Skocz do zawartości

Final Fantasy VII Rebirth


Rekomendowane odpowiedzi

23 minuty temu, Ins napisał:

Ja mam 105H i jeszcze pierwszego przejścia na normalu nie skończyłem :laugh:

Nie mam w planach platyny więc się delektuję giereczką bo na chwilą obecną jest to dla mnie najlepszy tytuł tej generacji. 

Jak kończyłem normal też miałem w okolicach albo lepiej niż 100h, robiłem wszystko co się da, więc oprócz Chadley dużo do zrobienia nie zostało.
Sam Hard zajął niecałe 15h, większość normalnych walk można ominąć, a te których się na da ominąć załatwia się Gotterdammerung + Limit na starcie walki.

Odnośnik do komentarza

Ja oczywiście zagryzam teraz Infinite Wealth, co za podwójne uderzenie Japonii, gry wiele łączy w sumie, choć Yakuza jest oczywiście znacznie bardziej ograniczona, tradycyjna i japońska, niemniej na inny sposób obie osiągają szczyty.

 

No i kurde, te minigierki... Nadal rewelacja, to gra z drugimi najlepszymi minigerkami w historii (?), ale po Rebirth to już trudno porównywać. Te w Yakuzie są jak w starych fajnalach bardziej: nieporównywalnie wolniejsze, bardziej powtarzalne, prostsze do wykonania, ale nieraz frustrujące specyficznymi wymaganiami. No i część z nich to dosłownie stare gry, po prostu gry Segi z okresu oryginalnego FF7, i trzeba je całe przejść naraz lol. W skrócie mówiąc, tam to człowieka szlag trafia. Tyle dobrego że "nie trzeba ich robić" bo próg zdobycia zauważalnych nowych nagród jest zazwyczaj dużo poniżej "wymaksowania" (ale i tak bywa, że trzeba klepać to samo dziesiątki minut albo godziny, by wypełnić tabelkę).

 

 

 

Infinite Wealth to totalna rewelacja, ale i tak najwięcej nadal myślę o Rebirth. Z wielkim zainteresowaniem codziennie wchodzę na stronki, przeglądam nowe wrażenia, teorie, strategie, opisy szczegółowe jak działają różne rzeczy w walce, wspomnienia mocnych momentów, cytatów i obrazków... Gra-generacja.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Weźmy ten moment. Nie jest to spoiler właściwie żaden sam w sobie, dopiero po zakończeniu gry naprawdę można się wzruszyć słuchając tego dialogu (który można wysłuchać tylko nie wchodząc od razu na to zebranie i "podsłuchując").

Wraz z muzyczką w tle, jest to tekst który na zawsze wyryje mi się w pamięć, a przecież to pomijalny detal.

 

 

Odnośnik do komentarza

Oj chyba za cienki jestem na brutalne wyzwania. Bez zadnego racjonalizowania, ze mi sie nie chce itd. 10 rund jest zabojcze. Jestem na czwartym i kazda runda to tona bullshitu. No i smierc w okolicach 8-10

boli potwornie.

 

zrobilbym sobie przerwe na inna gre, ale po dluzszej przerwie to dopiero bede lamił. No jest ciezko. Teraz te cactuary wydaja sie byc przyjemna zabawa na wieczor po ciezkim dniu :P

Odnośnik do komentarza
13 minut temu, Schranz1985 napisał:

Zaraz mnie krew zaleje w 3 próbie z okręgami Yuffie.
Wszystko super ez do samego końca gdzie nigdy nie mogę dosięgnąć górnego okręgu na finiszu :(
To jest kwestia ostatniego divea?
Jakieś rady?

Wysłane z pixela przez taptalk bo mnie stać
 

 

Ileś tam stron temu pisałem dokładniej, ale ogólnie to w pewnym momencie pod koniec zawróć do wiatraków żeby cię wzniosły ponownie i dopiero wtedy dokończ. Dzięki temu ostatni dive zrobisz z wyższego poziomu, więc i wyżej się po nim wzniesiesz i dolecisz.

