Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

U-_k9kqTURBXy85YTZmZWI1ZTIyMzkwMzIwNTE2M

Sniper Elite 5: France

 

Lubię tę serię. Ładnie ewoluowała, choć według mnie wystarczająco wysoki poziom osiągnęła już przy okazji "trójki" w Afryce. Później pozostało polerowanie gameplayu i żonglerka otoczeniem, plus wprowadzanie drobnych zmian, które trudno nazwać rewolucyjnymi. A teraz dotarliśmy do kolejnej generacji konsol, więc jest ładniej, płynniej, szybciej, choć każdy kto zna poprzednie części z miejsca poczuje się jak w domu, przytulony co ciepłej kolby naszego karabinu snajperskiego.

 

A pisząc "ładniej" naprawdę mam to na myśli. Francja w nowym Sniper Elite potrafi być zjawiskowo piękna. Co prawda silnie mi się chwilami kojarzyła z poprzednią Italią, ale teraz detale potrafią robić różnice. I nie piszę tutaj o takich banałach jak rozdzielczość, jakość tekstur i inne cyferki, którymi brandzlują się na Digital Foundry czy gdzie tam. Dla mnie zawsze zmysł estetyczny liczył się bardziej, a tutaj został usatysfakcjonowany.

 

1847178093_SniperElite5_20220619172512.thumb.jpg.985942df8412ec47eeb6c646750283c8.jpg

 

Przed nami osiem misji i osiem map, które diametralnie się od siebie różnią. Ale wszystkie mają swój niezaprzeczalny urok i są prawdopodobnie najmocniejszym elementem tej gry. Są ogromne, biorąc pod uwagę gatunek gry. Bo tutaj teren zyskujemy krok po kroku, od węgła do węgła, posuwamy się metodycznie, więc mapa urasta do niesamowitych rozmiarów, gdy przychodzi nam walczyć o każdy bezpieczny metr. Zakładając, że gramy zgodnie z ideą bycia snajperem, bo oczywiście gra umożliwia styl gry "na Rambo", tylko nie jest z tą myślą skonstruowana i w takim przypadku zmienia się w bardzo przeciętną strzelankę. 

 

Więc porzućmy w ogóle pomysł, by do gry o snajperze podchodzić inaczej, niż metodą snajperską. Zabić i się ulotnić. Bo mapy są wręcz stworzone do takiej zabawy. Pełne wyłomów, okien i mniej lub bardziej naturalnych gniazd, z których przyjemnością jest usadzanie kolejnych headshotów nazistom. Nie ma większej satysfakcji, jak wspiąć się na dzwonnicę kościelną i korzystając z nalotów samolotowych, które zagłuszają nasze strzały, walić do Hansów jak do kaczek, obserwując jak panikują, bo nie wiedzą kiedy i skąd nadchodzi śmierć. Zabijamy w rożnych okolicznościach. Trafimy na pochmurne wybrzeże pełne zasieków desantowych i artylerii przeciwlotniczej. Przyjdzie nam się przedzierać przez francuskie prowincjonalne miasteczko, szczelnie okupowane przez niemieckie wojsko. Wylądujemy w okolicach strefy przemysłowej, gdzie wytwarzane jest uzbrojenie. Odwiedzimy niemal całkowicie zrujnowane miasto, by w jego gruzach zasiać odrobinę zamętu i nie do końca zbłąkanych kul. A mapa Akademia Szpiegów to absolutna klasa sama dla siebie i gwarantuję, że każdy kto się z nią zetknie, nie pozostanie obojętny. Istny raj dla snajpera. Spędziłem tam bite 6 godzin, choć pozostałe poziomy zajmowały mi 3-4 godzinki. Ale to było 6 godzin przyjemności.

 

Bo te mapy są zgrabnie przemyślane. Na wskroś otwarte, pełne przesmyków, nieoczywistych przejść, wariantów. Do każdego celu możesz podejść od dowolnej strony, praktycznie nic cię nie ogranicza. Co więcej, istnieje kilka możliwości zlikwidowania kluczowych celów i można to zrobić zupełnie po cichu, aranżując nieszczęśliwy wypadek, więc skojarzenia z łysym Agentem 47 chwilami są jak najbardziej usprawiedliwione. Dodajmy do tego świetne pojedynki snajperskie (często nie jesteśmy jedynymi zawodowcami na mapie), sianie zamętu w nazistowskich obozach, strzały koszące więcej niż jednego przeciwnika, no zabawy co niemiara i wszystko niezmiernie cieszy oko, bo istota gry - strzelanie ze snajperek - jest praktycznie niezawodna i bezbłędna.

