Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Mobile Suit Gundam: Battlefield Record U.C. 0081 (PS3)

 

Choć pośród gier Gundam jest naprawdę dużo niedocenionych perełek, które obiektywnie można nazwać dobrymi grami, tak niestety zdecydowana większość to takie średniaki, które nawet jeśli mają jakieś fajne, unikatowe pomysły czy mechaniki, to w ogólnym rozrachunku pewne niedociągnięcia, lub nieprzemyślane/niedopracowane elementy ciągną je w dół w potencjalnych rankingach.

 

I niestety Battlefield Record należy do tej drugiej grupy. Pierwsze wrażenie było naprawdę dobre, jak na wczesną grę PS3. Fabuła (jaka by ona nie była) przedstawiono w dość ciekawym połączeniu elementów 3D i 2D w stylu anime. Gra się zdecydowanie szybciej w porównaniu do Target in Sight, z którego ewidentnie zaczerpnięto sporo mechaniki, oprawa AV jest niezła, pomimo spadków płynności, a wszelkie otoczenie posiada KOLOR (coś, czego z niewiadomego powodu brakuje wielu grom ery PS360).

 

No ale im dłużej się gra, tym bardziej gra potrafi rozczarować w pewnych aspektach. Oczywiście pilotujemy różne mechy w kolejnych misjach fabularnych i opcjonalnych. Gra jednak nie wie chyba sama, czym chce być. Ni to symulator, ni to arcade'ówka. Takie dziwne połączenie. Z jednej strony jest dużo customizacji przed misją, w jej trakcie wydawanie rozkazów kompanom, uzupełnianie amunicji, dokonywanie napraw itp. Ale sama walka jest dość szybka i dynamiczna i w 3/4 przypadków sprowadza się do rozwalania kolejnych fal stale napływających wrogów. I choć młócka jest fajna, tak często bywa frustrująca. Nasz robot potrafi zostać zniszczony w parę sekund od kilku precyzyjnych strzałów czy uderzeń, zaś wrogowie to takie gąbki pochłaniające mnóstwo ciosów czy strzałów, zanim padną. Biorąc pod uwagę, że jest ich mnóstwo, stale się respawnuja gdzieś poza obrębami mapy, poruszają się w grupach, a AI naszych własnych kompanów pozostawia wiele do życzenia, to dużo misji trzeba kontrintuicyjnie przechodzić sposobem, kryjąc się za osłonami, wybijając wrogów jeden po drugim, oszczędzając lub uzupełniając co chwila amunicję i HP. Misje trwają po kilkanaście minut, ale nie ma w nich checkpointów. Możemy sobie radzić świetnie przez większość czasu, żeby na sam koniec zginać od jakiejś precyzyjnej salwy, albo bossa. W rezultacie zamiast się bawić, to często się frustrowałem, co w tym wieku nie jest mi już potrzebne w gierkach.

 

Gra ma dwie kampanie, tryb Free Mission (taki sandbox) i chyba jakieś online. Przeszedłem jedną kampanię i na ten moment mi starczy. Gra nie była na tyle zła, żebym nigdy nie miał już do niej nie wrócić, więc to z pewnością na plus, ale nie ma co się męczyć, a już na pewno nie dla trofeów (po kilkunastu godzinach gry i ukończeniu kampanii wpadły raptem dwa).

 

Liczę, że trzecia i ostatnia tego typu gra Gundam na PS3 (Side Stories) okaże się już konkretnym dopracowaniem tej formy gameplay'u i w efekcie będzie znacznie przyjemniejsza.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Ja postanowiłem ostatnio tak nieśmiało nie tyle wyjść ze swojej strefy komfortu, co wejść na pełnym wózku w niekomfortową strefę i odpaliłem by pograć w visual novelkę.

 

xd

 

Doki Doki Literature Club Plus! [Switch]

REDOkidokiurg.png.898b5599a94eea7e181533ee94cf35b2.png

Choć "pograć' to zbyt śmiałe określenie. Nie żebym oczekiwał po tej grze jakiegokolwiek rozbudowanego gameplayu, ale i tak byłem rozczarowany. Rozgrywka polega na czytaniu dialogów i przewijaniu ich przyciskiem, gdy już daną linijkę przeczytamy. Już. To wszystko. 

