Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Tlou 2

 

Kurcze nie wiem czy to tu pisać czy w temacie 'baby są głupie' 

 

Lecę na świeżo po napisach. 

No udało się ukończyć bo liczyłem na zakończenie JAKIEŚ. A dostałem...no nie tego się spodziewałem... 

Ale może przejdziemy do rzeczy. 

 

Fabula to festiwal motywów lqbtq+. Jest parę motywów z relacji Joel/Ellie jednak nie to jest trzonem całej historii. 

Ogólnie moje przemyślenia juz wylałem w odpowiednim temacie Tlou2 więc nie będę się tutaj powtarzal. 

Dodam tylko ze scenariusz się źle poprowadzony i na napisach końcowych mialem facepalm i cringe - tak, jest aż tak źle. 

 

Gameplay - tlou1 świetnie balansowało z fabuła, zbieraniem, killroomami i omijaniem przeciwników. Tutaj jest podobnie, początek gry to praktycznie szukanie wyjścia, zabiciu po drodze paru chłystków, ale ze jesteśmy słabi to nie czyści się tych lokacji z wrogow, tylko staramy się jak najszybciej ja opuścić. Duży plus tutaj dla twórców. 

Kolejna rzecz - wyważony equip. Ani razu nie czułem ze jestem czołgiem - Abby nie umiała rozbijać rękami głów jak arbuzy więc trzeba było zawsze się pilnować. 

 

Widoczki dopracowane tip top, fizyka postaci, nowe mechaniki (czolganko!). No jest powiew świeżości. 

 

Warto ograć, ale jeżeli spodziewacie się poziomu scenariusza na poziomie Tlou1 to będziecie zawiedzeni jak ja. Tutaj głupota goni głupotę. Podczas apokalipsy ludzie się zajmują takimi głupotami że mikser na oczy. Facepalmy i cringe to tutaj chleb powszedni. 

 

Ograc warto, bo gameplay to topka, ale scenariusz + te wszystkie głupoty lpg zniszczyły odbiór tej gry całkowicie. 

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dishonored 2 - kolejny raz przekonałem się dlaczego lubię gierki od Arkane. Pierwszy Dishonored był świetny, Prey dla mnie kozak no i teraz kontynuacja przygód Corvo. Trochę się naczytalem że dwójka rozczarowuje itp. No to oby każdy sequel był takim rozczarowaniem. 

Tak, mało tu nowych mechanik. Taka jedynka na sterydach. Dalej miks skradanki, używania mocy i eksploracji. Ale co robi na mnie wrażenie to zaprojektowane poziomy. Ilość miejsc które można odwiedzić, coś odnaleźć, gdzieś się dostać, no kurwa oni robią to naprawdę dobrze. Zawsze jest kilka dróg do celu, nawet nie musimy nikogo zabijać. 

Ok, jedynka jako całość bardziej mi się podobała i jakoś klimat miała lepszy (bardziej dołujący?). Ale tu levele z posiadłością Jindosha czy używaniem chronotronu to czapki z głów. Wow!

Ogólnie polecam, sam czekam na Deathloop i Redfall (no i Prey 2 marzenie), jeszcze Arkane mają moje zaufanie 8/10

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Elden Ring (XSX)

Eldena zacząłem grać na premierę, a skończyłem dopiero 2 tygodnie temu po niespełna 100 godzinach gry. Czy jest to coś więcej niż kolejne Soulsy? Nie sądzę, dodanie konia i większej, otwartej mapy nie czyni z tego zupełnie nowej gry, a jedynie rozwinięcie formuły znanej od lat. Jestem Soulsowym weteranem, platynowałem Demon’s i Dark Souls, a jedynie nie skończyłem trójeczki bo trochę mnie format już zmęczył. Myślałem, że w Elden pójdzie równie łatwo ale jednak musiałem zmienić swoje przyzwyczajenia bo tutaj bossowie są szybcy i wściekli, jak w Bloodbornie i kilka walk sprawiło mi spore problemy. Gram tylko melee i nie przywołuję innych graczy online. Na pomoc przychodzą jednak summony offline. Sam świat jest ogromny, bossów jest kilkadziesiąt, jednak występuje tutaj recykling zarówno dungeonów jak i bossów. Elden Ring jest cudowny, ale po 100 godzinach i zdobyciu wszystkich osiągnięć cieszyłem się, że to już koniec i mogę odłożyć grę na półkę. Chętnie wrócę jak pojawi się jakiś dodatek.