 

1136811752_SniperElite5_20220621191427.thumb.jpg.2d08abca7dd5d3c0d9e551857056cd59.jpg

 

Gorzej, jeśli zboczymy z idei snajperskiej zabawy. Wtedy okazuje się, że parę elementów gry kuleje. AI klasycznie potrafi zwariować. To kłopot gier generalnie, więc nie zamierzam specjalnie się nad Sniper Elite 5 znęcać. Ale muszę odnotować, że sztucznej inteligencji często odpierdala i bywa nieprzewidywalna. Czasem nazista nie przekroczy określonego progu, bo twórcy zaprogramowali tam jakąś granicę. Więc choćbyś się kitrał trzy metry od niego i gwizdał, to chłop do ciebie nie podejdzie. Z drugiej strony potrafi przebyć za tobą pół mapy, bo usłyszał kroki i "was war das?". Albo zobaczyć nas przez ściany/sufit. Klasyka gatunku. Mapy bywają też na tyle rozległe, że przeciwnicy krążą po nich pojazdami i często w związku z tym tworzą się korki. Bo jeden kierowca się "zawiesi", stanie na zakręcie, a pozostali grzecznie czekają na swoją kolej. Albo na naszego pancerfausta, który stworzy reakcję łańcuchową. Takie mniejsze bądź większe upośledzenia nie mają większego znaczenia w strzelankach, ale gry stealth rządzą się swoimi prawami, a nielogiczność zachowań przeciwników może prowadzić do frustracji gracza, gdy misternie utkany plan bierze w łeb, bo Heinrich postanowił utknąć w murku. 

 

Sniper Elite 5 ma też kilka innych problemów poza AI. Mapy oferują dużą swobodę, ale jednocześnie potrafią boleśnie ograniczać w najbardziej trywialnych sytuacjach. Nie wskoczysz na metrowy murek w tym miejscu, ale pięć metrów dalej już tak, bo przewidzieli to twórcy. Dźwięk potrafi ostro świrować przy swoich próbach oddania odległości od rozmówców. Nawet sam bohater w trakcie komentarzy potrafi brzmieć jakby był zakopany trzy metry pod ziemią. Już nie wspomnę nawet o tym, że w trakcie "misji tutorialowej" nie wczytali mi się wrogowie, więc przez kilkanaście minut biegałem po pustej mapie z myślą "że tak ma być" i szukając klucza, który "ma przy sobie oficer". Dopiero reload misji pomógł. Grę trapi ogrom mniejszych, bądź większych niedoskonałości, ale IDZIE SIĘ PRZYZWYCZAIĆ. Podobnie jak do okrutnie drewnianych scenek przerywnikowych, które jeden z papierowych miesięczników określił "kapitalnymi". Nie wiem co trzeba brać, by tak je odebrać.

 

Umówmy się. Sniper Elite 5 jest kapitalne tylko w dwóch warstwach. W kwestii map i w kwestii zabawy czysto snajperskiej. Bo ujęcia rentgenowskie bawiły mnie przez całe 40 godzin - są szalenie dopracowane i z przyjemnością obserwowałem co tym razem udało mi się wybić/przebić naziście. Zresztą to element szlifowany od lat, więc trudno, by był rozczarowujący. Ale mapy się tym razem wyróżniają, bo trudno zignorować pracę włożoną w ich kreację. 

 

Generalnie bardzo dobra gra, a jeśli marzy ci się zostanie snajperem, to będzie twoje spełnienie pragnień.

 

970490334_SniperElite5_20220614184611.thumb.jpg.6d1fc69e31a8364747163ab27430e7d0.jpg

 

 

  • Plusik 5
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Skończyłem Uncharted The Lost Legacy, a tym samym mój maraton Uncharted, gdzie po kolei ograłem wszystkie duże części (Golden Abyss skończyłem te kilka lat temu, tym razem sobie darowałem). I o ile po Uncharted 4 nadal miałem ochotę na więcej, tak po Lost Legacy mam dość i jestem nasycony. Brakuje, oj jak brakuje Nathana. Chloe jest średnia, nie lubiłem jej ani w dwójce ani w trójce, a Lost Legacy nie sprawia, że polubiłem ją bardziej. Nadine równie dobrze mogłoby nie być. A główny zły to zdecydowanie najsłabszy złol całej serii. Ogólnie ta gra sprawia wrażenie zrobionej z wyciętych z czwórki, bo wszystko jest w zasadzie słabsze. Wrażenie robią jedynie widoczki. Gra nadal jest bardzo dobra pod względem grywalności, ale to takie 8/10. Czwórka to 10/10. A mój ranking?

