Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Final Fantasy VII Remake Intergrade (PS5)

 

1462214426_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220731115957.thumb.jpg.e4a0a0a0cb0b4ba3c1af4a09b2139c2a.jpg

 

Bardzo fajna gra.

 

Bardzo fajny film.

 

Bardzo fajny walking simulator.

 

Bardzo fajny cinematic experience.

 

FFVII Remake jest bardzo fajny...

 

Tak na poważnie, to choć jestem pod ogromnym wrażeniem FFVII Remake, to muszę przyznać, że odczucia miałem dość mieszane na przestrzeni całej przygody z tytułem.

 

Cieszę się, że nie uległem pokusie sprzed paru lat i nie kupiłem tej gry na PS4. Co jak co, ale te 60fps jednak mają znaczenie, już nawet pomijając samą grafikę. Naprawdę można odnieść wrażenie, że ogląda się film CGI, jak niegdyś Advent Children. Piękne i szczegółowe animacje. Na plus również ogólna reżyseria, która z jednej strony jest dość dynamiczna, a z drugiej na tyle stonowana, że pozwala łatwo śledzić wszelką akcję, nie ważne jak zakręconą. Chwilami można wręcz odnieść wrażenie, że to miał, albo mógł być film, biorąc pod uwagę ilość faktycznej rozgrywki... Ale o tym później.

 

Ogólnie rzecz biorąc FFVII Remake to ewidentnie tytuł dla starych fanów siódemki. Oczywiście samodzielnie to też jest świetna gra, ale nie ma co ukrywać, że głównym odbiorcą jest tutaj osoba, która zna klasyk 1997. Tym bardziej, że to Remake tylko z nazwy. Żaden to chyba już spoiler na tym etapie, że twórcy robią z tego jakiś soft-reboot, albo inną alternatywną linię czasową. Jak zwał, tak zwał. Ot czary-mary i mamy nowe-stare wydarzenia, nie wszystko potoczyło się tak jak poprzednio, nic już nie jest pewne, zaś kolejne odsłony z pewnością zdążą namieszać dużo bardziej.

 

1752745095_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220807204040.thumb.jpg.8684b9dedc9603e5acd68b498f0886b9.jpg

 

A i nawet bez tego wszystkiego Remake jest bardziej... hmm... "realistyczny". Setting jest bardziej osadzony w klimatach science-fiction, a wszelkie cudaczne pokraki, które gracze znają z oryginału (włączając domek bojowy) są przedstawione tutaj w taki sposób, że jak najbardziej pasują do kreacji całego świata. Zresztą, sama eksploracja w grze pozwala na zwiedzenie wielu zakamarków Midgar, który został przedstawiony jak prawdziwe, żyjące, funkcjonujące miasto przyszłości, z różnymi klasami społecznymi i wszelkimi problemami społeczno-polityczno-gospodarczymi. Nie było takiej potrzeby, a mimo tego lokacje są dość rozległe, NPC czymś się zajmują, rozmawiają, i nawet jeśli są to tylko zaprogramowane kukły, to w kontekście pojedynczego przejścia i traktowania gry jako 'przeżycia' była to naprawdę dobra prezentacja świata.

 

Chciałbym opisać gameplay, ale tu mam problem. Bo gra to naprawdę w 1/3 film, 1/3 walking simulator, 1/3 Action RPG. Film mówi sam za siebie. O ARPG później. Natomiast walking simulator to nic innego, jak podążanie po linii prostej celem pchnięcia fabuły. Często nic się w tym czasie nie dzieje, poza powolnym przemierzaniem lokacji i wysłuchiwaniu kolejnych zaprogramowanych dialogów. Równie dobrze mogłaby to być cut-scenka, lub zautomatyzowany proces, ale niestety, trzeba "wychylać gałkę do przodu", żeby zrobić jakikolwiek postęp. Jest tego w FFVII bardzo dużo i niestety nie jest to tylko i wyłącznie próba ukrycia loadingów. Gra uwielbia marnować nasz czas, także podczas totalnych pierdół, jak przeciskanie się przez wąskie alejki, lub ograniczanie tempa, w jakim nasza postać może się poruszać. Są to moim zdaniem najgorsze momenty gry, irytujące i zniechęcające, głównie przez ich ilość i brak możliwości pominięcia/przyspieszenia. Tyczy się to również wrzuconych na siłę "puzzli" oraz mini-gierek, w których często tutorial i niepotrzebne dialogi/cut-scenki zabierają więcej czasu, niż one same.

 

633620028_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220717173749.thumb.jpg.4f4e270ac0a0f9b7a77cb4dbd373af0e.jpg

 

Gra jest też stosunkowo liniowa. Można zapomnieć o otwartych przestrzeniach czy lokacjach. Wszystko to liniowe korytarze i łażenie z punktu A do wyznaczonego punktu B. Jedyna odskocznia, to niektóre "miasta", nieco bardziej otwarte i nastawione na side-questy. Ale i to często nie pasowało mi do reszty rozgrywki. Bo najpierw mamy mocno liniowe "cinematic-experience" gdzie brniemy do przodu i nie oglądamy się w ogóle za siebie, aby po chwili gra powiedziała "stop" i kazała nam robić zadania poboczne, żeby pchnąć później całość do przodu, zwykle do kolejnego korytarzyka.

 

Urok zabawy tkwi w systemie walki. Dynamiczny, efektowny, nastawiony na akcje, ale zarazem mocno inspirowany mechaniką klasycznego ATB z FFVII. Mamy tym samym dość unikatowy miks młócki z koniecznością planowania taktyki zarówno podczas walki, jak i przed nią. Na początku, gdy nie było do dyspozycji zbyt wielu materii, miałem dość mieszane uczucia, bo gra była bardzo prosta, a ja tylko klepałem atak. Dopiero później, wraz z pojawieniem się nowych materii, ruchów, zdolności, jak i dużo bardziej wymagających przeciwników, system pokazuje pazury. Są chwile frustracji, ale ogólnie jeśli wiemy, co robimy, lub czego możemy się spodziewać, to satysfakcja jest ogromna, szczególnie, gdy uda nam się odpalić sekwencję kilku mocniejszych i widowiskowych ataków, wykorzystując przy tym odpowiednio słabości przeciwników. Aczkolwiek nie ukrywam, że jest w tym wszystkim trochę losowości i chaosu momentami.

