Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

GTA V ma najpełniejszy, najbardziej zróżnicowany i dopracowany soundtrack w historii serii. To, że te z VC czy SA wam się bardziej podobają to głównie kwestia nostalgii (co nie zmienia faktu, że też są świetne bo w Rockstar zawsze pracowali ludzie, który genialnie potrafili ułożyć soundtracki).  IV też miała świetny OST, zarówno stacja z NYHC, NY rapem czy Afrobeat, Apex Twin, stacja z Jazzem były znakomite i ocenianie je przez pryzmat tylko tego, że podobały się komuś trzy kawałki to po prostu ignorancja. 

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Jeśli negatywne ocenianie "bo mi się mało kawałków podobało" jest ignorancją, to stawianie sprawy "stacja X była znakomita i już" w stylu "Słowacki wielkim poetą był" to arogancja.

 

Wkraczamy w temat, czym jest w ogóle podyktowana ocena czegokolwiek, szczególnie w mediach/sztuce. Skoro piszemy na forum dyskusyjnym, to chyba oczywiste, że oceniamy soundtracki na podstawie własnych gustów (nostalgicznych wspomnień i szeroko pojętego "klimatu" też, bo niby czemu nie?), bo obiektywne to mogą być dane z notatki encyklopedycznej dotyczące ilości tracków, gatunków czy czasu trwania piosenek (pomijam skrajności, kiedy w jednej grze cały soundtrack stanowi 10 piosenek, a w drugiej 100, choć i tu sprawa niekoniecznie musi być taka oczywista, bo czasem mniej=więcej).

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Skończyłem TLOU2... przerosło moje oczekiwania!  napisać więcej to już ostre walenie spoilerami. No może, że grafika i audio, to top wszystkiego co się ukazało do tej pory w świecie gier komputerowych! W połączeniu z pierwszą częścią, to zdecydowanie jedna z najlepiej opowiedzianych historii (nie tylko gry, ale i filmy). Boże, jakie mną targały emocje! Ta gra wypchnęła GTA V z mojego top 3. Pierwsze miejsce to:

RDR2

WIEDŹMIN 3

Dla mnie The Last of Us 2, to 10/10

  • Plusik 5
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza

Rise of the Kasai - naszlo mnie na retro, a kiedys kiedys szukalem kontynuacji The Mark of Kri lecz wyszla tylko w NTSC. Zdziwilem sie, ze na PSN to znalazlem, ale coz. Odmowic sobie nie moglem.

Minelo tyle lat, a jednak wciaz takie gierki robia mi dobrze jak Pamela Tommy’emu. Skradanka, slashero-byt, jakas tam otoczka legendy i mamy fajna gierke. Czekalem na to tylko 15 lat.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Max Payne 3 właśnie skończony. Jakie dobre ma strzelanie ta gierka :obama: Mimo ,że tytuł z poprzedniej generacji dalej się broni rozgrywką i grafiką. Świetne udźwiękowienie, masa detali i świetne animacje. Miodzio. Fabuła też niezła chociaż mocno sztampowa jednak sama realizacja i dialogi pierwsza klasa. 

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

84776200.jpg

 

Plusy:

- udana zmiana klimatu i settingu

- wprowadzenie nowych mechanik (linka, powozy)

- głównych bohaterów nawet dało się polubić

 

Minusy:

- stara formuła serii już nudziła

- nieciekawa historia i kompletnie zaprzepaszczony potencjał bohaterów historycznych

- zmuszanie do działania w ukryciu plus misje typu "podsłuchaj, śledź"

- nudne wojny gangów

 

Ocena: 6/10 - udało mi się ukończyć ostatnią, "starą" część Assassin's Creed. No cóż, początkowe wrażenie było bardzo dobre, ale z każdą kolejną godzinę nie mogłem się już doczekać końca. Twórcy starali się wprowadzić nowinki (linka, powozy), ale ta formuła była już tak na maxa wykorzystana, że nie dało się z niej już nic wycisnąć. Historia? Słabiutka, zabijamy kolejne osoby, ale w ogóle nie mamy przekonania po co to robimy, nie pałamy do nich żadną nienawiścią, po prostu mamy to gdzieś. Nie mówię już o tym, jak bardzo twórcy zniszczyli potencjał, który był w bohaterach historycznych. Główne postacie przypadły mi do gustu (Jacob taki śmieszek, Eve bardziej idealistka). Sama struktura misji bez zmian (czyli mamy znów nudne śledzenia, podsłuchiwania), a na dodatek twórcy czasami zmuszają nas do działania skradankowego, bo jak nie to powtórka misji. Irytowała mnie też nowość, czyli wojny gangów. Pomysł fajny, ale jak zwykle, zrealizowany bardzo źle. 

 

Ukończyłem również dwa DLC. Pierwszy o przygodach Macharadży po prostu.. był. Szczerze mówiąc dopiero do skończeniu gry dowiedziałem się, że misje dla księcia z Indii to nie zadania z gry, ale z dodatkowego DLC (5/10). A Kuba Rozpruwacz? Ogromny potencjał i duży zawód. Niby jest mrocznie i tajemniczo, ale tak jak w podstawce, potencjał zmarnowano (6/10).

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Minecraft Dungeons (wersja Xbox One S)

 

Minecraftowa wariacja nt. Diablo i podobnych hack'n'slashy, gdzie w grupie do 4 bohaterów ratujemy świat przed Złosadnikiem wycinając w pień wraże zastępy jego sługusów. W grze nie ma podziału na klasy postaci, więc to jakie zdolności mamy zależy od wyekwipowanych artefaktów w jednym z trzech slotów przypisanych do przycisków X, Y i B, gdzie A odpowiada za atak bronią białą. Do dyspozycji mamy również ataki dystansowe (pod prawym triggerem), unik z 3s cooldownem oraz jedną, odnawialną z czasem potkę która leczy większość naszych obrażeń. Oprócz broni i artefaktów mamy jeszcze jeden slot na zbroję. Wszystkie przedmioty mają różne stopnie rzadkości, a im rzadszy przedmiot tym lepsze ma modyfikatory i statystyki.

 

Bazowy poziom trudności jest dość niski, ale gra pozwala dostosować go do poziomu naszej mocy (coś jak światło w destiny czyli średnia wyekwipowanych przedmiotów) która jest głównym atrybutem opisującym rozwój naszej postaci (zdobywamy też klasyczne levele, ale przekłądają się one tylko na poziom naszego zdrowia).

 

Gra swoim klimatem jest znacznie lżejsza od demonicznego diablo, wrogowie to klasyka gatunku (od zombiaków, przez rycerzy aż po olbrzymie golemy), ale wyróżnia ją przyjemna dla oka estetyka, krwi tu nie uświadczymy, ale to dobrze zrobiony h'n's, loot wypada często i z zarządzanie nim nie jest uciążliwe (w każdej chwili możemy rozbroić go z poziomu menu ekwipunku na kryształy), a modyfikatory poziomu trudności sprawiają że czasem dobrze jest dokoksić nieco naszą postać aby nie padać od ataków rojów przeciwników.