 

Shredders (XSX)

Gra sportowa, trudno powiedzieć, ze skończyłem bo aktywności na mapie zostało sporo, ale zobaczyłem napisy końcowe więc traktuję jako „zaliczoną”. Jeśli ktoś zjadł zęby na Skate to ze Shredders będzie zadowolony, jeśli lubi też deskę bez kółek i obniży lekko standardy bo jest to wciąż gierka zrobiona przez małe studo i dostępna w passie na premierę. Model jazdy jest wyśmienity, muzyka zajebista, a cutscenki fabularne mocno cringowe, na szczescie można je pominąć. Polecam dla relaksu.

 

Resident Evil 4 HD (XSX)

Pod wpływem zapowiedzi remaku powróciłem do czwóreczki po raz enty, tym razem na konsoli Microsoftu. Co tu dużo mówić, gra jest nadal miodna tak samo jak na premierę. Od lat ją speedrunuje i skipuje filmiki, tym razem chciałem obejrzeć całość no ale nie wytrzymałem festiwalu żenady i od połowy pomijałem. Gameplay nadal zajebisty ale etapy z udziałem Ashley i jazda buldożerem to niezły cringe, jestem pewien, że w remake to pominą. Celowałem we wszystkie achievementy, ale zdobycie wszystkich kapsli na strzelnicy to nie zły hardkor.

 

Mafia: Definitive Edition (PS4)

Oryginał to jedna z gier żyćka, ledwo chodziła na moim komputerze do nauki, ale grało się w to namiętnie. Na zakup remaku na Xboxa czaiłem się od dawna, ale w końcu ograłem ją na bazowym PS4 dzięki dobrodziejstwu nowego Plusa. Nie zawiodłem się, grało się tak dobrze jak za dzieciaka. Chłopaki nie poszli na łatwiznę i pięknie odwzorowali Lost Heaven na nowym silniku, na nowo wyrezyserowali scenki i dodali kilka nowości. Mafię ogrywałem oczywiście na poziomie trudności Klasycznym, gdzie żyćko się nie odnawia a ginie się od dwóch strzałów. No i ten wyścig, wciąż najtrudniejsza misja w grze. Na minus tyko dwie stacje radiowe, pamiętam, że w oryginale muzyki było więcej. Będę platynował, tylko ilość znajdziek trochę przytłacza.

 

Ape Escape (PS4)

Klasyczek, który wciaż smakuje tak samo. Emulacja klasyków z Plusa nie jest idealna, chwilę wcześniej zacząłem ją na Duckstation i niestety downgorad grafiki względem emulatora jest przeogromny. Ape Escape wyznaczało swego czasu nowe standardy wprowadzając sterowanie dwoma gałami, mechanizm ten sprawia frajdę nawet dzisiaj. Splatynowałem z przyjemnością.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
W dniu 12.07.2022 o 08:57, Czoperrr napisał:

 

 

Resident Evil 4 HD (XSX)

Celowałem we wszystkie achievementy, ale zdobycie wszystkich kapsli na strzelnicy to nie zły hardkor.

 

To nie jest takie trudne. Bierzesz pistolet i nie pudłuj. Nie muszą być headshoty. Co serię 5 celów z rzędu pojawia się wysoko punktowana głowa Salazara którą najlepiej zdjąć snajperką. Kilka prób by zapamiętać rozmieszczenie tarcz i jest to do zrobienia. Kluczem jest nie pudłować bo resetuje licznik do głowy Salazara.