1. Uncharted 4 za świetną historię, relacje między postaciami

2. Uncharted 1 za rozpoczęcie tej niesamowitej serii i klimat

3. Uncharted 2 za cudowne akcje, miejscówki

4. Uncharted 3 za to że w dobrych momentach to top serii, ale w słabszych to najgorsze co serię spotkało

5. Za brak Nathana, nijakie postacie, ale za to cudne miejscówki i najlepsze w serii strzelaniny

Ogólnie uwielbiam, Uncharted to absolutnie flagowa seria na Playstation, a Naughty Dog to najlepsze co posiadaczy Playstation spotkało

  • Plusik 3
  • Lubię! 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza

Skończyłem sobie Psychonauts 2. Zajęło mi to 24 godziny i zrobiłem przy tym wszystkie zadania poboczne a ze znajdziek zostały mi dosłownie pojedyncze sztuki i wiem gdzie ich szukać ale sobie odpuszczę i zrobie to jak będę kiedyś robił replay na sonce to przy okazji wleci platynka.

 

Świetna gra to była. Ładna, z miłym soundtrackiem, zapadającymi w pamięć postaciami, świetnie napisanymi dialogami, czasami poruszająca ciężkie tematy ale nie podchodzi do tego prześmiewczo przy okazji no jest c0rwa giga koks z tej gry i warto było czekać tyle lat na ten sequel.

 

Gameplayowo to ulepszona jedynka a jedyna wada tej gry to dla mnie mało satysfakcjonująca walka. No oprócz walk z bossami bo te są mega proste ale są fajnie wyglądają i są pomysłowe. 

A pomysłowości w tej grze to jest tyle że starczyłoby na 5 gier jak nie lepiej :obama: nic wam nie napisze bo nie ma co spoilerować ale lvle w tej grze są wspaniałe. Każdy jeden. Mój faworyt to 

Spoiler

konkurs gotowania

i to chyba jedyny lvl który imo się wybija na tle reszty pod względem pomysłowości i przypomina mi trochę lvle z jedynki które mimo wszystko chyba bardziej mnie kupiły niż te z dwójki.

 

Zajebista gra, mega smutek że ta seria jest tak mało znana a ludzie potrafią się jarać jakimś ratchetem bo widać futerko na dupsku jurnej lombaksicy :smutas:

Polecam każdemu a ja zabieram się teraz za Death's door i przegryzam doomem eternal. 3 miesiące gamepassa za 4zł? Jako zagrajmer czuje się jak nowo narodzony

  • Plusik 3
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Jednym ciągiem skończyłem Serious Sam Collection czyli SS Pierwsze Starcie, Drugie Starcie, SS 3 i dwa dodatki. Ostatni raz grałem w dwie pierwsze części z 15 lat temu.

I bronią się te gry obecnie. W cholerę mi brakowało takiej prostej, bezstresowej strzelanki gdzie po prostu idę przed siebie i rozwalam sporym arsenałem tysiące przeciwników. :D

W rankingu kolekcji poszczególne części oceniam na:

1. Serious Sam Drugie Starcie - najlepsza część serii, zróżnicowane środowisko, świetne poziomy, spoko humor (w szczególności lvl świąteczny i rockowa muzyka świąteczna xD).

2. Serious Sam Pierwsze Starcie - pierwsza część, ciągle trzyma poziom. Z perspektywy czasu można narzekać na mało zróżnicowane środowisko, bo ciągle biegamy po Egipcie. Świetne bronie, najlepszym minigunem w historii gier.

3. Serious Sam 3 - najsłabsza część serii, ze względu na zbytnie sCoDowanie i kiepskie pierwsze 2 godziny. A to dlatego, że na początku trafiamy do Kairu, który żywcem przypomina bliski wschód w CoD4, mało przeciwników, małe lokacje, jakieś to wszystko ciasne, wkurzające etapy pod ziemią, a kilka broni ma jeszcze ADS. Gdybym nie wiedział, że to kolejna część Poważnego Sama, myślałbym, że gram w jakiegoś klona CoD. Na szczęście po tych dwóch godzinach wszystko wraca na stare tory, lokacje robią się DUŻO większe, otwarte i znowu następuje walka z hordą przeciwników. Niemniej, niesmak po początku gry pozostał.

