Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Kolejne przejście Star Wars Jedi: Fallen Order, tym razem na Series S. Jedna z moich ulubionych gier poprzedniej generacji wciąż bawi równie dobrze jak na premierę. Przy okazji sequela niech tylko dopracują animacje, rozwiną walkę, wypełnią lokacje większą liczbą detali i ciekawych sekretów (żeby obyło się bez zielonego, pustego do bólu Bogano) a będzie gites.

Odnośnik do komentarza

Star Wars Jedi: Fallen Order

 

Po tej grze wiem jedno. Nie jestem fanem gier souls-like. Nie podobał mi się w grze ten system ognisk, które są checkpoint'ami i leczenia, które powoduje respawn wszystkich wrogów (to też zależy, niektórzy silniejsi się nie odradzają). Tak więc gry Dark Souls i Bloodborne odpadają z mojej listy gier w które będę chciał zagrać. Taki system moim zdaniem zupełnie nie pasuje do gry o Gwiezdnych Wojnach. Nie podobały mi się zapożyczenia z innych gier (dla przykładu - Metroid, Dark Souls). Wracamy po kilka razy na te same planety, w których po wykonaniu misji musimy wracać na piechotę do statku. Mogli naprawdę to sobie podarować i dodać możliwość szybkiej podróży. Nie podobało mi się też sposób walki na miecze świetlne a także używanie mocy przez Jedi/Sithów, która jest taka za bardzo...komiksowa  ? Nie umiem tego nazwać, ale czasami wygląda to jak gra o superbohaterach a nie Star Wars. W filmach i grach to wszystko było raczej stonowane. Zresztą w grze jest dostępna tylko ograniczona ilość mocy (np. w Jedi Knight było tego więcej) Do tego oczywiście crafting i zbieractwo jakichś gratów które na szczęście można pominąć. Gra oczywiście nie jest zła, po prostu porównuję ją do Jedi Outcast i Jedi Academy, które w mojej opinii były świetnymi grami i bardziej trafiały w mój gust. Ma swoje zalety - grafika jest dobra, fabuła jest ciekawa, pojawia się kilka fajnych postaci, zwiedzamy kilka ciekawych  miejscówek,  niektóre potyczki są widowiskowe. 

 

Ogólnie ja bym tej grze dał tak 6/10. Można zagrać, było ok, ale mi niestety elementy Metroida i Dark Souls nie pasują w tej grze. 

Odnośnik do komentarza

Dragons Dogma Dark Arisen (PC) - kiedyś pograłem chwilę w ten tytuł na PS3 ale jakoś mnie nie porwał, teraz przy zapowiedzi drugiej części i czytając opinie forumka zasiadłem z zamiarem ukończenia no i się udało. Sam początek gry jest ciężki i nie z powodu poziomu trudności ale ilości śmieci które się zbiera i informacji co chwilę się pojawiających. Dosłownie po paru godzinach gry ma się dziennik zawalony dziesiątkami zadań których nie można w żaden sposób pogrupować, więc ma się na liście dosłownie 10 questów z cyklu zabij x goblinów/królików/itp., 10 znajdź X, 5 udaj się do Y i 3 zagadaj z Z. Nawet nie ma żadnej ikonki które to są Main Questy. Z przedmiotami tak samo, zbiera się kilogramy śmieci z czego 1/3 jest przydatna, 1/3 potrzebna do tuningowania broni a 1/3 do mieszania z innymi przedmiotami. Jest stanowczo za dużo tego, dosłownie setki przedmiotów zbiera się po drodze.

 

    I tak na prawdę bym odpuścił tę grę gdyby nie walki które są świetne. Przeciwnicy elegancko reagują na szlagi, czasami jest lekki chaos i jakiś losowy moment może równie dobrze spowodować zgon jak i wygraną w 10 sekund. System walki jest hybrydą Monster Huntera z hmm... God of War'em, czyli ma się słaby i silny atak i dodatkowo max 6 skilli do przypisania, w przypadku maga jest to 6 czarów, łucznika 3 skille dla łuku i 3 dla sztyletów (bo większość klas postaci ma dwie bronie) do tego dochodzą umiejętności pasywne i okazuje się że jest masa możliwości rozwoju postaci i każdą klasą gra się inaczej. Nie ma jakiś wymyślnych combosów, walka bardziej polega na odpowiednim aktywowaniu skilli i ogarnięciu kogo jak najlepiej zaatakować. Jedyny większy minus to inteligencja pomagierów która czasami nie istnieje. Są potyczki gdzie dosłownie 90% roboty trzeba wykonać samemu bo bot zacznie się kręcić bez celu albo próbuje załadować najmocniejszy czar tuż pod nosem przeciwnika (a po uderzeniu przez potworka ładowanie czaru jest przerywane...).

 

   Jeśli chodzi o oprawę widać że to gra z ery PS360, to co się nie zestarzało to wygląd i animacje przeciwników, wszelkie dungeony które całkiem ładnie wyglądają (szczególnie w dodatku) i efekty czarów. Otwarty świat wygląda średnio i  drzewka doczytują w oddali, a jak się szybko śmiga z miejsca na miejsce to nawet animacja potrafi chrupnąć. Remaster zrobiony po kosztach. Muzyka jest całkiem ok tylko szkoda że się nie zapętla w mieścinach. Fabuła jakaś jest ale zbytnio nie zapada w pamięci, tak samo jak postacie, przynajmniej świat przedstawiony jest w miarę ciekawy.

 

   W skrócie: polecam dla osób które chcą zagrać w action RPGa z bardzo dobrą walką z klasycznymi bestiami do ubicia (smoki, gobliny, cyklopy itd.) i naturalnymi barierami. Na niskim levelu zapuszczanie się w las po zmroku oznacza pewny zgon. Jak zostaną poprawione bolączki oryginału to sequel może konkretnie pozamiatać. 8/10

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Skończyłem sobie Resident evil 3 remake. 

Ale się naczytałem o tej grze że mega zjebali i jakie to nie są popłuczyny po rimejku dwójki a okazuje się że to fantastyczna gra wideo.

Miejscówki? 10/10 rozjebane miasta i włóczące się trupy to moje klimaty, miejscówki z dwójki uwielbiam no ale tu uderzają w moje klimaty :sonkassie:

6 godzin grania no trochę c0rwa mało i widziałbym chętnie jeszcze chociaż z +4h no ale co zrobisz? Nic nie zrobisz przynajmniej nie ma kiedy się znudzić a już zabieram się za speedruny i hardkory, no będzie tu jeszcze sporo granka. 

