Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

15 godzin temu, Pupcio napisał:

W prawym dolnym rogu gdy odpala się ekran z mapką masz wszystkie. Jest kilka pobocznych no ale to tam jakieś nieistotne randomy 

Czekaj, ale mi chodzi o te postacie, którymi sterujemy (staramy się niemi uciec), a nie spotykamy. Ty chyba mówisz o tych co spotykamy, że są tam wypisani?

Kiedy ta gierka ma koniec? Obecnie jestem na 6 ucieczce (bilans 1-4 :/ ). 

Odnośnik do komentarza

A Plague Tale: Innocence (ps4)

Nie miałem tej gry jakoś specjalnie na radarze, ale pozytywne opinie na forumku sprawiły że wskoczyła na listę do ogrania. I co mogę powiedzieć, to była dobra przygoda. Zawsze to coś odmiennego, gdy tytuł dzieje się w średniowiecznej Francji, a jednym z tematów przewodnich jest plaga szczurów. Tytuł jest liniowy, ale to dobrze, bo te open worldy to już są wysrywane hurtowo i nudzą. Bezpośrednia walka nie wchodzi tu w grę bo nasza bohaterka wyposażona jest wyłącznie w procę, więc należy się skradać i odwracać uwagę przeciwników. Ale też nie do końca bo im dalej w przygodzie tym sposób na radzenie sobie z zagrożeniem coraz więcej, co w połączeniu ze wszędobylskimi szczurami sprawia że zostawiamy za sobą i tak masę trupów. Jest trochę zagadek środowiskowych związanych z omijaniem szczurów, ale wszystkie są proste. Oczywiście w grze znajduje się także crafting, więc to kolejny tytuł gdzie należy przeczesywać każdy kąt i zbierać śmieci. Reasumując, grało się przyjemnie, ale bez rewelacji. Kontynuację chętnie sprawdzę.

 

The Messenger (ps4)

Od dawna miałem na liście, parę razy było blisko by kupić, ale pojawiło się nowe ps plus, i mogłem zagrać w ramach abonamentu. Ależ to jest zajebista przygoda :banderas:. Oprawa graficzna, kapitana ścieżka dźwiękowa, humor, bossowie, wyzwanie (z 3 razy miałem ochotę przerwać grę i zacząć inną). Tytuł nas oszukuje parę razy. Z początku jest banalnie łatwo, że myślałem że skończę to w mgnieniu oka. Przez kilka plansz biegniemy i skaczemy ninją, tnąc bez problemu przeciwników i bossów. Ale w pewnym momencie poziom elementów platformowych skoczył mocno wzwyż i zaczęły lecieć kurwy do ekranu. Ginąłem mnóstwo razy, frustracja była spora momentami, ale jednak samozaparcie sprawiało że każde wyzwanie udało się w końcu przejść. Nie uważam oczywiście tego za wadę. Spodziewałem się że będzie ciężko, bo to przecież platformówka na modłę czasów pegazusa. Tytuł zaskakuje prowadzeniem fabuły, przebijaniem 4 ściany, tekstami Shopkeepera. Do tego jest dobrze wyważona jeśli chodzi o czas, 16 godzin zajęło mi skończenie. Tak jak wspomniałem na początku, przygoda jest zajebista (choć bywa frustrująca), dająca więcej frajdy niż niejeden tytuł AAA.

  • Plusik 4
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Weird West [XSX]

Dziki Zachód w konwencji horroru z tajnymi stowarzyszeniami kultystów, wilkołaków i innym, bardziej właściwym horrorom elementom. Podane jako izmometryczne action RPG.

Fabułę przemierzamy grając pięcioma, różniącymi się postaciami, których losy oczywiście zazębiają się. Z jednej strony nie można się do bohatera przyzwyczaić, z drugiej, nie mamy poczucie znużenia dzięki co rusz to nowym umiejetnosciom postaci, pozwalającym na nieco odmienny styl grania.

Brak typowego dla rpg levelowania, postać wzmacniamy zbierając specjalne karty i relikty, za które wykupujemy nowe umiejetności. Na szczęście większośc przechodzi z postaci na postać, więc trud włozony w rozbudowę nie idzie na marne. Sama walka zaskakuje mnogościa opcji taktycznych. Oczywiście  można się skradać i próbować stealth, ale równie dobrze sprawdza się taktyka rozwałki. I tu mamy pole do popisu z planowaniem starć. Generalnie granie na pałę konczy się źle, nawet pozornie słaby mobek może nam zadać ciężkie obrażenia. Mamy bron palną, mamy łuk pozwalający na cichą eliminację, mamy spory wybór wybuchowej broni miotanej, jest nawet bron do walki wręcz, ale to akurat chyba najmniej wykorzystywałem.  Każda potyczka daje mozliwośc wykorzystania wody, trucizny czy oleju które to odpowiednio wykorzystywane zadają przeciwnikom potęzne obrażenia.  Żeby nie było za dobrze, nasza postać także podlega tym modyfikatorom :reggie: 

Z walką jest jednak ten problem, że całość jest czasami zbyt chaotyczna a kamera i prezencja pola walki nie ułatwia zadania. Czuć pecetowy rodowód gry, gdzie siedzenia z nosem w monitorze i myszką w łapie pewnie rozgrywkę upraszcza. Dawno  mi sie nie zdarzyło bym musiał siadać bliżej telewizora, by w zadowalający sposób ogarniać walkę. Szkoda, że nie zrobili potyczek w formie turowej lub chociaż jakieś aktywnej pauzy. Bo i tak sama mechanika walki sprawia wrażenie turowości dopiero potem emulowanej na real time.