 

Subiektywnie, podoba mi się kierunek, w którym zmierza FFVII Remake, jak i to, co uczynił on z już nam znanymi bohaterami. Nie każdemu może się podobać ilość "wypełniaczy", przerw od głównej fabuły oraz nowych postaci, czy lokacji, ale przełożyło się to na zupełnie nowe spojrzenie nie tylko na świat, ale i znanych nam bohaterów. Nie ukrywajmy - te kilka poligonów w oryginale i krótkie dialogi tekstowe nie były szczególnie ekspresywne. Remake w pewnym sensie kreuje bohaterów na nowo, ale moim zdaniem czyni to naprawdę świetnie. Cloud nie jest kompletnym mrukiem i można jego charakter polubić. Barret nie jest przesadnie karykaturalny, a jego motywację można zrozumieć w kontekście świata gry. Tifa w przeciwieństwie do mojego wyobrażenia z oryginału jest bardziej stonowana i emocjonalna, ale w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Dodam, że bardzo mi się podoba jej kreacja także od strony wizualnej - tj. bez nachalnego nacisku na fanservice. Ot zgrabna, wysportowana i hojnie obdarzona dziewczyna, ale bez falującego dekoltu przy byle westchnieniu. Wypada ona po prostu stosunkowo 'normalnie'. Podobnie Aerith, która bałem się, że będzie taką słodką idiotką, ale tu również charakteryzacja nie poszła w żadną skrajność. W efekcie wszystkie postacie można polubić, zaś ich wzajemne relacje wypadają bardzo sympatycznie i naturalnie. Szczególnie podobało mi się, jak zaprzyjaźniły się ze sobą Tifa i Aerith, bez żenującej zazdrości w trójkąciku miłosnym, ani nic podobnego.

 

1343784703_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220703182408.thumb.jpg.a681a1a6cc5c24c76d67b269ba86faf1.jpg

 

16390714_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220702164724.thumb.jpg.b3397467b4531298b7c9054edf6e167d.jpg

 

Dodam, że grałem z japońskimi głosami. Wszyscy na forum już chyba znają mój stosunek do dubbingów, ale już nawet pomijając preferencje co do lektorów, w tym przypadku i bez znajomości japońskiego byłem w stanie wyłapać dość znaczące różnice w tłumaczeniu. I to takie, które myślę mocno wpływały zarówno na kontekst cut-scenek, jak i charakteryzację postaci. Oczywiście amerykański dubbing jest pełen przekleństw i wyzwisk. Tam, gdzie japoński Cloud odpowie Rufusowi "nie wiem", amerykański Cloud odpowie "up your ass". Ilości "Bitch" i temu podobnych w miejscach, gdzie w oryginale w ogóle takie słowa się nie pojawiały nawet nie zliczę. Japońska Aerith po pokonaniu bossa mówi spokojnie "Oyasumi" (Good night), a amerykańska bez emocji jakieś "That's enough". Przykładów mógłbym podawać więcej, ale tu się rozpisałem tylko w kontekście niedawnych uwag na tym forum, jeśli chodzi o wybór języka mówionego w grach. Przynajmniej połączenie Jap VO + Eng napisy pozwala niejako na "podwójną" perspektywę, moim zdaniem.

 

W ogóle te nadanie charakteru postaciom, starym i nowym, sprawiło, że większe emocje towarzyszyły mi przy Remake'u, niż przy wiadomo-jakiej-scenie oryginału...

Spoiler

Best waifu :(

569520557_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220724225406.thumb.jpg.a2248414aaea3104fc3fa2a48fbcf733.jpg

 

 

Nie lubię pisać na raz jednego tekstu na spontanie, bo na pewno o czymś zapomniałem, co miałem na uwadze w trakcie samej gry. Ogólnie jednak bardzo dobra gierka i z pewnością wrócę jeszcze do NG+ i może trybu Hard. Przede mną jeszcze epizod z Yuffie, ale to potraktuję osobno. Czekam na kolejną odsłonę, nawet jeśli będzie równie liniowa. Szkoda jedynie, że całość ma być trylogią i na finał przyjdzie nam długo poczekać...

 

 

1557527952_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220727222717.thumb.jpg.6f19297f47493f48688d8ef928bceb39.jpg

 

279014160_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220724141900.thumb.jpg.92fee04b68ec6179417824ff8f6324a7.jpg

 

441524882_FINALFANTASYVIIREMAKE_20220801185726.thumb.jpg.43f1b981bc69ce65a618e20d3617dae0.jpg

  • Plusik 5
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
24 minuty temu, Suavek napisał:

Final Fantasy VII Remake Intergrade (PS5)

 

Chciałbym opisać gameplay, ale tu mam problem. Bo gra to naprawdę w 1/3 film, 1/3 walking simulator, 1/3 Action RPG.

 

Staroszkolne jrpg AAA umarły niestety, musi byc widowiskowo i niezbyt trudno. Widać to tez w FF15 i nadchodzacym FF16.

Na szczescie square coś tam jeszcze inwestuje w mniejsze gry, które zaspokajaja głód fana staroszkolnych jrpg. No i jeszcze jest Nintendo z Xeno.

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Shen napisał:

Staroszkolne jrpg AAA umarły niestety, musi byc widowiskowo i niezbyt trudno. Widać to tez w FF15 i nadchodzacym FF16.

