Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

6 godzin temu, Ludwes napisał:

 

Gralo się w to kiedyś, oj grało, ale najbardziej zapamiętałem te pojedynki. Bronią się one nawet teraz czy człowiek jednak zapamiętał lepiej, niż faktycznie było w rzeczywistości?

 

Irytujące, zwłaszcza, że w samej grze tutorial jest zdawkowy. Dopiero filmik z youtube' rozjaśnił mi jak się pojedynkować. W Gunslingerze przynajmniej są liczbowe wskaźniki.

Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, Plugawy napisał:

Mój siostrzeniec uwielbia re4 i grał ostro na kompie, ale jak mu pożyczyłem re2r na konsole to pograł trochę i powiedział, że się boi i nie będzie grać. Chłop 20pare lat xD

 

Też się bałem, grałem w napięciu, a jak słyszałem tylko kroki Pana. X to tętno osiągało apogeum, albo jak w jedynce remaku zaczął mnie gonić Crimson Head, ale takich momentów było dużo więcej, więc w sumie nie dziwi mnie, że dla niektórych to zbyt wiele. Ot tego gadania o RE chyba sobie przejdę po raz nasty remake jedynki :)

Edytowane przez zdrowywariat
Odnośnik do komentarza

Solar Ash

 

Po Hyper Light Drifter chciałem sięgnąć po następną grę tego studia. Solara można na krótko podsumować słowami: kompletne przeciwieństwo Driftera.

Bohaterka, którą przyjdzie nam grać jest całkiem rozgadana a jej osobowość można zaszufladkować do typowej heroiny a’la Aloy z Horizona. 

Drifter był bardzo enigmatyczny w temacie opowiadania historii. Nie padało tam ani jedno słowo a gracz wiele musiał sobie sam dopowiedzieć, zaś w Solar jesteśmy zalewani lore i tekstem. 

 

Gierka to action adventure a fundament gameplayu polega na zwiedzaniu ogromnych biomów, po których poruszamy się zwykłym chodem, bądź suniemy z zawrotną prędkością jak na łyżwach + mamy dopalacz. Lokacje są zdrowo pokręcone i przyjdzie nam często poruszać się po zaprzeczającym prawom fizyki ścianach, czy sufitach złożonych z resztek światów.

 

Naszym głównym celem w każdym biomie to udanie się do wyznaczonych miejsc i zniszczenie w wyznaczonym czasie czarnej mazi, która to aktywuje kolosa, z którym przyjdzie się nam zmierzyć. Sama gra nie jest praktycznie trudna i zastanawia mnie sens zbierania waluty w grze, za którą możemy ulepszyć pasek HP. Śmierć w grze (przynajmniej na normalnym poziomie trudności) nie przynosi nam żadnej kary poza respawnem przy checkpoincie, a sama walka z przeciwnikami polega na mashowaniu jednego przycisku.

 

Jeżeli mógłbym się przyczepić do jednej rzeczy to kamera, która ustawia się w taki sposób, że walcząc z bossami nie widzimy co znajduje się dalej po naszym skoku. Wyobraźcie sobie małą planetę jak w Mario Galaxy i udajecie się na drugą stronę, ale po drodze wpadacie na lawę, która zabija na miejscu. Tak w skrócie można podsumować bossfighty w tej grze. Widać inspiracje Shadow Of The Collossus (w sumie w eksploracji też) z tą różnicą, że zazwyczaj ślizgamy się po cielsku potworów z zawrotną prędkością, niszcząc po drodze wyznaczone punkty.

 

Lokacje są prześliczne, kolorowe, często oczojebne a muzyka równie świetna. Daje podobnie jak Drifterowi 3/6. To spoko gra, której warto dać szansę ale nie nastawiajcie się na zbyt głęboki gameplay ani fabułę, po której będzie co rozkminiać. Światy w tej grze są mimo wszystko puste bo jakiekolwiek znajdźki, sidequesty itd mają marginalną wartość. Teraz czekam na Hyper Light Breaker. Ciekawe co tam wymyślą, bo z opisu wynika, że dostaniemy kompletnie coś innego niż dotychczas.

