Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Czy ja wiem, większość wymienionych tutaj tytułów to typowe wysokobudżetowe AAA (patrząc na dzisiejsze standardy), ciężko powiedzieć, żeby ME2 czy MGS3 były ryzykownymi eksperymentami.

 

Swoją drogą wymieniłem te dwa tytuły, bo to u mnie były chyba najsilniejsze "kace" (choć nie do końca pasuje mi to określenie, bardziej bym to porównał do "doła" albo "depresji" gracza). ME2 wiadomo: wiele godzin spędzone na integracji z ekipą (to w zasadzie trzon wydarzeń w tej części), mocno immersyjny i wiarygodny świat przedstawiony. No po zakończeniu czułem się trochę jak po powrocie z zielonej szkoły albo wakacji xD. Nie chciało mi się w nic innego grać, "pocieszałem" się zapowiedziami trójki, a w końcu zacząłem całość od nowa. MGS3 to już w ogóle potężny kaliber. To, co się dzieje od ostatniej walki z bossem to jest pierwsza liga grania na emocjach gracza (i mówię to z perspektywy osoby, która miała zaspoilerowane prawie wszystkie twisty na koniec). Debriefing w scenie wyjawienia, "o co chodziło", Way to Fall na napisach, tego się nie zapomina.

 

Patrząc bardziej analitycznie dochodzę do wniosku, że żeby wystąpił opisywany tu efekt, grę musi charakteryzować kilka cech:

 

-wciągający scenariusz i ciekawi bohaterowie, z którymi się zżywamy

-odpowiednia długość (no jednak inaczej spędzić 40-50 h w jakimś uniwersum, niż zaliczyć szybki strzał z pięciogodzinnym indykiem, jak bardzo by on nie był immersyjny)

-wywoływać te słynne EMOCJE (na co składa się również muzyka, reżyseria, dialogi).

 

Moja obserwacja jest taka sama, jak Wezyra: w odchodzącej generacji takich gier praktycznie nie stwierdziłem (z Wiedźminem będącym najbliżej osiągnięcia tego efektu). MGS V dał w tym temacie ciała (DS zresztą też, prawdopodobnie z tych samych powodów- zabrakło spójności i lepszej syntezy w przedstawieniu wydarzeń, na rzecz rozbudowania mdłego świata zaludnionego nieciekawymi postaciami). Nie wiem, czy winić tutaj nasz wiek, 10 lat temu nie byłem (i chyba większość tu obecnych też) dzieciakiem wchłaniającym z opadniętą szczęką wszystko co dzieje się na ekranie jak za czasów PSXa czy nawet PS2, a jednak tych wywołujących głębsze emocje gier było więcej. Co tu dużo gadać, branża się zjebała i tyle.

 

Edytowane przez kotlet_schabowy
Odnośnik do komentarza

Kaca miałem pierwszy raz po ukończeniu ChronoTriggera (na psx) i tak mnie wzięło że zacząłem rozgryzać alternatywne zakończenia przechodząc w rezultacie grę kilkanaście razy! Kilkudniowy kac towarzyszył mi rownież po przejściu DragonQuestXI i fajnym zakończeniu

Spoiler

mającym silne powiązania z początkami przygody z ChronoTrigger

Z innych gier to na kilka dni pozamiatał mnie Life is Strange i na króciutko Horizon Zero Dawn. Emocje z obu części Tlou wymienianych przez Was jeszcze przede mną więc liczę na kolejne kace w niedalekiej przyszłości.

Odnośnik do komentarza

U mnie takie kace występują przy grach dłuższych, takich minimum na 40h.
Jasne, że obydwie części TLoU (zwłaszcza dwójka) pozostawiły po sobie wrażenie z cyklu "w nic lepszego już nigdy nie zagram", ale taki największy kac występuje w tytule, w którym spędzam od cholery czasu.
I nawet nie musi to być Wiedźmin 3, ale coś tak fabularnie nijakiego jak Destiny wystarczy - władowałem tam pełno godzin i po wbiciu platynki czułem pustkę :frog:

Odnośnik do komentarza

The Order 1886 - gra z całkowicie niewykorzystanym potencjałem. Wszystko co jest NIE związane z gameplayem jest wykonane świetnie, reżyseria, postacie, mroczny design, oprawa. Ta gra ma chyba najbardziej współgrające ze sobą elementy otoczenia jakie kiedykolwiek widziałem, w żadnym momencie nie pomyślałem że jest jakieś kopiuj-wklej, dla mnie przywiązanie do detali jest na poziomie RE2 Remake czy TLOU2. Oświetlenie też robi świetną robotę, tam gdzie trzeba jest gęsta atmosfera a uliczki Londynu są namacalnie brudne.

Pod względem gameplayu jest to coś pomiędzy poprawnym cover shooterem a przygodówką w stylu Until Dawn. Strzelaniny są całkiem ok, byłem nawet zaskoczony że przeciwnicy lubią rushować w moją stronę czy rzucić granat raz na jakiś czas, ale są dwa elementy które przeszkadzają. Brak możliwości zmiany ramienia z którego się celuje podczas rozgrywki i proporcje 21:9 (które na 100% nie są 'wizją artystyczną') z blisko przyklejoną kamerą powodują że ma się bardzo małe pole widzenia. Do tego większość killroomów jest bardzo liniowa. Sam feeling broni, ich design i wpływ na otoczenie (mniejsze modele i osłony sypią się w mak) jest na wysokim poziomie. Najsłabszym ogniwem rozgrywki są sekcje skradankowe. Znowu przeszkadza małe pole widzenia i każde wykrycie oznacza zgon bo eliminuje się przeciwników przez prostacki QTE. Całą grę ukończyłem w 5h z czego duża część to łażenie z punktu A do B.

