Opublikowano 20 czerwca20 cze W Sony chcieli opracować konkurencję dla FF7 i podpiąć się pod gatunek jrpg zdominowany wtedy przez Squaresoft. Jeśli ukończyłeś grę to widziałeś nazwisko Yoshidy na creditsach.
Opublikowano 20 czerwca20 cze SPIDER-MAN Miles MoralesDawno mój organizm nie przyjął takiej dawki lewackiej propagandy, woke'izmów i dziecinnego wręcz "pisarstwa", więc póki co wrzucam tylko planszę z dowodem ukończenia (dzielnice i znajdźki też na 100%), a więcej napiszę kiedyś w temacie gierki, ale dopiero po tym, jak się dobrze wyrzygam
Opublikowano 20 czerwca20 cze 2 minuty temu, Wredny napisał(a):Dawno mój organizm nie przyjął takiej dawki lewactwa, woke'izmów i dziecinnego wręcz "pisarstwa"proszę zagraj teraz w Spider-Mana 2, będziesz zachwycony.
Opublikowano 20 czerwca20 cze 45 minut temu, Wredny napisał(a):SPIDER-MAN Miles MoralesDawno mój organizm nie przyjął takiej dawki lewackiej propagandy, woke'izmów i dziecinnego wręcz "pisarstwa", więc póki co wrzucam tylko planszę z dowodem ukończenia (dzielnice i znajdźki też na 100%), a więcej napiszę kiedyś w temacie gierki, ale dopiero po tym, jak się dobrze wyrzygamSraka straszna, w jedynce platyna wjechała, a tu ledwo fabułe skonczylem i juz mi sie nie chcialo nic wiecej robic.
Opublikowano 20 czerwca20 cze 10 godzin temu, Wredny napisał(a):SPIDER-MAN Miles MoralesDawno mój organizm nie przyjął takiej dawki lewackiej propagandy, woke'izmów i dziecinnego wręcz "pisarstwa", więc póki co wrzucam tylko planszę z dowodem ukończenia (dzielnice i znajdźki też na 100%), a więcej napiszę kiedyś w temacie gierki, ale dopiero po tym, jak się dobrze wyrzygamCzy to jest więcej i tak samo jak w jedynce tyle ze murzyn i tęcza?
Opublikowano 20 czerwca20 cze Tak. W drugiej części tęcza atakuje z jeszcze większą siłą: questy z gejami, granie głuchoniemą murzynką, MJ przerobiona na potężną girlBoss, połowa miasta wymalowana barwami LGBT, Peter w zasadzie spychany na drugi plan, oj Sweet Baby się nie opierdalało :)
Opublikowano 20 czerwca20 cze Niby tak, ale jedynka jest ciut większa i ma zdecydowanie lepszą warstwę fabularną - tam jedynie sekcje MJ mnie irytowały, ale cała reszta miała zaskakująco dużo serducha włożonego i nawet łezkę zdarzyło mi się uronić, czego się zupełnie nie spodziewałem po takiej kolorowej gierce z wesołkiem, skaczącym po dachach.Tutaj początek też jest naprawdę ciekawy i nic nie zwiastuje tego, że aż tak się to później spierd0li - widać, że gierka powstawała już w nowym klimacie post-flojdowym.
Opublikowano 21 czerwca21 cze Strach pomyśleć co w SM3 odwalą. Jedyneczka była spoko, dwójka zapowiadała się genialnie, tym bardziej że miał być Venom- a wyszło jak wyszło. Wiadomo, że bujanie się po mieście daje frajdę, ale pod względem fabuły to sraka. Pamiętam tylko wiadomą rozpierduchę i to tyle.