 

Bardzo mi się podoba ten system uników, trzeba trochę potrenować ale potem miło się omija stworki i nie wc0rwiają aż tak jak w dwójce gdy jakiś dureń ugryzie Cię w kostkę. Najgorsze co spotkało tę grę to wycięte gore, kruci masakrycznie to boli i obniża jakość zabawy o jedno oczko :pechowiec: btw ten dźwięk karabinu xD jak jakaś zabawkowa broń na baterie no słabo, słabo.

 

Dobra gra a za 50zł to już mega dobra :wujaszek: najgorsze że została mi już tylko 8ka do nadrobienia a potem na residentowym głodzie będę :pechowiec:

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Another World 20th Anniversary Edition - pierwszy raz grałem w tę grę koło 1995 na Amidze u kuzyna i pamiętam że zrobiła na mnie mega wrażenie (szczególnie w porównaniu do gier na Pegasusa) ale nigdy jej nie ukończyliśmy. Po ponad 30 latach widać jak wielki wpływ miał ten tytuł na branżę. Kontekstowe animacje, zagadki środowiskowe, interaktywne scenki które dzisiaj były by w formie QTE, klimat, reżyseria.

   Jest dużo elementów które mogą się podobać ale równie dobrze można się odbić po paru minutach bo gra jest cholernie trudna. Ukończenie zajęło mi niecałe 2h i myślę że miałem z 30 zgonów. Duża część zagadek czy sekcji platformowych polega na przechodzeniu ich metodą prób i błędów bo nie ma szans żeby zareagować na wydarzenia na ekranie czy wiedzieć co w jakiej kolejności zrobić. Sterowanie też nie zostało poprawione więc tym samym przyciskiem się strzela i biegnie, trzeba się przyzwyczaić.

   Jak ktoś ma małą tolerancję na tanie zgony to lepiej żeby w to nie grał (stare TRy przy tym to poziom very easy). Przechodząc ponownie przypominałem sobie kolejne sekcje gry i okazało się że w tym 1995 doszliśmy do ostatniej lokacji, więc czemu nie widziałem zakończenia? Bo myśleliśmy że w ostatniej scence (powiedzmy QTE) trzeba szybko mashować w prawo na joysticku i zawsze to robiliśmy za wolno co kończyło się zgonem, okazało się że wystarczy trzymać prawo xd (no chyba że zmienili to względem Amigi) Mimo wszystko polecam przynajmniej spróbować bo jest to kawał historii gamingu do wyrwania za grosze. Jak ktoś się jara retro gierkami to 9/10

  • Plusik 2
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Fallout: New Vegas

 

Tak grałem i grałem i z każdą godziną coraz mocniej mi przelatywała przez głowę myśl "skąd ten kult?". Jasne, główny wątek ciekawszy niż w trójce, opcji dialogowych i szeroko pojętego wpływu na kreowaną historię chyba więcej (piszę chyba, bo w F3 grałem jakieś 5 lat temu), ale poza tym? Pod względem technicznym i gameplay'owym (z kilkoma różnicami, które osobiście mi zwisają, typu chujowy crafting czy rozbudowa arsenału) to jest Fallout 3 i cały czas się czułem, jakbym grał w jakieś, ogromne bo ogromne, ale jednak DLC. Obiektów i tekstur przeniesionych z "prequela" jest tu na pęczki, ale najważniejsze jest to, że po prostu cały feeling gry jest niemal taki sam. Oczywiście ma to swoje plusy, jak i minusy.

 

Trójkę oceniam na solidną ósemkę, gdzie największą wadą, poza bugami, archaizmami i prezencją (nawet biorąc pod uwagę, że to 2008 rok) była wkradająca się po -nastu godzinach monotonia i powtarzalność rozgrywki, a w efekcie zmęczenie materiału. A no i obesrane tunele, których tu nie ma i to chyba największa zmiana na plus (ale są inne miejsca na mapce drażniące swoją niewygodą). Ten cały Bethesdowy schemat z lootowaniem niekończącej się ilości śmieci, mnożącymi się co krok fedexowymi misjami pobocznymi, "labiryntami" etc. sprawia, że gracz, po początkowym zachwycie i zachłyśnięciu się wolnością i swobodą eksploracji, w pewnym momencie ma dość. New Vegas jest pod tym względem takie samo i kiedy po parunastu godzinach na pustyni wkroczyłem do miasta, w światek gildii rządzących tym rejonem, to poczułem się trochę oszołomiony nagłym namnożeniem kolejnych odgałęzień wątku, nowych frakcji i nowych zadań na liście. Koniec końców, fabuła i sporo pobocznych misji (choć mapki jeszcze całej nie odkryłem) zajęła mi ok 40 godzin i jak na rozbudowanego RPGa to jeszcze w miarę sensowny wynik, ale sporo tego czasu to niezbyt ekscytujące zajęcia, które odhacza się trochę z rozpędu, trochę z pogoni za expem/lootem, a trochę przez "natręctwa gracza". Jest kilka wątków i epizodów zasługujących na wyróżnienie, ot choćby "przygoda" z ex kanibalami, sęk w tym, że niektóre z nich można dosyć łatwo pominąć albo olać zniechęcając się przez tak prozaiczne powody, jak np. problem z nawigacją na ultra nieczytelnej mapie i wkurw wywołany krążeniem po kolejnym identycznie wyglądającym korytarzu budynku z dziesięcioma drzwiami po obu stronach.

 

Faktem jest, że całokształt nadal ujmuje specyficzną atmosferą (niekiedy naprawdę gęstą), ciekawymi postaciami (na czele z Mr. Housem) i swobodą w rozwijaniu relacji z nimi. Nie jestem fanem motywu "masz tu kilka frakcji i wybieraj, z kim się trzymasz, ale uwaga, jak jedni cię lubią, to drudzy cię nie lubią", ale muszę przyznać, że system w New Vegas pozawala na osiągnięcie naprawdę ciekawych i różnorodnych rezultatów naszych poczynań, przede wszystkim w kontekście zakończenia. Mimo, że raczej mam tendencję przechodzić gierki w sposób, że tak powiem po Mass Effectowemu "idealistyczny", tak tutaj w pewnym momencie sobie pofolgowałem i nacieszyłem się możliwością bycia cynicznym i wbijającym nóż w plecy chujkiem

Spoiler

(najpierw "rozkochałem" w sobie BoS, uzyskałem trening umożliwiający noszenie Power Armor, żeby na koniec wysadzić ich w pizdu w powietrze zgodnie z planem pana z komputera xD)

 

Generalnie miałem iść drogą NCR vs reszta świata plus maksymalnie przekabacone na moją stronę dzikusy z innych frakcji, ale w pewnym momencie zrobiłem sobie save "na zaś" i zaliczyłem "ścieżkę House'a", przy czym zakończenie było dosyć satysfakcjonujące. A do "ścieżki NCR" sobie jeszcze wrócę.

