Skocz do zawartości

Final Fantasy XVI


Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, Dr.Czekolada napisał:

Jeżeli 16 to antyteza 15 to w takim razie obie mi się nie podobają i chyba kończę z modern Finalami. Dam może jeszcze szansę FF7R.

No cóż, nigdy nie wiadomo co wymyślą przy okazji kolejnej części.

 

Ale tak, 16tka to streamlined gra akcji z elementami RPG, która niewiele ma wspólnego z turowymi poprzednikami.

Odnośnik do komentarza

Pod tym, co napisał blantman, podpisuję się każdą kończyną. Ta gra to jest wydmuszka, samograj dla casuali. Każdą grę kończę, więc skończę i FF XVI, ale zmuszam się do grania, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.

 

Mimo wszystko cały czas liczę, że "zażre", ale po tych 20stu godzinach gry to nie nastąpiło.

 

Na razie w moim rankingu wygląda to tak:

 

FF7 > FF6 > FF8 > FF10 > FF9 > FF15 > FF16

 

W starocie przed szóstką i multichłamy nie grałem, więc nie ma ich w zestawieniu. Oczywiście FF13 i kolejne podczęści to wypadek przy pracy i powinno to się znaleźć na śmietniku historii. Tej "mowy trawy" nie mogę zapomnieć do dziś :yao:

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez [InSaNe]
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
8 godzin temu, [InSaNe] napisał:

Pod tym, co napisał blantman, podpisuję się każdą kończyną. Ta gra to jest wydmuszka, samograj dla casuali. Każdą grę kończę, więc skończę i FF XVI, ale zmuszam się do grania, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.

 

Mimo wszystko cały czas liczę, że "zażre", ale po tych 20stu godzinach gry to nie nastąpiło.

 

Na razie w moim rankingu wygląda to tak:

 

FF7 > FF6 > FF8 > FF10 > FF15 > FF16

 

W starocie przed szóstką i multichłamy nie grałem, więc nie ma ich w zestawieniu. Oczywiście FF13 i kolejne podczęści to wypadek przy pracy i powinno to się znaleźć na śmietniku historii. Tej "mowy trawy" nie zapomnę do dziś.

 

 

 

 

 

 

Gdzie FF9?

 

13 to gowno na skalę nieprawdopodobną

Odnośnik do komentarza

Późno było, poprawiłem ;) Nastawiłem się na hicior, dostałem typową grę na dzisiejsze czasy. Ma być ładnie, efektownie, prosto.

Może jeszcze bym to przebolał, ale jak średnio interesują mnie postacie i ich losy, to już jest lipa.

Ta gra jest wykastrowana z itemków, dobierania uzbrojenia, craftingu. Nawet praktycznie nie trzeba się leczyć. Nie wiem, po co w ogóle te sklepy - powinni od razu w miarę progresu dorzucać głównemu bohaterowi trzy bronie do wyboru i ulepszać skille :potter: 

 

W takiego średniaka Vampyra grałem z wypiekami na twarzy, bo fabuła wynagradzała wszelkie niedoróbki. A tutaj mamy gierkę AAA, w którą wpompowano tony hajsu i co z tego. 

 

Mimo wszystko liczę, że moje nastawienie zmieni się w dalszej części gry, chociaż na razie się na to nie zanosi. Szkoda, bo bardzo liczyłem na ten tytuł.

Edytowane przez [InSaNe]
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza
On 8/23/2023 at 1:56 PM, aph said:

FF ma tradycję zmian w głównej serii, najważniejsze że zawsze te zmiany są sygnalizowane. 

 

Wiesz, 16 to niejako antyteza 15, więc skoro tak lubisz przygody Noctisa to po prostu kwestia gustu.

 

Dokładnie, tym bardziej że takie minigierki i tak będą zrobione po macoszemu. 

 

Zmiany były sygnalizowane? Hmm... zatrudnienie gościa od DMC ażeby robił walkę rzeczywiście było sygnalizowane. Twórcy sygnalizowali też, że grę będzie można przejść trzymając pada w jednej ręce, wciskając jeden przycisk. Fakrtycznie! Jak w ogóle mogłem wcześniej nie pomyśleć, że to w rzeczy samej będzie FF z systemem tak uproszczonym, że będzie go można przejść jedną ręką! Sygnały były. 

 

Z tą antytezą to rozwiń, bo nie wiem co masz na myśli. Dla mnie w kwestii walki to ewolucja kierunku XV, rezyseria zdecydowanie do przodu, reszta raczej regres. 

