalże madmaxowych. Co prawda ND znowu nie opracowało dobrej fizyki i feelingu pojazdów, przez co często odbijamy i turlikamy się swoim łazikiem jak niedojdy, ale jakieś tam minimum frajdy ze śmigania co lepszymi (i lepiej wyposażonymi w broń) pojazdami jest. No i nie przegięli z ilością takich misji. W ogóle byłem mocno zaskoczony (negatywnie), że ta głośna pustynia i życie na banicji to może 1/3 gry, a potem wracamy do obesranego miasta. Szkoda, bo jak zobaczyłem ekipę z dwójki z ich zajebistymi misjami typu "trzeba rozwalić zbliżające się maszyny", to mi się zrobiło niedobrze. No ale przeplatamy to powrotem do nowych miejscówek, a gra jest ogólnie krótsza niż prequel (ok. 10h), więc nie zmęczy tak bardzo. Nowe funkcje broni są całkiem całkiem. No nie rozpisując się za bardzo, grało mi się lepiej, niż w dwójkę. Szkoda tylko, że końcowy twist miałem (mniej więcej) zaspoilerowany, bo fabularnie poza tym to jest mało ciekawie, a główni źli to lekkie nieporozumienie. Serię podsumuję tak: 1>3>2, przy czym i tak wolę przygody lombaksa.

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 4
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Okładka Horizon: Zero Dawn - Complete Edition (PC)

Plusy: 

- oryginalny, ciekawy świat

- mimo upływu czasu, znakomita grafika

- satysfakcjonujące walki i polowania na maszyny

- jest wiele różnych aktywności

 

Minusy:

- questy poboczne powtarzalne i generalnie według jednego schematu

- bezpłciowa Aloy i reszta bohaterów

- bezsensowne kółko z wyborem dialogów, które na nic nie wpływają

- tragiczne elementy wspinaczkowe

- idiotyczny system szybkiej podróży, zakupów i craftowania

- taka sobie fabuła

 

Ocena: 7/10 - to jest na pewno ciekawa gra. Nowy, oryginalny świat, który warto docenić. Gra się dobrze, ale mimo wszystko jestem daleki od wszelkich zachwytów. O ile sama otoczka, walka z maszynami jest OK, tak reszta elementów szwankuje. Fabuła mnie nie porwała, twórcy na dodatek chcą dodać dramaturgii z kołem dialogowym, które kompletnie nie ma znaczenia. Bohaterowie są bezpłciowi, na czele z Aloy. Sama fabuła też mnie nie porwała, wolałbym większy nacisk położony na wydarzenia teraźniejsze, mniej chodzenia po ruinach. Do tego tragicznie zrealizowana wspinaczka, która czasami doprowadzała mnie do wypowiedzenia szeregu przekleństw. Fajnie, można pograć, ale bez większych zachwytów. Szczytem głupoty było stworzenie systemu szybkiej podróży - nie dość, że musimy kupować pakiety od handlarzy to jeszcze nie dość, że musimy mieć określoną ilość kasy to również surowce. Kto to wymyślił? Na pewno zachwyca nadal grafiką, szacun dla tworców za to. 

 

Okładka Horizon: Zero Dawn - The Frozen Wilds (PC)

Plusy:

- piękna, śnieżna kraina (i najlepiej wykonany śnieg w grach, jaki widziałem)

- krótka, skondensowana ścieżka główna

- nowy zestaw skilli, do tego oręż i maszyny

- poprawione elementy wspinaczkowe 

 

Minusy:

- fabuła znów niezbyt angażująca

- znów mało wyraziści bohaterowie

- większość minusów z podstawki

 

Ocena: 7+/10 - praktycznie to samo, co podstawka. DLC dodaje nową krainę i to jest największa zasługa, bo wykreowanie takiego świata to znów majstersztyk. Przede wszystkim śnieg, czuć to zimno z ekranu, śnieżyce, które powodują, że mrużymy oczy i ślady, które zostawiamy działają na wyobraźnię. Fajnie, że twórcy dodali jakieś nowości (broń, skille, maszyny) no i poprawili wreszcie wspinaczkę. Niestety, fabuła nadal jest jednak mocno średnia, bohaterowie to wydmuszki, z którymi ciężko się zżyć. 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Mimo wszystko trochę ciężko wystawiać cenzurkę kilkunastoletnim tytułom, w które grałem w dużych odstępach czasowych, na różnych etapach growej kariery, ale niech będzie, że na dzień dzisiejszy jedynce dałbym 8/10, dwójce max 6/10, trójce 7/10. Przy czym, jak wspominałem, kiedyś Jakiem 2 się jarałem i rozumiem pozytywny odbiór z okolic premiery.