Odnośnik do komentarza

Heavy Rain - powiedziec, ze scenariusz jest szyty grubymi nicmi to nie powiedziec nic. Zachowanie bohaterow, npcow, otoczenia czasami wprawia w mocna konsternacje. I nawet nie chodzi o jakies "filmowe" sceny poscigow czy ucieczek. Ten swiat jest taki sam jak nasz i niektore rzeczy po prostu sa glupie. Ale to jest jeszcze do przelkniecia. Gorzej ze sterowaniem, ktore jest meczace. Nie zle, nie dobre ale ku.rwa irytujace. QTE tez czesto nie wchodzi (najczesciej rytmiczne naciskanie guzika), co dodatkowo frustruje bo blad w klepaniu klawiszkow rowny jest czasami smierci naszej postaci wiec i de facto innej linii historii. Raz nie udalo mi sie uciec bo postac zaklinowala sie na obiekcie i nie moglem sie w ogole ruszyc. "Opcje dialogowe" sprowadzaja sie do wirujacych wokol postaci jednowyrazowcow, co ani nie pomaga w ich odczytaniu, ani w wyborze klawisza. Gra tez nie czeka az sobie je spokojnie przeczytacie. Raz czekalem az slowo wyloni sie zza postaci ale gra stwierdzila, ze pier.doli czekac i mi odpalila te akcje, ktora sama uznala za odpowiednia. Bardzo wku.rwiajace. Same wyrazy tez bywaja mylace, wybieramy opcje "lagodna" a jeszcze bardziej wku.rwiamy osobe, do ktorej bedzie skierowana kwestia.

 

Inspiracje Siedem odplacaja w klimacie i atmosferze. Przez 90% gry ciagle leje i rzadko sa jakies jasne scenerie. Tozsamosc zabojcy, jego MO i motywacja sa jasnym punktem gry i sadze, ze dla nich warto sie przemeczyc ze zje.bana mechanika. W sumie sie ciesze, ze przez 12lat udalo mi sie uniknac spoilera na temat tego kto jest zabojca. Docenic nalezy ambicje i napracowanie w tych wszystkich rozgalezieniach, ale niestety czasami jedna sekwencja nie trzyma sie w ogole kupy w stosunku do poprzedniej. Temat poruszony tez jest w sumie ok. Sa cyce i gola dopa pod prysznicem, jest striptise i ogolnei wiecej jest tu meskiej roli. Dzis taka gra by juz nie powstala. 7/10.

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

12 lat nie kusiło Cię by sprawdzić "dzieło życia" pana Kejdża? I słusznie. Heavy Rain robił gruntowne wrażenie tylko w chwili premiery, dzięki oprawie, technologii renderingu otoczenia, filmowej mechaniki. To po części zasługa Fahrenheita i tylko dlatego, że okazał się niedostatecznie znany, a pojawił się na jesieni 2005 roku (pamiętam recenzję w PE).  Dzisiaj? To jest rzeczywiście gra na 7 w sferze koncepcyjnej. To scenariuszowy gotowiec, nazbyt wyraźnie ujmujący kto jest kim. Wielu rzeczy można się domyślić samemu, bo to historia pisana trudną przeszłością, problemami i fałszywymi podejrzeniami. Cage podsuwa nam rozwiązanie pod nos w połowie gry i każe jedynie czekać do końca tej ballady. Całe Heavy Rain, zwykły marketingowy mit. Stąd o wiele ciekawsze jest Beyond: Dwie Dusze. Przede mną nadal czeka Detroit, ale to już bardziej uderza w ramy wojen korporacyjnych, androidów z emocjami, itd. 

Odnośnik do komentarza

Dla mnie Detroit: BH > Until Dawn > Heavy Rain. Heavy Rain swego czasu robił kolosalne wrażenie, szczególnie na NIEgraczach, no i miał bardzo fajny dodatek (szkoda że tylko jeden). Po ponad 10 latach wiadomo że ta gra się zestarzała bo gameplay był średni już przy premierze ale wtedy na inne elementy się zwracało uwagę.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Modele facjat na ekranie ladowania robia wrazenie nawet dzisiaj. Niestety potem odpala sie wlasciwa gra. Nie oceniam grafiki bo po tylu latach nie ma sensu ale ciezko mi uwierzyc, ze nawet te 12 lat temu nikt nie zwrocil uwagi na to jak wyglada model i facjata tej madki z czarnymi wlosami.

