Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

19 godzin temu, Kmiot napisał:

 

Nie chcę być surowy dla gry z początku milenium, bo wtedy robiła wrażenie - sam pamiętam jak zaimponowały mi... Ale dzisiaj przy tej grze utrzymywał mnie wyłącznie sentyment i grało mi się niełatwo. 

Wypisz wymaluj, tak można opisać prawie każdą grę sprzed lat. Sam sobie dałem spokój z niektórymi tytułami na 360, bo mnie mocno irytują głupie rozwiązania, a kiedyś ogrywałem bez opamiętania. Wydłużanie na siłę zwłaszcza mocno mnie już odpycha.

edit - nie zgadzam się z podejściem " nie chcę być surowy" itp. ze względu na wiek gry. 

 

Gra to gra, podoba się albo nie. 

Edytowane przez aph
Odnośnik do komentarza

No miałem dzisiaj z zamkniętą przyłbicą nacierać na dwójkę, ale przespałem się z tym dylematem, rano dla kurażu obejrzałem jeszcze parę fragmentów rozgrywki i wnioski mam nieciekawe. Ta gra wygląda i rusza się jak sr'aka, przeciwnicy to gąbki na obrażenia, otoczenie to kwadratowa finezja rodem z PSX/N64. Uznałem, że szkoda życia i nerwów. Może gdybym nie miał w co grać... 

Trójkę też podejrzałem na YT i wygląda znacznie lepiej, więc wciąż biorę ją pod uwagę, ale to może za jakiś czas, gdy będzie nastrój na slasherowanie.

Odnośnik do komentarza

Dwójka to jest jakieś nieporozumienie. Nie ma combosów, przeciwnicy nic nie robią i wystarczy stać z daleka i strzelać z uzi, miecze różnią się od siebie tylko wyglądem, a po przejściu tej gry dwa razy wciąż nie pamiętam o czym była fabuła. Jedynie co jest na plus to design Dantego i możliwość strzelania każdym pistoletem w różne strony.

Odnośnik do komentarza

Resident Evil Zero Remaster- Gra pomimo swojej archaiczności daje masę frajdy z odkrywania nowych lokacji czy postępów w fabule. Czasem spotykamy na swojej drodze nielogiczne zagadki ale w dobie internetu nie jest to duży problem. Serię znam dopiero od 4 która wiele zmieniła w serii i trochę bałem się spotkania ze starą szkołą jednak niepotrzebnie. RE0 przywodzi mi na myśl stare PCtowe przygodówki pod względem zagadek czy przeczesywania lokacji w celu znalezienie przydatnych przedmiotów do pchnięcia fabuły. Do tego dostajemy elementy survivalu. Nie jest to typowa gra akcji, gra ma raczej spokojne tempo z domieszką trochę chaotycznych i nagłych walk. Graczom przyzwyczajonym do dzisiejszych standardów na pewno będzie przeszkadzał mały ekwipunek i labirynty pomieszczeń z trochę mało czytelną mapą pod względem poziomów i ich pozycji względem siebie. Przejście gry zajęło mi 13h. 

Edytowane przez Ukukuki
  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Pierwsza gra ukończona w roku panieńskim pańskim 2020 - Star Wars Jedi: Upadły Zakon.

Od czasu Jedi Academy czekałem na jakąś godną gierkę z machaniem mieczem świetlnym. W międzyczasie przewinęła się seria Force Unleashed ale szczerze mówiąc niespecjalnie mnie porwała. Upadły Zakon na pierwszych trailerach niewiele mnie grzał, ot poprawny i bezpieczny tytuł AAA z zapożyczonymi mechanikami lecz w ogólnym rozrachunku przyjemnie się leciało przez grę.

Najwyższy poziom trudności potrafił dać momentami w kość, zwłaszcza na początku przy pewnym niesławnym gadzie ale im dalej w las, tym bardziej z padawana stajemy się dobrodupcem jasnej strony mocy z toną asów w rękawie. Walka siłą rzeczy jest motorem napędowym i daje satysfakcje, odbijamy strzały parowaniem a w bezpośrednich starciach zbijamy posturę niczym w sekiro. Do tego dochodzi eksploracja i elementy platformowe rodem z uncharted/tomb raider i podobnie postać tutaj klei się do powierzchni co momentami psuje tranzycje pomiędzy animacjami, przez co nasz bohater zachowuję się dosyć koślawo kiedy wykonujemy nim tysiąc rzeczy. Same animacje włosów czy kurtki jednak zrobione tip top.