Edytowane przez kotlet_schabowy
Odnośnik do komentarza

Niedawno odpalilem J&D z zamiarem zplatynowania trylogii. Sentyment to straszna dziwka. Moglbym przeleciec ta gierke jak 23letnia Adriane Lime. Szybko, mocno i sprawnie. Niestety, kierwa, najwieksza bolaczka tej gierki jest fakt, ze nie posiada opcji inverted controls. Nie potrafie w tej grze chodzic. Non stop ucieka mi kamera, non stop wpadam do wody lub na cos od czego probuje uciekac. Reszta jest mieta z miodem, ale zastanawiam sie czy chce sie uczyc tego od nowa. Dlaczego istnieje w grach cos takiego jak sterowanie osia tylnia? 
Podejde do 2ki i 3ki za jakis czas. Wiadomo, ze w dwojce na Hero jest TA JEDNA sekwencja, ktora poziomem trudnosci odstaje od calosci o lata swietlne. Glownie dzieki sterowaniu, ale tez podzielnosci tego co sie dzieje na ekranie. Na Hero to jest totalna glupota. Przeszedlem ten moment ze cztery razy w zyciu. Niepotrzebne karanie gracza jest tu chyba wyrazem jakichs brakow kolesia, ktory to projektowal. 
Bardzo lubie 2ke i 3ke. Z tego co pamietam poruszanie sie pojazdami, czasowki i wyscigi nie byly takie zle. 
Terazniejszosc moze zwwryfikowac wszystko.

Odnośnik do komentarza

3 DLC do Dishonored. Od razu napisze, ze po platynie w podstawce zalozylem sobie, ze bede chcial zrobic 100% w dlc bo przeciez tak fajnie sie gralo. No troche sie jednak pozmienialo.

 

Dunwall City Trials - jak nazwa wskazuje, zbior zadan w roznych kategoriach (zagadki, walka, skradanie, szybkosc) na rehaszowanych planszach z podstawki. Ogolnie jak ktos jest milosnikiem bicia rekordow to pewnie mu sie spodoba ale poza tym to jest tak se. Dla chcacych polapac trofea bedzie to jedno z najgorszych doswiadczen w tym temacie. Ktos madry oparl szanse na zdobycie niektorych puszek na totalnym RNG. Ale takim totalnym totalnym bez krzty handicapu co skutkuje nieustannymi powtorzeniami. Laczac to z padem od ps3 wychodzi duzy generator frustracji.

 

The Knife of Dunwall - dlc fabularne. Gramy Daudem czyli typem, ktory na poczatku podstawki zabija Cesarzowa. Zaczyna sie ok, jest jakas zagadka w fabule, sa ciekawe nowe moce ale jest tez wyraznie trudniej bo nie ma szans zeby jak w przygodach Corvo przejsc cala plansze poruszajac sie tylko po dachach. Nie wiem czy byl to zamiar celowy czy tak jakos wyszlo ale trzeba oduczyc sie troche nawykow z podstawki. Sa dwie nowe palansze i rehasz calej jednej z glownej gry. Moc migniecia Dauda jest o wiele fajniejsza od tej Corvo.

 

The Brigmore Witches - dlc fabularne i kontynuacja historii z TKoD. Dochodzi moc przyciagania, ktora widzimy w intrze do podstawki, dwie nowe plansze i rozbudowany rehasz juz znanej. Poza tym typowe Dishonored. Nie wiem czy byl to celowy zabieg czy bug ale uspione postacie w ostatnim levelu resetowaly sie kiedy przekroczylem pewien obszar. Moglo byc to podyktowane fabula albo bledem. Stawiam na to trugie bo plywanie jest w tym dlc totalnie spier.dolone a postac dobija sie od dna jak kauczuk. Rownie glupim pomyslem byla randomowosc pojawiania sie wrogow co skutkowalo alarmem i loadem jesli gralo sie z zamiarem nie zostania wykrytym.