Opublikowano 21 czerwca21 cze Tam jakieś studio w tym Sony nie zostało przesiąknięte tym całym sweet baby. Rzygać się chce od tego lewackiego gówna
Opublikowano 21 czerwca21 cze 12 godzin temu, Josh napisał(a):Tak. W drugiej części tęcza atakuje z jeszcze większą siłą: questy z gejami, granie głuchoniemą murzynką, MJ przerobiona na potężną girlBoss, połowa miasta wymalowana barwami LGBT, Peter w zasadzie spychany na drugi plan, oj Sweet Baby się nie opierdalało :)tyko nie głuchoniemą murzynkąąą
Opublikowano 21 czerwca21 cze Amazing Spider man 3: gramy 50/50 Milsem i MJ, która przytyła i zbrzydła jeszcze bardziej, pofarbowała włosy na niebiesko i postanowiła zostać lesbijką. Peter przeprowadził się do innego miasta do innego kraju na inny kontynent, bo niestety w tej grze nie ma już miejsca na białych, heteroseksualnych bohaterów. Że nazwa jego postaci jest w tytule gry? Ojtam ojtam. 3/4 questów będzie związanych z umawianiem gejów na randki, ratowaniem murzynów przed złymi białasami, czasem też pozwolą nam pograć głuchoniemą murzynką malującą tęczowe kleksy na elewacjach budynków albo sparaliżowanym od pasa w dół Hindusem (nowy rodzaj aktywności pobocznej: uliczne wyścigi na wózkach inwalidzkich). Kategoria wiekowa spadnie do PEGI 7, z gry wylecą wszystkie sekwencje walk, bo kto to widział żeby ludziom działa się krzywda, ale znajdzie się miejsce na homo-pocałunki i zachęcanie dzieci do ucinania sobie siurów. Stay tuned!
Opublikowano 23 czerwca23 cze FEAR to jedna z moich ulubionych gier, więc po ograniu parę lat temu demka Trepang2 (czy raczej Trepang²) studia... Trepang, niebędącego bynajmniej kontynuacją gry Trepang, czekałem mocno na pełniaka. No i się doczekałem, a w ubiegłym tygodniu ograłem. Jak łatwo się domyślić po pierwszym zdaniu, mamy do czynienia z FPSem z bullet time i innymi bajerami. Bardzo mnie to cieszy, bo kierunek, w którym szedł FEAR nie został szczególnie mocno w swoim czasie zagospodarowany (a co gra z serii, to była gorsza, aż do grzebiącej cykl trójki), a i obecnie nie ma aż tylu sprawnych kopistów.Nazywanie Trepanga2 kopistą byłoby też w sumie krzywdzące. Owszem, gra bardzo mocno czerpie z FEAR, ale ma też swoją własną tożsamość. Widać to już po samej fabule. Rozpoczynamy jako więzień w tajnym militarnym kompleksie, który po wyzwoleniu się szybko trafia pod skrzydła czegoś w rodzaju komandosów walczących ze złym korpo, które na początku nas więziło. Tylko dlaczego nie mamy imienia, a jedynie numer? Skąd się tutaj wzięliśmy, kim są nasi antagoniści i dlaczego namawiają nas do przerwania cyklu? No i dlaczego mamy zdolność spowalniania czasu, stawania się niewidzialnym, a na naszej drodze poza żołnierzami na drodze stają chociażby kultyści, mięsne golemy, ludzie-ćmy i goście, którzy zdają się mieć takie same moce jak my? Ogólnie to historia w Trepangu nie jest jakimś dziełem sztuki, ale jak na FPSa jest więcej, niż przyzwoita i nawet po napisach końcowych pozostaje pole do pewnych rozkmin, kim tak naprawdę graliśmy, zwłaszcza, że są dwa zakończenia.Nikt w to jednak nie będzie grał dla fabuły, tylko dla baletu przemocy, jaki wykonujemy. Kluczowe jest sadzenie headshotów przy użyciu slow motion, a do tego używanie wślizgu, który pełni jednocześnie rolę dasha między osłonami, uniku pod gradem kul (aż do samego końca bawi sunięcie po glebie w tłum przeciwników i koszenie ich jak zboża) oraz podcięcia pozwalającego wybić w powietrze np. przeciwników zasłaniających się tarczami. Do tego za pomocą niewidzialności możemy podkraść się, aby zająć lepsze miejsce na początku strzelaniny (sama gra jednak nie próbuje być - na szczęście - skradanką) czy schwytać przeciwnika jako żywą tarczę. To ostatnie też daje fajne efekty, bo część przeciwników (acz nie wszyscy) ewidentnie kryguje się przed strzelaniem do kolegów, więc