 

Summa summarum bawiłem się świetnie i nie mam do samej gry jakiś większych zarzutów poza naprawdę lekkimi niedociągnięciami technicznymi (sporadyczne i chwilowe freezy gry, czasem chrupnie animacja), a sama gra śmiga w 30 ramkach obrazu. Jeśli macie niedosyt hack and slashowego grania to spokojnie spędzicie w tej grze ok. 6-7h przy pierwszym podejściu.

 

Warto było.

Odnośnik do komentarza

Shadow of the Colossus (ps4) - na wstępie wspomnę że ICO było dla mnie zwykłą grą, niczym szczególnym, żadnym magicznym doświadczeniem. Przeszedłem raz i wystarczyło, nie miałem ochoty wracać. Może dlatego że grałem pierwszy raz 9 lat po premierze. W sumie to bez znaczenia, ale przez to do następnej gry Uedy jakoś mi nie było spieszno. No ale w końcu nadszedł czas że nabrałem ochoty na tą przygodę.

I co mogę powiedzieć, podeszła mi bardzo. To unikatowe doświadczenie, które za kolejne 10 lat nadal będzie się broniło gameplayem. Tak myślę. No nie kojarzę drugiej takiej gry gdzie walczylibyśmy tylko z samymi "bossami". I na każdego trzeba znaleźć inny sposób. To poznawanie słabych punktów przeciwników i jak je wykorzystać by ich pokonać sprawia masę frajdy. Duży szacunek dla tego kto to tak wymyślił.

Remake na ps4 jest ładny, szczególnie widoczki, aż się zatrzymywałem żeby sobie popatrzeć. Przyczepić mogę się jedynie do archaicznego sterowania, szczególnie podczas jazdy na Agro. Ale idzie się przyzwyczaić. W każdym razie duże zaskoczenie i ciesze się że w końcu ten tytuł zaliczyłem. No i dzięki temu pewnie kiedyś będę chciał też ograć The Last Guardian.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Czas na kolejny gierkowy update tego roku. :cool: 

 

#17 

e3bad177-02df-4808-a12e-126b163a06a4.jpeg?w=1200

 

Piąta część serii wrzuca nas w buty stróża prawa, który przyjeżdża do hrabstwa Hope w celu pojmania groźnego przywódcy sekty Josepha Seeda. Niestety, helikopter ewakuacyjny z więźniem na pokładzie rozbija się, a my musimy ratować się ucieczką by w konsekwencji dołączyć do ruchu oporu w celu wyzwolenia regionu spod rządów Seedów. Historia kręci się wokół sekty i niestety jest bardzo prosta i przewidywalna, a większość postaci, poza głównym antagonistą, jest bardzo papierowa wliczając w to niemego protagonistę, któremu możemy określić płeć na początku zabawy. Aby jednak osiągnąć swój cel musimy najpierw wyzwolić trzy regiony zarządzane przez jego rodzeństwo, a do tego jest wymagana odpowiednia liczba punktów wyzwolenia. Punkty zdobywamy za wykonywanie misji, a także za niszczenie mienia sekty czy uwalnianie więźniów. Gdy osiągniemy odpowiedni poziom, sekta zaczyna na nas polować i nie ważne czy lecimy samolotem czy stoimy w środku naszej bazy - i tak zostajemy ogłuszeni i zabrani do kryjówki zarządcy co jest idiotyczne. Misje główne są bardzo różnorodne i wykonuje je się z przyjemnością, a aktywności poboczne, mimo swojej powtarzalności, też są całkiem przyjemne chociaż zbyt częste patrole przeciwników nie pozwalają się nimi cieszyć w pełni. W walce z przeciwnikami pomagać nam mogą najemnicy i sojusznicy posiadający specjalne perki, a umiejętności wykupujemy za punkty talentów zdobywane w specjalnych bunkrach lub za wykonywanie wyzwań. Strzelanie jest całkiem niezłe chociaż mogłoby być lepsze jednak łuk ponownie spisuje się najlepiej w większości potyczek, a model jazdy czy latania jest przyjemny, choć prosty, więc szkoda, że GPS nie nawiguje od razu do wybranej misji dopóki jej dodatkowo nie oznaczymy. Stan Montana, w którym dzieje się akcja oferuje niezwykle różnorodny i przepiękny świat, a klimat prowincji USA jest oddany fenomenalnie. Szkoda jednak, że mimo wielu miesięcy od premiery tytuł dalej zawiera dosyć sporą liczbę błędów co momentami potrafi przeszkadzać w czerpaniu pełni przyjemności z tytułu.

 

Ocena końcowa: 7

Ogrywane na: PC

 

Screeny:

 

 

oTNempw.png

fEjG60z.jpg

ZbfhPzJ.png

HgXEKvi.png

PAvLwUf.png

yH9dLyn.png

jRPLrpq.png
 

 

 

#18

JoMqgI4vMpYjhx1r-bGT0endwinoHc41aGnjhT_g

 

Po Hitmanie GO, Eidos postanowił zrobić tytuł w podobnym stylu tylko z najsłynniejszą panią archeolog gier wideo. Podobnie jak w Hitmanie, twórcy przygotowali kilkadziesiąt poziomów podzielonych na kilka rozdziałów o stale rosnącym poziomie trudności. W każdym rozdziale jest wprowadzana nowa mechanika bądź nowy przeciwnik, a same plansze są różnorodne i wykonane z pomysłem. Na każdej planszy są wazy, za których rozbicie zdobywamy klejnoty lub część artefaktu, a gdy zbierzemy wszystkie części odblokowujemy nowy kostium dla naszej bohaterki. Przeciwnikami są głównie węże i pająki z czego te pierwsze są nieruchome, a te drugie poruszają się wzdłuż wyznaczonej ścieżki jednak wystarczy jeden nieostrożny ruch, a poziom trzeba zaczynać od początku danego segmentu. Poza pokonywaniem przeciwników za pomocą swoich pistoletów lub dalekosiężnej włóczni, przesuwamy filary we właściwe miejsca lub wchodzimy na płyty naciskowe, które uruchamiają pułapki, odblokowują dalsze przejście bądź też uwalniają ogromną kulę zgniatającą wszystko na swojej drodze. Wizualnie tytuł prezentuje się nad wyraz ładnie na małym ekranie telefonu, a wszelkie animacje są płynne i miłe dla oka. Niestety, tytuł jest dosyć krótki, a dodatkowo przy dłuższych posiedzeniach potrafi wkraść się monotonia z powodu dosyć schematycznej rozgrywki dlatego tytuł sprawdza się najlepiej w krótkich sesjach. 