  • This 1
Odnośnik do komentarza

Final Fantasy to jedna z moich ulubionych serii od czasu pierwszego kontaktu z cudownym FF7 w 1997 roku. Na "szesnastkę" czekałem z umiarkowanym optymizmem, który jednak został srogo podsycony tuż przed premierą za sprawą świetnego dema i hype'u wykreowanego przez social media. Wleciała zatem edycja deluxe day one z myślą, że to będzie legenda serii i tytuł kultowy za te xx lat.

 

Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te nadzieje. Grę skończyłem (a raczej, zmęczyłem) po prawie 2 miesiącach... Ten jeden fakt w dużej mierze mówi o tym tytule wszystko.

 

Ale żeby nie było, wypadałoby napisać coś więcej, przejdźmy zatem do konkretów. Będzie dość chaotycznie, ale chciałbym przelać myśli na gorąco po ukończeniu, także z góry sorry za strukturę posta. Wrzucę całość w spoiler, bo będzie sporo tekstu.

 

 

Spoiler

Demo pokazało wycinek z najlepszej części gry, czyli jej pierwszej 1/3. Już od początku czuć tutaj mocną inspirację Grą o Tron, zadbano o szczegółowe przedstawienie tła historyczno-fabularnego dla świata Valisthei. Jest brutalnie, jest dojrzale i szokująco.

 

Niestety, z każdą godziną gry para uchodzi. Miało być epicko, miało wyrywać z butów i zapadać w pamięci. Tymczasem jedyna epicka scena walki jest tuż po prologu (Tytan vs Shiva), a potem do końca gry nie ma nic. No, jest jeszcze krótkie CGI z Odynem i Bahamutem, które nie ma za wiele sensu ale o tym później.

 

Historia ma kilka świetnych postaci drugoplanowych (Cid, Kupka, Benedykta), lecz co z tego skoro

Spoiler

praktycznie po kilku godzinach wszyscy z nich zostają uśmierceni i ich potencjał zmarnowany?

 

Ogólnie historia w wielu miejscach nie trzyma się kupy a niektóre motywy są wrzucane na szybko, a następnie kończone. Np cały motyw z 

Spoiler

matką Rosfieldów i potem dzieciakiem - przyrodnim bratem Diona

 

Wyraźnie chcieli tu upchnąć wątki inspirowane GoT i rozbudowujące fabułę, lecz czuć w tym wszystkim taką bylejakość, jak by zabrakło pomysłu lub czasu by to rozwinąć.

 

Świat miał być wielki i rozbudowany, lecz jest pusty nudny. Cały kontynent to kilka korytarzyków łączących większe pola/jaskinie, gdzie z jednego końca "kontynentu" na drugi jedzie się 3 minuty. Cesarstowo Sanbreque to wielki zamek (którego nigdy tak naprawdę swobodnie nie zwiedzimy), duża łąka i parę mniejszych lokacji z paroma chatami na krzyż. Gdzie tu jest ta epickość, gdzie mieszkają ci wszyscy ludzie, gdzie są jakieś pomniejsze miasta?

 

Waloed to samo, przez prawie całą grę mówi się o potężnym imperium na Popiele, a jak przychodzi co do czego to tylko kupa skał, mała spalona wioska i pustawe zamczysko wyjęte żywcem z Dark Souls.

Dhalmekia? Wielka pustynia na której nie ma nic ciekawego, a na środku małe miasteczko-bazar, plus 2 osady miedzy skalnymi korytarzami.

Za czasów FFXIII narzekano, że świat to korytarzyk i nie ma w nim miast a tutaj jest niemalże to samo.

 

Eksploracja świata nie istnieje, nie ma żadnej zachęty by zwiedzać te lokacje, itemy które są rozsiane w skrzyniach czy iskrzące znajdźki to jakiś żart (5gil do podniesienia, gdy zwykły potion kosztuje kilkaset gil??), szkoda czasu na zbieranie tych śmieci. Randomowe walki się po prostu omija bo też szkoda na nie czasu (sprowadzają się do żmudnego napyerdalania gąbczasych wilków). W dodatku obecność obelisków teleportacji kompletnie zabija jakąkolwiek potrzebę przemierzania tych lokacji. Swoją droga, sama ich istota jest idiotyczna i jest jedną z tych rzeczy które mocno zaburzają logikę i immersję świata. Bohaterowie dosłownie teleportują się po całym świecie w mgnieniu oka na potrzeby gameplayu, ale żeby dostać się gdzieś w kontekście fabularnym to trzeba użyć statku, zrobić wielką ekspedycję albo inne cuda na kiju. No kompletnie kładzie to wiarygodność świata.