zanim sami nie damy im wyboru i otworzymy ogień, to możemy zająć lepszą pozycję.Gunplay jest bardzo satysfakcjonujący i ciągnie ten tytuł - niemniej jednak twórcy zadbali o to, aby nie było nudy. Cały główny wątek to 5 (a w zasadzie 6) misji, które na hardzie spokojnie można rozpykać w 5-6h (zresztą zacząłem grę na hardzie, bo normal jest raptem drugim poziomem trudności z sześciu - i na tymże hardzie gra do wymagających nie należy), do tego mamy dodatkowe misje (poza jedną, bardzo fajną, gdzie przeszukuje się zaginiony kompleks badawczy ukryty pod farmą są to jednak tylko areny z falami wrogów) i tryb hordy. Główne misje jednak są naprawdę zróżnicowane i przez to ciekawe. Zaczynamy w kompleksie militarnym, później szturmujemy oddział złego korpo, gdzie okazuje się, że hodują własne potwory (tu plus, że gra idzie w zupełnie inną "grozę" i genezę nadnaturalnych przeciwników, niż FEAR) i przyjdzie nam w pewnym momencie skupiać się bardziej na zwiewaniu, niż strzelaniu. A później odwiedzimy zamek kultystów, tajemniczą bazę ewidentnie inspirowaną Domem z liści (taka książka) oraz Control, gdzie gra najbardziej zwalnia i wchodzi w horrorowe rejony i wreszcie przeprowadzimy ostateczny szturm na siły zła, by... a to już sobie sami zobaczycie.Audio brzmi niezwykle satysfakcjonująco, tak pod kątem muzyki (głównie elektronicznej), jak i odgłosów wystrzałów i jęków masakrowanych wrogów (oderwane kończyny i głowy to chleb powszedni), zwłaszcza przy na maksa dopieszczonym shotgunie i minigunie. Ten pierwszy zresztą można ulepszyć sobie jeszcze amunicją zapalającą i wtedy robi się, jak to mawia pewien nasz użytkownik, SIECZKA. Grafika jak na grę małego zespołu jest naprawdę bardzo spoko, miło też, że otoczenie ulega częściowej destrukcji od naszych kanonad do nie zawsze niestety bystrych przeciwników.Ogólnie Trepang2 stanowi krótkie (jeżeli chodzi o główną kampanię), ale intensywne i satysfakcjonujące doświadczenie. Gierka pokazuje, że da się z jednej strony napisać list miłosny do FEAR, a z drugiej zrobić coś swojego. Liczę na jakąś kontynuację, zwłaszcza, że jedno zakończenie sugeruje, że to wcale nie jest koniec naszej krwawej przygody, a lore tego świata jest zaskakująco rozbudowane jak na gierkę, która nie udaje nawet, że chodzi w niej o coś innego, niż sianie pożogi. Rzecz była w Humble Bundle, a i teraz cenowo nie powinna przerażać. Warto.
Opublikowano 23 czerwca23 cze Super Mario Kart (SNES - Switch NSO)Nie będę się rozpisywał, bo i nie ma o czym. Pierwsza część serii, ale całkiem grywalna. Grając solo do wyboru są dwa tryby - GP i time trial, czyli standard. Samo GP dzieli się na 50cc i 100cc (150cc jest do odblokowania) i to w zasadzie to samo co w sequelach. Drobnymi różnicami są brak jednego pucharu w 50cc, i oraz ilość wyścigów na puchar (tutaj 5 zamiast 4). Roster prawie identyczny jak w odsłonach na N64 i GBA, tylko jest Donkey Kong Jr. zamiast seniora, natomiast ilość tras wynosi 20.Graficznie wygląda to całkiem nieźle, nawet nie przeszkadzał mi przecięty poziomo na pół ekran, na którego dolnej połowie jest szczegółowa minimapa. Ma ona nawet fajny ficzer - gdy przeciwnik jedno miejsce za graczem użyje przedmiotu, zmienia się ona na lusterko wsteczne. A skoro o itemach mowa, muszę wspomnieć o tym, że pudła z nimi (tutaj w formie bloku na trasie) nie respawnują się. Raz wykorzystany bloczek z bronią pozostaje taki do końca wyścigu.Model jazdy zestarzał się chyba najbardziej. Drifty mają duży łuk, przez co na ciasnych zakrętach ciężko się wyrobić. Osobiście korzystałem głównie z hamulca, i chwilę mi zeszło na opanowanie fizyki. Nie ma tu dużo do roboty dla graczy solo, wszystkie puchary można rozpykać w jakoś 2-3 godziny, w zależności o umiejętności.Do sprawdzenia w wolnej chwili, bo na dłuższą metę nie ma tu nic ciekawego.