 

 

Odnośnik do komentarza
15 minut temu, Wredny napisał:


Najwyraźniej nie grałeś w The Division (a zwłaszcza w dodatek Survival) :reggie:

 

Te dodatki do pierwszego Division warte są sprawdzenia? Pierwsza część bardziej podobała mi się od drugiej ale jeżeli chodzi o DLC, to zawsze wydawało mi się, że to kolejne ubi-zaychacze. Więc omijałem z daleka. Do drugiej części zakupiłem to największe rozszerzenie ale jeszcze go nie sprawdziłem, a w samej drugiej części znudziłem się przy końcówce.

 

@Quake96 Moja gra z młodości, jedna z gier życia. Za mną chodzi od jakiegoś czasu powrót do pierwszego Maxa, a mam wersję na PC z pełną profesjonalną polską wersją językową :drakeyeah: Nie wiem tylko czy przyjmie się na windowsie 10 albo chociaż na win 7. Wiem, że są wersję na Steam ale tam nie ma polskiej wersji językowej :drakenope: więc docelowe patche jeżeli jakieś są to pewnie nie będą współpracować. Z klimatów zimy w NY to jeszcze Fahrenheit nawiązywał do takich klimatów.

 

The Observer

 

Grę odpaliłem w oczekiwaniu na ściągnięcie CP77 i tak mnie zassało, że CP77 musiał poczekać aż przejdę całego Observera. Dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie jeżeli chodzi o jakość tej gry. Grałem w wersję z abonamentu w PS Plusie więc nie oceniam jej jako gry za którą dałem 200 zł+ w dniach premiery. Początkowo jest trochę dziwnie i nudno ale klimat z każdą chwilą staje się coraz gęstszy i lepszy. Wizja potężnej V RP lekko trąci myszką ale świat gry łączący nasze polskie realia z cyberpunkiem bardzo mi się spodobał. Grając czułem się jak u siebie. Podobają mi się swojskie albo środkowoeuropejskie klimaty w grach. Podobnie było z Medium, Metro Exodus albo Dying Light 2. Dla mnie jest to dodatkowy atut, a im więcej jest po polsku tym lepiej. Te wszystkie polskojęzyczne retro-futurystyczne reklamy na lokalnych bilbordach łączące w sobie klimat PRLu z cyberpunkiem stanowią dla mnie dodatkowy smaczek. Nie wiem jak wyglądają w wersji ANG jednak mam wrażenie, że nie są w stanie oddać tego klimatu. Grając i po zakończeniu gry zrozumiałem dlaczego ta ekipa ma robić remake SH2. I teraz już jestem o to bardziej spokojny niż wcześniej. Czas gry i jej wielkość nie mogą równać się z takim CP77 jednak dla mnie gra jest nawet na 9/10.

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
6 minut temu, Elitesse napisał:

Te dodatki do pierwszego Division warte są sprawdzenia? Pierwsza część bardziej podobała mi się od drugiej ale jeżeli chodzi o DLC, to zawsze wydawało mi się, że to kolejne ubi-zaychacze. Więc omijałem z daleka.

 
Tylko ten SURVIVAL, bo Underground to klimatyczne, ale nudne, monotonne tunele, które grinduje się głównie pod loot (słaby zresztą), a Last Stand to multi, które jest chooyowe.
Za to SURVIVAL :banderas:
Znając UBI, aż dziwne, że nie wydali tego jako osobnej gry - to dodatek całkowicie zmieniający rozgrywkę, w którym z łowcy stajemy się zwierzyną, na dodatek musimy mierzyć się z siarczystym mrozem (schronienie, źródła ciepła, znajdowanie cieplejszych ciuchów) i rozwijającym się w nas wirusem. To w sumie taki rogalik, a jak gramy online to nawet pseudo battle royale.
Dla mnie jedno z najfajniejszych rozszerzeń w historii rozszerzeń :fsg:

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Super Mario 64

 

Rok zacząłem z grubej, hehe, rury. Gra-legenda, rewolucja, punkt odniesienia dla platformówek (i nie tylko) na wiele lat do przodu. Mimo, że trafia na moją listę ukończonych dopiero po ponad ćwierćwieczu od premiery, to jednak swoje miejsce w moim gejmingowym serduszku ma od bardzo dawna.

