Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Sword of the Berserk: Guts' Rage
 Skończyłem sobie dzisiaj w  nocy tę produkcje na podstawie chińskiego komiksu i niestety nie mam zbyt dużo miłych rzeczy które chce o niej napisać :shieeet:

Z zalet mogę jedynie się pokusić na 3 rzeczy

Klimat mangi przeniesiony tip top

grafika :obama: ciężko było mi uwierzyć że zagrajmerzy dreamcasta w 2000 roku mieli taką grafike w czasie gdy sonkowcy dusili się na tym psxie.

Muzyka autorstwa Suzumu Hirasawy :gigabeta: Jezu jakie ciareczki typu dobrego, niesamowity jest ten chłopak z chin, posłuchajcie sami

No i z plusów to tyle. Dobra, dam jeszcze dodatkowy za to że jest chłop który nazywa się Ballsack (Albo balzac hehe)

 

Gra jest mega krótka, skończyłem ją w 4 godziny z hakiem z czego połowa to chyba filmiki xD ale to akurat plus bo gameplay nie jest zbyt dobry w dzisiejszych czasach bo polega na tym że wrzuca nas na plansze siekamy stworki mega topornym i prostackim systemem walki przy okazji walcząc z kamerą. W sumie to nie mam porówania jak gry z tego gatunku wyglądały w tamtym czasie ale możliwe że wtedy było to nawet grywalne. Taki dmc tylko bardzo ułomny. Historia? Jest. Nawet jak ktoś lubi ten świat to ciężko wyciągnąć coś dobrego z tej opowieści xD

 

Tylko dla ultrasów berserka, reszta niech tego nie tyka. A ja się szykuje na część z ps2 która niby jest sporo lepsza

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Dying Light + The Following - ale jeste kurna zadowolony! Udało mi się skończyć grę od której odbijałem się z 4 razy (pierwszy aczik wbity w 2016r). Ba! Z wielką przyjemnością skończone. 

Bardzo ale to bardzo dobra gierka, jak wsiąkłem to podobało mi się prawie wszystko. Latanie po mieście jest super, kolejno odblokowywane umiejętności naprawdę pomagają czy to w walce czy parkurze. Ciachanie zombie sprawiało frajdę do końca. A przede wszystkim zaskoczony byłem tym jak podoba mi się fabuła. Tak, to prosta historia, taka w typie filmów klasy B o zombie i siadło mi to. Niektóre misje gdzie przeczesujemy jakiś kompleks czy ta z nadajnikiem naprawdę klimatyczne i wciągające. 

Dodatek też bardzo dobry ale podobał mi się mniej niż podstawka (może to dlatego że już po prostu za długo grałem w to ciągiem). Samochód fajny bajer i taranowanie zombiakow radochę sprawiało olbrzymią. Być może trochę to zbyt rozwleczone było (misje przedłużane kolejnymi przejazdami z jednego końca mapy na drugi). 

 

Ogólnie no cieszę się że przemoglem się, bo za mną świetna gra. Pewnie wszyscy w to grali, a jak ktoś nie grał to polecam mocno :)

  • Plusik 2
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

A Plague Tale: Requiem (XSX)

 

Udany sequel całkiem udanej gierki niewielkiego Asobo Studio. Całościowo uważam, że tytuł jest troszkę nierówny ponieważ pierwsze chaptery zasadniczo to gameplay z jedynki, gdzie gramy dokładnie tak, jak każą nam twórcy czyli chowanie się za przeszkodami, trawą i strzelanie z procy. Przyznam, że byłem z początku tym lekko zawiedziony jak również fabułą, która skupiała się na schemacie pilnowania młodego, nie oferując zbyt ciekawego plot story. Na szczęście im dalej w las, tym więcej w obu tematach Requiem miał do powiedzenia. Szkoda tylko, że nie mogło tak być przez cały czas.

 

Nowe postacie oceniam na duży plus, są interesujące i skutecznie ubarwiają przygodę.

 

Sam gameplay w zasadzie pozostał bez zmian jednak nowe gadżety i zmiany w późniejszych poziomach, gdzie mamy szereg możliwości ich przejścia stawia grę bezdyskusyjnie wyżej od pierwowzoru.

 

Grafika jest przyzwoita. Nie jest to blockbuster robiony przez ubisoft i inne duże studia ale zdarzało się zatrzymać i porobić screeny, chociaż z bliska widać, że coś w oddali to makieta bądź zanikają dla optymalizacji różne elementy otoczenia.

 

Jak już jesteśmy przy screenach to tryb photo pozwala zawędrować kamerą w naprawdę ciekawe zakątki i działa cały czas, nawet przy cutscenkach, przez co można zrobić screeny również z miejsc, w które twórcy raczej nie planowali żeby gracz się udawał jak poza mapę :D Pomagała mi również robić rekonesans żeby znaleść ukryte skrzynie bądź pozycje wrogów. Wiem trochę cheatowanie ale co porawdzę, że to kwestia dwóch kliknięć na padzie.

 

Generalnie jednak bawiłem się tak samo dobrze jak przy jedynce dlatego daje taką samą ocenę 4+/6. Jestem ciekaw gdzie zawędrują następne odsłony. Ending był dla mnie dosyć zaskakujący, nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Mortal Kombat 3 (DOS) - no ciezko to nazwac ukonczeniem, ale po tym jak kupilem gre za 5zl na gogu odpalilem sobie trojke zeby w koncu pograc z muzyka jak czlowiek (pirat chyba jej nie mial) i skonczylo sie na tym, ze zaczalem przechodzic postac za postacia. Trojka tez ma dosc szczegolne miejsce w moje pamieci bo to pierwsza odslona mortala, ktora sledzilem juz jako mlody gracz dzieki uprzejmosci pisma SS. Byly najpierw zapowiedzi z kozackimi plakatami postaci (wygladaly jak zycie), potem premiera i oczywiscie obowiazkowa Szkola Przetrwania im Gulasha (znalazlem nawet pare bledow w ciosach). Pamietam tez jak biegalem do mojego kolegi ze SP i gralem najpierw u niego a potem zulilem zeby mi pozyczyl (ch.uj nie chcial ale w koncu wydebilem) i wrocilem z dyskietkami pelnymi mortala trzeciego do siebie.