Opublikowano 23 czerwca23 cze Przed chwilą skończyłem Alan Wake 2Jedynka mi się podobała i to bardzo dlatego liczyłem, że tutaj dowiezie Remedy i nie zawiodłem się. Pod względem graficznym gra wygląd pięknie widać, że tutaj się mocno postarali gra wygląda świetnie zarówno Bright Falls jak i alternatywny Nowy Jork. Bardzo mi się podobało to jak połączyli filmiki w grze z zagranymi przez aktorów fragmentami. Bardzo mi się podobało takie kombo.Gameplay dla mnie idealny wiele osób pisało, że to jednak symulator chodzenia z elementami walki, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Walki jest dla mnie w sam raz i szukanie poszlak i łączenie elementów na tablicy dawało mi dużo przyjemności. Co prawda można wszystkie wskazówki przyklejać na chybił trafił i w końcu się ją da w odpowiednie miejsce, ale bawiłem się tym bardzo dobrze i starałem się kombinować z tymi podpowiedziami i umieszczać je w odpowiednim miejscu.Połączenie wątków dwóch bohaterów wydaje mi się strzałem w dziesiątkę. Saga jako agentka FBI jest postacią, którą da się lubić. Już po pierwszych rozdziałach przypadł mi do gustu i lubiłem grać jej fragmenty historii. Wątek Alana też jest bardzo dobrze zrobiony i o ile na początku byłem zachwycony bardzo psychodelicznym i ciężkim klimatem jego wątku to pod koniec gry już trochę mnie męczył. Rozumiem, że gra ma trzymać w napięciu ale po kilku rozdziałach ten Nowy Jork trochę mnie przytłaczał.Fajny jest motyw anielskiej lampy, która zmieniała rzeczywistość gdy odpaliło się ładunek, pomysł ciekawy i fajnie wprowadzony do gry przez co wątek Alana stawał się jeszcze dłuższy i zmuszał do kombinacji ze zmianą otoczenia z pomocą lampy lub zmianą treści historii.Ogólnie oba wątki głównych bohaterów są bardzo dobrze napisane. Ale jeśli chodzi o fabułę to gdzieś czytałem, że w dwójkę można grać bez znajomości jedynki. Jak dla mnie nie, za dużo jest nawiązań do pierwszej części (całe tło gry) mało tego najlepiej znać inne gry Remedy jak Control. Historia mocno zakręcona jak to zwykle u nich bywa, ale dobrze skomponowana. Doby jest wątek Sagi, Alana, ale inni bohaterowie też robią robotę jak choćby Thor i Odyn, Casey, Rose. Niezłe tło tworzy też kult, który z czasem okazuje się zupełnie inny niż przedstawia nam to gra od początku.Zakończenie jednak pozostawia duży niedosyt. SpoilerNie wiem co właściwie się stało z Alice niby popełnia samobójstwo, ale później się okazuje, że wraca do leża mroku, nie wiadomo czy Alan z Sagą po zabiciu Zgrzyta się uwolnili czy nadal w nim są, a może tylko są w innym momencie spirali rzeczywistości, nie wiem czy Saga zmieniła rzeczywistość i uratowała córkę bo się tego nie dowiadujemy. Rozgrzebany wątek pana Door. Nie wiem dlaczego w leżu mroku znalazł się szeryf Breaker i jakie było jego zadanie w historii, a także co się stało z Thorem i Odynem po wejściu do jeziora.Może jakieś wątki pominąłem ale mam więcej pytań niż odpowiedzi. Choć myślałem, że w dodatkach coś się dowiem ale one nie dają odpowiedzi.Dodatek Night Springs Jak ktoś miał mało strzelania w podstawce to tutaj nadrabiało. W wątku Rose praktycznie amunicja bez limitu i fajna, humorystyczna rozwałka w imię miłości.Wszystkie 3 odcinki są bardzo fajne i jestem zadowolony z tego dodatku.Dodatek The Lake House wraca klimatem do podstawki Alana jest mroczny, a korytarze przypominają mi mocno Control. Wracamy do ciężkiego klimatu i walki o życie.Oba dodatki bardzo dobre więc warto je ograć, jednak najmocniej zapamiętałem epizod z Rose.Jako całość gra świetna i podobało mi się bardzo jednak ciut wyżej stawiam wątek Sagi. Bardzo dobra kontynuacja pierwszej części.
