Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

NFS Underground na Xbox

 

Pierwszego Undergrounda darzę ogromnym sentymentem. To gra z którą miałem styczność już bodaj około 2004-2005 roku, gdy jeszcze nie była tak "retro" jak dziś :D Pamiętam też, że za małolata ogrywaliśmy ją ze znajomym w sylwestra, ale nigdy nie udało się jej ukończyć.

 

Tytuł ten od dawna posiadam w sumie na trzech platformach (PS2, Xbox, GC), ale dopiero tym razem spiąłem poślady i dotrwałem do końca trybu "Underground". Z początku szło nawet gładko, grałem sobie na "Medium", ale od około ~80 wyścigu gra stała się nieznośnie trudna, bynajmniej nie ze względu na zwiększony poziom trudności i zmusiło mnie to do zejścia na "Easy". Gra zaczęła zwyczajnie "oszukiwać" w tak chamski sposób, że to aż boli. Przeciwnicy jeżdżą jak po sznurku, pokonują ostre zakręty z niemożliwą wręcz prędkością. Ruch uliczny jest zaprogramowany w taki sposób, aby złośliwie generować losowe pojazdy tuż za zakrętem, gdzie nie jesteśmy przewidzieć ich obecności, co sprawia, że pokonywanie niektórych przypomina "skok wiary". Część z pojazdów jest też chamsko oskryptowana, aby pojawiać się zawsze w określonym miejscu i czasie, co samo w sobie nie byłoby może złe, ale czasem różnica sekundy czy dwóch sprawia, że pojazd przejeżdża już w nieco innym miejscu i łatwo tutaj o spotkanie z nim. Fizyka pojazdów też ssie, bo o ile prowadzą się całkiem dobrze, o tyle niemal każda kraksa kończy się efektownym kręceniem piruetów przez kilka-kilkanaście sekund, co najczęściej kosztuje nas pozycję w wyścigu. Do tego pojazdy na wszelkich nierównościach zachowują się trochę losowo. Czasem przejazd przez jakiś krawężnik nie stanowi problemu, a innym razem głupia, nieznacząca nierówność kończy się dla nas kolejnymi piruetami i niekontrolowanym lotem. Trasy w większości są dobrze zaprojektowane, choć niektóre odcinki usiane są głupimi utrudniaczami w stylu słupów, nierównych ścian i tym podobnych, co w połączeniu z losowym i momentami dość gęstym ruchem ulicznym daje nam niebezpieczne połączenie, przez które musiałem powtarzać niektóre wyścigi nawet kilkadziesiąt razy.

Koniec końców, wytrwałem do finału trybu "Underground", ale końcówka gry była momentami wręcz nieznośna przez te wszystkie wady o których wspomniałem. Ogólnie Underground nie jest złą grą, ale widać że niektóre rzeczy są po prostu źle zaprogramowane i uwidacznia się to dopiero w dalekim etapie gry. Wcześniej jest znośnie, choć też momentami widać to o czym wspomniałem.

Czy polecam zatem komuś ogranie Undegrounda? Ciężko mi jednoznacznie powiedzieć. Z jednej strony to kultowa odsłona, którą warto poznać choć w pewnym stopniu, ale z drugiej jej wady mogą niejednego zniechęcić. Dla mnie wciąż jest to ważna i ulubiona gra, choćby ze względu na sentyment, ale po jej ograniu wiem, że raczej prędko ponownie jej nie ukończę.

Co gorsza, podobno drugi Underground też cierpi na podobne bolączki i boję się za niego brać "na poważnie". Czas pokaże, może nie będzie źle :D

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Ja ukończyłem U1 dwa razy w okolicach premiery, raz na pc, a raz na PS2 i też pamiętam podobne rzeczy, ale nie wydaje mi się, żebym musiał powtarzać coś kilkadziesiąt razy :philosoraptor:Chętnie bym zagrał ponownie, bo gierka była świetna i już sama muza robiła klimat i zachęcała do powtórki w rytm ostrych riffów czy beat'ow i wokali. Może jakiś remake, chociaż wolałbym nową odsłonę, która byłaby równie dobra i mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze doczekam dobrego NFSa.