Ta gra powinna zostać wydana 1.5 roku później na premierę PS4 Pro. W tym czasie należało by dopracować rozgrywkę, porządnie rozbudować lokacje (szpital aż się prosi o zrobienie z niego czegoś w stylu posterunku z RE2) tak aby gra była na te 8-9h i zmienić proporcje ekranu na 16:9 nawet kosztem niższej rozdzielczości (900p na PS4 i 1080p na Pro robiło by robotę). Straszna szkoda tego tytułu bo sam setting bardzo mi przypasował. A to że Sony nie wykupiło studia które stworzyło tak wydajny engine na PS4 to jest jakaś porażka. Mogli mieć młodszego brata Naughty Dog pod swoimi skrzydłami. Gdybym kupił na premierę to już bym leciał do paczkomatu i dał ocenę 6-/10, teraz za te 40zł warto ograć dla samej oprawy. 7-/10

 

  • Plusik 8
Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, łom napisał:

The Order 1886 - gra z całkowicie niewykorzystanym potencjałem. Wszystko co jest NIE związane z gameplayem jest wykonane świetnie, reżyseria, postacie, mroczny design, oprawa. Ta gra ma chyba najbardziej współgrające ze sobą elementy otoczenia jakie kiedykolwiek widziałem, w żadnym momencie nie pomyślałem że jest jakieś kopiuj-wklej, dla mnie przywiązanie do detali jest na poziomie RE2 Remake czy TLOU2. Oświetlenie też robi świetną robotę, tam gdzie trzeba jest gęsta atmosfera a uliczki Londynu są namacalnie brudne.

Pod względem gameplayu jest to coś pomiędzy poprawnym cover shooterem a przygodówką w stylu Until Dawn. Strzelaniny są całkiem ok, byłem nawet zaskoczony że przeciwnicy lubią rushować w moją stronę czy rzucić granat raz na jakiś czas, ale są dwa elementy które przeszkadzają. Brak możliwości zmiany ramienia z którego się celuje podczas rozgrywki i proporcje 21:9 (które na 100% nie są 'wizją artystyczną') z blisko przyklejoną kamerą powodują że ma się bardzo małe pole widzenia. Do tego większość killroomów jest bardzo liniowa. Sam feeling broni, ich design i wpływ na otoczenie (mniejsze modele i osłony sypią się w mak) jest na wysokim poziomie. Najsłabszym ogniwem rozgrywki są sekcje skradankowe. Znowu przeszkadza małe pole widzenia i każde wykrycie oznacza zgon bo eliminuje się przeciwników przez prostacki QTE. Całą grę ukończyłem w 5h z czego duża część to łażenie z punktu A do B.

Ta gra powinna zostać wydana 1.5 roku później na premierę PS4 Pro. W tym czasie należało by dopracować rozgrywkę, porządnie rozbudować lokacje (szpital aż się prosi o zrobienie z niego czegoś w stylu posterunku z RE2) tak aby gra była na te 8-9h i zmienić proporcje ekranu na 16:9 nawet kosztem niższej rozdzielczości (900p na PS4 i 1080p na Pro robiło by robotę). Straszna szkoda tego tytułu bo sam setting bardzo mi przypasował. A to że Sony nie wykupiło studia które stworzyło tak wydajny engine na PS4 to jest jakaś porażka. Mogli mieć młodszego brata Naughty Dog pod swoimi skrzydłami. Gdybym kupił na premierę to już bym leciał do paczkomatu i dał ocenę 6-/10, teraz za te 40zł warto ograć dla samej oprawy. 7-/10

 

 

Order dla mnie to wizualny szpil, a gameplay nie nudził. 

Grafikiem który to projektowal byl jakis koles ze starej deski kreślarskiej Disneya - obejrzyj sobie making of koniecznie to zrobi Ci sie szkoda tej marki jeszcze bardziej :smutas:

Masa pieniędzy wyrzucone w błoto, a sequel który dalby radę, uratowal by marke. 

Nawet fabułka byla ciekawa, i dzisiaj zapewne gralibyśmy w część trzecia jakby historia potoczyła sie inaczej. 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
11 minut temu, oFi napisał:

 

Order dla mnie to wizualny szpil, a gameplay nie nudził. 

Grafikiem który to projektowal byl jakis koles ze starej deski kreślarskiej Disneya - obejrzyj sobie making of koniecznie to zrobi Ci sie szkoda tej marki jeszcze bardziej :smutas:

Masa pieniędzy wyrzucone w błoto, a sequel który dalby radę, uratowal by marke. 

Nawet fabułka byla ciekawa, i dzisiaj zapewne gralibyśmy w część trzecia jakby historia potoczyła sie inaczej. 

Nie tylko fabuła ale cały świat przedstawiony jest mega ciekawy i można było na jego podstawie zrobić nie tylko sequele ale też prequele (np. co się działo 200 lat wcześniej albo w innych zakątkach świata). Osoby odpowiedzialne za setting zrobiły kawał dobrej roboty i jedyna gra która też nie dostała żadnego sequela a też mnie tak zaciekawiła to Vagrant Story. Po prostu chce się poznać historię tego wszystkiego i widać że ktoś miał ciekawe, przemyślane pomysły nie dodane na siłę.

Edit: jest w sumie 30 min. behind the scenes. Po zrobieniu zakupów biorę się za oglądanie.

Edytowane przez łom
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Z tym Orderem problem jest taki, że gra nie ma żadnego patcha i pamiętam, że na PROsiaku i 4K wyglądało na gówno rozmazane do stopnia który zniechęcił mnie do gry. Do tego było mnóstwo sekcji spacerowanych z samego początku i z gry zrezygnowałem.

 

Może kiedyś dam szansę ponownie, ale na razie wspominam jedynie fatalne pierwsze wrażenie.

Odnośnik do komentarza

@Paolo de Vesir Jakość obrazu jest dobra, problem zaczyna się jak nie lubisz dodatkowych efektów na ekranie (np. film grain) których nie można wyłączyć czy zredukować a które są mocno zaimplementowane (a w photo mode już można to zrobić). Mi one pasowały do filmowego wyglądu i brudnego Londynu. A co do rozgrywki trzeba bardziej podejść jak do przygodówki z elementami akcji bo jak ktoś zechce postrzelać przez więcej niż 50% czasu gry to się srogo zawiedzie. Tak jak napisałem wcześniej warto ograć bo tak spójny świat rzadko kiedy się trafia. No i postacie są dobrze napisane i bardziej mnie ciekawiły ich losy niż np. ekipy z Wolfensteinów czy nowych Gearsów, motywacje praktycznie wszystkich są zrozumiałe.