Opublikowano 26 czerwca26 cze Czasem potrafię się uprzeć na dokończenie jakiejś rzeczy, nawet jeżeli miejscami mnie potwornie frustruje - nie cierpię zostawiać rzeczy niedokończonych. Tak było też z Urban Reign, które miejscami jest naprawdę kawałem grywalnej bijatyki, a kiedy indziej drogą przez mękę, gdzie człowiek zastanawia się, czy ci Japończycy z Namco nie kontynuują rodzinnej tradycji wywodzonej jeszcze z jednostki 731. W każdym razie omawiany tytuł często ląduje na listach ukrytych perełek z PS2 i z jednej strony rozumiem dlaczego, ale z drugiej strony za cholerę nie mogę tej gry polecić z czystym sumieniem.Fabuła jest pretekstowa. Mamy sobie miasto, którym trzęsą gangi, więc jedna paniusia wynajmuje naszego bohatera, żeby zrobił z nimi porządek poprzez spuszczenie wszystkim wpierdolu. No i tyle, gramy sobie kozakiem o kozackim imieniu Brad Hawk w jeszcze bardziej kozackiej kurtce ze skóry węża, rozwalamy kolejne gangi, a gra w ich miejsce wprowadza kolejne. Co więcej, tytuł bardzo chętnie recykluje zbirów, a z najbardziej upierdliwym bossem będziemy się bić cztery razy. Miejsce akcji Urban Reign to ewidentnie małe miasto.Gameplay loop jest niezwykle prosty - wybieramy misję-arenę i się bijemy. Żadnej eksploracji, żadnych elementów innych, niż pranie się po mordach. Naszym zadaniem jest po prostu anihilacja nieszczęśnika lub nieszczęśników, którzy staną nam na drodze - czasem gra wprowadzi jakieś urozmaicenie (obij ryje przed upływem limitu czasu, obij ryj bossa, obij ryje sługusów bossa, obij ryje nie pozwalając zginąć towarzyszowi, obij ryj....nogi przeciwnika i wygraj walkę przez uszkodzenie mu gir za pomocą lowkingów), ale chodzi tutaj tylko o bitkę.I ta bitka chwilami jest bardzo satysfakcjonująca, a chwilami człowiek zastanawia się, co za sadysta pisał kod. Arsenał ruchów nie jest jakiś super bogaty, ale jest nieco animacji kontekstowych i kryje się za tym jakiś pomysł. Nasze ataki mogą być wymierzone w różne sfery ciała, poza ciosami mamy też chwyty, a do tego nasze zagrania zależne są od tego, w którą stronę wychylamy w danej chwili gałkę pada. No i Brad Hawk to kozak, a nie jakaś pizda, co trzymałaby gardę. Tym samym na każdy cios przeciwnika odpowiadamy wciskając kwadrat, wtedy Brad uchyla się jak Anderson Silva za najlepszych lat. Dokładając kierunek wybierany gałką możemy przekierować ruch przeciwnika i zbić jego cios, co otwiera nam np. możliwość obicia go po nerkach albo rzut wykonywany po chwyceniu od tyłu.No i działa to niby fajnie, ale do czasu. Przede wszystkim broniąc się przed chwytami zawsze musimy wcisnąć kwadrat oraz wybrać kierunek korespondujący ze strefą ciała, którą przeciwnik atakuje, co nie zawsze jest czytelne, a i gierka daje okienko na wciśnięcie kwadratu (i kierunku) mniejsze, niż jest na parry w Sekiro. Do tego rzuty niektórych przeciwników są praktycznie nieblokowalne. Dodać też trzeba, że ci atakują bardzo agresywnie, a my gdy wpadniemy pod grad ciosów - tak jednego byczka, jak i grupy przeciwników, to mamy marne szanse się wydostać. W teorii będąc ofiarami juggle'a możemy zrobić piruet w powietrzu i wrócić na nogi, ale do samego końca gry nie wyłapałem odpowiedniego timingu, żeby mi się to regularnie udawało. Zabawno-wkurzające były też sytuacje, kiedy przeciwnik w ramach rzutu wynosił mnie w powietrze, ja nie