Erpegowośc rozwija skrzydła w fabule i swobodzie rozgrywki. System reputacji działa bardzo dobrze, wpływając na stosunek świata do bohaterów. Nasze wybory mają wpływ na dalszą rozgrywkę i to naprawdę momentami czuć. Z drugiej strony gra nie wciagnęła mnie na tyle, by pokusić się o drugi run i próbować innych decyzji.

Generalnie daję mocne 6/10. Spędziłem na Dziwnym Zachodzie kilkadziesąt godzin ciesząc sie taktyczna walką, ciekawą fabuła i jakże satysfakcjonującą otwartością rozgrywki. Niestety czasem mąconą przez chaos i nienajlepszą prezentacją pola walki.

Odnośnik do komentarza

Martha is Dead (PS5)

 

Niedostatecznie przyjęta w świadomości graczy, a powinna. Grzeszy dosadnością przekazu znacznie mocniej niż The Last of Us 2. Uderza we włoskie legendy o duchu tragicznie zmarłej niewiasty, która pośmiertnie wabi niewinne dziewczęta nad jezioro i topi ich dusze, dosłownie. Otwarcie legendy o Białej Damie przypomina bajkę z Resident Evil: Village, tutaj czytaną nie przez mamę a nianię. W najczarnieszych  chwilach II Wojny Światowej (jakiś 1944 rok) historia pisze się na włościach generała włoskiej armii, w malowniczej Toskanii. Mógłbym całkowicie pozbyć się spojlerów, lecz sam tytuł mówi wszystko. Żyły sobie dwie, urocze siostry bliźniaczki, Martha oraz Julia. Wychowane przez despotyczną matkę, która faworyzowała tę pierwszą. Pewnego, klasycznie zamglonego dnia jesteśmy świadkami rodzinnej tragedii, Martha umiera. Okoliczności pozostawię w sferze tajemnic, bo Martha is Dead jest wg mnie czarną klaczą tego roku, serio. Tragedia postępuje z gracją efektu domino. Sypią się relacje Julii z rodzicami, dociekanie prawdy ujawnia co bardziej przerażające fakty, zacierają sie granice pomiędzy racjonalnością a manią, podparte makabrycznymi wizjami. Tutaj nadmienię dla mocno zainteresowanych

 

Spoiler

Odkrajanie twarzy zmarłej Marthy we śnie, ukazane z chirurgiczną dokładnością, to ledwie rozgrzewka przed najmocniejszą autopsją w dziejach, piszę to absolutnie poważnie

 

Wycieczka po rodzinnej posiadłości i okolicach choć potęguje wrażenie całkiem otwartego świata, zachowuje niezbędną kameralność. Nie uświadczymy obecności zbyt wielu postaci, gdyż scenariusz nie przewiduje postronnej ingerencji, przynajmniej takie sprawia wrażenie. Rdzeń opowieści jest umieszczony w listach, z prasy dowiemy się jaka panuje aktualna sytuacja na froncie, w radiu posłuchamy bardzo klasycznej muzyki. Zwiedzimy okoliczny las, odkrywając inne duchy przeszłości, osobiste tragedie i wieczne tęsknoty. Wszystko przy naprawdę ślicznej oprawie. Przy czym nie jes to żaden sim-walk bo interakcji tutaj bez liku. Poznajemy sztukę fotografowania od podszewki z dokładnym licznikiem procesu wywoływania fotografii. Do szybszego przemieszczania sięgniemy po rower. Postoimy również nad trumną Marthy, a Julia będzie maskować prawdziwą tożsamość zmarłej siostry. Polecam Wam, drodzy forumowicze. Gra jest obecnie za grosze do wyrwania. 

 

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Outer Wilds [PS4] 

(nie mylić z Outer Worlds)

 

Outer_Wilds_20220613154250.0.thumb.jpg.d067f955f1fd2cf63eeb526b6d5c3da5.jpg

 

Co prawda grę już od dawna miałem na wishliście, ale wiadomo jak to z nimi bywa - stale się tylko wydłużają i zawsze jest coś innego do sprawdzenia. Aż wreszcie któregoś pięknego dnia uznałem (tak, dzięki PS+/Extra/Premium, ale nie mówmy o tym), że wreszcie sprawdzę co to za gra. Wcześniej miałem jedynie mgliste pojęcie, tym bardziej rozmyte przez upływający czas, ale wciąż utrzymywałem zainteresowanie. I zanim przejdę w głębsze szczegóły, to zaznaczę, że długo się przekonywałem do tej gry. Grube godziny na policzenie których zabrakłoby mi palców u rąk. A jednak nie odpuściłem. Coś mnie trzymało, coś zwiewnego i nieuchwytnego, jakiś powabny woal. To jest jedna z tych w chwil, gdy się niezmiernie cieszę, że nie zrezygnowałem z drążenia Outer Wilds.

 

Co można zrobić w 22 minuty? Ugotować i zjeść jajka na twardo? Zaparzyć herbatę? Wyskoczyć do Żabki po Maczugi? W sumie wiele drobnych rzeczy, ale tych znaczących już mniej. A gdybyśmy mieli nieskończenie wiele takich 22 minut? To otwiera nowe możliwości. Wyboru nam nie dano żadnego, więc jako bohater (urocza, czterooka rasa) budzimy się przy ognisku. Pieczemy piankę, zagadujemy towarzysza, który poleca nam udać się do pobliskiego obserwatorium po kody startowe do rakiety. Udajemy się tam, po drodze zagadujemy (lub nie) do innych mieszkańców wioski, a potem wsiadamy w Kosmolot, odpalamy silniki i jesteśmy w kosmosie. Choć "kosmos" to może zbyt naciągane określenie, bo mamy do dyspozycji ledwie kilka planet, więc jest dość kameralnie. Uczymy się obsługi naszego Kosmolotu i prawdopodobnie giniemy. Budzimy się przy ognisku. Ale kody startowe już mamy, więc ładujemy się od razu do Kosmolotu i śmigamy, gdzie nas ciekawość zagna. Po drodze wpadamy w pole grawitacyjne Słońca, więc giniemy w męczarniach. Budzimy się przy ognisku. Łapiecie już.