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, łom napisał:

@Paolo de Vesir Jakość obrazu jest dobra, problem zaczyna się jak nie lubisz dodatkowych efektów na ekranie (np. film grain) których nie można wyłączyć czy zredukować a które są mocno zaimplementowane (a w photo mode już można to zrobić). Mi one pasowały do filmowego wyglądu i brudnego Londynu. A co do rozgrywki trzeba bardziej podejść jak do przygodówki z elementami akcji bo jak ktoś zechce postrzelać przez więcej niż 50% czasu gry to się srogo zawiedzie. Tak jak napisałem wcześniej warto ograć bo tak spójny świat rzadko kiedy się trafia. No i postacie są dobrze napisane i bardziej mnie ciekawiły ich losy niż np. ekipy z Wolfensteinów czy nowych Gearsów, motywacje praktycznie wszystkich są zrozumiałe.

 

Swego czasu spiewano pieśni o ziarnie w cw nawiązując właśnie do tej gry. Kukiszman i jego pięć altów otrzymało niesmietelny przydomek 'czlowiek ziarno' dzięki orderowi. 

Odnośnik do komentarza

It takes two - PS4 amator

 

Jestem dopiero co po skończeniu gry z żoną i co mogę napisać? Świetna, jeśli nie najlepsza coopowa/kanapowa gra w jaką grałem. No i nie jest to (jak w przypadku większości gier kooperacyjnych) robienie tego samego, tylko że we dwie osoby, czyli np. chodzenie i szczelanie razem, o nie. Jest tu wiele, wiele więcej, bo są etapy zręcznościowe, na myślenie, strzelankowe czy siekankowe i wszędzie, chociaż nie przez cały czas, to jednak trzeba współpracować. Do tego różne konwencje, bo czasami gramy z innej perspektywy czy nawet jak gdyby w inny gatunek gry (główne założenie, to platformer z elementami logicznymi). Nie ma mowy o nudzie czy powtarzalności i nieraz można się zdziwić jak kreatywni byli twórcy. Raz jest akcja, raz etapy na oddech. Każdy "biom" jest inny i każdy świetny, zarówno jeśli chodzi o design jak i stylizowaną grafikę. W grze jest również ponad dwadzieścia minigierek, które czasami trzeba odkryć kręcąc się po planszy, a czasem są "po drodze". Sami nie wszystkie odkryliśmy z tego co widzę, więc może na chwilę wrócimy do tego świata. Fajne jest to, że raz odkryte można je odpalić z menu głównego i tylko w nich rywalizować, a są chociażby szachy, pachinko czy wyścigi ślimaków:reggie: Do tego muzyka też jest mocną stroną produkcji, chociaż nie jest z nami przez cały czas, ale kiedy się pojawia, to mocno daje radę.

 

Tytuł skończyliśmy w jakieś kilkanaście godzin, na moje oko między 10 a 15. Ciężko stwierdzić, bo graliśmy w dużych odstępach czasu, ale postawiłbym na 12h. W tym czasie nie było raczej żadnych, a na pewno większych bugów czy problemów. Raz czy dwa gierka się przydławiła przy większej zadymie czy ilości postaci/obiektów na ekranie, ale nawet nie jestem pewien czy to było w czasie gry właściwej czy raczej podczas przerywników na silniku gry.

 

Jedyny minus wg mnie to to, że tytuł powinien być grany przez pary. Można oczywiście zagrać z kumplem czy siostrą, ale jednak najwłaściwszym wyborem i targetem są wg mnie małżeństwa czy kociołapcy. No i nie wiem jak z dziećmi bo "fabuła" dla młodszych pociech może być zbyt trudna/mocna, bo chociaż nie tam nic strasznego czy brutalnego, to jednak może mocno zasmucić. No i w czasie gry jest co najmniej jeden moment, kiedy z żoną popatrzyliśmy po sobie ze zdziwieniem/niesmakiem po jednej akcji. Nie chciałbym, żeby moje czy jakieś inne dziecko, szczególnie wrażliwe, miało takie coś w grze zobaczyć - opis w spoilerze

Spoiler

Odrywanie kończyn pluszakowi, kiedy ten prosi i płacze żeby tego nie robić, po czym zrzucenie go w "przepaść"

I znowu, nie jest to straszne czy brutalne per se, ale dla delikatnego dziecka może być nieodpowiednie.

 

Gra nie jest trudna i jeśli ktoś nie ma pada w ręku po raz pierwszy, to da radę bez problemu, tylko czasami trzeba pomyśleć. Jest za to urocza, zabawna, daje masę frajdy i zabawy i polecam ją z całego serduszka.

Po skończeniu, obejrzałem całe napisy końcowe w akompaniamencie muzyki, bo nie chciałem jej brutalnie, w momencie wyłączyć. Mimo, że nie było tam nic odkrywczego, to jednak prosta historia lekko wzrusza i potrafi dotknąć czułą strunę jak i dać do myślenia.

Kwintesencja koopa - oceny nie wystawiam, bo jak wujek forumek poleca to się gra :hi:

Edytowane przez Luqat
  • Plusik 1
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

PREY (2006)

 

20210808_015747.jpg.8d3c24c8407ebf9f418ba063699a9b63.jpg

Właśnie skończyłem ten, kultowy w niektórych kręgach, tytuł i mam mieszane uczucia.
Jasne, to staroć, więc zarówno niektóre rozwiązania gameplayowe, jak i technikalia pozostawiają wiele do życzenia.
Ale dzięki temu, że to tytuł tak leciwy, mamy tu pewne elementy, których już się w grach (a w FPSach to już w ogóle) nie stosuje, a szkoda.