 

Ocena końcowa: 7.5

Ogrywane na: Mobile

 

Screeny:

 

 

JOkDXqA.png

F43UR4o.png

6yp8uhA.png

oQkTlKb.png

rZ2S29B.png

wI837gi.png

KQ9i4GW.png
 

 

 

 

#19

139465359.jpg

 

Akcja kontynuacji dzieje się 4 lata po wydarzeniach z pierwowzoru gdzie Ellie wraz z Joelem żyją w mieście Jackson wraz z innymi ocalałymi. Pewnego jednak dnia tajemniczy ludzie napadają na nią i jej przyjaciół co kończy się tragedią, a Ellie wyrusza do Seattle aby odnaleźć i zemścić się na tychże osobach. Historia od samego początku jest niezwykle dorosła i wciągająca, a twórcy wykonali niezwykle dużo pracy w przygotowaniu fantastycznie zrealizowanych przerywników filmowych jednak im dalej w las tym ciężar historii zaczyna coraz mocniej słabnąć za sprawą absurdalnych decyzji podejmowanych przez postaci. Co więcej, nowe postaci, mimo interesującej na pierwszy rzut osobowości, są w dużej części zmarnowanym potencjałem przez małą ich ekspozycję na ekranie chociaż aktorzy głosowi spisali się świetnie. Rozgrywka jest niemal identyczna jak w jedynce oferując dobrze wyważony balans między sekcjami eksploracyjnymi i walką. W trakcie wędrówki ponownie musimy mierzyć się zarówno z ludzkimi jak zarażonymi przeciwnikami, a po obu stronach barykady znajdziemy nowe typy przeciwników, w tym psy. Dzięki wysokiej trawie można ich omijać bądź eliminować po cichu, a gdy zostaniemy wykryci do gry wchodzą koktajle Mołotowa, karabiny maszynowe czy pistolety o większym kalibrze gdyż arsenał został odpowiednio rozbudowany. W trakcie bezpośredniej konfrontacji należy wykonywać uniki aby w konsekwencji wyprowadzić wykończenie, które jest niezwykle widowiskowe i brutalne. Niestety, sztuczna inteligencja wrogów potrafi zawodzić i jak często szukają bohaterki osłaniając siebie nawzajem czy porozumiewają się używając imion tak po straceniu nas z oczu zdarza im się zgłupieć, a wbieganie pod lufę zdarza im się zbyt często. Wszędzie są poukrywane przeróżne surowce, które poza tworzeniem przedmiotów pozwalają nam ulepszać broń w specjalnych warsztatach czy wykupywać zdolności postaci w jednym z pięciu drzewek umiejętności dostępnych po znalezieniu przewodnika. Szkoda jednak, że umiejętności nie możemy odblokować w dowolnej kolejności co często jest marnowaniem cennych zasobów na coś czego nie potrzebujemy. Ponadto, twórcy zaprojektowali mnóstwo znajdziek w postaci notatek, kart kolekcjonerskich, monet czy wpisów do dziennika, które w każdej chwili można przejrzeć i dowiedzieć się nieco o świecie. Odwiedzane lokacje są niezwykle różnorodne, malownicze i zaprojektowane z pomysłem, a część z nich jest znacznie obszerniejsza oferując większą swobodę w rozgrywce. Nad grą unosi się rewelacyjny gęsty klimat apokalipsy, a brutalność świata przedstawionego jest realistyczna na niespotykaną dotąd skalę. W kwestiach technicznych gra błyszczy oferując niezwykle realistyczne otoczenie oraz animacje, masę efektów cząsteczkowych czy detali, których próżno szukać w innych grach, a widoków zapierających dech w piersiach również nie brakuje. 

 

Ocena końcowa: 7.5

Ogrywane na: PS4 Standard

 

Screeny (mniejsze bądź większe spoilery):

 

 

dw1SrJl.jpg

bpTcA5m.jpg

WwYpujK.jpg

2HE2oeA.jpg

TOAEiTU.jpg

Vi0ntqj.jpg

i50NA0X.jpg

QG5H5ku.jpg

2Tx8F8b.jpg

EKXIbbA.jpg
 

 

 

 

#20

header.jpg?t=1587754842

 

Kolejna część snajperskiej serii, której akcja gry dzieje się na terytorium Syberii gdzie jako Łowca otrzymujemy do wykonania serię kontraktów w celu wyeliminowania rządów bogaczy i jak całość jest tylko pretekstem dla rozgrywki tak twórcy pokusili się o wykonanie bardzo dobrze zrealizowanych filmików przed każdą misją aby przybliżyć nam cele. Poza treningiem, tytuł oferuje pięć misji rozgrywanych na bardzo różnorodnych i rozbudowanych mapach, które są tak zaprojektowane żeby gracz zawsze miał kilka dróg do celu. Kontrakty to zabójstwa konkretnych celów, sabotaż lub pozyskanie danych, a gra zdecydowanie nagradza ciche wykonywanie misji jednak szkoda, że zabójstwa celów można wykonać na tak niewiele różnych sposobów w porównaniu do chociażby Hitmana. Dodatkowo możemy wykonać wyzwania bądź zebrać przedmioty kolekcjonerskie, a nagrodą za nie są kredyty oraz żetony różnego rodzaju, które umożliwiają nam zakup nowych broni, gadżetów czy umiejętności postaci. Do wyboru jest kilka sztuk broni z każdego rodzaju, mnóstwo gadżetów, dron, wieżyczka oraz specjalna maska, która po aktywacji wskazuje odległość do celu oraz, po wykupieniu odpowiednich umiejętności, zaznacza i podświetla wrogów w promieniu kilkudziesięciu metrów. Strzelanie jest wykonane fantastycznie, zarówno te ze snajperki, pistoletu jak i karabinu maszynowego jednak szkoda, że do tego ostatniego nie można dołączyć tłumika. Podczas strzałów z głównej broni podziwiamy bardzo ładnie wyreżyserowane i widowiskowe sceny, a przy trafieniu przeciwnikom odpadają części ciała. Na każdej z map czuć specyficzny klimat, a miłym dodatkiem jest szybka podróż do specjalnych punktów dostępna od samego początku. Gra korzysta z systemu punktów kontrolnych nie posiadając ręcznego zapisu co całkowicie uniemożliwia szybkie próbowanie różnych rozwiązań gdyż po zginięciu często cofa nas na początek obszaru. Po znalezieniu ciała przeciwnicy rozpoczynają poszukiwania strzelca jednak nawet po odkryciu naszej tożsamości nie popisują się inteligencją wychylając się często zza osłony czy wbiegając nam pod lufę. Tytuł używa silnika CryEngine i widoki potrafią być naprawdę urokliwe jednak z bliska często tekstury wyglądają słabo nawet na najwyższych ustawieniach, a postać potrafi bardzo często blokować się na niskich przeszkodach jak stopnie schodów czy małe kamienie. 