 

Muzyka w radiu jak zwykle buduje klimacik, ale lista kawałków jest dosyć krótka jak na tak długą przygodę i szybko zaczynają się one powtarzać, więc po jakimś czasie poszło w odstawkę. Aha, standardowo w grze roi się od bugów, łącznie z takimi, które mogą mocno popsuć rozgrywkę i wymagają wczytania save'a (o ile został zrobiony w odpowiednim momencie). Problemy z fizyką, zacinający się w pomieszczeniu kompanii, crash do pulpitu, to niestety tutaj standard. Grałem oczywiście na PC i nie wyobrażam sobie, jaką męczarnią musi być "zabawa" na konsolach.

 

No także ogólnie F3 i NV źle się zestarzały, choć nadal wciągają. Przez te 40h miałem sporo różnych przemyśleń, które mi do tej pory uleciały, ale sedno jest takie, że dużo tu drażniących mechanik i niestety są momenty nudy. Mimo wszystko ta seria "zasługuje" na nowocześniejszą technologię i dlatego też dużo lepiej grało mi się w czwórkę. Inna sprawa, że w takie molochy dobrze się gra w długich sesjach, na skupieniu i wciągnięciu w ten świat, najlepiej późnymi wieczorami, a ja sobie pykałem w dość krótkich sesyjkach przez pół wakacji, no ale trudno. Generalnie wrażenia pozytywne, ale kolejnej części w tym schemacie bym chyba nie zdzierżył.

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

Ja jak gralem w New Vegas to miałem wrażenie, że ta gra byłaby o wiele lepsza, gdyby twórcy nie byli związani rozwiązaniami z Fallouta 3. Zresztą gdzieś też czytałem, że twórcy NV byli dosyć mocno ograniczeni czasowo, więc to też pewnie wpłynęło na grę. Ja dałbym Fallout'owu 3 tak 7/10 góra. Gra ma masę wad, zresztą nawet Oblivion uważam za lepszą grę (a przynajmniej mi się lepiej grało w 4 część The Elder Scrolls niż w Fallouta 3). New Vagas jest trochę lepszy od Fallouta 3 to był krok w dobrym kierunku. Jednakże dla mnie ciągle najlepszymi Falloutami są zdecydowanie część pierwsza i druga a najgorsza jest czwórka.

Odnośnik do komentarza

Skończyłem Midnight Fight Express, chodzonko zabijankę w której idziemy naprzód i bijemy wszystkich po mordach. Na plus satysfakcjonujący system walki, mnogość przeciwników, różnorodne levele i naprawdę mnóstwo odwołań do popkultury. Na minus ilość dialogów wybijających z rytmu. Ogólnie polecam, bawiłem się fajnie, choć fanem brawlerów (tak się chyba nazywa ten gatunek) nie jestem 

Odnośnik do komentarza

Doom 2016

 

Własnie skończyłem Dooma z 2016 roku. Jeżeli chodzi o gry FPS to jest chyba najlepsza gra ostatnich lat (nie grałem jeszcze w Eternal), a przynajmniej ja w lepszą nie grałem. Bardzo dobre walki z bossami, pomysłowi przeciwnicy i mapy, masa nostalgii poprzez nawiązania do klasycznych gier z tej serii. Id Software naprawdę zrobiło gigantyczną robotę, godne podziwu jest to, że seria przez tyle lat potrafi utrzymywać tak wysoki i równy poziom. Gra ma kilka minusów - według mnie niepotrzebnie ją skomplikowali tym rozwojem postaci, broni i pancerza, ale to tylko moja opinia. Dodałbym też to, że czasami checkpointy są zbyt daleko od siebie (ale to w wielu tak grach jest, nie tylko w DOOMie), a zapisać gry nie można. Rozumiem, że sejwowanie podczas walki psułoby grę. Natomiast jeżeli przemierzamy mapę to opcja save powinna być dostępna cały czas. Były takie momenty, że od ostatniego checkpointa minęło dobrych z 10 minut i np. głupio spadłem w jakąś przepaść, albo dosłownie raz gra się zglitchowała i spadłem przez podłogę w nicość i musiałem wczytywać grę. Powtarzanie wszystkiego co się zrobiło jeszcze raz przez taką drobny błąd jest męczące. Ale oprócz tego gra jest świetna, w mojej ocenie to takie 8+/10.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Relicta [PS4]

 

Relicta_20220818185215.thumb.jpg.41611b80f67918b36704db6cd64a3752.jpg

 

Kurde, człowiek czasami ma jakieś dziwne ciągoty. I zamiast odpalić po ciężkim dniu jakiś rozluźniający odmóżdżacz, to mierzy ambitnie i bierze się za bary z grą logiczną. Nie wiadomo po co i na co to komu.

 

Relicta wprowadza nas w swój świat dość łagodnie, wręcz chciałoby się ją popędzić, bo chwilami aż przynudza. Jest fabuła. Sam nie jestem przekonany czy ta gra potrzebuje fabularnej otoczki. To zawsze miło, że autorzy nie wrzucili tak całkowicie od czapy zestawu zagadek do gry i elo. Widać, że ktoś próbował się do tego przyłożyć i stworzyć jakiś podkład historyczny, lore, notatki, napisać dialogi, nagrać kwestie voiceactingu. Z drugiej strony możemy uznać, że jeśli to wszystko jest źle zrealizowane, to będzie gracza tylko męczyć. I choć doceniam chęci, to Relicta chwilami cierpi z tego powodu. Mamy więc dłużące się fragmenty symulatora chodzenia, gdy przemierzamy kolejne korytarze bazy, wszystkie bardzo do siebie podobne, ukształtowane na jeden wzór, z porozrzucanymi tu i ówdzie kopiami tych samych przedmiotów. No dramatycznie to słabe. Widziałeś jeden korytarz/pomieszczenie - widziałeś wszystkie. Wędrówki starają się nam umilić dialogi bohaterki z resztą załogi bazy. Ta reszta załogi istnieje tylko prawdopodobnie, bo... nigdy ich nie widzimy. Nikt nie zaprojektował modeli postaci. Żadnych. Baza jest ogromna (połączona kolejkami magnetycznymi), a nie ma w niej żywej duszy. Kompletna pustka, czasem przeleci jakiś dron, albo przejedzie odkurzacz Rumba. Wszystkie fabularne rozmowy przebiegają "przez telefon". Nawet filmik końcowy jest tak skonstruowany, że choć słyszymy jak postacie rozmawiają twarzą w twarz, to ich nie widzimy. Powiedzmy, że cięcie kosztów poszło dość daleko. I to nic złego, bo tak jak pisałem - od gry logicznej oczekuję czegoś innego, mogę przymknąć na to oko. Trudniej natomiast jest przytkać ucho na dialogi. Rozmówki między bohaterami miały w zamyśle być chyba takie groovy, a brzmią nieco kabaretowo. Postacie próbują się przekomarzać, czasem rzucą wulgaryzmem, ale to wszystko nie brzmi przekonująco. Nie brzmi naturalnie. Dopiero gdy do akcji wkracza "Pasożyt" dialogi nabierają charakteru i wreszcie dały mi trochę przyjemności. Ale dobra, bo to wszystko tło. Przejdźmy na pierwszy plan.