Na szczescie square coś tam jeszcze inwestuje w mniejsze gry, które zaspokajaja głód fana staroszkolnych jrpg. No i jeszcze jest Nintendo z Xeno.

Proszę nie mów hop. Dragon Quest XII jeszcze jest robiony, a jeszcze nie tak dawno wyszedł chociażby SMT V. W poprzednim roku mieliśmy Tales Of Arise. Nie umarły i na szczęście nie tylko Square rozdaje karty. Najważniejsze, że jest w co grać.

Odnośnik do komentarza

Man of Medan (PS4 Pro) - mały tytuł do którego raczej nie wrócę. Rozgrywka to praktycznie to samo co w Until Dawn (Detroit: BH jest bardziej rozbudowany) tylko że z powodu ograniczenia lokacji do ciasnych korytarzy gra się po prostu gorzej. Postać blokuję się na przeszkodach i niewidzialnych ścianach, kamera co chwilę zmienia perspektywę przez co kierunki na padzie się mieszają (myślę że lepiej by się grało z tank controlsami), miejscówki są malutkie i nie ma zbytnio miejsca do eksploracji. Gra wydaje się spłycona bo polega praktycznie tylko na: zrobieniu paru kroków do przodu >>> odpalenia QTE >>> wybrania dialogu >>> zrobieniu paru kroków do przodu... Niby to samo można napisać o Until Dawn ale tam było przynajmniej parę większych lokacji. No i z powodu krótszej przygody nie ma czasu na poznanie postaci czy historii przez co nie chce mi się przechodzić tej gry ponownie (i tak wszyscy mi przeżyli przy pierwszym podejściu).

 

    Technicznie jest nierówno. Grafika to wysoki poziom tylko że jest parę mankamentów, jakieś losowe przycinki, wolno doczytujące się tekstury itp. Za to do postaci, głosów i ich animacji podczas scenek i QTE nie można się przyczepić, jest dobrze ale nie jestem pewny czy lepiej niż w Until Dawn. Muzyka jakaś jest, nie zapamiętam jej dłużej.

 

   Co do samego klimatu, dla mnie jest słabo. Jump scare'y nie zrobiły żadnego wrażenia, maszkary tak samo. Za szybko są pokazane 'potworki', napięcie nie jest budowane więc nie ma zbytnio co nastraszyć. W skrócie można ograć jak ma się ochotę na mały horror klasy B ale Until Dawn robi wszystko co jest w tej grze lepiej 6+/10

Odnośnik do komentarza

W ostatnim czasie skończyłem dwie części Leisure Suit Larry - Wet Dreams Don't Dry i Wet Dreams Dry Twice.

Całkiem przyjemne przygodówki, ale brakuje do legendarnej 7-mej części. Natomiast dobrze, że nie ugrzecznili przygód Larrego za bardzo pod kątem dialogów, jest bezpośrednio, seksistowsko, bezwstydnie i nieprzyzwoicie. Kwestie erotyki to inna sprawa, gołych bab jako tako się tu nie zobaczy.

Produkcja wyśmiewa współczesne czasy, czy to związane z serwisami randkowymi lub parodiując produkty Apple i samego Jobsa. Bardzo fajnie wypadło polskie tłumaczenie, ale tylko w Don't Dry, tutaj chyba mieli swobodę tłumaczeniową. Przykład? Jan III Jebacki, Jebdronkę, Instachłam, Farsbuka, Szpara Croft. W drugiej już nazwy angielskie nie zostały przetłumaczone, skupili się tylko na dialogach a szkoda.

Porównując obie, bardziej pasowała mi część Don't Dry, natomiast przy obu bawiłem się bardzo dobrze.

Odnośnik do komentarza

Cyberpunk 2077

 

CtlQhSZ.jpeg

ib6wDGO.jpeg

wHCKheK.jpeg

 

Cyberpunka kończyłem na raty, bo zacząłem jeszcze w zeszłym roku, ale na Xbox One X gra działała mocno średnio, w tym roku po wygładzającym wiele rzeczy patchu 1.5 kiedy już nabrałem rozpędu, wybuchła wojna na Ukrainie i na ponad miesiąc odechciało mi się grania w cokolwiek.

 

Nie przechodzę wielu gier rocznie, jeszcze mniej opisuje tutaj, a w pamięci na lata zostają na prawdę nieliczne. Technicznie to wciąż produkt z różnymi potknięciami, zarządzanie ekwipunkiem to w dalszym ciągu nie jest najmocniejsza strona Redów, a stan wersji konsolowej w okolicach premiery pozostawię bez komentarza.

 

Dwa dni po skończeniu gry (65h na liczniku) wciąż czuję się nieswojo, wciąż myśli zaprzątają mi wydarzenia z tych wielu godzin rozgrywki, jak ten palacz na odwyku wciąż mam ochotę zaciągnąć jeszcze chociaż jednego bucha tego narkotyzującego świata. On jest na prawdę uzależniający. Ale też brzydki, brutalny, piękny, zabawny, ciekawy, niebezpieczny. Może po prostu wiarygodny?

Gra świateł, muzyka, rozmowy, widoki, relacje, walka z wykorzystaniem hakowania, Johnny Silverhand  - na każdy z tych tematów można by napisać osobny pochlebny akapit.

 

To nie jest kolejna gra, dla mnie to było bardziej przeżycie. Czuć, że osoby odpowiedzialne za kreację Night City i jego bohaterów to nie są wyrobnicy, tylko artyści. Fantastycznie żyć w czasach, gdy gry mogą być nośnikiem sztuki. Mam nadzieję, że stworzenie tak wciągającego i przekonującego uniwersum nie pójdzie na marne i to dopiero pierwszy przystanek w tym świecie. Nie jest to pozycja idealna, ale jest to gra, którą każdy powinien przeżyć chociaż raz.