 

Ocena końcowa: 6.5

Ogrywane na: PC

 

Screeny:

 

 

pCTCYWg.png

1fbUXJc.png

1x8TJnn.png

iQUhHn5.png

qBPiNZ0.png

mKdTic2.jpg
 

 

 

 

#21

maxresdefault-2.jpg

 

Debiutancki horror Phobia Game Studio, w której wyjątkowo nie wcielamy się w człowieka lecz w potwora, który uwalnia się z laboratorium, a jego celem jest wydostać się na powierzchnię. W trakcie rozgrywki pojawia się jednak kilka scen z perspektywy ludzi, które pokazują genezę potwora jednak mają one znacznie wolniejsze tempo i dosyć mocno wybijają z rytmu. Na początku nasz potwór jest niewielki i posiada zaledwie najprostsze zdolności jednak wraz z postępami nasz bohater zaczyna zdobywać kolejne, bardzo zróżnicowane, umiejętności które przydają się nie tylko w niezwykle satysfakcjonującej eksterminacji przeciwników, ale także podczas eksploracji i rozwiązywaniu prostych zagadek. Nie wszystkich umiejętności można jednak używać w każdej chwili gdyż część z nich jest dostępna tylko gdy potwór jest odpowiednich rozmiarów co przekłada się także na jego punkty życia. Ponadto, w grze jest rozmieszczonych 9 jednostek izolacyjnych, które gwarantują dodatkowe umiejętności pasywne czy wzmocnienia dla naszego pupila. Podczas ucieczki z kompleksu zwiedzamy bardzo różnorodne i pomysłowo wykonane lokacje po których poruszanie się jest bardzo szybkie i przyjemne. Szkoda więc, że momentami można się w grze zgubić, a gra bardzo cierpi na brak jakiegokolwiek systemu nawigacji w postaci chociażby mapy. Aby uzyskać dostęp do kolejnej lokacji należy odnaleźć specjalne punkty rozsiane na aktualnym obszarze, które pełnią rolę gniazda pozwalając zapisać grę i odnowić punkty zdrowia. Tytuł oferuje również fantastyczną pikselartową grafikę i bardzo ładne animacje, ale jest dosyć oszczędny w kwestii muzycznej. 

 

Ocena końcowa: 8

Ogrywane na: PC

 

Screeny:

 

 

hcWzhsy.png

wo0LnHS.png

0BrDfcB.png

SDlZQ2L.png

DfgPQ9u.png

1EtO6zA.png

f0oLUch.png
 

 

 

 

#22

Halo-Reach-guideoui-460x215.jpg

 

Wydane w 2010 roku Halo: Reach jest w zasadzie wstępem do oryginalnej trylogii Master Chiefa gdyż dzieje się w tuż przed nią w 2552 roku, a głównym bohaterem jest Spartanin o kryptonimie Noble Six, który wraz ze swoją drużyną stara się ewakuować planetę Reach podczas inwazji sił Covenantu. Twórcy przygotowali 9 rozbudowanych misji, których tempo jest jednak dosyć nierówne chociaż oferują one dużą różnorodność w kwestii rozgrywki. Poza sekcjami chodzonymi zasiądziemy za sterami pojazdów naziemnych i latających jednak szkoda, że sterowanie tymi pierwszymi nie jest zbyt wygodne na klawiaturze i myszce. Odwiedzane lokacje są dosyć klimatyczne i zróżnicowane oferując zarówno bardziej otwarte przestrzenie z przeważającymi elementami natury jak i bardziej industrialne lokacje z naciskiem na opuszczone fabryki czy wieżowce w centrum miasta. Strzelanie sprawia sporo przyjemności, a twórcy zaprojektowali całkiem bogaty arsenał składający się zarówno z dobrze znanych jak i całkiem nowych pukawek. Nowością w tej części jest możliwość wyekwipowania dodatkowej umiejętności jak sprint, jetpack czy hologram co potrafi usprawnić poruszanie się czy walkę. Starcia z przeciwnikami stanowią wyzwanie dzięki rozbudowanej sztucznej inteligencji jednak szkoda, że przez większość czasu wrogowie kompletnie ignorują naszych towarzyszy skupiając swój ogień na głównym bohaterze. Tytuł mimo 10 lat na karku nie odstrasza szatą graficzną momentami potrafiąc nawet zauroczyć oferowanymi widokami, a strona muzyczna po raz kolejny dostarcza fantastyczne utwory. 
 

Ocena końcowa: 7

Ogrywane na: PC

 

Screeny:

 

 

fBnGVH4.png

Y7e2sEp.png

gHP51EW.png

lXrPJwA.jpg

XSAyGWo.png

pwADDlf.png

vFp0SfS.png

7xVouns.png

M84c9d0.png
 

 

 

 

#23

 

2973941-grfbumvq-v4.jpg

 

Znane z Fast Racing Neo na Nintendo Switch Shin’en Multimedia tym razem stawia na grę przygodową, w której głównym bohaterem jest tytułowy turysta przybywający  na kompleks wysp zwany Monument Island. Bardzo szybko odkrywa pierwszy monument w środku którego spotyka innego, starszego podróżnika, który zleca mu misję znalezienia i dostarczenia mu 4 rdzeni, które mogłyby zasilić machinę wewnątrz monumentu. I tutaj zaczyna się nasza zabawa, która w głównej mierze polega na odwiedzaniu kolejnych wysp, rozmawianiu z ludźmi oraz wykonywaniu dla nich bardzo różnorodnych misji o różnym stopniu trudności. Za wykonanie misji zdobywamy monety będącą główną walutą, za którą kupimy przewodniki odblokowujące kolejne wyspy czy dodatkowe umiejętności jak podwójny skok, sprint czy wspinanie się. Przez cały czas mamy na wyposażeniu aparat, który umożliwia robienie zdjęć z oczu bohatera, a nasz notes jest źródłem wszelkich informacji na temat aktualnych misji. Każda z wysp jest na swój sposób unikalna oferując bardzo zróżnicowane środowisko oraz atrakcje turystyczne w tym wiele minigier jak surfing, pływanie kajakiem, gry wideo czy dyskotekę. W trakcie rozgrywki natkniemy się także na zagadki środowiskowe, które są zazwyczaj bardzo proste i przechodzi się je z marszu, a poza nimi są także sekcje platformowe. Te niestety nie należą do najprzyjemniejszych z racji dosyć nieprecyzyjnej mechaniki skoku sprawiającej, że nie do końca wiadomo gdzie nasza postać wyląduje po skoku co w sekcjach stawiających na wysoką precyzję potrafi dosyć mocno dać się we znaki. Przemieszczanie się pomiędzy wyspami również mogłoby być szybsze gdyż bardzo często odbywamy kilkanaście wypraw w ciągu zaledwie kilku minut, a oglądanie ciągle tej samej animacji dosyć szybko się nudzi. Mimo wszystko, całość jest bardzo odprężającą przygodą, której strona graficzna, dzięki użyciu voxeli, prezentuje się naprawdę cudownie na dużym ekranie. 