 

A tutaj mamy sól każdej gry logicznej, czyli zagadki. Te w Relikcie oparte są przede wszystkim na zasadach magnetyzmu. Czyli dodatnia polaryzacja będzie się przyciągała z ujemną. Te same polaryzacje się odpychają. Proste, intuicyjne. Ale elementów na planszy jest już więcej i są nieco bardziej pogmatwane. Istotą zagadek są sześciany. Zawsze w ograniczonej ilości. To im możemy nadawać dowolną polaryzację, a dodatkowo sprawić, by włączyć lub wyłączyć im grawitację. Stopniowo wachlarz przeszkód się zwiększa i strefy zagadek robią się coraz gęstsze od elementów, które musimy wziąć pod uwagę. Różnorakie zasłony - jedne przepuszczą nas, ale sześcianów już nie; inne odwrotnie; jeszcze inne nie przepuszczą niczego, póki ich nie deaktywujemy. Dochodzą panele na ścianach, które mogą nam pomóc, ale również przeszkodzić, jeśli je nieodpowiednio spolaryzujemy. Dochodzą teleportery sześcianów i nadawane im oznaczenia (niektóre przyciski wymagają położenia na nich odpowiednio oznaczonego sześcianu). Dochodzą windy. Dochodzą drony transportujące sześciany, albo anulujące każdą polaryzację w swoim zasięgu. Dochodzi "surfowanie" na pozbawionym grawitacji sześcianie. Wiem, że brzmi to dość niejasno, ale chce tylko w ten sposób dać do zrozumienia, że warstwa logiczna w tej grze jest całkiem rozbudowana i przemyślana. Początek może wydawać się dość ospały i bez iskry. Ale stopniowo dochodzą kolejne intrygujące możliwości, co z jednej strony coraz bardziej komplikuje kolejne zagadki, a z drugiej dostarcza tym więcej satysfakcji z samodzielnego ich rozwiązywania.

 

Relicta_20220829172752.thumb.jpg.e7e8a5c6d17c4598a76953e3ea4a3e73.jpg

 

Choć trzeba przyznać, że mechanika i koncepcja gry potrafią działać na dość sztywnych zasadach. Wiele czynności nie możemy wykonać, bo... nie. Możemy podnosić i przenosić sześciany, ale nie możemy ich nawet lekko rzucić, czy też popchnąć. Nie postawimy ich nawet na nieco pochyłym terenie. Możemy je postawić jeden na drugim, ale tylko równiutko, czyli nie uformujemy z nich "schodków". No czasami jest się o włos od rozwikłania zagadki, ale nie da się, bo postać nie pchnie sześcianu o 10 cm w przód. Bywa irytująco. Ale o dziwo, mimo, że Relicta rządzi się swoimi sztywnymi prawami, to mam wrażenie, że jest wystarczająco elastyczna w podejściu. Nie mam pewności, ale czuję, że wiele zagadek rozwiązałem w nie do końca ten sposób, który przewidzieli twórcy. Czasem zostawał mi na planszy jakiś nieużyty sześcian, a ja już przy wyjściu. Niektóre nawet dość szalone pomysły czasem wprowadzałem w życie i o dziwo potrafiły zadziałać. Nie będę ukrywał - to szalenie satysfakcjonujące. Szybko nam wchodzi w krew schemat: obserwacja otoczenia, przegląd dostępnych narzędzi, analiza skutków i przyczyn, konstruowanie w głowie łańcuchów zdarzeń, a następnie wprowadzanie ich w działanie. Sukces, nara, wychodzę ze strefy zagadki cały na biało i dumny jak paw. Początkowe prościutkie fragmenty z czasem przeradzają się w rozbudowane, wielowymiarowe i wieloetapowe sekwencje działań. 

 

Całość zajęła mi około 20 godzin, ale szlajałem się też po tej bazie w poszukiwaniu znajdziek, bo kurwa, mam takie zboczenie. Jeśli dążyć od zagadki do zagadki, to pewnie zaoszczędziłbym z 5 godzin. Jest też trofeum za speedrun poniżej 6 godzin, więc pewnie i tak się da. Gra jest podzielona na kilka biomów (las, pustynia, dżungla, śnieg plus chyba coś tam jeszcze) i otoczenie niespecjalnie się nudzi, ale na pewnym etapie gry i tak się go nie dostrzega, bo to tylko tło dla kolejnych zagwozdek. Bywa ładnie, jednak czuć sterylność.

 

Przez większość czasu wszystko hula intuicyjnie. Działanie nowych elementów musimy rozgryźć sami, ale potem obsługujemy je już bez zastanowienia. W zasadzie przez całą grę trafiłem tylko na jeden fragment i ciąg zagadek, który wydał mi się zupełnie bez sensu i jakiś taki "na żyletki". Nienaturalnie skonstruowany. Utknąłem w nim na... wiele godzin, przyznaję. W końcu dałem za wygraną i sprawdziłem w sieci, a tam się okazało, że rozwiązanie jest proste. Tylko rzecz w tym, że w mojej grze nie było najistotniejszego elementu. Twórcy usunęli go w patchu, bo nie był niezbędny do ukończenia zagadki xd Ostatecznie fragment przebrnąłem, ale trochę chyba na farcie, choć teraz, już mądrzejszy o pewne aspekty poradziłbym sobie z nim lepiej.

Dwa razy zdarzyło się też, że utknąłem, ale tutaj już nie z własnej winy, bo przez bugi. Raz zawiesił się ruchomy panel i uniemożliwił rozwiązanie zagadki. Jakież było moje zaskoczenie, gdy po resecie segmentu (możemy to zrobić w każdej chwili, co cofa nas do położenia domyślnego) okazało się, że panel który przez ostatnią godzinę tkwił nieruchomo na ścianie teraz się porusza. Innym razem podobnie utkwił w miejscu jeden z dronów. Więc polecam się przyglądać niektórym ruchomym elementom, bo mają kaprys bugowania się w miejscu, a my nieświadomi możemy stracić kilkadziesiąt minut na próbie rozwiązania zagadki nierozwiązywalnej.

 

Relicta_20220903140721.thumb.jpg.bdb00361c7730459e49bf1088b6d80c8.jpg

 

Od startu nie byłem przekonany do tej gry. Początkowe dylematy są dość smętne i wąskotorowe, ale potem zaczęło się ostre główkowanie, a ja byłem całkowicie zaangażowany. Po ukończeniu podstawki, głodny nowych wyzwań zabrałem się więc za dodatki (darmowe najwyraźniej, bo grałem w wydanie dostępne w PS+Extra i się odpaliły).