Wizualnie gierka wygląda poprawnie, momentami są słabsze miejscówki jak w Dark Soulsach a innym razem takie, gdzie z automatu walimy screenshota.

Soundtrack jak to w star warsach jest świetny dziwi mnie, że jeszcze nie wyszedł OST i zostaje słuchać ripów na YT.

 

To raczej gierka którą się przejdzie i już nie wraca. Nie będę jej wspominał tak jak Residenta czy DMC5 z początku poprzedniego roku ale wciąż miłe doświadczenie, nie jest aż tak wkurzająca jak na tytuł silący się na soulslike. Gdyby nie momentami zdarzające się bugi typu spadanie pod powierzchnię mapy i parę innych glitchy dałbym pewnie ciut wyżej ocenę 3+/6.

Gierkę otrzymałem od @Mild_smoker w postaci mikołajkowego giftu za co jeszcze raz serdecznie mu dziękuję bo po prostu rozbił bank :D

we2ERxx.jpg

aI3KbT2.jpg

Edytowane przez Dr.Czekolada
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Pękła fabułka w Sunset Overdrive, widać, że to początki generacji, ale bawiłem się bardzo elegancko, same poruszanie po mieście, odjechane bronie, efekty cząsteczkowe, wowowowowo, widać jak Insomniac przeniosło tę formułę do Człowieka-Zająca. Krindżowatość i kloaczne żarciki sprawdziły się w tej formule wzorowo. Chociaż musiałem sobie grę dawkować, bo niektóre misje główne jadą na schemacie fetchquestów (poboczne to już w ogóle, no i to zbieractwo, brr), jednakże ostatecznie jestem ucieszon; trochę jeszcze aczików wbiję i przenoszę się do ostatniej składowej  XForzaGearsyHalo.

Odnośnik do komentarza

Ukończony jeszcze w zeszłym roku Resident Evil 3 Nemesis dał mi kopa do grania w kolejną odsłonę tej wspaniałej serii, a jako że niedługo po zakupie trójki zamówiłem też część drugą (również na pierwszego plejaka), to zabrałem się właśnie za nią. Ukończyłem najpierw scenariusz Leon A, by dalej czując niedosyt odpalić po nim następujący Claire B. Wiem, że ten wariant scenariuszy jest niekanoniczny dla serii, ale zacząłem po prostu zgodnie z kolejnością.

Jestem zachwycony klasycznymi odsłonami Resident Evil na PSX. Uwielbiam całą trylogię (Survivor to inna bajka, więc go nie liczę) tej serii, ale przyznam, że najbardziej mnie ciągnie do 3 i 2. Jedynka jest bardzo spoko, ale z tego co kojarzę to stawia bardziej na zagadki niż akcję. Jako że dalej mam chrapkę na jakiegoś RE, to nadal mam trzy opcje: RE1, RE2 Claire A/Leon B, albo znów powrócić do RE3.

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Death Stranding

 

Mógłbym niezłą rozprawkę walnąć, bo jest o czym pisać, i to zarówno pozytywnie, jak negatywnie, bo tak ambiwalentnych uczuć w stosunku do gry chyba dawno nie miałem. Spotkałem się parę razy z hasłem, że DS dzieli graczy, i albo ją pokochasz, albo całkowicie cię odrzuci, i czytając wypowiedzi, chociażby na forum, faktycznie z boku tak to wygląda. Ja jednak się w ten schemat nie łapię, bo są aspekty, które mnie, może nie zachwyciły, ale na pewno mocno ujęły, i są takie, za które należy się Kojimie mocno po uszach, a w trakcie około 35 godzin rozgrywki zarówno bywałem zaangażowany na maksa przez parę godzin, jak i ziewałem z nudów albo przeklinałem pewne rozwiązania. Rozumiem takiego dunkey'a, który pojechał w swoim stylu na ostro, bo w zasadzie ma całkowitą rację i ironiczne reakcje są jak najbardziej na miejscu. I nie ma co tutaj dorabiać ideologii "to jest właśnie urok Kojimy". 