 

Sama gre zawsze uwazalem za dosc odwazna. Roster? Brak ninjasow (ok sa cyber ale to nie to samo), Sub Zero bez maski, brak Scorpiona. Seting? Jakies amerykanskie duze miasto. Finiszery? Animality... Ciosy? Predefiniowane combosy. Grafika? No jak zycie. Duzo tego bylo. Tak mi sie wtedy przynajmniej wydawalo. Dzisiaj te ilosci kombinacji klawiszy juz nie robia wrazenia, ale zestawiajac je z dwojka to bylo czuc, ze jest grubo. Zreszta jesli ktos pamieta to ciosy do dwojki w SS miescily sie na dwoch stronach razem z recenzja. Trojka byla rozbita na specjale a potem kombosy.

 

Grajac w te czesc wtedy troche tymi kombosami gardzilem. Pewnie dlatego, ze nie chcialo mi sie wkuwac tych "dlugich" sekwencji a poza tym przeciwnika mozna bylo wykonczyc przeciez specjalami. Teraz nawet mi sie ich idea podoba bo mortal zawsze wygladal blado przy SF gdzie mielismy mase animacji ciosow, style, stroje a w MK machanie lapami w gore albo w dol i to kazda z postacji.

I wszystko byloby pieknie gdyby nie jeden problem. Jesli sie nie gra postacia, ktora moze na chwile "zamrozic" przeciwnika to bardzo ciezko je wykonac. A to za sprawa legendarnej juz w pierwszych mortalach sztucznej inteligencji. Nawet na najlatwiejszym poziomie i najkrotszej wiezy jesli przekrozycie 3 zwyciestwa z rzedu, AI zaje.bie was na smierc. Wczesniej tez nie jest latwo bo komputer oczywiscie oszukuje. Proba kombosa z bliska skonczy sie rzutem, podbrodkowy nie zawsze wejdzie a o cancelowaniu animacji przez gre nawet nie wspomne. Na szczescie jest nieskonczona ilosc creditow. Co by jednak o AI nie mowic to w tej czesci jest ona do zrobienia. Walka z Motaro to bedzie festiwal skakania z wyciagnieta noga i liczenia na farkt, ze kopyciarz nie przyblokuje co zawsze konczy sie zlapaniem i obiciem mordy (a ciosy bossow bola podwojnie). Walka z Shao to ciagle kucanie z blokiem i liczenie na kontre kiedy bossu nie trafi albo zacznie pier.dolic i machac paluchem. Niemniej po kilku podejsciach uda wam sie ich pokonac. To nie jest dramat z dwojki. Ja do dzis nie wiem jak pokonac Kintaro (te porady Gulasha z SS to sa z dopy i pisane chyba po za duzej dawce Krwawego Sportu na polsacie).

 

Tak jak pisalem, ta czesc Mortala byla inna i taka ja zapamietam. Historia pokazala, ze chociazby te "zmiany kadrowe" to pewnie byla czysta kalkulacja do golenia graczy przy okazji UMK3 (ale do tego co sie odpier.dalalo ze SF2 to Boonowi i spolce jeszcze troche brakowalo). Niemniej dla mnie bardzo mile czasy, ktore za piontala sobie odswiezylem. 8/10.

 

ps. "intro" do tej czesci i koncepcja menu to do dzisiaj jest dla mnie zagadka. Kto to projektowal? Nie wiem, ale chyba lubil filmy Davida Lyncha.

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Faith: The Unholy Trinity (Steam Deck)

Horror to dosyć osobliwy gatunek. Tak naprawdę nie potrzebuje dobrej grafiki, dźwięku ani w sumie gameplayu, by być dobry w swoim bądź co bądź niszowym gatunku. Faith jest właśnie takim przykładem, jak odpowiednia stylistyka jest w stanie sprzedać udany produkt.

 

Gra spod wydawnictwa New Blood Games, które zdążyło już zdobyć rozgłos wśród sceny indie na PC dzięki boomer shooterom pokroju Dusk właśnie wypuściło całą trylogię (technicznie to 4 gry bo dwójka ma jeszcze do odblokowania prolog demo) omawianego przeze mnie tytułu. Dotąd można było pobrać jedynkę i dwójkę osobno poprzez portale zajmujące się indie gierkami pc jak Itch.io. Cała trylogia zajęła mi grubo ponad 10 godzin (przejście każdej gierki normalnie na moje oko po 1-3 godzin na tytuł) + masa rzeczy do odblokowania jak dodatkowe tryby czy kilka różnych zakończeń skutecznie wydłuża ten czas.

 

Grafika i dźwięk stylizowane na czasy Commodore 64 a nawet voice acting przywodzący na myśl komputer dziadka buduje sztywniutki, wbijający się w łeb klimat.

 

Historia opowiada o młodym księdzu, który mierzy się po roku traumy z nieudanym egzorcyzmem pewnej dziewczyny w opuszczonym domostwie w środku lasu. Nie wiedział jeszcze, że po powrocie tam rzuci wyzwanie potężnej sekcie i wmiesza się w szereg różnych wydarzeń, kończących się śmiercią wielu osób.

Narracja jest bardzo minimalistyczna i światło na fabułę rzucają przede wszystkim notatki. Mamy do czynienia z grą mocno silącą się na retro i wyszło jej to znakomicie. Są jednak od czasu do czasu cutscenki i budowanie napięcia w podobnym stylu do np Silent Hill poprzez np niepokojące dźwięki, wyskakujące monstra itd wbrew pozorom gierka potrafi w takie rzeczy pomimo 8bitowej grafiki. 

 

Gameplay jest bardzo prosty, chodzimy naszym podopiecznym i atakujemy krzyżem wszelkie nadprzyrodzone zjawiska i przedmioty. Wbrew pozorom jednak przez swoją konstrukcje cała trylogia była dla mnie bardzo wciągająca i zamierzam jeszcze wrócić zobaczyć inne zakończenia jak również pozbierać wszelkie notatki.

 

Z ciekawostek gra jest (uwaga spoiler z końcówki) powiązana z

Spoiler

Duskiem. Wygląda na to, że sobie stworzyli luźne uniwersum, i spoko.

 

 

Daje 4/6 i szczerze polecam jak ktoś lubi takie niszowe horrorki. Warto przy tym parę razy przejść dla tych dodatkowych zakończeń żeby liznąć więcej lore.