Odnośnik do komentarza

Luty zaczynam od ukończenia Tomb Raider Legend oczywiście na pierwszym Xboxie :kaz:

 

Legend to moja ulubiona część tej serii. Co prawda, ostatnia część z jaką miałem styczność to bodaj po prostu "Tomb Raider" na Xboxie 360 i to też raczej niewielką, ale nie zmienia to faktu, że Legend jest po prostu moim faworytem. To jedyna część TR jaką kiedykolwiek ukończyłem i to na dodatek kilka razy. W związku z tym, z nieukrywaną przyjemnością wróciłem do niej, tym razem na Xboxie. Przejście co prawda zajęło mi dwa popołudnia, ale mimo iż gra jest dość krótka to całkiem treściwa. Lubię te różnorodne lokacje i ciekawą akcję jaką serwuje nam ten tytuł. Wersja na Xboxa działa na dodatek w 60fps jako chyba jedyna ze wszystkich. Niby nie zwracam większej uwagi na klatkarz i potrafię się dobrze bawić nawet grubo poniżej 30fps (siema, HL2 na Xboxie), ale przyznam, że jak pierwszy raz odpaliłem Legendę na Xboxie to aż byłem w szoku :D

Polecam 10/10 dziękuję, dobranoc :D

Odnośnik do komentarza
W dniu 29.01.2022 o 12:00, Pupcio napisał:

Właśnie ta jedynka darkness wygląda i rusza się jak najgorszy crapiszon więc nawet nie miałem chęci żeby w to grać chociaż chyba tanio to chodzi na aukcjach, z kolei dwójeczka to mnie kusiła od czasu jak zagrałem w demko na ps3 milion lat temu

 

jedynka the darkness? legancka gra z DUSZĄ

 

dwójka? sredniacki pif paf, który dropnalem po godzinie bo taki zawiedziony byłem

 

 

aczkolwiek to bylo milion lat temu, nie wiem jakbym to odebrał dziś

Edytowane przez Dahaka
Odnośnik do komentarza
W dniu 31.01.2022 o 19:03, Quake96 napisał:

NFS Underground na Xbox

 

Pierwszego Undergrounda darzę ogromnym sentymentem. To gra z którą miałem styczność już bodaj około 2004-2005 roku, gdy jeszcze nie była tak "retro" jak dziś :D Pamiętam też, że za małolata ogrywaliśmy ją ze znajomym w sylwestra, ale nigdy nie udało się jej ukończyć.

 

Tytuł ten od dawna posiadam w sumie na trzech platformach (PS2, Xbox, GC), ale dopiero tym razem spiąłem poślady i dotrwałem do końca trybu "Underground". Z początku szło nawet gładko, grałem sobie na "Medium", ale od około ~80 wyścigu gra stała się nieznośnie trudna, bynajmniej nie ze względu na zwiększony poziom trudności i zmusiło mnie to do zejścia na "Easy". Gra zaczęła zwyczajnie "oszukiwać" w tak chamski sposób, że to aż boli. Przeciwnicy jeżdżą jak po sznurku, pokonują ostre zakręty z niemożliwą wręcz prędkością. Ruch uliczny jest zaprogramowany w taki sposób, aby złośliwie generować losowe pojazdy tuż za zakrętem, gdzie nie jesteśmy przewidzieć ich obecności, co sprawia, że pokonywanie niektórych przypomina "skok wiary". Część z pojazdów jest też chamsko oskryptowana, aby pojawiać się zawsze w określonym miejscu i czasie, co samo w sobie nie byłoby może złe, ale czasem różnica sekundy czy dwóch sprawia, że pojazd przejeżdża już w nieco innym miejscu i łatwo tutaj o spotkanie z nim. Fizyka pojazdów też ssie, bo o ile prowadzą się całkiem dobrze, o tyle niemal każda kraksa kończy się efektownym kręceniem piruetów przez kilka-kilkanaście sekund, co najczęściej kosztuje nas pozycję w wyścigu. Do tego pojazdy na wszelkich nierównościach zachowują się trochę losowo. Czasem przejazd przez jakiś krawężnik nie stanowi problemu, a innym razem głupia, nieznacząca nierówność kończy się dla nas kolejnymi piruetami i niekontrolowanym lotem. Trasy w większości są dobrze zaprojektowane, choć niektóre odcinki usiane są głupimi utrudniaczami w stylu słupów, nierównych ścian i tym podobnych, co w połączeniu z losowym i momentami dość gęstym ruchem ulicznym daje nam niebezpieczne połączenie, przez które musiałem powtarzać niektóre wyścigi nawet kilkadziesiąt razy.