 

To na początek w skrócie: Hideo znowu zrobił to, co w MGS V - rozwlekł grę, naje.bał dodatkowych zadań w stylu kopiuj wklej oraz pełno niepotrzebnych pierdółek, spieprzył tempo narracji i momentami poleciał w ostrą grafomanię. Jednocześnie zaprojektował ciekawy świat, intrygujący i wyróżniający się trzon gameplay'u, a całość charakteryzuje niesamowita prezencja, przywiązanie do detali i ogólnie mówiąc, kunszt. No tak jak mówiłem, sprzeczne emocje.

 

Gra się generalnie dobrze. Lubię, jak gra ma jakiś podstawowy, charakterystyczny dla niej pomysł na gameplay, z którym mogę ją kojarzyć, nawet jak to nie jest nic wielkiego. Tutaj tym aspektem jest "zwyczajne" chodzenie. Świetnie rozwiązano cały patent z utrzymaniem równowagi, balansowaniem, zmęczeniem i wpływem warunków na nasze poczynania. Niby w teorii nic porywającego, a jednak ten słynny feeling jest świetny. Inna sprawa, że jeśli chodzi o rozkładanie ciężaru, to i tak używa się opcji automatycznego układania i niech nikt mi nie mówi, że jest inaczej. Nie zmienia to faktu, że co za dużo, to niezdrowo, całe szczęście w pewnym momencie dochodzi możliwość korzystania z pojazdów i od tego momentu poruszałem się już w 90% przypadków "motorkiem" (rezygnowałem przy skrajnie niedostępnych dla niego miejscach). Tu dodam, że fizyka pojazdów leży i kwiczy, powodując sporo irytacji. Na czym polega przygoda, z grubsza już każdy wie. Hasło "symulator kuriera" i "chodzenie z punktu A do B" mocno spłyca, ale mimo wszystko nie jest tak dalekie od prawdy. Częstym kontrargumentem jest gadka o "planowaniu każdej wyprawy", co mogę skwitować tylko krótkim xD. Oczywiście każdy bawi się po swojemu, ale fakty są takie, że większość transportów wygląda tak samo (wyjątek to skrajnie wrażliwe przesyłki, jak bomba, której niewiele trzeba, żeby eksplodowała) i na drogę wystarczy pewien określony, stały zestaw gadżetów: buty, sprej do naprawy pojemników, jakaś broń na Wynurzonych i/lub MUŁy (a i tak można sobie poradzić bez niej), ewentualnie drabina albo lina. Egzoszkieletu, który nosimy na sobie w sumie cały czas odkąd jakiś zdobywamy, nie liczę. Lecimy w linii prostej do celu, spontanicznie modyfikując lekko trasę, żeby ominąć jakiś trudny w pokonaniu fragment i tyle. Jak pisałem już w temacie, przeleciałem całą grę używając ułamku gadżetów. Oczywiście ktoś mi może zarzucić, że nie umiem się bawić, no ale sorry, ja grając szukam sposobu na efektywne przejście danej misji, szczególnie w przypadku tytułu, który raczej rzuca kłody pod nogi. 

 

Na pewno całość ma świetną, momentami niesamowitą atmosferę. Samotna wędrówka z pięknymi widokami ma urok, a kiedy zaliczamy dostawę i widzimy Sama padającego ze zmęczenia na łóżko w kwaterze, sami możemy głęboko odetchnąć z ulgą. Jest poczucie satysfakcji, ale jednocześnie słysząc po chwili "odbierz kolejną dostawę" czar trochę pryska. Ogólnie gra mocno wciąga, ale moim zdaniem nie warto robić za wiele poza fabułą. Wynagrodzenie jest nieadekwatne do wysiłku, a zadania niesamowicie powtarzalne. 

 

