Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Teraz, Wredny napisał:

U mnie jeszcze dochodzi uzależnienie od PUBG - nawet, gdy dostajemy sromotne wpierdol to na drugi dzień, jak tylko ziomek (poniżej na screenie romantycznie we mnie wtulony) zapyta to oczywiście, że gramy :D

1923190550_moturikwiatki.thumb.png.fb4fb8c695a8fb72e9118c6373cb0e89.png
 

 

myślałem, żę to z Days Gone xdd

 

Teraz, XM. napisał:

Ja nawet napisze że już w maju miałem blisko 26 ukończonych więc ostatnie 4 MSC się opierdalam .

 

ja mam 13 tytułów, pewnie do 20 docisnę, ale kurwa, jak 40 XDDD chłopie, to niewykonalne jak się pracuje

Odnośnik do komentarza

Paolo, dam Ci radę - zapytaj się sutqa ile ukończył w tym roku :) nic więcej nie napiszę.

 

tu co przeszedlem (widze jedno dlc, i nie wpisany doom 2016 po raz kolejny czy chociażby 8 przejść re3, dwójki itd.) - imo wynik nie jakis przegiety, procz eldena i horizona nie ma dlugich gier

Spoiler
Horizon ZD DLC
Batman Arkham City Remaster
Max Payne
Condemned criminal origins
The Mummy Dmeastered
Bully Scholarship Edition
Resident Evil HD Remake
Resident Evil Zero HD
Nobody Saves The World
Lamentum
The Takeover
Spider-Man Miles Morales
The Returnal
Resident Evil 5 Remaster
Dungeon & Dragon Chronicles of Mystara
LEGO Harry Potter Years 1-4
Harry Potter Years 5-7: Dark Times
Odallus The Dark Call
Guns, Gore and Cannoli
Call of Cthullu
Horizon Forbidden World
Elden Ring
Uncharted 4 remastered
Uncharted TLL remastered
Tunic 
Resident Evil VIILAGE
Ghostrunner
Until Dawn
Exo One
Duke Nukem Manhattan Project
Ninja Gaiden Sigma Remaster
TMNT: Shredder's Revenge
Monster Hunter Rise Sunbreak
Crash Bandicoot 4: It's About Time
Stray
Xenoblade Chronicles 3
Guns, Gore and Cannoli 2
Doom Eternal GOTY
Tinykin
Metal: Hellsinger

 

  • Plusik 1
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza
8 minutes ago, Paolo de Vesir said:

 

myślałem, żę to z Days Gone xdd

 

 

ja mam 13 tytułów, pewnie do 20 docisnę, ale kurwa, jak 40 XDDD chłopie, to niewykonalne jak się pracuje

Pracuję 8-16 i gram zazwyczaj w godzinach 22-1. Po pracy popołudniami nie gram bo mam inne rzeczy do roboty, żona, pies itd. Dopiero jak idzie spać to gram, w weekendy też zazwyczaj gdzieś jeżdżę i nie gram. Rok ma 365 dni, spokojnie można tyle gier skończyć grając nawet 2 godziny dziennie, oczywiście jeśli gra się w same openworldy na 50+ godzin to może być ciężko, chociaż sam kilka takich w tym roku zaliczyłem (w tym Elden Ring na ponad 100 godzin).

Odnośnik do komentarza
3 minuty temu, Czoperrr napisał:

Pracuję 8-16 i gram zazwyczaj w godzinach 22-1. Po pracy popołudniami nie gram bo mam inne rzeczy do roboty, żona, pies itd. Dopiero jak idzie spać to gram, w weekendy też zazwyczaj gdzieś jeżdżę i nie gram. Rok ma 365 dni, spokojnie można tyle gier skończyć grając nawet 2 godziny dziennie, oczywiście jeśli gra się w same openworldy na 50+ godzin to może być ciężko, chociaż sam kilka takich w tym roku zaliczyłem (w tym Elden Ring na ponad 100 godzin).

 

To chyba zależy od przypadku. Jeśli pracuję 8-16, a moja w domu bywa najczęściej przed 20. Czyli mam 4h na jakiś trening, ogarnięcie domu, może trochę grania. Po jej powrocie spędzamy jakoś razem czas, ja coś poczytam i jestem już zbyt zmęczony żeby w ogóle cokolwiek odpalać. Na twoim przykładzie idealnie ułożonego życia pewnie można spędzać godziny dziennie przed konsolą, ale w życiu realnym - to raczej nierealne.