Odnośnik do komentarza

Zrobione, ez.
Strasznie to upierdliwe było, po co tak kombinować w prostej mini gierce.
W ogóle odpalasz grę na 2h i ..... robisz minigierki a fabuła leży i czeka.
I znów się wybijam z klimatu .
Ogólnie to ta lokacja Cosmo Canyon to zawiedziony jestem sad.gif

Aha no niby Chocobo se latasz w minigierce ale jak chcesz zeskoczyć na mapce niże to już magiczna ściana i nie da się zeskoczyć.

Wysłane z pixela przez taptalk bo mnie stać



Odnośnik do komentarza

Fabuła skończona, world Intel wyczyszczony, zostało tylko kilka questow, plus hard i wszystkie dodatkowe walki, na liczniku mam 145h. Dawno nie gralem w tak długa grę przy której tak dobrze cały czas się bawię. Niesamowita sprawa.

 

Tylko kilka rzeczy mi nie zagrało, między innymi to jak się przestawia materie miedzy postaciami - jest to cholernie długie i uciążliwe, w part 3 po proszę o loadouty, ułatwi to życie. 

 

Dodatkowo, pacing czasami siada, bo dużo rzeczy jest do roboty i aż żal mi było tego nie robić, bo w większości te poboczne rzeczy są po prostu bardzo dobre. Może wiecej na post game mogli zostawić. I to chyba tyle z małych minusów, cała reszta to dla mnie jest prawie jak spełnienie marzeń jakie się mialo za dzieciaka. W kilku miejscach kopara na ziemi, np to co można robic w chaoterze 12 - nie spodziewałem się tego, a banan się pojawił od razu. Kilka razy mialem tak, że myslalem, że nie no tego to nie będzie, a jednak bylo i człowiek się tylko cieszył. Mnostwo minigierek, czasami lepsze, czasami gorsze, ale przy takiej ilości to zrozumiałe. Queens blood jest kapitalnym dodatkiem. System walki to cudo, nie nudzi się w ogóle i aż chce się kombinować i robic różne ustawienia.

 

Gra po prostu jest napakaowana jak kabanos contentem, mam już 145h, a pewnie lekko do 200 dojadę, bo sprobuje zaatakowac platyne. W ogole niesamowite jest to, że tyle czasu już gram, a nadal ciagle myślę o tym kiedy znowu odpale konsole.

 

A i trzeba napisać o soundtracku, który jest znakomity i jeszcze jaki bogaty. Nawet sidequest potrafi mieć swoją oryginalna aranżacje, która brzmi niesamowicie dobrze. Coś wspaniałego i niepowtarzalnego.

 

Na koniec, nie sądziłem, że to jeszcze napiszę po prawie 30 latach grania w gry, ale tak myślę, ze właśnie zagrałem w swoją najlepsza. Nie wiem, tak to odczuwam troche na gorąco, bo jakby ktoś mi powiedział że w tym wieku coś mnie jeszcze aż tak wkręci, to bym nie uwierzył. Sam w to trochę nie wierzę cały czas, ale no napierdzielam jak szalony i to cały czas z takim samym entuzjazmem.

 

Ta gra to trochę spełnienie marzeń w tym sensie, że grając w oryginal musiala działać wyobraźnia jak ci bohaterowie brzmią i jakby to wszystko wygladalo w lepszej oprawie, teraz już nie trzeba marzyć, wystarczy odpalic Rebirh. 

 

Co do fabuły, to oczywiście nie mogę się doczekać part 3, ale na ten moment widzę dwie opcje 

Spoiler

Aerith zginęła, ale Cloud myśli, ze jednak ja uratował, bo nadal widac, że gosc nie jest sobą, co zresztą jest zrozumiałe, bo dopiero w part 3 odnajdzie siebie, jak wiemy z oryginału. Myślę, że ubzduranie sobie, że uratował Aerith plus to, że ukradł wspomnienia Zacka dobije go jeszcze bardziej i nie mogę się doczekać jak Tifa poskleja go do kupy, byc moze z pomocą Aerith z lifestreama, ładunek emocjonalny jak odkryje co się wydarzyło i pokazanie tych scen będzie potężny.

 

Druga opcja jest taka, że jest świat w którym Aerith żyje i udało się ją uratować, pasuje to do tego co jest widoczne na niebie i do tego, że da się zmienić przeznaczenie w jakiś sposób.