Prawie.

 

Jesteśmy chłopkiem, który za namową przyjaciółki dołącza do szkolnego Klubu Literackiego. I fakt, że są w nim jedynie cztery Hot Anime Lolitki wcale nie miał tutaj znaczenia i nie pomógł w podjęciu decyzji. Rzecz jasna nie posunę się dalej w zdradzaniu fabuły, bo ta jest względnie krótka, do poczytania w dwa wieczory. O jej wydźwięku również nie pisnę słówka, aczkolwiek wielkie 18+ widniejące na okładce i parę ostrzeżeń co do zawartości dla wrażliwszych graczy może nas nieco przygotować na to, co nadchodzi.

 

Spędzamy z dziewczynami kilka dni. Obserwujemy ich naturę, bierzemy udział w perypetiach i oczywiście możemy wybrać swoją faworytkę, by do niej palić cholewki. Może tą małą, śmieszną Natsuki, co się interesuje mangą, bywa opryskliwa, ale przy tym otwarcie szczera? A może długonogą i długowłosą Yuri, zadziwiająco nieśmiałą, skrywającą tym samym swoje dziwne fascynacje? Możemy również swoją uwagę zwrócić w kierunku Sayori, naszej wieloletniej przyjaciółki i koleżeńską znajomość pchnąć na nieco bardziej intymne tory? Jest jeszcze przewodnicząca Klubu - Monika, dziunia spoza naszej ligi, ale skoro jesteśmy jedynym chłopakiem w klubie, to dlaczego nie szarpnąć się motyką na Księżyc?

 

Wybór obiektu westchnień to w zasadzie jedyna decyzja, którą w tej grze podejmujemy. I to tylko w jej pierwszej połowie, bo potem wszystko toczy się własnym torem, a my nie mamy żadnego wpływu na przebieg fabuły. W zasadzie nawet wybór dziewczyny to tylko kwestia estetyczna, sprowadzająca się po prostu do zwiększonej ilości dialogów w jej towarzystwie. Na rozwój głównej linii wypadków nie ma to kompletnie wpływu. To jakieś takie nie wiem, rozczarowujące, gdy okazuje się, że w visual novelce tak naprawdę nie masz większego wpływu na opowiadaną historię. Argument "lepiej poczytać książkę" nabiera na znaczeniu.

 

Bo tym właśnie jest Doki Doki - książką z ilustracjami. Czasem ładnymi, czasem dwuznacznymi, a czasem sugestywnymi. 18+ musiało być czymś uzasadnione. To opowieść o wykluczeniu, skrywanych uczuciach, obsesjach i pozorach. Może wyczulić na parę kwestii (np. tą, że depresja może się gnieździć w każdym, nawet kimś na co dzień wesołym). 

 

Sayori_CG_3.thumb.png.df2bb779f489a46351fb45131c9b0a3d.png

 

I na tym mógłbym zakończyć swój wywód, ale jest coś jeszcze. Coś niekoniecznie osiągalnego przy pomocy tradycyjnej literatury. Bo Doki Doki na pewnym etapie lektury zaczyna igrać z czytelnikiem. Zmienia wydźwięk, łamie czwartą ścianę, miesza w głowie i uderza w niepokojące klimaty. Nadal pozostaje przy tym dość bierną lekturą, ale zaczyna miejscami intrygować i wywoływać efekt "co do kurwy?". Nie zdradzę nic więcej, ale z racji tego, że całość lektury trwa raptem kilka godzin to uznam, że koniec końców chyba warto, bo zabawa formą bywa całkiem udana.

 

Aha, w edycji DDLC Plus! jest jeszcze sześć side stories skupiających się na wydarzeniach sprzed wątku głównego. Rzucają więcej światła na relacje między dziewczynami, ale to już atrakcje kompletnie dla fanów (czytaj: jeszcze więcej czytania i tylko biernego czytania).