Odnośnik do komentarza
21 godzin temu, XM. napisał:

 

tu co przeszedlem (widze jedno dlc, i nie wpisany doom 2016 po raz kolejny czy chociażby 8 przejść re3, dwójki itd.) - imo wynik nie jakis przegiety, procz eldena i horizona nie ma dlugich gier

  Pokaż ukrytą zawartość
Horizon ZD DLC
Batman Arkham City Remaster
Max Payne
Condemned criminal origins
The Mummy Dmeastered
Bully Scholarship Edition
Resident Evil HD Remake
Resident Evil Zero HD
Nobody Saves The World
Lamentum
The Takeover
Spider-Man Miles Morales
The Returnal
Resident Evil 5 Remaster
Dungeon & Dragon Chronicles of Mystara
LEGO Harry Potter Years 1-4
Harry Potter Years 5-7: Dark Times
Odallus The Dark Call
Guns, Gore and Cannoli
Call of Cthullu
Horizon Forbidden World
Elden Ring
Uncharted 4 remastered
Uncharted TLL remastered
Tunic 
Resident Evil VIILAGE
Ghostrunner
Until Dawn
Exo One
Duke Nukem Manhattan Project
Ninja Gaiden Sigma Remaster
TMNT: Shredder's Revenge
Monster Hunter Rise Sunbreak
Crash Bandicoot 4: It's About Time
Stray
Xenoblade Chronicles 3
Guns, Gore and Cannoli 2
Doom Eternal GOTY
Tinykin
Metal: Hellsinger

 

 

Piękna lista, praktycznie same sztosy. :hi:

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
W dniu 26.09.2022 o 15:47, XM. napisał:

Paolo, dam Ci radę - zapytaj się sutqa ile ukończył w tym roku :) nic więcej nie napiszę.

 

tu co przeszedlem (widze jedno dlc, i nie wpisany doom 2016 po raz kolejny czy chociażby 8 przejść re3, dwójki itd.) - imo wynik nie jakis przegiety, procz eldena i horizona nie ma dlugich gier

  Ukryj zawartość
Horizon ZD DLC
Batman Arkham City Remaster
Max Payne
Condemned criminal origins
The Mummy Dmeastered
Bully Scholarship Edition
Resident Evil HD Remake
Resident Evil Zero HD
Nobody Saves The World
Lamentum
The Takeover
Spider-Man Miles Morales
The Returnal
Resident Evil 5 Remaster
Dungeon & Dragon Chronicles of Mystara
LEGO Harry Potter Years 1-4
Harry Potter Years 5-7: Dark Times
Odallus The Dark Call
Guns, Gore and Cannoli
Call of Cthullu
Horizon Forbidden World
Elden Ring
Uncharted 4 remastered
Uncharted TLL remastered
Tunic 
Resident Evil VIILAGE
Ghostrunner
Until Dawn
Exo One
Duke Nukem Manhattan Project
Ninja Gaiden Sigma Remaster
TMNT: Shredder's Revenge
Monster Hunter Rise Sunbreak
Crash Bandicoot 4: It's About Time
Stray
Xenoblade Chronicles 3
Guns, Gore and Cannoli 2
Doom Eternal GOTY
Tinykin
Metal: Hellsinger

 

 

Potwierdzam również sztosy. Widać, że KONESER, żaden podrabianiec :drakeyeah:

Odnośnik do komentarza

Ukończyłem w końcu MADiSON, bardzo fajnie straszący horror czerpiący z escaperoomów. Prezentacja jest zajebista i to mój ulubiony straszak od lat, IMO lepszy niż Visage. Ciekawy klimacik taki coś a'la Amittyvillo-Poltergaist-Egzorcysta xD Polecam na jesienne wieczory. Chociaż 'wieczory' to za dużo powiedziane bo gra jest dość krótka. Ale ładunek napięciowo-lękowy wynagradza.

 

 

MADiSON_Screenshot_6.jpg

How-to-make-the-generator-work-in-the-horror-game.jpg

Madison-review-2.jpg

Madison-review-4.jpg

Edytowane przez Szermac
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Deliver Us The Moon

 

No takie podręcznikowe AA. Sporo zabrakło, żeby konkurować z pierwszą ligą i w wielu momentach czuć, że to niższa półka gamingu, jednocześnie gra jest na tyle rozbudowana (mimo krótkiego czasu, potrzebnego do jej zaliczenia, co jest akurat w tym przypadku zaletą) i dopieszczona, że nie ma się za bardzo czego wstydzić i trudno ją wrzuć do worka z mniej poważnymi popierdółkami.

 