 

Spoiler

IMG_20221026_143736.jpg

 

 

Spoiler

IMG_20221026_002530.jpg

 

 

Spoiler

IMG_20221025_192940.jpg

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Szenmułe 3 - Chyba jakaś rekordowa zbiórka na KS jeśli chodzi o grę(ponad 7 mln), do tego Sony z wydawcą dorzucili, więc mieli solidną kwotę ok. 20 mln, żeby spełnić marzenia fanów 18 lat po premierze dwójki. Czy to się udało? Ciężko powiedzieć, zależy jak na ta patrzeć. Nie wiem, co tam było obiecywane, czego oczekiwali fani, sam nie dorzuciłem nawet złotówki poza tym, że po prostu kupiłem grę w najdroższej edycji. Z tym, że nie polecam, bo ta ma chyba najgorsze dodatki ever:

-Jakiś syf z bieganiem i biciem ludzi po drodze. Nawet nie zamierzam w to grać

-Statek kasyno, z uwaga niespodzianka 

Spoiler

kasynem

, minigierkami i minimalną historyjką, nic czego nie byłoby w podstawce

-Tutaj najciekawszy z "fabułą". Odnosi się do jednej postaci z przeszłości, ustawiania dzbankowych znaków(kto ma wiedzieć ten wie), ale ostatecznie wydaje się przeciągnięty, niewiele tak naprawdę wnosi(w sumie jak cała podstawka), a poza tym sprawia wrażenie wyciętego, więc nic się nie stanie jak ktoś sobie odpuści, chyba, że za naprawdę symboliczną kwotę, ale wracając do tematu samej gry...

Otóż sprawia wrażenie jakby wyszła zaledwie 2 lata po dwójce, czyli nie w 2019, a w 2003 roku. Menusy, HUD, ciosy, postaci, smaczki(dzwonienie do postaci z poprzednich części kartą na impulsy).

Generalnie cały sposób na rozgrywkę jest po staremu. Z jednej strony może to być fajne, że fani mogą się cofnąć się w czasie i poczuć jakby nadal mieli 13 lat, a z drugiej dwie dekady w tej branży, to na tyle dużo, że ciężko taki zastój tolerować.

Suzuki przy robieniu pierwszych Shenmue nie grał w gry, więc nie wiedział, że czegoś nie da się zrobić i wyszło mu to na dobre(może nie komercyjnie, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo swoje piętno na branży odcisnął), tak po tych 18 latach widać, że nadal nie gra w gry, ale tym razem nie wie, że coś DA SIĘ ZROBIĆ. Dosłownie jakby chłopa wyciągnęli z lodówki jak w człowieku demolce.

Nie można mu odebrać, że nie uchwycił czaru tej serii, bo jest tutaj obecny. Widać włożone serce, ale jednocześnie też widać, że chłop się skończył te prawie 20 lat temu i nie ma już nic więcej do zaoferowania. 

Grafika wygląda dosyć plastikowo, jak te wszystkie wrzucane gówno koncepty rimejków(przez gościa, co ma ksywę jak pewien owoc), ale udało im się z tego wycisnąć sporo uroku, szczególnie w połączeniu z muzyką. Miejscówki są fajne, i wiocha dziewuchy, i dalsze miasteczko na wodzie, które chyba inspiruje się tym, niemal mistycznym miejscem:

Spoiler

image.jpeg.f449174f0c79ecc6387bc5a1d67c574f.jpeg

Spoiler

image.jpeg.0dc65c3f6628284d0144ec9ed37541f2.jpeg

Dalej to masz przywary, lub zalety całej serii, czyli praca, treningi i ogólnie pojęte życie.

Jest np. taki mistrzunio, który z jednej strony jest wkurwiający, bo trzeba mu jakieś bułki z wódką przynosić, żeby odpowiedział na jedno pytanie. I tak za każdym razem, a jak będziesz chciał u niego trenować, to zażyczy sobie 1000 letniej wódki, na którą nie będzie cię stać, więc będziesz musiał zbierać grosze łowiąc rybki, ścinając drewno, lub wpaść w szpony hazardu(zapewne waląc w chuja z sejwem).

A jak już będzie cię trenował, to będzie kazał ci robić głupoty typu łapanie kur. Czegoś to nie przypomina? Oczywiście Karate Kid i legendarny Pan Miyagi, gdzie też w grę wchodziło łapanie much, pucowanie fury, czy malowanie płotu. Niby wkurwiające, ale też fajne, z klimatem.

 

Trzeba tutaj przeznaczyć realne godziny na trenowanie na przyrządach, sparingach. Jest to fajne na krótką metę, ale szybko zaczyna się tym rzygać. W sumie tak wygląda trenowanie sztuk walki w rzeczywistości, czyli na milionowym powtarzaniu najmniejszego elementu aż wejdzie w krew. Tylko znowu pytanie, czy chcesz, żeby w grze było fajnie, czy żeby było jak naprawdę? Tak swoją drogę system walki jest mocno drewniany, i nawet na normalu trzeba zadbać, żeby mieć szansę z trudniejszymi przeciwnikami.

No i tutaj też jest ten schemat z filmów kung fu tj. dostajesz wpierdol-idziesz trenować-dostajesz wpierdol drugi raz-idziesz trenować- i dopiero teraz gości rozkurwisz. Z jednej strony fajne, z jednej irytujące.

W pewnym momencie będzie też trzeba skołować konkretną kasę, więc nie obejdzie się bez tyrania. Są nawet SURPRISE 

Spoiler

widlaki

Mnie udało się to jakoś ograniczyć, bo miałem szczęście i w największym kasynie zagrałem za największą możliwa kasę, i wygrałem za pierwszym razem. Kasę trzeba zamienić na żetony, żetony na nagrody, nagrody opchnąć w lombardzie. Jak widać jest to upierdliwe. Są pewnie sposoby, żeby zebrać konkretny zestaw przedmiotów, czy wspomóc się wróżką, ale lekko nie ma.

 

 Teraz największe zarzuty. Gra dosłownie zaczyna się tam, gdzie kończy dwójka, i zamiast otworzyć

Spoiler

te jebane drzwi

to znowu zajmujesz się pierdołami na około. To jest takie lanie wody, odbijanie pingponga o ścianę i łażenie po własnych śladach, że to się w palę nie mieści.

Jakby się nad tym zastanowić, to w poprzednikach też tak naprawdę niewiele się dzieje, a już szczególnie pod względem fabularnym, ale tutaj to już przegięcie. To jest naprawdę długa gra, jak poprzednicy(ok. 25-35h), a po zakończeniu nie dość, że nie czujesz, że ruszyłeś jakkolwiek do przodu względem poprzednika, tak jeszcze bardziej oddaliłeś się od celu. Jeśli ktoś myślał, że dwójka została ucięta, to Yu ma dla niego niespodziankę.