 

Aegir Gig stanowi swoisty fabularny prequel, ale to nieistotny detal. Dostajemy nowego bohatera i sekwencje kolejnych dylematów logicznych. Areny testowe są znacznie ciaśniejsze, skondensowane, co nie znaczy, że łatwiejsze. Oczopląsu idzie dostać od nagromadzenia elementów, do tego dochodzą fragmenty platformowe (z braku lepszego określenia tak je nazwę), gdzie wymagana jest precyzja oraz szybkość działania, a że nasza postać nie jest do tego stworzona i porusza się dość topornie, to bywa nieprzyjemnie. Ale ogólnie to więcej satysfakcjonującego gówna i parę razy po rozgromieniu kolejnej sekwencji do siebie mówiłem "ale jestem zajebisty, na razie lamusy, nie powstrzymacie mnie".

 

Ice Queeen to z kolei swoisty sequel fabularny, ale to znów nieistotny detal, choć dostajemy pyskatą bohaterkę oraz powraca "Pasożyt", więc dialogi mają jakąś werwę. Dorzucono też parę nowych elementów (teleporty dla bohaterki, zasłony zmieniające polaryzację sześcianów), ale baza gry jest wciąż ta sama i tak samo bawi od początku do końca. Z pewnością to lepszy dodatek od Aegir Gig, choć oba dostarczają to co najważniejsze - klawe, coraz bardziej pogmatwane zagwozdki logiczne.

 

Jak ktoś ma ochotę na taką zabawę, to raczej się nie zawiedzie.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Strażacy Strażnicy Galaktyki 

 

Ale to było dobre! Muzyczka, cały czas dobre tempo rozgrywki i korytarzyk, którego mi dawno brakowało. Drzewko rozwoju naszych kompanów bardzo subtelne. 9obejm/10 z lekkim minusikiem, bo końcówka troszkę wydłużona. Ale OST do tej gierki jest SZTYWNIUTKIE

 

 

 

Dużo serca widać twórcy włożyli w relacje strażników, dialogi i ogólnie cały przekaz. Na prawdę fajnie bylo słuchać ich dialogów podczas potyczek jak i luźnych przepychanej słownych gdy nic się specjalnego nie działo na ekranie. POLECANKO

 

Spoiler

dc6211e84aa64801509453d697b54fce4b68a7a9

 

8abfbe6f818244fb4be733b636f0c30807cd98cb

 

  • Plusik 3
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza

Stray (PC)

 

Kolejna perełka wydana przez Annapurna, ten wydawca ma nosa i świetny zmysł artystyczny. Symulator chodzenia kotem, który podczas zabawy ze swoimi kocimi towarzyszami traci grunt pod nogami i spada w głąb mrocznego, zimnego świata zamieszkanego przez roboty. Przez kilka godzin włóczymy się po slumsach i fabrykach szukając drogi powrotu i poznając historię miasta. Napotykamy mieszkańców - roboty, które mają swoją przeszłość i dzięki ich opowiadaniom dowiadujemy się co wydarzyło się w mieście. Rozwiązujemy proste zagadki typu znajdź i przynieś lub przestaw jakiś element by pokonać przeszkodę. Towarzyszy nam malutki robocik z ludzką świadomością, który pomaga nam hakować sprzęty. 

Stray to cyberpunk pełną gębą, klimat aż wylewa się z ekranu, lokacje są sugestywne, niektóre przypominają mi odmienione światy z Silent Hill z ścianami pokrytymi mazią i "żyjącymi" tkankami. Polecam bardzo.

 

 

17y6KJ3.png

 

 

Mighty Goose (PC)

 

Jeśli jesteś fanem Metal Sluga to jest to gra dla Ciebie. Zamiast wojaka w stylu rambo dostajemy waleczną gęś, która na swojej drodze wyżyny setki, a nawet tysiące przeciwników (osiągnięcie za zabicie 10 000 przeciwników). Świetny odmóżdżacz na kilka godzin, wymaksowanie zajęło mi jakieś 6.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Trzeba czasem ograć jakiegoś Open-Worlda, by być moralnie upoważnionym do jebania Ubi.

UWAGA: duże stężenie porównań do Breath of the Wilds.

 

Immortals: Fenyx Rising [PS5]

 

363292985_ImmortalsFenyxRising_20220825203449.thumb.jpg.3c0e028c8f9558d6e7e4c3ccecd3773d.jpg

 

Jasne, że gra mocno inspirowana Breath of the Wilds. Tak mocno, że niektórzy nazwą to plagiatem i raczej nie zabraknie im solidnych argumentów, by to udowodnić.

 

Styl graficzny jak żywo przypomina ostatnie przygody Linka. Baśniowy, intensywnie nasycony kolorami, no wypisz, wymaluj. Wykreowany świat chwilami bywa bliźniaczo podobny, choć tutaj wzięła górę tendencja Ubisoftu do zaśmiecania przestrzeni różnym gównem. Wszędzie walają się skrzynie, co chwilę natykamy się na jakiegoś rodzaju wyzwania środowiskowe, nie przebiegniemy stu metrów, by na radarze nie pojawiła się jakaś ikonka "hey, wanna skrzynkę z mało przydatnymi gratami?". Bo o ile w BotW w różne miejsca gnał nas zew przygody i własna ciekawość, to tutaj twórcy jakby się obawiali, że stracimy motywację, jeśli w ciągu trzech minut nie dostaniemy jakiejś atrakcji. Masa śmieci, z czego połowa nie stanowi żadnej wartości. Z tradycyjnych skrzyń potrafią wypadać śladowe ilości waluty (z pojedynczej walki wypada 3-5x tyle), albo składniki do potionów, których i tak mamy stale pełne kieszenie. Z nieco rzadszych skrzynek wypadają skórki do broni czy zbroi, różniące się jakimś niuansem kolorystycznym, więc złom. No nie czułem się wynagradzany i szybko straciłem zapał do szperania po mapie.

 

925185363_ImmortalsFenyxRising_20220911184903.thumb.jpg.5eb4adb0faf0266074cd0c7062d3f20b.jpg

 

Nieco lepiej wypadają na tym tle pozostałe atrakcje świata. Mityczne Wyzwania oferują niezbyt wyszukane, ale dość przyjemne rozrywki zręcznościowo-logiczne. Całość opiera się na obserwacji otoczenia i opracowaniu metody dostania się w odpowiednie miejsce. Czasem trzeba postawić coś na zapadni-guziku, czasem przy pomocy łuku i strzały zapalić kolejne znicze, innym razem gdzieś coś wrzucić, przepchać, przestawić. Niespecjalnie finezyjne, ale dość satysfakcjonujące. Choć zazwyczaj na końcu czeka skrzynka z bezużytecznymi gratami, więc samo rozwiązanie zagadki musi nam wystarczyć jako nagroda.