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
1 minutę temu, Kmiot napisał:

Te mityczne "pod kołderką" zaczyna Wam przysłaniać rzeczywistość.

Dziwne ciągoty, bo w niektóre gry nie warto grać w okrojonej wersji, tylko dla faktu, że pod kołderką.

A dlaczego nie warto? W premierowe przegrałem pewnie z tysiąc godzin albo i wiecej przez te 20 lat, mam nawet oryginalny box dvd z 2002r i nie widzę powodu dla którego miałbym nie grać teraz tak jak mi się podoba :)

Odnośnik do komentarza

Bo to upośledzona wersja i dodatkowe ziarnko piasku na developerskiej plaży pod nazwą "nie warto, bo i tak kupią". 

Ale pozostając szczerym to przyznam, że sam mam takie gry, które przytulam nawet w upośledzonej formie, byle były "pod kołderką". 

Więc nie rozumiem, ale jednocześnie rozumiem.

Odnośnik do komentarza
Teraz, Kmiot napisał:

Bo to upośledzona wersja i dodatkowe ziarnko piasku na developerskiej plaży pod nazwą "nie warto, bo i tak kupią". 

Ale pozostając szczerym to przyznam, że sam mam takie gry, które przytulam nawet w upośledzonej formie, byle były "pod kołderką". 

Więc nie rozumiem, ale jednocześnie rozumiem.

Kupić bym nie kupił raczej (a na pewno nie za 220zl) ale skoro już dostałem w prezencie :dunno:.

Wydaje mi się Kmiocik że doskonale rozumiesz :)

Odnośnik do komentarza

Radiata Stories

 

Prześwietny jrpg z PS2 po raz pierwszy ograny przeze mnie na Decku. Wielokrotnie widziałem ten tytuł wymieniany jako jedna z perełek na czarnuli więc nie mogłem odmówić i muszę przyznać iż Tri-Ace zlepił taki szpil aż dziw bierze, że jeszcze nie dostał remastera na obecne konsole. Jest całkiem wesoły klimat, jest momentami trochę humoru.

 

Początek prowadzi nas za rączkę jesteśmy młodym chłopaczkiem, który chce dostać się do służby rycerskiej i trochę mało ma oleju w głowie do tego zadziorny i dosyć szybko dostaje oklep (grałem z jap dub i nawet głos podkłada aktorka od Naruto) ale pomimo przeciwności i tak udaje mu się dostać do oddziału. Fabuła jest bardzo ważnym elementem i mamy tu tonę cutscenek przy czym nie czułem zażenowania ani znudzenia przez cały główny wątek, który zajął mi 34 godz na pierwszym runie (a replayability jest dosyć duży chociażby ze względu na możliwość rekrutacji 177 npców i pewne ważne wybory w trakcie grania).

 

System walki przypomina trochę Talesy/Star Ocean - po mapie biegają stwory, wpadamy na nie i przenosi nas do ekranu walki. Mamy kilka rodzajów broni - miecze jedno-dwuręczne, topory, włócznie. Każda ma określoną ilość ataków jakie możemy "wsadzić" do broni by w ten sposób zbudować combosy a im dłużej posługujemy się daną bronią tym więcej rodzajów ataków. Im dalej w las dostajemy też możliwość zgrupowania drużyny w określonym przez nas szyku by zaatakować naraz trudnego przeciwnika albo stanąć naprzeciw hordzie. Same encountery na mapie potrafią drażnić bo moby postawione są jeden, po drugim a lokacje zazwyczaj są mocno wąskie z niewidzialnymi ścianami i kamera często ustawia się jak w 2.5D sidescrollerach. Najgorsze, że czyszcząc dungeony po zabiciu bossa one znowu wracają więc przyjdzie nam walczyć więcej niż byśmy chcieli (gra nie jest szczególnie trudna i nie wymaga grindu).

Innym mankamentem dla mnie był zapis tylko w określonym miejscu. W tej grze praktycznie przez 95% jest to tylko łóżko w naszym mieszkaniu, a do niego trzeba jeszcze dojść z piechoty (później mamy teleport z określonych punktów ale mało ich). Serio gry z czasów PSX/Snesa były bardziej pobłażliwe. Szlag mnie trafiał jak 2-3 godziny poszły się walić.