 

Ocena końcowa: 8.5

Ogrywane na: PC

 

Screeny (drobne spoilery):

 

 

nzHwIpK.png

w8T6Q21.png

FWgEVc4.png

pZrJ3aL.png

Dj2WA8q.png

np6aUbB.png

9rzDPbR.png

QrvbRsi.png
 

 

 

Edytowane przez suteq
Odnośnik do komentarza

Streets of Rage 4. Niesamowite uczucie grać w tak udany sequel serii, która była jedną z najważniejszych jakie ogrywałem w dzieciństwie na konsoli Sega Mega Drive. Siadło mi chyba wszystko: postacie, levele, muzyka i system walki, który co prawda nie powala rozbudowaniem ale doczekał się bardzo fajnej ewolucji. Potężny fan service i bardzo duze replaybility. Oglądając pierwsze trailery wydawało mi się, że grafika jakaś taka bez charakteru i za bardzo "flashowa". W ruchu jednak prezentuje się to świetnie, zwłaszcza oświetlenie robi robotę.

 

Bawiłem się dużo lepiej niż przy Mother Russia Bleeds i szczerze polecam każdemu kto chociaż odrobinę tęskni za klasycznym beat'em upem. Od siebie daje 9/10 (dycha by była jak by odrobinę bardziej rozbudować system walki). Poza tym, że gierka świetna to zapamiętam jeszcze sam fakt, że to pierwszy tytuł, który od początku do końca ograłem w chmurze. Ze dwa razy trafiłem jak servery MS miały zły dzień a tak to doświadzcznie równe z dedykowanym handheldem.

Odnośnik do komentarza

Fantastyczna gra, ale na minus, że jest tylko 12 etapów i bossowie się powtarzają. Poza tym grafika, muzyka i gameplay to miod. Gram dopiero drugą postacią, ale juz widzę, ze zupelnie inaczej trzeba podchodzic do walki. Podoba mi się takie zroznicowanie, bo daje duze replayability. Po Cherry i Floydzie chyba zagram Blaze, bo ma fajne cycusie i uda :usmiech:

Odnośnik do komentarza

Red Dead Redemption 2

 

Przy takich tytułach zawsze jest problem. Z jednej strony kusi iść w szyderę i ostre sądy, z drugiej można by napisać szczegółową rozprawkę dotyczącą każdego aspektu rozgrywki. Tego drugiego mi się w sumie nie chce pisać (a innym pewnie czytać). Spróbuję jakoś skondensować swoje odczucia, a te były w czasie około 51 godzin potrzebnych na zaliczenie wątku głównego (w tym trochę misji pobocznych i free roamingu) bardzo zróżnicowane. Może miejmy od razu z głowy najważniejsze: RDR2 to dla mnie potężny zawód. Możliwe, że największy "fałszywy mesjasz" tej generacji obok Niera (z tą różnicą, że mimo wszystko Automata to tytuł niszowy, a moje oczekiwania, naturalnie, nie były aż tak wysokie). Jasne, po premierze i przez ostatnie ~2 lata docierało do mnie na tyle różnych opinii, że mogłem się spodziewać pewnych "kontrowersji",  ale pewne aspekty przekroczyły nawet moje obawy.

 

Gameplay to niestety największy problem tej gry. Merytorycznie chyba wszystko zostało już powiedziane, każdy wie, o co chodzi: ociężałe poruszanie się bohaterem, żmudne, powtarzalne i wydłużające się czynności typu przeszukiwanie, zabawa w kowbojskie "simsy", upierdliwe "realistyczne" utrudnienia gry. Część to łyka i tłumaczy konwencją, ja tego nie kupuję i zwyczajnie przeszkadza mi to w cieszeniu się grą. Nie ma responsywności, sterowanie ma potężnego input laga, jest niewygodne i przesadnie skomplikowane (nie, wychwalanie go to nie oznaka umiejętności i hardkorowości, tylko dużej tolerancji). Najgorsza jazda koniem w historii nowoczesnego gejmingu? Myślę, że to nie będzie nadużycie. Z naszego bohatera zrobiono kalekę mającą problem z wejściem na lekkie wzniesienia. Problem z tymi niby immersyjnymi motywami w sterowaniu jest taki, że gry R (i otwarte, mocno zapełnione obiektami światy w ogóle) nigdy nie słynęły z idealnej detekcji kolizji. To, co działo się w czasie podróży wśród gęściejszych zarośli czy skał to momentami była nieśmieszna parodia. Koń wypie.rdala się w zależności od humoru, będąc magicznie raz to magnetycznie przyciąganym do drzewa, raz odpychanym xD. Przymusowe spowolnienie Arthura w obozie i wielu określonych z góry miejscach to też już klasyk.

 

Kolejna sprawa: misje, ich konstrukcja i przebieg. Jak ktoś stwierdza, że RDR2 to odejście od standardów typowych gierek AAA, to niezamierzenie strzela sobie w stopę, bo tutaj występuje przecież schemat złożony z najgorszych cech mainstreamowych gierek. Gejmizmy, skrypty, powtarzalność w rozgrywce. Prawie każda misja fabularna wpycha nam do "pomocy" kompana. Jedziemy razem, obowiązkowo w powolnym tempie, na miejscówkę. Powoli zsiadamy z konia, gadka szmatka, jakieś rozpoznanie terenu (wszystko kure.wsko powolne), akcja w postaci strzelania, filmik, powrót na miejscówkę kończącą misję (jak twórcy się nad nami zlitują, to misja kończy się w tym samym miejscu i mamy wolną rękę, ewentualnie mamy loading i jesteśmy na miejscu). Ale największym w mojej ocenie grzechem jest praktycznie ZUPEŁNE odebranie nam wolności w zabawie (z której przecież tak słynęły gry Rockstar!). Oddal się 20 metrów od kompana: game over. Pobiegnij inną stroną, niż przewidział scenariusz misji: game over albo skarcenie przez kompana. Chcesz pobawić się strzelbą, a twórcy przewidzieli w tej misji zabawę łukiem? Masz pecha. Chcesz wjechać na ostro, a masz się skradać? Zapomnij (no dobra, uczciwie przyznam, że na te kilkadziesiąt misji, ze 4-5 razy mamy wybór podejścia). Misje często prowadzą praktycznie po szynach. Przez upierdliwą obecność NPCów odebrano nam nawet wolność w wybraniu sobie ścieżki i sposobu dojazdu na miejsce. To teraz zróbmy sobie małą wizualizację i wyobraźmy, że większość misji w Vice City przechodzimy w towarzystwie Lance'a, z którym za każdym razem musimy powoli podejść na parking, wsiąść do wskazanego samochodu, jechać przepisowo na drugi koniec mapki, żeby wystrzelać 30 gagatków, po czym wracamy na miejsce określone przez scenariusz, nie mogąc po drodze nawet kupić sobie broni. Co więcej, konwencja nie jest tu wymówką, bo często zwyczajnie nie ma tu konsekwencji i o ile niektóre czynności są "realistyczne" i trwają wieki, tak inne można zrobić już typowo gejmingowo.