 

Jesteśmy wraz z bezimiennym bohaterem uwięzieni w pętli czasowej. Każda nasza śmierć ją resetuje, a jeśli uda nam się przetrwać 22 minuty, to zabija nas nasze Słońce przechodzące w stan supernowej i anihilujące wszystko dookoła. Jaki mamy cel? Nikt nam nie mówi i go nie narzuca. Gna nas wyłącznie nasza dociekliwość. Początkowo błądzimy zupełnie po omacku. Mamy do dyspozycji raptem kilka narzędzi (przede wszystkim urządzenie tłumaczące język innej, bardziej zaawansowanej technologicznie rasy) i dziesiątki pytań bez odpowiedzi. Dlatego też pierwsze godziny potrafią być niezwykle zniechęcające, wręcz bełkotliwe, bo choć odkrywamy kolejne informacje, to są one często wyrwane zupełnie z kontekstu, podane bez chronologii i pełne określeń, które nam kompletnie nic nie mówią (gra jest po polsku, co tylko w niewielkim stopniu może niektórym graczom ułatwić sprawę). Swoje żniwo w tym przypadku zbiera fakt, że twórcy w żaden sposób nie trzymają gracza na smyczy, od startu oferując pełną swobodę eksploracji. Koncepcja jest taka, że łatwiejsze w dostępie miejsca oferują w zamian wskazówki na temat tego, jak dotrzeć w te mniej oczywiste okolice. A tam poznajemy kolejne niezbędne fakty oraz informacje. I tak po przysłowiowej nitce do kłębka, poprzez uważne śledzenie wskazówek, łączenie faktów i spostrzegawczość poznajemy kolejne tajemnice tego świata, również te najbardziej istotne - dlaczego jesteśmy uwiezieni w pętli czasowej i czy możemy ją jakoś przerwać. Choć zasadnicze pytanie powinno brzmieć - czy powinniśmy i czy chcemy.  

 

Outer-Wilds.jpg

 

Trudno jest polecić tę grę bez wdrażania się w detale fabuły. A te chciałbym zostawić każdemu do indywidualnego odkrycia. Nie jest to jakiś "wybuchmózgu", ale w zupełności spełnia swoje zadanie. Intryguje, napędza naszą ciekawość, dostarcza małych, acz satysfakcjonujących nagród. I mimo narzuconego limitu 22 minut na pętlę zupełnie nie wywiera presji. Jeśli mamy już niezbędną wiedzę, to wszędzie jesteśmy w stanie dotrzeć w minutę, dwie. Co więcej, jeśli wiemy co robić, to możemy obejrzeć kanoniczne (przynajmniej tak mi się wydaje) zakończenie w trakcie tylko jednego cyklu 22 minut. Mnie to zajęło 22, ale godzin. Czy potrzeba więcej dowodów na otwartość i oferowaną swobodę tej gry? W trakcie rozgrywki zdobywamy bowiem wyłącznie tekstowe podpowiedzi, rady oraz instrukcje. Żadnych nowych umiejętności, ulepszeń czy narzędzi. Od samego początku jesteśmy wyposażeni wystarczająco, by podbić cały układ planetarny i ukończyć grę. Nasza zdobyta wiedza każdorazowo przenoszona jest między cyklami, a wszystko pomaga nam uporządkować pokładowy komputer, który sprawnie łączy fakty i na bieżąco aktualizuje bazę danych. Wystarczy rzut oka na niego i już wiemy gdzie warto się w kolejnej pętli udać. Sugestia, nie przymus.

 

Napisałbym, że fani eksploracji będą jak w niebie, ale będą nawet wyżej, bo w kosmosie, hehe. Ale to niezwykle satysfakcjonujące uczucie, gdy każdorazowo nasza spostrzegawczość czy dociekliwość jest odpowiednio wynagradzana, gdy trafiamy w ciekawą miejscówkę, ukrytą bazę, czy pozostałości po dawnej cywilizacji. Albo na śmierć, bo to też się często zdarza. Jednak jeśli już uda nam się odpowiednio pobłądzić, to mile łechce naszą duszę odkrywcy. Zawzięcie obserwujemy nowe otoczenie, uważnie czytamy logi uświadamiające "co tu się wydarzyło", uczymy się nowych faktów, które bez presji pchają nas w objęcia kolejnych tajemnic. 

 

Outer Wilds to gra iście specyficzna i nie potrafię nikomu jej polecić z czystym sumieniem, bo nikogo nie znam aż tak dobrze, by wiedzieć, że się nie zniechęci. Mało spektakularna, oferująca dużo izolacji. Odrobinę irytacji, gdy giniemy (zazwyczaj przez własną nieuwagę czy zlekceważenie sytuacji). Odrobinę kojarzyła mi się z Subnauticą, ale tam było więcej izolacji i survivalu. W Outer Wilds co prawda chwilami martwimy się o tlen czy paliwo, ale to są sporadyczne sytuacje poza Kosmolotem, więc to marginalny problem i gra jest survivalem w okrągłych 0%. 