 

W ogóle ostatnie etapy we wszystkich grach to :obama: I ten soundtrack...

 

 

Odnośnik do komentarza

HALO Reach - poszedlem chyba niechronologicznie bo wczesniej powinienem ukonczyc ODST ale spokojnie moge powiedziec, ze Bungie potrzebowalo az trzech glownych odslon serii zeby w koncu zrobic jakas dobra. I takie wlasnie jest Reach, jest dobre, a miejscami bardzo dobre. Pierwsze co sie wybija do muzyka, bardzo pasujaca do akcji, czasami nawet byly ciareczki. Dalej jest niezle strzelanie, bo mimo ze bronie to ciagle to samo co zawsze to jakos ogolnie feeling jest lepszy. Poprawiono tez zarzadzanie bronia, jej podnoszenie i generalnie sterowanie ludzikiem. Odchudzono chyba itemy pomocniczne, teraz mamy tylko jeden. I spoko. Lepsza jest tez fabula mimo, ze to prosta opowiesc o szostce Spartan strzelajaca do krasnali ale na te padake w glownej serii spokojnie wystarczy. Sami bohaterowie tez sa ciekawie nakresleni, spokojnie ich odrozniamy i widzimy jakie miedzy nimi sa relacje. Fajnym pomyslem byloby gdybysmy co pare misji przejmowali nad ktoryms kontrole. Ale w sumie cala gra jest dosc urozmaicona. Miejscami przypomina misje zwiadowcze z CoD, jest latanie czyms na ksztalt helikoptera a nawet wybierzemy sie w kosmos. Z checia przyjalbym taka strzelanke jako kolejny spinoff. Na plus rowniez roznorodnosc lokacji. W koncu tez wiekszosc gry idze pograc dzierzac bron ziemian i nie trzeba zbierac nic po obcych.

 

Na minus to typowe halo'izmy, ktorych z niewidomych powodow tworcy nie potrafili (nawet do dzis) wyeliminowac. Jazda jeepem to jest ku.rwa zart. To go.wno jest tak niestabilne, ze w ogole trudno uwierzyc ze dopuszczono je do uzytku wojskowego. Byle kamien i wywrotka. A jak juz sie wypier.doli kolami do gory to stawiam go z powrotem jak jakis nadmuchany ponton. Czolg tez na wystajacej rurze potrafi sie zablokwoac ale tutaj przynajmniej strzelanie jest soczyste. Przeciwnicy to glownie te je.bane krasnale, jaszczurki i goryle plus obowiazkowa gejpara hunterow (czy jak oni sie tam zwia), w jedej misji sa nawet dwie pary. Ale dodac trzeba ze pojawily sie moze dwa nowe gatunki wiec jakis progres jest. Gra jest ok tak do pojawienia sie brute'ow bo od tego momentu przeciwnicy to sa pier.dolone gabki na pociski, nawet te male pokurcze. Z kolei nam tarcza znika raz dwa i wiecej jest siedzenia za winklem czekajac na regeneracje. Takze jak zwykle, im blizej konca tym wiecej lepiej uzbrojonych i opancerzonych przeciwnikow a my nadal biegamy z ta sama bronia co na poczatku.

 

Podsumowujac, to najlepsze halo w jakie gralem. Nierozbuchane, spojne, roznorodne, przemyslane. Owszem, jest troche splesnialych nalecialosci ale nie psuja one mocno calosci. Polecam. 8-/10.

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

skończyłem Sniper Elite 5, takie niespodzianki lubię. Z serią nigdy nie miałem styczności i pewnie gdyby nie Game Pass to dalej by tak pozostało. A tu proszę, okazuje się że ta średniobudżetowa gierka, z nierówna oprawą graficzną, prosta jak cep rozgrywką, idiotyczna fabułą okazała się tak wciągająca że spędziłem w niej jakieś 20 godzin, czyszcząc na ile mogłem wszystkie mapy. 

Odnośnik do komentarza

Odświeżyłem sobie RE4, tym razem na Xboxie. Od lat ją speedrunuje i skipuje filmiki, tym razem chciałem obejrzeć całość no ale nie wytrzymałem festiwalu żenady i od połowy pomijałem. Gameplay nadal zajebisty ale etapy z udziałem Ashley i jazda buldożerem to niezły cringe, jestem pewien, że w remake to pominą.