Dla mnie robotę robi oczywiście sam setting, bo szeroko pojętym kosmosem po prostu od zawsze mniej lub bardziej się interesuję i uwielbiam te klimaty w popkulturze, czy to bardziej na serio, czy stricte w formie sci-fi. Tu mamy do czynienia z dosyć wiarygodną w założeniach wizją niezbyt odległej przyszłości, gdzie Ziemia, wskutek działalności ludzi, stała się w przeważającej części wyjałowioną skorupą i musi polegać na energii przesyłanej z Księżyca (gdzie znajdują się stałe placówki zapełnione obsługą zarówno ludzką, jak i w postaci małych droidów). Wskutek tajemniczej awarii i różnych dziwnych sytuacji, energia przestaje być przesyłana, a Ziemi grozi totalna katastrofa. Tu wkraczamy my. Poruszamy się kosmonautą wyposażonym w kilka przydatnych gadżetów (zdobywanych z postępem w grze), czasem obserwując otoczenie w TPP, czasem w FPP. Wciskamy przyciski, wkładamy w odpowiednie miejsce baterie, czytamy notatki, czasem trzeba też poskakać czy coś przesunąć (to akurat męczące). Co jakiś czas trafiamy na jakąś zagadkę logiczną, ale są one zazwyczaj banalne. Ogólnie feeling jest trochę ociężały, ale w gruncie rzeczy całkiem przyjemny (gorzej, jak się gdzieś zatniemy, co zdarzyło mi się w pewnym miejscu dwa razy z rzędu i skutkowało restartem ostatniego zapisu). Od pewnego momentu towarzyszy nam wspomniany już droid, którym w dowolnym momencie możemy kierować, np. w celu "wślizgnięcia" się w niedostępne dla naszego anonimowego bohatera miejsca. Całość trwa jakieś 5-6h i to jest odpowiednia długość, bo po troszkę wkradało się już poczucie monotonii. Niestety, gra jest jak dla mnie nieco zmarnowanym potencjałem, nie tyle przez naturalne ograniczenia wynikające z samej skali projektu, co ze względu na słabą fabułę i sposob jej poznawania. Setting prosił się o coś lepszego, a dostaliśmy zamotaną i zwyczajnie nieangażującą historykę, przedstawianą nam (poza standardowymi notatkami) przez nagrane wcześniej "hologramy" (gdzie postaci są pokazane w mocno symbolicznej formie). Bohaterowie, których losy w ten sposób poznajemy, byli mi zwyczajnie obojętni i widząc ikonkę zapowiadającą "scenkę" (sami je odtwarzamy) w pewnym momencie przewracałem już oczami.

 

Developerom zabrakło też momentami wyczucia w temacie poziomu trudności, szczególnie uwzględniając brak możliwości zrobienia save'a poza ustalonymi z góry momentami, co, biorąc pod uwagę dosyć kontrowersyjne rozmieszczenie tych momentów, może skutkować powtarzaniem sporej liczby czynności w razie wpadki. Bo zginąć tu (wbrew pozorom, bo zagrożenia w postaci jakichś przeciwników czy potworów tu brak) można w wielu miejscach i to dosyć szybko. Niestety, czasem bardziej z winy gameplay'u, a nie naszej. Ale generalnie jest łatwo i raczej przemy przed siebie bez większych przeszkód (czasem zatrzymując się, żeby chwilkę pogłówkować).

 

Prezentuje się to ładnie (grałem na PC i niestety musiałem momentami iść na kompromisy w temacie ustawień), choć design na dłuższą metę jest mało oryginalny i zaskakujący. Ot, sztampowe kosmiczne bazy, korytarze, terminale. I tak jest ogólnie z całą grą: niby spoko, ale nic ponad znane nam schematy i standardy. Mimo wszystko ma swoje momenty, szczególnie kiedy możemy podziwiać jakieś szersze kosmiczne panoramy. Jak już wspomniałem, lubię takie motywy, więc dla mnie sama obecność takich motywów, jak startowanie rakietą w FPP (bardzo fajnie gejmplejowo zaprezentowany) czy jeżdżenie łazikiem po Srebrnym Globie zapewnia fun, a że dodatkowo gra się w to całkiem przyjemnie, to mimo rożnych niedoskonałości, zabawę oceniam pozytywnie, takie 6/10. Choć za sequel już chyba się nie będę brał.

 

Nie będę gorszy i też zacznę dorzucać screeny do "recek":

 

 

 

3.png

 

 

2.png

 

 

1.png

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 5
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Trochę odgrzebałem trupa, czyli odrobinę nadrabiam zaległości.

 

Manhunt [PS2, grane na PS4]

 

Ten okres, to było u mnie zachłyśnięcie piratami. Kilkanaście gier zaczynałem, jedną kończyłem. Wiele wartych uwagi tytułów ucierpiało w związku z moją niekonsekwencją i niecierpliwością (m.in. Okami, SH2), ale w miarę możliwości staram się im to wynagradzać. Tym razem padło na Manhuncika wyklętego.

 

Manhunt_20220917155708.thumb.jpg.ccf0c24ad61524220fb0e96987ea16b1.jpg

 

Jest... topornie. Współcześni gracze przyzwyczajeni do przemyślanego i responsywnego sterowania mogą doświadczyć kłopotliwych, zniechęcających chwil. Chociaż sprowadzanie tych problemów jedynie do "chwil" jest niedopowiedzeniem. Trudności będą nam towarzyszyć od początku do końca. Przywykniesz, albo giń. A jest co przetrawić: chłop rusza się dramatycznie ciężko i tylko w przód lub tył. Obraca się ślamazarnie. Chcesz iść w bok? Użyj L2/R2 do sidestepów, ale nie licz na żwawe ruchy. Jakbyś sterował wózkiem widłowym. Obsługa kamery tak ważna przy skradankach? Nie ma. Prawa gałka została przypisana do rozglądania się w trybie FPP. Nie skorzystałem ani razu chyba. Przyklejanie do osłon kompletnie nieintuicyjne i tak - również toporne. Generalnie wymagana jest ogromna wyrozumiałość, gdy już chwycimy za pada, bo gra zbyt przyjazna pod względem sterowania to nie jest.