 

Jeśli Outer Wilds trafi w gust to zaoferuje wiele w zamian. Co prawda zrobi to subtelnie, ale jednak zauważalnie. Zapamiętam wiele nienarzucających się fragmentów, które potrafiły celnie ukłuć mnie w specyficzny punkt odsłoniętej wrażliwości gracza. "Skradanie się" pośród Żarnic. Nieliczne rozmowy z równie nielicznymi rozbitkami na planetach (Chert, pewien dżentelmen na Księżycu Kwantowym <3). Każdorazowo odnalezione zwłoki i "odsłuchiwanie" logów na temat tego co tu się wydarzyło. Ręczne dokowanie do Stacji Słonecznej co jest wymogiem jednego z trofeów/osiągnięć, więc podjąłem się wyzwania. Brakowało mi tylko muzyki z kultowego dokowania w Interstelarze, ale oczywiście ktoś już wpadł na ten pomysł przede mną, więc polecam. Wygląda na prostą czynność, ale grawitacja Słońca na przemian przyciągająca nas w swoją piekielną czeluść i wyrzucająca na orbitę, ciągła regulacja prędkości, plus pomieszanie perspektyw i kierunków czyni ten manewr szalenie precyzyjnym.

 

 

Czy Outer Wilds ma wady? Z całą pewnością. Ale to głównie kwestia źle obsadzonych oczekiwań i minięcia się z koncepcją. Jeśli założenia gry do nas jednak trafią, to możemy przyczepić się do zaledwie kilku detali. Brakuje udźwiękowienia tych nielicznych dialogów. Brakuje podręcznej opcji "samobójstwa", szczególnie gdy trafimy w próżnię i musimy z grubsza bezczynnie czekać na wyczerpanie się tlenu.  Niektóre logi, zapiski i podpowiedzi są dość problematycznie ukryte. Do kilku z nich trafiłem przypadkiem, dwa razy utknąłem beznadziejnie (komputer pokładowy podpowiadał kolejny cel, ale nie mogłem rozkminić co na miejscu zrobić) - pewne kwestie są niewystarczająco jasne nawet po 20 godzinach. Cóż, domyślam się, że taka jest cena swobody. Niemniej jestem Outer Wilds zachwycony tylko odrobinę mniej, niż rok temu Subnauticą. Obie gry rewelacyjne i zupełnie w moim guście, ale nie biorę odpowiedzialności za polecanie ich innym.

 

Zguba, depresja, nieuchronność losu, ale bywa kolorowo i fascynująco. Nagroda BAFTA GOTY 2019 coś może sugerować, choć nie jest ostatecznym arbitrem.

  • Plusik 5
  • Lubię! 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Pokemon Shining Pearl - Nintendo Switch

 

Niecałe 29h, finałowy skład: Torterra, Weavile, Gyarados, Bronzong, Luxray, Crobat

 

To stare dobre Pokemony, system papier/kamień/nożyce jedynie delikatnie zmieniony od tych 26 lat, ale wciąga jak bagno. Muzyka jak zawsze tip-top zaś największe zastrzeżenie mam do stylu graficznego - średnio przemawia do mnie styl chibi, ale już pogodziłem się, że poki nie wrócą do 2D. Słabsza legendarka niż wersja Brilliant Diamond. Na głodniaka można zagrać, ale mając do wyboru oryginał z DSa a tę wersję nawet by mi powieka nie drgnęła by wybrać pierwowzór. 

 

P.S. sprzedam PokemonShiningPearl w wersji premierowej, 150PLN+wysyłka. :) 

Odnośnik do komentarza
W dniu 30.07.2022 o 22:31, Kmiot napisał:

Outer Wilds [PS4] 

(nie mylić z Outer Worlds)

 

 

Jedna z moich gier życia. Warto wspomnieć, że cały kosmos funkcjonuje w czasie rzeczywistym przez te 22 minuty, wiec na planetach może być różnie w zależności od tego, w której minucie się na nich znajdziemy.

Spoiler

topniejacy lod na komecie w zaleznosci od tego jak blisko slonca jest, rozpadajacy sie z czasem brittle hollow, piasek stopniowo zasypujący ruiny w hourglass twins. Genialny motyw


I totalnie polecam DLC. Jest równie genialny jak podstawka, a fabularnie odpowiada na pytania, których zapewne sobie nawet nie zadałeś, a są dosyć istotne. Jak to fani określili - to nie jest DLC doczepione na siłe, to DLC, którego każdy chciał i potrzebował, ale o tym nie wiedział, dopóki go nie skończył. Co samo w sobie jest imo niesamowitym wyczynem - stworzyć grę, której podstawka wydaje sie kompletna, ale jednoczesnie sworzyc DLC, ktore dopiero po jego przejsciu uswiadamia Ci, ze czegoś brakowało.

 

Edytowane przez Dahaka
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

DLC zamierzałem i tak kupić na dniach, bo aktualnie jest promocja, ale dzięki za utwierdzenie mnie w postanowieniu. Podstawkę ograłem "za darmo", więc niech chłopaki chociaż na DLC ode mnie zarobią.

 

I tak jak piszesz: ten mikrokosmos w Outer Wilds ciągle się zmienia w ciągu tych 22 minut, więc równie częstym dylematem, który towarzyszy graczowi jest nie tylko pytanie "gdzie?", ale równie ważne "kiedy?". Pełno tutaj takich małych, uroczych mechanik, o których wspominasz w spoilerze, choć ja tego robić nie chciałem, by nikogo nie kusiło tam zajrzeć. Grę najlepiej poznaje się od zera, choć może początkowo wymagać wyrozumiałości oraz uporu grającego. Bo ten kosmos może jest mały i kieszonkowy, ale i tak można się poczuć zagubionym, wszak cały czas coś się wokół nas dzieje, każda planeta rządzi się własnymi prawami, grawitacja płata mam figle, czarne dziury teleportują nie wiadomo gdzie i różne inne cuda.