Nie wierzę, że on mógł sobie tą serię rozpisać - tak jak twierdzi -  na kilka części, bo tutaj nawet nie ma czego rozpisywać, cały czas stoisz w miejscu.

Owszem, samą podróż da się odczuć w serii, ale wygląda na to, że cel jest tylko pretekstowy. Nie byłoby duża przesadą jeśli powiedziałoby się, że całe Shenmue nie ma żadnej fabuły.

Spójrzmy też na "kluczowego" Lan Di

Spoiler

w 1 widzisz go w prologu, w 2 spierdala helikopterem, w trójce walczysz z nim 5 sekund na koniec, bo jest takim kozakiem i zapraszam kupić czwórkę za 20 lat, nadal będziemy go gonić. To tak jakby Kratos odkąd miał kosę z Zeusem w 2 i 3 ani raz się z nimi tak naprawdę nie skonfrontował, ale ile tych walk było? Więcej w jednej części niż tutaj przez 20 lat trwania całej serii.

Dla mnie to jest naprawdę słabe i cyniczne z jego strony. Ma swoje lata, dostał od ludzi szansę i zamiast zakończyć wszystko w trójce i dać im jakieś poczucie spełnienia, to teraz będzie żerował na naiwnych fanach do końca życia, bo doskonale wie, że tylko w ten sposób może się zahaczyć w branży. Bez fanów skończyłby jak ten od Ninja Gaiden, co robi same crapy, i jeszcze się łasi, żeby go przygarnąć.

Fajnie zahintował kolejną część

Spoiler

mur chiński

, ale jak obejrzałem creditsy i co tam napisał, że tak jak opowiedzenie trójki zależało od fanów, tak następna część też od nich zależy(w domyśle szantaż i kolejne żebranie w przyszłości). Nawet nie jestem fanem, a i tak mnie wkurwił, bo on niczego nie chce opowiedzieć, on po prostu chce mieć na sushi i sake.

Jak to jest dla niego ostatnia deska ratunku, to nikt mu nie broni robić gier w tym uniwersum, z innymi postaciami, nowymi, lub starymi Może zrobić spin offa, ale nie, "NIGDY NIE PORZUCĘ MARZENIA, ŻEBY DOPROWADZIĆ TĄ POTĘŻNĄ HISTORIĘ DO KOŃCA".

Coś tam gadał, że z następną częścią chciałby trafić do nowych graczy, ale nie sądzę, żeby był w stanie to zrobić. W ogóle już tutaj się zachował jakby żył we własnym świecie, tak jakby sam fakt udanej zbiórki miał sprawić, że fani nie oczekują po serii żadnego progresu, a tutaj nie tyle nie ma progresu, co jest regres, bo to najgorsza część.

 

Ogólnie gra jest specyficzna do bólu, ale też dosyć męcząca, i jak nie jesteś psychofanem, który dorzucił cegiełkę w zbiórce(swoją drogą nigdy nie spotkałem się z tym, żeby wyżebrana gra była faktycznie dobra, zawsze to jest na zasadzie, lepsze to niż nic), to będzie to jakieś najmocniejsze 5.5/10 w historii.

Jeśli wsparłeś Yu i dzięki temu w grze zostałeś ujęty w muzeum Save Shenmue w postaci mordy, czy wpisu do księgi hotelowej, to wtedy 7 na poczwórnych szynach. Za tą, jakby nie było, namiastkę nieśmiertelności. Może to nie to samo, co wybitny sportowiec, czy artysta, ale być na zawsze w grze z serii, którą kochasz, też może być spoko.

The story goes on...

Spoiler

a idź Pan w chuj z tym the story goes on

 

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Stunt GP na Dreamcast

 

Konsolę dorwałem ledwie wczoraj, a już zaliczyłem pierwszą gierkę :D Tak naprawdę to mistrzostwa ukończyłbym już wczoraj, bo zaliczyłem 18 z 20 (21) wyścigów, ale późno się zrobiło, więc odłożyłem to na dziś.

Dzisiaj odpalam sobie konsolę, a tam save sprzed 6tego wyścigu :yuno: No, ale to tylko więcej przyjemności do ogrania, więc usiadłem i ukończyłem :)

Serdecznie polecam :banderas:

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Supraland

 

Supraland to raj dla fanów metroidovaniowej eksploracji i zeldowych zagadek. To zdanie wystarczy, żeby każdy mógł stwierdzić czy to gra dla niego i nie ma w tym przesady. Zarówno eksploracja jak i zagadki są na bardzo wysokim poziomie, więc jeśli lubicie te dwa aspekty w grach, to bez zawahania mówię, że jest to dla was must have.

Struktura gry jest taka, jak się można po metroidvani spodziewać - idziemy do przodu, skaczemy, klepiemy mobki, rozwiązujemy zagadki, zdobywamy nowy itemek, który otwiera dostęp do nowych lokacji, backtrackujemy trochę, dostajemy się do poprzednio niedostępnych miejsc w starych lokacjach i lecimy dalej. Eksploracja w grze jest powiedziałbym wręcz wybitna. Skrzynki ukryte są wszędzie i każda z nich zawiera coś cennego. Nie ma tutaj problemu z ostatniej zeldy, gdzie podjarani otwieramy skrzętnie ukrytą skrzynie by znaleźć w niej jakieś gówno, oj nie. Tutaj ZAWSZE znajdujemy coś przydatnego, czy to zwiększenie puli życia, zwiększenie obrażeń broni, zwiększenie portfela czy nawet unikalne upgrady naszych zdolności. Każda znajdźka wzmacnia w jakiś sposób naszą postać, więc motywacja do szukania nigdy się nie kończy. Mało tego - widać, że grę projektował ktoś, kto doskonale wie jak działa mózg gracza-eksploratora. Pamiętacie te momenty w grach, gdzie wskakiwaliście w jakieś dziwne miejsce wykorzystując mechaniki gry w kreatywny, acz niezaplanowany przez desingerów sposób, myśleliście, że właśnie znaleźliście jakiś sekret, a kończyło się tym, że lądowaliście w miejscu z paskudnymi teksturami i wypadaliście za mapę? Tutaj tak nie ma. Tutaj w takim miejscu zazwyczaj znajdziecie skrzynkę z kolejnym upgradem postaci. Może nie przez całą grę, żeby być szczerym, ale przez większość.