 

Fahrenheit robil wrazenie ta cala nielinowoscia zdarzen. Pamietam, ze nawet demo (to z akcja z kiblem w barze) bylo inne niz cokolwiek bo zaczynalo sie nie od gameplayu a od filmiku z jakims typem (chyba to byl Cage) tlumazcacym, ze to co zaraz doswiadczymy jest unikalne, bla bla bla. Chcialem ukonczyc pelniaka ale po recenzjach wychodzilo, ze fabula dostaje malpiego rozumu i odpuscilem.

 

Takze w sumie jak nie na gameplay czy srednia oprawe to na jakie inne elementy zwracalo sie uwage w HR na premiere?

Odnośnik do komentarza

Co?? Grafika w 2010 robiła wrażenie, szczególnie wykonanie wnętrz i postaci, mimika też była bardzo dobra jak na tamte lata. Wiadomo że nie wszystkie modele wyglądały tak samo dobrze, szczególnie NPC bez żadnych dialogów ale każda osoba która w okolicach premiery zobaczyła tą grę była pozytywnie zaskoczona, bo to był poziom cutscenek. A oprócz grafiki cała jej filmowość też była swego czasu czymś świeżym. Dorosły klimat, aktorstwo, brak elementów typowo growych (jakieś HUDy, wskaźniki HP itp.), no nie przypominam sobie takiej gierki o takim budżecie w tamtych latach.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Heavy Rain było hajpowane do granic możliwości. Do tego gra de facto zwróciła uwagę publiczności swoją filmową narracją. Potem wybuchła bańka z tymi wszystkimi gierkami od Telltale, pojawiły się Walking Simy i te sprawy. Heavy Rain zaczęło pędzić hajp na takie gierki. Przed 2010 rokiem ten rynek prawie wegetował. 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dostałem za darmo w PS+, więc w końcu się skusiłem.

 

Curse of the Dead Gods [PS4]

deeqyoh-6a037aa5-f7f8-41b0-b161-7e1787f843bf.png.afda98d655408258b7db293ef35be335.png

 

Założenia gry kojarzycie z szerzej znanych Hadesa czy Dead Cells. 

Plądrujemy miejscówki (w tym przypadku świątynie w klimatach azteckich), giniemy, ale wskutek zebranej waluty jesteśmy w stanie odblokować pewne ulepszenia permanentne, które pomogą nam w przyszłych podejściach. Tutaj to kolejne mocniejsze bronie, które mają szansę nam "wydropić" w trakcie gry, błogosławieństwa (na wyprawę możemy zabrać ze sobą trzy z nich) czy też coraz szerszy wybór uzbrojenia startowego (losowe zestawy). Klasyka. Dzięki temu jest ciut łatwiej, ale bez przesady, bo wciąż cała rozgrywka zależy od naszego skilla, tylko za każdym razem musimy się odrobinę dostosować do tego, co nam los dał.

 

A rozgrywka? Pierwsze, co się rzuca w oczy, to wyraźnie wolniejsze tempo od tego, do czego zdążyli nas przyzwyczaić sławniejsi reprezentanci gatunku. Postać porusza się odrobinę ociężale, ale flegmatykiem bym go nie nazwał. Do tego robi klasyczne rolki, obarczone jednak paskiem staminy, więc zarządzanie wytrzymałością musi nam wejść w krew. Takie, a nie inne tempo może być rozpatrywane zarówno jako wada, jak i zaleta. Rozgrywka nie jest aż tak frenetyczna i łatwiej jest kontrolować to, co na ekranie. Ataki wrogów są wyraźnie sygnalizowane, choć ich natura czy zasięg są na początku tajemnicą i uczymy się na klasycznych błędach. A bić chłopów jest czym, bo do dyspozycji mamy broń główną, poboczną oraz dwuręczną. W rożnych konfiguracjach. Każdy znajdzie coś w swoim guście, jednak los może wymusić wyjście poza strefę komfortu.