 

Nadrabia wieloma innymi kwestiami. Oczywiście nie do podjebania jest atmosfera jak smoła i idea stojąca za Manhuntem. Niespecjalnie oryginalna, ale też dosadna i hipnotyzująco brudna. Odwrócenie ról i bycie oprawcą dla naszych niedoszłych katów niezdrowo bawi i satysfakcjonuje. Ciche finishery cieszą oko, choć po jakimś czasie może zacząć doskwierać ich pewna powtarzalność, bo na każdą broń są w zasadzie tylko trzy warianty ubicia przeciwnika. A że często na poziom przypada jedna, dwie bronie i 40 głupków do skasowania, to matematykę zostawiam Wam. Poziomy trafiają się lepsze i gorsze, ale wszystkie cuchną brudem i śmiercią w mrocznym zaułku. Nastroju dodają komentarze przeciwników, którzy z nas kpią, prowokują i ogólnie wiedzą, że prawdopodobnie gdzieś się ukrywamy, więc zapraszają do wspólnej zabawy. Z reklamówką na mordzie nie są już tak gadatliwi. 

 

Manhunt_20220922190053.thumb.jpg.dd2aef68020572338dc71cb9e8bb2b3f.jpg

 

Inna sprawa, że to zwykłe, głupie chuje. Stukanie w ścianę jest OP, bo te półgłówki bezmyślnie przybiegają na miejsce i się dziwią, że nikogo nie ma. Ale ktoś jest. Stoi metr od nich, jednak w cieniu, więc nie widzą, bo przecież skąd pomysł, że ktoś mógłby się czaić w cieniu. Oni tam nigdy nie wchodzą, więc pewnie nikt nie wchodzi. No to rezygnują z poszukiwań i wracają na swój poprzedni posterunek. Ale tam nie docierają, bo kończą z głową rozjebaną kijem baseballowym, wielce zaskoczeni. Toleruję pewne uproszczenia dla dobra gameplayu, ale tutaj niektóre sytuacje są tak absurdalne, że aż odbierają grze nieco uroku.

 

Gamonie osiągają swoje apogeum przy poziomach strzelanych, z braku innego określenia tak je nazwę. Stoją w jednym miejscu, często nawet nie za osłoną grzecznie czekając na kulkę, albo za drzwiami i ni chuja się nie ruszą z posterunku. Przestają się nami interesować, gdy przez 15 sekund nie wychylimy się zza swojej osłony i przechodzą do porządku dziennego, mimo, że przed chwilą strzeliliśmy im w te głupie ryje z odległości dwóch metrów. A mechanika strzelania? Oj, panie, dramat i zgodnie z ogólną filozofią sterowania - jest topornie. O nieintuicyjnym przyklejaniu do murków i ścian już wspominałem. Często nie zapewniają one też odpowiedniej osłony, bo wielokrotnie zgarniałem kulkę, mimo, że się nie wychylałem. Niby mamy automatyczne namierzanie, ale jak chcemy przycelować ręcznie (np. w głowę), to prawą gałką, ale strzał mamy pod X, więc do tego musimy zdjąć palec z gałki, a przez ten ułamek sekundy wiele się może zmienić. Ogólnie przebieg wymiany ognia w Manhuncie idealnie odzwierciedli ten gif:

WRFXYFi.gif

 

Nie byłoby to aż takim problemem w grze stealth, gdyby nie fakt, że niektóre poziomy wymuszają mało skrytobójczy styl gry. Głównie przez niedobór innych narzędzi mordu, poza bronią palną. Albo oskryptowanymi scenkami, gdzie przeciwnicy "nagle" wybiegają na nas zza rogu czy drzwi. Strasznie irytujące, gdy przez kilkadziesiąt minut rzeźbimy poziom bez wykrycia, a potem wybiega na nas dwóch przygłupów i jedyne co możemy zrobić, to albo uciekać, albo się strzelać. A nasz wewnętrzny ninja cierpi, że został wykryty. Kulminacja to scena 18, która chyba jako jedyna doprowadziła mnie do drobnego wkurwu. No nie da się tego zrobić względnie cicho. Całe szczęście, że takich poziomów/dłuższych fragmentów jest raptem kilka, ale niesmak i tak pozostaje.

 

Rozumiem, że za tą decyzją stoi chęć urozmaicenia rozgrywki, wiec ostatecznie jestem w stanie wybaczyć. Podobnie jak poziomy z eskortą, które koniec końców sprowadzają się i tak do tego samego, tylko trzeba pamiętać, by kazać ziomkowi schować się w cieniu, wyczyścić mapę i potem go zabrać z tego cienia. Nic specjalnie wyrafinowanego i całe szczęście, bo wiadomo jakie potrafią być misje eskortowe w grach. Zwykle po prostu irytujące. Tutaj wypadają bezkolizyjnie, ale też bez wyrazu. 