Historyjka jest prosta - użalamy się nad sobą w barze i ogólnie gardzimy swoim indiańskim żywotem, aż następuje inwazja obcych i trzeba walczyć o przetrwanie.
Jest tu kilka ciekawych motywów, a nawet jeden, który pewnie w 2006 roku robił wrażenie (siłę jego ładunku emocjonalnego skutecznie jednak obniża marny voice-acting), ale przez większość czasu opowiastka znika gdzieś za horyzontem, dopiero pod koniec mocniej przypominając o sobie.

Rozgrywka to FPS, przypominający skrzyżowanie Half-Life i Portal, z dużym naciskiem na zabawy grawitacją, portalami, światem duchów i oparte na tym zagadki - to sa właśnie te zapomniane elementy, a naprawdę morda się cieszy, jak człowiek wykombinuje samodzielnie, co developer miał na myśli.

Graficznie jest spoko, ale jednak bez podbicia rozdziałki piksele i aliasing walą po oczach, a tekstury zdradzają swój średniowieczny rodowód, choć AUTO HDR na XSX trochę ratuje sytuację.

Udźwiękowienie jest nierówne i obok fajnych kawałków, lecących z szafy grającej w barze, mamy nijaką muzę w trakcie przygody, a do tego strasznie drewniany voice-acting, choć to można zwalić na wiek gry - wtedy to był raczej standard aktorskiego zaangażowania w "gierki dla dzieci". No i straszny rozstrzał głośności pomiędzy grą a menusami, które (np podczas robienia save) powodowały ból bębęnków usznych.

Starcia są takie sobie, strzelaniu brakuje powera, a różnorodne giwery może i mają ciekawy, organiczny wygląd, ale rzadko korzystalem z pełnej rozpiętości arsenału, bo pierwsza, zdobyta broń obcych sprawdzała się w większości przypadków. Oczywiście na większych zwyroli przydaje się większy kaliber, ale zaczniemy go używać dopiero w drugiej połowie gry, gdzie gra częściej będzie na nas rzucać grubsze mięso armatnie.

Problemem jest monotonia, powodowana głównie przez nudne korytarze bazy obcych. Miejscówki są fajnie zaprojektowane, z pomysłem, nieraz trzeba wysilić szare komórki, ale ogólnie gra jest liniowa, eksplorować zakamarków nie ma za bardzo po co, bo nie ma tu żadnych znajdziek/notatek (co w sumie jest fajne, bo nic nie rozprasza), a podobne tekstury i mała różnorodność pomieszczeń sprawiają, że wkrada się wspomniane zmęczenie materiału i mimo dość krótkiego czasu (ciężko stwierdzić ile, ale raczej zajęło mi to coś koło 10h), chciałem żeby to się już skończyło.
Najlepszy jest napis po creditsach - "Prey will continue..." :reggie:
Jak wiadomo, coś im tu nie pykło i w sumie dobrze, bo raczej nie chciałbym kontynuacji tego PREYa - no chyba, że faktycznie mieliby pójść w zupełnie inną stronę, z parkourem w otwartym świecie i zabawę w łowcę nagród, ale to już zamknięta historia i chyba dobrze się stało, bo PREY od Arkane jest zajebistym szpilem i na pewno wierniejszym oryginałowi niż to, co mieli w planach.

Podsumowując - gierka miała swoje momenty, w których miałem uśmiech na mordzie, bo byłem pod wrażeniem pomysłowości twórców i tego, jak fajne zagadki nam zaserwowali, ale mimo wszystko całość mi się dłużyła i cieszę się, że mam to już za sobą. Poznałem kolejny kawałek xboxowej historii i lecę dalej, a temu tytułowi wystawiam 6/10 :asax:


 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Jestem "po" dwóch topowych tuzach z PS5 i cóż, potwierdzam dobre/bardzo dobre/genialne opinie.

 

Demons Souls Remake - pierwsze co jebło to oprawa. Idealny tytuł na start next gena, aby zobaczyć naprawdę ładną, płynną grę bez loadingów. Designowo BluePointowy team odwalił genialną robotę przenosząc myśl From Software do 2021 r. Kto wiem, może właśnie tak wyobrażali oni sobie tę grę w swoich głowach generacyjnie nieograniczonych? Drugi potwarz to oczywiście nostalgia, ale też zaskoczenie, że gra jest w sumie dość "mała" i krótka (mimo, że spędziłem przy niej ok 80h). Nie jest to w żadnych wypadku wada, ale chyba jednak bardziej przemawia do mnie "otwartość" i większa swoboda Dark Soulsów, dlatego też tym bardziej czekam na Elder Ring. Kurde, to nadal świetna formuła, która w połączeniu z online, daje niepowtarzalne odczucia z padem w łapie. Dev podszedł z ogromnym szacunkiem do oryginału i w sumie dla osób, które nie grały w oryginał, chyba jeden z lepszych tytułów startowych na konsolach ever. Daję mocne 8+.

 

Returnal - pamiętam jak zobaczyłem pierwszy zwiastun kilka lat temu i w sumie trochę śmiechłem. Dziwna baba, jakiś kosmos, macki. "Nieznany" mi zbyt dobrze twórca. Nie, nie, to nie dla mnie. Jakże się myliłem. Toż to najznamienitszy rogal z masełkiem, marmoladką, owocami, orzechami! Pod koniec poprzedniej generacji Sony miało jaja, żeby wydać Death Stranding, a teraz twarde cohones chińczyków wystrzeliły grę, która nie miała prawa dzierżyć szaty AAA. I udało się! Ktoś w temacie gry napisał, że kiedyś będziemy ją wspominać jako kultową pozycję - zgadzam się. Zagrało tam praktycznie wszystko, łącznie z enigmatyczną, cholernie smutną historią. Z entuzjazmem czekam na DLC, czy zapowiedź nowych tworów genialnych finów, którzy są już mistrzami w swoim gatunku. DAY YEAHBUNNY ONE. Daję mocne 9-.