mogłem już niczego zrobić, bo trwała animacja rzutu, w międzyczasie drugi przeciwnik wyprowadzał ciosy, której ewidentnie nie trafiały w mój model wyniesionej pod sufit postaci, ale i tak inkasowałem dodatkowe obrażenia.Tym samym walki potrafią bardzo sfrustrować. Zwłaszcza dały mi popalić walki z typem o wiele mówiącej ksywie Golem - gość ma nieblokowalne rzuty, potrafi zrobić swój special, po którego odpaleniu nasze ciosy go nie ogłuszają, nie przerywają jego akcji i nie da się go podciąć, bije potwornie mocno i nieraz po prostu przerywa naszego kombosa odpalając se ten swój special, po czym rzuca nami trzy razy o glebę, wyrzuca w powietrze, a w tymże powietrze nas napierdziela. I potem znowu rzuca o glebę. I można tylko na to patrzeć, bo za cholerę nie wiadomo w jaki sposób można tę sytuację przerwać.Kiedy gra działa, na ekranie dzieją się fajne rzeczy - zbijamy cios jakiegoś frajera, podcinamy go, ruszamy z serią ciosów na kolejnego, po wybiciu go w powietrze chwytamy i rozbijamy o ścianę, by jeszcze na nim siąść, wypłacić mu parę bomb, po chwili próbuje nas przewrócić inny gość, ale wchodzi nam ładnie kontrrzut i wysyłamy typa na glebę, a my sadzimy mu jeszcze buta w pysk. A zaraz potem walczymy z Golemem i jego przydupasem, na skutek czego wpadamy pod nieblokowalne ataki, no i próbuj se graczu drugi, trzeci, dziesiąty raz, może tym razem im się inne ataki na start wylosują.Technicznie gra wypada okej, poza opisanymi wyżej elementami mamy jeszcze drobny rozwój postaci, przez pierwsze 30-40 misji dochodzą nam co jakiś czas nowe ciosy, na część misji od 30 w górę możemy ruszać z kumplami, na których można się przełączać (mają inny zestaw ruchów). No i tyle. Sporo też tutaj opcji związanych z multiplayerem, w którym gra pewnie zyskuje, ale nie wiedzieć czemu moja niegrająca raczej w gry małżonka była średnio chętna także w kierunku wspólnego grania w zapomnianą bijatykę z PS2.Raczej nie mogę powiedzieć, aby Urban Reign byłą grą, której nienadrobienie spowoduje w Waszym życiu niepowetowaną stratę. Ma swoje momenty, sam zamysł na system walki wypada ciekawie, ale po prostu zabrakło przemyślenia systemu gry, przez co budzi frustracje. Ze względu na strukturę gry - sto krótkich misji - dobrze mi się w to nawet pykało z doskoku, ale nie brakowało momentów, kiedy byłem pewien, że nikt tego porządnie nie przetestował przed wypchnięciem na rynek. I nie chodzi tu o bugi, a o kretyńskie rozwiązania systemowe. O, ale przypomniało mi się, że God Hand bym sobie znowu przeszedł.
Opublikowano 26 czerwca26 cze Pamiętam pod koniec to było takie kurwa trudne, że myślałem o wyrwaniu siura z krocza.
Opublikowano 26 czerwca26 cze 1 minutę temu, XM. napisał(a):Pamiętam pod koniec to było takie kurwa trudne, że myślałem o wyrwaniu siura z krocza.Dobrze zapamiętałeś.
Opublikowano 26 czerwca26 cze Graliśmy z ziomkami wspólnie, nigdy nie udało nam się przejść misji 100 - chyba z miesiąc zacinki na tym złapaliśmy.
Opublikowano 26 czerwca26 cze 3 minuty temu, Bzduras napisał(a):Graliśmy z ziomkami wspólnie, nigdy nie udało nam się przejść misji 100 - chyba z miesiąc zacinki na tym złapaliśmy.W multi misje muszą w takim razie iść inaczej, niż w singlu, bo w singlu ostatnia misja jest banalna (nie walczy się z faktycznym bossem), natomiast przy misji 98 byłem w rejonach rzucania mięsem.