 

Ogólnie przez większość czasu raczej narzekam, ale wiadomo za co Manhunta można polubić, nawet dzisiaj. Bo jeśli obrać cierpliwe tempo rozgrywki i dać się wciągnąć atmosferze gry, to jest gęściutko, bezceremonialnie i bez wątpienia krwawo. Wiele uproszczeń w rozgrywce dzisiaj może być trudniej przełknąć, ale gra ma już 20 lat, więc wchodzimy na własną odpowiedzialność.

 

Edit: niech nikomu nie przyjdzie do głowy grać w to na PS5. Artefakty graficzne i migające tekstury praktycznie to uniemożliwiają. 

  • Plusik 5
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Soul Hackers 2 (PS2) (PC)

 

Spróbuję się nie rozpisywać za bardzo. Szerzej ze szczegółami się wypowiem kiedy indziej w osobnym temacie. Niemniej jednak właśnie skończyłem Soul Hackers 2 - jRPG od Atlus będącego spinoffem serii Megami Tensei. Po około 70 godzinach moje wrażenia z gry mógłbym dobrze zilustrować w następujący sposób:

 

3641f1d1d487fe25fa9db4cd67a4dfb5.gif.2e5f75c7b708e24f339046f61b10bbf4.gif

 

Dawno nie byłem tak rozdarty. Subiektywnie gra mi się podobała i nawet chętnie odpaliłem New Game Plus zaraz po jej ukończeniu z zamiarem zdobycia 100% achievementów. Jednak obiektywnie gra jest niedopracowanym przeciętniakiem, który dodatkowo wygląda niczym zapomniany i odkurzony po latach projekt szóstej, może siódmej generacji konsol.

 

Soul Hackers 2 to jRPG w formie dungeon crawlera z charakterystycznymi dla serii Megami Tensei rozwiązaniami i mechaniką. Akcja rozgrywa się w nieokreślonej przyszłości, w świecie w którym ludzie i demony koegzystują ze sobą, lecz naturalnie pośród ludzi pełno jest podziałów i konfliktów ideologicznych. Naszą bohaterką jest Ringo - manifestacja swego rodzaju neutralnej sztucznej inteligencji, która ma na celu zapobiec przepowiedzianemu końcu świata. Stosunkowo szybko poznaje kilka postaci o odmiennych poglądach, lecz okoliczności wymuszają na nich współpracę.

 

20220826081343_1.thumb.jpg.fc99ca88aaaca0d4dfcf81540ea63fac.jpg

 

3/4 gry to przemierzanie labiryntowatych "lochów" i turowe walki z kolejnymi przeciwnikami, a następnie bossami, co zwykle pcha fabułę do przodu. Dodatkowym urozmaiceniem jest dość mocny nacisk na relacje między głównymi bohaterami, co obok nie najgorszej fabuły stanowi naprawdę mocny motywator do dalszej gry. Wręcz stwierdzę, że postacie są naprawdę świetne, a sama Ringo szczególnie charyzmatyczna. To chyba najlepszy aspekt gry i do samego końca byłem ciekaw, jak potoczą się losy postaci, nawet jeśli mogłem większość wydarzeń łatwo przewidzieć. Bo tu nie chodzi tylko i wyłącznie o historyjkę, lecz sposób jej ukazania. Dialogi są dobrze napisane, gracz w ramach rozgrywki ma możliwość poznać i zagłębić się (dosłownie) w przeszłość swoich kompanów poprzez Soul Matrix, zaś pomiędzy kolejnymi wypadami do "lochów" istnieje możliwość wyjścia z kompanami na niezobowiązujące piwko. Wyjścia są opcjonalne, ale nigdy nie zdarzyło mi się ich przewijać, bo konwersacje były zwyczajnie ciekawe. Od luźnych rozmów, żartów, rozważań, po filozoficzne przemyślenia, albo kolejny wygląd w przeszłość danej postaci. Oczywistym porównaniem są tutaj Social Linki z serii Persona. Od strony mechaniki funkcja tych eventów jest nieco inna, ale koncept podobny, także z pewnymi korzyściami podczas gry.

 

20220828204108_1.thumb.jpg.409e7d5b056f354de605f5cd0c9cc089.jpg

 

20220910190011_1.thumb.jpg.db437e22d83d605467e35d04b29e28a7.jpg

 

Od strony właściwej rozgrywki SH2 to wspomniany "dungeon crawler" i nikt nie powinien być zaskoczony, że do tego sprowadza się większość zabawy. System walki i rozwoju postaci są bardzo dobre, nawet jeśli domyślny poziom trudności nieco za niski. Mamy tu rozwiązania charakterystyczne dla serii, jak wykorzystywanie słabości przeciwników, buffy, debuffy, a także bogatą customizację, nie tylko w postaci fuzji demonów dla każdego bohatera, co wpływa na jego parametry, ale także mnóstwo dodatkowych pasywnych i aktywnych zdolności i ulepszeń odblokowywanych w miarę gry. To ostatnie okazało się bardzo satysfakcjonujące, właśnie dlatego, że kolejne skille naprawdę znacząco i zauważalnie wpływały na rozgrywkę. Dlatego odblokowywanie kolejnych zawsze było niezmiernie satysfakcjonujące i rzadko kiedy byłem rozczarowany konkretnym wyborem.