 

No i niektóre tajemnice rozwikłać to nie lada wyzwanie, bo nikt nam raczej nie mówi niczego bezpośrednio. Jeśli czegoś nie wiemy, to warto uderzyć w inne rejony kosmosu, bo tam często znajdujemy nowe podpowiedzi i tak powoli, krok po kroku wiemy coraz więcej.

 

Przy okazji: gra we wrześniu ma dostać darmowy upgrade na nowe konsole, więc może ktoś woli poczekać.

Odnośnik do komentarza
W dniu 29.07.2022 o 19:38, Nemesis napisał:

Martha is Dead (PS5)

 

Niedostatecznie przyjęta w świadomości graczy, a powinna. Grzeszy dosadnością przekazu znacznie mocniej niż The Last of Us 2. Uderza we włoskie legendy o duchu tragicznie zmarłej niewiasty, która pośmiertnie wabi niewinne dziewczęta nad jezioro i topi ich dusze, dosłownie. Otwarcie legendy o Białej Damie przypomina bajkę z Resident Evil: Village, tutaj czytaną nie przez mamę a nianię. W najczarnieszych  chwilach II Wojny Światowej (jakiś 1944 rok) historia pisze się na włościach generała włoskiej armii, w malowniczej Toskanii. Mógłbym całkowicie pozbyć się spojlerów, lecz sam tytuł mówi wszystko. Żyły sobie dwie, urocze siostry bliźniaczki, Martha oraz Julia. Wychowane przez despotyczną matkę, która faworyzowała tę pierwszą. Pewnego, klasycznie zamglonego dnia jesteśmy świadkami rodzinnej tragedii, Martha umiera. Okoliczności pozostawię w sferze tajemnic, bo Martha is Dead jest wg mnie czarną klaczą tego roku, serio. Tragedia postępuje z gracją efektu domino. Sypią się relacje Julii z rodzicami, dociekanie prawdy ujawnia co bardziej przerażające fakty, zacierają sie granice pomiędzy racjonalnością a manią, podparte makabrycznymi wizjami. Tutaj nadmienię dla mocno zainteresowanych

 

  Pokaż ukrytą zawartość

Odkrajanie twarzy zmarłej Marthy we śnie, ukazane z chirurgiczną dokładnością, to ledwie rozgrzewka przed najmocniejszą autopsją w dziejach, piszę to absolutnie poważnie

 

Wycieczka po rodzinnej posiadłości i okolicach choć potęguje wrażenie całkiem otwartego świata, zachowuje niezbędną kameralność. Nie uświadczymy obecności zbyt wielu postaci, gdyż scenariusz nie przewiduje postronnej ingerencji, przynajmniej takie sprawia wrażenie. Rdzeń opowieści jest umieszczony w listach, z prasy dowiemy się jaka panuje aktualna sytuacja na froncie, w radiu posłuchamy bardzo klasycznej muzyki. Zwiedzimy okoliczny las, odkrywając inne duchy przeszłości, osobiste tragedie i wieczne tęsknoty. Wszystko przy naprawdę ślicznej oprawie. Przy czym nie jes to żaden sim-walk bo interakcji tutaj bez liku. Poznajemy sztukę fotografowania od podszewki z dokładnym licznikiem procesu wywoływania fotografii. Do szybszego przemieszczania sięgniemy po rower. Postoimy również nad trumną Marthy, a Julia będzie maskować prawdziwą tożsamość zmarłej siostry. Polecam Wam, drodzy forumowicze. Gra jest obecnie za grosze do wyrwania. 

 

Czekam na jakąś fajna promke, szkoda tylko, że wersja na sonke jest ocenzurowana.

Odnośnik do komentarza

Medievil 2019

 

No fajna gierka, taka oldschoolowa. Z jedynki mało co pamiętam, demo męczyłem za dzieciaka i element nostalgii dotyczy właśnie tych pierwszych paru poziomów, natomiast pełniaka zaliczyłem dopiero w "dorosłości" jakieś 10 lat temu (i to na emulatorze), no także w nową wersję grałem w dużym stopniu jak w "nowość". Tyle, że mocno archaiczną i to w tym najgorszym sensie. Zawodzi tu przede wszystkim kamera, która dosyć często i dosyć skutecznie działa na naszą niekorzyść, powodując choćby klasyczne wpadnięcie do przepaści (które w drugiej połowie gry występują prawie na każdym levelu, strasznie sobie twórcy upodobali taką formę "wyzwania"), kończące się oczywiście zgonem. Sterowanie też jest dosyć drewniane, choć tu akurat nie miałem większych problemów i zgrzytów, ma swój urok i specyficzny feeling. Te dwa elementy można było (i powinno się) zdecydowanie poprawić, zamiast stawiać na "nostalgiczną zgodność z oryginałem", bo predefniowana w określonych momentach kamera bez możliwości jej zmiany nie ma tu już logicznego uzasadnienia.

 

Inna sprawa to zagrywki typu "jak zginiesz to powtarzasz cały poziom" tudzież "jak chcesz odnowić energię to musisz sobie znaleźć jej źródełko na jakimś levelu i zaliczyć go od nowa", co w paru momentach skutkuje żenującym w dzisiejszych czasach lataniem i "farmieniem" HP poprzez przebiegnięcie przez jakiś łatwy poziom. Wierne oryginałowi, ok, ale tu można by zacząć dyskusję, czy warto było to tak zostawiać. Gra generalnie nie jest trudna (choć poziom jest nierówny), ale właśnie takimi pojawiającymi się raz na jakiś czas motywami może sfrustrować. Inna sprawa, że może już straciłem wprawę lub mam za mało cierpliwości, ale ze dwa razy musiałem sięgnąć "po opis", bo nie wiedziałem, gdzie iść/co robić (w praktyce bywał to efekt nieczytelności otoczenia i np. niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka drzwi). No i nie pamiętam już, jak to było w wersji z 1998, ale tutaj Enchanted Earth zaliczyłem chyba kurwa z 5 razy zanim faktycznie mogłem ten level skończyć, bo za każdym razem czegoś mi brakowało albo ginąłem (przegięty level).