Zagadki w grze są bardzo dobre, różnorodne, a nie na jedno kopyto, wykorzystują w kreatywny sposób dostępne mechaniki, wymagają czasami manualnego skilla i generalnie przez całą grę nie nudzą ani na sekundę. Twórca absolutnie perfekcyjnie wyważył poziom trudności w moim osobistym odczuciu, zagadki rozwiązuje się sprawnie, ale sprawiają satysfakcję, czasami się zacinałem, ale koniec końców sam dochodziłem do rozwiązania. Nowe przedmioty wprowadzające kolejne mechaniki zawsze były ciekawe i świetnie dopełniały istniejący już asortyment, a ich synergia przy rozwiązywaniu kolejnych zagadek potrafiła zaskoczyć.

 

Walka w grze jest poprawna, nic głębokiego, ot takie serious samowe klepanie mobków, ale przez ciągłe ulepszanie naszej postaci miło się do tego wraca, tylko po to, żeby zobaczyć jak silni się staliśmy. Pod koniec gry już trochę zaczynają mobki przeszkadzać, ale to mało mankament.

 

Graficzka jest kolorowa, fabuła ledwo istnieje, humorek rusza kącikiem ust, muzyka stockowa, ale niezła.

 

Ogólnie mega przyjemna gra, z fenomenalną eksploracją i świetnymi zagadkami na poziomie portala i zeld. Wymaksowanie zajęło mi 18 godzin i nie nudziłem się ani przez sekundę, cały czas jest żywo i kreatywnie, cały czas chce się zobaczyć co dalej. I całość zrobiona przez jednego człowieka. Szacuneczek.

9/10

 

Buy Supraland Steam

 

Supraland Review | Rock Paper Shotgun

 

Critique de Supraland : un puzzle-game indé aux dimensions épiques – Etoile  et champignon

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Tony Hawk's Skateboarding na Dreamcast

 

I kolejny tytuł rzekłbym, że zaliczony :) Niestety, tu tak do końca bajkowo jak w przypadku Stunt GP nie było, ale mimo wszystko grało się całkiem przyjemnie. Jako człowiek wychowany na THPS 3/4 muszę niestety powiedzieć, że "jedynka" to straszne drewno i już nawet brak manuali tak nie doskwierał jak ślamazarne ruchy postaci. Gość po zaliczeniu gleby podnosi się długo, potem jeszcze się napędza, a do tego podczas skręcania postać zwalnia. Ogólnie przez takie pierdoły nie szło mi tutaj tak dobrze jak w nowszych odsłonach i trochę się umęczyłem, aby ją jako-tako ukończyć. Nie pomagał też ten "cudowny" krzyżak pada, przypominający mi tanie pady do chińskich "Pegazusów". Wciskanie dwóch kierunków na raz jest tutaj na porządku dziennym, a w grze opartej o taki system tricków jak THPS, potrafi to nieźle napsuć krwi.

Niemniej, gra wygląda rewelacyjnie w porównaniu do PSXa :dafuq:

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Live a Live [Switch]

 

Niezbyt dobrze rozpocząłem znajomość z tą grą. Ale po kolei.

 

Live a Live na starcie oferuje nam opcję wyboru, który wątek chcemy poruszyć jako pierwszy. Jest ich siedem, podzielonych na epoki. I ja zgodnie z własną metodycznością postanowiłem zacząć od tej najstarszej - prehistorii. Nie był to najlepszy wybór. Epizod ten oferuje wszystko co najgorsze w gatunku. Losowe walki, gówno ekwipunek i marną fabułę. Postacie nawet nie mówią, tylko stękają i robią "uga buga", jak na jaskiniowców przystało. Prymitywizm tematyczny i gameplayowy. No udręka ten wątek i strasznie zrażający do całości. Zalety? Trwa raptem dwie godziny oraz dobrze jest go mieć już za sobą. Bo potem jest już wyłącznie lepiej.

 

FgRRxnBaEAASaTT.thumb.jpg.a8926b6a1a8044bc784b16c2d2e7cbcc.jpg

 

Bo gorzej być nie mogło. Ale nawet pomijając ten fakt, trzeba przyznać, że pozostałe z siedmiu epizodów są zwyczajnie lepsze. I różne. Live a Live uwielbia bawić się konwencją, więc siłą rzeczy to jrpg... no.... niekonwencjonalny. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że wszystkie pojedyncze wątki nie zajmą nam więcej niż 2-3 godziny. Niektóre oferują gameplay czysto przygodowy i ściśle liniowy (wręcz visual novelowy), inne proponują pewną swobodę, ale w granicach rozsądku, więc "mapy" są zazwyczaj niewielkie, a możliwości manewrów w kwestii ekwipunku skromne. Jest świeżo i nawet jeśli którymś epizodem się znudzisz, to potrwa to góra dwie godziny i zmienisz wystrój. Niektóre epizody oferują pewną swobodę fabularną, inne zaskakują koncepcją (np. tryb arcade/drabinki rodem z bijatyk). W zasadzie jedyne co je łączy, to system walki, choć ich natężenie to już odrębna kwestia. Generalnie pomimo pewnego rozczłonkowania zaliczam tę ideę na plus. Większość dialogów jest udźwiękowionych i to całkiem udanie, muzyczka potrafi wpaść w ucho, a graficznie chwilami gra przykuwa oko.

 

FgRRxnfaYAE25rU.thumb.jpg.53453116f30ac5e3fc7dd8d80d7f7b31.jpg

 

Najlepsze Live a Live ma do zaoferowania, gdy już zaliczymy te siedem podstawowych epizodów. Dostajemy wtedy ósmy wątek i nie bez powodu twórcy chcą, abyśmy zaliczyli go na końcu. Bo dopiero po nim następuje pewna kulminacja naszych wysiłków. Gra wreszcie w znaczącym stopniu rozwija skrzydła, oferując nam co prawda ograniczony teren, ale praktycznie nieskrępowaną swobodę pod względem doboru drużyny czy wyposażenia. Dorzuca sporo opcjonalnych dungeonów, kombinacji z wyposażeniem; no skondensowany jrpg pełną gębą. Nie ukrywam, że dałem się zaskoczyć, ale jestem zadowolony, że dotrwałem do tego momentu, bo mnie wynagrodzono.