 

Nie wiem tez jaka w tym wszystkim jest rola Zacka, bo kilka razy spotkało go prawie to samo, ale jednak potem jakoś znalazł się obok Clouda. Chyba dzieki Aerith, która potem też go uleczyła i znowu gdzieś przeniosła? Czasami mam wrazenie, że ona teraz działa prosto z lifestreamu i tak ingeruje w wydarzenia. No zobaczymy. 

 

  • Plusik 1
  • Lubię! 3
Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, YETI napisał:

W rimejku była, ale czy jest w tej grze materia, za pomocą której za jednym razem rzucamy czar na wszystkich wrogów lub na cały zespół?

Tak ale pojawia się dosyć późno.

Spoiler

Najwcześniej po tym jak dołącza Cait Sith w chap 8. Później w chap 12 Costa De La Sol sidequest "Victim Of Circumstance" i pod endgame jeden z challengów w Combat Simulatorze.

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Ja trochę spowolniłem w ostatnich tygodniach po Cosmo Canyon. Mimo tego Nibelheim dobrze się gra. Mam wrażenie, że znacznie szybciej idzie, niż poprzednie rejony. Sposób eksploracji z pewnością w tym pomaga, w przeciwieństwie do gongagi i cosmo, w których można było się pogubić.

 

Odin pierwszy Summon, który był problematyczny. Nigdy nie byłem dobry w uniki w odpowiednim momencie, ale Yuffie jak zwykle pomocna. Ogólnie już dwa razy mi się gra przez nią zawiesiła. :D Yuffie + Enemy Skill Plasma Discharge + Doppleganger + Mug/Brumal Form + odpowiednie Materie ładujące ATB i plazma odpala się niemal nieustannie. Aż konsola nie wyrobiła w pewnym momencie. ;)

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, pawelgr5 napisał:

Kocham tego Finala, ale za mini gierke z łapaniem kurczaków to bym kopał po mordzie.

Chodzi o sodę quest z babcią dla której szukamy kurczaków? Nie miałem z tym zadaniem żadnych problemów. Za to szukanie grzybów dla Cissnei do zupy, ukończyłem, ale żadnego z grzybów nie używałem poprawnie. Nie mam pojęcia jak to powinno się zrobić.

Odnośnik do komentarza
6 godzin temu, YETI napisał:

Chodzi o sodę quest z babcią dla której szukamy kurczaków? Nie miałem z tym zadaniem żadnych problemów. Za to szukanie grzybów dla Cissnei do zupy, ukończyłem, ale żadnego z grzybów nie używałem poprawnie. Nie mam pojęcia jak to powinno się zrobić.

Trzeba było zgadnąć kolejność wychylenia drążka xd ni się jeden udało. Kurczaki easy.

Odnośnik do komentarza
47 minut temu, Donatello1991 napisał:

Trzeba było zgadnąć kolejność wychylenia drążka xd ni się jeden udało. Kurczaki easy.

Nie zgadnąć, tylko wyczuć, analogiem. Jak luźny w danym kierunku jest grzyb i wyznaczyć kolejność od najluźniejszego, do najsztywniejszego. Nie ma pośpiechu, więc można było się "grzybkiem" pobawić. Chyba tylko raz się pomyliłem.

 

Ogólnie nie wiem, co myśleć o tych minigierkach całokształtowo. Bo z jednej strony fajnie, że są, że jest ich aż tyle, że są tak urozmaicone i mimo wszystko się aż tak nie dłużą, bądź nie powtarzają zbyt często. Z drugiej strony nie zawsze w danej chwili chciało mi się robić przerwę od głównej przygody na rzecz jakiejś popierdółki, niekiedy totalnie nieistotnej dla przebiegu fabuły. A jeśli dodać do tego OCD w postaci potrzeby osiągnięcia najlepszego wyniku, to nagle się okazuje, że nad jedną minigierką spędzamy zdecydowanie za dużo czasu. Czasem nawet godziny.

 

A jednak potem myślę, że wiele z tych minigierek po prostu przeszedłem i więcej do nich nie musiałem wracać. Bądź też gra robiła spory odstęp pomiędzy kolejnymi ich etapami. Tym samym nie mam z nimi jakichś naprawdę negatywnych odczuć.