Najjaśniej świecą jednak odpowiedniki świątyń z BotW, czyli Otchłanie. Każda stanowi dość rozbudowane wyzwanie i każda stara się oferować nieco inne zasady, byśmy zbyt szybko się nie znudzili. Twórcy byli w tym  elemencie dość pomysłowi i doprawdy trafiłem na wyjątkowo dużo wariantów, które były unikatowe. W każdej Otchłani można spędzić kilkanaście minut kombinując jak dostać się dalej. Niekiedy gra wymaga umiejętności czysto zręcznościowych, innym razem czeka na nas zagadka logiczna czy zabawa fizyką przedmiotów. Trafią się też tradycyjne areny walki, gdzie można się wyżyć na przeciwnikach. Plus kilka obszernych Otchłani głównych, stanowiących ścieżkę fabularną, swoiste odpowiedniki zeldowych dungeonów. Szkoda jedynie, że wszystkie utrzymane są w tej samej stylistyce graficznej, więc powtarzalność ścian i murów może znużyć.

 

36153464_ImmortalsFenyxRising_20220828181344.thumb.jpg.3192caaa8d7c518859cab911e50fdab7.jpg

 

Walka? Całkiem żwawo się ten system rozwija. Początkowo dysponujemy zwykłymi szlagami i bywa monotonnie, ale nasze możliwości szybko zaczynają puchnąć, więc można pokombinować. Koniec końców i tak pewnie będziemy używać dwóch umiejętności na krzyż, ale gra co chwilę podrzuca nam nowe warianty ataków i przynajmniej próbuje urozmaicić zabawę. Większym problemem jest dość skromny wachlarz przeciwników. Bo szybko zaczynają się powtarzać i po prostu nikt nie czuje już ekscytacji, gdy przystępuje do setnej walki z tym samym zestawem rywali, tylko odporniejszych i z większą ilością HP. 

 

Generalnie wiedziałem, na co się piszę. Przekonała mnie tematyka mitologii greckiej, gdyby nie ona, to pewnie sięgnąłbym po inny open-world. Poza tym niczym szczególnym nie dałem się zaskoczyć i Wy też pewnie doskonale wiecie, czego się spodziewać. Fabułka to tylko pretekst, ale sposób jej opowiadania może się spodobać. Bywa dość zabawnie, czasem niezręcznie, ogólnie jest lekko, beztrosko i przyjemnie. Mechanicznie to jawna zrzyna z BotW, ale ogólnie jak już kopiuje, to dobrze jej to wychodzi. Najbardziej chyba jestem wdzięczny za system wspinania, który wymaga zarządzania staminą i nie jest tak bezmyślny jak w Asasynach. Szybowanie też milutkie i pozwala szybko pokonywać odległości. 

 

I mimo, że pełno na mapie śmieci, to gra nie jest specjalnie rozdmuchana. Teren jest skondensowany, pełny punktów Szybkiej Podróży. Zaliczenie wątku głównego to robota na, nie wiem, 20 godzin? I choć wtedy może być wyraźnie trudniej (poboczne aktywności pomagają w rozwoju postaci), to jak najbardziej wykonalne, bo gra specjalnie trudna nie jest. Zaliczenie absolutnie wszystkiego to około 50 godzin, ale nawet platyna/calak tego nie wymaga, więc to już wyłącznie sztuka dla sztuki (albo nerwica natręctw).

No i gra potrafi być naprawdę ładna, szczególnie pierwsza kraina.

 

Nikomu z czystym sumieniem nie mogę polecić Ubi-open-worlda, więc nie polecam. 

 

881113924_ImmortalsFenyxRising_20220916132356.thumb.jpg.573de2f7bd8fd79e33a3fc319ec13460.jpg

  • Plusik 3
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Tormented Souls - survival horror w stylu starych Residentów i SH. Wow w sumie dawno nie grałem w taki typ gry. Gdy na początku kręciłem się w kółko, ginąłem, musiałem powtarzać sekwencje od nowa, po prostu porzuciłem grę na kilkanaście dni. 

No ale wróciłem i zassało. Zajebista gierka. Historia jest całkiem przyjemna, ma swoje twisty choć oczywiście nie jest to poziom Silent Hill 2. Ganianie po przybytku umilą nam maszkary których jest kilka rodzajów, w sumie standard. Tak samo bronie, nie ma tego wiele. Walka to typowe survivalowe drewno (i nie mówię że to wada!) często większym przeciwnikiem jest statyczna kamera(to również nie jest wada!). Jak się już wejdzie w rytm żonglowania broniami, to fajnie się eliminuje potwory. 

Nostalgia. Gra pięknie nawiązuje do klasyków i przywołuje wspomnienia. Klimat osamotnienia potęgowany jest przez świetną muzykę, z obowiązkowym motywem przewodnim w Main Hall i Save Room <3. No i gwóźdź programu czyli zagadki. Naprawdę czapki z głów dla twórców, niektóre rozwiązania to jest kosmos, logiczny ciąg pewnych rzeczy i pomysłowość. Ja pierdole, ta gra pokazała mi że strasznie ostatnie lata mnie oglupiły w tym temacie. Musiałem się posiłkować solucja, niestety. 

 

Polecam gierkę każdemu, powrócą wspomnienia najpiękniejszych czasów survival horrorów. Być może pewne wady przesłoniła mi nostalgia, no ale koniec końców bawiłem się świetnie. 

Ciekawi mnie kolejna gra tego studia, a samą grę widziałbym w abonamencie MS i Sony żeby więcej ludzi się zapoznało. Takie 8+/10 myślę że będzie w sam raz 

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

TRIANGLE STRATEGY ukończone. Piękna to była przygoda, nie zapomnę jej nigdy.

 

Na początku nie zostajemy rzuceni w sam wir wydarzeń - ot, średniowieczna kraina w klimatach fantasy, przez którą przewinęła się 30 lat temu straszliwa wojna, ma znowu doświadczyć pewnych przykrych wydarzeń. Ale dlaczego? Przecież pomiędzy trzema nacjami: królestwem Glenbrook, państwem religijnym Hyzante i władanym twardą ręką księstwem Aesfrost, od dawna panuje kruchy pokój. Tego gracz musi dowiedzieć się sam, wcielając się w syna wasala króla Glenbrook, Serenoę Wolffort, który dla wzmocnienia pokoju pomiędzy nacjami, poślubić ma przedstawicielkę rodu z Aesfrost.