 

  • Plusik 3
  • Lubię! 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, maciucha napisał:

Dwa dni po skończeniu gry (65h na liczniku) wciąż czuję się nieswojo, wciąż myśli zaprzątają mi wydarzenia z tych wielu godzin rozgrywki, jak ten palacz na odwyku wciąż mam ochotę zaciągnąć jeszcze chociaż jednego bucha tego narkotyzującego świata. On jest na prawdę uzależniający.

Tak!

 

2 godziny temu, maciucha napisał:

Może po prostu wiarygodny?

Yes!

 

2 godziny temu, maciucha napisał:

o nie jest kolejna gra, dla mnie to było bardziej przeżycie. Czuć, że osoby odpowiedzialne za kreację Night City i jego bohaterów to nie są wyrobnicy, tylko artyści.

Of course!

 

2 godziny temu, maciucha napisał:

ale jest to gra, którą każdy powinien przeżyć chociaż raz.

aber Natürlich!
 

To jest piękna gra (tak grałem dopiero po next gen patchu) i aż ciarki żenady mnie przechodzą, że ktoś w ogóle przytaczał tę gierkę (sugestywność, mimikę i zachowanie postaci) w kontekście ostatniego pokazu Startfield (na którego nomen omen bardzo czekam).

 

Wiadomo, ftopa gigantyczna z premierą, totalne obniżenie (chwilowe?) pozycji deva , ale, ale

Wiesiek 3 i C2077 po paczach pokazuje, że Redzi to fucking top jeżeli chodzi o historię, postacie, sugestywność i kreacje growych światów. 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Ostatnio nie mam za bardzo weny na twórcze pytanie, szczególnie widząc na rozbudowane posty poprzedników, ale napiszę co ostatnio skończyłem a jest tego trochę.

 

As Dusk Falls

Śmiano się z tej gry i ja także się śmiałem, że to tytuł zrobiony w PowerPoincie i trochę tak to wygląda bo pokaz slajdów twórcy wzięli sobie zbyt dosłownie do serca. Gra jest swoistym mixem Visual Novels i gier nastawionych na wybory takich jak Heavy Rain (odpowiada za nią część ekipy Quantic Dream) i sekwencje QTE. Historia przedstawia losy rodzinki, która miała pecha i podczas swojej podróży natrafiła na zbirów uciekających po napadzie na dom. Losy obu grup krzyżują się w motelu przy Route 66 w Arizonie. Przez 8 godzin śledzimy fabułę, dokonujemy wyborów dialogowych i ścieżek, którymi ma toczyć się fabuła, a także wykonujemy proste QTE (bardzo proste, nie udało mi się popełnić żadnego błędu przez całą grę). 

Warto dodać, że historię możemy śledzić w kilka osób za pomocą padów lub dedykowanej aplikacji na smartfony. Grę przechodziłem z małżonką i bawiliśmy się dobrze. Jeśli gracze wybierają dwie różne ścieżki wtedy mamy impas i możemy wykorzystać "superszanse" by przepchnąć nasz wybór - jest ich po 3 na roździał. Niestety w kluczowych dla fabuły momentach nie możemy tego zastosować i wszyscy gracze muszą zdecydować się na jeden wariant.

 

Gears of War: Judgement

Wziąłem sobie za cel ukończenie wszystkich odsłon serii słynnych Pudzianów Wojny i oprócz części czwartej, którą obecnie przechodzę, pozostał mi Judgement. Absolutnie nie wiedziałem czy ta gra będzie. Spodziewałem się kolejnej, takiej samej częsci, a o trzymałem weselszy i bardziej zrecznościowy tytuł. Gra składa się z wielu krótkich misji, które dodatkowo możemy urozmaicać wyborem trudniejszego wariantu - np. walki w utrudnionych warunkach widoczności, z mniejszą ilością broni, wiekszą ilością przeciwników itd. Za wybranie i ukończenie trudniejszego wariantu otrzymujemy więcej punktów - tzw. gwiazdek po ukończeniu każdego chaptera. Fabułę śledzimy z perspektywy kilku bohaterów zeznających swoją wersję wydarzęń. Bawiłem się bardzo dobrze i jest to jedna z ciekawszych części Gearsów. Polacy dostarczyli. Warto też wpsomnieć o oprawie graficznej, która stoi na zaskakująco wysokim poziomie, gry wychodzące w końcowym stadium życia X360 naprawdę dawały radę jeśli chodzi o oprawę.

 

Death's Door

Indyk, którym zachwycała się prasa. Zacząłem go grać w zeszłym roku i jak z początku spodobał mi się klimat i rozgrywka w stylu klasycznych Zeld tak szybko porzuciłem ją po kilku irytujących walkach i wziąłem się za inne gry. Szkoda by było jej nie skończyć bo autorzy wykonali naprawdę solidny kawał roboty i w zeszłym tygodniu się spiąłem i dokończyłem grę. Celem naszego bohatera - małego kruka jest przemierzanie świata, który zwiedzamy przechodząc przez tytułowe drzwi śmierci i zdobywanie dusz. Do zdobycia mamy 3 gigantyczne dusze, które zdobywamy pokonując głównych bossów. Do pomocy mamy broń krótkodystansową oraz 4 umiejętności specjalne, które zdobywamy i rozwijamy podczas gry - łuk, bomby, ogień i linkę pozwalającą nam dosięgać niedostępnych wcześniej miejsc.

 

  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Final Fantasy VII Remake Intergrade - Episode INTERmission (DLC)

 

Tak jak bazowy FFVII Remake ogólnie mi się podobał, tak ten dodatkowy epizod był szczerze beznadziejny i stanowi kwintesencję wszystkiego, co w Remake'u było kiepskie, irytujące, bądź nieprzemyślane.