 

No ponarzekałem trochę, a przecież zacząłem od pochwały. No bo ogólnie rzecz biorąc grało się sympatycznie, formuła ~20 dosyć krótkich levelów, które można sobie zaliczyć w dosyć krótkim czasie, sama w sobie się sprawdza (choć z przyczyn obiektywnych grałem tylko w weekendy wieczorami i przez to gra na ~10h rozciągnęła mi się na prawie 3 tygodnie xD). Na dodatek motywacja do maksowania level jest spora (nowe bronie, prawdziwe zakończenie) i zwyczajnie satysfakcjonujące jest odnajdywanie tych różnych sekretów. Ogólnie niemal każdy poziom ma swoją specyfikę, jakiś wyróżniający go patent gameplay'owy, nie mówiąc o wizualiach czy bardzo dobrej (i fajnie zaaranżowanej) muzyce. Trzon rozgrywki jest niby dosyć prosty, żeby nie powiedzieć prostacki (szczególnie dosyć chaotyczna walka), ale co ja poradzę, że to jest po prostu fajne? No i sam Sir Daniel i obecny w grze humor to zdecydowane jej plusy. Fabuła może i prosta, ale jakoś mnie ten świat kupił, a atmosfera, choć fanem klimatów Burtonowskich specjalnie nigdy nie byłem, jest w świecie giereczek wyjątkowa.

 

Co do odświeżenia samego w sobie...no cóż, grałem na PS4 i framerate był żałośnie słaby i to zwyczajnie wstyd, żeby gierka na takim poziomie wizualnym i technicznym tak szarpała. Sama grafika mi w pełni pasuje, wygląd całości jest dosyć wierny oryginałowi, ale ma swój specyficzny, "lśniący" styl, który niekoniecznie musi się podobać. O muzyce już pisałem. W pełnej cenie na premierę byłbym raczej mocno zawiedziony, ale kupując obecnie za grosze/dostając w Plusie deal jest już uczciwy i w sumie dziwię się, że gierka miała (przynajmniej w mojej ocenie) tak słaby odbiór i praktycznie przeszła bez echa. Szkoda tylko, że nie dostaliśmy (i pewnie nie dostaniemy) remake'u Medievila 2, tym bardziej, że osobiście do sequela mam większy sentyment. Generalnie: polecam, jeśli ktoś chce odmiany od dzisiejszych standardów, rozbuchanych światów, strzelania i gejmizmów.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, Dahaka napisał:

 

Jedna z moich gier życia. Warto wspomnieć, że cały kosmos funkcjonuje w czasie rzeczywistym przez te 22 minuty, wiec na planetach może być różnie w zależności od tego, w której minucie się na nich znajdziemy.

  Pokaż ukrytą zawartość

topniejacy lod na komecie w zaleznosci od tego jak blisko slonca jest, rozpadajacy sie z czasem brittle hollow, piasek stopniowo zasypujący ruiny w hourglass twins. Genialny motyw


I totalnie polecam DLC. Jest równie genialny jak podstawka, a fabularnie odpowiada na pytania, których zapewne sobie nawet nie zadałeś, a są dosyć istotne. Jak to fani określili - to nie jest DLC doczepione na siłe, to DLC, którego każdy chciał i potrzebował, ale o tym nie wiedział, dopóki go nie skończył. Co samo w sobie jest imo niesamowitym wyczynem - stworzyć grę, której podstawka wydaje sie kompletna, ale jednoczesnie sworzyc DLC, ktore dopiero po jego przejsciu uswiadamia Ci, ze czegoś brakowało.

 

 

4 godziny temu, Kmiot napisał:

DLC zamierzałem i tak kupić na dniach, bo aktualnie jest promocja, ale dzięki za utwierdzenie mnie w postanowieniu. Podstawkę ograłem "za darmo", więc niech chłopaki chociaż na DLC ode mnie zarobią.

 

I tak jak piszesz: ten mikrokosmos w Outer Wilds ciągle się zmienia w ciągu tych 22 minut, więc równie częstym dylematem, który towarzyszy graczowi jest nie tylko pytanie "gdzie?", ale równie ważne "kiedy?". Pełno tutaj takich małych, uroczych mechanik, o których wspominasz w spoilerze, choć ja tego robić nie chciałem, by nikogo nie kusiło tam zajrzeć. Grę najlepiej poznaje się od zera, choć może początkowo wymagać wyrozumiałości oraz uporu grającego. Bo ten kosmos może jest mały i kieszonkowy, ale i tak można się poczuć zagubionym, wszak cały czas coś się wokół nas dzieje, każda planeta rządzi się własnymi prawami, grawitacja płata mam figle, czarne dziury teleportują nie wiadomo gdzie i różne inne cuda.

 

No i niektóre tajemnice rozwikłać to nie lada wyzwanie, bo nikt nam raczej nie mówi niczego bezpośrednio. Jeśli czegoś nie wiemy, to warto uderzyć w inne rejony kosmosu, bo tam często znajdujemy nowe podpowiedzi i tak powoli, krok po kroku wiemy coraz więcej.

 

Przy okazji: gra we wrześniu ma dostać darmowy upgrade na nowe konsole, więc może ktoś woli poczekać.