"Mario" to w czasach mojego dzieciństwa niemal synonim GRY, czemu przysłużyła się oczywiście popularność Pegasusa i SMB. Z N64 miałem po polskiej premierze do czynienia głównie gdzieś na standach w nowo powstających HIPERMARKETACH (bardzo prawdopodobnie, że w Krakowie było to w Hicie i/lub Geant'cie). No i co tu dużo gadać, gra na takim gówniaku, który do tej pory kojarzył granie głównie z "chodzeniem w prawo", robiła oszałamiające wrażenie. Pierwszy level (Bob-Omb Battlefield) zawsze będzie jednym z moim najbardziej nostalgicznych wspomnień. Ta swoboda, te ruchy, ta wielkość dostępnego obszaru. Dość powiedzieć, że na zbliżającą się jakoś wtedy komunię miałem poważne postanowienie zakupu N64. Cóż, historia potoczyła się tak, że w moim domu zagościł PSX (jakieś 10 minut po odpaleniu Demo 1 odrzuciłem rozterki dotyczące wyboru konsoli, a po zagraniu w demo Tekkena 3 zapomniałem o istnieniu sprzętu Nintendo) i z punktu widzenia czasu była to bardzo szczęśliwa sytuacja. Lata sobie leciały, a Mario 64 tkwił gdzieś tam w głębokim backlogu. A to miałem kupić N64 już w "dorosłym życiu", a to odpalić emu, a to jakąś konwersję na nowszy sprzęt N. W końcu zmotywowały mnie niedawne wpisy forumowiczów chwalących się ukończeniem tego klasyka w tym właśnie temacie i pod koniec ubiegłego roku stanęło na tym, że w końcu odpaliłem Mariana na emu na PC. Cóż, nienajlepsza forma, tym bardziej, że cenię sobie granie w formacie jak najbliższym oryginałowi, no ale trudno, miałem już dość odkładania. No to, kończąc już ten przydługi wstęp, jak było?

 

Zaskakująco dobrze, ale też momentami zaskakująco upierdliwie. Wiadomo, że gierka ma swoje lata, ale ta kamera i sterowanie naprawdę dają w dupę. O ile o sterowanie to jeszcze kwestia w miarę dyskusyjna (specyficzne ślizganie się, rozpędzanie Mariana, no mi to nie siadło, ale jakaś responsywność w tym wszystkim jest), tak kamera to po prostu tragedia: skutecznie przeszkadza w najtrudniejszych momentach, blokuje się bez większego powodu, zmienia sama położenie etc. Wiem, że pierwsze koty za płoty i jak sam wspomniałem, to była nowość, ale nie da się tego pominąć przy opisywaniu wrażeń, a chyba już po premierze były zarzuty w tym temacie.

 

Robotę robi oczywiście level design. Poziomy są dosyć małe (tu też byłem zaskoczony, miałem wyobrażenie, że dostanę bardziej coś w stylu późniejszych platformówek typu Spyro), za to pełne smaczków, niespodzianek i poukrywanych motywików. Zabawa opiera się na powtarzaniu ich po kilka razy (bo nie jest ich w sumie tak dużo), co jest wymuszone niestety chujowym patentem, mianowicie wyrzucaniem do zamku-huba po znalezieniu każdej gwiazdki (oprócz tych za monety). Upierdliwe z oczywistych względów. Co ciekawe, tą samą drogą poszedł Gex (tam mieliśmy piloty) i było to równie wkurzające i zniechęcające do maxowania poziomów. Tu akurat motywacja jest duża, bo odpowiednia liczba gwiazdek zapewnia progres "fabularny" (całe szczęście jest to liczba dosyć wyważona i w zasięgu ręki). Na ten moment zakończyłem przygodę na obowiązkowych 70 i może skuszę się na więcej, ale to już zabawa typowo "z opisem na kolanach" i potencjalnie nieco żmudna (choćby 100 monet w każdym świecie). Niestety levele "jakościowo" są nierówne i do niektórych w ogóle nie chce się wracać (z grubsza tych opierających się na jakichś szaro burych labiryntach, czy oczywiście "wodne"), za to na niektórych klimat jest elegancki i typowo "bajkowy". Ogólnie atmosfera, budowana przez oprawę wizualną (dającą radę nawet dziś), muzyczną (szkoda, że dosyć powtarzalną) i wygląd miejscówek czy wrogów, jest dużą zaletą tej produkcji.

 

Generalnie: status zasłużony, bo (o czym w minimalnym stopniu udało mi się przekonać) lata temu ta gra była totalnym kozakiem. Szkoda, że nie miałem możliwości dłuższego obcowania z nią już wtedy. Jak widać jest też ponadczasowa, bo bez większego zgrzytu można się nią dobrze bawić nawet dziś. Co pokazuje też scena speedrunnerów. Skakanie, bieganie, salta, odbicia od ściany, to wszystko ma fajny feeling. No i kurde, to w końcu Mario! Nie będę silił się na oceny, grało się dobrze, choć momentami z lekką frustracją.