 

Klasycznie - nie chcę tutaj rzucać dosadnymi przykładami z rozgrywki, ale biorąc pod uwagę, że to remake gry z 1994 roku, to całość nabiera znacznie bardziej imponującego wyrazu. Potencjał jak na tamte czasy był ogromny. Odważę się nawet napisać, że niewiele mniejszy niż w przypadku Chrono Triggera, choć dzieło Squaresoftu wygrywa koherentnością. Ale Live a Live nie ma się czego wstydzić, pomysłowością oraz urozmaiceniem zawstydza kolegów z gatunku i koniec końców dostarczyło mi całkiem angażującej rozgrywki. 

 

FgRSS_QaYAMG_ai.thumb.jpg.2c96454c74c395cce6ada14ee12e45d5.jpg

 

Pewnie, że ma wyraźne ułomności. Czasami trzeba przygrindować, albo liczyć na farta w walce. Wybory dialogowe są w 90% czysto pozorne i chwilami do tego stopnia, że gra będzie zapętlać rozmowę, aż nie odhaczymy konkretnej odpowiedzi. Czasami gameplay sprowadza się do biegania z punktu do punktu w celu odpalenia dialogu, albo śledzenia miałkiej rozmowy. Dużo banalnych walk, które po prostu nużą. No i klasycznie - randomowe starcia, których nie da się uniknąć (tylko uciec w trakcie) czy przyspieszyć. Na pewnym etapie, gdy walki przestają dawać zadowalającą ilość punktów doświadczenia stają się po prostu uciążliwe i co 10 sekund wybijają z rytmu eksploracji.

 

Jednak to są wady, z którymi powinien się liczyć każdy gracz startujący w gatunku. Bo tym zaprawionym w boju tłumaczyć niczego nie muszę. Mimo wszystko Live a Live jest bez wątpienia warte ogrania, bo biorąc pod uwagę rocznik koncepcji potrafi zaimponować. Intryga scalająca wszystkie epizody pewnie nie rozjebie nikomu mózgu, ale jest na tyle zajmująca, że gatunkowe standardy bez trudu osiąga. Koniec końców oferuje nam kilka zakończeń oraz ich wariantów, zależnych od stopnia zaangażowania gracza. Bardzo udana gra w sumie.

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Assassin Egipt : Origins

 

 

Ale to było dobre. Ostatnim razem grałem w assasyna w 2016r Panem Edwardem Kenwayem i musze przyznac, że ubi sobie poradziło z nowymi pomysłami i silnikiem gry. Polecam jak ktoś stał przed wyborem, którego assasyna z tych nowych wybrać. 

Słyszałem, że w tych kolejnych świat jest przeogromny i ubi zwariowało z wielkością światów. A i tutaj nie ma skalowania postaci z progresją. Także jak się wykoksasz na koniec gry to przyjemnie jest robić wycinkę w bazach.

 

Ode mnie 8,5/10

Warto ograć, połowa wątku spoko, druga połowa to grafomania niestety. Ale Egipt magiczny + jedno z lepszych doświadczeń zwiedzania grobowców ever.

 

Zmagania w rydwanku:

 

 

 

 

I przyznam, że trochę się tych ładnych widoczków napstrykało :gigachad:

 

8df1835120e24205a1316e19bb4591a9ea3e8ae3

 

3a5edb9ed68f0c735523e8a196805d57563a09d3

 

64529c348e466a625c67f38fae3d546316a9f94d

 

c6cad751d77177e965eb25a2c9ab9edca45b8a67

 

d2089672fa7fed31ac3646562bc8a93ea6e974e2

 

 

I bonus dla chętnych:

 

Spoiler

ec4f1959e68209f98d5f1386c342c4d8f08afb14

 

1131a105cd843a378ff492cd7bb91b7f757c0455

 

Edytowane przez oFi
  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Soldier of Fortune na Dreamcast

 

Tak, zrobiłem to... Przeszedłem SoF na DC :obama: Tona loadingów, FPSy które momentami można było liczyć na palcach jednej ręki, pokraczne sterowanie z celowaniem lewą a chodzeniem prawą ręką, to wszystko nie zdołało mnie zniechęcić do gry i z uporem dotarłem do samego ekranu końcowego :gachigasm:

 

Szczerze mówiąc, z czasem przywykłem do dziwnego układu sterowania, loadingi jakoś zupełnie mi nie przeszkadzały, a faktycznie było ich mnóstwo (wiem, jestem poyebany), spadki FPSów to dla mnie nie pierwszyzna (ograłem HL2 na Xboxie :kekw:  ), więc gra finalnie dała mi masę frajdy i satysfakcji z ukończenia. Przez całą rozgrywkę szło mi naprawdę nienajgorzej, pewnie dlatego że grałem jak ostatnia lama na easy. Dopiero finalny boss dostarczył mi nerwów za całą grę i to z nawiązką, ale o tym w spoilerze:

 

Spoiler

Pokonanie tego ostatniego przehuja to jakiś nieśmieszny żart. Koleś to gąbka na pociski, chłonie dziesiątki, a nawet setki pocisków różnego kalibru i nawet nie drgnie. Na szczęście Mullins to jebany Chuck Norris z wąsem, więc i w drugą stronę działało to podobnie. Jego śmieszne ataki za wiele krzywdy mi nie robiły, dopóki nie wiadomo po co, włączały się wszystkie działka w pomieszczeniu, które zabijały mnie dosłownie w ciągu może dwóch sekund :yuno: No kurwa, nie szło tego przejść, w końcu sięgnąłem porady w necie i okazało się, że na działka nie ma sposobu. Trzeba po prostu tak długo lutować pociski w tego gnoja, jednocześnie trzymając się jego dupy, aż w końcu wyzionie ducha. Jak w pewnym momencie będzie miał chwilę "odpoczynku" to odpalą się działka i "papa" giniesz, ładujesz checkpoint i zapierdalasz od nowa, do usranej śmierci. W końcu, za którymś razem udało mi się tak długo skupiać na sobie uwagę przeciwnika, że padł na glebę i sobie głupi ryj rozwalił. Sąsiedzi na pewno na długo zapamiętają moje wqrwy. Ostatnim razem taki rage miałem chyba przy NFS Underground.

 

  • Plusik 2
  • Lubię! 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza

Trochę to absurdalne, że zdecydowałem się ukończyć ten tytuł właśnie na Dreamcascie, bo od lat na półce leży wersja na PS2, a i fizyczne wydanie na PC nie jest pewnie jakoś trudno osiągalne. Tu po prostu zadecydował hype na DCka i fakt, że SoF jest jedną z pierwszych gier jakie na tą konsolę dopadłem. Skoro już ją kupiłem, to zdecydowałem że przebrnę przez ten tytuł. No i finalnie jak już pisałem, bawiłem się nawet nieźle, tylko ta ostatnia walka odbijać będzie mi się czkawką.