Koniec końców, wytrwałem do finału trybu "Underground", ale końcówka gry była momentami wręcz nieznośna przez te wszystkie wady o których wspomniałem. Ogólnie Underground nie jest złą grą, ale widać że niektóre rzeczy są po prostu źle zaprogramowane i uwidacznia się to dopiero w dalekim etapie gry. Wcześniej jest znośnie, choć też momentami widać to o czym wspomniałem.

Czy polecam zatem komuś ogranie Undegrounda? Ciężko mi jednoznacznie powiedzieć. Z jednej strony to kultowa odsłona, którą warto poznać choć w pewnym stopniu, ale z drugiej jej wady mogą niejednego zniechęcić. Dla mnie wciąż jest to ważna i ulubiona gra, choćby ze względu na sentyment, ale po jej ograniu wiem, że raczej prędko ponownie jej nie ukończę.

Co gorsza, podobno drugi Underground też cierpi na podobne bolączki i boję się za niego brać "na poważnie". Czas pokaże, może nie będzie źle :D

Grałem w NFSU na pc na premierę. Końcówka mnie wpieniała niesamowicie przez te oszukujące AI. Po kolejnej przegranej na koniec gry byłem tak zły, że zrobiłem rage quit. Usunąłem grę, wywaliłem save i opróżniłem śmietnik, bo nie chciałem dalej grać w to oszukaństwo. Jak ze mnie zeszło zdenerwowanie, to się poryczałem, że jestem lamus i CHCĘ STAWIĆ CZOŁA PRZECIWNIKOM. No to tata zadzwonił do kolegi, który jest biegły w komputery i on mi odzyskał usunięty save. Udało mi się skończyć całą grę, ale było to okupione słonymi łzami.

 

Nie wiem, czy dwunastolatek powinien płakać po usunięciu save. Byłem wrażliwym dzieckiem.

 

:rayos:

Edytowane przez ProstyHeker
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Cykl Yakuza leżał w kręgu moich zainteresowań już od czasów PS2 i musiały minąć trzy generacje, abym w końcu wziął się w garść i odpalił jakąś część. Opierając sie na opinii forumka zacząłem od:

 

logo-yakuza0_jufk.png

 

Czego się spodziewałem? Wielu godzin przepalonych na pobocznych i nieistotnych czynnościach. Na minigierkach, na sidequestach i diabli wiedzą na jakich jeszcze aktywnościach. Oczekiwałem przedłużających się scenek, dziwnych, japońskich akcentów, dużo czytania z racji, że po japońsku umiem tylko "arigato" i "nani?". Ale zakładałem też, że fabuła mnie zadowoli, a system walki dostarczy frajdy oraz satysfakcji z dźwięku łamanych kości. 

 

I zgadnijcie co. Wszystko to dostałem. Plus wiele innych, nieoczekiwanych rzeczy.

 

Fabuła jak fabuła. Jest całkiem niezła i jeśli skupić się wyłącznie na niej, to trzyma bardzo dobre tempo. Rozdziały to istna sinusoida burzliwych emocji i rollercoaster wizualny. W scenkach jest dużo gadaniny, a jeszcze więcej wrzeszczenia w rodzaju "no chodźcie, to wam złoję skórę", albo "nie czas na dyskusje, będziemy się napierdalać". Potem często następuje scena zerwania marynarki z koszulą jednym ruchem i bitka na gołe klaty ty vs. dwudziestu uzbrojonych przeciwników. Dzień jak co dzień na japońskiej dzielni. Bohaterowie imponują charakterem i są nienagannie wykreowani. A walki ze złolami już od ekranu startowego z zapowiedzią przeciwnika mamią epickością. Ten okrzyk "KUZEEE!", ujęcie kamery, wchodząca muzyka i ja mocniej zaciskający pada w dłoniach. Coś pięknego. Natomiast finał to już istna orgia i każda walka lepsza od poprzedniej. Imponujące.