 

Jeśli coś mnie irytowało, to łapanie Chocobosów w kolejnych rejonach. Nie podobała mi się ta "skradanka", ani kolejne jej etapy. Całe szczęście, że są tam checkpointy. Ale ogólnie nie mogę powiedzieć, żebym się przy tym dobrze bawił.

 

Za to jak na ironię nawet pograłbym więcej w motorki, ale pierwsze miejsce udało mi się zdobyć już za pierwszym podejściem, więc z poziomu gry nie ma już "zachęty" do powtarzania tego, co jest. Za to wyścigi Chocobosów z tego co widziałem, to aż trzy ligi. A skończenie tylko pierwszej zajęło mi ponad godzinę i zdążyło wynudzić, więc nie wiem, jak będzie z kolejnymi dwoma. Tym bardziej, że gra każe trzymać X cały ten czas.

Odnośnik do komentarza

No, czy nie mówiłem dawno temu, że nie ma się co na zapas pytać czy pianinko jest potrzebne do platyny hehe.

 

Ja mam obawy że jeszcze co najmniej 200 godzin gry przede mną. Drugie przejście całej gry z większą analizą i docenieniem detali, oraz dopieszczanie buildów i sposobu grania każdą postacią, plus trochę strategizowania na idealnie rozjebanie tych wyzwań. 

 

 

Mój ranking mini-gierek:

 

Pianinko - co tu mówić. Silnik kapitalny, pozwalający grać całe melodie samemu. Piosenki z paroma momentami denerwującymi, gdy melodia nie współgra 1:1 z graną, ale w porównaniu do tego, co w tym robią inne gierki video, to jest i tak duuuużo bliżej prawdziwego grania muzyki. Świetne kawałki, ofkoz. No i przepiękny finał, z jedną z piękniejszych melodii w historii gier użytej w zaskakującym, ale demolującym celu. 

Loveless - nie wiem, czy można to nazwać minigierką, ale jest trochę interakcji i wyborów i różne efekty. Bardziej jednak podziwiam efekty. Co tu mówić, zajebisty kawał opowieści do oglądania, i imponujące pomysły.

Desert Rush - uwielbam tę gierkę (w wersji Clouda, wersja Yuffie z Intermission to mordęga). Jest taka fizyczność w nawalaniu tych skrzyń mieczem, i zaskakująca satysfkacja za każdym razem, gdy pęka wielkie pudło, zwłaszcza gdy cykniemy kilka Braverem. Gra wymaga dobrego ruszania się i dobrego myślenia nad całymi zasadami i kolejnością i zarządzaniem ATB, jest fajniejsza niż niejedna osobna nawalanka TPP hehe.

Queen's Blood - czy to jeszcze minigierka, czy osobna poboczna gra? Queen's Blood jest ogromne, co jest zaletą i wadą. W samej głównej grze dostajemy mało okazji, by faktycznie wypróbować różne warianty, zmienić jedną kartę i zobaczyć efekty, faktycznie grać systemowo. Dostajemy głównie tylko serię pojedynczych walk co jakiś czas, które nie dają wiele czasu, by popróbować te setki kart. Pozycję winduje wysoko test w Gold Saucer, gdzie z racji dodatkowych zasad, ograniczeń talii i przechodzenia punktów na wiele rund możemy nagle włożyć naprawdę sporo w osiągnięcie najlepszego efektu - maksymalny nagradzany wynik był samą przyjemnością do osiągnięcia. Co tu mówić, nie bez powodu wiele osób chciałoby całą grę Queen's Blood.

 

deflinek - niewielka plansza i krótki przejazd, a jednak wiele radości. Cieszy, że gra zachęca do przyspieszania raczej niż do zwalniania, i nie jest trudno uniknąć większych spowolnień typu dzwony (zmora wyścigowych minigierek), ale nadal, by osiągnąć ostatnią nagrodę, trzeba naprawdę przyspieszyć bardziej niż trochę, więc banalnie nie jest. Chciałoby się całą gierkę z tego, z multi... Nintendo już pewnie nigdy nie wróci do Wave Race'a

szczelanka piracka - musiałem wyłączyć oporowy spust, bo nie czaiłem jak to ma pomagać a nie mordować człowieka. Szybkie serie w ostatnim etapie naprawdę wymagają nawalania. Jest sporo myślenia jak na tak krótką gierkę. Wymagany do nagród wynik wymagał intensywnych prób, ale był jak najbardziej w zasięgu.