  • Plusik 5
  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

GRIS

 

Colossal | Art, design, and visual culture. | Game concept art, Watercolor  landscape, Colossal art

 

Dziś pobrałem na promocji z PSS i dziś skończyłem. Bardzo przyjemna gra z piękną muzyką i minimalistyczną, przyciągającą oko oprawą graficzną i zachwycającą animacją (poczekajcie na jaskółkę). Czuć w niej bardzo mocne inspiracje Journey i podobnie jak w tym klasycznym tytule, tutaj również nie zaznacie żadnej walki ani jakichkolwiek pułapek - tutaj się nie ginie. Gra ma bardzo proste mechaniki, które są pomysłowo wykorzystane w przyjemnych łamigłówkach. Cała narracja poprowadzona jest bez słów i podobnie należy podchodzić do kolejnych łamigłówek, ale wszystko wychodzi tak naturalnie, że od razu idzie załapać o co chodzi. Wprawdzie design poziomów troszczy się o gracza, aby ten nie zgubił drogi, to czasem miałem to nieprzyjemne uczucie, że nie wiedziałem czy wybrać ścieżkę w prawo czy w lewo, ale ostatecznie nigdy nie zabłądziłem. Każdy etap ma na siebie pomysł i wprowadza jakieś nowe rozwiązania, a mnie szczególnie przypadł do gustu poziom z wodą i takimi unoszącymi się w powietrzu kwadratami w których postać nurkuje i pomiędzy którymi trzeba przeskakiwać - świetnie pomyślane!

 

Także polecam jak ktoś ma ochotę na taką krótką i relaksującą grę.

Edytowane przez Wojtq
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Star Wars Jedi Fallen Order

 

Ehhh, mam mieszane uczucia. Zacząłem ze dwa miesiące temu, ale szybko, bo po jakichś dwóch pierwszych godzinach, porzuciłem i wziąłem się za co innego. Dość nieoczekiwanie wróciłem kilka dni temu i bardzo szybko dokończyłem (przejście zajęło mi 18h), więc źle na pewno nie było. Ba, w pewnym momencie (druga wizyta na Kashyyyku) bawiłem się naprawdę świetnie, ale w ogólnym rozrachunku sporo rzeczy mi po prostu nie siadło. 

 

Przede wszystkim mam wrażenie, że ta gra sama nie wie czym jest. Bo w jednej chwili masz tu wspinaczkę jak z Uncharted, gdzie wystarczy trzymać gałkę do przodu, a nawet jak spadniesz w przepaść to odrodzisz się 2 sekundy przed zgonem z delikatnie uszczuplonym paskiem życia, by w następnej chwili milionowy raz napierdalać się z tymi samymi przeciwnikami, którzy się odrodzili, zginąć i zacząć od 'ogniska'. Dziwne to połączenie - w jednej chwili samograj, a w drugiej Dark Soulsy.

 

Ta Soulsowa część gry mocno mnie irytowała, a jeśli dodać do tego też Soulsową walkę, do której przez te blisko 20h nie zdążyłem się przekonać, to zaczynamy mieć problem. Jak dla mnie system walki jest, jakby to ująć, zbyt powolny, by twórcy z taką częstotliwością rzucali na nas po kilku przeciwników w jednej chwili. Pod koniec to już jest komedia, jak gracza atakuje fala przeciwników za falą.

Na domiar złego apteczki działają skandalicznie wolno (niekiedy wcale), a wielokrotnie miałem również wrażenie, że pomimo uniku dostaje obrażenia, bo kurwa tak i tyle, ok?

 

Sekcje platformowe w jednej chwili bywają rajcujące, by w następnej irytować, bo nie wiadomo czemu bohater nie złapał się tego, czego powinien (liany tutaj działają bardzo, bardzo dziwnie).

 

Niestety, gra osiąga szczyt zdecydowanie zbyt wcześnie (wspomniany już wcześniej Kashyyyk), a później z każdą planetą jest coraz gorzej. Ostatnia to już w ogóle jest słaba jak nie wiem co - albo zabrakło czasu, albo co innego, ale była tak naprawdę kilkoma pomieszczeniami wypełnionymi nieskończonymi falami przeciwników i po krótkiej chwili ostatnim bossem. 

 

W pewnym momencie, jakoś w 3/4 gry, pojawia się filmik za filmikiem, głupi żart za głupim żartem i nieciekawa postać za nieciekawą postacią, a ja, biedny, coraz częściej miałem ochotę tę grę jak najszybciej skończyć i usunąć z dysku. 

 

Zdaję sobie sprawę, że na samym początku wspomniałem o mieszanych uczuciach, a tak naprawdę ciągle narzekam i to narzekam konkretnie, ale to pomimo tego wszystkiego nie jest zła gra. Jasne, wolałbym, żeby gra była typową 'filmówką' z trochę innym, 'szybszym' stylem walki, bez odradzających się przeciwników i bez wcześniej wspomnianych wad, ale przez zdecydowaną jej część bawiłem się całkiem przyzwoicie, bo Fallen Order miał trochę momentów, w których siekanie mieczem świetlnym sprawiało satysfakcję, a sekcje platformowe i widoczki wrzucały uśmiech na twarzy. Lubię też metroidvanie w 3D, więc fajnie było od czasu do czasu zboczyć z trasy i poszukać jednego sekretu czy dwóch, a i trafiło się kilka momentów, w których czułem taką dziwną frajdę (no chyba magię po prostu). Niestety im dalej w las, tym było gorzej, więc więcej niż 6/10 dać nie mogę.