  • Plusik 5
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Saints row 4

 

Ograne całość w coopie z bratem. Wątek główny nawet ciekawy, pare razy uśmialim sie z bratem z głupot jakie tam się działy, ale gra jest niestety powtarzalna jak ubisofciak. Platynka prawie zrobiona również w coopie. 

Czy polecam? W coopie jak najbardziej, ale solo to w życiu bym tej gry nie włączył nawet. 

Edytowane przez oFi
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Blacktail

Platyna.thumb.png.ff1af97c3395ca8d71b8c8eba32bea43.png

Pierwsza ukończona gra (i od razu platyna) tego roku, podobnie zresztą jak w poprzednim, przypada na polską produkcję.
Wtedy był to całkiem udany Terminator od Teyon, a teraz Blacktail od nowopowstałego, małego studia, Parasight (stworzonego m.in. z byłych pracowników BlooberTeam).

Jest to pierwszoosobowa gra action adventure, osadzona w baśniowo-folkowych, mocno słowiańskich klimatach, w której wcielamy sie w młodą Yagę, wygnaną z wioski z powodu podejrzeń o wiedźmowate zapędy.

1858828121f69-screenshotUrl.thumb.png.f3ae4e53b74f3f222f0264ca582c5f7e.png

Historia jest naprawdę mocną stroną tej indyczej produkcji i śledzi się ją z zaciekawieniem, a także słucha z niekłamaną przyjemnością, bo zarówno główna bohaterka (która brzmi trochę jak Camilla Luddington z nowych Tomb Raiderów), jak i głos nam towarzyszący, są rewelacyjnie odegrane.
Gorzej z kotem, któremu głos podkłada Nergal - ciężko słucha się tego, jak kaleczy angielski (tak, nie ma tu polskiego dubbingu) i po dłuższym czasie jego teksty zaczynają irytować.

Reszta dźwięków to świetne aranżacje muzyczne (z tytułowym motywem na czele), które swojskością nierzadko przypominają Wiedźmina 3, oraz cała masa odgłosów, które możemy usłyszeć w tym pięknym, kolorowym świecie.

Graficznie bowiem jest równie dobrze, jak dźwiękowo - grę napędza Unreal Engine, a małemu studio z Krakowa udało się wyrzeźbić na tym narzędziu całkiem ładny, kolorowy, spory, żyjący świat.
Nie jest to może open world w powszechnym tego słowa znaczeniu, a raczej zbiór większych HUBów, podłączonych korytarzami do centralnej miejscówki, ale jest to przestrzeń na tyle obszerna, że bez problemów zatrzymacie się tu na wiele godzin, walcząc z przeciwnikami, zbierając materiały na crafting, odkrywając sprytnie poukrywane sekrety, receptury, pozwalające rozwijać naszą bohaterkę i kolejne fragmenty opowieści.

Wspomniałem o braku polskiego dubbingu, choć jedne ze stworzeń mówią akurat w naszym języku, ale i tak w pakiecie dostajemy sporo rzeczy, które tylko Polacy załapią, że wspomnę choćby o wszechobecnej melodii "Wlazł kotek na płotek", czy charakterystycznym trójzębie, trzymanym przez Borutę, pochodzącym z filmu "Przyjaciel wesołego diabła".

185882707f274-screenshotUrl.thumb.png.839caf945fdf86bf393b281ad70113e8.png

Aktualnie gierka jest chyba na przecenie za 107zł (tylko cyfra niestety) i uważam, że warta jest tych pieniędzy, ale jak ktoś nie ma ciśnienia to może spokojnie poczekać - ja miałem i nie żałuję, a Blacktail serdecznie polecam.

W mojej ocenie to mocne 7/10, a całość, wraz z maksowaniem, zajęła mi 32h z haczykiem.

  • Plusik 8
Odnośnik do komentarza

The Quarry

 

Chodzonka, gdzie przez pierwsze dwie godziny nie działo się nic, bo trzeba było poznać kto jest kim w grupie niekumatych nastolatków.