 

No i do tego te nieszczęsne zadania poboczne. W zasadzie cała gra to symulator fetchquestów przerywanych od czasu do czasu wątkiem fabularnym. Przez całą grę ma się wrażenie, że te dwa elementy gry (sidequesty i główna oś fabularna) były robione przez 2 różne ekipy i na końcu ktoś próbował to wszystko złożyć do kupy, niestety skutek jest mizerny.

Same sidequesty sprawiają wrażenie stworzonych według jednego szablonu w jakimś RPG-makerze. Pogadać z jakimś NPC, udać sie do lokacji X, tam bedzie walka z jakimś randomowym mobkiem. Następnie powrót do zleceniodawcy, jakaś wzniosła moralizatorska gadka i koniec. Czasami powtórz punkt 2 i 3. W nagrodę otrzymujemy jakiś bezwartościowy itemek.

Niektóre z tych side questów opowiadają nawet ciekawą historię, niestety ich realizacja żywcem wyjęta z MMO kompletnie je rujnuje, nawet fakt że są w całości zdubbingowane nie pomaga. NPC są niejakie, szczerze nie pamiętam nawet ich imion (nawet tych "większych" jak burdelmama z Sanbreque czy ten koleś w turbanie na pustyni). Gdyby chociaż pokuszono się o jakąś sensowną reżyserię tych sidequestów, ale niestety dostajemy stojące kukły bez wyrazu z 4 animacjami na krzyż. W dodatku postaci poboczne mają chyba 3 aktorów głosowych na krzyż, którzy mimo modulacji głosu nie są w stanie pozbyć się wrażenia że wciąż gadamy z tym samym/podobnym generycznym NPC z kiepskiego MMO. No dramat.

 

Natomiast największa bolączka gry związana z historią, to tragiczny pacing. Bezmyślnie, idiotycznie wplecione sidequesty pomiędzy wątki główne. W jednej chwili ważą się losy królestwa, Clive który przed chwilą toczył epickie starcie w postaci Ifryta z Tytanem, niszcząc przy tym pół królestwa, nagle zajmuje się problemami wieśniaków i leci na drugi koniec kontynentu po czosnek albo garść ziemi dla ogrodnika. Serio? Przywódca banitów, wielki Cid nie ma nic lepszego do roboty?
Największy absurd jest pod koniec gry, gdy ważą się losy świata i trzeba natychmiast udać się w punkt X lub kogoś uratować, ale chwilunia piękny kawalerze! Właśnie jest 10 innych problemów do rozwiązania. Udaj się na drugi koniec kontynentu zabić wiwernę, bo inaczej cośtamcośtam. To nic, że lada chwila wydarzy się katastrofa na skale globalną, jakiś chłopek ma inne przyziemne problemy wymagające interwencji najpotężniejszego człowieka na tym świecie. Widać jak na dłoni, że te sidequesty były dorzucone trochę na siłę, żeby rozbudować bardziej lore, no ale nie pykło to od strony realizacji.

 

Lecimy dalej, system walki. Na początku obiecuje złote góry, ale szybko staje się nudny i prostacki. Umiejętności jest mało, a ograniczenie do jedynie 3 zestawów naraz to porażka. Dużo już napisane tutaj w temacie o problemach systemu walki, więc nie ma sensu się rozpisywać. Całość ogranicza się do wybrania schematu skili i odpalaniu ich w danej kolejności, a w oczekiwaniu na cooldown robimy uniki i maszujemy kwadrat. Od pewnego momentu już nawet nie bawiłem się w ustawianie skili i zmiany eikonów, bo mi sie nie chciało, a nowe umiejętności były po prostu nieciekawe (szczególnie bahamut ssie mocno). Jedynie Odyn był w miarę spoko. FFVIIR mimo podobnych założeń, był o niebo ciekawszy, nawet klepanie trash mobków dawało radość i satysfakcję. W FFXVII cała "trudność" polega na tym, że przeciwnicy to gąbki z milionami HP, a ich bicie to nuda i katorga. Przekłada się to też na idoityzmy fabularne z wiązane z tymi nieszczęsnymi zadaniami pobocznymi. Clive, najpotężniejszy człowiek na świecie który posiadając potęgę kilku eikonów potrafi rozpyerdolić w drobny mak góry i miasta, nagle musi zająć się jakimś wilkiem czy innym chocobo, polerując go tym swoim patykiem i najpotężniejszymi skillami eikonów 10 minut, najlepiej w towarzystwie 2 innych dominantów. :facepalm: Ja pierdole, jakie to jest słabe.