 

Inną charakterystyczną mechaniką w Radiacie jest kopanie wszystkiego. Możemy kopnąć praktycznie niemal każdy objekt dzięki czemu może wypaść jakiś przedmiot a zirytowany npc wyzwie nas na solówę.

 

Grafika jest prześliczna i jak na grę z 2005 dobrze przetrwała próbę czasu, lokacje niczym malowane pastelami a postacie kolorowe i udetalowane.

 

Pomimo tych kilku zgrzytów bawiłem się przednio i cieszę się, że w końcu mogę nadrabiać bibliotekę PS2 na kibelku. Ode mnie 4+/6 i jakby kiedyś wyszedł remaster na pstryka w pudełku brałbym śmiało.

 

20220503153553_1.jpg

20220508193839_1.jpg

20220510215843_1.jpg

20220510221211_1.jpg

1652559710026.jpg

  • Plusik 7
Odnośnik do komentarza

@Kmiot, w Danganronpa grałeś?

 

Jeśli nie, to zachęcam. Są waifu. ;) A tak serio, to też taki liniowy visual-nowel, ale mimo wszystko z gameplay'em i naprawdę szaloną historyjką. Polecam sobie nie spoilerować za wiele i po prostu zagrać na czysto. Ja wsiąkłem -  https://steamcommunity.com/id/Suavek/recommended/413410/

 

I zapewne co niektórzy powiedzą, że najlepiej się gra na Switchu pod kołderką.

Odnośnik do komentarza

@Suavek grałem, jeszcze na Vicie, choć nie pod kołderką. Zdecydowanie lepsza gra w swojej kategorii, przynajmniej oferowała jakieś urozmaicenia gameplayowe, a i historyjka niczego sobie. Przeszedłem, a potem zrobiłem sobie kilka lat przerwy od gatunku. Teraz wyjątkowo wróciłem do visual novelki, bo miałem chęć na coś biernego i flegmatycznego, ale wystarczy mi tych doznań na zapewne kolejnych kilka lat ;]

Odnośnik do komentarza
13 godzin temu, GearsUp napisał:

Ale ten Steam Deck to drewno

 

  Pokaż ukrytą zawartość

ładny ten skin :)

 

Z przodu drewno, z tyłu karbon xd

 

@KmiotJak ci wróci chęć sprawdź sobie Steins Gate. Gameplayu może poza obsługą komórki to nie ma ale dla story warto. Z takich bardziej lightowych jest jeszcze VA-11 HALL-A, gdzie gramy barmanką i miksujemy drinki.

IMG_20220512_142451.jpg

  • Plusik 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Ghostwire Tokyo

Zgadzam się z ocenami w necie, gra to takie 7+/10 i w promce za 180zł to uczciwa cena.

Fabuła mnie wciągnęła, fajna relacja i dialogi między głównymi bohaterami. Początek dawał nadzieje na horror, ale pozniej troche to siadło, niby są szumy z pada jak przeciwnicy w poblizu, ale nie czuc specjalnego zagrozenia, to nie Silent Hill. Walka na początku sprawiała mi frajdę, ale pod koniec gry już uciekałem przed walkami. Mała różnorodność i z każdym walczy się tak samo. Jeden boss był ciekawy z elementami skradania ale trochę mało.

Miasto ładne i klimatyczne, ale moim zdaniem za duże, bo nie ma tam specjalnie co robić, tak duzy open world nie był potrzebny. Niby są znajdzki, ciuchy które można za to dostac, ale co mi po tym w grze fpp gdzie postac widze rzadko w przerywnikach. Jeśli chodzi o długość to z questami pobocznymi(zrobiłem tylko część), zajęło mi to jakieś 20h, lecąc na pałe można się pewnie w jakies 10h wyrobić, myślę, że idealnie, nie czułem znudzenia. Podobały mi się różne efekty graficzne gdy wymiary się przenikały, niezła psychodela.