 

Jak zapewne się domyślacie, czeka nas mnóstwo intryg, kombinowania i zwrotów akcji, ponieważ sytuacja zmienia się co chwilę. Nie chcę tutaj rzucać spoilerów, dlatego napiszę tylko, że porównania do Pieśni Lodu i Ognia [Gry o Tron] są tu w pewnym sensie bardzo trafne, choć frakcji mamy jednak nieco mniej. W każdym razie, fabuła wydaje się dość spójna i odczuwałem przyjemność z poznawania dalszych losów naszej drużyny.

 

Jeśli chodzi o rozgrywkę, to nie radzę nastawiać się na to, że to gra taktyczna z jakąś szczątkową fabułę, bo ta naprawdę gra tu pierwsze skrzypce: często jest tak, że oglądamy godzinę dialogów, żeby poprowadzić jedną, półgodzinną walkę. Ale bardzo fajnym motywem jest w grze Waga Przekonań, za pomocą której to, decydujemy, jaką ścieżkę w grze wybierzemy, albo komu zaufamy. Wybór nie zależy jednak tylko od nas, a od całej głównej drużyny. Musimy więc starać się wpłynąć na ich decyzje, żeby zrezygnowali ze swoich przekonań, bądź też nakłonić tych niezdecydowanych, żeby wybrali naszą ścieżkę. Często trzeba pozyskać dodatkowe dowody, czy informacje, które dadzą nam lepsze argumenty w dyskusji. Dokonujemy tego podczas bardzo prostej eksploracji na pojedynczych mapkach, na których możemy zbierać przedmioty, bądź też po prostu rozmawiać z postaciami.

 

Walki to typowy taktyczny RPG znany np. z Final Fantasy Tactics - mamy drużynę, której skład możemy wybrać przed walką, poruszamy się po kratkach i tłuczemy wrogów tak, aby zyskać przewagę, czy to za pomocą stania na wzniesieniu, czy brania kogoś w ogień krzyżowy, czy też wbijania mu miecza w plecy. Każda postać jest inna, i pomimo tego, że nie możemy zmienić jej roli, a jedynie ją awansować, to tak naprawdę każda przydaje się w pewnych sytuacjach. Na swojej drodze napotykamy bardzo wiele postaci, które do nas dołączają, a potem one mogą stanowić trzon naszej formacji bitewnej - choć na fabułę nie mają wielkiego wpływu, to niektóre są naprawdę przyjemne i mają ciekawe mechaniki. Ja polubiłem np. akrobatkę, która mogła umieścić na polu walki swojego klona, który wabił wrogów, jednocześnie ich atakując.

 

Graficznie jest bardzo ślicznie, ale to w końcu 2D-HD od Square, więc raczej nie ma na co narzekać. Muzycznie, kawałki też wpadają w ucho. Styl graficzny zastosowany przy portretach postaci jest dość specyficzny, ale widzi się je na tyle rzadko, że w sumie nawet, gdyby miał on przeszkadzać (chociaż mi się podobał), to raczej nie zdążymy się nawet na niego porządnie obrazić.

 

Pierwsze ukończenie zajęło mi 38 godzin, ale mam ochotę rozegrać grę jeszcze raz czy dwa, ponieważ pozostało mi naprawdę wiele ścieżek, których nie mogłem wybrać, a przez to, wiele wątków, które chętnie też bym obejrzał, a nie było mi dane. Naprawdę świetna gra. Daję 8,5/10, pół oczka wyżej niż Octopath, który miał więcej eksploracji, ale jednak średnio podobał mi się gameplay, który bardzo natrętnie opierał się na tym samym schemacie.

 

Triangle Strategy review: "Great strategic battler, but stumbles elsewhere"  | GamesRadar+

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Właśnie pękło 35 ukończonych gier w tym roku, a jeszcze sporo w kolejce :drakeyeah:

 

Ori and the Blind Forest (XSX)

 

Piękna, ale i smutna gra. O Ori powiedziano już chyba wszystko, więc nie będę się rozpisywał. Klasyczna metroidvania z cudowną oprawą graficzną.

Sama gra nie jest zbyt trudna, mapa pomaga odnaleźć nasz kolejny cel, a możliwość zapisu stanu gry w dowolnym momencie to spore ułatwienie. Końcowy etap z ucieczką napsuł sporo krwi. Po kilkudziesięciu próbach się udało, a gra wywaliła do dasha i musiałem przechodzić ponownie, ale kiedy już ma się dany etap obcykany to idzie łatwo. Dla zwyrodnialców istnieje wyzwanie przejścia gry na jednym życiu, ale wątpię w powodzenie takiej misji. Na minus niestety brak usprawnień do 4K, przez co piękne tła wiele tracą na nowych wyświetlaczach.

 

Road 96 (PC)

 

Z pozoru nieciekawa estetycznie kryje w sobie wiele dobra. Klasyczny przedstawiciel "symulatorów chodzenia" i gra drogi, w której wcielając się w nastolatka musimy dotrzeć do tytułowej drogi 96 i przekroczyć granicę uciekając z kraju rządzonego przez tyrana. Wybieramy spośród kilku dostępnych postaci różniących się wiekiem, ilością pieniędzy na start oraz paskiem energii. Podróż jest wyczerpująca, więc pasek energii musimy uzupełniać jedząc lub odpoczywając po drodze. Zużywa się szybciej lub wolniej zależnie od tego czy podróżujemy pieszo, autobusem, stopem lub zamawiając taksówkę (czego nie polecam, ale więcej nie zdradzę). Po drodze spotykamy plejadę ciekawych postaci, z którymi budujemy relacje i podróżujemy do celu. Dotarcie do granicy nie jest gwarantem sukcesu, trzeba jeszcze przedostać się na drugą stronę na wiele różnych sposobów. Samo przedostanie się nie jest proste, możemy zostać złapani, a nawet zginąć gdzieś po drodze. Po zakończeniu drogi jednego nastolatka wybieramy kolejnego i wybieramy się kolejną podróż do granicy poznając dalsze losy mieszkańców Petri.