Fabularnie jestem zawiedziony. Pomysł wyjściowy jest niby ciekawy, ale osobiście nie jestem fanem historii (czy to film, czy gra) ze światem zaprojektowanym tak, że można uzasadnić każde wydarzenie jakimś "mumbo jumbo". Typowa przypadłość wszelkiego rodzaju multiwersów, wątków z zaburzaniem czasoprzestrzeni etc. Lubię osadzenie realiów w konkretnym, sensownie zarysowanym pomyśle. Druga kwestia, że Kojima oparł rozwój historii na ciągłych niewiadomych (a koniec końców i tak wiele rzeczy jest niewyjaśnione/wyjaśnione "bo tak"). Nie wiem, mnie historia z automatu mniej angażuje, jeśli po 10 h gry nadal "nie wiadomo, o co chodzi". To nie jest subtelne scenopisarstwo uruchamiające wyobraźnię, to jest pójście na łatwiznę. Kolejna sprawa: jak na tak wiele godzin scenek, niewiele się tutaj dzieje. Przerywniki to najczęściej rozwleczone rozmowy bez dynamiki. Kojima w ogóle nie ma pojęcia o dobrym tempie narracji (a z każdą grą jest coraz gorzej). Marzy mu się zrobienie filmu, a ja myślę, że jest zupełnie oderwany od dobrego prowadzenia historii i jak kiedyś faktycznie coś nakręci, to reakcje krytyków będą być może pierwszym poważnym zimnym prysznicem dla naszego geniusza. Nie trzeba być wielkim fanem kina, żeby znać takie pojęcie, jak ekspozycja. Trzeba ją prowadzić umiejętnie, żeby nie wyszło sztucznie i nudno. Kojima wydaje się tego nie umieć. Gro dialogów to suche opowiadanie o świecie, o zasadach działania mechanizmów, o czyjejś historii, przeszłości (inna sprawa, że pełno rzeczy dowiadujemy się, jak zwykle, z notatek). Na scenę wjeżdża nowy bohater i oglądamy 30 minut seryjnie przedstawionych motywacji, jego historii, misji jaka nas czeka etc. Usypiające. 

 

Dialogi są słabiutkie, a czasami wręcz żenujące w swojej powadze i patetyźmie. Jest tu dosłownie jedna postać bez kija w du.pie i z jakimś dystansem do tego świata, nieprzypadkowo najfajniejsza w DS. Reszta to awatary, osoby pozornie "ciekawe", bo mają cool design, dziwną ksywkę (też lekki cringe z tymi Die-Hardmanami i innymi xd) albo nietypową umiejętność. Ich rola to właśnie wspomniana wcześniej ekspozycja-opowiedzą swoje i elo, rzadko mamy jakąś ciekawszą interakcję z głównym bohaterem, wymianę zdań etc. No dobra, wyróżnić można jeszcze wątek Madsa, w sumie chyba najciekawszy w całości i najbardziej angażujący gracza. Plus świetny występ. Sam to casus Snake'a z MGSV: mruk, niewiele mówi, bierny uczestnik wydarzeń, poniekąd figurant. Pewnie to znowu ambitna i nowatorska zagrywka, bo to MY mamy być bohaterem xd. Mnie to już nie jara (choć chyba nigdy nie jarało). 

 

Końcówka zakrawa o absurd. MGS4 dostało się za przegięcie z filmami, szczególnie na koniec, no to tutaj Koji pojechał jeszcze ostrzej. Apogeum jest

 

moment z napisami na plaży. Miało być ciekawie i zagadkowo, wyszło po prostu męcząco. Nie dość, że rozmowa z "Amelie" wywoływała ziewanie, to jeszcze byliśmy zmuszeni oglądać to w "odcinkach" przerywanych bieganiem po plaży.

 

To nie było dobre jako gra, nie było dobre jako film a tym bardziej jako łącznik między tymi dwiema formami sztuki. To była antynarracja. Generalnie ostatnie godziny gry to w 3/4 filmy, często zwyczajnie nudne, ukazujące kolejny raz znane nam (czy to wcześniej opowiedziane, czy nawet wprost pokazane z innej perspektywy) wydarzenia. Mało emocji, dużo gadania o emocjach. 

 

Piszę i piszę i doszedłem do wniosku, że chyba najsensowniej będzie ująć część luźnych myśli w punkty, a więc: 

 

- tragiczny interfejs. Motyw z akceptowaniem wyborów przez przytrzymanie przycisku (co robimy w czasie gry tysiące razy) całkowicie nietrafiony. Cały system ekwipunku i przygotowania do misji beznadziejny. Zmiana sprzętu w locie też niewygodna. Paradoksem jest to, że starym MGSom dostawało się za niewygodne, archaiczne menu ekwipunku, które w porównaniu do tego, co dostaliśmy w DS, sprawdziłoby się o wiele lepiej. 