 

Kolejny grzech fabularny, to idiotyczny power-level bohaterów. Wspomniana wyżej sytuacja, gdzie potężny Clive męczy się z byle wilkiem czy innym mobkiem by obronić miasto przed atakiem, a tymczasem na drugiej flance takie same moby na luzaku odpierają jacyś wiesniacy wyposażeni w widły i zardzewiałe miecze :kekw:. No nie można brać takich momentów na poważnie, takie rzeczy masakrują immersję i obnażają nieudolność w opowiadaniu historii.

Z innych głupotek, niby wszystkie Eiokny są równie potężne, ale taki Odyn potrafi jednym cięciem rozpierdolić dosłownie wszystko i wszystkich na świecie, to wytłumacz mi ktoś jakim cudem cios ten przeżył Clive? Po co te szopki z walką z Bahamutem czy Shivą, skoro oni nie mogli mieć żadnej szansy w tym pojedynku? Jakim cudem Barnabas nie zawładnął jeszcze całą krainą Valisthei, gdzie praktycznie nie ma siły która mogłaby się mu przeciwstawić? Głupoty, głupoty i jeszcze raz głupoty.

 

Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to oprócz Clivea, Joshuy i Cida, reszta jest kompletnie nijaka. Najbardziej boli to w przypadku Jill, gdzie w każdym FF główna heroina była mocno narysowana i charyzmatyczna. Na ich tle nasza szarowłosa panna wypada bardzo blado. W dodatku, mamy tutaj najsłabszy wątek miłosny w historii serii. Zero chemii, zero zaangażowania, no po prostu dramat.

 

Eikony i ich epickie starcia miały być śmietanką tej części, a w praktyce pojedynków tych jest raptem kilka, wszystkie schematyczne i prostackie gameplayowo (QTE które ogarnąłby nawet Stevie Wonder). Eikony to zmarnowany potencjał, jest ich za mało i pojawiają się zbyt rzadko. Liczyłem na realizację tego pomysłu podobnie jak w Xenogears, gdzie gramy równie dużo w postaci "małej i dużej". Nietety, zmarnowany potencjał.

 

Graficznie jest słabo. CGI i najważniejsze wydarzenia fabularne są zrealizowane pięknie, ale 80% gry to statyczne ujęcia bez polotu, bez lip synca. Modele postaci w ważnych cutscenkach versus te podczas normalnej gry i sidequestów to różnica jak niebo a ziemia. FFVIIR tutaj masakruje szesnastkę w bezpośrednim porównaniu, a to tytuł w poprzedniej generacji. No ale to też inny silnik, inna ekipa, i pewnie innny budżet. Framerate jest tragiczny i męczący nawet w trybie 60fps. Najgorszy jest jednak ten cholerny blur i nieczytelność. W szczególności pojedynki eikonów, no kurde przez większość czasu nie wiadomo, co się dzieje na ekranie, tak to wszystko rozmazane, kolory się zlewają, kamera wariuje. No po raz kolejny - zmarnowany potencjał.

 

Dubbing jest świetny, szczególnie główni bohaterowie i Ultima robią robotę  ale jak już wspomniałem razi mała ilość VA dla postaci pobocznych, co jest kolejnym gwoździem do trumny dla immersji.

Muzyka jest ok, 2 może 3 motywy które są rozpoznawalne i dobre, reszta mocne meh. Nie ma nawet co porównywać do twórczości Uematsu, czy aranżacji stworzonych na potrzeby FFVIIR.

 

Żeby nie było, że gra to mega bubel. Z plusów na pewno ogólna historia świata, system aktywnego lore, główny wątek fabularny jest ciekawy a postać Ultimy bardzo spoko. Clive, Thorgal, Joshua, Cid, świetnie napisane postaci. Fantastyczny dubbing, dobra muzyka ze smaczkami w postaci wplecienia niektórych motywów muzycznych z innych odsłon serii.

 

Reasumując, mocny zawód i szczerze nie wiem, czy kiedyś wrócę do tej gry. Nawet platyny nie chce mi się na razie robić. Może jak połatają framerate to wrócę by zrobić NG+, ale póki co poczułem ulgę wyjmując płytę z napędu by móc w końcu zagrać w coś innego.