Czy polecam? Fajny, krótki przerywnik po Eldenie, w jakiejś promce myślę, że warto sprawdzic, ja nie żałuje.

 

180db31b8d099-screenshotUrl.thumb.jpg.620de7cda86300565b513aae7a6e920e.jpg180db31ed6834-screenshotUrl.thumb.jpg.95ca02b1bcaa55fad01baae6fa0ca8cb.jpg180db3201fb72-screenshotUrl.thumb.jpg.9db6c10d142e84f2df7ec56340a960a2.jpg

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Skończyłem sobie RESISTANCE 3. Kurcze no tak średnio bym powiedział.

Po super duper wybuchowej dwójce przychodzi trójka która chociaż tym razem ma coś wspólnego z tytułem bo słodziutkie chimery rozyebały ludzkość i zostały tylko małe grupki RESISTANCA.

 

Ogólnie historia to taka typu tlou ale przed tlou i niezbyt dobrze zrobiona. Nie że insomniac dał na głównego bohatera chłopa z dwójki który wyróżniał się jedynie od npcta tym że nosił minguna i czapkę :pawel: w trójce nie jest lepiej, a twórcy wpadli jeszcze na genialny pomysł że gość odzywa się tylko na filmikach, no już wolałem te historyjki o niczym jak w poprzednich częściach niż jakieś głupoty o rodzinie którą widzimy w grze przez 2 minuty, a zakończenie? Minęło 11 lat od kiedy ostatnio grałem i nienawidzę go gównie mocno jak nie bardziej :) gorzej być nie mogło.

 

Jeszcze z minusów poza historią która nikogo to gra jest gównem rozmazanym i są spadki fpsów i to niezbyt miłe doświadczenie bo poprzedniki nie miały tych problemów no ale graficzka całkiem niezła więc coś za coś. Poza tym słabo że dodali tylko 2 nowe chimerki, walk z bossami tyle co nic a i miejscówek o wiele mniej i jakieś takie ehh w większości przypadków, no ale nie ma za dużo statków obcych więc chociaż coś.

 

Na szczęście jest fajny gameplay bo było by kurcze słabo :shieeet: Strzelanko zdecydowanie najlepsze z trylogii, praktycznie z każdej broni się fajnie morduje stworki a brońki to już w ogóle luks jak to na insomniac przystało a dzięki temu że przywrócili możliwość noszenia wszystkich to możemy fajnie się ponapierdalać. 

Jeszcze dodali arty i filmiki z tworzenia gry które wykupuje się za punkty zdobywane w grze więc duży plusik bo to najlepsza rzecz jaka istnieje w grach wideo od zawsze.

 

U mnie w rankingu 2>1=3

Sama trójka to takie 7 dla mnie. Dziwna seria, trochę się nie dziwię że zdechła no ale i tak ją lubie ma trochę tej słynnej duszy jak na strzelanke, chciałbym żeby zrobili kiedyś rimejk albo coś no ale insomniaki teraz zdegradowani do tworzenia jurnych lombaksic i gierek dla marvelarzy :/

Odnośnik do komentarza

W sumie zabierałem się do tego bez przekonania, bo byłem dość syty ostatnimi przygodami Blazkowicza (New Order i Old Blood). Nie tęskniłem, nie czułem potrzeby, by rozwijać jego historię. Ale w końcu się zawziąłem i ruszyłem.

 

Wolfenstein II: The New Colossus [PS4]


Spadek formy jest wyraźny. Bardzo wyraźny i bolesny. Początek wręcz zniechęca. Mocno korytarzowe sekwencje bywają rażące, zabawa formą jest chwilami urocza, ale mało grywalna i oparta na skryptach (wózek inwalidzki). Do tego co chwila lądujemy na łodzi podwodnej (która jest naszym hubem), tak naprawdę nie wiem w jakim celu. Żeby nakarmić świnię? Bo wielu zajęć tam nie ma. Można postrzelać na strzelnicy i pozbierać ulotki (później dochodzą pojedyncze side questy).
Do tego ten stale użalający się nad sobą Blazko, gadający do siebie i daleki od wzięcia się w garść. No nie wiem, mocno to do niego nie pasuje. Co następne? Doom Slayer z problemami egzystencjalnymi? 