 

- fajne wizualnie, ale puste i nudne gameplay'owo epizody "batalistyczne"

 

- cały zamysł na interakcję z hologramami. Rozmawiamy z jakimiś no-name'ami w formie hologramu i to ma być prowadzenie historii? Na dodatek wszystko jest na jedno kopyto i w potężnej dawce. Non stop ktoś coś pier.doli, a ja chciałem tylko oddać szybko ładunek. 

 

- system budowy: wymaga chorych ilości materiałów, którymi zarządzanie (trzeba by jechać za każdym razem osobno po dostawę) skutecznie zniechęca do angażowania się w ten aspekt. W praktyce nie wybudowałem prawie nic. Dobrze, że grałem online xd. 

 

- pomysł na like'i to jakieś nieporozumienie. Miało być na czasie, a wyszło tandetnie. Jeszcze te momenty w cutscenkach (Heartman), no żal. 

 

- przepiękna grafa (modele postaci!), ciekawy design (Shinkawa się kłania), niezły, choć często nieobecny soundtrack (mam na myśli muzykę skomponowaną do gry, te piosenki Low Roar mają klimat, ale jakoś mnie nie urzekły, ot pogra chwilę w "zapierających dech" momentach, kiedy zbliżamy się gdzieś czy coś, choć skłamałbym mówiąc, że to nie działa) składają się na audio-wizualny majstersztyk. 

 

 

No i koniec końców rozpisałem się za bardzo, a i tak nie ująłem wszystkiego i wyszło chaotycznie. Podsumowując, wyszła gra bardzo nietypowa, oryginalna, za co zawsze plus. Ciężko by mi było ją z czystym sumieniem polecić, szczególnie komuś, kto niekoniecznie trawi japońszczyznę czy jeszcze konkretniej, Kojimizmy. Większość czasu bawiłem się dobrze, bo gameplay satysfakcjonuje, a dostawy wciągają, choć, jak wspomniałem w innym temacie, jest to trochę tanie wciąganie gracza metodą nagradzania za powtarzalne czynności. Ja w swojej przygodzie raczej skupiłem się na misjach głównych z okazyjnym skokiem w bok, dzięki czemu nie obrzydziłem sobie rozgrywki i w rezultacie skończyłem całość w około 35 h, co wg mnie jest idealną ilością w takiej grze. Ciekawił mnie rozwój wydarzeń i historii, ale wrażenie trochę zepsuła przesadzona końcówka. Jako scenarzysta Kojima u mnie stracił, jako szeroko pojęty "twórca" nie zachwycił i następne jego dzieło przyjmę z jeszcze większym sceptycyzmem, niż DS przed premierą. 

 

W oceniaczce dałbym takie 7+. 

  • Plusik 5
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

V1aQDZf.jpg

No to po dwóch wspaniałych Residentach na szaraku, wziąłem się za kolejny kultowy tytuł jakim jest Dino Crisis, oczywiście również na PSX :)

Gra jest całkiem spoko, ciekawie prezentuje się otoczenie w pełnym 3D z częściowo dynamiczną kamerą. Taki pomost między pełną swobodą a statycznością z Residentów. Grafika wcale tak nie straszy, a bardzo przypomina mi pierwszego MGS, na tej samej konsoli. Z resztą pod koniec gry w ogóle zrobiło mi się tak trochę "MGSowo". Gra z pewnością warta ogrania, nawet po niemiecku tak jak w moim przypadku :Coolface:

Edytowane przez Quake96
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza

Metal Gear Solid na PSX

Kolejny raz zabrałem się za ukończenie tego klasyka. Miałem już zapis z nowej gry, tuż po ukończeniu z pozytywnym zakończeniem, więc tym razem poszedłem drugą ścieżką. Trochę żal było mi skazywać Meryl na taki a nie inny los, ale "peleryna niewidka" sama się przecież nie odblokuje :D

Bawiłem się świetnie mimo, że znowu ogrywałem "niemca" :D

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

EOptsWkX4AEaT3l?format=jpg&name=large

 