 

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Metal: Hellsinger - zbytnio tajemnicą nie jest, że rzuciłem się na tę gierkę jak cygan na darmowe Marlboro i ostatnie dni upłynęły mi na ciągłym wciskaniu RT do rytmu. Tzn. wciskanych guziorów było od groma więcej, bo M:H pod płaszczem strzelanki rytmicznej jest jednocześnie chyba najintensywniejszym i najdynamiczniejszym FPSem od czasów Dooma Eternal. Dzieje się tu dużo, szybko, gra nie próbuje nawet udawać, że chodzi w niej tylko o strzelanko w takt wybijanej melodii i nie rzuca żadnych zagadek, znajdziek, sidequestów czy innych "follow me Eivor.., znaczy, Unknown". Złośliwy powiedziałby, że lecimy od killrooma do killrooma, a na końcu jest boss. W sumie za dużo by się nie pomylił, bo przez większość czasu tak to właśnie wygląda. Ale umówmy się: gdy gra jest skoncentrowana na tym, żeby zrobić coś dobrze i nie rozwadnia się tam, gdzie jest to niepotrzebne (a tutaj byłoby to okrutnie niepotrzebne) to wychodzi jej to na korzyść. Pomiędzy standardowymi poziomami (każdy ze swoim trackiem) możemy wziąć się za tzw. Udręki, które odblokowują się po przejściu każdego levelu. To w sumie wyzwania o podkręconym poziomie trudności, których zaliczenie daje nam możliwość wyekwipowania pewnych ułatwiaczek bądź bonusów we właściwych poziomach. Przykładowo Udręka każe nam wykończyć 99 przeciwników do rytmu (i tylko takie zabójstwa się zaliczają), ale jesteśmy wyekwipowani w cztery bronie, które po każdym killu zmieniają się na następną i nie mamy innego wpływu na to, co mamy w rękach. W zamian dostaniemy Sigil, który nie pozwoli naszemu paskowi furii spaść poniżej mnożnika x2, i tak dalej, i tak dalej. Fajna odskocznia od poziomów fabularnych i momentami musiałem nieźle spiąć i spocić dupsko, żeby skończyć te Udręki.

Ogółem ode mnie 9 i polecajka fhui, bo bawiłem się przepysznie przez cały czas, a dzięki świetnej muzyczce wrócę do niej na pewno i spróbuję się na wyższym poziomie trudności albo pomasterować sobie wyniki (sc00rwesyny doskonale wiedzieli co robią wrzucając leaderboardy :pawel: ). Perełka z Game Passa? No raczej.

 

Spoiler

unknown.png

 

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Call of Duty: Modern Warfare 2019

 

Oczywiście kampania w singlu, multi nawet nie ruszam. No naczytał się człowiek o tym, jaka to świetna przygoda, że powrót do formy i korzeni MW (ostatnia część, w jaką grałem, to BO2 na raty, ale jak widziałem zapowiedzi kolejnych, coraz bardziej odklejonych i "kosmicznych" edycji serii, to podziękowałem za współpracę) i chyba oczekiwania zbyt urosły. Oczywiście, kampania jest bardzo dobra, ma mocne momenty, w miarę sensowną i przyziemną, jak na kilka ostatnich części CoDa, fabułę, ale szczęka mi ani razu nie opadła. Wiem, to nie miało być epickie rozwalanie miast i desanty całych armii z atomówkami w tle i doceniam również tę bardziej kameralną atmosferę, no ale nadal.

 

Chyba największy zarzut mam o to, że z pół gry (trwającej może z 5-6h) latamy po generycznych "pustynno-skalistych" terenach jakiejś fikcyjnej republiki (mniej lub bardziej subtelnie nawiązującej do Syrii i obecności tam rusków, choć wyczuwałem też "vibe" Kaukazu). Kiedy zmieniamy miejscówki, robi się ciekawiej. Klasycznie dla serii, jest tu sporo skryptowanych akcji, wrogowie atakują falami w nieskończoność, aż ich oflankujemy, co chwila skaczemy po lokacjach i postaciach i co chwila dostajemy jakieś urozmaicenie gameplay'owo/narracyjne, typu sterowanie dronem (fajowe), skradanie się jako pozornie bezbronny więzień czy zabawę nowymi gadżetami (laserowe namierzanie celu i zrzucanie kacapom rakiet na łby: jest fun), a takich różnorodnych akcji jest tutaj multum, co jak na tak krótką narrację jest samo w sobie osiągnięciem. Ciągle coś się dzieje, no i w tym tkwi główna siła tej gry i chyba serii w ogóle. Nie sposób się nudzić, a samo strzelanie (broni jest tutaj multum, standardowo możemy niestety nosić tylko dwie na raz) niezmiennie cieszy.

Grałem na PS4 i na pochwałę zasługuje oprawa graficzna: jest świetnie, szczegółowo, wrażenie robią efekty świetlne, rozwałka otoczenia i oczywiście wykonanie arsenału. Moment, kiedy skradamy się po domu z włączoną noktowizją (swoją drogą jedna z lepszych misji w grze, rewelka) zahacza momentami o uncanny valley. Oczywiście efekt nie byłby tak dobry, gdyby nie płynna animacja. Jasne, są braki, szczególnie na podstawowej wersji sprzętu, ale ja byłem bardzo kontent.

 

Osobny akapit dla moim zdaniem skandalicznej i absurdalnej kwestii instalacji gry i wymogów, które trzeba spełnić, żeby w ogóle odpalić singla. W skrócie:

 

a) nie zagracie w singla bez stałego połączenia z netem

b) nie zagracie w singla bez ściągnięcia aktualizacji i patchy

c) nie zagracie w singla bez założenia jakiegoś obesranego konta Activision

c) nie zagracie w singla bez zainstalowania rzeczy, które w ogóle do singla nie są potrzebne

 

W sumie musiałem zwolnić ponad 200 GIGABAJTÓW na dysku. Łącze mam szybkie, więc z samym ściąganiem nie było wielkiego problemu, pomijając to, że cały czas potrzebne było coś nowego i jak jedno zainstalowałem, to okazywało się nagle, że trzeba jeszcze czegoś. Na dodatek temat nie jest w ogóle jasno przedstawiony (czy to na pudełku, bo o instrukcji można zapomnieć, czy gdzieś po odpaleniu gry) i nie dziwię się, że co bardziej niezorientowane Janusze mogą uznać, że z grą jest coś nie tak. Tra-ge-dia. Nie spotkałem się z czymś takim nigdy i czuję, że chyba się już nie spotkam, w każdym razie mela na ryj wydawcy/devom za takie zagrywki. Jest to podwójnie irytujące biorąc pod uwagę fakt, jak krótka jest sama gra. Śmiało można powiedzieć, że przy słabszym łączu czystego grania jest mniej, niż pobierania danych i instalek.

 

No ale poza tym niesmacznym motywem, zabawa była niezła. Tyle, że z podejściem, że chcę tylko zaliczyć kampanię, to cena jest mocno nieadekwatna (nówki ponad stówkę, używki niewiele mniej, dochodzi tu kwestia, że gierka nie jest spiracona nawet na PC, więc no nie przeskoczysz).

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 3
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

W military shooter dla singla to się grało w 2007. Teraz to już tylko jakaś dzika fanaberia.

Też przechodziłem kiedyś kampanie tego Coda, nawet BF1 zmęczyłem ale to już nie to samo co kiedyś.

Zagrałbym ale w coś lżejszego z naciskiem na rozwałkę i duże gore typu SOF i Black ale takie gry w segmencie AAA już pewnie nie wrócą.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...