 

Potem bywa różnie, ale nie powiem, że znacząco lepiej. Całość fabuły jest dość chaotyczna i rzuca nas z kąta w kąt. Niby sprzyja to urozmaiceniu, ale to wyłącznie kwestia okoliczności, bo gameplay nie zmienia się wcale, albo dość niemrawo. Blazko nieco odżywa, ale to tylko jeden problem mniej.
Aż do końca bywa na przemian satysfakcjonująco i rozczarowująco. A finał zawiera w sobie oba odczucia. Taki paradoks.

Nadal pozostaje problem łodzi podwodnej, do której ostatecznie kompletnie się nie przekonałem i którą uważam za zbędną. Poziomy do końca są schematyczne, ale akurat to niekoniecznie mi dokucza, bo nie każda gra musi stawiać na swobodę czy labirynty korytarzy. Razi brak pomysłu na bonusowe znajdźki, bo te są bez wyrazu (za dużo i zbyt bez sensu). Często wymagają męczącego "lizania ścian i podłóg" zamiast postawić na ciekawe ścieżki eksploracyjne. Niby można je z czystym sumieniem olać, ale mój syndrom "zbiorę wszystko" dał o sobie znać, więc były udręką.

 

Gra ma swoje momenty (casting do filmu xd), ale pod względem czystej rozgrywki jest zbyt monotonna, a faszerowanie wrogów ołowiem niekoniecznie dostarcza tyle przyjemności, ile powinno. Bo w zasadzie w każdej części tej serii miałem nieodparte wrażenie, że tym broniom brakuje "kopa". Ostatecznie zawsze jakoś się przyzwyczajałem, ale daleko im do pierwszego wrażenia z takiego nowożytnego Dooma, gdzie z miejsca było czuć, że impet broni nadwyręża nadgarstki. W Wolfensteinach to takie pif-paf bez wyrazu i co prawda ciała przeciwników ładnie reagują na ostrzał, urywa się to i tamto, ale wciąż brakowało mi huku, uderzenia i tumultu wynikającego z samej obsługi.

 

Ogólnie jestem kompletnie zauroczony koncepcją nazistów wygrywających Drugą Wojnę Światową i wynikających z tego konsekwencji. Ale The New Colossus brakuje koherentności pod niemal każdym względem. Jakby twórcy się pogubili chcąc chwycić zbyt wielu pomysłów naraz. Gra ma wyraźny problem z tożsamością, odbijając się między nastrojami niczym kauczukowa piłeczka. Raz jest śmiertelnie poważna, ludzie giną śmiercią bezwzględną, innym razem uderza w mocną parodię i słowne żarciki, aż w końcu sama nie wie co sobą reprezentuje oferując gołą babę w ciąży strzelającą z dwóch karabinów. :reggie: 

Przepraszam za "spoiler", ale ten fragment mnie zażenował i utwierdził w przekonaniu, że chuj wie co ta gra chciała osiągnąć. 

Gra obiektywnie dobra, ale na tle poprzedników blednie i konsternuje.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Doom 2016 (PS4 Pro) - wliczając Doom VFR to było moje 3cie podejście do tego tytułu. Gameplay i movement są bardzo dobre. Potyczki są dynamiczne, non-stop trzeba być w ruchu, skakać, zbierać broń, armor i używać odpowiednich broni w odpowiednich trybach (które mają dobre udźwiękowienie i efekty wystrzałów). Dla mnie to jest taki dopakowany UT3. Jedyne co mi się nie do końca podobało to glory kills, a dokładnie częstotliwość ich wykonywania. To jest chyba pierwszy FPS w którym specjalnie nie celowałem w głowę żeby przypadkiem za szybko nie zabić przeciwnika, bo lepiej jest wykonać wykończenie za które dostanę HP i Armor. Wolał bym żeby był to jakiś pasek special na który trzeba zapracować, bo jak grałem to co 10 sek. akcja była przerywana animacją wykończenia. W grze też są ciekawe challenge roomy i całkowicie zbędne sekcje platformowe.