Edytowane przez Ludwes
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Fakt, trochę niekonsekwencji było w tym poziomie trudności (choć mi się sam system walki bardzo podobał, takie casualowe Soulsy, prędzej wyjebałbym te ogniska i odradzanie się przeciwników), a dodając do tego długie loadingi po śmierci bywało niemiło, ale generalnie bardzo ciepło wspominam tę grę. Ja ostatnio ukończyłem:

 

The Last Guardian

 

Do gry miałem duży dystans, a całą epopeję związaną z przenoszeniem premiery, platformy docelowej itd. śledziłem z umiarkowaną ciekawością (zresztą są gierki, które dłużej nie mogły się doczekać wydania). Może to też za sprawą tego, że żadnym wielkim wyznawcą Uedy nigdy nie byłem (Ico zupełnie do mnie nie trafiło, za to SotC uważam za świetny tytuł, ale nic ponad to). To tak na wstępie, po którym przejdę od razu do problemów tej gry, bo za parę miesięcy/lat to niestety pewnie będzie moje pierwsze skojarzenie, kiedy będę ją wspominać.

 

Otóż gra na zwykłej PS4 działa tragicznie. W tej formie na bazowej konsoli po prostu nie powinna się ukazać i uważam, że słowo "skandal" nie byłoby tu przesadą. To nie są spadki animacji, to jest stały, trwale obniżony framerate, który przez większość rozgrywki oscyluje w okolicach 20-25 klatek, z dosyć częstymi spadkami grubo poniżej 20. Jest różnica między okazyjnym szarpaniem, a graniem praktycznie cału czas w slow-mo. Cóż, ominęły mnie Kolosy na PS2, to teraz poczułem namiastkę tamtego doświadczenia xD. Co więcej, ten problem wpływa nie tylko na doznania czysto estetyczne, ale też przeszkadza w rozgrywce, szczególnie biorąc pod uwagę to, że bardzo często musimy wykonać dosyć precyzyjne skoki czy inne ruchy. W połączeniu z nienajlepszym sterowaniem, bardzo często dającą ciała kamerą i przede wszystkim kurewskim lagiem, kierowanie bohaterem jest po prostu uciążliwe. A skakania, wspinania się czy turlania mamy tu sporo. Najgorszym chyba elementem zabawy jest wspominanie się na Trico, którego to musimy doświadczać notorycznie, a jest absolutnie skiepszczone. Chłopak gubi kierunki, spada, chwieje się, kamera żyje własnym życiem, a my musimy praktycznie w każdej lokacji po kilka razy to wchodzić, to zeskakiwać na bestię. A "walka" ze zbrojami to już w ogóle paraolimpiada.

Mam w zwyczaju przeglądać sobie forumowe tematy dotyczące aktualnie ogrywanej gierki i nie powiem, czasem lekko uśmiechnąłem się pod nosem czytając posty "TLG defense force", którego przedstawiciele "praktycznie nie mieli dropów" na zwykłej PS4 xD. No ale popremierowa podnieta czasem skutkuje większą tolerancją.

 

W tym wszystkim słynne "nieposłuszeństwo" zwierzaka chyba najmniej mnie denerwowało, może to też kwestia patchy i tego, że aż tak często nie miałem z tym problemu, bo z tego co widziałem to po premierze było w tym aspekcie różnie. Nie zmienia to faktu, że co do zasady gracz często może znaleźć się w punkcie, w którym nie wie, czy on coś źle robi, czy to Trico nie potrafi się ogarnąć. Granica między "urokiem" niesforności zwierza, a utrudnianiem zabawy, czasami jest przekroczona.

 

A co zagrało? Zdecydowanie sam Trico: jego wygląd, animacja, mimo wszystko AI i ta słynna WIĘŹ, która się nawiązuje między nim, a chłopcem/graczem. No te jego zachowania, "mimika", odgłosy momentami są po prostu rozczulające i bardzo wiernie odwzorowujące zachowanie prawdziwego niesfornego psa. Myślę, że każdy, kto ma/miał czworonoga automatycznie może dodać jeden punkt do oceny gry. Najlepszy zwierzęcy towarzysz w historii gier? Myślę, że można się pokusić o takie stwierdzenie.

 

Fajne i przemyślane (choć nie zawsze intuicyjne) są różnego rodzaju zagadki i przeszkody, które musimy pokonać współpracując. Gra, jak to się czasem mówi, wierzy w inteligencję gracza, stąd w zasadzie nie mamy tu podpowiedzi, o jakichś trybach detektywistycznych czy świecących się "ważnych miejscach" nie mówiąc. I spoko, bo faktycznie czułem się trochę jak za dawnych czasów i po raz pierwszy od dawna musiałem coś więcej pokombinować, czy to czysto "akrobatycznie", czy logicznie. W tym wszystkim cieszyła mnie też liniowość przygody i brak rozpraszaczy/gadżetów do zbierania (poza opcjonalnymi beczkami). Idziemy przed siebie i kombinujemy, jak dostać się dalej/wyżej. Choć nie powiem, czasem ten schemat "jesteśmy już blisko, ale nagle spadliśmy w przepaść i musimy zaczynać od nowa" trochę psuje poczucie motywacji. Całość jest utrzymana w typowo Uedowskiej atmosferze mistycyzmu i niedopowiedzeń, no i nie będę udawał, że jestem fanem takich klimatów, ale ma to swój urok i jest jakże odmienne od tego, czym jesteśmy "na co dzień" raczeni przez developerów.

 

Na pewno pochwała należy się muzyce, szkoda tylko, że nie występuje ona częściej. W TLG bardzo dobrze widać, jak dużą różnicę dla budowania emocji potrafi zrobić pojawienie się w tle odpowiedniej melodii. Tak, jak w przypadku Kolosów, do OST będę wracał.