Potem bywało ciekawiej, ale absurdy scenariusza wybijały z rytmu. I denerwowało mnie to, że jakaś postać w jednym momencie zachowuje się normalnie, dojrzale, coś tam myśli, a w kolejnej scenie odpierdala totalną manianę, jakby ktoś między ujeciami ją spryskał jakimś gazem ogłupiającym. Coś w stylu siedzi parka schowana w piwnicy, wystarczy poczekać chwile żeby przeżyć i nagle jedna osoba mówi: "EJ chodźmy na zewnątrz gdzie jest bardzo niebezpiecznie żeby znaleźć coś czym możemy się bronić". Serio? XD Oczywiście ta druga osoba uznaje, że to doskonały pomysł.

 

Przy przejściu bez żadnej pomocy udało mi się uratować 8 osób, jedna przepadła ale tylko dlatego, że za późno wcisnąłem przycisk strzału (a jestem pewien że wcisnałem o czasie, więc prawie rozjebałem kontroler z frustracji). Wychodzi gra raczej łatwa, można wykminić co robić, albo czego nie robić żeby ujść z życiem. Mam tu na myśli decyzje, bo QTE i spacery to nie jest wymagający gejmplej.

 

Brak możliwości przewijania cutscenek to nieporozumienie, więc już wiem że nie będę tego przechodził drugi raz. może na youtubie zobaczę kompilację śmierci bohaterów i tyle.

 

Graficznie to mordki i mimika nawet jakoś wyglądają, chociaż zdarzają się jakieś dziwne grymasy. Postacie poruszają się jakby połknęły kije od szczot, szczegóły i oświetlenie bez rewelacji.

 

Ogólnie to polecam na jeden, może dwa wieczory, żeby pyknąć z druga połówką. Inaczej to szkoda czasu. Chyba, ze masz 16 lat i kręcą Cie dramy w amerykanskim sosie.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Horizon Forbidden West- Zawiodlem sie. Wydaje mi sie, ze po pierwsze fabula ktora byla w czesci pierwszej zaskakujaco zjadliwa( szczegolnie watek upadku ludzkosci i jej odrodzenie) tak tutaj wyczerpala swoje najlepsze strony i nie miala czym wbic w fotel( plus FATALNY cliffhanger na koniec).

Po drugie masa upierdliwosci- jazda na maszynach nie istnieje( DRAMAT!!!), miejcami zle zaprojektowane lokscje itp.

Werdykt koncowy- mocny ale jednak sredniak

  • WTF 2
Odnośnik do komentarza

Skończyłem sobie Black Mese którą sprezentował mi @Daffy na stimowych mikołajkach.

Wow. Ciężko mi uwierzyć że to zrobili fani a nie profesjonalne studio. Chociaż patrząc na całość jednak idzie to zobaczyć bo miłość do oryginału aż się wylewa z tej gry. Rimejk doskonały.

Wszystko niby po staremu, każdą miejscówke idzie momentalnie rozpoznać ale finalny efekt robi gigantyczne wrażenie. Ciesze się że ograłem oryginał przed bm bo fajnie się oglądało stare miejscówki bo liftingu. Mamy tu połączenie idelalne, Klimacik i historia hl1 z gameplayem hl2 i nic więcej mi nie potrzeba.

 

Osobno musze wspomnieć o Xen. Ja yebie co Ci ludzie zrobili :obama: W oryginale ostatnia miejscówka to był dramat, brzydkie, nudne lokacje z nudnymi irytującymi walkami z bossami. Tutaj wszystko zostało przebudowane i gra się dobrze ale i tak nie jestem fanem tej sekcji (większy nacisk na platformówkowe elementy no i nie ma strzelanka z żołnierzami w super tajnej bazie)

Spaniała gra, polecam z całego zagrajmerskiego serca jak ktoś jeszcze nie grał. Do ogrania została mi Alyx i dodatki do jedynki ale widziałem że jeden już robią w black mesie więc chyba będę cierpliwie czekał bo nie mam ochoty wracać do oryginału

 

20230111170556_1.jpg

  • Plusik 1
  • Lubię! 5
Odnośnik do komentarza

Twelve Minutes

 

Mało brakowało, a tytuł wpisałbym w temacie "właśnie porzuciłem". W czym rzecz? Otóż to growy "Dzień Świstaka" (tak, wyświechtane, ale najprostsze porównanie), tyle, że osadzony w małym mieszkaniu z trzema bohaterami. Niestety w pewnym momencie można mieć serdecznie dość błądzenia po omacku i próbowaniu w kółko tego samego, tyle że np. z jedną odmienną rozmową/czynnością. No ale przebrnąłem.