292 zgony na koncie (czyli nie tak wcale dużo) i Cuphead, jedna z najważniejszych i najlepszych gier (nie tylko pod względem grafiki) obecnej generacji, została przeze mnie ukończona. Dość wysoki, aczkolwiek zawsze sprawiedliwy poziom trudności nie sprawiał, że byłem sfrustrowany. Oczywiście kurwy i chuje leciały w pewnych momentach, ale za każdym kolejnym zgonem wiedziałem, jak się przed bluzganiem i atakami bossów obronić. Powiedziałbym, że Soulsy są gorzej wyważone, bo niejednokrotnie tam boss po prostu oszukiwał i robił coś, czego nie powinien robić. A tutaj? Perfetto! Największą trudność sprawił mi Grim Matchstick (ostatnia faza), Cagney Carnation i może trochę Diabeł, tutaj najgorsza była pierwsza faza. O muzyce i grafice, designie, można napisać niezliczoną ilość peanów, co już zrobiono. Ech, byle ten dodatek wyszedł szybko, niesamowity tytuł, niesamowity.

Odnośnik do komentarza

Crash Bandicoot 3 na PSX - Crash dalej w świetnej formie. Grało mi się mega przyjemnie i gładko. Trudno tu coś więcej napisać. 10/10 polecam :dafuq:

 

 

Scooby Doo and the Cyber Chase na PSX - Idąc za ciosem ukończyłem jeszcze jedną platformówkę na szaraku. Tutaj już tak cukierkowo nie jest. Gra niby celuje w młodszych graczy (śmieszny poziom trudności przeciwników), ale mechanika nieco kuleje. Szwankuje tu moim zdaniem poczucie głębi i perspektywa. Czasem po prostu nie widać czy dobrze celujemy w platformę itd. Mimo wszystko nienajgorsza odskocznia od znanych serii, ale ostatni boss to jakaś kpina (ponownie mechanika) jest okropna.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Jednak przeszedłem tego DMC2 xd

Chciałem nadrobić cykl DMC (dotychczas grałem tylko w alternatywnego DmC od Ninja Theory) i mimo wszystko głupio było mi tak zostawić dwójeczkę nieograną choćby w minimalnym stopniu. Tym bardziej, że jest krótka, więc bolało tylko przez chwilę.

 

Ciężki przypadek z tą grą. Do wyjścia w miasto jest jeszcze znośnie (co nie znaczy, że dobrze), potem festiwal (pipi)'ni nie z tej ziemi (czołgi, helikoptery), a następnie znowu znośnie. Bossowie to jakiś żart - są totalnie z kapelusza i z dwoma atakami na krzyż, a wielu z nich zniszczyłem strzelając niezagrożony ich atakami z drugiego końca areny, albo strzelając w powietrzu. Bo i po co wchodzić w kontakt. Niby jest rolka/unik, ale co z tego, skoro nie przerywa ona animacji wyprowadzonego własnie ciosu, więc Dante musi najpierw grzecznie pomachać mieczykiem, a dopiero potem odskakuje, przez co unik zazwyczaj jest spóźniony i zbędny.

Ostatni boss - tam już ładowałem w niego ołowiem całkowicie niehonorowo XD

Stale respawnujący się przeciwnicy to również katorga dla kogoś, kto chciałby samodzielnie poszperać po poziomach w poszukiwaniu "sekretów". Eksploracja jest przez to niezwykle uciążliwa. Wszystko jakieś senne, ospałe, bez charakteru i podkładu fabularnego. To nie jest tragiczna gra sama w sobie (jest tylko słaba), ale patrząc przez pryzmat jedynki to coś ewidentnie poszło nie tak. 

 

 

Scenariusz Lucii czym się różni od tego Dantego? 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dlaczego robisz to sobie? :frog: Trzeba być fanem klatek na penisa, żeby myśleć o drugim przejściu tej gry.

 

5238982_5_i1064.jpg

Ja skończyłem niedawno Yoku's Island Express. Ciekawe połączenie platformówki i pinballa w ładnej, ręcznie rysowanej grafice. Niestety w grze nie ma licznika czasu spędzonego podczas zabawy, więc nie wiem ile dokładnie mi zajęło przejście, ale myślę, że ok. 8h. Po skończeniu gry można dalej zwiedzać wyspę i szukać side questów i przedmiotów do zbierania. Największy minus to poukrywane questy. Bez internetu ciężko byłoby wszystko znaleźć, bo nie ma żadnych wskazówek. Bawiłem się dobrze kontrolując  tego małego żuczka (nazwałem go Szymon Gnojownia) i daję mu nagrodę roku pracownika poczty polskiej. Gra jest w Godpassie.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...