 

Obieramy ścieżkę po kolejnych komnatach (nie możemy odwiedzić wszystkich, więc trzeba planować), a tam zbieramy nową brońkę, relikty (dające różnorakie boosty), odwiedzamy ołtarze pozwalające podnieść statystyki postaci (oraz broni), a także zbieramy złoto, które nam to umożliwi. Jeśli zabraknie nam pieniędzy, to możemy zapłacić krwią, ale to okupione jest wzrostem poziomu spaczenia, a przekroczenie pewnego progu kończy się losową klątwą, wprowadzającą negatywną modyfikację rozgrywki. Jak widać zarządzać tutaj trzeba nie tylko staminą. 

 

2072858883_CurseoftheDeadGods_20220707195244.jpg.0413ac6be06efdd84eb8a9dc6e5e6283.jpg

 

I tak przez kolejne poziomy świątyń. Coraz dłuższe i coraz trudniejsze. Otoczenie... nie porywa. Stylistyka gry (mocno kojarząca się z Darkest Dungeon) nieco to tuszuje, ale po kilku rozgrywkach już niewiele nas w tej kwestii zaskoczy. Trzy "biomy", ale im głębiej, w tym mroczniejsze klimaty się zanurzamy. Łącznie ze stertami szkieletów, basenami pełnymi krwi czy innymi ołtarzami ofiarnymi. Pochodnia często jest naszym jedynym źródłem światła, ale do walki musimy ją schować (wtedy nie widzimy też pułapek i otrzymujemy większe obrażenia), więc trochę żonglowania ekwipunkiem tutaj jest. Zawsze możemy też podpalić przeciwnika, co zamienia go w źródło światła <murzyn stukający się palcem wskazującym w skroń>.

 

Gra zyskuje przy dłuższym poznaniu. Po prostu. Ma w sobie swoisty flow i gracz autentycznie w miarę kolejnych prób staje się lepszy. Poznaje mechanikę, ataki przeciwników, reguły gry, bossów z którymi miał problem zaczyna gromić bez zadraśnięcia. Rośnie w siłę, pewniej się porusza, sprawniej zarządza staminą, ekwipunkiem, pieniędzmi, przelaną w ofierze krwią. Szuka ulubionej broni, wie w co inwestować, a co mu nie leży. 

 

Przejście gry skutkuje... odblokowaniem wyższego poziomu świątyń, które są po prostu trudniejsze. Są dłuższe, oferują więcej przeciwników, którzy biją mocniej i zmieniają im się timingi, więc trzeba się tego baletu rolek uczyć od nowa. Nie wiem czy ten etap przebrnę, ale póki co planuję do gry sporadycznie wracać "na jeden run". Niemniej grę uznaję za "ukończoną", co czasami trudno jednoznacznie określić w tym gatunku. A w roguelikach jestem raczej lamusem, więc to i tak sukces?

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Control/Foundation DLC

 

Remedy Storytellng Company celuje w historie naukową, podważaną elementami nadprzyrodzonymi, lecz scenariusz bardzo często racjonalizuje, wyjaśnia większość zdarzeń w sposób naukowy. W podstawowej edycji gry Jessie boryka się z problemami wewnątrz Najstarszej Siedziby. Wszystkie przemiany, wtargnięcia Syku, zawieszeni w powietrzu pracownicy FBK zapętlający się w niezrozumiałej inkantacji. Control w pierwszej chwili odrzuca, potem zaczyna uzależniać. Chyba tak miało być w założeniach tego projeku, co się udało. Stąd postanowiłem raz jeszcze zajrzeć do Najstarszej Siedziby, skompletować resztę zawartości i tym samym rozpocząłem od samego Fundamentu. Dodatek znajduje się w jednym z późniejszych sektorów na mapie Biura, wystarczy odnaleźć pewne drzwi, które robią tutaj za pseudomonolit. Rozpoczynamy właściwy dodatek. 