 

Tytułowe 12 (w zasadzie to 10) minut to czas, po którym następuje zapętlenie i gramy od nowa. Wracamy do mieszkania, gdzie czeka na nas z deserem kochająca żona, gadka szmatka, można zjeść ciastko i popić wodą, poszwendać się po pokojach, aż do drzwi zapuka pewien jegomość. Cała idea pętli polega na poznawaniu z każdym "cyklem" kolejnych informacji, które tworzą elementy większej układanki, ale nie zdradzę za dużo jeśli powiem, że w zależności od naszych decyzji możemy np. skończyć martwi/nieprzytomni/być świadkiem czyjegoś morderstwa/samemu zabić. Im większą mamy wiedzę, tym więcej dostajemy np. opcji dialogowych i możemy "posuwać do przodu" fabułę, tudzież zmieniać bieg wydarzeń.


Sam pomysł jest świetny, gorzej z realizacją. Otóż żeby dotrzeć do "prawdziwego" zakończenia (tych generalnie jest kilka, przy czym takich serio, z creditsami, to chyba ze dwa) musimy odwalić szereg czynności (których wykonanie umożliwia nam poznanie konkretnych informacji w poprzednich pętlach) i wybrać konkretne opcje dialogowe. Jedna pomyłka i jedziemy od nowa. Pod koniec staje się to okropnie uciążliwe i miałem nawet momenty zwątpienia, czy po prostu nie wywalić gry z dysku. Problem sprawia głównie to, że zestaw wykonywanych raz po razie, identycznych czynności/rozmów zwyczajnie trochę trwa, co prawda rozmowy można przyspieszyć (choć, co dziwne, nie zawsze to działa), to jednak nawet gdy je przeklikujemy to po -entym razie można mieć dość. Dużo by pomógł choćby osobny przycisk "przewijający" akcję w trybie fast forward. Sterowanie (grałem na padzie) też potrafi wkurwić swoją niedokładnością, prezencja ma swój urok, ale za sprawą pewnych decyzji designerskich można mieć problem ze znalezieniem sensownego rozwiązania problemu (vide przedmiot schowany w pewnym miejscu, o którym wiedziałem, ale na ekranie praktycznie go nie widać i nie wiadomo, gdzie kliknąć). No i cały czas musimy pamiętać o upływającym, no właśnie, czasie. Nie wyrobimy się ze wszystkim odpowiednio szybko: skucha, rób reset i leć od nowa.

 

Co ciekawe, swoich głosów użyczyli tu James McAvoy, Daisy Ridley (oboje prawie nie do rozpoznania, zapewne przez zmianę naturalnego akcentu) i najbardziej charyzmatyczny w ekipie, Willem DaFoe. No tylko, jak wcześniej wspomniałem, teksty odsłuchiwane po raz dziesiąty wychodzą bokiem. Akcję oglądamy z góry, a poruszamy się trochę na zasadzie point and click.

 

Mogę polecić jako eksperyment, bo samego grania tu niewiele, a nawet błądząc i powtarzając pętlę wielokrotnie, z zaliczeniem gry można wyrobić się w 2-3 h (choć przy tej formule to akurat plus). Gdyby całokształt był wygodniejszy w obsłudze i bardziej "przejrzysty" w kontekście tego, co i kiedy trzeba zrobić, to mógłbym mocno spropsować. A tak to w sumie lekko się zawiodłem, choć nie przeczę, że obserwowanie kolejnych możliwych scenariuszy zróżnicowanych w zależności od naszych decyzji, było interesujące i wciągające.

 

 

770133144_TwelveMinutes.png

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

AS DUSK FALLS

 

Gra w Game Passie, alfabetycznie na samej górze, pobrałem i mnie wciągnęła. Opisuję z perspektywy single player, jest możliwość grania przez aplikację na telefon z innymi osobami. Jest to film interaktywny, inaczej niż Life is Strange czy gry Quantic Dream gdzie wybory przeplatają się z faktyczną grą. Tutaj gry nie ma, same wybory. Fabuła mnie wciągnęła, szczególnie akt pierwszy jest fenomenalny i trzymający w napięciu. Gra ma dużo rozgałęzień, jak łatwo się domyślić najważniejszymi ich konsekwencjami mogą być śmierci współziomków.

 

Na początku wydaje się nam, że wiemy kto jest dobry a kto zły. Ale to się zdecydowanie zaciera im dłużej grasz. Jest to moim zdaniem bardzo mocna strona tej produkcji, nie ma zerojedynkowego dobra i zła.