 

Ogólnie jazda koniem po kilku czy nawet kilkunastu godzinach zaczyna mocno nużyć. Tu pomocna jest szybka podróż, no ale jest rozwiązana na tyle niewygodnie (a loadingi trwają naprawdę długo), że marna z niej pociecha (nie rozbijesz obozu, jak obok "coś się dzieje"albo "nie jesteś na pustkowiu", dyliżanse i kolej jeżdżą, co logiczne, tylko do odpowiednich stacji, rozsianych dosyć rzadko, a jeśli nasz cel  nie jest na drugim końcu mapy, to licząc z ładowaniem i dojazdem często wychodzi na to, że czasu aż tyle nie oszczędziliśmy). Oczywiście, że miejscówki są przepiękne, zapełnione dosyć ciekawymi zdarzeniami losowymi i postaciami pobocznymi, ale przychodzi taki moment (albo decyzja gracza), że chcę grać, a nie, jak już pisałem w temacie dedykowanym, klepać jeden przycisk i podziwiać widoczki. Prędzej czy później i tak już nic specjalnie nas nie zaskoczy, a widoki się powtarzają.

 

Strzelanie też zawodzi. Mamy tu, z małymi wyjątkami (strzelba tłokowa, obrzyn, łuk) te słynne kapiszony, na dodatek powtarzające się i mało między sobą różniące rodzaje broni no i do tego tragiczne sterowanie. Z reguły gram bez wspomagania, tym razem po jakimś czasie uruchomiłem auto-aima, żeby uratować resztki frajdy ze strzelania, ale też zwyczajnie ułatwić sobie zadanie i mieć prędzej z głowy "strzelnice", jakimi są momenty większych akcji.

 

Co nam wynagradza "trudy" związane z graniem? Po pierwsze, prezencja. Gra wygląda wspaniale (PS4 Slim), jest to chyba najpiękniejsze, co widziałem na tej generacji, jako całokształt (nie rozdrabniając się na poszczególne elementy, bo przykładowo woda czy twarze bohaterów są takie se, a niektóre tekstury występują w niskich rozdzielczościach). Przede wszystkim robotę robi przywiązanie do szczegółów, ilość obiektów, ich fizyka (roślinność, błoto!), zastosowany AA, efekty, no praktycznie wszystko. Tutaj widać lata pracy, kapitał ludzki i filozofię dewelopera (że przypłacone męką pracowników, to inna kwestia). Poziom nieosiągalny dla większości twórców w branży. Poza wrażeniami czysto estetycznymi wiąże się to też z wpływem na rozgrywkę, bo różne małe pierdołki mają swoje zastosowanie, często tylko jako ciekawostka. Szkoda tylko, że framerate w niektórych miejscach (Saint Denis, wiadomo) mocno nie wyrabia. Muzyka mnie nie zachwyciła, ot dobrze dopasowana i budująca atmosferę,  ale westernowe klimaty to nie mój konik, natomiast z użytymi parę razy w fabule piosenkami miałem ten problem, że dosyć szybko się kończyły (a takie That's The Way It Is zwyczajnie przestało grać po jakichś ~30 sekundach, psując cały efekt, jaki miał przynieść ten moment w grze, no ale to już nie moja wina).

 

Drugi aspekt ciągnący Red Deada 2: szeroko pojęty scenariusz. Postaci (nie wszystkie, bo początkowo dużo tu no name'ów i poza fanatykami, nie bardzo wyobrażam sobie ludzi, którzy polubili czy w ogóle zapamiętali jakoś tak połowę kobiet w obozie) są ciekawe, dobrze napisane. W topce znajduje się oczywiście nasz protagonista, zaraz obok Dutch. Interakcje są mocne i czuć słynną chemię, nawet w takich niepozornych momentach, jak losowe gadki w obozie. Właśnie: obóz. Fajne rozwiązanie, pozwala zżyć się z ekipą, odetchnąć po misji i poczuć ten słynny klimat. Szkoda, że dużo rzeczy może człowieka ominąć, jeśli nie będzie dosłownie co chwilę tam przyjeżdżał, najlepiej w porze wieczornej. Główny wątek ma lepsze i gorsze momenty. Ogólnie: raczej nie urywa du.py, sporo klasycznych motywów, interesujące są raczej relacje między bohaterami, niż samo to, co robią. Trochę nuży też schemat "musimy zarobić kasę i uciekamy-mam plan-plan poszedł nie do końca po mojej myśli, ścigają nas, (pipi)my-powtórz kilka razy). Osobiście wciągnąłem się mocniej w okolicach 4 chaptera, uważam, że historii dobrze zrobiło skupienie się na mniejszej ilości postaci. Co prawda słynny rozdział piąty, choć generalnie spodobał mi się pomysł, mocno się ciągnie, nie oferując zbyt wiele gameplay'owo,, ale potem jest tylko lepiej. No może, poza epilogiem, o którym swoje zdanie już pisałem w temacie dedykowanym. Jego zawartość, oderwanie od ciekawych wątków i rozwleczenie to nieporozumienie.

 

Powoli kończąc: grało się nie najlepiej, momentami zwyczajnie się nudziłem, a dla mnie to jest jeden z największych grzechów jakiejkolwiek gry. Wątek główny jest niesamowicie rozwleczony i rozrzedzony przez mniej ciekawe epizody i powtarzalne czynność. Gameplay na każdym kroku nas spowalnia, misje są schematyczne. Pełno mechanik, które albo są zbędne i szybko można z nich zrezygnować, albo są upierdliwe. Gra zachwyca stworzonym światem, który, w przeciwieństwie do wielu open worldów, faktycznie żyje i zachęca do zwiedzania. Podsumowując moje wrażenia mogę napisać, że najlepiej bawiłem się samodzielnie eksplorując mapę, przeszukując różne miejscówki, zwiedzając. No ale ile można? Tym bardziej, że w powietrzu wisi cały czas niezły wątek główny, którego ruszanie jednak mocno odkładałem, bo zwyczajnie mi się "nie chciało". Idę na misję, słyszę od "zlecającego", że ktoś ze mną pojedzie, i mam już dość. No to jak mogę potem zachwycać się taką gierką? Mnie, jak wspomniałem, RDR 2 zawiódł w najważniejszym w tym medium aspekcie, czyli czystym graniu. Może jakbym był fanem westernów, to inaczej bym to odbierał. Koniec końców, jedynkę uważam za grę zwyczajnie lepszą. 

 

 

  • Plusik 3
  • WTF 1
Odnośnik do komentarza

Nie no jak na moje oko to zrobiłem zdecydowaną większość pobocznych, jakoś niefortunnie napisałem wcześniej, że było ich "trochę". W pewnym momencie olewałem "misje" typu polowanie z Charlesem czy wędkowanie z Kieranem, natomiast jeśli chodzi o dłużników Straussa, to odpuściłem może jednego. Poza tym robiłem każdą misję i pytajnik wyskakujący na mapie. Zresztą zamierzam jeszcze na chwilę tam wrócić i przeczesać okolicę już na luzie.