 

Pierwszą znaczną różnicą jest zmiana scenerii. Control w swojej matczynej wersji przyzwyczaiło nas do typowo biurowej architektury, białych ścian, odbijającej wszystko podłogi, czasem zaprasza na chwilę do motelu Ocean View.  Teraz schodzimy do pokrytych czymś w rodzaju piasku rdzy jaskiń. Fundament to całkowicie nowy sektor na mapie, z kilkoma lokacjami oraz testami płaszczyzn astralnych. To więcej Control w Control. Dyskusja z Zarządem i jego szyfrującymi wiadomościami, odnajdziemy również jednego z porzuconych Prekursorów, stoczymy finałowe starcie z jedną z postaci obecnych w podstawce. Kilka wariantów przeciwników Syku, umiejętność Strzaskania i Wyciągnięcia, co znacznie ułatwia dostęp na inne poziomy Fundamentu. Naprawimy Gwóźdź, poszukamy pięciu kart dostępu pracowników wyższego szczebla, posłuchamy jak Emily Pope fascynuje się swoją pracą i nigdy nie wyjedzie na wakacyjny urlop. Nie jest to poziom innego DLC, Awe (referencje do Alana Wake'a, Bright Falls) lecz mnie pochłonęło. Zabawą w kamerzystę zapada w pamięć. Pełna rekomendacja. 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Lubię Control, ale z jakiegoś powodu tak mnie ta gra cholernie zmęczyła, że jak chwilę po jej ukończeniu zabrałem się za dodatki, to bardzo szybko odpuściłem. Może to przez to nikłe zróżnicowanie lokacji, może przez to, że rzadko kiedy dlc do gier podobają mi się równie mocno co podstawka i nigdy ich nie kończę, bo już jestem wystarczająco nasycony podstawową grą. A może po prostu Control to kolejna gra, w którą naprawdę dobrze się gra, ale z racji tego, że w sumie bez znaczenia, czy robisz misję poboczną, czy główną, to w sumie robisz i tak to samo - wszystko zlewa się w jedno.

 

Nie wiem jak to konkretnie wytłumaczyć - może po prostu większość dzisiejszych gier jest rozciągnięta i zamiast dziesięciu godzin dostajemy kolejnych pięć, ale takich sobie i mocno powtarzalnych. Spider-Man czy Sunset Overdrive pasują tutaj bardzo dobrze, bo też grałem w nie jak głupi (no ok, Control nie podobał mi aż tak bardzo jak te dwie), ale po ukończeniu jestem nimi dziwnie zmęczony. Trochę taka, ja wiem, papka.  

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Ja miałem zupełnie odwrotnie, ojebałem podstawkę i odrazu dlcki. Byłem smutny że to już koniec. 

Ale jestem w stanie zrozumieć że ktoś się zmeczył, w sumie wiele tu podobnych do siebie lokacji. 

 

Co do wcześniejszej rozmowy o Heavy Rain, to pamiętam że jak pokazałem demko ojcu to złożył się ze mną na pełną grę :) zajebiscie wspominam, w 2010 rynek nie był tak zasrany tego typu grami i to było coś nowego.

Beyond to taka trochę breja, do której wrzucono wszystkie możliwe motywy. Detroit bardzo przyjemne też. 

Najlepsze dla mnie Until Dawn. Czekam na obniżkę cen The Quarry. Ja tam lubię takie gierki czasem zagrać, odprężające są 

Odnośnik do komentarza

Control jest trudne w odbiorze, ale technologicznie wyznaczyło standardy jak niegdyś pierwszy FEAR. Show kradnie gra świateł, efekty cząsteczkowe, sypiące się otoczenie. Monolith zrobili coś podobnego już w 2005 roku. Ta sama jednolitość lokacji, wrogowie, kwestie paranormalne. Control atmosferą miesza horror, film akcji, thriller psychologiczny, retrowave, wszystkiego po trochu. Kulminacja dzieje się gdy dostajemy walkmana. 