 

Styl graficzny jest... specyficzny. Określiłbym to jako płynne tło i otoczenie versus rysowane, statyczne postaci. Rozwiązanie którego wcześniej nie widziałem. Pada jednak pytanie, czy było to zamierzone działanie, czy brak funduszy na sesje motion capture?

 

Gra łapie za serducho, historia jest satysfakcjonująca. Istnieje możliwość cofnięcia się do checkpointu z poziomu menu, gdybyśmy chcieli odwrócić jakąś decyzję.

 

Minusy moim zdaniem: brak płynnych ruchów postaci w grze. Każdy rozdział dzieli się na dwie części, sytuacja aktualna i historyczna - moim zdaniem wybija to z rytmu, i ja bym sekcje historyczne znacznie skrócił. Kilka dziwnych decyzji fabularnych. Zakończenie... bardzo kiepskie IMO - ale nie chcę spoilerować.

 

Jak widać, jestem słaby w pisaniu mini-recenzji, ale jak macie jakieś pytanie do gry to walcie.

Ocena: 9/10 (dla fanów filmów interaktywnych), 8/10 (dla fanów gier typu Life is Strange). Jak nie lubisz tego gatunku to unikaj, albo zagraj z drugą połówką :)

 

Is As Dusk Falls Coming To PS5 & PS4? - Cultured Vultures

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
  • WTF 1
Odnośnik do komentarza

Ghost of Tsushima (PS4 Pro) - dobra gra która miała zadatki na coś więcej. To czym na pewno się wyróżnia to świetny kierunek artystyczny, tak malowniczych miejscówek nie widziałem od dawien dawna. Pójście w mniej realistyczną kolorystykę i nasycenie barw to był strzał w 10. Połacie kwiatów i trawy poruszane przez wiatr podczas malowniczych zachodów czy mglistych nocy prezentują się świetnie, do tego ciekawe miejscówki i efekty podczas pojedynków sugerują kolejnego sztosa graficznego... i tak by było gdyby gra składała się tylko z głównych misji i walk. Niestety w momentach gdy pogoda i pora dnia nie jest ustawiona 'na sztywno' i odbija się kolejny obóz czy wspina na górę, widać średnie wykonanie poszczególnych elementów. Część bambusów nie ma kolizji, tekstury np. gór są słabej jakości, wodospady są brzydkie jak mało co, kolejne gospody i posterunki to standardowe kopiuj wklej. Jest strasznie nierówno i oprawie raz bym dał 9+/10 (pojedynki z roninami to :banderas: ) a innym razem 5/10 ,a za brak 

Spoiler

interaktywnego śniegu w ostatniej miejscówce

ktoś powinien beknąć. Niestety pod względem dopracowania oprawy to jest dwa poziomy niżej niż Horizon czy Death Stranding, świetna stylistyka nie przykryje wszystkich bolączek, tym bardziej w grze na 40h. Za to do udźwiękowienia nie mam żadnych zastrzeżeń, zarówno voice acting jak i soundtrack są bardzo bardzo dobre. Szlagi też mają odpowiednią mięsistość, nie ma mowy o cięciu papieru jak np. w jakimś Darksiders. Jeszcze jeden plus, loadingi, a właściwie ich brak, przy PS4 Pro z SSD fast travel trwa max 6 sek.

 

   Jeśli chodzi o rozgrywkę to mamy open world w sosie Tenchu przyprawiony lekkimi elementami rpg. System walki jest bardzo ciekawy bo mamy standardowe ruchy (parry, blok, unik, słaby i silny atak, specjale) ale każdy mongoł jest przypisany do jednej z czterech klas i żeby rozbić szybko gardę trzeba użyć odpowiedniego stylu (też jednego z czterech do wyboru). Szkoda że standardowo przeciwnicy nie atakują jeden za drugim więc nawet wbiegnięcie pomiędzy kilku nie jest karane, każdy czeka na swoją kolej, a po odblokowaniu paru umiejętności i przedmiotów robi się sieka i poziom trudności mocno spada. Wyjątkiem są pojedynki 1vs1 gdzie nie można korzystać z gadgetów i trzeba wyuczyć się ataków (nie są to soulsy czy God of War ale przynajmniej coś się dzieje). Sekcje skradankowe też z czasem robią się coraz prostsze. Tak jak pisałem w temacie gry, ograniczenie ekwipunku wyszło by na dobre bo pod koniec gry miałem broni na wybicie z 50 przeciwników z bezpiecznej odległości. O wspinaniu po znajdźki szkoda się rozpisywać bo jest uproszczone jak prawie w każdej nowej grze, brakuje mi czasów starych TRów gdzie żeby przeskoczyć przepaść trzeba było zrobić rozpęd.