Cactuar Crush - wyjątkowa minigierka, bo powiązana z głównym systemem walki. Ale z pewnymi zmianami. Obie te rzeczy trzeba przyjąć do wiadomości, by ją dobrze przejść - rozumieć system walki i rozumieć specyficzne zasady gierki. Szanuję ogromną różnicę między tym, jak się gra przy pierwszym podejściu, a gdy w pełni zczaimy jak grać i zaliczenie danego wyniku wydaje się superłatwe. Z drugiej strony, to sprawia, że większość czasu spędzonego nad gierką to raczej frustracja niż fun,  bo jak umiemy grać to przejście jest szybkie i wręcz powtarzalne, więc uczucia mieszane.

Brzuszki - klimat fajnalowych spartakusów jest nadal wspaniały, tak jak i Tifa lubiąca się dobrze spocić i mówiąca o konieczności prysznica (może na następnej generacji graficy skupią się na tym bardziej). Niemniej sama gierka to prosta sprawa, wciskasz podany przycisk. Podobają mi się nowe elementy względem Remake'u, to najlepsze wykorzystanie pada do PS5 w grze - chociaż jest ciężko to robić tymi przyciskami, to człowiek faktycznie czuje pewien wysiłek fizyczny, musząc kontrolować jak mocno wciska a nie tylko nawalając jak powalony. Większość to jednak nawalanie, i gierka polega po prostu na powtórzeniu mniej więcej tego samego kilka razy przez minutę, więc nic wielkiego

Rocket League - jest nadal coś zabójczo satysfakcjonującego w idealnym ułożeniu sobie strzału i trafieniu do bramki. No i to w sumie tyle, na tym jednym polega gierka. Świetna zabawa, na krótki czas.

Wyścigi chocobów - największa chyba rozmiarem mini-gierka, ale wcale nie najbogatsza w możliwości. Wydaje się, że wybór chocoba i ekwipunku nie jest przydatny, bo do wygranej nie potrzeba dramy - głównie potrzeba jak najszybciej biec, pozostałe umiejętności nie mają szans wyrównać przydatności biegania szybciej niż przeciwnik do wygranej. Trasy są na szczęście 17 miliardów razy ciekawsze niż proste linie w oryginale i faktycznie trzeba coś robić, ale też nic wielkiego, jak na to, ile tych wyścigów jest. Ostatnie są dość ciężkie, ale patrząc na inne gierki, powtarzanie tych samych okrążeń trzy razy zajmuje stosunkowo długie. No i nie ma specjalnie uczucia rozwoju - po prostu tyle razy musimy dobiec do mety, biegnąc szybko, czasami pamiętając o skrótach i o uniknięciu przeszkód, bo w razie walnięcia w bramkę cactuara więcej niż raz, można w sumie wcisnąć Start i zacząć cały ostatni wyścig jeszcze raz.

 

Żabki - wspaniałe wykorzystanie obecnego w serii FF od tak dawna pomysłu, szkoda że w kwestii trudności to gierka z mało lubianego przeze mnie segmentu "pierwsze 80% jest banalne, ale musisz je powtarzać by dojść do trudnego momentu". Jednak nie ma co porównywać do siatkóweczki z Mario itd., bo tutaj trwa to minutę. Dzięki temu jest i trochę trudno i nie nudno

Star Fox - na wyższych poziomach wymaga nieco taktyki, ale sterowanie nigdy dla mnie nie kliknęło jakoś specjalnie, z nieco mało dającym się uchwycić celowaniem. W zawartości brakuje wielu zwrotów - cele są jasne i estetycznie mało odkrywcze, szczelasz w nie, robisz barrell rolla jak coś leci i tyle

Moogle - pomysł jest adekwatnie powalony do tego jak wymyślono całe mugle w tej grze, ze wspaniałym zakończeniem. Sama gierka prosta i oczywista - idziesz do mugla nie wchodząc w ataki, potem stajesz tak by mugiel był pomiędzy tobą i drzewem i po prostu idziesz w tym kierunku. Nadal zaskakująco łatwo zebrać czasem kilka ciosów, dobrze to wyważone by było jakieś wyzwanie. 