Odnośnik do komentarza
45 minutes ago, ASX said:

skończyłem Sniper Elite 5, takie niespodzianki lubię. Z serią nigdy nie miałem styczności i pewnie gdyby nie Game Pass to dalej by tak pozostało. A tu proszę, okazuje się że ta średniobudżetowa gierka, z nierówna oprawą graficzną, prosta jak cep rozgrywką, idiotyczna fabułą okazała się tak wciągająca że spędziłem w niej jakieś 20 godzin, czyszcząc na ile mogłem wszystkie mapy. 

 

Czasem trzeba zagrać w coś totalnie odmóżdżającego i innego niż zwykle. Ja kilka tygodni temu kupiłem za jakieś grosze CoD WW2 żeby postrzelać, bawiłem się super aż do misji skradankowej w Paryżu. Porzuciłem więc bez żalu i wywaliłem do kosza :) No i mam dość CoDa na kolejne 5 lat :)

Odnośnik do komentarza
7 godzin temu, Homelander napisał:

 

Czasem trzeba zagrać w coś totalnie odmóżdżającego i innego niż zwykle. Ja kilka tygodni temu kupiłem za jakieś grosze CoD WW2 żeby postrzelać, bawiłem się super aż do misji skradankowej w Paryżu. Porzuciłem więc bez żalu i wywaliłem do kosza :) No i mam dość CoDa na kolejne 5 lat :)

To grales chyba w najgorsza odsłonę od lat bo modern warfare z 2019 byl sztywniutki (single jak i multik) 

Odnośnik do komentarza

Record of Lodoss War: Deedlit in Wonder Labirynth [PS5]

 

22222.thumb.jpg.4e7a09ca4203f66dc60ab8ab1ed726c7.jpg

 

Na wstępie od razu napiszę, że ta gra jak mało która kojarzyła mi się z Symphony of the Night. No, już mam to z głowy, bo gdybym tego nie zrobił to bym się od tej kwestii nie uwolnił, sorry. To znaczy wiele gier mi przypomina najlepszą Castlevanię w historii, ale RotLW:DiWL (będę pisał po prostu Deedlit xd) jest chwilami w swoich inspiracjach bezczelnie wybitna. Wręcz dotykała we mnie tę wewnętrzną strunę nostalgii, wiedziała jak ją szarpnąć, choć w momentach jasnego umysłu doskonale sobie zdawałem sprawę, że Deedlit (w sensie: bohaterka) pod wieloma względami Alucardowi mogłaby jedynie pelerynę trzymać. Gra świetna, ale to nie ta klasa i już piszę dlaczego.

 

Najmniej zarzutów mam do oprawy audio-video. Ta najsprawniej nawiązuje do gier z tamtej epoki. Piksele na ekranie są niemałe, ale całość ma swój niezaprzeczalny zmysł artystyczny i rusza się bez zarzutu. Animacje postaci radują oczy, na ekranie chwilami dzieje się onieśmielająco dużo (szczególnie w walkach z bossami), a muzyczka przygrywająca naszym perypetiom być moze nie wybija się na pierwszy plan, ale też w żadnym momencie nie irytuje. 

 

Zgodnie z ideą gatunku odwiedzimy kilka rożnych biomów, choć wyraźnie dominują zamkowe klimaty. W trakcie wyprawy zdobędziemy oczywiście nowe umiejętności, które zgodnie z klasycznymi założeniami umożliwią nam dalszą eksplorację. Podwójny skok komukolwiek? Może lewitacja? Albo oddychanie pod wodą? To wszystko tutaj jest, ale żaden to wyczyn, więc nie ma czego roztrząsać. To, czym Deedlit stara się wyróżnić jest system żywiołów. Operujemy głównie dwoma z nich - wiatrem i ogniem, a nasza postać w dowolnym momencie może się między nimi przełączać. Wielu porównuje ten patent do Ikarugi, ja wolę bliższy gatunkowo Outland (od Housmarque). Krótko mówiąc - jeśli wyekwipujemy się w żywioł ognia, to tego rodzaju ataki nie robią nam krzywdy (a co więcej - ładują pasek many). Możemy wtedy biegać w lawie, przyjąć na klatę fireballa od smoka, czy pokonać zaporę ogniową. Minusem jest fakt, że w tej formie nie zadamy również obrażeń temu samemu ognistemu smokowi i aby to zrobić, musimy się przełączyć na żywioł wiatru. A to wiąże się z wiadomym ryzykiem. Dodajmy do tego informację, że atakując jednym żywiołem wzmacniamy swój atak tego drugiego żywiołu, więc jest duża motywacja do ciągłej żonglerki. Rozgrywka opiera się często na ważeniu zysku/straty i szybkiej ocenie ryzyka. Żaden to wyszukany system, ale wystarczająco intuicyjny i przyjemny, by bawić do końca gry.