 

Heavy Rain na pewno spopularyzowało gatunek fimowych gierek, za to należy się mu miejsce w historii gamingu. Jakościowo jeszcze się broni w poprawionej wersji, fabularnie robi klimat z tym wiecznym deszczem. Tylko tyle i aż tyle. Ale nigdy bym tutaj nie wrócił. Kontrukcja scenariusza pozostaje zawsze ta sama i nie da się zmienić głównej historii, a szkoda. Dzisiaj, być może Quantic Dream zrobiliby to inaczej. Cage to wie. 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Syphon Filter - największy wrogiem było sterowanie, wcześniej grałem w Uncharted i chciałem prawym analogiem sterować kamera :kekw:

Dopiero gdzieś podczas drugiej misji się przyzwyczaiłem i headshoty zaczeły siadać. Kiedyś te gry faktycznie były trudniejsze, kilka razy się zaciąłem, albo wracałem z końca poziomu, bo jednego gostka gdzieś pominąłem. Czasem słabo rozstawione checkpointy też nie ułatwialy sprawy [ jest przewijanie które bardzo ułatwia grę, ale odkryłem te opcje dość pózno :sapek:].

Sama gra nadal dobra, misje zroznicowane - infiltracja, ochrona, rozbrajanie bomb itd. Tak samo lokacje różnorodne. Graficznie chyba trochę lepiej niż na szaraku, sprawdzałem raz poradnik jak się zaciąłem na amen, to jednak ząbki bardziej tam waliły po oczach.

Czas na Toy Story 2.

 

sf.thumb.jpg.cc7a58d05cf7dfae7e34903df44a85cb.jpg

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza

Skończyłem w nocy Fallout New vegas aka jedna z gier życia. Serio, gdyby nie to że obsidian miał nad głową tego yebanego karakana z bethesdy to ta gra mogła być najlepszym rpgiem na planecie a tak mamy fantastycznego rpga ale z daunem bo na bethesdowym silniku :shieeet:

Tym razem wybrałem wolne vegas bo wcześniej zawsze ciągnęło mnie w strone rnk ale jako dorosły człowiek już mi się tak nie podoba taka kontrola rządu i wole samowolke :nosacz3:

To tworzenie sojuszy, jakieś polityczne gierki, załatwianie wszystko przez retoryke i inne brudne zagrywki a nie sprzedawaniem kulki gdzie popadnie to jest c0rwa to :banderas:

Jak pomyśle o ratowaniu starego z f3 albo dzieciaka z f4 to xDDDDDDD Yebać was wy bethesdowe śmiecie, grajcie w new vegas aż się nauczycie robić gry wy c0rwy yebane:sonkassie:

Dobra pomyje na Todda i spółke wylane to teraz powiem dla forumowicza o dodatkach bo pierwszy raz w nie grałem

 

Dead money- Zostajemy porwani, mamy obroże która rozwali nam łeb jak nie zgodzimy się obrabować kasyna. Mega klimacik a pomysł heistu w postapo? Oj tak byczku. Tylko ta miejscówka przed kasynem z trującą chmurą mi się nie podobała, mega nudna, wszystko wyglądało identycznie ale bardzo fajne dlc.

 

Honest hearts- Trzeba pomóc w bitkach plemion w kanionach. Najładniesze wizualnie i wprowadzające deszcz :0 dlc ale historia krótka i niezbyt ciekawa. Na plus  aż mi się f2 przypomniał przez te plemiona.

 

Old worlds blue- poyebane mózgi w słoikach kradną nam mózg, serce i kręgosłup a później karzą walczyć z robo skorpionami :banderas:fajne zadania, duża miejscówka do zwiedzania, sporo fajnego sprzętu i fantastyczne rozmowy z mózgami, chyba najbardziej mi się podobało

 

Lonesome road- dowiadujemy się nieco więcej o przeszłości kuriera w mega liniowym dodatku, może być. Fajne miejscówki można odblokować po odpowiednim wyborze na końcu gry.

 

No zayebiście się grało ale granie na lapku to była katorga. Najpierw walka z tym żeby znaleźć powód czemu to gówno crashuje co 5 minut a potem wkurw że 12 letnia gra nie trzyma klatek na sprzęcie który odpala doom eternal w 120fpsach xD Ludzie z własnej woli wybierają kąkutry nad konsole? Chore jednostki :)

 

 

 

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...