 

Dla casuali gra to pewnie będzie 8/10 lub więcej, ale jak na FF to słabiutkie 7. Ciężko porównać tę grę do innego Finala, bo wychodzi ich niewiele, ale myślę że FFVII Rebirth zmiecie tę grę z powierzchni ziemi pod każdym względem.

 

  • Plusik 7
  • Lubię! 2
  • This 1
Odnośnik do komentarza
48 minut temu, smoo napisał:

W dodatku obecność obelisków teleportacji kompletnie zabija jakąkolwiek potrzebę przemierzania tych lokacji. Swoją droga, sama ich istota jest idiotyczna i jest jedną z tych rzeczy które mocno zaburzają logikę i immersję świata. Bohaterowie dosłownie teleportują się po całym świecie w mgnieniu oka na potrzeby gameplayu, ale żeby dostać się gdzieś w kontekście fabularnym to trzeba użyć statku, zrobić wielką ekspedycję albo inne cuda na kiju. No kompletnie kładzie to wiarygodność świata.


Wszystko w zasadzie pokrywa się z moimi spostrzeżeniami wyrażonymi do tej pory i w sumie fajnie, że jak już hype siadł to można się swobodnie wypowiadać na temat wad (wcześniej to trzeba było z partyzanta, by klaunem nie dostać) i to też z punktu widzenia fana FF7 (z tymi śmiesznymi legoludkami, wiem). Dodatkowo ta kwestia teleportów szczególnie komicznie wyglądała w jednym z sidequestów kowala:

- kowal jest w naszym HQ przy swoim kowadle i naparza młotem wg typowej animacji NPCa

- teleportujemy się do celu misji "Smutek kowala" do jakiejś odległej wioski - kowal stoi statycznie pod bramą i czeka aż zagadasz
- teleportujemy się z powrotem do HQ - kowal rąbie w kowadło u siebie xd 

  • Plusik 1
  • beka z typa 1
Odnośnik do komentarza
6 minut temu, _Red_ napisał:

w sumie fajnie, że jak już hype siadł to można się swobodnie wypowiadać na temat wad (wcześniej to trzeba było z partyzanta, by klaunem nie dostać)

 

 

Jest poniedziałek, wczesna godzina. Jeszcze mogą się zlecieć klauniarze.  :frog:

Co do teleportów, to niby próbowali to uzasadnić tym, że tylko Clive (albo tylko dominanci, nie pamiętam dokładnie) może z nich korzystać, tym bardziej śmieszy ta akcja z kowalem :). Nie mówiąc już o reszcie ekipy biegającej za Clivem (np Gav, który też się teleportuje z nami mimo że jest zwykłym chłopkiem).

 

 

Odnośnik do komentarza

W sumie po przeczytaniu twojej wypowiedzi to zgadzam się w zasadzie w całości. Chociaż mi graficzka się podobała i gdzieniegdzie było nawet nextgenowo. 

 

Ale fakt. Pusty świat, brak sensu eksplorowanie tegoż, fajny ale płytki system walki (a wystarczyło by dodać jakieś statusy, wpływ magii elementarnej na odpowiedni rodzaj przeciwnika i automatycznie większą ilość i specyfikę akcesoriów (a nie jeden dodaje skrócony czas do następnego użycia a drugi typ zwiększa procentowo damage...tyle). 

 

Ocena to maks 7/10. 

Odnośnik do komentarza
23 godziny temu, Jakim napisał:

W sumie po przeczytaniu twojej wypowiedzi to zgadzam się w zasadzie w całości. Chociaż mi graficzka się podobała i gdzieniegdzie było nawet nextgenowo. 

Momentami połączenie RT, fotogrametrii i PBR daje rezultaty zbliżone do CGI i wspomina o tym np. Digital Foundry - wyróżniają się zwłaszcza modele postaci i ich ubrania. Oczywiście są też słabiej wykonane elementy.

 

23 godziny temu, Jakim napisał:

Pusty świat, brak sensu eksplorowanie tegoż,

Tak,  eksploracja nie wynagradza gracza, bo to jest element w założeniach projektowych pomijalny. Chodzi o to, żeby gracz który chce tylko przejść story też dostał wszystko.

 

W dniu 28.08.2023 o 12:23, smoo napisał:

Co do teleportów, to niby próbowali to uzasadnić tym, że tylko Clive (albo tylko dominanci, nie pamiętam dokładnie) może z nich korzystać, tym bardziej śmieszy ta akcja z kowalem :).