 

Cała gra to ogólnie takie coś pomiędzy główną serią Megami Tensei, a Personą. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby Atlus zwyczajnie nie spierdolił tej gry w wielu kluczowych aspektach... Nie tylko w kwestii rozgrywki, ale także okoliczności premiery gry i wielu kontrowersyjnych decyzji z tym związanych...

 

20220918154836_1.thumb.jpg.2095bcfa8cb6e2dab8a5ec5d71969a42.jpg

 

Gra wygląda jak wygląda. Osoba, która nie przykłada do tego większej wagi przymknie oko i skupi się na rozgrywce, ale przeciętny konsument już niekoniecznie. Gra chwilami wygląda jak coś z ery PS2 lub Wii. Stylistycznie jest całkiem ładna, ale niestety uboga. Cel-shading tylko przykrywa prostotę wielu tekstur, a są w grze lokacje, które nawet na PS2 byłby brzydkie. Nie pomaga w tej kwestii fakt, że lokacje są okrutnie monotonne, a 1/3 gry toczy się w opuszczonych tunelach metra. Ale i to byłbym w stanie przeboleć, gdyby nie chyba największa (dla mnie) głupizna - JEDEN utwór muzyczny przygrywający przez WSZYSTKIE dungeony! Biorąc pod uwagę, że mówimy tu o kilkudziesięciogodzinnym jRPG można sobie wyobrazić, jak szybko staje się to nie tylko monotonne, ale i męczące.

 

No dobra, utworków jest więcej. Jeden przygrywa w zwykłych dungeonach, drugi przygrywa w Soul Matrixie. Ale to naprawdę tyle. Dopiero pod koniec gry nagle wprowadzone zostaje pewne urozmaicenie, ale to za mało zbyt późno, zaś wszystko przedtem jest tak monotonne, że aż bolesne.

 

A boli to dużo bardziej także z tego względu, iż soundtrack w grze jest fenomenalny. Muzyki jest dużo i jest ona naprawdę dobra, urozmaicona, wpadająca w ucho, chwilami wręcz "epicka" i chętnie sobie ją puszczam także poza grą. Nawet utworek raptem jednego NPC/sklepu jest na tyle dobry, że często nie chciało mi się opuszczać lokacji.

 

 

Tym bardziej dziwi, że przy takiej muzyce Atlus nie wprowadził większego urozmaicenia. Ani by się jakoś specjalnie nie napracowali, ani koszty na pewno nie byłyby większe, a gracze z pewnością bawiliby się lepiej, a co za tym idzie, zostawiali bardziej pochlebne opinie...

 

Ale dupa, na tym nie koniec. Bowiem nie tylko gra męczy monotonią, to jeszcze zachłanny Atlus musiał wpakować furę day-one DLC, w tym także jedno fabularne. Biorąc pod uwagę, że cena gry jest już i tak wysoka, gracze, w tym fani, byli zwyczajnie zniesmaczeni. Już walić DLC w formie bonusowych wdzianek, ale oprócz tego zapłacić "trzeba" również za kilka charakterystycznych dla serii demonów, a także cały dodatkowy epizod, na który składa się seria side-questów, eventów, a także cały endgame'owy dungeon z najsilniejszym bossem w grze... Można powiedzieć, że epizod jest opcjonalny, ale biorąc pod uwagę, że i on rozbudowuje relacje naszych bohaterów z nowo poznaną postacią, to mimo wszystko sporo się traci grając bez tego.

 

Ale i to nie wszystko, bo pomimo tego, że gra jest brzydka i prosta, to została wydana tylko na "next-genowe" platformy, z pominięciem Switcha, na którym spokojnie by ruszyła. Osobiście za Switchem nie płacze, bo wolę cywilizowane platformy osiągające 60fps (PS. na PC framerate jest odblokowany), ale nie oszukujmy się - sprzedaż z pewnością byłaby dużo większa, gdyby gra była prawdziwą multiplatformą, z uwzględnieniem handhelda Nintendo.