Opublikowano 26 czerwca26 cze No w coopiku graliśmy na dwa pady, bo na multitapa nikt nie chciał się składać, sknery jedne Singla chyba nawet nie dotykałem w tej grze jak mnie pamięć nie myli.
Opublikowano środa o 06:382 dni Saints RowMoją ulubioną częścią tej serii była dwójka, której (już wiem), nic nie przebije. Trójka jeszcze była w miarę przyjemna, choć niektóre akcje były chore, za to czwórka była dla kompletnie niewypałem. Nie wiedziałem, czego się spodziewać po tym restarcie serii, ale z braku laku, jeśli chodzi o gry "GTA-podobne" (aż trudno uwierzyć, że jest obecnie w tym temacie taka posucha, patrząc kilka lat wstecz) podszedłem do Saints Row z nastawieniem tego, że chcę się dobrze bawić. I w sumie... tak było.Nie powiem, początek był bardzo interesujący, robiłem dużo rzeczy pobocznych, cykałem foty, nurkowałem w śmieciach, wystawiałem negatywne oceny biznesom i pokonywałem fale wrogów, a potem z upływem fabuły kupowałem biznesy i je rozkręcałem, wykonując nieraz żmudne misje. I tak sobie grałem, grałem, aż w pewnym momencie... coś we mnie pękło. Stwierdziłem - po co mam to robić, skoro praktycznie jest to zapychacz, nic z tego nie wynika, a jednocześnie mnie to frustruje? O tym jednak, dlaczego tak się działo, za chwilę. Jeśli chodzi o samą fabułę - nic odkrywczego tu nie ma, końcowy zwrot akcji w pewnym stopniu można było przewidzieć, choć i tak zagrali to całkiem nieźle (oczywiście z dużą dozą absurdu i rzeczy, które w rzeczywistości by się nie wydarzyły). Problem jednak w tym, że oprócz dwóch-trzech misji, nie działo się tutaj nic, co szczególnie bym zapamiętał. SpoilerOt, raz się bawimy w "papierowe RPG" i rozwalamy fortecy innych graczy, innym razem robimy skok na pociąg, a jeszcze innym wyciągamy wspólnika z więzienia. Część misji jest jednak totalnie nijaka...Sam gameplay - nie jest najgorzej, ale jak dla mnie to dyskwalifikacja, że gra wydana w 2022 r. nie ma systemu osłon podczas strzelanin! Gra, która opiera się na wymianie ognia. Nie mówię już o tym, że czasami w niektórych wrogów musisz wystrzelać kilka magazynków, bo inaczej go nie pokonasz. Do tego mega irytujący jest model jazdy i ogólne AI kierowców. Wjeżdżają nam z du... pod koła, taranują nas, uderzają, ścigają.... I o ile w swobodnej jeździe aż tak to nie wkurza to w momencie, kiedy masz misje, gdzie np. musisz w jak najlepszym stanie dowieźć samochód albo odpady to już takie bezsensowne zachowania powodują, że możesz puścić wiązankę niecenzuralnych słów. Jeśli chodzi o mapę - nie jest najgorzej, kilka różnych miejscówek. Sama gra ma otoczkę podobną do Watch Dogs 2 - luzacką, młodzieżową, choć tam to wyszło zdecydowanie lepiej. Kwestie muzyczne - spoko, kilka różnych stacji radiowych, dla każdego coś miłego. Graficznie - mogłoby być lepiej, ale dobra, nie jest też tragicznie, więc nie będę się czepiał. Ale za to zwrócę uwagę na problemy techniczne... Jest ich sporo. Pomijając typowe bugi, zawieszenie animacji czy problemy z zanikającą muzyką, to do tego dochodzi jeszcze np. kwestia zawieszenia się misji, która wymaga restartu. Nie muszę mówić jak to wku..., gdy jesteś w jej końcówce, a cala trwa np. ok. 30 minut. Gra ma też sporo naleciałości "woke". Głównie w kontekście kreatora postaci, gdzie można zrobić bohatera totalnie od czapy. Reasumując: to nie jest zła gra, bardziej określiłbym ją jako totalnego średniaka. Nie ma żadnego wybitnego elementu, ale z braku laku, z braku gier "GTA-podobnych", ma szansę zaistnieć. Tylko po prostu musicie się nie nastawiać na zbyt dużo. Najlepiej ogarnąć to, co trzeba, czyli fabułę + wymagane aktywności dodatkowe i tyle. I oczywiście być świadomym tego, że produkcja ma sporo ułomności. 6/10