Odnośnik do komentarza

Resident Evil Remake

 

Kupiłem jakiś czas temu za piątaka z humble bundle w sumie nie za bardzo wierząc, że kiedykolwiek włączę, a co dopiero przejdę, ale tak - dzisiaj w końcu zobaczyłem napisy końcowe. 

 

Piszę 'w końcu', bo wiem, że niektórzy tę grę przechodzą poniżej dwóch godzin - mnie zajęło to według ekranu końcowego 11h, licznik na steamie pokazał ich zaś aż 20. Pewnie, nikt nie przechodzi tego poniżej 3-4h, gdy gra po raz pierwszy, ale i tak zajęło mi to sporo czasu. Czy to źle? Absolutnie nie, bo to fenomenalna gra. Już pomijając grafikę, bo to aż niewiarygodne, że gra z 2002 roku (lol) może wyglądać w ten sposób, ale to niesamowite jak dobrze się w to gra nawet pomimo 20 lat na karku. 

 

Schemat jest niemal identyczny jak z późniejszych odsłon, żeby tylko wspomnieć o RE2 Remake, którego niedawno przechodziłem, czy RE7. Różnica jest taka, że w wyżej wymienionych tytułach późniejsze miejscówki (szczególnie w siódemce) nie robią aż takiego wrażenia jak te na początku. Nic takiego jednak nie ma miejsca w przypadku remake'u pierwszego Residenta - wszystkie miejscówki są tutaj absolutnie fenomenalne i przesiąknięte takim klimatem, że ja nie mogę. Jak pierwszy raz wyszedłem z posiadłości i trafiłem do tego lasku z chatką, to prawie się zesrałem w gacie. 

 

Co tam dalej... O, Crimson Heads. Ja pierdolę, co za genialny pomysł. Teraz zamiast zabijać wszystko co się rusza, to się dwa razy zastanowisz, czy to się w ogóle opłaca, bo skubani mogą wrócić szybsi (jak ktoś nie grał, to od razu mówię, że biegają jak Usain Bolt - nawet nie żartuję) i silniejsi. Ratować się można tylko odstrzeleniem łba albo spaleniem ciała po 'śmierci', ale środki są, wiadomo, ograniczone. Jeśli już środkach mowa, to nie da się nie wspomnieć o skrzyni. No i co mogę powiedzieć - kompletnie mi te wycieczki nie przeszkadzały, bo po prostu nie ma ich aż tak dużo. Jeśli tylko nie biegasz bez sensu obładowany wszystkim, co tylko masz, to spokojnie dasz radę ograniczyć je do minimum, nawet jeśli grasz po raz pierwszy jak ja.

 

Z rzeczy, które mi przeszkadzały, to muszę wspomnieć o sterowaniu przy obiektach, które można przesuwać, bo nie raz i nie dwa Jill chciała coś przesuwać wtedy, kiedy tego nie chciałem, albo nie z tej strony co trzeba. Szkoda również, że walk z bossami nie można nazwać jednymi z najlepszych w dziejach gierek video, bo te, które tutaj są, są trochę rozczarowujące. Grałem na tym środkowym poziomie trudności, który z opisu wygląda na medium, a w rzeczywistości jest easy, i trochę żałuję z tego powodu, bo skończyłem grę obładowany jak Rambo, ale nie sądzę, że miałbym wtedy inną opinię na ich temat. Troszkę brakowało mi również nazwania każdego pomieszczenia na mapce wzorem późniejszych części.

 

Jak widzicie dużo tej grze do zarzucenia nie mam, a to, co mi przeszkadzało, to też żaden koniec świata. Resident Evil Remake to po prostu jeden z najlepszych tytułów, w jakie kiedykolwiek grałem, gra, która jako jedna z nielicznych przypomniała mi jak to było grać w gry, gdy miało się 10 czy 11 lat, a przejście gry to nie była tylko kwestia czasu. Jest to zarazem tytuł niemal idealny, a także najlepszy Resident, w jakiego grałem. 

  • Plusik 6
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, Ludwes napisał:

Resident Evil Remake

 

Grałem na tym środkowym poziomie trudności, który z opisu wygląda na medium, a w rzeczywistości jest easy, i trochę żałuję z tego powodu, bo skończyłem grę obładowany jak Rambo, ale nie sądzę, że miałbym wtedy inną opinię na ich temat.

 

Różnica na normal jest taka, że z amunicją jest ciężko aż do wyjścia  z rezydencji i lepiej nauczyć się wymijać zombiaki, bo szybko można skończyć z pustym magazynkiem. Potem jest trochę łatwiej.

Odnośnik do komentarza

Stray

 

Przyjemna, śliczna gra. Nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać, ot uległem lekkiemu hype'owi (choć z opóźnieniem) i nie żałuję, czasem warto sobie pozwolić na taki strzał w ciemno. Kociarzem nie jestem, więc pewnie z automatu przynajmniej jedno oczko w ocenie niżej, ale mimo wszystko ciężko nie pochwalić poziomu odwzorowania zachowań naszego futrzaka. Gra się lajtowo, można się odprężyć, choć momentami trzeba gdzieś poszperać, wrócić się, chwilę zastanowić, a i zdarzy się jakiś irytujący fragment bardziej zręcznościowy. Brak "czystego gatunkowo" skakania mi nie wadził, przy takiej budowie leveli mógłby niepotrzebnie wprowadzić zamieszanie. Podobał mi się mocno specyficzny klimat i tajemnica miasta, po którym łazimy. Design "postaci" i miejscówek całkiem niezły, no i wygląda to wszystko (z naciskiem na oświetlenie) naprawdę dobrze, co więcej, gierka jest dobrze zoptymalizowana i śmiga płynnie nawet na słabym kompie (bo na tym sprzęcie raczyłem się Stray'em).

 

No także fajna, odpowiednio krótka przygoda, żadne wiekopomne dzieło skłaniające do refleksji, ale dla samego uroku świata przedstawionego no i bądź co bądź, nietypowego bohatera, którym kierujemy, warto sprawdzić.

 

 

S.png

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Ja również ukończyłem Stray (PS5), ale pomimo bycia "kociarzem" odczucia mam raczej mieszane.