 

W efekcie dostaliśmy dobrą grę, spierdoloną przez pojedyncze rozwiązania i zachłanność Atlusa. Czy Soul Hackers 2 mi się podobał? Tak, bardzo. Grało mi się dobrze, a nawet i lepiej niż w Shin Megami Tensei V lub IV. Gdyby nie monotonia, to nawet na cenę i DLC machnąłbym ręką, bo MÓGŁ z tego być jeden z lepszych spinoffów Megami Tensei. A niestety, wyszedł przeciętniak. Czy tym samym grę polecam? Hmm... nie wiem... :/ Już nawet pomijając fakt, że mój gust jest specyficzny, to za pełną cenę na pewno nie polecę gry nikomu, poza największymi oszołomami/fanami SMT. Ogólnie przy obniżce poleciłbym grę fanom cyklu oraz jRPG ogólnie, ale obawiam się, że dla niektórych mimo wszystko ta monotonia to będzie zdecydowanie za dużo. Nawet nie mogę powiedzieć, żeby tu był grind, ale gra jest zwyczajnie długa i duża tego część to właśnie schematyczne, monotonne dungeony i walki. Żeby dotrzeć do tych naprawdę dobrych momentów, trzeba się chwilami namęczyć.

 

No przykra sprawa. Gra z cyklu "polecam, ale nie każdemu". Myślę, że warto, dla samych postaci i niektórych wydarzeń, ale sugeruję poczekać na obniżki. Bo mimo wszystko nie mogę powiedzieć, żebym się źle bawił, natomiast Ringo i jej kompanów z pewnością zapamiętam na długo, bo się naprawdę wyróżniają na tle wielu innych oklepanych jRPGów.

 

20220903125153_1.thumb.jpg.c81e3135d47d65b2b12d1d1a6c8c26c0.jpg

 

Spoiler

20220918190124_1.thumb.jpg.37e095a70a17143df3ca25259a5deca4.jpg

 

 

PS. PSA dla potencjalnych przyszłych nabywców - gra ma idiotyczną opcję, która niepotrzebnie wydłuża loadingi. W opcjach należy zmienić Loading Screen Tips na Hide albo Button Advance. Domyślne ustawienie Auto Advance sprawia, że wszystkie loadingi trwają około 10 sekund. Po zmianie często nie zabierają one nawet sekundy. I oczywiście niektórzy recenzenci też tego nie wiedzieli i narzekali na długie loadingi w grze... Brawo Atlus, za jakże "yntelygentne" rozwiązanie...

 

20220826181032_1.thumb.jpg.ebdf3775b882d2934aa7c94e9353608a.jpg

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Night in the Woods [PC]

 

Mała kotka Mae rzuca studia niedługo po ich rozpoczęciu i wraca do swojego rodzinnego miasteczka zwanego ochoczo Possum Springs. Nie było jej tu raptem rok czy dwa, ale dziewczyna widzi, jak całe niegdyś górnicze miasteczko chyli się ku upadkowi. Na miejscu zastaje swoich przyjaciół z liceum lub z dzieciństwa: liska Gregga, który jest nadpobudliwcem chodzącym ciągle w ramonesce i nie rozstającym się ze swoim sprzętem typu noże, czy kusze; misiem Angusem, który jest cichym, ale bystrym niedźwiadkiem oraz Beę, krokodylicę, z którą Mae kiedyś się przyjaźniła, do czasu aż... no, coś nie pykło i przestały. Na miejscu są też rodzice Mae, którzy mieszkają sobie i żyją skromnie w Possum Springs. Córka miała być pierwszą członkinią ich rodziny, która poszła na studia, była ich wielką nadzieją, a teraz wróciła. Nie poruszają oni tego tematu, wiedząc, że dziewczyna powie, o co chodzi we właściwym czasie.  Mae po powrocie stara się jakoś odnaleźć w nowej rzeczywistości i właściwie zauważa, że jej przyjaciele nadal tu są, choć nie tak bardzo rozrywkowi jak kiedyś - wszak musieli iść do pracy i mają teraz bardziej "dorosłe" problemy. Aha, jeden z przyjaciół z paczki, Casey, zaginął i nie wiadomo co się z nim stało - wszyscy zakładają, że uciekł, a po kocie zostały tak naprawdę tylko plakaty z ogłoszeniem o zaginięciu. Dalej spoilować nie będę, bo ta gra to czysta fabuła, a warto chyba, żeby każdy poznał ją sam.

 

image.thumb.jpeg.d57afbc0b2c31cacb72194902c1bdf48.jpeg

 

Tym, co wyróżnia Night in the Woods jest z pewnością oprawa - bardzo prosta, wektorowa grafika, która daje wrażenie radosnej kreskóweczki dla dzieci. Niech jednak Was nie zwiedzie, bo historia wcale nie jest kreskówkowa i naiwna, a każda z postaci ma w sobie pewną traumę, o której ciężko jej rozmawiać, a która właściwie steruje ich życiem. Oprawa jest dzięki swojej kreskówkowości schludna, choć czasem mało czytelna (jeśli chodzi o elementy platformowe, o czym za chwilę). Muzyka to też w większości jakieś plumkające ambienty, lub w poważniejszych momentach odgłosy grozy, które całkiem nieźle współgrają z gameplayem.