 

Pierwsze wrażenie jest niezłe. Yuffie gra się całkiem fajnie i o dziwo postać wcale mnie nie denerwowała. Podobnie jak w przypadku ekipy z podstawki, jej postać jest sympatycznie i charyzmatycznie przedstawiona, biorąc pod uwagę, że to tak naprawdę narwany dzieciak. Myślę, że ma ona potencjał coś wnieść do drużyny w kontynuacji.

 

Ale po niecałych 30min i raptem kilku walkach trafiamy do dużej lokacji miejskiej, gdzie znowu gra oczekuje, że będziemy robić nudne side-questy niepolegające na walce. Nie wszystkie są obowiązkowe, co prawda, ale oczywiście ja czułem potrzebę zrobienia wszystkiego i przez to prawie 2h biegałem rozgrywając tę średnią minigierkę Fort Condor i szukając jakichś ulotek...

 

A nawet jak już się pchnęło fabułę do przodu, to gameplay wcale nie porywał. Tu więcej jest jakiejś dziwnej platformówki z banalnymi, aczkolwiek naciąganymi łamigłówkami, niż właściwego aRPG... Bieganie i skakanie po jakichś rusztowaniach itp. Oczywiście lokacje są długie, puste, pełne zbędnych przerywników, żeby gracz nie przeszedł dodatku zbyt szybko... Sekwencji z niszczeniem skrzynek podczas jazdy taśmociągiem za cholerę nie rozumiem. Strata czasu.

 

Najgorsze, że tak naprawdę w tej całej grze praktycznie nie dzieje się nic sensownego. Wszystkie przesadnie wydłużone wydarzenia są totalnie niekonsekwentne. Fabuły ten epizod praktycznie nie ma, podobnie jak znaczenia dla głównego wątku siódemki. Ot przygoda Yuffie i jej kompana w Midgar z jakimiś nic nie znaczącymi postaciami pobocznymi, uzupełnione naciąganymi "feelsami" i występami znanych postaci z oryginału, a nawet i Dirge of Cerberus.

 

Ogólnie DLC wygląda jak zlepek przypadkowych pomysłów i rozwiązań wdrażanych przez różne osoby. Tyczy się to również muzyki, która jest różnorodna, ale niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pojedyncze utworki są fajne, ale kompletnie niepasujący do lokacji oraz cut-scenek Jazz szczerze wywołał u mnie ból głowy. Okrutnie irytował. W innej walce nagle zaczyna przygrywać utworek rockowy z wokalem, żeby chwilę później leciała elektronika. No dziwnie to wypadło ogólnie, niespójnie.

 

Ogromne rozczarowanie. Ja to miałem na płycie, ale gdybym miał za sam dodatek zapłacić te kilkadziesiąt złotych, to bym był zły, bo niestety nie mogę powiedzieć, żebym się dobrze bawił. Raczej taki dodatek do przejścia i zapomnienia. Nawet nie myślę tego przechodzić na Hard w chwili obecnej.

  • Dzięki 1
  • WTF 1
Odnośnik do komentarza

Skończyłem moda do fallouta new vegas o nazwie new california.

 :obama: nie wiedziałem że mody mogą tak wyglądać, coś wspaniałego. voice acting, nowa mapka, mnóstwo zawartości, krypta która wygląda jak miejsce w którym serio można żyć a nie te bethesdowe potworki. No jestem pod mega wrażeniem, pod tak dużym że wpłaciłem twórcom 50 dyszek bo chociaż mod jest darmowy to czułem że im się zwyczajnie należy.

 

Było trochę błędów najczęściej z dźwiękiem i psującymi się skryptami ale nic do czego nie przyzwyczaiły na śmieci z bethesdy. 

Widać że robili to ludzie którzy kochają fallouta

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dishonored

 

Włączyłem ostatnio po długiej przerwie PS3 i tak przeglądając zainstalowane gry trafiłem na Dishonored. Nie wiedząc czemu pomyślałem sobie, że zagram, a już po kilkunastu minutach stwierdziłem, że przejdę sobie po raz drugi, ale tym razem na PC. 

 

To, co mnie najbardziej zaskoczyło, to to jak łatwa to gra. Nie mówię, że zapamiętałem ją jakoś coś bardzo trudnego, ale tym razem odpaliłem ją na hardzie i bez większego problemu przeszedłem ją nie zabijając nikogo. No ok, nie nikogo, bo rzekomo zabiłem jedną osobę w pierwszej misji, ale nie wiem jak to się stało. Pewnie zjadły go szczury albo wpadł do wody, chuj wie. 

 

Klimacik jest tutaj pierwsza klasa - zawsze podobało mi się to miasto jak z drugiego Half-Life'a i te wybrzmiewające z głośników komunikaty do mieszkańców Dunwall. Gra daje ci też wiele możliwości przejścia misji, ale kurczę, umiejętności, które posiada Corvo, są po prostu zbyt potężne. Na dodatek fakt, że blink i widzenie przez ściany zabierają tak mało many, która na dodatek regeneruje się (!!!!!), gdy odczekasz chwilę przed użyciem umiejętności ponownie, jest absolutnie absurdalnym pomysłem. Efekt jest taki, że ten wallhack w ogóle nic nie kosztuje, a przecież wystarczyło sprawić, że mana stopniowo ulatuje, gdy korzystasz z tej umiejętności. Jasne, dużo energii zabiera choćby kompletne zatrzymanie czasu lub wejście w skórę szczura, ale ja praktycznie w ogóle z tego nie korzystałem, więc przez całą grę chodziłem z maksymalnym zapasem magicznych fiolek. Na dodatek fakt, że tak naprawdę nie potrzebujesz innych umiejętności oprócz tych dwóch pierwszych, gdy grasz stealth, sprawia, że traci sens uganianie się za runami, bo po co ci inne umiejętności. 