 

   Fabularnie jest bardzo ok. Główne postacie mają jakiś charakter i normalne motywacje, do tego z każdą spędza się sensowną ilość czasu więc nie ma zaskoczenia dla czego ktoś zrobił to co zrobił. Bardziej są to archetypy z gierek na PS2 czy PS3 niż jakieś 'nowoczesne' mendy którym się kibicuje żeby jak najszybciej zdechły. Historię ataku mongołów na Japonię poznawało się z zaciekawieniem, nie nudziłem się nawet przy jednej głównej misji. Reżyseria cutscenek też robi dobrą robotę.

 

   Jak na nowe IP to wyszło całkiem porządnie, najważniejsze dla mnie jest to że podstawy (design, system walki, fabuła) są na serio solidne. Po ukończeniu tylko się zastanawiam o ile lepsza była by ta gra gdyby zrezygnowano z otwartego świata albo zmniejszono by dodatkowe zadania i znajdźki o połowę. Trzeba mieć tylko nadzieję że sequel skupi się na dopracowaniu tego co jest a nie powiększeniu terenu działań i ilości posterunków do odbicia.        8/10

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

No szkoda mi tego Sable, ponieważ czułem tam deko BotW. Jak ogólnej mam dużą tolerancję na słabe technikalia, tak tu odpuściłem. 
 

Gierka miała swoją premierę w GP, dałem sobie spokój, bo chodziła tragicznie. Założyłem sobie, że do czasu jak wyjdzie wersja na ps5 będzie załatana. Niestety cały czas jest dramat :reggie:

 

Odnośnik do komentarza

"Skończyłem" Into the breach podarowane od potężnego @suteq

Super połączenie rogala i turówki i to giga ciężkiej :sadkek: jeden błąd często może kosztować nas całą gre więc to trzeba na spokojnie synek. Gram niestety na tfu laktosie i tu się rodzi dylemat moralny wewnętrznego zagrajmera. Grać dalej bo to że zobaczyłem napisy to w sumie dużo nie robi w grze tego typu czy wstrzymać się i żeby w lepszych czasach grać w tego sztosa pod kołderką do czego ta gra została stworzona? Na to ciężkie pytanie jeszcze nie znam odpowiedzi ale polecam tę produkcje bo to świetna gra wideo :sonkassie:

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Pupcio napisał:

"Skończyłem" Into the breach podarowane od potężnego @suteq

Super połączenie rogala i turówki i to giga ciężkiej :sadkek: jeden błąd często może kosztować nas całą gre więc to trzeba na spokojnie synek. Gram niestety na tfu laktosie i tu się rodzi dylemat moralny wewnętrznego zagrajmera. Grać dalej bo to że zobaczyłem napisy to w sumie dużo nie robi w grze tego typu czy wstrzymać się i żeby w lepszych czasach grać w tego sztosa pod kołderką do czego ta gra została stworzona? Na to ciężkie pytanie jeszcze nie znam odpowiedzi ale polecam tę produkcje bo to świetna gra wideo :sonkassie:

 

Gratuluję Panie Pupcio wykwintnego gustu, ja już zrobiłem perfect run na hardzie wszystkie misje najtrudniejszą drogą 12 setami mechów z 14. Subset Games to geniusze. Te późniejsze sety <3

Edytowane przez zdrowywariat
Odnośnik do komentarza

Ukradłem ogrodnikowi klucze i wrzuciłem je do studni, czyli właśnie mam za sobą Untitled Goose Game. 

 

Czaiłem się na tę grę od dłuższego czasu i w ten weekend nadeszła ta pora, gdy znudzony wizją grania wciąż w te same gry kupiłem ten tytuł na promce. I choć początkowo po odpaleniu gry kołatał mi w głowie głos krzyczący z głębi "i dałeś za to 44 zł?", to jednak dość szybko ucichł, bo gra się szybko skończyła, bo miałem ubaw z gęgania i możliwości wcielenia się w istnego siewcę niegodziwości. Zabawne i nieszablonowe. 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...