 

Podsumowujac jesli nie jaraja cie trofea to mozna pierwsze dlc odpuscic. Dwa kolejne sa rozwinieciem formuly z podstawki ale widac po nich, ze byl to projekt wyrobniczy i nie czuc tej precyzji w level designie jak wczesniej. Jak ktos nie mial dosc Dishonored to niech zagra ale szalu ni ma.

Odnośnik do komentarza

The Artful Escape. Piękny artystycznie indyczek, urzekający klimatem, muzyką i pomysłem na siebie. Ta gra to nie wyzwanie, to raczej doświadczenie, ocierające się momentami o koncepcję visual arts. Trzeba sobie na spokojnie zarezerwowac kilka godzinek, nałożyć na uszy dobre słuchawki i po prostu odlecieć :)

No i oczywiście do sprawdzenia w Gamepassie :music: 

Odnośnik do komentarza

1# Castlevania: Symphony of the Night (Xbox One - 360 Arcade) - dla mnie wzorowa metroidvania, pełna mięska (inverted castle), sekretów, idealna w proporcji walki/długości/eksploracji. Jeden z niewielu tytułów do których regularnie wracam, dla mnie 12/10, na podium gier życia. Za takie właśnie tytuły Konami było swojego czasu moim ulubionym developerem i Castlevanie ukształtowały moje growe preferencje.

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

jedynka jest oczywiście najlepsza i pomimo tego, że dwójka mocno mi się podobała, to za każdym razem, kiedy widzę Renegade na jakichś gameplayach, to myślę sobie: 'co oni zrobili z tą serią'

 

mimo wszystko dwójka to nadal konkretna gra, natomiast trójka, w mojej opinii, jest już dużo gorsza - wypełniona masą minigierek, krótsza, latwiejsza, z beznadziejnym wątkiem pustynnym i nabierająca wiatru w żagle dopiero, kiedy akcja wraca do miejsca akcji z drugiej części; no spory zawód ogolnie

Odnośnik do komentarza

A propos starych zręcznościówek, kontynuując swoje retro-masochistyczne doświadczenia growe, zaliczyłem ostatnio:

 

Crash: Twinsanity

 

Panowanie Playstation 2 to dla flagowych platformerów z szaraka dziwny okres. Zmiana twórców, zmiana mechanik i dziwne eksperymenty, często zmiana ogólnej atmosfery i feelingu, przy tym średnie recenzje (choć z perspektywy czasu oceny rzędu 6-7/10 to nie tak źle, no ale na generacji PS2 musiałem mocno selekcjonować kandydatów do zakupu). Przez to Crashe i Spyro z ery post-PSX raczej zawsze mi mocno powiewały. Po Wrath of Cortex (który z kolei był skrajnie leniwym, typowym sequelem, notabene przeciętnej jakości) twórcy (Traveller's Tales) ewidentnie szukali nowego, świeżego otwarcia. Twinsanity było pierwszą poważną próbą wrzucenia "lisa" do pełnego 3D. Poszło to w parze z- zupełnie nietrafioną moim zdaniem- decyzją o odejściu od systemu hubów i tradycyjnych leveli, na rzecz "liniowej" przygody przecinanej checkpointami, save'ami i czasem podróżami do innego "świata". Co prawda chyba można ponownie odwiedzać te same miejsca, ale szczerze mówiąc nie sprawdzałem tego i nie miałem na to ochoty. Efekt końcowy jest dosyć dyskusyjny, choć ma swoje momenty i jakiś vibe serii, który mimo wszystko jest w stanie przyciągnąć starych fanów.