 

   Pod względem grafiki nie ma zbytnio do czego się przyczepić, animacje przeciwników są eleganckie, wszystko śmiga w 60 fps-ach (spadki tylko widać na wykresach DF xd), jest dużo detali i efektów (jakiś dym i ogień, dużo ognia) jedyne co jest zauważalne to lekkie doczytywanie się tekstur przy szybkim śmiganiu do przodu. To pod względem technicznym, design i kolorystyka to już całkiem inna sprawa i tutaj jest dla mnie największy problem. Prawie wszystkie lokacje (są 2-3 wyjątki) zlewają mi się w jedną pomarańczową papkę. Na zewnątrz mam pomarańczowe demony na tle pomarańczowych skał, a we wnętrzach baz jest najczęściej masa pomarańczowych i czerwonych źródeł światła (czy to ogień czy lampy alarmowe). Nie dość że gorzej w oddali dostrzec przeciwników, bardziej patrzy się na efekty wokół nich, to większość lokacji wygląda tak samo. Po pierwszych 3 misjach całkowicie olałem znajdźki bo po prostu nie chciało mi się zwiedzać tych miejscówek. Ten sam problem mam np. z DMCV. Muzyka też mnie jakoś nie porwała, normalne kawałki są bardzo dobre ale te 'szarpane' mnie irytują.

 

   Fabuła za to pozytywnie zaskoczyła bo mimo że nie jest wybitna to ma bogaty lore i świat przedstawiony wydaje się całkiem ciekawy. W skrócie, cały tytuł jest udźwignięty przez gameplay, jak komuś przypasuje to będzie świetnie się bawił. Mnie ta gra momentami wymęczyła i nie chce mi się jej maksować czy ganiać za znajdźkami. 7+/10

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dying Light 2 - no troche się zawiodłem. W jedynke grałem z 6 lat temu i dokładnie wszystkiego nie pamiętam ale kojarze że była to wspaniała gierka którą zrobiłem na 100% i z wieloma klimatycznymi momentami i miejscówkami. Jarałem się na dwójke licząc że będzie conajmniej tak dobra jak jedynka ale coś nie pykło. Graficznie jest OK ale nierówno. W temacie już sporo powiedziano i dużo w tym prawdy. Fabularnie słabiutko i bez polotu. Bieganie od punktu do punktu i ratowanie niby zniszczonego społeczeństwa, ale jakoś to wszystko takie miałkie. Walka dobra jak w jedynce ale za dużo ludzi a za mało zombie. Czytałem przed premierą że właśnie tak będzie ale łudziłem się na nocne harce z zombiakami a tam po prostu więcej ich na ulicach, ale i tak się nie przedzierasz tylko ciągle spierniczasz przed pościgami. 

Gra ma mniejsze miasto i wieksze. I tak jak to pierwsze jeszcze ma swój klimat tak to większe zupełnie nie wciąga. Latanie na lotni bez szału. Aktywności powtarzalne. No smutno mi troche na to wszystko chociaż 40 godzin zleciało. Doszedłem do końca głównie dla Techlandów bo pewnie w wielu innych przypadkach bym pisał w temacie "właśnie porzuciłem"

 

Rise Of The Tomb Raider - w sumie to przeszedłem drugi raz bo pierwszy jeszcze był na x360 wiele lat temu. Teraz w UHD w 100 fpsach można powiedzieć że to jak nowa gra. Ale niestety cholernie słaby TR. I tak jak poprzednia cześć też ze starymi TR niewiele miała wspólnego, chociaż coś nowego do serii wnosiła,  tak tutaj już przegięto pałę po całości. Nudne bieganie, nudna walka, nudne miejscówki (z kilkoma wyjątkami). W ogóle ta cała nowa trylogia to chyba na siłe chciała być jak Uncharted, bez sensu. Miałem ochotę też na Shadow ale już nie mam. (nie wiem co Wezyr widzi w tym ROTTR ale to kur.ewsko słaby samograj)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   1 użytkownik

×
×
  • Dodaj nową pozycję...