Odnośnik do komentarza

Najgorsza jazda koniem w historii gejmingu? Jestem pewny że nie graliśmyw tego samego rdr 2 :usmiech:

 

Edit. A, i żeby nie było to wiem że na forumku mam łatkę reddedofaga ale z większością rzeczy na które marudzi Kotlet mogę się zgodzić ale nie na jazdę koniem, no c00rwa nie xD 

Wiedźmin 3 całe skelige z buta bo śmieciem płotką nie dało się jeździć 

Sotc nienawidze szkapy, jak spadała w przepaść śmiałem się w niebogłosy

Asasyny to bardziej kartony A nie konie

Kurde nawet pierwszy rdr już mega drewniak po ograniu dwójki.Sorki ale to że koń się czasem wywalił o kamień bardziej mnie bawiło niż irytowało A grę skończyłem 3 razy plus 100+H w multi. Nikt mnie nie przekona że na ten moment istnieje lepszy model jazdy koniem w grach komputerowych. Jezu aż musiałem napisać posta na więcej niż 3 słowa przez ciebie kotlet :[

Edytowane przez Pupcio
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Nie no, jazda konną jest super (Płotka dalej najgorsze ścierwo) ale mnie też gra mocno zawiodła chociaż dalej mi się bardzo podobała. No ale to w żadnym stopniu nie jest 'dycha'. 

 

Zresztą, mógłbym ten filmik wyjaśniający RDR2 oglądać setki razy i nigdy mi się nie znudzi:

 

Odnośnik do komentarza

O właśnie, miałem to sobie dziś obejrzeć.

 

Co do konia: RDR 1, SotC, TloU (epizody, ale jednak), Horizon, MGS V, to tak na szybko przykłady lepszego sterowania wierzchowcem. DLA MNIE. W Wieśka nie grałem, liczę się z tym, że może być gorzej. No dobra, pupcio przypomniał o Assassynach, tam faktycznie było drewno. Ok, może trochę mocno to ująłem (w sumie z lekką premedytacją), ale wśród jakichś gęściejszych zarośli czy przeszkód albo próbując manewrować w mieście było naprawdę tragicznie. Tu może tkwić sedno tych frustracji: w wyżej wymienionych tytułach raczej poruszaliśmy się po stosunkowo pustych obszarach, a już na pewno nie po dosyć ciasnych uliczkach miast xd.

 

Ogólnie jazdę na koniu w RDR2 poza głównymi ścieżkami porównałbym do jazdy motocyklem po trudnym terenie w Death Stranding. Z tą różnicą, że tam 90% czasu spędzaliśmy na nierównościach, więc efekt był zdecydowanie mocniejszy i bardziej upierdliwy, bo w kowbojach możemy sobie jechać po drogach i wtedy nie bardzo jest się do czego przyczepić.

 

 

Odnośnik do komentarza

Blair Witch - filmów praktycznie nie znam, wiem tylko że są o wiedźmie w lesie :) gra to praktycznie walking simulator, bardzo podobna do poprzednich gier studia. 

Muszę przyznać, że z początku wszystko fajnie zatrybiło. Przyjeżdżamy sobie do lasu w poszukiwaniu zaginionego chłopca. W przedsięwzięciu ma nam pomóc wierny psiak Bullet. 

Kilka plusów (o wszystkim nie chcę sie rozpisywać) 

- las, bardzo fajnie zrobiony. Gra zdecydowanie ma klimat

- Bullet, jego rola w gameplayu i ogólna relacja z psem

- gra nie tłumaczy pewnych rzeczy które należy robić/zrobić na przestrzeni calej historii by uzyskać konkretne zakończenie. A nasze zachowania mają na nie wpływ i to jest bardzo spoko. 

 

Z minusów to chyba to co zwykle w grach Bloober Team (ograłem Observer i Layers of Fear) czyli budżetowość, dość drewniany gameplay i powtarzanie schematów z poprzednich gier (ostatni rozdział to takie flaki że szok, przeciągniete do granic możliwości) 

Ale nie było najgorzej, zawsze gierka z klimatem i jakąś ciekawą historią w cenie. Jednak mimo wszystko myślę że uczciwą oceną byłoby 6/10

 

PS. Trochę martwi że studio jakoś specjalnie się nie rozwija z kolejnymi grami. Myślę w kontekście The Medium, mam nadzieję że szczytem gameplayu nie będzie omijanie potworów widocznych w jednym świecie, niewidocznych w drugim.. 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dragon Quest XI S

Spoiler

 

W końcu ostatnia gra z głównej linii serii wydana na zachód skończona. Nie mam specjalnie ochoty pisać książki jak mam to w zwyczaju z tą sagą bo sporo osób tutaj w tą część zagrało i dawno skończyło.

Piękna gra, która zajęła mi grubo prawie 180 godzin na Draconian. Nie lecę z grami, które mi się podobają "na pałę" nie traktuje tego hobby jako sportu. Jeżeli coś sprawia mi przyjemność zwyczajnie przy tym siedzę nie zważając na licznik i tak jeszcze nie zrobiłem "wszystkiego" w postgame ale na razie odeszła mi ochota, zazwyczaj w rpgach olewam ten temat bo przeważnie to żmudny grind lecz dla niektórych DQ zrobię wyjątek. 

 

Trochę ponarzekam ale mimo iż nie grałem w oryginał to nie da się "odzobaczyć" oprawy graficznej Switcha która dostała sromotny downgrade względem pierwszej edycji. Gra w zmniejszonej roździelczości, do tego z wyciętymi efektami graficznymi wygląda słabo. Granie na małym ekranie przypomniało mi Xenoblady przez to lekkie rozmycie aż będę sobie musiał kiedyś zrobić porównanie, na szczęście tekst jest idealnie czytelny.

Drażniły mnie też niewidzialne ściany, owszem gra pod każdym technicznym względem jest wyżej od poprzedniczek ale w 2017 Yujiego Horii powinno stać na coś więcej. Dragony po przejściu w 3D poza kultową ósemką na ps2 zawsze były technicznie ułomne ale c'mon niektóre lokacje są tak ściśnięte jakby były portowane wprost z 3DS'a.

 

Muzyka w tej odsłonie jak na mój gust troszkę słabsza. Generalnie dużo recyklingu z poprzednich części ale rozumiem też, że chcieli uhonorować serię jako całość co w sumie im wyszło (na pewno lepiej niż film na netflixie), bo widzę dużo ludzi na zagranicznych forach sięgających po kolejne gry.

 

Sama gra? Taka sama jak pozostałe - fani pokochają, reszta zależy jaką ma tolerancję na turn based i generyczną historię ratowania świata ale w tym zawsze będzie tkwił urok tej serii. Ona nigdy nie będzie się silić na oryginalność i porąbany story plot, śniący się po nocach stulejek. Pod względem gameplayu to najlepsza i najbardziej rozbudowana odsłona, ma duży i solidny endgame jest co robić.

Podoba mi się nowy system craftingu uważam, że jest o niebo lepszy od trzymania starych gratów przez połowę gry i łączenia ich jak w 8 i 9. Można też faktycznie zarobić jakieś pieniądze na starcie, druga sprawa że z jego pomocą można spokojnie olać zakupy w sklepach jeżeli taki mamy kaprys.