 

1111.thumb.jpg.9d419e0789bff859caf5702f6473da3a.jpg

 

Gra trzyma bardzo dobre tempo. Znajdujemy co prawda nowe bronie (kontaktowe i dystansowe łuki), ale system ekwipunku jest kompletnie uproszczony, więc większych dylematów przy wyposażaniu Deedlit nie będziemy mieli. Podobnie system magii, bo czarów jest zaledwie kilka i każdy ma inne właściwości, z kolei przeciwnicy są zazwyczaj wrażliwi na jeden z nich. Natomiast to, co ucieszy niektórych, to fakt, że gra praktycznie unika backtrackingu. A przynajmniej w swojej głównej osi fabularnej. Świat skonstruowany jest w ten sposób, że ścieżkę progresu zawsze mamy w pobliżu i wystarczy rzut oka na mapę. Oczywiście możemy się w parę miejsc cofnąć (są teleporty), aby zdobyć nową broń czy jakiś upgrade HP/MP, ale to rzeczy kompletnie opcjonalne, które w żaden znaczący sposób nie wpływają na rozgrywkę czy poziom trudności. Mobki zazwyczaj nie stanowią większego wyzwania, a bossowie (btw. świetni) potrzebują 2-3 podejść, by poznać schemat ich ataków i są szybcy do wyuczenia. Inna sprawa, że chaos na ekranie chwilami przytłacza.

 

To wciąż gatunkowa metroidvania, ale z rodzaju tych uproszczonych. O dość uprzejmie skonstruowanym świecie już wspomniałem. Większego błądzenia nie uświadczycie. Ma to swoje plusy. Grę zamkniemy w poniżej 8 godzin (tyle mi zajęło splatynowanie) więc to powinno dać obraz. I nie uważam, by była zbyt krótka. Jest dość intensywna, skondensowana i skoncentrowana na czystym gameplayu. Optymalna.

 

Co nie zagrało? Gra ma dość proste i powtarzalne konstrukcje kolejnych ekranów. Próżno tu szukać bardziej kreatywnych tworów terenowych. To albo proste "schodki" w górę, albo prosty korytarz w lewo/prawo. Raptem kilka wyzwań platformowych. Minimum irytujących fragmentów. Te same schematy półek, tylko oklejone innymi teksturami danego biomu. Niezobowiązujące skakanko prawo, lewo, góra i elo. O ile uproszczoną konstrukcję całego świata rozumiem i doceniam, tak wolałbym, aby kolejne ekrany nie zlewały mi się w jedną, podobną papkę.

 

Druga bolesna kwestia to fabuła. Nie wiem o chuj tam chodziło. To znaczy z grubsza czaję, ale problem w tym, że gra jest głęboko osadzona w uniwersum Lodoss Wars, a była to moja pierwsza styczność z tym tworem. Pojawiają się więc bohaterowie, którzy najwyraźniej powinni być mi znani, ale... no nie są. Starzy znajomi się spotykają na ekranie, urządzają pogawędki, a ja nie wiem kto jest kim. Nie jest to specjalnie uciążliwe, bo scenek fabularnych jest tutaj minimum, ale dla mnie równie dobrze mogłoby ich nie być wcale.

 

Podsumowując: czuć oczywisty vibe SotN, ale pod względem konstrukcyjnym/rozbudowania to klasa niżej.

 

3333.thumb.jpg.a0d7ebb5e19fbc1c60ff719bc2988e61.jpg

 