To jest typowy growizm, czyli jak się o tym rozmawia to wydaje się to śmieszne, ale w trakcie gry tylko by irytowało. Albo w jedną, albo w drugą.

 

W dniu 28.08.2023 o 11:27, smoo napisał:

Ale żeby nie było, wypadałoby napisać coś więcej, przejdźmy zatem do konkretów. Będzie dość chaotycznie, ale chciałbym przelać myśli na gorąco po ukończeniu, także z góry sorry za strukturę posta. Wrzucę całość w spoiler, bo będzie sporo tekstu.

  Pokaż ukrytą zawartość

Demo pokazało wycinek z najlepszej części gry, czyli jej pierwszej 1/3. Już od początku czuć tutaj mocną inspirację Grą o Tron, zadbano o szczegółowe przedstawienie tła historyczno-fabularnego dla świata Valisthei. Jest brutalnie, jest dojrzale i szokująco.

 

Niestety, z każdą godziną gry para uchodzi. Miało być epicko, miało wyrywać z butów i zapadać w pamięci. Tymczasem jedyna epicka scena walki jest tuż po prologu (Tytan vs Shiva), a potem do końca gry nie ma nic. No, jest jeszcze krótkie CGI z Odynem i Bahamutem, które nie ma za wiele sensu ale o tym później.

 

Historia ma kilka świetnych postaci drugoplanowych (Cid, Kupka, Benedykta), lecz co z tego skoro

  Pokaż ukrytą zawartość

praktycznie po kilku godzinach wszyscy z nich zostają uśmierceni i ich potencjał zmarnowany?

 

Ogólnie historia w wielu miejscach nie trzyma się kupy a niektóre motywy są wrzucane na szybko, a następnie kończone. Np cały motyw z 

  Pokaż ukrytą zawartość

matką Rosfieldów i potem dzieciakiem - przyrodnim bratem Diona

 

Wyraźnie chcieli tu upchnąć wątki inspirowane GoT i rozbudowujące fabułę, lecz czuć w tym wszystkim taką bylejakość, jak by zabrakło pomysłu lub czasu by to rozwinąć.

 

Świat miał być wielki i rozbudowany, lecz jest pusty nudny. Cały kontynent to kilka korytarzyków łączących większe pola/jaskinie, gdzie z jednego końca "kontynentu" na drugi jedzie się 3 minuty. Cesarstowo Sanbreque to wielki zamek (którego nigdy tak naprawdę swobodnie nie zwiedzimy), duża łąka i parę mniejszych lokacji z paroma chatami na krzyż. Gdzie tu jest ta epickość, gdzie mieszkają ci wszyscy ludzie, gdzie są jakieś pomniejsze miasta?

 

Waloed to samo, przez prawie całą grę mówi się o potężnym imperium na Popiele, a jak przychodzi co do czego to tylko kupa skał, mała spalona wioska i pustawe zamczysko wyjęte żywcem z Dark Souls.

Dhalmekia? Wielka pustynia na której nie ma nic ciekawego, a na środku małe miasteczko-bazar, plus 2 osady miedzy skalnymi korytarzami.

Za czasów FFXIII narzekano, że świat to korytarzyk i nie ma w nim miast a tutaj jest niemalże to samo.

 

Eksploracja świata nie istnieje, nie ma żadnej zachęty by zwiedzać te lokacje, itemy które są rozsiane w skrzyniach czy iskrzące znajdźki to jakiś żart (5gil do podniesienia, gdy zwykły potion kosztuje kilkaset gil??), szkoda czasu na zbieranie tych śmieci. Randomowe walki się po prostu omija bo też szkoda na nie czasu (sprowadzają się do żmudnego napyerdalania gąbczasych wilków). W dodatku obecność obelisków teleportacji kompletnie zabija jakąkolwiek potrzebę przemierzania tych lokacji. Swoją droga, sama ich istota jest idiotyczna i jest jedną z tych rzeczy które mocno zaburzają logikę i immersję świata. Bohaterowie dosłownie teleportują się po całym świecie w mgnieniu oka na potrzeby gameplayu, ale żeby dostać się gdzieś w kontekście fabularnym to trzeba użyć statku, zrobić wielką ekspedycję albo inne cuda na kiju. No kompletnie kładzie to wiarygodność świata.