 

A skoro jestem już przy rozgrywce, to warto powiedzieć, czym jest Night in the Woods. Jest to w dużej mierze symulator chodzenia, gdzie życie w miasteczku po prostu się toczy, a my chodzimy po nim, rozmawiając z przyjaciółmi (albo wrednymi sąsiadami; choć czy to oni są wredni? Może to Mae zaszła im kiedyś za skórę?) i poznając historię kawałek po kawałku. Możemy oczywiście sobie trochę poskakać, co przydaje się, gdy chcemy np. połazić po liniach wysokiego napięcia, czy dojść do jakichś postaci na dachach. Tutaj przychodzi mała czytelność grafiki, bo czasem nie wiadomo, na co mozemy wskoczyć, a na co nie, więc ja wolałem nawet poruszać się kłusami, coby nie przegapić jakiejś platformy, czy schodków.

 

Co jakiś czas napotkać możemy mini-gierki. Wspominałem, że nasza szczęśliwa czwórka miała zespół w dawnych czasach? Okazuje się, że zespół nadal istnieje, choć zabrakło w nim perkusisty i basisty, więc Bae zastępuje ich... na laptopie. Kiedy Mae Borowski wraca do Possum Springs, rola basistki nadal na nią czeka, więc mamy szansę pograć sobie w uproszczoną wersję Guitar Hero. Czasem przyjdzie nam również postrzelać z kuszy w lesie, czy... coś ukraść. Pamiętajcie, najważniejszy jest bezruch, nawet gdybyście mieli już fant prawie w kieszeni ;) Są pewne elementy platformowe, które powracają i szczerze mówiąc, za czwartym razem miałem już trochę dość, ale akurat gra wiedziała chyba, że robi się upierdliwa i skróciła moje męki.

 

image.png.1862df671c72444b2841b30ff5e24cf3.png

 

Mógłbym o Night in the Woods pisać bardzo wiele, ale jest to historia, którą warto poznać samemu. Zaczyna się może i dość infantylnie, ale mnie od początku chwyciła za serce i sprawiła, że chciałem ukończyć ją w te dwa czy trzy wieczory. Polecam też nastawić się do niej odpowiednio, ponieważ jestem pewien, że jeśli tylko zaczniecie czytać między wierszami, to zobaczycie, jak głęboka filozofia i trauma stoi za każdą z postaci, a może nawet za całym miasteczkiem umiejscowionym gdzieś w regionie przypominającym Pensylwanię.

 

Aha, nie włóczcie się sami po nocach i uważajcie na siebie.

 

PS: Gra kosztuje grosze, a na dodatek była np. darmowa na Epicu, więc jest szansa, że nawet macie ją w swoich bibliotekach.

Edytowane przez Szwed
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Crash Team Racing Nitro Fueled (PS4 Pro) - mega dopakowany remake genialnej gry. Jeździ się świetnie, idealne boostowanie nadal dostarcza frajdy jak ponad 20 lat temu. Nie odczułem żeby zostało coś skopane w stosunku do oryginału (tak jak w N. Sane Trilogy), jest nawet tani handicap xd Ilość trybów gry przytłacza, jak ktoś by chciał wszystko wymasterować to ma gry na ponad 50 h.

 

    Jest masa tras i większość to była dla mnie nowość (bo nie grałem w Nitro Cart). Do odblokowania mamy postacie, skiny, karty i inne śmiecie. Niestety progres jest trochę wolny i bez połączenia z internatem nie można zdobyć monet za które wykupuje się wszystko, z drugiej strony to tylko kosmetyka. Oprawa i level design to jest klasa, w prawie każdej miejscówce jest dużo ruchomych elementów, skrótów, dekoracji itd. Wszystko wykonane o dwie klasy lepiej niż w takim Team Sonic Racing. Jedyne do czego bym się przyczepił to kolorystyka w paru miejscach która ma za mało kontrastu (np. w Hot Air Skyway)... ale

 

taka grafika ma swoją cenę i gra działa tylko w 30 FPSach co jest mocno odczuwalne, tym bardziej że zdarzają się mocne spadki przy większej siece (a Volcano Island tnie się prawie non-stop). I drugi duży minus - loadingi. Na PS4 Pro z SSD wyścigi wczytują się w jakieś ~30 sekund, time triale w 15 a dodatkowo w Adventure Mode główny Hub też musi się wgrać więc czasem na 3 minuty jazdy miałem 45 sek loadingów. Ta gra by dużo zyskała gdyby działała w 60 FPSach i miała krótsze loadingi kosztem rozdzielczości i jakości oprawy. No i brak pacza pod current geny to duże niedopatrzenie, ale niestety nie ma kto tego zrobić bo wszyscy siedzą przy CoDzie...

 

W skrócie gra jest świetna i gdyby nie te parę minusów wskoczyła by u mnie do top 3 wyścigów ever a tak jest tuż za MotorStorm Pacific Rift, NFS: Hot Pursuit 2013 i Burnout 3. Na dysku na pewno zostanie przez długi czas i będzie odpalana w weekendy (bo wtedy dostaje się więcej monetek )    9/10

 

 

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...