Opublikowano środa o 13:152 dni Mam jakąś dziwną słabość do metroidvanii i ich, obiektywnie rzecz ujmując, przesyt na rynku wcale mi nie przeszkadza - ot, zawsze zostanie coś na gorsze czasy (abstrahując od tego, że wychodzi tego tyle, że mógłbym przez cały rok grać tylko w nowe metroidvanie i bym wszystkiego nie przeszedł). Poza tym lubię na przegryzienie między innymi grami wrzucić jakąś nieco krótszą gierkę tego typu. I takim tytułem jest Touhou Luna Nights. Gierka rozgrywa się w uniwersum Touhou Project, o którym wiem tyle co nic, a i gra nie robi szczególnie dużo, żeby wyjaśnić, kto zaczął i kim są te postacie.Zaczynamy więc sobie anime pokojówką wrzuconą do jakiegoś świata-symulacji, co chwilę spotykamy postacie z uniwersum i śmigamy przed siebie w ramach przygody mającej jakiejś 5 godzin. Naszą bohaterkę wyróżnia używana broń - noże rzucane w dużej ilości - i zdolność do manipulowania czasem. Na początku może więc go trochę spowolnić, a później także zatrzymywać czy używać rzucanych noży jako np. schodów. Wokół zabaw z czasem zresztą głównie wiąże się walka, której nie brakuje, obok dosyć prostego platformingu. Noże zużywają manę. Można ją jednak odzyskiwać na dwa sposoby. Pierwszy to zatrzymanie czasu i przebiegnięcie blisko przeciwnika - zresztą po zatrzymaniu czasu nasze ataki nie zabierają many, tylko czas, przez który możemy zamrażać świat. Drugi sposób to ocieranie się o przeciwników i pociski - wychodząc bardzo kontaktowo, ale jednak w nich nie wpadając możemy ściągnąć z nich zarówno manę, jak i trochę HP. Swoją drogą widziałem kiedyś taki film, w którym skąpo odziana pokojówka najpierw też się ociera, a potem... a dobra, nieważne.Tym samym walka opiera się na balansowaniu zasobów, używaniu stop klatki, aby nie wyłapać ataków (a czasem, chyba w nawiązaniu do uniwersum serii i gierek, od którego się rozpoczęło, intensywność zwłaszcza u bossów budzi skojarzenia z bullet hellami) i sianiu spustoszenia nożami oraz atakami specjalnymi. Do tego, żeby było trochę różnorodności, zarówno jeżeli chodzi o elementy okołoplatformowe, jak i wrogów, niektóre obiekty poruszają się mimo zatrzymania czasu, inne tylko w tym trybie, a jeszcze inne np. ruszają wtedy w inną stronę. To nie jest długa gra, ale twórcy zadbali, żeby i tak nie zamulała.Oprawa to bardzo ładne i urocze 2D - zresztą odpowiedzialne za grę Ladybug znane też z innych metroidvanii wie, jak robić gierki miłe dla oczu. Muzyczka też jest spoko, choć mogłoby być jej ciut więcej. Technicznie gra na Steam Decku wypada bardzo fajnie, choć odpalając ją kilka lat temu na PC długo nie pograłem, bo miałem jakiś problem techniczny, już nie pamiętam jaki. Jakieś zarzuty? Na upartego zwykli przeciwnicy są mało zróżnicowani (ale ponownie, to gierka, którą da się ograć w jeden dzień), a gra miewa dziwne skoki poziomu trudności - przez 80% czasu jest banalna, ale niektóre sekwencje ładnie podbijały mi ciśnienie.Nie będę Wam wmawiał, że oto arcydzieło, na którym świat się nie poznał. Niemniej jednak to kawał bardzo sympatycznej gry, która ma w swoim obrębie parę wyróżników (motywy związane z czasem - niby Timespinner też robił to jako metroidvania, ale to gorsza gra od omawianej) i warto dać jej szansę, jeżeli lubicie ten typ zabawy. Ja ją kiedyś kupiłem za grosze, jest też albo była w GP - i była to dobra inwestycja.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.