 

No i do tego te nieszczęsne zadania poboczne. W zasadzie cała gra to symulator fetchquestów przerywanych od czasu do czasu wątkiem fabularnym. Przez całą grę ma się wrażenie, że te dwa elementy gry (sidequesty i główna oś fabularna) były robione przez 2 różne ekipy i na końcu ktoś próbował to wszystko złożyć do kupy, niestety skutek jest mizerny.

Same sidequesty sprawiają wrażenie stworzonych według jednego szablonu w jakimś RPG-makerze. Pogadać z jakimś NPC, udać sie do lokacji X, tam bedzie walka z jakimś randomowym mobkiem. Następnie powrót do zleceniodawcy, jakaś wzniosła moralizatorska gadka i koniec. Czasami powtórz punkt 2 i 3. W nagrodę otrzymujemy jakiś bezwartościowy itemek.

Niektóre z tych side questów opowiadają nawet ciekawą historię, niestety ich realizacja żywcem wyjęta z MMO kompletnie je rujnuje, nawet fakt że są w całości zdubbingowane nie pomaga. NPC są niejakie, szczerze nie pamiętam nawet ich imion (nawet tych "większych" jak burdelmama z Sanbreque czy ten koleś w turbanie na pustyni). Gdyby chociaż pokuszono się o jakąś sensowną reżyserię tych sidequestów, ale niestety dostajemy stojące kukły bez wyrazu z 4 animacjami na krzyż. W dodatku postaci poboczne mają chyba 3 aktorów głosowych na krzyż, którzy mimo modulacji głosu nie są w stanie pozbyć się wrażenia że wciąż gadamy z tym samym/podobnym generycznym NPC z kiepskiego MMO. No dramat.

 

Natomiast największa bolączka gry związana z historią, to tragiczny pacing. Bezmyślnie, idiotycznie wplecione sidequesty pomiędzy wątki główne. W jednej chwili ważą się losy królestwa, Clive który przed chwilą toczył epickie starcie w postaci Ifryta z Tytanem, niszcząc przy tym pół królestwa, nagle zajmuje się problemami wieśniaków i leci na drugi koniec kontynentu po czosnek albo garść ziemi dla ogrodnika. Serio? Przywódca banitów, wielki Cid nie ma nic lepszego do roboty?
Największy absurd jest pod koniec gry, gdy ważą się losy świata i trzeba natychmiast udać się w punkt X lub kogoś uratować, ale chwilunia piękny kawalerze! Właśnie jest 10 innych problemów do rozwiązania. Udaj się na drugi koniec kontynentu zabić wiwernę, bo inaczej cośtamcośtam. To nic, że lada chwila wydarzy się katastrofa na skale globalną, jakiś chłopek ma inne przyziemne problemy wymagające interwencji najpotężniejszego człowieka na tym świecie. Widać jak na dłoni, że te sidequesty były dorzucone trochę na siłę, żeby rozbudować bardziej lore, no ale nie pykło to od strony realizacji.

 

Lecimy dalej, system walki. Na początku obiecuje złote góry, ale szybko staje się nudny i prostacki. Umiejętności jest mało, a ograniczenie do jedynie 3 zestawów naraz to porażka. Dużo już napisane tutaj w temacie o problemach systemu walki, więc nie ma sensu się rozpisywać. Całość ogranicza się do wybrania schematu skili i odpalaniu ich w danej kolejności, a w oczekiwaniu na cooldown robimy uniki i maszujemy kwadrat. Od pewnego momentu już nawet nie bawiłem się w ustawianie skili i zmiany eikonów, bo mi sie nie chciało, a nowe umiejętności były po prostu nieciekawe (szczególnie bahamut ssie mocno). Jedynie Odyn był w miarę spoko. FFVIIR mimo podobnych założeń, był o niebo ciekawszy, nawet klepanie trash mobków dawało radość i satysfakcję. W FFXVII cała "trudność" polega na tym, że przeciwnicy to gąbki z milionami HP, a ich bicie to nuda i katorga. Przekłada się to też na idoityzmy fabularne z wiązane z tymi nieszczęsnymi zadaniami pobocznymi. Clive, najpotężniejszy człowiek na świecie który posiadając potęgę kilku eikonów potrafi rozpyerdolić w drobny mak góry i miasta, nagle musi zająć się jakimś wilkiem czy innym chocobo, polerując go tym swoim patykiem i najpotężniejszymi skillami eikonów 10 minut, najlepiej w towarzystwie 2 innych dominantów. :facepalm: Ja pierdole, jakie to jest słabe.