G-Bike - lepiej niż w Remake'u, gdzie naprawdę nienawidziłem tego, jak długa i mało interaktywna była ta sekcja. Tutaj nawet spoko, przynajmniej nie było zbyt trudno, choć ostateczny wynik nie wpadł bez lekkiego przemyślenia taktyki. Musiałem przemyśleć jak tu się steruje, z używaniem hamulca na czele (gierka okazała się z hamulcem bardziej interaktywna, niż myślałem!). Mimo wszystko gierka raczej typu "dobrze że krótka" niż "szkoda że krótka"

 

 

Latanie chocobem - nie powiem, nawet mi się spodobało, gdy zrozumiałem sterowanie. Jednak tutaj pomógł internet, bo bez niego nie wiem, czy nie uznałbym tej gierki za okropną. Zasady sterowania i fizyki nie są intuicyjne (nie ruszaj prawą gałką! Leć w dół, by polecieć w górę, ale tylko czasem!), i nie są wystarczająco wytłumaczone jak dla mnie. Dopiero gdy zobaczyłem, jak ktoś to robi, powiedziałem "ok" i nawet fajnie było samemu dopracowywaać lot tak, by to wszystko zrobić. Co i tak chwilę zajęło.

Robociki - ładne menusy RPG, wybór taktyk gatunku, no i gambity powracające z jednego z najlepszych Fajnali w historii - zapowiadało się kapitalnie. W praktyce jednak nie czułem, że wiele mogę z tym zrobić. Zostałem wrzucony na pewne tory, i pozostawało mi kontrować papier nożycami itd. Do tego zachowania przeciwników były zbyt specyficzne, przez co zamiast ogólnie pracować nad dobrym teamem, raczej myślało się tylko o tym jak odpowiedzieć na poszczególne trudne momenty, i tyle. Ostatecznie nie byłem w stanie poczuć, że jestem dobry w robociki, i przeszedłem z ulgą że się fuksło.

3D Brawler - pomysł jest fajny, modele 3D nieraz zaskaująco wierne polygonom z oryginału, ale gra mnie nieco przerastała. Nie byłem w stanie tak szybko czytać tych ciosów. Nawet jakby to była turówka, to często nie było by mi tak łatwo je czytać hehe. Mistrzostwo mini-gierek tkwi w wygodzie - w innej grze, z poprzednich epok, takie łapanie kurczaka mogło by być irytujące, bo musielibyśmy się czegoś domyślać, ale w Rebirth pojawia się jasna informacja, co zrobić i kiedy, więc jest rozrywkowo, ale bez możliwości frustracji. 3D Brawler, co może pasuje do estetyki, jest jak gra z poprzedniej epoki - mimo że niby trzy ciosy z lewej i trzy z prawej powinny być oczywiste, to w praktyce było mi cały czas trudno się domyślić, który cios jest jaki. Do tego dość brutalny stosunek tego, ile ciosów my możemy zadać, a ile przeciwnik, co potrafi wyczerpać mimo krótkiego czasu gry. Dużo powtarzania i mały udział interaktywnego sterowania w całkowitym czasie gry. Ciężka sprawa.

Fort Condor - jedna z większych minigerek pod względem czasu gry, więc lekkie rozczarowanko, że nie byłem w stanie nigdy wiele pojąć z tego fortu condora. Założenia wydają się jasne, ale nigdy nie czułem, że wygrałem, bo "umiem" w to grać, po prostu się udało. Summa sumarum znalazłem ustawienie, które działało, ale i tak mogłem dwa razy próbować tego samego ustawienia z tą samą taktyką i z powodu jednego ciosu powodującego domino upadku mieć kompletnie inny rezultat. Chyba jedyna minigierka, której nie zrobiłem od razu naraz na maksa, bo ostatni etap na hardzie mnie zmęczył. To ostatnie miejsce w rankingu, a jednak gierka jest milion razy lepsza, niż Fort Condor w oryginale hehe.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...