  • Plusik 2
  • Dzięki 4
Odnośnik do komentarza

Shadow of the Colossus (PS4 Pro) - poprawny remake bardzo dobrej gry. Grafika miejscami wymiata, wygląd niektórych miejscówek to dobry materiał na pocztówki. Same walki z kolosami też świetnie się prezentują i to wszystko w 60 fps (tryb 30 dla mnie jest niegrywalny). Jedyne co mocno rzuca się w oczy na minus to dorysowująca się trawa podczas jazdy kiedy kamera jest wyżej zawieszona. Niestety reszta została praktycznie nietknięta, więc jeśli ktoś miał problem z czasami niesforną kamerą czy sterowaniem to remake niczego nie zmienił. Brakuje też lepszego wykorzystania pada, jakieś dźwięki z głośnika podczas walki czy porządne wibracje mogły by bardziej dopakować rozgrywkę. Sama gra nadal jest jedyna w swoim rodzaju i każdy powinien ukończyć ten tytuł ale remake mógł wprowadzić więcej zmian poza oprawą (tak jak to zrobili w THPS1+2 czy MediEvil). Jak by oceniać samą jakość odświeżenia to to jest 6+/10, oprawa świetna, nic nie zepsuli ale też mało co poprawili, sama gra to nadal dla mnie 9-/10 więc średnia wychodzi 7+/10 jak ktoś nigdy nie grał to może spokojnie dać oczko wyżej do oceny.

Odnośnik do komentarza

Deedlit bardzo spoko. Grałem w wiele bardziej rozczarowujących metroidvanii i akurat ta całkiem trzyma fason. Nawet sprawiła, że chciałem się wkręcić bardziej w to uniwersum i przypomnieć sobie Lodossa z DC. Z fabułą podobny zabieg był w Touhou Luna Nights. Są postacie, znają się ale kim są to musiałbym chyba wejść do jakiejś shmup Wiki przez zagraniem.

Odnośnik do komentarza

Halo 2 i 3

 

Ogrywam już dłuższy czas Master Chief Collection, robiąc sobie bardzo długie odstępy pomiędzy kolejnymi odsłonami, ale ogólnie warto było to kupić. Przeszedłem pierwszą część, po której było widać, że się mocno zestarzała, fizyka miejscami mocno kulała ale Halo 1 było ok. Natomiast część 2 i 3 - to wyraźna tendencja wzrostowa w stosunku do jedynki. Lepiej zaprojektowane poziomy, naprawiona fizyka, kierowanie pojazdami, ciekawsza fabuła - no i przyzwyczaiłem się już do "krasnali ogrodowych", które jakby mniej raziły w oczy :). Ogrywając pierwszą część ich pojawienie się po raz pierwszy na ekranie wywołało u mnie lekką konsternację.:D Fajna, szybka gra FPS, którą planuje przejść aż do Halo:Infinite i jak je skończę to spróbuję popykać trochę w multiplayer.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Spelunky

 

To bylo moje growe nemesis. Nigdy nie byłem dobry w takie gierki i kiedys na vicie mocno się poddałem. Ukonczone wczoraj na SD z podstwowym najprostrzym zakonczeniem. Czuje sie jak bym wlazł na mount everest. Pozostałych zakonczen nie tykam w obawie o nerwice. Moje growe zycie jest kompletne.

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza
49 minut temu, pawelgr5 napisał:

Spelunky

 

To bylo moje growe nemesis. Nigdy nie byłem dobry w takie gierki i kiedys na vicie mocno się poddałem. Ukonczone wczoraj na SD z podstwowym najprostrzym zakonczeniem. Czuje sie jak bym wlazł na mount everest. Pozostałych zakonczen nie tykam w obawie o nerwice. Moje growe zycie jest kompletne.

Ja gralem w tą pierwszą wersje która byla za darmo i nigdy nie udało mi się tego skończyć. Random tych miejscówek i ogólny brak broni, do tego jesteś na dwa hity z tego co pamietam - czułem się zawsze w tej grze dark version of sonic/mario :yao:

Odnośnik do komentarza

Mnie zawsze zajebywał ostatni boss, nawet gdy cały run układał mi się idealnie to jakoś nigdy nie udało mi się go pokonać. Na zawsze chyba pozostanie moim Nemesis.

 

Sama gra piękna, zarówno oryginał za darmo jak i wersja na Vite w którą zagrywałem się miesiącami. Muszę w końcu zabrać się za dwójkę, bo jest chyba w GP, ale jakoś nie miałem okazji przysiąść dłużej 

Odnośnik do komentarza

Mother Russia Bleeds

 

Robiłem dzisiaj nockę w robocie i jakoś naszło mnie na jakiś no-brainer i o mamusiu. :banderas:Prosty, ale satysfakcjonujący system walki, brutalność, mroczna fabuła (mocne zaskoczenie jak na beat'em up), a to wszystko okraszone obłędnym pixel-artem przedstawiającym nieco swojskie nam klimaty ZSRR późnych lat 80.