 

Na koniec, tworząc pewną pętlę, wrócę do wizualiów. Abstrahując od wspomnianego już klatkażu, dla mnie gra była zwyczajnie piękna. Trico: wiadomo, świetny design, szczegółowy model (pióra!). Chłopak: ciekawy patent ze swego rodzaju "kreskówkowym" designem. No i rewelacyjna animacja wszystkich postaci. I to oświetlenie! Ogromne przestrzenie (mimo mgły w oddali) prezentowały się epicko i nie zdziwiłoby mnie, gdyby co poniektórzy gracze czuli się nieswoja oglądając na swoich wielkich ekranach niektóre przepaście rozpościerające się pod bohaterami. Inna sprawa, że klasyczny dla gier Team Ico design świata, który można by podsumować jako "kamienie, ruiny, trochę zieleni i okazyjnie woda" po kilku godzinach gry może już trochę wychodzić bokiem, ale wystarczyło, że zmieniła się pora dnia i świat nabrał nowego blasku. Nawiązując jeszcze do wspomnianego przeze mnie czytania popremierowych opinii na FPE: o ile w stosunku do fpsów wiele osób miało wyjątkowo dużą tolerancję, tak za grafikę grze się dostawało trochę za mocno. Śmiem wątpić, żeby PS3 mogło wyświetlić coś takiego (nawet w obniżonej rozdziałce), a już gadanie o poziomie PS2 to zwyczajny absurd. Odpaliłem sobie SotC HD na PS3 i różnica jest, nomen omen, kolosalna. Jasne, poszczególne elementy szału nie robią (tekstury, odbicia czy fizyka wody, aliasing), ale całokształt zrobił na mnie duże wrażenie.

 

No także kończąc ten przydługi wywód: gra była, a jakże, mocno specyficzna. Dobra odmiana od typowych hiciorów, ale jak na dzisiejsze standardy nie byłoby dużą złośliwością powiedzieć, że w trochę krótszym wydaniu to mógłby być bardziej rozbudowany indyk. Jeśli chodzi o odczucia "duchowe", to tutaj nie będę się silił na natchnione wrażenia, nie jestem już na etapie ronienia łez przy gierkach, ale było parę emocjonujących czy, powiedzmy, wzruszających motywów, a samo zakończenie jest w tym temacie naprawdę angażujące i po prostu bardzo dobre. TLG na pewno warto sprawdzić, ale ZDECYDOWANIE na PS5, względnie na Prosiaku, no i z odpowiednim podejściem, nie zniechęcając się na początku.

 

 

  • Plusik 5
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, kotlet_schabowy napisał:

Fakt, trochę niekonsekwencji było w tym poziomie trudności (choć mi się sam system walki bardzo podobał, takie casualowe Soulsy, prędzej wyjebałbym te ogniska i odradzanie się przeciwników), a dodając do tego długie loadingi po śmierci bywało niemiło, ale generalnie bardzo ciepło wspominam tę grę. Ja ostatnio ukończyłem:

 

The Last Guardian

 

Do gry miałem duży dystans, a całą epopeję związaną z przenoszeniem premiery, platformy docelowej itd. śledziłem z umiarkowaną ciekawością (zresztą są gierki, które dłużej nie mogły się doczekać wydania). Może to też za sprawą tego, że żadnym wielkim wyznawcą Uedy nigdy nie byłem (Ico zupełnie do mnie nie trafiło, za to SotC uważam za świetny tytuł, ale nic ponad to). To tak na wstępie, po którym przejdę od razu do problemów tej gry, bo za parę miesięcy/lat to niestety pewnie będzie moje pierwsze skojarzenie, kiedy będę ją wspominać.

 

Otóż gra na zwykłej PS4 działa tragicznie. W tej formie na bazowej konsoli po prostu nie powinna się ukazać i uważam, że słowo "skandal" nie byłoby tu przesadą. To nie są spadki animacji, to jest stały, trwale obniżony framerate, który przez większość rozgrywki oscyluje w okolicach 20-25 klatek, z dosyć częstymi spadkami grubo poniżej 20. Jest różnica między okazyjnym szarpaniem, a graniem praktycznie cału czas w slow-mo. Cóż, ominęły mnie Kolosy na PS2, to teraz poczułem namiastkę tamtego doświadczenia xD. Co więcej, ten problem wpływa nie tylko na doznania czysto estetyczne, ale też przeszkadza w rozgrywce, szczególnie biorąc pod uwagę to, że bardzo często musimy wykonać dosyć precyzyjne skoki czy inne ruchy. W połączeniu z nienajlepszym sterowaniem, bardzo często dającą ciała kamerą i przede wszystkim kurewskim lagiem, kierowanie bohaterem jest po prostu uciążliwe. A skakania, wspinania się czy turlania mamy tu sporo. Najgorszym chyba elementem zabawy jest wspominanie się na Trico, którego to musimy doświadczać notorycznie, a jest absolutnie skiepszczone. Chłopak gubi kierunki, spada, chwieje się, kamera żyje własnym życiem, a my musimy praktycznie w każdej lokacji po kilka razy to wchodzić, to zeskakiwać na bestię. A "walka" ze zbrojami to już w ogóle paraolimpiada.

Mam w zwyczaju przeglądać sobie forumowe tematy dotyczące aktualnie ogrywanej gierki i nie powiem, czasem lekko uśmiechnąłem się pod nosem czytając posty "TLG defense force", którego przedstawiciele "praktycznie nie mieli dropów" na zwykłej PS4 xD. No ale popremierowa podnieta czasem skutkuje większą tolerancją.

 

W tym wszystkim słynne "nieposłuszeństwo" zwierzaka chyba najmniej mnie denerwowało, może to też kwestia patchy i tego, że aż tak często nie miałem z tym problemu, bo z tego co widziałem to po premierze było w tym aspekcie różnie. Nie zmienia to faktu, że co do zasady gracz często może znaleźć się w punkcie, w którym nie wie, czy on coś źle robi, czy to Trico nie potrafi się ogarnąć. Granica między "urokiem" niesforności zwierza, a utrudnianiem zabawy, czasami jest przekroczona.

 

A co zagrało? Zdecydowanie sam Trico: jego wygląd, animacja, mimo wszystko AI i ta słynna WIĘŹ, która się nawiązuje między nim, a chłopcem/graczem. No te jego zachowania, "mimika", odgłosy momentami są po prostu rozczulające i bardzo wiernie odwzorowujące zachowanie prawdziwego niesfornego psa. Myślę, że każdy, kto ma/miał czworonoga automatycznie może dodać jeden punkt do oceny gry. Najlepszy zwierzęcy towarzysz w historii gier? Myślę, że można się pokusić o takie stwierdzenie.