To pierwsza odsłona, gdzie faktycznie chciałem korzystać z całego teamu podopiecznych - Erik, Jade, Sylvando, Serena, Veronica itd każda postać miała przemyślane umiejętności i z przyjemnością żonglowało się nimi podczas niezliczonych walk. Każdy ma swoje bardziej i mniej lubiane postacie, tutaj tego nie miałem bo wszystkie są spoko, nawet odrobinę mniej męski Sylvando :oh_you:

Te pierepały które dorzuca wersja na Switcha są raczej meh spodziewałem się czegoś więcej przy zwiedzaniu lokacji z poprzedniczek w trybie retro 2D a tymczasem to mały bonus na kilka godzin max.

 

Dobra kończę wywód, chyba w żadnej grze na switcha nie nabiłem tyle godzin a zapach unoszący się z ciepłego i głośnego wiatraka konsoli na długo nie wyjdzie z pamięci moja ocena DragonQuest/10 i pozwoliłem sobie zrobić mały ranking wszystkich części które do tej pory ukończyłem.

 

Spoiler

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

 

Prawdopodobnie wrócę do napoczętego kiedyś DQ X - MMO które nie opuściło Japonię i będę ślęczał z google lens xd 

Mam też bakcyla na serię Monsters i Rocket Slime, na razie człowiek nie ma pieniędzy ale w końcu sobie importuje wszystko.

Edytowane przez Dr.Czekolada
  • Plusik 3
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Days Gone (+platynka wpadła) - co tu duzo gadac, podobalo mie sie. Czuc ze projekt przerosl tworcow i jest momentami budzetowo i niedopracowanie, ale jako calosc gra wypada calkiem niezle. Nie wiem jak bylo na premiere, ale teraz nie mialem zadnego buga psujacego rozgrywke, ale mniejszych troche bylo. Problemy z dzwiekiem, modele postaci pojawiace sie przed twarza, przeciwnicy strzelajacy przez zaslony, jakies dziwne szarpane animacje. No jest tego troche ale biorac pod uwage ile godzin spedzilem przy tej grze to jednak nie byly jakos mocno uciazliwe bo zdarzyly sie pewnie z 10 - 15 razy.

 

Gra wyglada ladnie, ale nie urywa dupy. Ma swoje momenty,  szczegolnie ublocone, podeszczowe drogi nad ranem wygladaja bardzo fajnie. Dodatkowo fajny patent z padajacym sniegiem i zmiana otoczenia. Oczywiscie wyglada to troche sztucznie, ale i tak bardzo fajny motyw.

 

Niestety sama gra ma dosc mierna historie z miałkimi postaciami. No nie wkręciła mnie zbyt mocno, do tego voice acting tez bywa dziwny. Szczegolnie Deacon z tym swoim sapaniem. Czasami brzmialo to wrecz komicznie.

 

Wiec co mnie przykulo na tyle godzin? Ano sam swiat i gameplay loop ktory jest bardzo przyjemny. Jazda motorkiem, lootowanie, strzelanie no i oczywiscie dewastacja hord daja mase radochy. Szczegolnie jak dorwie sie jakies mocniejsze pukawki. Rozwalanie hord przypadlo mi do gustu tak mocno ze wyczyscilem wszystkie (MG55 <3). Walka z ludzmi jest bardzo sredniawa bo AI jest jednak strasznie glupie. Wystarczy siedziec za jednym murkiem i walic headshoty pojedynczo. No i ich piekne rzucanie granatami xD Smiechlem pare razy jak npc z wewnatrz budynku probowal rzucic molotowem i spalil wszystkich dookola siebie

 

Gierke przechodzilem na Survival 2 i nie bylo specjalnie trudno. Podobalo mi sie to ze, owszem, przeciwnicy byli bullet spongami, ale wiekszosc padalo po jednym headshocie. Bardzo to pomagalo na poczatku rozgrywki gdzie nie srało się amunicją. Aha gierka moim zdaniem ma mało wspólnego z survivalem, surowców ma się w bród i to po prostu shooter w świecie z zombiakami. Szczególnie po dopakowaniu Deacona mozna grac bardzo agresywnie, wczesniej lepiej unikac hord albo przygotowywac na nie zasadzki.

 

Jak ktos lubi gierki z zombiakami to raczej sie nie zawiedzie. Polecam, Iza Małysz.

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Killzone: Shadow Fall

 

Ty no spoko się strzelało w sumie. Taka tam typowa gierka na 6+. Nie mam nic przeciwko, żeby sobie czasem coś takiego zaliczyć, o ile nie jest za długie, a singlowa kampania w KZ to jakieś 8-10 h, więc w sam raz. Gunplay dosyć mocno odbił od trylogii, wszystko jest dynamiczne, szybkie i dosyć generyczne. Z jednej strony jest to trochę utrata charakteru, z drugiej nie byłem specjalnym fanem tej słynnej ociężałości i laga w sterowaniu i nowe podejście nawet mi pasowało. Ot taki COD w świecie KZ. Niezmiennie trzeba wpakować sporo kulek w Highów, żeby padli, ergo nie czuć zbytnio mocy naszych broni (a zabawki są całkiem spoko, choć niemal wszystkie są znane poprzednich części).

 

Zmienił się też trochę ogólny klimat gry (choć lokacje w drugiej połowie, szczególnie "osiedle kontenerów", są całkiem spoko, notabene mocne skojarzenie z ostatnim Deus Exem), ale plusik za różnorodność miejscówek i atrakcji (chociaż wciśnięte trochę na siłę przerywniki typu "free fall" czy strzelanie na szynach bywały raczej irytujące) i piękne widoczki. No są tu naprawdę epickie momenty. OWL (dron-pomagier) jakoś do mnie nie trafił, wprowadza trochę za duży bajzel. Fabuła, postacie, poznawanie lore: beznadzieja. Wydarzenia nie angażują, bohaterowie są papierowi, a przerywniki jakby urwane w pośpiechu. Szkoda tym bardziej, że tło, jak zawsze zresztą w tej serii, ma duży, niewykorzystany potencjał. Aha, gra mimo 7 lat na karku wygląda świetnie, widać, że dopieszczono ją na maksa na premierę sprzętu i w 2013 musiała mocno robić.

 

Ogólnie: nie jest tak źle, jak się przyjęło o SF mówić. Tym bardziej, że dałem za gierkę 15 zł xd. Multi nie odpalam, więc nic się nie wypowiem.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Resident Evil I Remake - łoj jak sie fajnie giercowalo. Pomine durnoty typu „zdobadz dyngs by wlozyc go do dyngsa, zeby otworzyc dyngs”, albo „znaleziony dyngs na jednym krancu mapy musisz zaniesc na drugi koniec mapy„ bo to kiedys byla esencja dazenia do czegos. 8 przedmiotow w ekwipunku oraz skrzynia bez dna rowniez mi nie przeszkadzaly. Zagadki pekaly jedna za druga, a przeciez gralem w to ponad 20 lat temu. Szybkie oswojenie sie ze sterowaniem i Jill w stroju z DLC do 5ki smigala jak dzika. 
8+/10

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...