 

Kolejny grzech fabularny, to idiotyczny power-level bohaterów. Wspomniana wyżej sytuacja, gdzie potężny Clive męczy się z byle wilkiem czy innym mobkiem by obronić miasto przed atakiem, a tymczasem na drugiej flance takie same moby na luzaku odpierają jacyś wiesniacy wyposażeni w widły i zardzewiałe miecze :kekw:. No nie można brać takich momentów na poważnie, takie rzeczy masakrują immersję i obnażają nieudolność w opowiadaniu historii.

Z innych głupotek, niby wszystkie Eiokny są równie potężne, ale taki Odyn potrafi jednym cięciem rozpierdolić dosłownie wszystko i wszystkich na świecie, to wytłumacz mi ktoś jakim cudem cios ten przeżył Clive? Po co te szopki z walką z Bahamutem czy Shivą, skoro oni nie mogli mieć żadnej szansy w tym pojedynku? Jakim cudem Barnabas nie zawładnął jeszcze całą krainą Valisthei, gdzie praktycznie nie ma siły która mogłaby się mu przeciwstawić? Głupoty, głupoty i jeszcze raz głupoty.

 

Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to oprócz Clivea, Joshuy i Cida, reszta jest kompletnie nijaka. Najbardziej boli to w przypadku Jill, gdzie w każdym FF główna heroina była mocno narysowana i charyzmatyczna. Na ich tle nasza szarowłosa panna wypada bardzo blado. W dodatku, mamy tutaj najsłabszy wątek miłosny w historii serii. Zero chemii, zero zaangażowania, no po prostu dramat.

 

Eikony i ich epickie starcia miały być śmietanką tej części, a w praktyce pojedynków tych jest raptem kilka, wszystkie schematyczne i prostackie gameplayowo (QTE które ogarnąłby nawet Stevie Wonder). Eikony to zmarnowany potencjał, jest ich za mało i pojawiają się zbyt rzadko. Liczyłem na realizację tego pomysłu podobnie jak w Xenogears, gdzie gramy równie dużo w postaci "małej i dużej". Nietety, zmarnowany potencjał.

 

Graficznie jest słabo. CGI i najważniejsze wydarzenia fabularne są zrealizowane pięknie, ale 80% gry to statyczne ujęcia bez polotu, bez lip synca. Modele postaci w ważnych cutscenkach versus te podczas normalnej gry i sidequestów to różnica jak niebo a ziemia. FFVIIR tutaj masakruje szesnastkę w bezpośrednim porównaniu, a to tytuł w poprzedniej generacji. No ale to też inny silnik, inna ekipa, i pewnie innny budżet. Framerate jest tragiczny i męczący nawet w trybie 60fps. Najgorszy jest jednak ten cholerny blur i nieczytelność. W szczególności pojedynki eikonów, no kurde przez większość czasu nie wiadomo, co się dzieje na ekranie, tak to wszystko rozmazane, kolory się zlewają, kamera wariuje. No po raz kolejny - zmarnowany potencjał.

 

Dubbing jest świetny, szczególnie główni bohaterowie i Ultima robią robotę  ale jak już wspomniałem razi mała ilość VA dla postaci pobocznych, co jest kolejnym gwoździem do trumny dla immersji.

Muzyka jest ok, 2 może 3 motywy które są rozpoznawalne i dobre, reszta mocne meh. Nie ma nawet co porównywać do twórczości Uematsu, czy aranżacji stworzonych na potrzeby FFVIIR.

 

Żeby nie było, że gra to mega bubel. Z plusów na pewno ogólna historia świata, system aktywnego lore, główny wątek fabularny jest ciekawy a postać Ultimy bardzo spoko. Clive, Thorgal, Joshua, Cid, świetnie napisane postaci. Fantastyczny dubbing, dobra muzyka ze smaczkami w postaci wplecienia niektórych motywów muzycznych z innych odsłon serii.

 

Reasumując, mocny zawód i szczerze nie wiem, czy kiedyś wrócę do tej gry. Nawet platyny nie chce mi się na razie robić. Może jak połatają framerate to wrócę by zrobić NG+, ale póki co poczułem ulgę wyjmując płytę z napędu by móc w końcu zagrać w coś innego.

 

Dla casuali gra to pewnie będzie 8/10 lub więcej, ale jak na FF to słabiutkie 7. Ciężko porównać tę grę do innego Finala, bo wychodzi ich niewiele, ale myślę że FFVII Rebirth zmiecie tę grę z powierzchni ziemi pod każdym względem.

Interesujące, postaram się odpisać w najbliższej przyszłości.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...