 

Jak ktoś się czasem zastanawia po co istnieje forumek w 2022 to jest jeden z powodów. Dopisane do backlogu, dzięki za polecajkę koledzy koneserzy :lapka:

  • Lubię! 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
22 minuty temu, kotlet_schabowy napisał:

Medievil 2019

 

No fajna gierka, taka oldschoolowa. Z jedynki mało co pamiętam, demo męczyłem za dzieciaka i element nostalgii dotyczy właśnie tych pierwszych paru poziomów, natomiast pełniaka zaliczyłem dopiero w "dorosłości" jakieś 10 lat temu (i to na emulatorze), no także w nową wersję grałem w dużym stopniu jak w "nowość". Tyle, że mocno archaiczną i to w tym najgorszym sensie. Zawodzi tu przede wszystkim kamera, która dosyć często i dosyć skutecznie działa na naszą niekorzyść, powodując choćby klasyczne wpadnięcie do przepaści (które w drugiej połowie gry występują prawie na każdym levelu, strasznie sobie twórcy upodobali taką formę "wyzwania"), kończące się oczywiście zgonem. Sterowanie też jest dosyć drewniane, choć tu akurat nie miałem większych problemów i zgrzytów, ma swój urok i specyficzny feeling. Te dwa elementy można było (i powinno się) zdecydowanie poprawić, zamiast stawiać na "nostalgiczną zgodność z oryginałem", bo predefniowana w określonych momentach kamera bez możliwości jej zmiany nie ma tu już logicznego uzasadnienia.

 

Inna sprawa to zagrywki typu "jak zginiesz to powtarzasz cały poziom" tudzież "jak chcesz odnowić energię to musisz sobie znaleźć jej źródełko na jakimś levelu i zaliczyć go od nowa", co w paru momentach skutkuje żenującym w dzisiejszych czasach lataniem i "farmieniem" HP poprzez przebiegnięcie przez jakiś łatwy poziom. Wierne oryginałowi, ok, ale tu można by zacząć dyskusję, czy warto było to tak zostawiać. Gra generalnie nie jest trudna (choć poziom jest nierówny), ale właśnie takimi pojawiającymi się raz na jakiś czas motywami może sfrustrować. Inna sprawa, że może już straciłem wprawę lub mam za mało cierpliwości, ale ze dwa razy musiałem sięgnąć "po opis", bo nie wiedziałem, gdzie iść/co robić (w praktyce bywał to efekt nieczytelności otoczenia i np. niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka drzwi). No i nie pamiętam już, jak to było w wersji z 1998, ale tutaj Enchanted Earth zaliczyłem chyba kurwa z 5 razy zanim faktycznie mogłem ten level skończyć, bo za każdym razem czegoś mi brakowało albo ginąłem (przegięty level).

 

No ponarzekałem trochę, a przecież zacząłem od pochwały. No bo ogólnie rzecz biorąc grało się sympatycznie, formuła ~20 dosyć krótkich levelów, które można sobie zaliczyć w dosyć krótkim czasie, sama w sobie się sprawdza (choć z przyczyn obiektywnych grałem tylko w weekendy wieczorami i przez to gra na ~10h rozciągnęła mi się na prawie 3 tygodnie xD). Na dodatek motywacja do maksowania level jest spora (nowe bronie, prawdziwe zakończenie) i zwyczajnie satysfakcjonujące jest odnajdywanie tych różnych sekretów. Ogólnie niemal każdy poziom ma swoją specyfikę, jakiś wyróżniający go patent gameplay'owy, nie mówiąc o wizualiach czy bardzo dobrej (i fajnie zaaranżowanej) muzyce. Trzon rozgrywki jest niby dosyć prosty, żeby nie powiedzieć prostacki (szczególnie dosyć chaotyczna walka), ale co ja poradzę, że to jest po prostu fajne? No i sam Sir Daniel i obecny w grze humor to zdecydowane jej plusy. Fabuła może i prosta, ale jakoś mnie ten świat kupił, a atmosfera, choć fanem klimatów Burtonowskich specjalnie nigdy nie byłem, jest w świecie giereczek wyjątkowa.

 

Co do odświeżenia samego w sobie...no cóż, grałem na PS4 i framerate był żałośnie słaby i to zwyczajnie wstyd, żeby gierka na takim poziomie wizualnym i technicznym tak szarpała. Sama grafika mi w pełni pasuje, wygląd całości jest dosyć wierny oryginałowi, ale ma swój specyficzny, "lśniący" styl, który niekoniecznie musi się podobać. O muzyce już pisałem. W pełnej cenie na premierę byłbym raczej mocno zawiedziony, ale kupując obecnie za grosze/dostając w Plusie deal jest już uczciwy i w sumie dziwię się, że gierka miała (przynajmniej w mojej ocenie) tak słaby odbiór i praktycznie przeszła bez echa. Szkoda tylko, że nie dostaliśmy (i pewnie nie dostaniemy) remake'u Medievila 2, tym bardziej, że osobiście do sequela mam większy sentyment. Generalnie: polecam, jeśli ktoś chce odmiany od dzisiejszych standardów, rozbuchanych światów, strzelania i gejmizmów.

Szkoda że tak pokpili sprawę z tym "rimejkiem" bo naprawdę jakby włożyli w to odrobinę pracy i pomyślunku to myślę że szkielet mógłby jeszcze wrócić do łask zagrajmerów A tak to możemy zapomnieć nawet o głupim rimejku dwójki

Odnośnik do komentarza

Dla mnie oryginał był w pytkę, bo grało się na PSX i styl graficzny robił robotę. Tylko, że remake wydaje się być zawieszony w czasie, a z tego burtonowskiego klimatu nie zostało absolutnie nic. Dla mnie projekt do odstrzału, bo to zwykły cashgrab żerujący na nostalgii. :( 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Remake fajny ale tylko dla fanów oryginału i dziadów takich jak ja. Grafika dostosowana do obecnych czasów ale gameplay i cała reszta pozostała bez zmian. Trzeba mieć wysoka tolerancję i grać w stare gry po dziś dzień by to nie przeszkadzało.