 

W każdym razie dostaliśmy dziwną hybrydę. Bo z jednej strony, kiedy przychodzi do faktycznego skakania i biegania po poziomach, to często i tak dostajemy raczej bliskie korzeniom korytarze i bieganie w jednym kierunku. Przestrzenie są może większe, ale generalnie (pomijając pewne aspekty, do których wrócę) czujemy się raczej jak w domu. Z drugiej strony, co jakiś czas trafiamy do jakiejś większej przestrzeni, z kilkoma odnogami, więc tu wchodzi ta niby świeżość i możliwość zabawy w eksplorację, poszukiwanie ukrytych diamentów, skrzynek (tu mała rewolucja: nie mamy licznika rozbitych pudeł i nie stanowią one celu same w sobie) etc. Drugą ważną nowością jest "kooperacja" z naczelnym antagonistą serii, czyli Dr. Neo Cortexem. Okazyjnie poruszamy się w towarzystwie "przyklejonego" do nas naukowca, którym możemy rzucać (żeby dostał się w niedostępne miejsca i np. przestawił dźwignię) czy używać go jako broni. Pomijając uciążliwe sekcje, gdzie można łatwo zginąć, to sam pomysł wypadł nawet nieźle, choć jego podstawa "logiczna" jest absurdalna (jak trzeba dostać się na platformę zawieszoną kilka metrów dalej, to musimy go osobiście tam wrzucić, ale jak Cortex spada w głęboką przepaść, to teleportuje się momentalnie z powrotem do Crasha xD), no ale nie ma sensu się w to wczuwać.

 

Niestety, styl poruszania się Crasha i kamery (która, co wręcz absurdalne, zważywszy na trójwymiarowe środowisko, czasami jest nieruchoma, a żeby było lepiej, ustawia się w ewidentnie niekorzystny sposób) nie nadaje się zbytnio do poruszania się w trzech wymiarach. Zdecydowanie brakuje tutaj czegoś w rodzaju żółtego kółka znanego z Crasha 4 (cień, który podpowiada nam, gdzie wylądujemy po skoku), bo często skacze się mocno po omacku. Ogólnie feeling poruszania się jest trochę dziwny, jakby z lekkim lagiem, a klasyczne ślizganie się zupełnie nie działa (i nie jest przypisane już pod R1, co dla wyjadacza serii, jest moocno niekorzystne). No ale da się grać i jak ktoś lubi skakanie po platformach, to tytuł raczej spełnia swoje zadanie. Gorzej, kiedy wchodzą wszelkiego rodzaju "eksperymenty" i nowości. No nie udało się twórcom parę patentów. Turlanie się "kulą": tragedia, jakaś dziwna moda z połowy lat 2000, która całe szczęście odeszła do lamusa. Poziomy z Niną Cortex: skrajnie nieresponsywne sterowanie "liną", przez które mocno narzucałem się mięsem, całkowicie psuje zabawę.

 

Gra jest bardzo trudna, nawet bez masterowania, i ten mityczny, oldschoolowy poziom trudności to najczęściej upierdliwe i niesprawiedliwe zagrywki, utrudniające życie graczowi i wywołujące grubą frustrację. Często brakuje żyć, a savepointy (od których zaczynamy po game over) są dosyć rzadkie, a co gorsza, ustawione zazwyczaj w mocno kontrowersyjnych momentach. Czasem jest tak, że musimy przelecieć pół skomplikowanego levelu, pokonać bossa, uciec przed goniącym nas stworem, po czym dopiero trafiamy na możliwość zapisania stanu. Skrzynki nitro to instadeath, nawet mimo posiadanej maski ochronnej (co, o ile dobrze pamiętam, inaczej działa w głównej serii). Wisienką na torcie jest brak opcji skipowania scenek na silniku gry, które jak na złość, często występują już po checkpoincie, ale jeszcze przed momentem, w którym potencjalnie często się ginie. W rezultacie niektóre cool żarty bohaterów (bo Twinsanity poszło mocno w kreskówkową "komedię", trochę momentami cringe'ową, ale czasem faktycznie wywołującą uśmiech) słyszy się po 3-4 razy i ma się ich naprawdę powyżej uszu. Jebać takie motywy.