 

Po zwiastunach spodziewałem się gry przygodowej z elementami zręcznościowymi z kitku w roli głównej. Tj. gry, w którym fakt bycia kotem przełoży się zarówno na pomysłowość ewentualnych zagadek, jak i liczne mniej lub bardziej urokliwe interakcje z tym nietypowym futurystycznym światem zamieszkałym przez roboty. Niestety, choć kotem steruje się fajnie, to w grze praktycznie nic by się nie zmieniło, gdyby zastąpiono go psem, albo jakimś robotem (co poniekąd już ma miejsce). A żeby tego było mało, wspomniane kocie interakcje niestety nie są ani liczne, ani szczególnie oryginalne i 3/4 z nich pokazano już na zwiastunach.

 

Stray_20221101145140.thumb.jpg.13011eb5edba4b6808776a5b22ab0a46.jpg

 

Nie mogę też powiedzieć, abym przy grze się zrelaksował, jak wielu innych graczy. Świat i cała otoczka są ciekawe, ale dużej części gry bliżej do jakiegoś horroru, albo dramatu, co też odzwierciedlone jest niekiedy za sprawą ciężkiej muzyki i ciemnych, brudnych lokacji.

Spoiler

Stray_20221101130510.thumb.jpg.0f4ac0bc6aaca7f2568a867ac66b4833.jpg

 

Stray_20221022172351.thumb.jpg.cb52cf5cdd70b0c7236bd1af2c609834.jpg

 

Rozgrywka w dużej części to skakanie i zbieranie przedmiotów oraz pojedyncze interakcje. Zagadki nie są trudne, choć na plus na pewno warto zaliczyć późniejsze urozmaicenie. Bo raz musimy się skradać, innym razem przed czymś uciekać itp. Mimo tego grę musiałem sobie dawkować, nierzadko w partiach krótszych niż 30min.

 

Po prostu spodziewałem się po Stray czegoś innego, i choć gra w żadnym wypadku zła nie jest, plus rozkręca się nieco bardziej w drugiej połowie, to gdyby nie kot, to pewnie nawet bym nie rozważył zakupu. Zwyczajnie nie jest to mój gatunek rozgrywki, i choć sama historyjka i świat jak najbardziej są niczego sobie, to jednak poza kilkoma momentami więcej odbierałem z ekranu dołka i smutku, niż "kociego uroku".

 

Stray_20220924235315.thumb.jpg.0c9fc36317c8652a0f5243caca5d35ee.jpg

 

Dodam, że grę kupiłem w wersji pudełkowej, nie grałem "za darmo" w ramach Plusa, więc może to też trochę wpływa na taką a nie inną opinię.

 

PS. A gdybym miał się czepiać, to nie rozumiem, do czego niby kot potrzebuje latarki, oraz dlaczego jego źrenice się nie zmieniają w jaśniejszych lokacjach... Rozumiem, że gra indie i pewnie zbyt dużo pracy by to wymagało, ale mimo wszystko dziwnie to wygląda i jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że nie gramy kotem, tylko robotem.

Spoiler

Stray_20220921204147.thumb.jpg.9c60ec6e091291013b92eb046955e315.jpg

 

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Silent Hill 2 HD

 

Do zagrania w tę grę zbierałem się wiele lat i zawsze odkładałem to "na później" - zawsze była jakaś wymówka, albo gra mi na PC nie odpalała, albo grałem w coś innego albo w ogóle nie grałem w żadne gry. :) Tutaj zaznaczę - nigdy nie grałem w wersję na PS2 ani w żadnego innego Silent Hilla, a grę ogrywałem na Xboxie w edycji HD (SH2+3). SH2 jest bardzo ciężko ocenić. Z jednej strony fabuła, klimat, dźwięki i pewne niedopowiedzenia, które się wyjaśniają lub nie w czasie gry - to jest naprawdę top jeżeli chodzi o horrory. Zresztą mam wrażenie, że te elementy najczęściej są niedopracowane i głupio wytłumaczone w tego typu grach lub filmach - więc tutaj naprawdę byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Grafika była - średnia, ale przy takiej historii można na nią przymknąć oko. Natomiast zdecydowanie największą wadą jest praca kamery. Gra usilnie walczy, żeby pokazać nam dosłownie wszystko, tylko nie to co znajduje się przed oczami naszego protagonisty. Mogli ją po prostu umieścić sztywno za jego plecami i tylko momentami, żeby nas zaskoczyć mogła się ona zmieniać. Zresztą przez "przeskoki" tej kamery szczególnie w wąskich korytarzach trzeba na mapie sprawdzać skąd się przyszło i gdzie się jest. Ogólnie po ukończeniu SH2 od razu zacząłem grać w SH3 co jest chyba najlepszą rekomendacją dla gry (ja bym jej dał takie 8+/10). 

 

Tak jeszcze dodam, że jako osoba, która nie zna SH nie wiedziałem za bardzo czym jest to miasto, nie wiedziałem o co chodzi itd. ale sobie poradziłem. Co innego SH3 - zacząłem grać i zupełnie nie wiedziałem o co w tej grze chodzi. W internecie przeczytałem, że przed zagraniem w część 3 warto znać fabułę części 1, która... nigdzie nie jest dostępna i nie można w nią zagrać :facepalm: Jak jest jakaś gra, którą warto byłoby odnowić - to moim zdaniem jest jeden z logicznych faworytów, bo gdyby nie wikipedia to o co chodzi w części 3 to bym za bardzo nie wiedział.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Crash 4 - mam problem z takimi grami. Z jednej strony powrot do korzeni, swietny design swiatow, calkiem fajne sterowanie nowymi postaciami, morderczo szerokie replayability, wysoki poziom trudnosci. Ten zas jest rowniez w kurwe przesadzony czasami. Lubie wysoki poziom trudnosci, endgame w grach gdzie skill jest albo wypracowany na bazie niekonczacych sie powtorzen, gdzie koncowy sukces powoduje bolesny wzwod, ale tutaj nie czulem przyjemnosci z maksowania poziomow (szczegolnie pod koniec rzeznia wyprowa flaki), a po jakims czasie stracilem animusz i motywacje. Jakos tak nie ten teges. 
Cala reszta jednak jest swietna. Dynamika rozgrywki nie pozwala nudzic sie nawet przez chwile. Nawet te wkurwiajace momenty gdzie w locie trzeba zmieniac maski i dusic sie w smrodzie wlasnej niekompetencji manualnej i braku motoryki w operowaniu padem byly emocjinujace obiektywnie rzecz ujmujac. 
 

8/10

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...