 

Przeciwnicy niestety też nie należą do najmądrzejszych, więc jak jesteś cierpliwym graczem, to możesz na spokojnie ich wszystkich wydusić i wjebać na jedną kupkę, bo nie zauważają braku partnera nawet pomimo faktu, że dopiero co z nim rozmawiali. Budzić się po jakimś czasie oczywiście nie budzą, więc jest jak jest, nie. Nie da się również ukryć, że tak naprawdę w połowie gry widzieliśmy już wszystko, a twórcy nie wprowadzają żadnego nowego elementu, który miałby utrudnić życie graczowi. Kolejny problem to fakt, że tutaj nie ma na co wydawać pieniędzy. No ok, wiadomo, że trochę sobie ograniczyłem możliwości, bo jakbym grał trochę bardziej różnorodnie, to pewnie sporo bym wydawał na odnowę amunicji do wszystkich broni, ale ukończyłem grę z taką ilością hajsu, że spokojnie mógłbym wszystko kupić, a i tak zostałaby mi połowa, jak nie więcej. Są w Dishonored możliwości pozbycia się głównych celów w niekonwencjonalny sposób, co jest ciekawym pomysłem, ale wszystko w tej grze jest tak podane na tacy, że i to okazuje się rozczarowaniem. Z kolejnych rzeczy, które średnio podeszły mi do gustu, to oczywiście bardzo słaba końcówka, o której przez te wszystkie lata zdążyłem zapomnieć - wygląda jakby zabrakło im czasu. 

 

Zdaję sobie sprawę, że to gra z PS3 i sprzed 10 lat (masakra), ale tu nawet moment, kiedy dostajemy umiejętności, jest jakiś taki bez wyrazu. No, masz magię, weź sobie zbieraj te runy i kupuj kolejne w menu. Tyle potencjału tu było, tyle rzeczy można tu było zrobić lepiej, ale pomimo tych wszystkich narzekań i tak grałem w to przez ostatnie kilka dni jak głupi. Mogło być oczywiście dużo lepiej, ale i tak bawiłem się bardzo przyzwoicie (lepiej niż za pierwszym razem), a o to przecież chodzi. 

 

Dodatki sobie teraz jeszcze obczaję, bo słyszałem, że dobre, a i może odpalę starego Thiefa sprzed 20 lat, ale tam pewnie znowu będzie zbyt trudno, hehe. 

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Skończyłem Mass Effect 1 z pakietu Legendary Edition. No i mogłem tego nie robić i nie psuć sobie wspomnień. Ależ ta gra się przepaskudnie zestarzała. Animacje są koszmarne, twarze wprost wyciągnięte z najgłębszych odchłań doliny niesamowitości, a gameplay... Eh, no szkoda słów. Koncepcja universium nadal wspaniała, ale już samo jego zwiedzanie nudne jak diabli. Nadal w moim serduchu Mass Effect to jedna z najlepszych serii rpg wszechczasów, ale nie gram w to nigdy więcej. Zaraz po skończeniu jedynki odpaliłem dwójkę, bo pamiętałem, że była o wiele lepsza pod względem technicznym. Zobaczyłem ryje Jacoba i Mirandy i wyłączyłem. No sorry, nie dam rady w to grać. Technika tworzenia postaci, ich animacje, twarze - to wszystko poszło tak do przodu, że realistyczne wtedy postacie wyglądają no groteskowo. To już te z ery psxa lepiej się postarzały, bo wiadomo, że były umowne. Wielka szkoda dla mnie, że w ogóle to ruszałem

  • Plusik 1
  • WTF 1
  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza
W dniu 7.08.2022 o 12:42, MEVEK napisał:

Ori and the Blind Forest - no perelka. Gdym tylko wiedzial to zaglebil bym sie w ten swiat o wiele wczesniej. Znajomi graja tylko w shootery na xboxie.

 

Sama gra to cudenko. Piekny rozbudowany swiat. Wielka mapa do eksploracji. Swietne przemyslany system umiejetnosci. Epickie momenty zrecznosciowe juz na zawsze zapisane sa w mojej pamieci. Trudne ale nie za dlugie takze balans zostal zachowany.  System zapisywania tez nalezy wspomniec bo bylo by ciezko bez niego na tym hardzie. Pierwsze przejcie zajelo mi 19 godz. z hakiem (pewnie rekord na forum) :lapka:  Glownie z tego powodu iz eksplorowalem zakatki gdzie nie powinienem zagladac bez odpowiednich umiejetnosci. Ale tak juz mam. Jak gierca mi sie podoba to zagladam w kazdy zakatek mapy, a przynajmniej probuje. Takze imo gra roku bez najmniejszego ale. Wszystko jest dopiete tutaj na ostatni guzik. Piekna zamknieta historia ktora chwyta za serce. Ot tego bylo mi trzeba.

 

Teraz chcialbym dokonczyc reszte mapy ale cos czuje ze dwuja zaraz wleci na drugi tydzien - oh boy :ohboy:

Wlasnie leca napisy w czesci 2: "Ori and the will of the wisps".  

Musze przyznac ze lepiej wypada ta czesc wzgledem poprzedniczki. Historia wciaz piekna i zapadajaca w pamiec. Niestety tak piekna graficznie iz system operacyjny NS nie byl w stanie jej uciagnac na wlasnej baterii. Wymagane bylo stale podlaczenie pod ladowarke aby utrzymac stabilny framerate pod koniec gry. Poza tym zadnych bledow technicznych. 