Mi się podobało i splatynowalem z przyjemnością.

Odnośnik do komentarza

Ja nie wiem o co wam chodzi z tym poziomem trudności. Jest o wiele łatwiej niż w oryginale i nawet jak wpadnie się w przepaść przez kamerę (co mi się zdarzyło raz) to buteleczka wtedy ratuję, a że ma się ich masę to trzeba chyba specjalnie topić się w kałuży żeby zobaczyć 'game over'. A przez to że gra ma proste sterowanie to jest o wiele bardziej przystępna dla dzieciaków niż np. Ratchet.

Odnośnik do komentarza
3 hours ago, kotlet_schabowy said:

Medievil 2019

 

No fajna gierka, taka oldschoolowa. Z jedynki mało co pamiętam, demo męczyłem za dzieciaka i element nostalgii dotyczy właśnie tych pierwszych paru poziomów, natomiast pełniaka zaliczyłem dopiero w "dorosłości" jakieś 10 lat temu (i to na emulatorze), no także w nową wersję grałem w dużym stopniu jak w "nowość". Tyle, że mocno archaiczną i to w tym najgorszym sensie. Zawodzi tu przede wszystkim kamera, która dosyć często i dosyć skutecznie działa na naszą niekorzyść, powodując choćby klasyczne wpadnięcie do przepaści (które w drugiej połowie gry występują prawie na każdym levelu, strasznie sobie twórcy upodobali taką formę "wyzwania"), kończące się oczywiście zgonem. Sterowanie też jest dosyć drewniane, choć tu akurat nie miałem większych problemów i zgrzytów, ma swój urok i specyficzny feeling. Te dwa elementy można było (i powinno się) zdecydowanie poprawić, zamiast stawiać na "nostalgiczną zgodność z oryginałem", bo predefniowana w określonych momentach kamera bez możliwości jej zmiany nie ma tu już logicznego uzasadnienia.

 

Inna sprawa to zagrywki typu "jak zginiesz to powtarzasz cały poziom" tudzież "jak chcesz odnowić energię to musisz sobie znaleźć jej źródełko na jakimś levelu i zaliczyć go od nowa", co w paru momentach skutkuje żenującym w dzisiejszych czasach lataniem i "farmieniem" HP poprzez przebiegnięcie przez jakiś łatwy poziom. Wierne oryginałowi, ok, ale tu można by zacząć dyskusję, czy warto było to tak zostawiać. Gra generalnie nie jest trudna (choć poziom jest nierówny), ale właśnie takimi pojawiającymi się raz na jakiś czas motywami może sfrustrować. Inna sprawa, że może już straciłem wprawę lub mam za mało cierpliwości, ale ze dwa razy musiałem sięgnąć "po opis", bo nie wiedziałem, gdzie iść/co robić (w praktyce bywał to efekt nieczytelności otoczenia i np. niedostrzegalnych na pierwszy rzut oka drzwi). No i nie pamiętam już, jak to było w wersji z 1998, ale tutaj Enchanted Earth zaliczyłem chyba kurwa z 5 razy zanim faktycznie mogłem ten level skończyć, bo za każdym razem czegoś mi brakowało albo ginąłem (przegięty level).

 

No ponarzekałem trochę, a przecież zacząłem od pochwały. No bo ogólnie rzecz biorąc grało się sympatycznie, formuła ~20 dosyć krótkich levelów, które można sobie zaliczyć w dosyć krótkim czasie, sama w sobie się sprawdza (choć z przyczyn obiektywnych grałem tylko w weekendy wieczorami i przez to gra na ~10h rozciągnęła mi się na prawie 3 tygodnie xD). Na dodatek motywacja do maksowania level jest spora (nowe bronie, prawdziwe zakończenie) i zwyczajnie satysfakcjonujące jest odnajdywanie tych różnych sekretów. Ogólnie niemal każdy poziom ma swoją specyfikę, jakiś wyróżniający go patent gameplay'owy, nie mówiąc o wizualiach czy bardzo dobrej (i fajnie zaaranżowanej) muzyce. Trzon rozgrywki jest niby dosyć prosty, żeby nie powiedzieć prostacki (szczególnie dosyć chaotyczna walka), ale co ja poradzę, że to jest po prostu fajne? No i sam Sir Daniel i obecny w grze humor to zdecydowane jej plusy. Fabuła może i prosta, ale jakoś mnie ten świat kupił, a atmosfera, choć fanem klimatów Burtonowskich specjalnie nigdy nie byłem, jest w świecie giereczek wyjątkowa.

 

Co do odświeżenia samego w sobie...no cóż, grałem na PS4 i framerate był żałośnie słaby i to zwyczajnie wstyd, żeby gierka na takim poziomie wizualnym i technicznym tak szarpała. Sama grafika mi w pełni pasuje, wygląd całości jest dosyć wierny oryginałowi, ale ma swój specyficzny, "lśniący" styl, który niekoniecznie musi się podobać. O muzyce już pisałem. W pełnej cenie na premierę byłbym raczej mocno zawiedziony, ale kupując obecnie za grosze/dostając w Plusie deal jest już uczciwy i w sumie dziwię się, że gierka miała (przynajmniej w mojej ocenie) tak słaby odbiór i praktycznie przeszła bez echa. Szkoda tylko, że nie dostaliśmy (i pewnie nie dostaniemy) remake'u Medievila 2, tym bardziej, że osobiście do sequela mam większy sentyment. Generalnie: polecam, jeśli ktoś chce odmiany od dzisiejszych standardów, rozbuchanych światów, strzelania i gejmizmów.

jak byś zaklasyfikował ta grę? platformówka czy przygodówka?

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...