 

Fajne i przemyślane (choć nie zawsze intuicyjne) są różnego rodzaju zagadki i przeszkody, które musimy pokonać współpracując. Gra, jak to się czasem mówi, wierzy w inteligencję gracza, stąd w zasadzie nie mamy tu podpowiedzi, o jakichś trybach detektywistycznych czy świecących się "ważnych miejscach" nie mówiąc. I spoko, bo faktycznie czułem się trochę jak za dawnych czasów i po raz pierwszy od dawna musiałem coś więcej pokombinować, czy to czysto "akrobatycznie", czy logicznie. W tym wszystkim cieszyła mnie też liniowość przygody i brak rozpraszaczy/gadżetów do zbierania (poza opcjonalnymi beczkami). Idziemy przed siebie i kombinujemy, jak dostać się dalej/wyżej. Choć nie powiem, czasem ten schemat "jesteśmy już blisko, ale nagle spadliśmy w przepaść i musimy zaczynać od nowa" trochę psuje poczucie motywacji. Całość jest utrzymana w typowo Uedowskiej atmosferze mistycyzmu i niedopowiedzeń, no i nie będę udawał, że jestem fanem takich klimatów, ale ma to swój urok i jest jakże odmienne od tego, czym jesteśmy "na co dzień" raczeni przez developerów.

 

Na pewno pochwała należy się muzyce, szkoda tylko, że nie występuje ona częściej. W TLG bardzo dobrze widać, jak dużą różnicę dla budowania emocji potrafi zrobić pojawienie się w tle odpowiedniej melodii. Tak, jak w przypadku Kolosów, do OST będę wracał.

 

Na koniec, tworząc pewną pętlę, wrócę do wizualiów. Abstrahując od wspomnianego już klatkażu, dla mnie gra była zwyczajnie piękna. Trico: wiadomo, świetny design, szczegółowy model (pióra!). Chłopak: ciekawy patent ze swego rodzaju "kreskówkowym" designem. No i rewelacyjna animacja wszystkich postaci. I to oświetlenie! Ogromne przestrzenie (mimo mgły w oddali) prezentowały się epicko i nie zdziwiłoby mnie, gdyby co poniektórzy gracze czuli się nieswoja oglądając na swoich wielkich ekranach niektóre przepaście rozpościerające się pod bohaterami. Inna sprawa, że klasyczny dla gier Team Ico design świata, który można by podsumować jako "kamienie, ruiny, trochę zieleni i okazyjnie woda" po kilku godzinach gry może już trochę wychodzić bokiem, ale wystarczyło, że zmieniła się pora dnia i świat nabrał nowego blasku. Nawiązując jeszcze do wspomnianego przeze mnie czytania popremierowych opinii na FPE: o ile w stosunku do fpsów wiele osób miało wyjątkowo dużą tolerancję, tak za grafikę grze się dostawało trochę za mocno. Śmiem wątpić, żeby PS3 mogło wyświetlić coś takiego (nawet w obniżonej rozdziałce), a już gadanie o poziomie PS2 to zwyczajny absurd. Odpaliłem sobie SotC HD na PS3 i różnica jest, nomen omen, kolosalna. Jasne, poszczególne elementy szału nie robią (tekstury, odbicia czy fizyka wody, aliasing), ale całokształt zrobił na mnie duże wrażenie.

 

No także kończąc ten przydługi wywód: gra była, a jakże, mocno specyficzna. Dobra odmiana od typowych hiciorów, ale jak na dzisiejsze standardy nie byłoby dużą złośliwością powiedzieć, że w trochę krótszym wydaniu to mógłby być bardziej rozbudowany indyk. Jeśli chodzi o odczucia "duchowe", to tutaj nie będę się silił na natchnione wrażenia, nie jestem już na etapie ronienia łez przy gierkach, ale było parę emocjonujących czy, powiedzmy, wzruszających motywów, a samo zakończenie jest w tym temacie naprawdę angażujące i po prostu bardzo dobre. TLG na pewno warto sprawdzić, ale ZDECYDOWANIE na PS5, względnie na Prosiaku, no i z odpowiednim podejściem, nie zniechęcając się na początku.

 

 

Ja planuje jeszcze raz zaliczyć na ps5 z lepszym klatkarzem, świetnie mi się w to gralo. 

Odnośnik do komentarza

Streets of Rage 4 (PC) - świetna gra dla fanów klasycznych Beat'em upów. Jak ktoś się zagrywał w Punishera, Cadillacs and Dinosaurs albo stare SOR to poczuje się jak w domu. Oprawa została podciągnięta do dzisiejszych standardów, wszystkie postacie mega ostre a tła ociekają w detale. Animacje ruchów wyglądają jak wyciągnięte z końcówki lat 90tych, nie mają kosmicznej ilości klatek, prawie zawsze są czytelne i czuć impakt ciosów (nie ma efektu animacji z flasha).

Ilość ataków nie jest jakaś wielka ale wszystkie mają swoje zastosowanie i można elegancko klecić combosy. Trochę brakowało mi biegu u wszystkich postaci i bloku (przyzwyczajenie z River City Girls). Od początku mamy 4 postacie do wyboru, każda całkiem inna (do odblokowania jest parę więcej). Dostępne jest parę trybów i z 6 poziomów trudności które zmieniają ilość przeciwników (a nie tylko ich HP), więc jak ktoś będzie chciał to i z 30h może spędzić. Ja ukończyłem całą kampanię na Normalu (bez żadnego problemu) i pierwszy poziom na Mania+ (jest sieka ale do ogarnięcia) i mi starczy.

River City Girls bardziej trafiło w mój gust (odblokowywanie kolejnych ataków, elementy RPG, styl graficzny) ale nie był bym zaskoczony jakby dla kogoś innego SOR4 to było 9+/10. Na pewno każdy powinien spróbować tej gry (tak samo jak RCG). 8/10

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...