 

No i niby można poświęcić 100% uwagi tylko głównemu wątkowi fabularnemu, ale po co, na co to komu? Skoro gra ma drugą, głębszą i mocno urozmaiconą gameplayowo warstwę. Przede wszystkim dziesiątki minigier. Nawet nie podejmuję się ich tutaj wymieniać. Jedne lepsze, drugie gorsze, trzecie wręcz rewelacyjne. Niektóre porzuciłem po jednej próbie, z innych wyciskałem wszystkie soki i wykręcałem jak szmatę. Zarządzanie klubem z hostessami pochłonęło mi kilkanaście godzin, a utworem z Fever Time byłem zahipnotyzowany. A że w tym czasie w ramach głównej fabuły życie kogoś mi bliskiego było zagrożone? No nie można mieć wszystkiego, a biznes jest biznes. I jeśli założyć, że fabuła zasadza się na poważnych aspektach i stara się nie zbaczać w dziwne i krindżowe rejony, to cała reszta gry doskonale rozbraja ten sztywny, śmiertelnie poważny wątek. Trudno nie ulec urokowi Kiryu, który nawet telefon odbiera w spektakularny sposób, albo w fantastycznym stylu wkracza na parkiet, by zatańczyć do uzależniającego bębenki utworu "Queen of the Passion".

 

 

Równie rozluźniająco działają liczne sidequesty, które stanowią przyjemną odskocznię od niedającego wytchnienia wątku głównego. Pewnie, że niektóre są lepsze, inne gorsze. Mamy wśród nich zadania zabawne, smutne, niezręczne, dziwne, satysfakcjonujące, ale trafią się też takie irytujące oraz męczące. Cóż, przy blisko setce questów nie jest łatwo wszystkim zapewnić odpowiedniej jakości. W wielu przypadkach mogło być lepiej, ale generalnie spełniają swoje zadanie.

 

W sumie spodziewałem się większej mapy. I jestem miło zaskoczony, bo w dobie gier z za dużymi światami Kamurocho i Sotenbori okazały się przyjemnie swojskie, zwarte oraz nieprzytłaczające. No i oczywiście nadzwyczajnie klimatyczne. Neonowe i kolorowe. Vibe lat 80. tak intensywny, że ekran TV paruje. 

 

Walka? No panie Areczku, uczta dla oczu i uszu. Uderzenia tak mięsiste, że weganie byliby zniesmaczeni. Wymyślne ciosy specjalne, finishery, multum stylów walki, obfite drzewka rozwoju. No jest co rozkminiać przez całą przygodę i nawet jeśli znudzi się nam jeden model walki, to zawsze do wyboru mamy kolejny. I kolejny. I jeszcze kolejny. Do tego można dorzucić dziesiątki broni, poczynając od ryby (kto pamięta Jackie Chan's Stuntmaster?) na strzelbach kończąc. Choć osobiście wyłożyłem lagę na tego rodzaju akcesoria i skupiłem się na męskiej walce na gołe pięści, czasem tylko rozpierdalając komuś rower na głowie.

Rzecz jasna udany system walki nie powinien nikogo dziwić w grze, w której cały postęp fabularny zasadza się na podróżowaniu od walki do walki. Możesz być pewny, na końcu misji trzeba będzie komuś obić mordę. Szczęśliwie jest to wystarczająco przyjemna czynność, że w żadnym momencie się nie nudzi.