 

System walki zostal nieco usprawniony. Dodano bron biala a takze ulepszono miotana(shuriken - przez cala gre sprawdzal sie wysmienicie, luk. Dorzucono upgradey. Czuc powiew swiezosci. Zwlaszcza w sekcji gamepleyu gdzie zaimplementowane zostaly walki z bossami - wrecz epickie dodam, zadania poboczne, ukryte swiatynie czy wyscigi na czas. Takze znalazlo sie kilka swiezych pomyslow, ktore spokojnie zdaja sie odciagac gracza od glownej osi fabularnej. Dwujeczka sprawnie nam tutaj wiele rekompensuje. Nie bede sie rozpisywal: z punktu widzenia mechaniki gry to wciaz stare swietne Ori, gdzie glowna role odgrywa czeste powracanie do wczesniejszych miejscowek w celu pozyskania nowych umiejetnosci, badz surowcow, a te zas pomoga w dalszej eksploracji. Ori 1 i 2 to wspaniale przygody, bez zwgledu na czesc. Kazda z osobna zasluguje na podziw mimo iz to tylko w zasadzie gameplay 2D (sam nie wiem) - za to wykonane z pasja i dbalosc o szczegoly. Uwielbiam ten swiat :wub:

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Mafia 1: Definitive Edition (remake Mafii 1) - z remake'ami jest czasami ten problem, że jak gra się zbyt zestarzeje, to wierny remake jej nie odmłodzi. Mafia 1 należy do tego gatunku gier trochę, ale tylko trochę. W sensie grając w nią, będziesz czuł "że takich gier się nie robi już". W swoim czasie tarmosiła siura samemu GTA, pokazując że można zrobić mniej slapstickowy tytuł z jeżdżeniem po mieście. Chociaż nie było i nie będzie sprawiedliwe porówywanie tych serii. W zasadzie to Mafii bliżej do L.A. Noire niż do GTA, choć oczywiście L.A. ostatecznie wyszło później.

 

Remake Mafia bardzo mocno trzyma się oryginału i nie próbuje go znacząco ulepszać. Choć przecież mógł - np. dodać lepsze znajdźki niż tylko okładki komiksów, dorzucić sklepy z ubiorem czy drobną aktywnością, albo choćby dodać jakieś materiały dodatkowe z produkcji gry. Mamy tu taki grubo ciosany city open world, nawet nie sandbox, bo miasto służy tylko do poruszania się po nim między misjami i w ich trakcie (głównie pościgi). Gameplay również jest bardzo konserwatywny - misje to głównie strzelaniny z użyciem osłon, misje skradankowe, czy misje samochodowe (pościg/wyścig/strzelanie z auta). I tyle. Nie ma tu misji pobocznych, nie ma dodatkowych aktywności, nie ma praktycznie też się gdzie zgubić - bo gra prowadzi gracza za rączkę i nawet jak przez moment się zastanawia co zrobić, to szybko gra go doprowadzi do celu. Czy jednak to coś złego? Niekoniecznie, bo mimo prostych schematów gra się przyjemnie. O ile nie wyskoczą jakieś babole techniczne, co niestety może się zdarzyć - raz mi się zglitch'owało dźwięk (musiałem zrestartować grę), innym razem zastrzeliłem cel misji, a gra dała game over bo "cel uciekł" (chyba na tamten świat :) ).

 

To co ma być najsilniejszą rzeczą, to fabuła. Historia jest dojrzała, brutalna i zróżnicowana - dzieje się na przełomie różnych lat, dzięki czemu zmienia się nieco atmosfera i otoczenie, widać np. jak rozwija się miasto, zwiększa liczba samochodów, ludzie nieco inaczej się ubierają, w radiu są historyczne różne komunikaty z owych lat oddających tło historyczne - od prohibicji, po wielką depresję, aż po atmosferę przedwojenną. Z drugiej strony, gra pochodzi z czasów, gdy story potrafiło jakby rozjechać się z gameplay'em. Choćby klasyk, że w cutscence bohater ma dylemat czy zabić, czy nie - ale jakieś 5 minut temu wystrzelał dziedziniec pełen oprychów. Zresztą historia pragnie być dramatyczna czasami na siłę i wychodzą głupotki. Mimo wszystko fajnie było ją śledzić i chciało się zobaczyć co dalej.

 

Podsumowując - Mafia 1 to w swym czasie na pewno gra lepsza niż dziś, ale nawet dziś jest dobra. Nie wybitna, ale dość porządna. Na pewno było tu pole do tego aby trochę ją jednak udzisiejszowić. Tak jak np. RNG Studio zrobiło przy okazji Yakuza Kiwami 2. W każdym bądź razie dla boomerów to i tak pozycja obowiązkowa, dla reszty - jak chce pograć w grę o mafii w city open worldzie i klimacie lat 30, to też powinna im się ta gra spodobać ;)

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Aconcagua PSX
084863c1-aconcagua.png

Skończona na PSP z english patchem. (save przed finałem 4h52min + pewnie z 30min na rozkminienie ostatniej potyczki bez czytania opisów).

W 2000 roku gierka musiała robić wrażenie. Bardzo dobra oprawa (sporo wysokiej jakości sekwencji FMV), masa różnych postaci (5 pod kontrolą gracza). Klimatyczny soundtrack i voice acting w wielu językach (zabawne, że prawie każda hiszpańskojęzyczna postać mówi z innym akcentem, mimo że chyba wszystkie są z jednego kraju ale kto na to zwracał uwagę ~20 lat temu), całkiem ciekawa historyjka ze zwrotami akcji i fabuła typową dla kina klasy 'b' (imho to wychodzi grze na plus).
Przez te filmowość i brak nastawienia na akcję to czułem się jakbym grał w protoplastę Fahrenheit albo Heavy Rain (bez QTE, za to z limitem czasu w kilku momentach). Jak przymrużymy oczy to nawet można by pomyśleć , że wybory mają znaczenie na rozwój akcji.