 

Dwa słowa o oprawie: graficznie jest znośnie (ogólnie od jakiegoś czasu mam zwiększoną sympatię i tolerancję dla grafiki z PS2, szczególnie gdy idzie w parze z animacją w 50/60 klatkach), trochę lepiej niż w zwyczajnie brzydkim WoC, ale też daleko do pierwszej ligi (a przypominam, że to gra z 2004). Za to muzyka to abominacja, drażniący, męczący eksperyment, który pasuje do serii jak pięść do nosa (nie mam weny, jak to opisać, generalnie OST opiera się na "podśpiewywaniu" i melodiach aranżowanych z ludzkiego głosu).

 

Jak zwykle miało być parę zdań, a wyszła rozprawka. W każdym razie nie mogę powiedzieć, żebym bawił się jakoś dobrze, za dużo niedoróbek, za dużo frustracji, a całość po prostu za mało profesjonalna. Rozumiem sentyment ludzi, dla których to gra dzieciństwa (bo w necie widzę dosyć mocno taką narrację), ale jak na dzisiejsze standardy, szczególnie w porównaniu do lepszych edycji przygód jamraja, jest po prostu nieudana. W zasadzie już od tutoriala nosiłem się z zamiarem rzucenia tego w pierony, ale pseudoambicja i chęć kończenia zaczętych gierek (tutaj przygoda trwała może z 5h, więc tyle dobrze) wzięły górę. Ale za następne eksperymenty z jakimiś mutantami czy innymi chujami mujami już się nie biorę.

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Hollow Knight - 103%, 45h 22m 10s. Sam fakt ile czasu spędziłem w 'prostej' gierce mówi wiele o tym tytule. Co więcej ostatnio grałem tylko w to i mi się nie nudziło. Dodatkowo ostatnie +/- 10h mnie zaskakiwało. Bo kiedy myślałem, że to już czas udać się na ostateczny pojedynek, odkrywałem coś co na dobre odciągało mnie od zakończenia. A z tego co widzę - wiele rzeczy pominąłem. OGROMNA gra. Satysfakcjonująca i wymagająca rozgrywka. Ideał? Nie. Mieszane uczucie mam co do projektu świata i poziomów. W początkowej fazie często odkrywając nowy świat, gra pozwalała mi go eksplorować, aby po dłuższej chwili okazało się, że brakuje mi jakiejś umiejętności żeby przejść dalej. Rozumiem, że ta gra polega na błądzeniu i odkrywaniu właściwej ścieżki, ale pierwsze godziny byłem mega zagubiony. 

Odnośnik do komentarza

Ja z tym kraszem mam miłe wspomnienia bo jak dostałem ps2 na święta to pożyczyłem twinsanity od ziomeczka i sobie grałem przy choince i pierożkach :rayos:

Ale ogólnie gra była średniaczkiem, z samej gry pamiętam tylko że mnie mega wkurwiała, był motyw że cortex z kraszem zamieniali się w kulkę i się nią sterowało no i najlepszą część tej gry czyli ta muzyczka

 

Odnośnik do komentarza

Skończyłem KILLER IS DEAD. To była moja pierwsza gra w życiu od chińczyka sudy i szczerze powiedziawszy nie wiem jakim cudem ten chinol się tak długo przede mną ukrywał.

Bawiłem się wybornie chociaż mam kilka ale

 

Jeśli chodzi o fabułe to c0rwa nie mam pojęcia o co w tej grze chodzi xD jest mega głupio 

 

graficzka? Fajna, fajna niby cell shading ale jakiś poyebany ciemny, no ciekawy styl i dobrze się komponował z klimatem gry

 

Gameplay? Kurde przyjemna siekanka zabijanka chociaż to chyba znak tamtych czasów że mocno zdauniona bo na dobrą sprawę walka to jeden guzior+unik ale grało się przyjemnie więc nię będę jęczał, misje poboczne zróżnicowane więc też super i jedynie mingierka w podrywanie bab jest mega krindżówa i zwyczajnie w świecie słaba :< a z większych minusów to chyba szalejąca kamera i brak locka na przeciwników.

 

Każda gra tego sudasa jest taka fajna czy raczej różnie z tym chłopem? Pograłbym w lolipop ale na pc nie ma a jak patrzyłem na ceny na konsole to o jenysiu :smutas:

 

23 styczeń a ja już przeszedłem 2 gry. PAWCIOKRATOS POWRÓCIŁ BABY :cool::lapka::xboxssie:

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...