 

 Ogólnie nie zamierzam przedłużać i muszę przyznać, że jestem Yakuzą 0 zauroczony. Gra potrzebuje kilku godzin do wejścia na pełne obroty, ale potem potrafi wynagrodzić naszą cierpliwość niepowtarzalnymi momentami i rozrywkami. Gra z duszą? No, raczej nie podlega dyskusji, choć równie urocza, co specyficzna. Trzeba mieć trochę tolerancji, ale było warto po stokroć.

 

FK2vovoXIAYRgNx.thumb.jpg.cd2e05e48c3a7db1b820d16366758ea3.jpg

 

  • Plusik 3
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Ice Age 2 The Meltdown na Xboxie

Standardowo już kolejna gierka na Xboxie. Tym razem prosty i sympatyczny platformer, o dziwo z wiewiórem w roli głównej. Gierka polega w sumie na przemierzaniu kolejnych lokacji, opcjonalnym zbieraniu żołędzi (za 1000 na danym etapie dostajemy jakiś bonus) i odblokowywaniu kolejnych etapów poprzez zbieranie orzechów, które z kolei odblokowują kolejne przejście. Nic wymagającego, gra na totalne wyluzowanie i odskocznię od czegoś "poważniejszego". Osobiście bawiłem się przy niej świetnie i to mimo faktu, że za pierwszym podejściem straciłem save w połowie gry (z mojej winy jakby co). Zacząłem grę od nowa, dogoniłem swój postęp w godzinkę i resztę ukończyłem już na luzaku.

 

Od siebie szczerze polecam. Jak ktoś chce się wyluzować i pograć w jakiegoś platformera bez spiny to jest to tytuł idealny :D

Odnośnik do komentarza

Godfall - Jedna z najbardziej niedocenionych gier w ostatnim roku moim zdaniem. Jednak nawet fani tej gry twierdzą, że zasłużenie, bo gra wyszła bardzo uboga i zbugowana, a dopiero później spatchowana do przyzwoitego poziomu. Gra jest PCtowym exem na EPIC i tym mnie zachęcili do pierwszych zakupów.  

Gra solo jest OK, ale najlepiej się robi co-op, a zwłaszcza z kumatymi graczami z discorda. Gra przypominała mi połączenie Dark Souls i Diablo, ale takie 8/10. 

 

Wpadł calak i czekam na kolejne DLC.

Capture.png

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Death's Door 

 

Bardzo dobry klon Zeldy, wymagający poziom trudności, zagadki i sekrety które chce się odkrywać i wciągający gameplay polany ciekawą fabułą i dobrą oprawą AV

 

8/10

 

 

 

Unpacking

 

Banalnie prosty pomysł, wypakowywanie rzeczy z kartonów w oprawie 16bitowej ale jak to jest przyjemnie relaksujące! 

Sporo frajdę mi sprawiało rozpoznawanie rzeczy w tym okładek z gier z różnych dekad które składają się z kilku pixeli.

 

8/10

Odnośnik do komentarza

Że 2-3 dni temu ukończyłem Milesa Moralesa. Nie wiem czy nawet nie lepsze od OG, chyba jedyna wada to walki z bossami a właściwie Ich skandalicznie mała ilość. Tak to klimat, świetne misję które sprowadzały się do rozgrywki w jakimś budynku/pomieszczeniu co bardzo mi przylasowalo. Do tego fajna historia, fajny ost, spoko pierdoły poboczne. Pierwsza gra na PS5 i tytuł mi przypasował niesamowicie.

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Fajna giereczka, ale lepsza od OG? SM ma wszystko co MM prócz tych dziwnych elektro-mocy. Wspominam orgazmatyczne wygibasy i mega misje. Mimo iż MM to świetna gra to jednak SM (+GOTY) zaorało mną tak bardzo, że zdefiniowało na nowo gry z superherosami.

 

"I worshipped you!" Peter jest lepszym bohaterem.

Odnośnik do komentarza
21 minut temu, Yap napisał:

"I worshipped you!" Peter jest lepszym bohaterem.

 

Ciareczki. :banderas:Wciąż nie jestem w stanie uwierzyć, jak poważny i wzruszający finał miała gra która zapowiadała się przez większość czasu jako przygoda superbohater vs. zło tego świata. :obama: 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...