Mechanika to standardowe 'point and click' (mamy nawet widoczny kursor) i pewnie to był jeden z powodów, ze gra nigdy oficjalnie nie wyszła na zachodzie, bo kto by grał w pecetowy gatunek na konsoli i to jeszcze w okolicy premiery ps2 :) Przez całą grę musimy korzystać ze wszystkich postaci w celu osiągniecia zamierzonych rezultatów (np. młota użyje tylko mięśniak, hiszpańska pani polityk porozmawia z lokalami etc.). Większość takich akcji, czy też kombinacji przedmiotów jest bardzo logiczna i raczej trudno się zaciąć (trzeba czasem kombinować, bo żeby pchnąć grę do przodu musimy np. porozmawiać z odpowiednią postacią, a dopiero później wykonać akcję/podnieść przedmiot, w innej kolejności nic się nie wydarzy).

Szkoda, że nie wyszła oficjalnie w angielskiej wersji, bo pewnie mogłaby namieszać w różnych 'top' rankingach generacji. Myślę, że każdemu kto wychował się na gierkach z PS1 gierka się spodoba, a dla późniejszych pokoleń to już bardziej ciekawostka, żeby ewentualnie sprawdzić 'co to takiego'.

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

Skończyłem sobie medievil 2.

Pierwszy raz grałem w dwójke 8 lat temu więc nostalgii przy ogrywaniu 0 w przeciwieństwie do pierwszej części ale wydaje mi się że teraz mi się przyjemniej grało.

Burtonowski klimat jedynki podkręcony na maxa dodać do tego wiktoriańską anglie i jest super, gierka ładniejsza i większa od poprzednika a przy tym jakieś milion razy bardziej irytująca.

 

Nie wiem czy to przez to że jedynke ograłem milion razy i przechodzę ją jak robot więc nie irytowała mnie tam kamera i te koślawe skoki tak tutaj to była katorga. Na ostatnim lvlu byłem bliski rozjebania pada, walka też równie słaba i do tego wrogowie szybciej zjadają nam żyćko więc nie ma łatwo i na dobrą sprawę gameplay ratuje tylko ten przygodowy element rozwiązywania napotkanych problemów.

Muzyka dalej świetna (chociaż znowu troche słabiej niż poprzednik :nosacz3:

Mój ulubiony track, łazimy po wielkim domu w którym musimy ubić wszystkie wampiry a że umierają tylko od światła to każde pomieszczenie jest mini zagadką.

 

Mega średnia wkurwiająca gra gorsza od jedynki w prawie każdym aspekcie ale mega klimatyczna więc polecam jak ktoś ma cierpliwość do takich staroci.

a, największy minus. Zamiast kozak mruczenia Dana z jedynki teraz gada normalnie ale brzmi jak jakiś Maciuś z klanu, mega wkurząca rzecz, zniszczyli postać tym jednym zabiegiem :/

Odnośnik do komentarza

The Legend of Zelda Link's Awakening NS - bardzo przyjemna pozycja, nastawiona przede wszystkim na gameplay a nie na fabułę. Choć ta i w pewnym momencie prezentuje całkiem niezły twist. Fajne dungeony, wymagające kombinowania i szukania ukrytych przejść w ścianach (w ostatnim spędziłem dobre 30 minut). Kolejnym jej plusem jest jej stosunkowo niewielki rozmiar w porównaniu do współczesnych molochów. Świat nie jest duży, przyjemnie się po nim biega a grafika na mapie świata jest przecudowna (dungeony wyglądają poprawnie). No i oczywiście motyw przewodni grany podczas eksploracji, miodzio.

Edytowane przez Snake_Plissken
Odnośnik do komentarza

The Legend of Zelda: Ocarina of Time

 

Kolejna z gier w którą zacząłem grać ponieważ była dostępna w usłudze NSO. Jest to czwarta Zelda w jaką grałem (po Twilight Princess i A Link to the Past które ukończyłem i BotW, które mam ciągle "rozkopane"). Tak na marginesie dodam, że obok niej gram jeszcze w Super Metroida, także ta usługa NSO dała mi sporo frajdy. W większości są to gry w które praktycznie nigdy nie grałem, więc większość rzeczy jest dla mnie nowością. Nigdy nie miałem ani SNES-a ani N64 ani Wii. Tak jak niektóre serie od Nintendo przypadły mi do gustu (Zelda, Metroid) tak np. od Mario czy Kirby się odbiłem. Zagrałem w tę grę głównie też z ciekawości jak dalej rozwijała się ta seria. Ponadto w wielu miejscach czytałem, że jest to jedna z najlepszych gier wszechczasów (albo i nawet najlepsza). Ja dałbym jej tak 7/10 (podobnie jak TP). Wiadomo, że gra ma już swoje lata więc grafika jest mocno leciwa. Sterowanie kamerą i namierzanie przeciwników jest co najmniej problematyczne i niekomfortowe. Najwięcej kłopotów sprawiła mi Water Temple. Nie wiedziałem gdzie iść, co robić ani w sumie gdzie się znajduję w tym labiryncie - więc pomogłem sobie poradnikiem. Takie kluczenie bez celu nie sprawiało mi żadnej przyjemności. Na szczęście następne levele były już w miarę logiczne i mniej zagmatwane. Moim zdaniem warto zagrać jak się ma NSO.

Odnośnik do komentarza

Uncharted 3: Drake's Deception

 

Dopiero teraz zagrałem w to po raz pierwszy i bawiłem się całkiem nieźle. Nadal podtrzymuje, że dwójka jest najlepsza, ale ta część też miała kilka fajnych, hollywoodzkich momentów (przede wszystkim sekwencje w samolocie), interesujące zagadki, zapierające dech w piersi widoki i co ważne - dużo więcej Sully'ego niż wcześniej, a to ogromny plus. Oczekiwałem jednak, że gra pójdzie bardziej w klimaty Mumii, jakieś klątwy, sekretne grobowce, ożywione monstra. Sama pustynia to zaledwie fragment gry, a szkoda. Główni źli niezbyt charyzmatyczni, ale to raczej tradycja w serii. Ostatnia walka również słaba - już po U1 powinni sobie je darować.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...