 

Może z 2-3h granka łącznie, na normalu, ale w żaden sposób nie nudziło, bo każdy level ma jakiś pomysł na siebie. Polecam.

Odnośnik do komentarza

Judgment (ps4) - od czego by tu zacząć. To chyba najlepsza fabularnie Yakuza gra w uniwersum Yakuzy. No nie powiem, historia mi się tu bardzo podobała. Mamy wątek seryjnego mordercy, wokół którego toczy się fabuła. Mamy też pewnie wydarzenia z przeszłości które są bardzo istotne. Nie ma co za dużo zdradzać, bo poznawanie głównej fabuły to najlepsza rzecz. Można by z tego zrobić elegancki serial kryminalny.

Co do postaci jakie występują, mamy szereg zarówno dobrych jak i złych, które wypadają naprawdę dobrze. Znaczy tych dobrych da się lubić, a antagonistów z wielką chęcią chce się oklepać. Yagami, główny bohater też przypadł mi go gustu, a bałem się że nikt nie zastąpi Kiryu. Również dąży za wszelką cenę do celu pięściami (choć nie tylko) i nie boi się żadnego kozaka.

System walki jest inny bo Yagami odbija się od ścian, robi szpagaty w powietrzu jak Van Damme, ogólnie jego styl walki jest szybki z mocnym używaniem nóg (kopniaki, podcięcia).

Jak przystało w tym uniwersum, dialogów jest mnóstwo, choć wydaje mi się że w głównej fabule skupiono się na tym co najważniejsze, nie ma przedłużania na siłę i gadania o pierdołach (choć postacie mają tendencję do przypominania nam poprzednich wydarzeń wielokrotnie). Są też subquesty, jak zwykle dziwne, perwersyjne, pełne japońskiego humoru. Doszedł też motyw zaprzyjaźniania się z mieszkańcami Kamurocho. Przeważnie dialog z daną osobą, czasem coś innego, nabijające wskaźnik przyjaźni. Oczywiście jak już nabijemy go na maksa z daną postacią daje nam to jakieś profity (dostęp do nowych subqestów, czasem przedmiot od tej postaci). Jest jeszcze latanie dronem, jego kustomizacja (zbieramy do tego przedmioty po mieście w większości), i wyścigi. Zupełnie mnie to nie wciągnęło. Yagami jako że jest byłym prawnikiem, a obecnie detektywem, od czasu do czasu przeprowadza analizę terenu (widok z oczu) w celu znalezienia dowodów, a czasem będzie musiał z listy wybrać dany dowód by popchnąć akcje do przodu. Fajny motyw detektywistyczny, taki uproszczony Ace Attorney.

Przejdźmy może teraz do tego, co nie do końca wypadło dobrze. A więc mamy znów Kamurocho i tylko Kamurocho:dafuq: (wnętrza budynków się nie liczą). Trochę tak jakby wykorzystano dopracowaną miejscówkę wrzucając tam fabułę i scenki. Nie ma karaoke, hostess, kręgli. Ogólnie bardzo biednie jak na to co oferowała ta dzielnica w poprzednich częściach Yakuzy. Są 4 panny do wyrwania (długie subquesty, ale zrobiłem i zaliczyłem), wirtualne Kamurocho po założeniu gogli i poruszanie jak w grze planszowej (raz fabularnie tam byłem i mnie nie wciągnęło) no standard czyli baseball, rzutki i masa jedzenia w knajpach. Ale i tak bardzo biednie jak na to miejsce.

Po drugie, bossowie są łatwi. W Yakuzie w pewnym momencie walki zaczęli blokować dość mocno, robić uniki, trzeba było kombinować. Tutaj też blokują, ale ten blok jest łatwo przełamać, do tego zawsze leży sporo śmieci do podniesienia, więc po naładowaniu paska specjala odpalamy akcje i paseczek szefa schodzi. Chyba tylko finalną walkę zapamiętam. Wspomnę jeszcze o przegiętym motywie ze śledzeniem ludzi. Jak się robi fabułę plus dodatkowe questy to można się porzygać tą sekwencją.

Czyli tylko dla fanów Yakuzy którym Kamurocho się nie znudziło i poruszają się tu już z pamięci. Albo dla kogoś kto chce sprawdzić uniwersum Segi, bo do przygód Kiryu to tu nawiązań nie ma, więc nie trzeba znać lore:kaz:. Fabularnie jest top, ale regres jeśli chodzi o zawartość też został zaliczony.

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...